Co Wazowie miewali w wazie
W niedzielę, tuż po śniadaniu, słucham w radiowej Dwójce swojej ulubionej audycji o sztuce. Co drugi tydzień przez kwadrans dr Bożena Fabiani opowiada o malarstwie, rzeźbie, architekturze – głównie włoskiej, ale nie tylko – sprzed kilkuset lat. Są to opowieści niezwykle atrakcyjne i pięknie mówione. Od lat jestem wielbicielem twórczości dr Fabiani. I oto znalazłem w księgarni książkę jej pióra zatytułowaną „W kręgu Wazów, ludzie i obyczaje”.
Oczywiście natychmiast ją kupiłem. I nie żałuję. Autorka opisuje bowiem warszawski dwór Wazów, jakby go znała z wieloletniego tam mieszkania. W odróżnieniu zaś od wielu historyków nie pomija spraw stołu i kuchni. Oto stosowny fragment:
Wedle wykazu zachowanego w księgach rachunkowych w zwykły, powszedni dzień 1599 roku na warszawskim Zamku Królewskim do stołu króla zasiadało siedemnaście osób. Przy stole królewny Janusi spożywało posiłek szesnaście osób. Nadto zamkowa kuchnia wydawała 34 obiady dla górnego (20) i dolnego (14) fraucymeru zmarłej królowej Anny, czternaście – na stół pokojowców, i dziesięć – dla pacholąt.
Do tych stołów zasiadano zazwyczaj trzykrotnie: po rannej mszy Św., w południe i wieczorem. W każdym tygodniu były co najmniej dwa dni postne, „rybne”. W całym roku poszczono około 140 dni.
Co dokładnie i jak jadano – nie bardzo wiadomo. Zachowały się wprawdzie księgi szafarskie z wykazami, ile i czego kuchnia w danym dniu wydała, stąd wiemy np., że w 1599 roku dla 90 osób z najbliższego otoczenia króla wydawano co dzień 177 półmisków z mięsem, rybami i jarzynami, ale są to jedynie spisy produktów, nie potraw. Kłopotów nastręcza też czasami sama terminologia. Oto dla przykładu rejestr produktów wymienionych pod wspólnym tytułem „leguminy”: jabłka, warzywa, masło, słonina, powidła w taflach, miodowniki… Ani to leguminy w znaczeniu dzisiejszym, ani też jarzyny, jak do dziś oznaczają legumi we Włoszech, no i bieda. Albo np. wśród spisu „cukrów”, czyli deserów, zaraz po napojach z pomarańczy i wiśni figuruje… musztarda! A cóż to za słodki specyjał był wtedy?
Na ogół, sądząc z wykazów, jadano tu wiele dziczyzny, głównie zajęcy i saren, wiele dzikiego ptactwa, spożywano też moc rozmaitych ryb; chyba ze dwadzieścia ich gatunków stawiano w każdym tygodniu na królewskim stole, a dobra ryba (ale chyba cała beczka?) kosztowała podobno wówczas tyle, co całe cielę.
Niezwykle obfite były śniadania. Oto śniadanie w zwykły, mięsny dzień stycznia 1601 roku: kapłony, kuropatwy, kurczęta, gęsi, pieczeń cielęca, polędwica, jaja, żytnia mąka, rozmaryn i majeranek, masło, pasztet. Tegoż dnia obiad: cielęcina, podroby, zając (kosztował 15 gr), kura (3-6 gr), kurczęta, gęsi (8-20 gr), „ptaszki”, gołębie, ser „prosty”. Do tego przy obu posiłkach pieczywo pszenne i „rżane”, czyli żytnie, oraz piwo.
Spisy produktów z kilku dziesiątków lat, a więc z okresu panowania różnych królowych i różnych mistrzów kulinarnych, nie ujawniają istotnych różnic w zestawie potraw. Oto dania śniadaniowo-obiadowe z lat 1650-1652; sztukamięs, flaki, ozory, pieczeń cielęca, bigoski, nóżki, płucka cielęce, drób, twaróg, powidła, miód.
