Wariacje na temat spaghetti
Nie wiem czy kiedykolwiek będę mógł powiedzieć, że już mam to za sobą, wypróbowałem wszystkie warianty spaghetti. I to jest właśnie piękne w kuchni Italii. Wystarczy przejechać kilkadziesiąt kilometrów do sąsiedniej wsi czy miasteczka, by napawać zupełnie nowymi smakami. Dotyczy to i makaronu. Prawdę mówiąc nawet w tej samej miejscowości niemal każda gospodyni ma swoje przepisy, którymi chętnie podejmuje gości ale znacznie mniej chętnie pozwala je zapisać. Czasem jednak to się udaje. I dzięki temu mogłem zgromadzić kilkanaście wspaniałych przepisów.
Spaghetti alla Norcia (z truflami)
Kilka (2 – 3) czarnych trufli, 3 filety z sardelli, 2 ząbki czosnku, 5 łyżek oliwy extra vergine, 40 dag spaghetti, sól, pieprz
1.Ugotować spaghetti w posolonej wodzie al dente.
2.W garnku lub głębokiej patelni rozgrzać oliwę i zrumienić czosnek na koniec usuwając ząbki. Filety sardelli drobno pokroić i włożyć na patelnię z oliwą. Delikatnie podgrzewać aż się rozpadną.
3.Zdjąć patelnię z ognia, dodać połowę posiekanych trufli i wymieszać z masą sardelową. Posolić do smaku i doprawić świeżo zmielonym pieprzem.
4.Wyłożyć na wierzch spaghetti i ozdobić pozostałymi truflami.
3. W czasie, kiedy gotuje się sos zagotować wodę, wrzucić spaghetti, kiedy makaron jest al dente odcedzić i dodać do sosu, wymieszać.
Spaghetti z owocami morza
15 dag spaghetti, 10 dag kalmarów, 10 dag odfiletowanej ryby morskiej, 20 dag dużych małży (muli), 10 dag drobnych małży (vongoli), 6 – 8 krewetek, 10 dag małych ośmiorniczek, 4 łyżki posiekanej natki pietruszki, 2 ząbki czosnku, pół łyżki wazowej przecieru pomidorowego, 1 ostra papryczka, 5 łyżek oliwy z oliwek, sól, pieprz
1.Małże ( jeśli są w skorupkach) podgrzać w naczyniu żaroodpornym do otwarcia skorupek. Następnie wyjąć i przełożyć je do osobnej miseczki.Nie otwarte – wyrzucić. Zachować płyn, który wydzieliły małże. Jeśli małże są w puszce to użyć całą jej zawartość.
2.Czosnek, łyżkę posiekanej natki oraz przekrojoną papryczkę podsmażyć w rondlu na rozgrzanej oliwie. Dołożyć popkrojony w kostkę filet z ryby i i zrumienić. 3.Wlać przecier pomidorowy i płyn z małży. Gotować 10 minut. Dodać krewetki, a po chwili małże i małe ośmiorniczki.
4.Ugotować makaron w dobrze osolonej wodzie pamiętając, by był niedogotowany czyli al dente.
5.Przełożyć makaron na głęboki półmisek i polać sosem z owocami morza. Posypać z wierzchu natką z pietruszki i świeżo zmielonym pieprzem.
I jeszcze dwa zdjęcia, które powinny rozbudzić apetyt następny posiłek.
Spaghetti di seppie czyli sosem z kałamarnicy
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Jeszcze ranek,więc najpierw podamy cappuccino 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=FYbOxhO-SZ4
A potem posiłkując się również propozycjami Gospodarza ułożymy jadłospis na cały tydzień:
poniedziałek-bolognese
wtorek -z owocami morza
środa -carbonara
czwartek- z homarem
piątek-di seppie
sobota-alla putanesca
niedziela ?z truflami
Może Placek dobierze wina?
W związku z tym,że w poprzednim życiu byłam zapewne Włoszką,mogę jeść spaghetti,tudzież inne makarony codziennie 😉
Dzień dobry, spaghetti – uwielbiam 🙂
http://weird-vintage.com/post/23804351444/spaghetti-eating-contest
Smacznego: http://www.vintag.es/2013/08/woman-eating-spaghetti-in-restaurant.html
😀 http://fritesandfries.com/post/10753569387/vintage-gadgetry
Niektórzy nie lubią spaghetti 😉
http://livinglauren.tumblr.com/post/4433260151/life-have-some-spaghetti-with-life-we-think
Nikogo przy stole? Ja też dzisiaj zajęta przetwórstwem swiąteczno – majówkowym; zawsze jakoś wypada tak, że rob się znacznie więcej, niż potrzeba na dwa dni świąt. Dzięki zamrażarce są potem zapasy delikatesów na następny miesiąc.
