Dlaczego Włosi tak są w sobie zakochani?
Jak wszystkie uogólnienia i ten tytuł nie jest całkiem prawdziwy. Jest wręcz fałszywy, ale warto się nad nim nieco zastanowić. Otóż wydawało mi się, że znam odpowiedź na to pytanie, bo znam Włochy, wielu Włochów, ich kulturę, zabytki, historię i oczywiście kuchnię.
A wszystko to osiągnąłem po ponad 30 podróżach po Półwyspie Apenińskim, zwiedzeniu najważniejszych miast i muzeów, nauczeniu się podstaw języka, by umieć się porozumiewać w podstawowych sprawach i czytać ze zrozumieniem gazety, wreszcie po ugotowaniu paru setek włoskich dań, co nie jest w tym przypadku bez znaczenia. Tymczasem…
Przeczytałem (z wypiekami na twarzy) książkę Macieja A. Brzozowskiego „Włosi. Życie to teatr” wydaną przez Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, i całe moje zarozumiałe myślenie o Italii gdzieś wyparowało.
Brzozowski – choć wie o Włochach i Włoszech znacznie więcej niż ktokolwiek inny mi znany – nie twierdzi, jak ja przed lekturą jego dzieła, że zna ten kraj na wylot. A jednak potrafił zainteresować zakochanego i w kraju, i w ludziach maniaka „włoszczyzny” tak, że przeczytałem książkę dwukrotnie z rzędu i zapamiętałem z niej wszystko, co najważniejsze.
Zrozumiałem np. różnice dzielące mieszkańców różnych (nawet często sąsiednich) regionów i ich przyczyny (historia państewek i księstw oraz proces jednoczenia się i powstawania królestwa Italii), pojąłem problemy językowe utrudniające porozumiewanie się np. Piemontczyków z Sycylijczykami czy mieszkańcami Sardynii, zapamiętałem też, że nie wolno lekceważyć kwestii wymowy podwójnych spółgłosek w wielu włoskich wyrazach, bo można się narazić nawet na zasadnicze kłopoty. (Penne – to pyszne kluski, ale pominięcie podwójnego „n” powoduje, że zamawiając w barze „pene con funghi”, prosimy o „penisa z grzybkami”, co nie wszystkich gości knajpki musi rozbawić.
Sporo miejsca w książce zajmuje jedzenie. O tym, że włoska kuchnia nie istnieje, lecz funkcjonują tu od setek lat kuchnie regionalne (i to znacznie mniejsze niż znane z podziału administracyjnego regiony), wiedziałem od dawna, ale dowiedziałem się m.in., czemu północ jest maślana i ryżowa, a południe oliwne i makaronowe. No i chyba zrozumiałem, dlaczego Włosi kochają tylko własną kuchnię.
Kuchnia łączy Włochów skuteczniej niż Garibaldi. U jej podstaw, niezależnie od regionu, zawsze znajdujemy mąkę, masło, oliwę, ser czy wino. A także pewne zakodowane we włoskich genach zwyczaje: powszechną niechęć do mrożonek, zagranicznego jedzenia, preferowanie potraw świeżych, prostych, niewymagających specjalnie kunsztownej obróbki i używanie, o ile nawet nie nadużywanie, produktów sezonowych. Włochy to chyba jedyny kraj na świecie, w którym pomarańcze je się tylko przez sześć miesięcy w roku. Każda pora roku ma swoich gastronomicznych celebrytów, którzy już miesiąc później popadają w roczną niełaskę. Jedzenie dobre to jedzenie kolorowe, świeże, radosne, które niczego nie udaje i smakuje tak, jak wygląda. (…)
Wielkie kulinarne zróżnicowanie jest, jak prawie wszystko inne, efektem pełnej wojen i najazdów przeszłości i podziału na księstewka, miasta-państwa czy królestwa. Typowe dla regionu Emilia potrawy wywodzące się z tradycji longobardzkiej i francuskiej oparte są na wołowinie, wieprzowinie, maśle i mleku. Z kolei w sąsiedniej Romanii widać wpływy kultury pasterskiej Państwa Kościelnego z jej serami owczymi i baraniną. A Sycylia? To prawdziwy kocioł wpływów arabskich, hiszpańskich czy francuskich.
Zabawnym pomysłem lecz wielce pożytecznym dla czytelników jest ostatnia część książki, w której autor zamieszcza alfabet ważnych (zwłaszcza dla niego) postaci, książek, filmów i – co oczywiste – potraw.
Dawno nie czytałem tak fajnej, napisanej ze swadą, humorem i wielkim talentem narracyjnym książki. Życie we Włoszech to prawdziwy teatr, w którym na szczęście i ja biorę udział.
Komentarze
Dzien dobry,
Gospodarzu, bardzo przepraszam ale w pierwszym zdaniu felietonu chochlik namieszal :(. Tytul ksiazki to: ‚Wlosi. Zycie to teatr’
Ale taką książkę można napisać o jakimkolwiek kraju złożonym z dawnych małych państewek. Ja akurat obracam się w orbicie niemieckiej i jest kropka w kropkę to samo. Słynny wywiad, jaki udzielił telewizji ciężko zdyszany kolarz na mecie, a po skończeniu jego wypowiedzi dziennikarz zwrócił się do widzów: „Czy państwo zrozumieli chociaż jedno słowo”?
„Madryt albo Mediolan. Byle by to były Włochy” – powiedział jeden niemiecki piłkarz zapytany o dalszą karierę 😉
– Vino bianco, vino rosso?
– Obojętnie. Ale żeby mi było al dente 😎
Włochy też lubię, najbardziej południe, a jeszcze bardziej Sycylię.
A na razie zapraszam chętnych na wschodnie rubieże Europy, gdzie i wino jest, choć mołdawskie, nie włoskie, a i inne, może mniej oczywiste atrakcje – dwa ostatnie wpisy:
http://bajarkowe.blogspot.com/
Bardzo lubię Włochy i Włochów. Książkę przeczytam z zainteresowaniem. Dziękuję za rekomendację 🙂
Przeczytam, mimo typowo seksistowskiej okładki 👿
Z posługiwaniem się językiem obcym trzeba bardzo uważać 😉
Tutaj niebezpieczeństwo kryje się w pominięciu jednej litery. W Chinach przestrzegano nas przed mówieniem „cześć” po „ichninemu”. Wystarczyło źle zaakcentować i wychodziło z tego „fuck you” 😯
Piękna ta Bukowina i bardzo barwna, ale dla mnie odległa jak Andaluzja i 500 km dalej niż Palermo 🙁
Dla mnie Andaluzja, a tym bardziej Portugalia też daleka, a dało radę i to bez samolotu 😉 Rumunia jest bliska mojemu sercu, a i odległościowo da się wytrzymać. Rumunia, szczególnie wschodnia i prowincjonalna jest dla tych, którzy nie boją się nieznanego, nieprzewidywalnego, nie boją się ludzi może mniej zadbanych, może odmiennych mentalnie od tych z Europy Zachodniej, ale serdecznych i pogodnych. To normalny kraj europejski, są dobre główne drogi, dobre hotele, jest komfort. Ale jest i egzotyka, jest i autentyczna przeszłość przechowana na prowincji. Za to ją uwielbiam 🙂
Dla kobiet lubiących styl etniczny: można kupić autentyczne haftowane bluzki, serdaki, pasy, chusty. W kolejnym wpisie, pewnie za kilka dni pokażę taki sklepik.