Dlatego trudno jest się zorientować w charakterze dworskiej kuchni. Czy była ona polska, czy też kuchnia arcyksiężniczek rakuskich – niemiecka, a za Ludwiki Marii – francuska? Wiadomo, że przez zamkową kuchnię przewinęli się mistrzowie różnych nacji; Zygmuntowi III przyrządzał dania Polak, Jan Śmiałek (nomen omen…), natomiast królewnie Janusi – niejaki Polikarpusz, Szwed, a Ludwice – Charles, Francuz. Choć tak szczegółowe rejestry kuchenne tego nam nie wyjaśniają. Nawet pojawienie się w nich „quasnej” kapusty nie przesądza o rdzennie polskiej kuchni, bo może kiszonki sporządzano również w Wiedniu? Spis żywności, zakupionej przez szafarza Michalczewskiego dla dworu arcyksiężny Marii, teściowej króla, podczas jej kilkutygodniowego pobytu w Polsce na przełomie lat 1605 i 1606, wymienia te same produkty, które trafiały stale na stół polskiego króla: kurczęta, gołąbki, zające, ozory, salcesony, parmezan itp.
A jednak na podstawie relacji cudzoziemców, a także innych przekazów, mamy prawo sądzić, że kuchnia Wazów była przede wszystkim polska. Świadczy o tym m.in. nostalgia chorego królewicza Kazimierza w czasach, gdy jako nowicjusz jezuitów przebywał w Loreto: „chce mieć kucharza, który by mu potrawy na polski sposób przyprawiał” – pisał włoski przełożony królewicza do swoich zakonnych zwierzchników. Pewno młody Waza żałował, że nie zabrał ze sobą do klasztoru Łukaszowej, kucharki z Nieporętu…
Na stół dworski jeszcze zajrzymy, podglądając, co i jak jadali królewscy goście z różnych stron Europy. A to był (jak odnotował licznik internetowy Polityki) 5500 tekścik przeze mnie tu zamieszczony.
Komentarze
25.lecie kulinarnie:
http://www.wroclaw.pl/europa-na-widelcu-2014-program-i-menu
Gratulacje dla Gospodarza z powodu tylu piątek na piątkę 😆
Orca,
w dzisiejszym sniadaniowym programie tv pokazano krotki reportaz z Seattle, chodzilo o wprowadzany w zycie najwyzsza na swiecie minimalna place za godzine pracy. Moze uda Ci sie otworzyc:
erste.de/sendungen_a-z/435054_morgenmagazin/21668960_moma-reporter-seattle-hoechster-minde
Gratulacje, Gospodarzu! Blog na „piątkę”
Na jarmarku „Europa na widelcu” we Wrocławiu będą też targi książki kulinarnej.
Czy książki Gospodarza też tam będą? A może i sam autor?
Orca,
przepraszam, cos poknocilam i pewnie nie uda Ci sie otworzyc. Ale jezeli Cie interesuje to wpisz tylko moma-reporter seattle , powinno funkcjonowac.
Zawsze chetnie ogladam programy gdzie mozna zobaczyc kawalek Twojego pieknego miasta. Pozdrawiam
Z kuchni Wazów chyba nie będę niczego próbować robić… Gospodarzowi gratuluję zdobycia prawie sześciotysięcznika.
Jest właśnie żydowskie święto Szawuot, mlekiem i miodem płynące. Przyjęło się z tej okazji jeść naleśniki, czy ciastka z serem. Większość znanych mi ludzi robi je na słodko, a ja dzisiaj proponuję wytrawne, z farszem, jak pierogi ruskie. Do farszu dodaję poza ostrą papryką zathar… i już mamy blintzes 🙂 Można je polać kwaśną śmietaną, czy sosem czosnkowym, albo innym.
Oczywiście te naleśniki są dobre nie tylko na Szawuot i nie tylko dla tych, którzy obchodzą to święto.
Orca, geoduck faktycznie jest najdziwniejsz, średnio zachęcający do jedzenia. Napisz czy próbowałaś ( chyba, że nie doczytałam) 🙂
A z tak szerokim pojęciem legumin spotkałam się nawet wśród książek z przełomu XIX i XX chyba nawet.
A u mnie w domu do tej pory bywa używana „legumina”, podobnie z zapomnianymi karmelkami. Ale to raczej żartobliwie. „Co będzie dzisiaj na leguminę” – pyta ten, kto ma na nią ochotę, wiedząc, że nie jest planowana. „A może kupimy sobie karmelków?”.