Lubię spaghetti i prócz najbardziej popularnego z sosem bolońskim, robię i inne – powiedziałabym, że na sposób prymitywny – szybkie, łatwe i smaczne. Z sosem śmietanowo – serowym, z oliwą jakimś pesto orzechowym albo migdałowym, peperoncino i plastrem najdrobniej posiekanej szynki dojrzewającej, z jajkami w koszulce gotowanymi na zielonym, szpinakowo – czosnkowym sosie – ot, 20 minut i obiad na stole.
Pyro, słowo prymitywny nabiera pozytywnej barwy, gdy do głosu dochodzi spaghetti. Szybko, łatwo i smacznie, nie za dużo składników i gotowe. Dokładnie tak, jak mówisz.
Jak się miewają pończochy na kaloryferze(górnej rurce)?
Krzychu – karkówkę już dzisiaj musiałam zdjąć (była z niewielkiej świnki) bo widocznie straciła połowę masy, a schab (który był gruby i szeroki) zdejmę chyba jutro – pojutrze. Karkówkę spróbowałam od cieńszego końca, tam jest aż za twarda; w smaku luksusowa.
Krzychu – c.d. – jak to przechowywać? Na razie zawinęłam w folię aluminiową i włożyłam do lodówki. Nie spleśnieje?
Przepisy bywają wyrafinowane lub studenckie. Jako student często po spaghetti krajowej produkcji sięgałem okraszając makaron twarogiem, twarogiem z dość drobno pokrojonymi pomidorami, sardynkami w oliwie z puszki (jugosłowiańskimi zazwyczaj, ale trafiały się i portugalskie). Wreszcie – jako ciekawostka – suszonymi śliwkami. Mniej więcej 2/3 w całości po usunięciu pestek, reszta ugotowana w odrobinie wody i przetarta na „sos”.
Jeśli ktoś mnie pamieta i jest zainteresowany przyczyną długiej nieobecności, wyjaśniam, że nieobecność usprawiedliwiona najpierw L-4, a potem nadrabianiem zaległości pracowniczych, do tego od pewnego czasu z dodatkowym zatrudnieniem.
Tymczasem Wszystkich serdecznie pozdrawiam bez okazji.
Stanisławie – pozdrawiam i życzę zdrowia 🙂
Miło, że znów do nas zawitałeś Stanisławie.
Słanisławie- no nareszcie 😀
A nam trafiła się właśnie drobna feta i zamówiliśmy włoskie jedzenie.Zjadłam ze smakiem tagliatelle z grilowanym bakłażanem,lekko przesmażoną na patelni roszponką
i krewetkami.Molto bene połączenie 🙂
Kochani, zaległości moje były takie, że nawet tu nie zaglądałem, choć ciągnęło. Jednak parę ostatnich przeczytałem i zwróciłem uwagę na wina, w jakich gustowali przodkowie. No cóż, ja za rozwodnionymi nie przepadam, ale za nadmiarem alkoholu w winie także. Porto i podobne wytwory wyjątkiem. 10 dni temu bawiliśmy z Ukochaną i Córeńką na imprezie zwanej Salon des Vignerons Independables w Paryżu. Coraz więcej tam win czerwonych wytrawnych o mocy 15%, a białych do 14. Coraz więcej nie oznacza, że dominują, ale są widoczne. Oferowane produkty bardzo interesujące, ale koncentrowaliśmy się na dolnych półkach, gdzie też bardzo zacne trunki dało się znaleźć. Ale były też oferowane wina bardzo podłej jakości. Musiałem też przyznać moim Towarzyszkom, że wiele białych win było naprawdę znakomitych i to we względnie przystępnych cenach. Bardzo korciło mnie złote, po francusku żółte, wino z Jury, ale 40 EUR za butelkę byłoby ekscesem. Korzystając z możliwości transportowych, jakie zapewnił samochód, nabyliśmy też nieco cydru, który będzie w przyszłości towarzyszył obiadom naleśnikowym. Spaghetti w Paryżu nie jedliśmy. Jedliśmy właśnie naleśniki bretońskie i pierś kaczki półsurową (ja z Ukochaną) oraz kotleciki jagnięce (Córeńka).