Bejotko,
dziękuję za zabranie mnie w tak piękną podróż 😆
Jagodo, a może kiedyś w realu? To jest łatwe logistycznie, a i finansowo dużo lżejsze, niż podróże w innych kierunkach 🙂
Nemo,
niecierpliwie czekam na komentarze do Twoich ostatnich zdjęć 🙂
Cały czas wspominam ciepło wirtualne zaproszenie i możliwość udziału w afrykańskim ślubie Twojej córki. To było dla mnie dobre i mocne przeżycie 😎
Dziękuję 😆
A propos „pene” to wyraz ten w języku włoskim ma wiele znaczeń, nie tylko to jedno anatomiczne, ale rozumiem, że polskiego czytelnika nie rozbawią np. „męki z grzybami” 😉
Dobrze jest wiedzieć na przykład, że „soffrire le pene dell’inferno” nie znaczy jednak „cierpieć jak p.nis w piekle” 😉
Bejotko,
byłam w Rumunii kilka razy, ale przed zmianą ustrojową. I bardzo polubiłam ten kraj i ludzi 😎
Potem, przyznam się bez bicia, wystraszyłam się 😳 Tyle krążyło, mrożących krew w żyłach opowieści 😯
Nie ukrywam, że Ty i Ewa przywracacie mi odwagę. I pewnie któregoś dnia …. 🙂
Jagodo,
Naprawdę warto. Rumunia ma wiele do zaoferowania i z przyjemnością to odkrywam.
Jagodo, jak znajdę czas, to podpiszę.
W Rumunii byłam dotąd dwa razy, mam tam też swoje prywatne kontakty, ale Bukowina nie była mi nigdy po drodze.
Jagodo, gdy byłam pierwszy raz w Rumunii, to dopiero krążyły opowieści, w nich Dracula razem z Cyganami siedzieli za każdym krzakiem i tylko czyhali na „białych ludzi” z Polski 😀 Rumunia to jeden z najbardziej przyjaznych krajów, w jakich byłam, a Rumuni, w tym Cyganie, są bardzo serdeczni, otwarci i gościnni.
Przecież Ty nie ulegasz stereotypom? 😉
Nemo, to wszystko przed Tobą, bo w Rumunii najpiękniejsza Bukowina i Maramuresz, zdecydowanie najciekawszy region – Ewo, czy zgadzasz się z moją opinią?
Bejotko,
coz za piekny reportarz!!! Dziekuje, objrzalam na wstrzymanym oddechu.
Nemo powinna powtorzyc niektore swoje. Ja osmielilam sie cos z nich zachowac…. Przyznaje sie bez bicia,ze czasem do nich wracam. Cudne I sensownie pokazane.
Az sie wybilam ze snu…..
Niunia, zawstydzasz mnie, dzięki 😳
Ja lubię wracać tutaj
I tutaj
Bejotko,
Tak jakby czas inaczej płynął…
🙂 https://www.youtube.com/watch?v=4SEKG0fknZM
nie ze wzgledu na meska solidarnosc, ale zgadzam sie z Torlinem i moge miec tylko nadzieje, ze Torlin nie obrazi sie z tego powodu
przedstawiana pozycja jest tasiemcowa, jak wiekszosc tego typu. pospolita wyliczanka. bez ikry. zajawki nie dostaje po prezentowanym fragmencie. nie widze w fragmencie spektakularnych obrazow i nie przypuszczam by mogly by pojawic sie w calosci.
lubie jesli ktos przedstawia przezycia realnie, tzn nie wciska mnie ze wlochy to tylko poezja. czytam oraz slucham jesli ktos jasno a zarazem twardo przedstawia wlasne obserwacje, nawet jesli jest tam i brutalnosc.
z wlasnego doswiadczenia wiem, ze i we wloszech dostrzegalna jest cala masa sprzecznosci, lubie tych autorow, ktorzy toto potrafia zauwazyc i przedstawic, c est la vie, jak to mawiaja starozytni rosjanie
___________________________
tym ktorzy pracuja zycze dobrego weekendu, pozostali maja to na codzien i niech tez pozostana usmiechnieci 😆
Tu można się wygrzać
I tutaj też
A tutaj to dopiero bywa gorąco 😉
Dochodzę powoli do wniosku, że Włochy znam znacznie lepiej i dokładniej niż Polskę 🙁
I że coraz mniej wiem, gdzie poupychałam moje różne albumy ze zdjęciami 🙄
Nemo-patrząc na Twoje zdjęcia tak mi się skojarzyło- pamiętasz może, jak się nazywa gatunek makaronu na Sycylii, takie grube,mięsiste świderki?
W sklepach często sprzedawane jako świeży makaron, nie suszony.
Dobre do zawiesistych sosów.
Jedliśmy parę razy i chodzi za mną do dzisiaj 🙂
Busiate?
Są jeszcze torchiette i trofie, ale to z innych regionów. No i gnocculi.
Tu jest więcej sycylijskich specjałów
Tak, to te ze zdjęcia. Dziękuję.
Zawsze, kiedy sobie przypomnę o kolacji w Castellammare del Golfo, mózg podsyła mi przed oczy i na język obraz i smak busiate właśnie, z prostym, pomidorowo-śmietanowo-homarowym(i chyba ze zmielonymi skorupkami tegoż, sądząc po smaku) sosem.
Nie dziwię Ci się, że lubisz tam wracać 🙂
My byliśmy jak do tej pory raz, ale też wrócimy. Kiedyś na pewno. Z tym samym modus operandi, czyli wszędzie tam, gdzie nie dotarł Ląli Planet 😉
Bejotko,
na początku lat 90. i u nas bywało niebezpiecznie na drogach. Przypadki rabowania samochodów bywały wcale nie takie rzadkie 🙁
Aktywna była mafia, nie podam kraju, żeby nie karmić Wstrętnego Stereotypia 👿
Myślę, że inną przyczyną wycofania się z odwiedzania tamtych terenów, było też to, że otworzył się nagle przed nami cały świat 😯 A że nie byliśmy już najmłodsi, to staraliśmy się jak najszybciej nadrobić stracony czas 😎
Wygląda na to, że przyszła pora wrócić na stare, piękne szlaki 🙂
Krzychu,
mam pytanie. Czysto teoretyczne. Dostajemy co roku katalogi z biura turystycznego, z którym kiedyś podróżowaliśmy. Specjalizuje się ono w tak zwanych podróżach egzotycznych.