Słowo legumina kojarzy mi się dzieciństwem, może i zamierzchłym, ale nie jest to przełom XIX/XX w.
bjk,
NaTwoje wczorajsze pytanie: nie widziałem na tutejszych targowiskach rybnych, ani w restauracji, tychże małży z wieloletnim stażem na morzu.
Przyjrzę się dokładniej w weekend, ale chyba bym takich cudasiów nie przeoczył.
A dlatego z wieloletnim stażem na morzu, gdyż wśród braci marynarskiej przyjęło się powiedzenie, ze im dłużej kto pływa, tym mu bardziej klejnoty rodzinne muszlami obrosły.
Geoduck jest świetnym tego powiedzonka zobrazowaniem 😉
W domu rodzinnym, a i u mnie też (do czasu) używało się legumin, na określenie deserów pieczonych, czy gotowanych, nigdy surowych. Tak więc leguminą był mus jabłkowy, czy naleśniki z masą orzechową, budyń i kisiel z owocami. ale nie lody, sałatka owocowa i kremy na bazie sera i śmietany. Od czasu kiedy to mi dzieciaki wyrosły, nie robię już legumin – żadnego ryży z sosem waniliowym, żadnych owsianych ciasteczek z dżemem – nic z tych rzeczy. Leguminy przy dzieciach były koniecznością – za niewielkie pieniądze można było milusińskim zrobić przyjemność i wcisnąć im coś, czego pod inną postacią nie chciały jeść (np mleko, płatki, kaszki).
Bjk, ja to odniosłam do tego jak pojemne było słowo legumina – oprócz zwyczajowych jeszcze te musztardy, słoniny itd. 🙂
Karmelki kojarzą mi się również z tą piosenką 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=8vPwY6_3e2w
Gospodarzu-to już za chwilę będziemy świętować tekst nr 5555.
To dopiero będzie bal 😀
Krzychu, pewnie zwróciłbyś uwagę na te stwory, a jeśli Ty nie, to może Małżonka. W postaci gotowej do jedzenia na pewno wyglądają bardziej zwyczajnie.
Duże M, pokapowałam się 🙂 Ta musztarda jako legumina, czy nie stąd powiedzonko o musztardzie po obiedzie?
Danuśka, a można i tak:
https://www.youtube.com/watch?v=LNne9pcMrIw
Dziś zajrzałam do hali rybnej w Gdyni i kupiłam to, co u Orki jest tylko przynętą dla ryb, czyli surowe śledzie. Były akurat takie, jakie lubię najbardziej, to znaczy zupełnie małe, a w dodatku już wypatroszone. Zostaną usmażone, a część pójdzie do zalewy słodko- kwaśnej.
Sezon truskawkowy w pełni, ale tych kaszubskich z naszych okolic jeszcze nie ma. Mnie te z południa kraju też bardzo smakują. Upiekłam pierwsze ciasto z truskawkami, czyli biszkopt i owoce zalane galaretką.
Czy ktoś mógłby mi pomóc i odpowiedzieć na pytanie, czym są te eskimoski z piosenki Annie Cordy?
Krzychu-to lody na patyku 🙂
O,takie: http://www.clipart-gif.com/solo.php?id=4567
Krystyno – czyli kupiłaś te same śledziki zielone, które i myśmy jadły w tych dniach. Są małe, lekkie i kilogram, to fura ryb. Ja im wyrywam kręgosłyp z ośćmi ale nie rozrywam filetów – są we wspólnej skórce. Pychota.
Bajaderko-pewno,że można 😀
W tej piosence urodzinowej Krokodyla Gieny tez jest mowa o tym, ze dobry czaridziej przyniesie mu na uridziny 500 „eskimioskow” – bardzo popularnych lodow w Rosji:
http://www.youtube.com/watch?v=rB5TEJfdmRs
Tlumacze miewali nieraz z tym klopoty i zdarzalo sie, ze tlumaczyli iz dobry czarodziej sprowadzi na urodziny pieciuset Eskimosow!.
Rosyjskie eskimosy nie byly na patyku, tylko owiniete w bialy papierek . Byly to wybitne lody smietankowe , najlepsze niegdys na rynku i bardzo poszukiwane. Nie wiem jak teraz…
Danuśko, Kocie- dziękuję!