Penne z dodatkami jedliśmy w Mons po drodze.
Mamy jeszcze parę osób na liście nieobecności,może z wiosną też powrócą…
Pyro, jeżeli straciło na masie i objętości, znaczy wody ni ma 🙂
Papierowa torba byłaby nie od rzeczy, albo lniana szmatka, zamiast folii aluminiowej.
Miło czytać miłe słowa. Danuśko, to właśnie zaleta makaronów, że wystarczy trochę dobrego tłuszczu i dodanie czegokolwiek, aby mieć smaczny posiłek. Oczywiście im więcej się doda rozmaitości, tym lepszy, byle wszystko do siebie pasowało.
Stanisławie, dzień dobry!
Czy te naleśniki bretońskie to słynne galette du sarazin? Z mąki gryczanej?
Stanisław – i święto w rodzinie blogowej. Dobrze, że jesteś i widać w niezłej formie, jeżeli tyrasz, jak Pstrowski
Krzychu – dziękuję, za dobrą radę.
Dawno temu w Rzymie siedzaca obok mnie Wloszka w resteuracji nie mogla chyba zdzierzyc jak jem spaghetti i pokazala mi jak nalezy prawidlowo jesc.
Elap,
tzn. co skorygowała ? Jak należy jeść 🙂 ?
Staruszkowi chyba lepiej tyrać niż leniuchować. Przynajmniej wie, że żyje.
Naleśniki oczywiście z mąki gryczanej – ciemne. Wszyscy wzięliśmy te same – z szynką, kozim twarogiem i pomidorami. Naleśnikarnia w okolicach bulwaru Montparnasse, w małej uliczce, gdzie naleśnikarni jest chyba kilkanaście. Byliśmy raz na naleśnikach i raz na „normalnym” obiedzie w barze przy rue de la Butte aux Cailles niezbyt daleko od placu d’Italie. Miejsce, gdzie turyści trafiają raczej wyjątkowo. Byliśmy bardzo zadowoleni z jadła i wina. Niedaleko tego miejsca jest jeszcze ulica Wurtz, przy której mieści się cukiernia Laurent Duchene. Znakomite ciastka. Chyba najlepsze, jakie się nam trafiły we francuskiej cukierni. Wspaniałe były odmiany tortów czekoladowych, w tym prawie gorzkich. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie napoleonka zwana tam tysiącem listków. Przypomniał mi się smak ciastek tworzonych przez Ciocię Polę, siostrę mojej Mamy. Słynęła z tych napoleonek. Delikatny smak i łatwe krojenie łyżeczką tych muślinowych płateczków.
Krzychu, jeszcze nie wszystko rozgryźliśmy do końca. Mieliśmy ochotę na deser wziąć po naleśniku z solonym karmelem i gałką lodów. Ponieważ zamawiać deseru przed ukończeniem potraw zasadniczych nie wypada, nie zamówiliśmy już tych karmelowych, bo nie byliśmy w stanie. Ale sąsiad jadł takiego naleśnika i zauważyliśmy, że był tak samo ciemny, jak nasze wytrawne. Wcześniej słodkie nalesniki dostawaliśmy w wersji crepes a nie galettes. Ale człowiek całe życie się uczy.
Asiu, dziękuję. Zdrowy już jestem. Chorowałem w grudniu i styczniu. Potem nadrabiałem zaległości i jeszcze nie do końca się to udało. Ale 6 dni roboczych urlopu na wyjazd do Paryża dostałem, gdy trafił się okres pewnego wyczekiwania na to, co będzie dalej z jednym z „projektów”. Teraz wszystko, co się robi, to projekty. Chociaż ostatnio znów trafiają się zapomniane, zdawało by się, przedsięwzięcia. Jeden z naszych projektów stał się właśnie „przedsięwzięciem strategicznym”. Niby to wszystko jedno, ale trzeba uważać, żeby faux pas nie popełnić i rangi czyjegoś działania nie obniżyć.