W tym roku, po raz pierwszy, oferuje wycieczkę do Australii i Nowej Zelandii. Kiedy porównałam cenę dwutygodniowej wycieczki, wyszło mi, że lecąc tam na własną rękę, miałabym za tę cenę co najmniej kilka takich wycieczek.
Zastanawiam się, jaki byłby miesięczny koszt samodzielnego pobytu w Korei Południowej. Mam na myśli hotel, wyżywienie, komunikację. Na ile łatwo porozumieć się w Korei po angielsku. W Chinach taka możliwość jest niewielka. Stąd do Chin nie zaryzykowałabym samodzielnej wyprawy.
Na Sycylię wracam jak do domu.
Nasze dziecko nauczyło się tam chodzić (na plaży Heraclea Minoa), w znajomych sklepach co roku znajome, zaprzyjaźnione twarze, ciepłe morze i puste plaże, bo jeździmy przeważnie jesienią… Ciągnie mnie tam strasznie.
No i na koniec pobytu zawsze wizyta w oleificio po świeżo wyciśniętą oliwę. Eh… Nawet cenę płacimy od lat tę samą, choć wszystko wokół drożeje.
Jak na Lipari wynajmowaliśmy kilka razy to samo mieszkanie, to też za pierwszą cenę ustaloną jeszcze w lirach, potem przeliczoną na euro.
Signor Giardini po prostu pytał, ile płaciliśmy ostatnio…
Jesień i wiosna to najlepsza pora na podróżowanie po Sycylii, ale chciałabym pojechać raz w lutym, kiedy kwitną drzewa migdałowe.
Krzychu, piszesz o Castellammare del Golfo, mieszkaliśmy kilka tygodni października tuż obok, we wsi Scopello, piękne wspomnienia, już po sezonie, więc niemal 0 turystów, upału też nie było, ale na tyle ciepło, by kapać się w zatoczkach PN Zingaro 🙂
Jagoda,
rozważaliśmy taką ofertę z biura turystycznego kiedyś, ale tylko dlatego, że było to kilka krajów za jednym zamachem i biuro załatwiało wszystko, od wiz, biletów na promy, łódki po Mekongu etc.
Nie zdecydowaliśmy się.
Przyznaję, że typowego dla zagranicznych blogów po polsku wpisu, o tym ile kosztuje chleb, mleko i pomidor u nas nie ma.
Ale chyba powstanie takowy 🙂
Tak na szybko:
1000 KRW=1 USD(tak na okrągło, jak kto chce się użerać, że na dolara wchodzi 1038 wonów, jego wola, mnie łatwiej liczyć dziesiątkami 🙂 )
Przejazd metrem, autobusem- 1000 KRW.
Hotel, motel, tradycyjny dom hanok- od 40 do 120 USD za noc, za pokój, nie za osobę. Mowa o Seulu, Busan i bardziej obleganych turystycznie miejscach. Można znaleźć nocleg w guesthouse(śpimy u ludzi w domu, trochę jak Bed&Breakfast w UK) ze śniadaniem, za 15 USD od osoby.
Oczywiście można też spać drożej 🙂
Bilet z lotniska w Incheon do Seulu- 14500 KRW za dorosłą osobę.
Bilet na komfortowy autobus dalekobieżny, np z Seulu do Wonju- 12 USD. Z Wonju do Busan-22 USD.
Butelka wody 0,5l- od 350 KRW w supermarkecie do 800 KRW w „Żabce”.
Kawa w Starbucks- około 5000 KRW i więcej, tak samo w lokalnych sieciach kawiarnianych, kawa w Korei jest bardzo popularna.
Obiad dla jednej osoby-od 5000 KRW w barze dla kierowców autobusów na głównym dworcu, poprzez 15000-25000 KRW w restauracji, do stosunkowo drogich restauracji z grillowaną wołowiną.
Język angielski- Seul i Busan- bez większych problemów dla turysty. Na dworcach bilety kupisz czasami najszybciej, pisząc nazwę miejscowości na kartce-problemem jest nasz akcent. Dużo młodych ludzi mówi po angielsku, niektórzy będą zadowoleni, że mogą pogadać, inni się wstydzą. W muzeach, pałacach etc możliwość zorganizowania anglojęzycznego przewodnika. W sklepach, na targowiskach-kalkulator i palce rąk 🙂
W aptece i w przychodni spora szansa, że mówią po angielsku, znają też łacinę. Nie recytują Owidiusza, ale znając składnik leku, można się dogadać.
Generalnie jak wszędzie, kilka podstawowych zwrotów w lokalnym narzeczu wystarczy, żeby sobie poradzić jako turysta.
Ponieważ robi się z tego mały elaborat, sugeruję może bardziej szczegółowe pytania, bo jak się rozkręcę ;)..
Bjk,
W Scopello pierwszy raz w życiu jedliśmy lody karczochowe, a Małżonka przytaszczyła stamtąd ceramiczne rybki, rozgwiazdy i inne, wisiały w poprzednim domu, wplecione w rybacką sieć.
Po przejściu klifami Zingaro, następnego dnia wypożyczyliśmy motorówkę i wtedy już plaża była tylko nasza, znaleźliśmy taką bez dostępu z góry.
Bardzo mi się podobało, że nie ma żadnej infrastruktury gastronomicznej w parku, co wniesiesz, to zjesz,
Nie ma infrastruktury gastronomicznej ani żadnej innej, co mi też się podobało, dokąd dojdziesz, tam będziesz, ile masz jedzenia, tyle zjesz 🙂 No i te węże syczące wokół 😀
Za naszej bytności były całkiem komfortowe sławojki, jakieś 15 minut spacerem od wejścia.
Zgadzam się z Anulą z wczorajszego wieczornego wpisu i nie rozumiem jak ktoś o tak wysublimowanym guście, w tych niskich progach tyle komentarzy dziś zamieścił 😯 . Gdzie ta konsekwencja? Jak na kogoś komu nie zależy i w ogóle jest ponad to zadziwiająco długi koment. Znów po miesiącach spokoju na blogu pojawiła się arogancja, pycha, agresja ? I szarpacka jak to ujęła haneczka. Tylko KTO ja się pytam był głównym autorem owej szarpacki ? Jak się poczułaś Pyro, gdy Nemo wprost zaatakowała redaktora Adamczewskiego. Wiesz już jak to jest i o co niektórzy maja pretensję ? Jak próbujesz bronić dostajesz na odlew. Ku rozwadze.
Torlin, zajrzałam do Twojego bloga, a tam Tykocin! 🙂
Nie wiesz, czy nadal stoi ten dom z gwiazdą? Pamiętam naszą akcję z poruszeniem wszelkich lokalnych władz i mediów z przeganianiem krów z kirkutu, miały między macewami pastwisko. Udało się, ale na jak długo? Nie zauważyłęś, w jakim stanie jest kirkut obecnie?