Mnie na plaży oferowano zwykle Bambino 😉
Na patyku to były polskie „pingwiny” Kiedyś oblane gorzką czekoladą, potem kuwerturą czekoladopodobną. Te starsze były świetne. Po plażach nad Bałtykiem roznosili je w krzyneczkach zawieszonych na brzuchu młodzieńcy, nawołujący „Lody, lody dla ochłody”, a po śródmiejskich przystankach wózeczki z mini – bufetem (herbatniki, dropsy, „pingwiny” i inne dobroci)
Krzychu, nie wybieram się do Wrocławia. Będę natomiast na spotkaniach z książkami w podwarszawskim Izabelinie, tydzień później w Ogrodzie Krasińskich na urodzinach Jana Kochanowskiego a w końcu czerwca poniesie mnie na Pomorze. Wszędzie z książkami.
Piotrze, na które Pomorze?
Nadal są w Rosji lody Eskimo, teraz na patyku, może są i bez, ale nie widziałam. Niektóre golasy, niektóre w polewie chyba czekoladowej, jadłam golasy. Smaczne, niedrogie, nieprzesłodzone, nie za tłuste.
http://www.ru.all.biz/img/ru/catalog/310332.jpeg
Co roku maju w Pitrze odbywa się festiwal lodów, na którym jest jakaś nagroda dla dzieci pod hasłem Eskimo.
Krzychu, ja też pamiętam Bambino ( zresztą nadal chyba są), a pingwin czy eskimos to była kostka bez patyka i polewy , bardzo dobra też 🙂
Lody, lody dla ochłody 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/97755/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/143007/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Bambino http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/114345/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
„Specjalne lody gdyńskie”: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/131525/cb5612da685228beebfee26663a4c4c2/
Duże M-ta kostka bez polewy i bez patyka była bardzo dobra,przynajmniej taka została w moich wspomnieniach 🙂 Natomiast zjedzenie owych lodów gdzieś na mieście,na jakimś spacerze bez pobrudzenia ubrania i zapaćkania wszystkich paluszków było zadaniem z górnej półki 😉 Do tych lodów dawali w sklepie patyczek.Osobno,bo służył za łyżeczkę.
Z plaży w Gdyni pamiętam też lody „Mewa”-miały kształt cygara.
Dzisiaj z racji wiadomej rocznicy w radio,w prasie itp… wszyscy wspominają dawne czasy.My w sumie też 🙂 Google również prezentują stosowny obrazek:
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,16094290,Pierwsze_wolne_wybory_w_Polsce___Google_nie_zapomnial.html
Zielonej Budki u nas nie było, ale pamiętam ze dwie, trzy kultowe lodziarnie, do których latem, w niedzielę po kościele ustawiały się ogonki.
Jedna z nich była otwierana tylko w sezonie, pozostałe miały kilka stolików i były otwarte cały rok.
Jedna była w wiosce(od 20 lat przywrócone prawa miejskie) obok, tam siłą rzeczy można było się dostać tylko samochodem.
Tam się jeździło z termosem, takim z szerokim wlotem 🙂
Czy mogę ?
https://www.youtube.com/watch?v=rI93tNk6e14
A pamiętacie lody Calypso?
Nisiu, na to właściwe. Jak będę miał dokładny harmonogram to dam znać okrężną drogą.
Operetka poznańska wystawi za rok Seksmisję jako przedstawienie muzyczne; mają placet od Machulskiego. A czas leeeci : Wiesław Michnikowski ma 93 lata.
Panie Wiesio, prosimy
http://youtu.be/jiOU7AwS-s4
Eva47,
Obejrzalam polecany przez Ciebie reportaz na temat minimalnych zarobkow w Seattle. Nie rozumiem, co mowi dziennikarka, ale sam fakt, ze poleciala do Seattle oznacza, ze to jest wazne wydarzenie. Tu jak zwykle opinie sa podzielone. Jedna grupa popiera podwyzke minimalnych zarobkow do $15.00, inni to krytykuja. Kazda strona ma racje, poniewaz kazda strona popiera swoja opinie innymi argumentami. Na razie najbardziej zadowoleni sa studenci szkol srednich I universytetow. Wiekszosc spedza wakacja pracujac w roznych miejscach.