Stanisławie-jeśli będziesz chciał kupić żółte wino to wybierz się na jego święto:
http://www.percee-du-vin-jaune.com/en/index.htm
Mam nadzieję,że będzie taniej 🙂
Stanisławie,
jak masz L-4, to nieobecność uważamy za usprawiedliwioną, witaj z powrotem 🙂
Z „projektów” na dzisiaj miałam w planie mycie okien, słonecznie jest, a jakże, i dlatego te brudne okna mnie tak dziabią w patrzałki. Jednak się wstrzymam z tym projektem, bo zimno, a ja chcę już czuć wiosnę 👿
Projekt to brzmi dumnie! Przedsięwzięcie jeszcze dumniej 😉
Duze M , ja zdaje sie kroilam makaron na mniejsze kawalki. Pokazala jak trzymac lyzke i krecic widelcem. Nie bardzo mi to wychodzilo. W domu uzywam noz i widelec.
Inna Włoszka uświadomiła mnie, ze spagetti je się samym widelcem, pomoc łyżkową zostawiając początkującym. Tylko okropnie się śmiała, kiedy mój widelec wściekle zgrzytał po talerzu…
I dlatego spaghetti najwygodniej jadać w domowym zaciszu 😉
Już nie mówiąc już o sosie,który najczęściej zostaje na policzkach i na bluzce.
No wlasnie Danuska – ta bluzka. Spaghetti jadam tez w domu.
O, Kobiety! Pocieszacie mnie. Wczoraj sos pomidorowy zaatakował mnie dwukrotnie!
Chmielewska pisała, że na zęby widelca zawija się tylko jedn nitkę mkarony – wtedy i do ust wchodzi bez montowania zawiasów i bluzki niepokalane sosem. Mnie się rzadko udaje namotac mniej niż 2 nitki.
Nisiu, mnie tez , ale szybko wypralam i jest ok. Wczoraj na kolacje jedlismy spaghetti.
Specjalny widelec do spaghetti 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Rf4x9tRb66E
Julia Roberts i spaghetti, bez kompleksow 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WHzk03QKFQk
JA WIEM o jednej nitce! I z brzegu. Ta Włoszka mnie nauczyła.
Ale spagetti nie wie, że a wiem…
Z mojego doświadczenia to po prostu trzeba się urodzić Włochem
Ewentualnie Włoszką
Dzisiejsza „Polityka” ma wkładkę winiarską. Zostawię sobie, bo trudno do sklepu nosić ze sobą „Księgę win” – a 4 stronicową gazetę można.
A po co się przejmować – zawinąć kawałek szmaty na przedsięwzięciu i wcinać 🙄
Przypomniała mi się wyprawa do RPA i jak to Jerzu w jakiejś knajpie w Pretorii próbowano założyć taką szmatkę (obowiązek kelnera!), bo zamówił coś, czym się mógł zdrowo ochlapać, jakieś frutti di mare w sosie gęstym a czerwonym na przegryzkę).
Jerzor się zaparł ręcamy-nogamy, a co to, ja dziecko jestem?!
Tymczasem to jest normalka, że tak się klienta obsługuje w porządnych restauracjach, serwując takie dania 🙄
Przychodzi kelner i usiłuje założyć pod brodę taki wielki, biały trójkąt złożony, zawiązać go na karku. Może kiedyś biali panowie za czasów apartheidu tak wymagali – nie wiem.
To nie jest poniżanie klienta, tylko troska o jego szmaty, a klient co najwyżej grzecznie powinien podziękować, wziąć serwetę i sam sobie poradzić, jak nie podoba mu się taka oseskowa obsługa. Mnie by też się pewnie głupio zrobiło, ale jestem turystą i mogę zapytać, czemu tak, po co i na co.
Oj lubię Ci ja lubię tego Potwora Spaghetti! Potwora, bo zadek rośnie 🙂
Nie znoszę natomiast niepunktualnych samolotów. Siedzimy na dworcu nie Kansas City, tylko w Newarku i czekamy na połączenie do Manchester, do wnuków. Poprzedni lot był fatalny. Jazda jak po bruku w Starym Sączu! (acapella) Przy lądowaniu rąbnoł o runway jak stary drwal siekierą! Samolot będzie spóżniony o ponad godzinę. Bary z fast foodem pod nosem. Internet hula, to i czekać można. Ewa poszła sprawdzić, czy aby gdzieś nie podają spaghetti
Cichal – to nie pokażesz Ewie Rękawki?
Pyro, będę musiał pokazać Jej coś innego, a poważnie, tak się ułożyło. „Opóźnienie może się zmniejszyć lub zwiększyć”, że przypomnę PKP. Tutaj to samo. Miała być godzina. Już wzrosło do 3:55! Spaghetti nie znaleźliśmy. Był świetny chińczyk z makaronem ryżowym. Tyż nudle.