Tosik, ale dzisiaj jest dzisiaj, nie wczoraj, ani rok temu i nijakich szarpacek już nie ma 🙂 Więc może już nie warto tęsknić do niegdysiejszych śniegów?
https://www.youtube.com/watch?v=IN9kxCkrWK0
Niby masz rację Bjk, ale po pierwsze trochę śmierdzi, a po drugie mam właśnie dysonans bo doczytawszy do tyłu wczoraj byliśmy be, a dziś te linki, zupełnie jakby nam tu nagle na blogu nagle poziom wzrósł i już autorka może spokojnie bez obawy o własny upadek intelektualny czy inny się udzielać.
Nemo,
dziekuje Ci bardzo za tyle pieknych wzruszen. Niektore chyba pokazujesz po raz pierwszy?
Tosik, dystans, wyrozumiałość itede. Nikt z nas (ludzi, mieszkańców Ziemi) nie jest bez wad, więc cieszmy się życiem, a nie zatruwajmy je sobie samym i innym. Serio, nie warto. Patrzmy na zalety, nie na wady.
Szkoda życia na wałkowanie w nieskończoność jakichś zaprzeszłych spraw i kultywowanie żalów.
Proponuję RESET i do przodu. Bo:
https://www.youtube.com/watch?v=EKpqIJMCkqM
Krzychu,
dziękuję 🙂
Widzę, że oferta biura jest bardzo mocno wyśrubowana cenowo.
12. dniowa wycieczka, łącznie z przelotem. Czyli na pobyt w Korei zostaje 10 dni. Przelot, zakwaterowanie w 3* hotelach, jeden posiłek – zwykle śniadanie, opłaty lotniskowe, przewodnik, bilety wstępu, przeloty wewnętrzne Busam – Jeju, Jeju – Seul, przejazdy autobusem, standardowe ubezpieczenia za 12 730 PLN.
Do tego trzeba dodać koszty wyżywienia we własnym zakresie, 40 USD na obowiązkowe napiwki, usługi tragarzy, wycieczki i zajęcia fakultatywne.
W programie: Seul, Strefa zdemilitaryzowana, Park Seorak, Gyeongju, Busan, Jeju.
Wydaje mi się to bardzo wygórowaną ceną.
Czy się mylę? 🙄
Tosik,
„wczoraj byliśmy be”?
W czyim imieniu mówisz? Z kim się identyfikujesz?
Z tymi, co dolewają oliwy do ognia, podtrzymują płomyk nienawiści, podjudzają do konfliktów, obrażeni w cudzym imieniu, wciągający innych (Haneczkę, Pyrę) w swoje intrygi…
Nie ma potrzeby zaglądania do cudzych linków, skoro ci „śmierdzą”.
Na tym forum nie da się wyłączyć „for your eyes only”, niestety.
czy to cena od osoby?
spróbuj:
http://www.rainbowtours.pl/korea-poludniowa-oko-w-oko-z-azjatyckim-tygrysem/zakwaterowanie-kor
albo inne biura
E.
Echidno,
od jednej osoby 😉
Dziękuje za podpowiedź. Jak pisałam Krzychowi, moje zainteresowanie, przynajmniej na ten moment jest czysto teoretyczne. No, może trochę podsycane przez linie Emirates, które raz po raz przysyłają oferty swoich promocji. Lot do Seulu proponują za 2 500 PNL.
Ale dobrze wiedzieć, co proponują inne biura 🙂
Jaka teraz jest pogoda w Melbourne? Bardzo nam się spodobało to miasto. Czuliśmy się tam znakomicie. Kłaniaj się miastu od nas 😆
ale to juz nie jest blog kulinarny, tylko wirtualne zebranie pan, ktorym sie ulewa, lub takich, ktore sie polansowac musza na tematy dalekie od kulinarnych, a nie bardzo jest gdzie w realu
Oj! Magdaleno, zazdrosc przez Ciebie przemawia. Ja ciesze sie, ze moge sobie po swiecie ponurkowac za friko, a nieoceniona Namo zawsze znajdzie odpowiedz na nurtujace nas pytania. Szczegolnie kulinarne, ale nie tylko.
Bejotko! Dwie sprawy!
Dom widziałem, bo przeszedłem po wszystkich największych atrakcjach Tykocina, oprowadzany przez prześliczną Białostocczankę =- jest i wygląda jak na tym zdjęciu. Kirkut istnieje jako łąka, bo cmentarz jest, ale bez macew.
Mołdawia Rumuńska, do dzisiaj uważam ten region Rumunii za najpiękniejszy. Tylko że ja byłem tam ostatnio w 1979 roku. Ale musicie mnie zrozumieć, przez cały okres gierkowski człowiek włóczył się po Demoludach, łaził po górach Riła czy Humieńskich, spływał Ropotamo, mieszkał w Budapeszcie czy podziwiał dawny Bukareszt, już nieistniejący. Teraz mam wreszcie możliwość zwiedzenia świata, więc do dawnego kadeelu się nie wybiorę. Tyle jest jeszcze ze świata do zobaczenia.
—————-
Szaraku!
Właśnie o tym pisałem. Taki tekst można napisać o Niemczech, Francji, Hiszpanii. Dobrze, że jest wydana, ale nie wiem, czy należałoby padać przed nią na twarz.
————–
Jagodo!
jest to rzecz dla mnie niezrozumiała. Dlaczego to jest „seksistowskie”? Czy jakiekolwiek pokazanie na okładce części ciała kobiety, ale takiej części, którą kobieta normalnie pokazuje na ulicy, jest seksistowskie? Nogi? Bo rozumiem, gdy będzie ona nago, z gołymi piersiami, ale nogi są seksistowskie?
Niestety, już dawno można zauważyć, że wszystkie ruchy mające na celu doprowadzenie jakiejś tam sytuacji do normalności po pewnym czasie stają się karykaturą samej siebie. Walka z pedofilami kończy się tym, że matka boi się fotografować swoje dzieci nago w wannie, walka z przemocą w rodzinie kończy się tym, że 5-latek rządzi w rodzinie (ostatnio był artykuł w polskiej prasie o Szwecji).
Droga Jagodo, seksistowska to jest reklama gołej modelki z wypiętą pupą reklamującą gładź, a nie nogi kobiece. A jak będzie pokazany tors mężczyzny, to też będzie seksistowski?
Nie ma to jak krytyka wpisów blogowiczów – i nic kulinarnie do wrzucenia, ani w ogóle nic, tylko ochrzanić towarzystwo kulinarnie 😉
Ja zawsze kulinarnie donoszę, gdziekolwiek jestem. Zawsze z każdej podróży zamieszczam zdjecia i zawsze piszę na blogu z mojej już nieco padniętej delli. Można sprawdzić na moim serwerze, podaję zdjęcia, a wpisy piszę na blogu.