Duze M,
Geoduck jadlam w formie sushi. Moim zdaniem smak jest podobny do innych clams. Moze mniej slodkawy niz razor clams lub manila clams.
W domu mamy swoj wlasny „przepis” na geoducks na cztery osoby. Do miski pelnej ugotowanych (steamed) malz wtykamy cztery geoducks (w calosci). Kazdemu geoduck przywiazujemy krawat. 🙂
Krzych,
U nas w sklepach azjatyckich geoduck jest sprzedawany na zywo. W szklanych pojemnikach leza tuziny tych clams.
Stan WA ma duze dochody z eksportu geoduck do Chin I Japonii. Nie wiem, czy w Korei jest to rowniez popularne.
Krystyna,
Smacznego! Te sledzie na pewno sa wysmienite.
Na zakonczenie tematu geoduck, ktory jest duza atrakcja turystyczna w WA, w 3:00 minucie sa dwa geoducks schowane w swoim domu. Tylko im nosy wystaja.
http://www.youtube.com/watch?v=PEucl0RVVsc
Zrobiliscie mi apetyt na lody.
Orca, kochanie Ty nasze. Przestań się męczyć odmieniając małże (rzadko występują w liczbie pojedynczej). Już się przyzwyczailiśmy do Twojej, angielskiej terminologii i rozumiemy to, co piszesz.
Pyra,
Małże sa najlepsze tylko w liczbie mnogiej. W duzej misce i z butelka wina.
O, to, to! Nie jem, ale wierzę na słowo. Smacznego (dla mnie proszę dobrze schłodzone białe wino).
Małgosiu – Calypso jeszcze można kupić. Moja siostra twierdzi, że smakują tak jak kiedyś 🙂
Kocie – Gienę trochę pamiętam z dawnych dobranocek. A jak miał na imię jego mały kolega?
Już wiem! Kiwaczek http://www.nostalgia.pl/kiwaczek.html 🙂
Tak powstawały Bambino: http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_0897.jpg.php
Lody Cassate można było kupić w jedynej chyba wtedy cukierni w naszym mieście. Kula lodów, różne smaki, w środku chyba zmrożona śmietana. http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_1795.jpg.php
Lody Cas-sate można było kupić w jedynej chyba wtedy cukierni w naszym mieście. Kula lodów, różne smaki, w środku chyba zmrożona śmietana. http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_1795.jpg.php
Lody u Marka 🙂 http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_2916.jpg.php
Danusiu: http://foto.karta.org.pl/fotokarta/ok_0901_0010_079_1370440852.jpg.php 🙂
Asiu – kula tych lodów i druga bakaliowych stanowią u Pyr żelazny zapas w zamrażarce. Co prawda jemy lody rzadko, ale na nagłe chcice – są.
Cas-sate? A gdzie kupujecie?
Czekolada Fuchsa i lody Pingwin: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4277
W „Stokrotce” na osiedlu. Ptodukuje f-ma Favor – ta od chleba, ciastek i lodów. Te same i takie same.
Sprawdziłam, można kupić tylko w Poznaniu. Są też w PiP, ale też w Poznaniu.
Jeśli ktoś ma ochotę pospacerować po Pradze to zapraszam 🙂
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6021139237612249841
Orco starasz się nas organiczać? Butelki winny być też w liczbie mnogiej, że nie powiem najmnogszej!
Dla wszystkich mieszkańców Mokotowa i wielbicieli targowisk 🙂
http://warsawfoodie.pl/2014/06/bazar-olkuska/
Stare dobre czasy – era żywności organicznej
Pospacerowałam po Pradze.
Szybki obiad: szynka z rożna i bramborove spiraly 🙂 I dalsze zwiedzanie. Kolacja: wybieram tę z knedlikami.
Danusiu – dziękuję za przypomnienie pięknej Pragi. 🙂
Popieram wniosek Cichala. Jak liczba mnoga, to dla wszystkiego, co się podaje 😉
Lody cas-sate jadłam jadłam raz jedyny w Poznaniu właśnie, nie pamiętam, gdzie dokładnie, bo było to tak dawno, że aż nieprawda (1973, lipiec chyba).
