Kuku, kuku, kukurydza
Przed sześćdziesięciu chyba laty była kukurydza opiewana w piosence, bo ukrywała skrzętnie przed okiem widza zabiegi miłosne młodych wieśniaków. Znacznie wcześniej zaś, bo już w XVI wieku, dotarła na Półwysep Iberyjski skąd rozpoczął się triumfalny podbój tego zboża kolejnych krajów, w których często ratowała ludzi przed śmiercią głodową.
W „Sekretach kuchni włoskiej” można przeczytać: „Sytuacja zaczęła się poprawiać w XVIII wieku, gdy większość obszaru północnych Włoch znalazła się pod rządami Habsburgów, którzy z właściwą tej dynastii przedsiębiorczością i rozsądkiem podjęli energiczną walkę z nędzą, promując skuteczną i korzystną politykę podatkową oraz nowoczesne rolnictwo, oparte na naukowych podstawach. Głód na północy został pokonany dzięki wprowadzeniu na wiejskie tereny tego rozległego regionu upraw roślin sprowadzonych półtora wieku wcześniej z Nowego Świata. Rząd austriacki wsparł, upowszechnił i wprowadził do diety Włochów kukurydzę, a w niektórych regionach ziemniaki.
Tak więc kukurydza, nowość, która pod koniec XVI wieku przybyła do Europy z Ameryki, weszła do powszechnej świadomości Włochów dzięki działaniom Habsburgów, którzy rządzili wówczas Austrią, Węgrami, Niderlandami, północnymi Włochami i Bałkanami i aż do końca XVII wieku sprawowali władzę także nad Hiszpanią, której zawdzięczamy odkrycie Nowego Świata. Prawdą jest, że w pozbawionych naukowego uzasadnienia ludowych opowieściach przypisywano tej roślinie inne pochodzenie. Toskańczycy nazywali ją (i nadal nazywają) granoturco „tureckim zbożem” – Wenecjanie „tureckim sorgiem”. Jednak Turcy mówią na to samo zboże „pszenica egipska”, a Egipcjanie „pszenica z Syrii”. Francuzi z regionu Pirenejów zwą kukurydzę „hiszpańskim zbożem”, co jest już bliższe prawdy. Co dziwne, nikt nie określił jej mianem, które byłoby najodpowiedniejsze: „zboże meksykańskie”.”
Dziś we włoskiej kuchni polenta nie jest potrawą biedaków. Znaleźć ją można i na stołach wytwornych restauracji. Aczkolwiek nadal znacznie częściej widnieje w menu trattorii Piemontu, Lombardii, Górnej Adygi czy Wenecji niż na południu włoskiego buta. Tam królują przede wszystkim dziesiątki rodzajów pasty.
Gotowanie polenty to meczący i długotrwały proces. Można jednak kupić tzw. polentę ekspresową, którą robi się znacznie szybciej. Pokrojona, wystudzona polenta następnie odsmażana na oliwie jest wspaniałym dodatkiem do potraw mięsnych jak i warzywnych. Kto chce zrobić tę kaszkę kukurydzianą tak jak ją przygotowują weneckie czy piemonckie gospodynie to musi uzbroić się w cierpliwość. Oto przepis:
Polenta
Sól, 250 g kaszki kukurydzianej, 1,5 litra solanki ze szczyptą kaszki kukurydzianej
1.Zagotować w garnku 1,5 litra osolonej wody ze szczyptą kaszki kukurydzianej.
2.Pozostałą jej część powoli wsypywać do gotującej się wody, stale mieszając. Im gęstsza robi się polenta, tym mocniej należy ją mieszać. Gdyby mimo to powstały grudki, trzeba je rozgnieść na brzegu garnka.
3.Gdy cała kasza już jest wsypana, należy zmniejszyć płomień i ciągle mieszając, gotować 45 minut.
4.Na dnie garnka stopniowo tworzy się skorupa. Polenta jest gotowa, gdy odrywa się od skorupy na dnie.
5.Polentę wykłada się na deskę i rozsmarowuje odwróconym ostrzem noża. Gorącą tnie się w kostkę nitką, a zimną nożem.
Ostrzeżenie: Papka jest bardzo gorąca i podczas gotowania tworzą się bąble, które pękając rozpryskują się i mogą poparzyć.
Komentarze
Dzień dobry.
Jednym słowem europejskie nazwy kukurydzy są nazwami „wędrowcami”. Inni tacy wędrowcy, to np orzechy zwane w Polsce włoskimi, we Włoszech kaukaskimi, a gdzie indziej – inaczej jeszcze. Podobnie brzydka choroba – syfilis – u nas mówiono „choroba francuska”, a kolejne kraje obwiniały o pochodzenie zupełnie inne nacje.
Osobście nie przepadam ani za polentą, ani za mamałygą – być może trzeba być tam, gdzie się je jada i gotuje na co dzień ze zwyczajowymi dodatkami, żeby docenić. Wolę nasze kasze.
Lubię natomiast kruche ciasto, w którym 1/3 ilości mąki przedniej została zamieniona na mąkę kukurydzianą. Jest to wtedy ciasto niemal sypkie, znakomity spód pod owoce sezonowe.