Zauważyłam Magdaleno, że zarzuciłaś mi, że to nie jest blog podróżniczy. Od zawsze piszę na blogu o kulinariach, gdziekolwiek jestem, na przykład tam:
http://bartniki.noip.me/news/Rapa_Nui-J/14.Sewicze.jpg
lubię być kobietką …. 🙂
Jak powiedziała Królowa (nie wiem czy ta ): jeśli stoisz w miejscu, to się cofasz …
a ja zaraz wrócę … po wakacjach z wnuczkami … kto mnie lubi niech się czuje przytulony… 🙂
Alicjo,
przelec prosze jeszcze raz to co pokazala Nemo, bo chyba nienawisc I zapieklosc wzrok Ci maci…. „kulinariow” do wypeku!
Bejotka nie skupia sie na kulinariach. To sa zdjecia, ktore zamieszcza na swoim blogu, a nam laskawie je udostepnia. Good for her!
Zastrzegam, ze nie jestem niczyja rzeczniczka.!
Torlinie,
rzecz w tym, że nogi kobiece, wyeksponowane, bez twarzy tej kobiety, trudno uznać za „jakąkolwiek” część ciała 😉
Nie czarujmy się, kobiece nogi, zwłaszcza tak atrakcyjne, budzą skojarzenia o charakterze seksualnym. Tymczasem książka nie dotyczy butów, rajstop, kremu do pielęgnacji stóp …. Nie jest to nawet książka o urodzie włoskich kobiet. Książka traktuje o zdecydowanie szerszej tematyce. Redukowanie przekazu, jakim jest okładka, do skojarzeń o charakterze seksualnym wystawia kiepskie świadectwo wydawnictwu. Po pierwsze odwołuje się do, ważnych i przyjemnych instynktów 😉 ale jednak pozaintelektualnych. Po drugie bierze udział w obniżaniu standardów, poprzez instrumentalizację ciała kobiecego.
Tors męski pokazany na okładce tej konkretnie książki również, w mojej opinii, miałby charakter seksistowski 🙁
W jednym i w drugim przypadku treść książki nie uzasadnia wywoływania skojarzeń o charakterze seksualnym.
Przykłady reklam, które podajesz, są ilustracją bardziej nasilonego seksizmu 😎
Twoja uwaga dotycząca nadgorliwości jest jak najbardziej słuszna. Pytanie, co zrobić żeby zachować równowagę i nie popadać z jednej skrajności w drugą? To jest poważny problem 😎
Chętnie zapoznam się z Twoimi argumentami na rzecz tezy, że okładka nie ma charakteru seksistowskiego 🙂
Lubię Cię Jolinku 🙂
Dziękuje za przytulenie 😆
Alicjo,
tak to prawda ; piszesz, I pokazujesz, I pokazujesz I piszesz…. 🙁
Przytulam się do Komitetu Powitalnego 🙂
http://bartniki.noip.me/news/Warszawa2010/img_2766.jpg
niunia,
skąd ta zasmucona mina?
Nie, nie zamierzam się stąd wynosić z furkotem spódnic, zawsze tu jestem, odkąd blog istnieje, nie widzę podwodu do opuszczania kawiarenki, która lubię i ludzi, których lubię.
Alicjo Ty masz trolla, red. Adamczewski ma trolla powinnaś być dumna bo to zacne towarzystwo 🙂
Moje zdjęcie w maju 2010, rzeczywiście zacne towarzystwo i jak na mnie, mieszkankę Kanady, znam osobiście chyba najwięcej blogowiczów.
Spotykamy się na Zjazdach i po drodze, mnie nie zawsze jest po drodze, ale układam wyjazdy do Polski tak, żeby być na Zjeździe w Żabich Błotach.
Nie wiem, kto jest moim trollem, jak musi, to niech jest 🙄
Alicjo sweterek niebieski cięgle lubię … 🙂 … włosy ciągle mam w projekcie … ten czas spotkania z Tobą i innymi z blogu to super czas … 🙂
Jagodo miło mi … 🙂
no dobra trzeba chałupę ogarnąć … truskawki zamrożone … reszta jutro do spakowania …
Pyro udanej imprezy .. 🙂
Według moich obserwacji Alicjo niunia jest Twoim, kto wie może to zresztą jeden i ten sam troll 🙂
Jolinku, dziękuję za przytulenie! Dziękuję też za pesto rzodkiewczane! Centusiowe serce się mi raduje, że nie muszę wyrzucać!
To był maj, pachniała Saska Kępa…
http://bartniki.noip.me/news/Warszawa2010/
Tosiku,
dziękuję za podpowiedź, ja nie rozumiem takiego „trollowania” ani zmieniania ksywek, niepoważne po prostu (moim zdaniem).
Ale jak ktos musi, to niech ta 🙄
Jolinku – a dokąd się udajesz na wakacje?
Tosik,
to ja Ciebie klasyfikuje jako trolla. Masz wszelkie jego znamiona.
Co do Swiss Chalet to bardzo podoba mi się taki koncept i w Polsce brakuje takich miejsc moim zdaniem. Dobry standard o ile faktycznie jest smaczne 🙂
Alicjo,
mna sie absolutnie nie przejmuj. Pokazuj I pisz, pisz I pokazuj. 🙂
Dziękuję za pozwolenie pisania i ilustrowaniana blogu Piotra Adamczewskiego, Niunio 😉
Tosik,
w Polsce nie widziałam żadnych takich „fast food” typu Subway, a jest to rzeczywiście znakomity pomysł, jesz co chcesz, przyrządzasz sobie kromuchę, jak ci pasuje.
Przedsiębiorcze osoby – do roboty 🙂
Jak się lepiej rozejrzeć…
O, Subway jest nawet niedaleko mnie i to w dwóch miejscach. Przy okazji obejrzę sobie z bliska. Takie miejsca , zwłaszcza usytuowane w centrach handlowych cieszą się powodzeniem.
Wróciłam trochę zziębnięta z teatru na plaży, mimo że byłam ciepło ubrana i miałam własny kocyk. Od morza wiał lekki wiatr i było tylko 12 st.C. Ale dla Teatrzyku Zielona Gęś Gałczyńskiego warto było.
Jolinku,
miłego pobytu na wywczasach. Masz już doświadczenie z tymi panienkami, więc pewnie będzie bardzo przyjemnie. Ale i odpowiedzialność duża.
Jolinku, wygląda na to, że umkniesz tu nam(!) na parę długich chwil.
Ładnie, że z wnuczkami i koleżanką. Też tak robiłem wielokrotnie i wiem, że może być przyjemnie.
Życzę więc udanych, ciekawych, ale i ze wszechmiar bezpiecznych wakacji!