Od dawna już lody raz na wielki czas, nie ciągnie mnie. Najlepsze lody jadłam w Henrykowie, (jeszcze dawniej, niż te w Poznaniu), były to lody produkowane w jakiejś cukierence, śmietankowe. Do dzisiaj pamiętam ich smak.
Cichal,
Masz racje. Nie „butelka wina” tylko „butelkas wina”.
Asia,
Gratuluje strategii w pisowni nazwy lodow Cas-sate.
Pomyslalam o lodach firmy Hagen Daz. Ktos kiedys powiedzial Nina Hagen Does. Ale to wymaga butelkis wina.
p.s.Ja też knedlicki poproszę. Oraz piwa halbeckę.
W dużym skrócie
52 x 5 = 260
260 x 8 = 2080
5500 – 2080 = przepisy?
Jak ten czas leci. Nawet pół godziny na przepis to 1740 godzin gotowania. 42 tygodnie. Prawie rok.
Muszę się napić 🙂
Danuśka – prawie zapomniałam jakie to piękne miasto. Wołam Młodszą – patrz jakie kryształy. A moje dziecko – byłam i na nic nie było mnie stać. Też byłam ale wtedy były ceny podobne jak u nas i było mnie stać na różne drobiazgi.
Patrzę z zawiścią na miasto zachowane w całości, zadbane, zamożne i w duchu przypominam sobie, że ta Praha wyrosła na handlu niewolnikami, bo wymiotłaa z interesu nasz Kalisz. Nie pomaga. I tak zazdroszczę.
Waza pułtuska. Dobrze jest mieć spiżarnię pod ręką. Pantry of Vasa Knowledge 🙂
Daukszewicz „Waza zbiła się etruska – wina Tuska”
Nb. rzadko dzisiaj używa się waz do zupy i sosjerek, a są przeważnie w każdym domu. Kiedyś widziałam w Muzeum Sienkiewicza w Poznaniu, świetne wykorzystanie tych sztuk porcelany: otóż na gładkich blatach stołów postawiono (po jednym) naczynia, w których umieszczono po 1-3 małych doniczek z nierozrośniętymi jeszcze pnączami – z białych brzuśców spełzały na stół gałązki zielone, długości ok 25 cm. Efekt świetny.
Asia. Kolega krokodyla Geny nazywal sie Czeburaszka.
Demokracja
Dziękuję, Placku. Zapomniałam o tej pięknej piosence. Sprawiłeś mi dużą frajdę/
Po włosku…
Przez dziurę w powietrzu wdziera się
z tamtych nocy na Placu Tiananmen.
Z uczucia, że to jest
Nierealna raczej rzecz,
lub realna – lecz tu nie ma jej.
Z wojen ładu z nieporządkiem,
z wycia syren w noc i dzień;
z żaru ognisk dla bezdomnych,
z żużlu, w którym spłonął gej:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Nadchodzi przez pęknięcia ścian,
pośród wieszczych alkoholu fal;
i z kazania, które Bóg
włożył do Jezusa ust,
a którego nie rozumiem nawet ja.
Nadchodzi z wielkiej ciszy,
która nad zatoką trwa,
z głębi serca Chevroleta,
które w smarze tłucze się:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Nadchodzi ze smutku ulic miast,
z świętych miejsc spotkania wszelkich ras;
I z tych samobójczych kłótni,
Które trwają w każdej kuchni,
Kto dziś będzie usługiwał, a kto jadł.
Z źródeł niezadowolenia,
z modlitw kobiet, świętych słów,
z bożej chwały na pustyni
tutaj i daleko gdzieś:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Więc płyń, więc płyń
potężny Statku nasz!
przez Rafy Chciwości
do Wybrzeży Miłości
wśród Nienawiści Skał
więc płyń, więc płyń
więc płyń
Do Ameryki puka bram,
kolebki dobra oraz zła,
Tu znają rzeczy skalę,
tu części są na zmianę,
tu trwa spirytualna gra.
Z rodziną dzieje się tu marnie,
a samotni twierdzą, że
serca muszą być otwarte:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej
Nadchodzi od mężczyzn i kobiet;
maleńka, znowu będę kochał cię.
Zagłębiony w ciebie tak,
że aż rzeka zacznie łkać.
Słowo Amen zaś wypowie górski żleb.