Jadanie spaghetti wymaga dużej wprawy. Żeby nie pokazać braku umiejętności chyłkiem przekrajam długie nitki i nawijam na widelec połówki, co jest znacznie łatwiejsze.
Danuśko, na targach też było tańsze żółte, ale to drogie smakowało wyjątkowo dobrze. Niegdyś jadąc przez Jurę trafiliśmy na sklepik z winenm, gdzie sprzedawano żółte wino z dystrybutora po cenie umiarkowanej. Kupiliśmy około 3 litrów. Było naprawdę dobre. Teraz na targach kupiliśmy między innymi 5l claireta bordoleskiego w kartonie. Wszyscy znajomi będą się krzywić na widok czegoś takiego, a smakuje doskonale. To od naszego głównego dostawcy, który zaprosił nas na targi i ma wina bardzo tanie, ale też bardzo dobre. Kilka lat temu próbowaliśmy wina najpierw u niego, potem u bardzo wielu i na koniec wróciliśmy do niego na zakupy. Po przyjeździe w domu smakowało jeszcze lepiej. Piliśmy przez kilka lat.
Stanisławie,
chyba nie wystawisz tego kartonu na stół, podaj w dekanterze, a znajomi niech zgaduj-zgadula. No chyba, że tym kartonem chcesz ich wystraszyć – tym więcej dla was, musu nie ma 😉
Cichalu,
nie lubię latać (oj, niedobrze mi się lądowało ostatnio w Atlancie, niedobrze!), ale opóźnienia znoszę. Byle nie jak wracaliśmy z Ameryki Pd. w listopadzie, Miami – i zaanonsowano opóźnienie, bo samolot zepsuty i będą reperować 😯
Niech „se” jest opóźnienie, ale niech mi nie mówią o reparacjach samolotu! Dopiero się najadłam strachu, a nuż jakaś śrubka niedokręcona? Wyobraźnia działa, chociaż wierzę, że 99,99% pilotów to nie samobójcy.
A poza tym takie tony żelastwa nie mają prawa fruwać!
Alicjo. Karton ma tę zaletę, że nie musisz go od razu opróżniać, jak butelkę. Nalewając z kartonu nie wpuszczasz do pojemnika powietrza i dzięki temu nie następuje wtórna fermentacja. Jak trafię na dobrą winiarnię, to kupuję białe (do lodówki) i czerwone na ladę w kuchni. Może stać i stać. Sama piłaś i nie narzekałaś.
Jutro urodziny Nowego – do końca miesiąca może grozić nam alkoholizm zbiorowy. A ja lubię nasze wieczorne toasty i życzenia
Dzien dobry,
Alicja, gdybys kiedys widziala skrzydlo samolotu bez blaszanego pokrycia to bys chyba nigdy wiecej samolotem nie poleciala.
A poza tym pewnie widzialas, ze w czasie turbulencji skrzydla nie sa nieruchome, tylko wahaja sie z gory na dol I odwrotnie. Ale nie boj sie, tam wszystko jest obliczone.
Ja na wszelki wypadek do samolotu zawsze, zawsze wsiadam po kilku drinkach. Wtedy czuje sie pewniej, nie wiem czy to skrzydla sie ruszaja czy
ja zle widze.
Lepiej nie widzieć….Przynapić się lekutko i tak dalej. Ja mam ukochanego kuzyna, pilota, który był oblatywaczem „świeżych” samolotów (Poznań, Głuszyna, Pyra wie) i on mi tłumaczył – nie ma się czego bać!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8205.JPG
Tadzio po swoim czasie lotniczym-wojskowym zapisał się na te różne afrykańskie przygody. Dał radę, bo wcześniej wyczyniał nie takie, ale zieloni prosto z normalnych, sprawnych maszyn wojskowych, bez umiejętności, które miał oblatywacz, trochę zwątpili. Tadzio potrafił latać na wszystkim i we wszystkich warunkach.
Szkoła w Dęblinie 🙂
Warto zachowywać stare zdjęcia, kiedy byłam w Poznaniu ostatniego lata, powyciągalismy różne takie, a parę dobrych lat temu zeskanowaliśmy na wszelki wielki.
http://alicja.homelinux.com/news/Tadzio%20Czekaj.jpg