W życiu nie byłem w Subway’u a mam go w mojej wiosce o rzut beretem. W McDonaldsie byłem 2x (kawa na nocnej trasie) w życiu nie jadłem BigMaca (parę razy hamburgery na domowych grillach, albo kinderbalach z wnukami) Nigdy nie byłem w KFC, Burger King itp sieciówkach. Jestem tu od ćwierć wieku.
Taki dowcip: „proszę bilet do Rabki – normalny? – pyta kasjerka – nie – porąbany!”
Cichalu,
jak trzeba, to trza! Jadąc od Was, zawsze mamy kromuchy przyrządzone, ogóreczki kiszone, serek Ewy i wszystkie inne wspaniałości 🙂
Jadąc gdzieś, czasami wstępujemy do przybytków. Przydają się, jak trzeba do „przybytku”, a tu frytki smakowicie pachną (moja słabość!)…
Jolinku, miłych i spokojnych wakacji!
Jagoda,
Nie ma za co, wiem cos wiecej, mam mozliwosc, to sie chetnie podziele 🙂
Jezeli biuro nie ma na szyldzie slowa Caritas, to cena wysoka, ale porownywalna zdaje sie.
Sznureczek, ktory podala Echidna juz lepiej wyglada, choc tam zdaje sie cena promocyjna.
Tylko opis wydatkow dodatkowych chyba Twoje biuro ma od sztancy- nie ma czegos takiego w Korei, jak obowiazkowy napiwek. Kelnerka wyleci za Toba z restauracji, tlumaczac, ze zostawilas pieniadze na stole.
Oczywiscie w miejscach, w ktorych jest wiecej stonki, szczegolnie amerykanskiej(jak nie zrzucaja na kartofle u nas, to na Koree) napiwki sa przyjmowane.
Tragarze?? Niby gdzie? To nie Kongo, czy Indie, ze Ci obdartus wyrwie walizke z reki i bedzie ciagnal do kumpla-taksowkarza na lotnisku.
W 3*** hotelu moze trafic sie boy hotelowy, ale nie musi.
Loty wewnetrzne to spore ulatwienie, jak rezerwuje je biuro, bo Koreanczycy, szczegolnie w wolne dni, lataja na Jeju nalogowo. My probowalismy kupic bilety w lutym na maj, juz nie bylo 🙂
Reasumujac-da sie taniej, niz za 4k USD, chocby dzieki promocji z Emirates, odrobinie pracy i poszukiwan w sieci.
Jolinku, miłego wypoczynku i nacieszenia się wnuczkami 🙂 Ja mam właśnie wizytę moich, dom postawiony na głowie, ale ileż radości…
Nemo, cieszę się z Twojego powrotu, zdjęcia cudne, jak zwykle zresztą 🙂 Włochy znam tylko z wakacyjnych wojaży, a chętnie bym się wybrała poza sezonem, może kiedyś 🙂
Jagoda, teraz doczytalem, ze w Rainbow nie ma w programie Jeju, czyli odpadaja loty z ceny. Grosze, ale zawsze.
Policzmy na ta czesc ciala, na ktora Nelson opaske zakladal:
-przelot 800 USD
-hotele-1000 USD
-przejazdy- 300 USD
-wyzywienie 400 USD
-muzea, palace, swiatynie- wejscie to albo nic, albo srednio 5 USD. Przewodnik jak za darmo, to sie go bierze na lunch, jak placisz, to daj mu breloczek z polska flaga 😉
Krzychu,
dziękuje bardzo 😆
Rozumiem, że zrobiłeś szacunki – hotele, jedzenie – na miesiąc?
To by rzeczywiście było bardzo korzystne w stosunku do cen biurowych.
Podejrzewam, ze napiwki mogą być dla kierowców autobusów, którzy zdążyli przejąć zwyczaje amerykańsko – europejskie. I chodzi oczywiście o bagażowych na lotniskach i dworcach a nie o tragarzy. Moja kulpa 😉
Jagoda,
Szacunki na 10 dni, w odniesieniu do oferty biura.
Nie rzucil mi sie w oczy bagazowy na lotnisku, a latam co 6 tygodni. Na dworcu tez raczej kierowca lub wspolpasazer pomoze.
Wakacje z wnukami to faktycznie duża frajda i duża odpowiedzialność 🙂
Wydaje mi się, że zaledwie chwilę temu przygotowywaliśmy wnukowi piaskownicę w naszym ogrodzie i inne atrakcje, stosowne do wieku. Dzisiaj przyjeżdża z grupą przyjaciół i atrakcje są zupełnie inne 😉
Ciepło wspominam wakacyjne spotkania z dziećmi i wnukami Blogowiczów 😆
Zaczęły się wakacje. Nasz dom, jak zwykle, otwarty jest dla „wędrowców na szlaku”. Blogowiczów, ich dzieci i wnuków 😎
Udanego weekendu (jeżeli komuś na tym zależy to popiątku 😉 ) 🙂
Krzychu,
dziękuję 🙂
Lecę do ogrodu, bo chwasty tupią 👿
A potem weekendowy „program” towarzyski 😉
Pozdrawiam 😆
Bjk, jak to w zasadzie jest?
pare lat temu bylem w jednym z miasteczek bedacych satelita katowic. znajoma oprowadzala po okolicy grupe osob z francji o korzeniach zydowskich. kiedy bylismy akurat na pagorkowatych obrzezach miasta znajoma oznajmila szanownemu gronu, nie bez wstydy, ze wlasnie w tym miejscu znajdowal sie cmentarz zydowski.
wystarczylo odgarniecie lisci z podloza i trafialo sie na kamienie opisane hebrajskim pismem. teren ten wykorzystywany jest przez bachorow na roznoraki sposob w zaleznosci od pory roku.
na szanowne grono z francji nie zrobilo to najmniejszego wrazenia. zauwazyli zaklopotanie przewodniczki i oswiadczyli, ze dla nich, nie ma to najmniejszego znaczenia. ani oni, ani ich bliscy nie przywiazuja wielkiej roli do takich miejsc.
po kiego licha zatem ” akcje z poruszeniem wszelkich lokalnych władz i mediów z przeganianiem krów z kirkutu, miały między macewami pastwisko „???
Tosik –> ” … nie rozumiem dlaczego drazysz temat? ”
znasz ten kawal?
jedna lepsza polowa przylozyla drugiej lepszej polowie tak, ze ta druga ocknela sie dopiero po dluzszym czasie i ciekawa byla: dlaczego oberwala?
na to pierwsza lp: to fakt, przypier… , ale nie rozumiem dlaczego drazysz temat?
Hej Barbaro 😀
Gdyby ktoś chciał więcej Włoch to tu jest jeszcze trochę Bolonii i delty Padu
Piemont ze źródłami Padu
La vita ? spesso pi? assurda del teatro
La vita ? spesso pi? as*surda del teatro
I jeszcze trochę Wenecji
Pewnie wszyscy już znają.