Nadchodzi, jak przypływu wir
Księżyc na niebie drży.
Królewska, tajemnicza
Zalotnie stroi się:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Więc płyń, więc płyń
potężny Statku nasz!
przez Rafy Chciwości
do Wybrzeży Miłości
wśród Nienawiści Skał
więc płyń, więc płyń
więc płyń
Sentymentalny z wiekiem robię się:
Kocham ten kraj, choć w scenografii złej.
Nie jestem z lewej ani prawej,
we własnym domu nocą bawię,
Topiąc wzrok w ekranu mętnym szkle.
Lecz w uporze trwam jak śmieci wór.
Czas rozkładu nie oznacza już,
jestem wrakiem, który trzyma wciąż
bukiecik w dłoni swej:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
(Cohen Zembaty)
Jednego dnia –
wygrywam w Warszawie,
ląduję na plaży Omaha,
dogorywam na placu
Tienanmen
Jednego dnia…?
Moja ulubiona forma demokracji:
https://www.google.pl/search?q=rosa+demokracie&client=firefox-a&hs=C20&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=86GPU-2IAcLR7AbBq4HAAg&ved=0CAgQ_AUoAQ&biw=1152&bih=577
PS. Znana również jako Blaze Superior.
Uzupełnienie do tekstu, podanego przez Placka:
http://www.youtube.com/watch?v=vHI9BTpGkp8
Łajza minęli…nie zauważyłam tego „po włosku” 😳
Orco,
Copper River znalazlam u nas w Whole Food Market po, $29.99 za nie cale pol kilo. Widac ze towar „schodzi” bo zostala przewaga ogonow.
Nie wiem, czy warto czekac az ceny spadna, bo nawet jesli spadna, to ze wzgledu na swiezosc. Krew mi z palca cieknie jak mam wydac $30.00 za funt ryby! A tych funtow ze trzy trzeba. Ale pewnie sie skusze aby sprobowac I zrobic pyszne gravelax. Tak chociazby dla sprawdzenia co to za cymes I zeby za mna nie chodzilo. Jak kwiat soli…. 🙂
Chociazby dla porownania.
Errata:
sie poprzestawialo : zeby za mna nie chodzilo to gravelax….
Jak kwiat soli /ktory tez musialam wyprobowac na wlasnym portfelu/
Niunia,
Taka sama cena, $29.99 za funt jest w Pike Place Fish za king salmon w calosci. Sockeye jest troche „tanszy”, $25.00 za funt filetow. Do tego dochodzi koszt przesylki. To sa zwariowane ceny. King ma wiecej tluszczu niz sockeye. King jest uwazany za najlepszy.
Whole Food Market jest generalnie drogi. U nas swieze lososie sa najtansze w Costco.
Poszukalam jeszcze raz. Napisalam, Long Island City, NY. Whole Food jest wymieniony na tej liscie.
http://copperriversalmon.org/locate
Na tej liscie sa sklepy i restauracje.
Costco jest wymienione kilka razy w roznych miejscach.
Mam nadzieje, ze znajdziesz cos tanszego. Jeszcze masz 2-3 tygodnie. Mozliwe, ze przed Father’s Day ceny trzymaja sie wysoko.
Nie wiem, co bym zrobila na Twoim miejscu i wolalabym nie dawac rady. Wiem, jak u nas wyglada rynek, jaki jest dostep do towaru i jakie sa tendencje w cenach.
Moze zadzwon do kilku miejsc na liscie i bedziesz mogla porownac ceny z Whole Food i innych miejsc. Powodzenia!
Orco.
dziekuje pieknie za rady. To jednak nie jest sprawa „zycia I smierci”…. chociaz jestem naprawde ciekawa jak te ryby smakuja, tym bardziej widzac, ze tutaj ludzie kupuja mimo wszystko. Cos jest na rzeczy niewatpliwie. Nie oczekuje od Ciebie rady, dziekuje tylko za zadanie tematu. Dam Ci znac jak mi sie powiodlo temacie Copper River Alaskan Salmon I bardzo dziekuje za wszystkie dobre podpowiedzi.
Pozdrawiam serdecznie,
Niunia,
Ja bede tu obserwowala ceny i dam znac.
Dziekuje Orco!