Post ale nie dla ekstremistów

Wygrzebałem w domowym archiwum broszurę wydaną przez Towarzystwo Wydawnicze „Bluszcz” z okazji – jak się domyślam – wielkiego postu. Nadtytuł informuje, że broszury te ukazują się  co dwa tygodnie w cyklu  „Życie praktyczne” a bieżąca zatytułowana „Sto postnych i jarskich dań” zebrała i opracowała Pani Elżbieta – jak sądzę stała czytelniczka „Bluszczu”. We wstępie wyjaśnia ona przyczyny opracowania i wydania takiej broszury i biada nad kłopotami jakie sprawia gotowanie postne czyli bezmięsne.
Karasie i liny z Narwi                   Fot. P. Adamczewski
„Łatwo jest układać jadłospisy postne, kiedy się ma do rozporządzenia rozmaite ryby, rzeczne, jeziorowe i morskie. Niestety, nie każdy dziś może z nich korzystać. W stolicy są one bardzo drogie, latem szczególniej, kiedy konkurencja ryb, przywożonych z Rosji, i ryb morskich nie temperuje nieco apetytów sprzedawców. Na prowincji znowu, w małych miasteczkach, na wsi, jeśli niema w pobliżu rybnej rzeki lub jeziora, we dworach, jeśli w stawach się nie hoduje karasi lub karpi –  całemi miesiącami nie można dostać ryb świeżych. Jest, na koniec, kategorja ludzi, coraz liczniejsza, którzy ryb tak samo. jak i mięsa, nie jadają. Są to jarosze, dobrowolni i mimowolni. Pierwsi z nich stosują dietę jarską z przekonania, bądź to z pobudek moralnych, aby nie zabijać na swoje pożywienie żadnych zwierząt, bądź też higjenicznych, uważając, że odżywianie się ściśle roślinne przedłuża życie, broni od szeregu chorób, konserwuje organizm i zachowuje zdrowie. Bodaj, że znacznie od nich liczniejsi są jarosze przymusowi, ci, którym dieta jarska jest przepisana przez lekarza, jako kompensata, za popełnione nadużycia w jedzeniu i piciu, nadużycia, do których my, Polacy, specjalnie jesteśmy skłonni. Taka dieta, stosowana często do ludzi bardzo, co do jedzenia wymagających, smakoszów, gastronomów,  a tacy najczęściej na taką dietę bywają na zawsze, lub czasowo skazywani, specjalnie jest ciężką i dla nich, i dla tych  żon, matek, sióstr, a nawet gospodyń i kucharek, które o ich karmieniu myśleć i dbać muszą.”
Przytaczam także trzy przepisy, które wydają się proste w realizacji i wydają się dość smakowite, co zmniejsza moją litość dla skazanych na takie gotowanie a wymienionych we wstępie Pani Elżbiety.
28. PYZY Z CEBULĄ. Dwadzieścia deka mąki rozczynić dwoma deka dobrych drożdży i dwiema szklankami letniego mleka, gdy ruszy, dodać czterdzieści deka mąki, łyżkę masła, dwa jaja całe, osolić, wsypać łyżeczkę herbatnią cukru, wyrobić doskonale, aż od rąk odstanie. Formę budyniową wysmarować masłem i wysypać bułeczką. Udusić w maśle pół kilo cebuli, pokrajanej drobno. Brać rękami, maczanemi w topionem maśle po niedużym kawałku wyrośniętego dobrze ciasta, rozpłaszczyć, zawinąć łyżeczkę smażonej cebuli, układać rzędami w formie. Nie powinno być wiele więcej nad połowę formy, gdyż bardzo rosną. Zakryć szczelnie, gotować na parze półtorej godziny. Na wydaniu wyrzucić babkę na półmisek i podać do niej topione masło. Można te pyzy, dla odmiany, robić bez nadzienia, a podać do nich masło, przesmażone z cebulą.
29. PYZY Z GRZYBAMI. Ciasto się robi, jak na poprzednie, tylko nadziewa się każdą łyżeczką przysmażonych w maśle świeżych, lub suszonych grzybków, albo pieczarek.
Borowik wita nowy dzień      Fot. P. Adamczewski
50. PYZY Z POWIDŁAMI. Zamiast grzybów, lub cebuli, bierze się zwykle powidła śliwkowe i nadziewa niemi pyzy. Podaje się je jak i uprzednie z czystem topionem masłem.
Tytuł dzisiejszego tekstu uprzedza zarzuty, że post, to tylko suchary (najlepiej razowe) i źródlana woda. Umówmy się więc, że to nie jest post dla wyznawców czystych zasad a tylko dieta dla chcących odsapnąć od schabowego czy gęsi pieczonej.
Ponieważ dziś ma być wznoszony toast pamięci Pana Lulka a większość nigdy Go nie widziała to dodaję zdjęcie z Pierwszego Zjazdu w Kórniku, na którym Pan Lulek siedzi w ostatnim rzędzie po prawej ( i łapie się za nos).