Mam 10 kg truskawek do przerobienia na konfitury. Dobrze, że zanosi się na deszcz…
Ridi pagliaccio? 😉
Dobra rada…
?=e
?=u
Okładka zastępcza
Skuter, a za kurtyną nagość
Nemo – Nie, prośba 🙂
Nie przepadałem za Nemo (za sprawą jej irytującej przemądrzałości).
Nabrałem do niej szacunku, gdy opuścila blog i była w swoim postanowieniu konsekwetna. Jak widzę, do czasu.
Nie przepadam za Alicją, bo jest to po prostu osoba „mądra inaczej”.
Nie przepadam za Pyrą, bo jest to typ o wstrętnym charakterze i poglądach koloru – będzie kulinarnie – dojrzałego pomidora.
Kto mądrzejszy, dał sobie z tym blogiem spokój, co i ja uczynię.
PS
Panu Redaktorowi życzę ciekawszego towarzystwa.
Wlasnie wrocilam z Wloch . Jak ktos szuka mocnych wrazen to polecam droge z Neapolu do Amalfi. Przez trzy kwadranse bylam wcisnieta w fotel.
Nemo, ciesze sie, ze jestes.
Do kompletu dorzucam Wiedeń.
A z urlopu trzeba było wrócić
Zrobiłam dziś obiad inspirowany tym przepisem:
http://www.6win.pl/6win/1,108564,16230180,Pomysl_na_obiad_z_winem__Kotleciki_wieprzowe_z_fasolka_.html?utm_source=nlt&utm_medium=email&utm_campaign=6win_dwa_pomysly_na_weekendowy_obiad_270614
Miałam kotleciki cielęce, sos rozrzedziłam małym kieliszkiem białego wina i nie dodałam cytryny, bo musztarda sprawiła, że całość była dość kwaśna. Podałam to z makaronem i bardzo nam to smakowało.
Malgosiu, smakowity pomysl z musztardowym sosem tylko w przepisie zalecaja dodac fasolke do miesa i dusic tylko 5 minut. Na zdjeciu fasolka jest zielona (nie bylaby taka duszona w sosie z miesem). Czepiam sie ale fasolka potrzebuje co najmniej kwadransa gotowania, zeby byla miekka, prawda? Kiedy ja odcedzam, przemywam zimna woda dla zachowania koloru. Pozdrawiam 🙂
Pepegorze, zwracam honor 🙂 Dwa dni temu pisales o kurkach i gorgonzoli. Miales racje, nie zauwazylam, ze Gospodarz pisal o tym serze w polaczeniu z grzybami a ja zauwazylam tylko przepis z nalesnikami i brie. Przepraszam 🙂
Jolinku, udanych wakacji 🙂
Ta fasolka na zdjęciu jest najwyraźniej surowa, ma nieobcięte końce i służy raczej do dekoracji. Też uważam, że conajmniej kwadrans gotowania przy uchylonej pokrywce, inaczej straci kolor.
Ewo,
a byłaś na Wienerschnitzelplatzu?
Dziewczyny macie rację, ja swoją fasolkę blanszowałam najpierw 5 minut, bo uznałam, że w tym musztardowym sosie nie zmięknie 🙂
Nie…
W tekście jest, żeby jej nie przegotować bo traci smak być może w zamyśle była taka twardawa ? Schab moim zdaniem też potrzebuje więcej aby był miękki.
No wlasnie, tez mi sie wydawalo, ze fasolka nie obrana 🙂 ale nie bylam pewna bo z moim wzrokiem coraz gorzej…
Ja też mam kłopoty ze wzrokiem, ale na tym zdjęciu fasolka jest na pewno obcięta z jednej strony.
Co na obiad? Prosz bardzo…nawet kilkoro gości mogłoby się zjawić 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4547.JPG
Zielona fasolka (dojrzałe ziarna fasoli też, zwłaszcza czerwonej) zawiera trujące lektyny i taka półsurowa może spowodować problemy gastryczne.
Ewo,
z tym placem to taki żart, ale znam osobę, która usiłowała go znaleźć 😉
Dobry wieczor ,
O sieci Subway sie nie wypowiem, poza tym , ze juz tam nie jadamy :).
Panowie kolektywnie zamowili typowy angielski obiad (od zera paszteciki z wolowina, sos pietruszkowy, tluczone ziemniaki itp) ale na szczescie wespol-zespol dalismy rade. I jeszcze o pierogach przebakuja! Sloniocy, sloniocy …
Alicjo,
nie bądź sadystką 😉
Nemo,
Tak coś podejrzewałam, ale jakby znajomy się uparł… http://www.schnitzlplatzl.at/
😉
100 lat temu… http://blog.europeana.eu/2014/06/ww1-centenary-historical-photographs/
A po smutku przychodzi radość: https://www.youtube.com/watch?v=VVaQk8hmD1Q
…a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój…
https://www.youtube.com/watch?v=wT_ObQMSs3U
Jagodo,
co roku pojawiają się to tu, to tam, w innych miejscach. Grzybowe schabowe 😉
Ten przepis podany przez Małgosię rzeczywiście powinno się trochę zmodyfikować. Musztarda i cytryna to może być za kwaśne, a jeżeli już dodamy cytrynę, to na sam koniec; przecież w kwaśnym roztworze warzywa gotują się dłużej. A samą fasolkę pokroiłabym na mniejsze kawałki. Jak widać, fotografie potraw nie zawsze pokazują prawdziwe ” oblicze” potrawy. Ale sam przepis jest ciekawy.
Z krótkiego pobytu w Wiedniu przed laty pamiętam też bardzo oryginalną spalarnię odpadów.
http://www.youtube.com/watch?v=PhGL0mTKzcw
A nad nami kolejna już burza 😉
Krystyno,
tę spalarnię śmieci architektonicznie „ubrał” słynny Friedrich Stowasser znany bardziej jako Friedensreich Dunkelbunt (Ciemnokolorowy) Hundertwasser.
Bardzo lubię jego zabawy z formami i kolorami. W Wiedniu i wielu innych miejscach jest sporo jego dzieł. Przebudowywał na kolorowo nawet pruskie dworce kolejowe z czerwonej cegły.
Inne dzieło Hundertwas-sera w Wiedniu
Czekam na moderację, bo zapomniałam, że nawet Stowas-ser jest tu trefny 🙄
Hundertwas-ser nie da się tu zalinkować bez moderacji 🙄
Niestety, na Hundertwas-serhaus zabrakło nam czasu :-(.
Jak je przygotowujesz Alicjo?
Kanie jak schabowe – panierka i na patelnię, Jagodo.
Być może są lepsze sposoby, ale ja znam tylko taki. Trochę duzo ich dzisiaj było 🙄
Elap,
ja po Grecji myślałam, że nie ma takich dróg…zapraszam do Ameryki Południowej, a po tym już chyba nic mnie nie zdziwi 🙂
Doskonale wyczywam to zapieranie się w fotelu i „pomaganie” kierowcy w hamowaniu 😯
Spróbujcie może z:
Stowaser, albo może Tausendwasser, jak u Woody A.
Wybrzeże amalfitańskie jest bardzo cywilizowane, a trasa bezpieczna, choć bardzo eksponowana. Duuużo zakrętów. Najlepiej jechać kabrioletem 😉
W moim górskim lesie są pierwsze kurki!
Nemo,
Twoje zdjecia z Piemontu jak Brzytwa!!
A cudne I przemyslane wszystkie. Dziekuje.
Szkoda kazdy wyraz…..
Teraz juz nasi nowi biesiadnicy – Bejotka I Krzych wiedza, dlaczego tak bardzo brakowalo nam Nemo.
Rozgladam sie po naszym osiedlu, bo pogoda sprzyja, mokro I goraco, ale chyba juz taki niespodziewany wysyp kurek jak dwa lata temu I to w najmniej spodziewanych miejscach juz sie nie powtorzy. Nie mniej, nie moge przejechac nie rozgladajac sie na boki.
Kiedys odbyla sie tutaj dysputa, czy kurki moga byc robaczywe. Otoz moje byly robaczywe I to w duzej czesci.
Alicjo,
zrob wszystko aby zalozyc sobie picasa albo co innego….?
Szkoda, nie obejrzec Twoich wypadow. Krotkich, bo krotkich, ale w jakze egzotycznych I ciekawych miejscach.
Ze nie jak „brzytwa”, mowi sie trudno.
Brzytwa pisze się przez duże B.
Cichal, ja Cię konsekwentnie Ajlowju…
Wzrok, w przeciwieństwie do fotografii, bywa lepszy lub gorszy. Obiad przygotowany przez MałgosięW zjadłbym nawet po ciemku. Kabrioletami także nie gardzę.
Alino – Nikt tak się nie czepia i dusi jak Ty. Nikt.
Bardzo lubię fasolkę uduszoną na amen.
Tak Cichalu, duzymi literami pisze do tych, ktorzy na to zasluguja.
Ty natomiast, ktory walczy o poprawna polszczyzne /w swoim zadufaniu/ robisz liczne podstawowe bledy ortograficzne.
Nie przepraszam, bo to nawet z grubsza okrzesani wiedza. Wszak ortografia to podstawa…
Dobranoc.
Tobie natomiast, bardzo, ale to bardzo dziekuje , za zapodajesz wystepy Polakow w MT. To tez przeciez przejaw kultury wyzszej. Jak by nie bylo sa dyslektycy……
@Niunia
29 czerwca o godz. 0:13
„Teraz juz nasi nowi biesiadnicy ? Bejotka I Krzych wiedza, dlaczego tak bardzo brakowalo nam Nemo.”
Na serwerze u Alicji jest fascynujacy zapis roku z Panem Lulkiem. Przeczytalem wszystko, czasem zagladajac do historii na blogu, dla lepszego ogarniecia.
Jako ze spora czesc Blogowiczow zna sie nie tylko w wirtualnej rzeczywistosci, zakladam ze jak to w realu, nie wszyscy sie lubia i czubia z wzajemnoscia.
Powiem tak: w nosie mam ludzkie animozje. Od nikogo nie oczekuje wiecej, niz sam jestem w stanie zaoferowac. I ciesze sie bardzo, ze znajduje tutaj intrygujacych interlokutorow.
A z ktorej strony tej smiesznej, wyimaginowanej poniekad barykady stoja- to juz nie moje zmartwienie 🙂
Ramadan sie zaczal, mam wokolo mnostwo kwasnych min. I pudelko iranskich daktyli na oslode 😀
Krzychu,
chcialam Wam jedynie udowodnic, ze nasza tesknota za Neno nie jest bezpostwana.
A Pan Lulek to calkiem osobna , a nawet smutna hstoria.
Ale o tym tutaj nie wypada….
To chwalebne, ze Alicja wyluskala I zachowala Panalulkowe
opowiesci. Dobrze, ze pod koniec zycia znanazl ludzi, ktorzy go kochali. Niektory nawet bezinteresownie,
Niunia,
Dziekuje za zwrocenie uwagi na kwestie tesknoty za Nemo.
Mnie na ten przyklad nie trzeba niczego udowadniac 🙂 -umiem czytac :).
Nie wiem, co wypada akurat tutaj, a co nie. Dla mnie Pan Lulek to bardzo ciekawa postac.
Krzychu,
dlatego łapałam te Panalulkowe opowieści z Burgenlandii, miał dar opowiadania, był ciekawym człowiekiem i po różnych przejściach, w tym zdrowotnych. Miałam okazję raz go spotkać na pierwszym Zjeździe blogowym w Kórniku pod Poznaniem. Uroczy człowiek.
Niestety, przeniósł się na te „niebiańskie polany” 🙁
http://bartniki.noip.me/news/Kornik-4/DSC_0178.JPG
No ale każdy z nas si tam z czasem uda, chcąc niechcąc…
Kórnik….nasz pierwszy Zjazd 🙂
…te walczyki leciutkie jak świerszcze…pierwszy zjazd 😉
Niestety, trzeba klikać, bo cholerna picasa dalej nie chce współpracować 🙁
http://bartniki.noip.me/news/Kornik-4/DSC_0091.JPG
Obśmiałam się, oglądając te stare zdjęcia, nie znaliśmy się jeszcze z tzw. realu, pamiętam, że umawialiśmy się, jak odpowiednio się ubrać na spotkanie, „marynara i krawatka”, ale wszyscy potraktowaliśmy to z humorem.
Świetnie było…i każdy następny Zjazd (drugi był na Kurpiach u Gospodarza, a następne u Starej Żaby na Pomorzu), bardzo ciepło to wspominam. I rzecz jasna, pod koniec sierpnia będę na kolejnym Zjeździe u Starej Żaby 🙂
A Jolinek I Mis opiekowali sie Nim na biezaco kiedy zaniemogl.Jechali, zabezpieczali, aprowizowali I organizowali opieke. Te rodzinna I te administracycyjna. Wielkim wsparciem by wowczas Paorole, kochany chlopak ze swoja kochana rodzinaka. To chyba Jemu Lulek zawdziecza najwiecej,
Good for them!
Niunia,
ja nie „wyłuskałam” PanaLulkowych opowieści bez jego zgody, zapytałam, czy mogę umieścić na blogu… spodobało mu się to i powiedział (napisał do mnie), że mogę z tym zrobić, co chcę.
Zachowałam dla blogowiczów, którzy Pana Lulka znali.
Pan Lulek był postacią wyjątkową, a jego opowieści kojarzyły mi się z serialem telewizyjnym francuskim.
Dziękuję Jolly za wyłapanie błędu w tytule. Nie było mnie kilka dni w domu więc poprawiłem z opóźnieniem.