Słonecznie, trzeba będzie zabrać małe ladaco na spacer.
errata – mąka pszenna, nie przednia (chociaż jakość pożądana)
Choć gotowanie sprawia mi przyjemność to jednak do masochistów kulinarnych zaliczyć mnie nie można – 45 minut przy garnku i na dodatek mieszać? NU-nu-nu
Moja Bunia gotowała kaszkę manną (nie 45 minut, dużo krócej) by w końcowym etapie produkcji gęstą masę wyłożyć na deseczkę i rozsmarować na grubość ok. 1 – 2 cm. Po wystudzeniu kroiła w kostkę i podawała jako dodatek do bulionu. Coś z tą kostką jeszcze robiła lecz nie pomnę co.
Natomiast była mistrzynią leguminy z kaszki mannej jaką podawała z konfiturami lub kandyzowanymi wiśniami własnej roboty. Próbowałam zrobiś sama. Niestety gęsta masa bitumiczna nijak nie nadawała się do spożycia.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
PS
Nabyłam wiadomą metodą 7,5 kg materiałów. Będę miała zajęcie i zabawę na kilka następnych tygodni.
I zrobiś próbowałam i zrobić też – bez pożądanego skutku.
Victoria jest w stanie alertu pożarowego. Palą się duże obszary, ludzie stracili domy, dobytek, żywiec. Wybuchaj pożary wokół Melbourne. Wczoraj mieliśmy spory pożar w niedalekim sąsiedztwie naszego osiedla. Circa-about 1 km w linii prostej. Zrobił się szaro, silny wiatr spychał kłęby dymu w naszym kierunku, smród spalenizny wciskał się wszędzie.
W ciągu kilkunastu minut pojawiły się 2 helikoptery i sukcesywnie nadjechało 26 wozów strażackich. Paliła się trawa – na szczęście trawa. Strach pomyśleć co by było gdyby ogień przeniósł się na okoliczne drzewa i krzaki.
Przez ponad godzinę pożar wymykał się spod kontroli. W internecie podawano by mieszkańcy szykowali się do ewakuacji.
Na szczęście wiatr gwałtownie zmienił kierunek co pozwoliło strażakom opanować sytuację.
Niemiłe uczucie grozy i niepewności. Nikomu nie życzę.
Reakcje ludzkie są nieprzewidywalne. Akurat wieszałam pranie i moją pierwszą myślą było – to po co ja prałam?
E.
Echidna,
pisałam to samo parę dni temu, kiedy rozmawialiśmy o kaszach – ową kostkę z manny u nas w domu zalewano gorącym, czystym rosołem. Zamierzam to wykonać przy najbliższej okazji rosołowej.
Idę dospać.
Wydaje mi się,że przygotowanie kostek polenty czy też kostek z kaszy manny nie jest łatwym zadaniem i wymaga sporo kulinarnego doświadczenia.Ja próbowałam raz z kostkami polenty,niestety całość moje roboty nadawała się jedynie do wyrzucenia 🙁
Doczytałam wczorajsze i widzę,że blogowa niedziela była bardzo ciekawa artystycznie, turystycznie i przyrodniczo.
Życzę więc wszystkim równie udanego tygodnia 😀
Jagodo- i co z tą karkówką? Udała się ?
Alicjo, ziemniaki tłuczone, oczywiście, nie utłuczone – to a propos wczoraj – proszę wybaczyć drobną uwagę, powinniśmy poprawnie się wysławiać
Echidna – 2 szklanki mleka + 0,5 szklanki mleka, szklanka manny szczypta soli, łyżka masła. Mleko z solą i masłem zagotować, wlać kaszkę wymieszną z o,5 szklanki mleka zimnego, gotować 5 minut na dużym płomieniu, przykryć i następne 20 minut na najmniejszym ogniu albo w piekarniku ok 100 stopni.
Słodzić po ugotowaniu wg potrzeb, wylać w miseczki albo w salaterkę, schłodzić. Ubrać konfiturami albo podać z jakimś sosem – owocowym, śmietankowym itp. Jeśli ktoś nie lubi kaszki bardzo sztywnej, może wziąć powiedzmy 3/4 szklanki.
Echidno-wszystkiego dobrego,oby pożary zostały opanowane i przestały zagrażać
ludziom w Twojej (inie tylko Twojej)okolicy.
Smaczna, błyskawiczna sałatka: kukurydza z puszki, seler w occie (cięty na spaghetti), ananas z puszki (pocięty w kostkę), do tego dip majonezowo-jogurtowy, w proporcji wg gustu.
Arete – proszę wybaczyć drobną uwagę, powinniśmy poprawnie się wyrażać w piśmie również: zapomniałaś wstawić apostrof nad a… Jeśli to miał być wariant np. niemiecki, wtedy bez apostrofu, ale znowuż apropos powinno być napisane razem. W Polsce generalnie stosujemy pisownię francuską: ? propos.
No i Łotr zamienił mi a z apostrofem (pochylonym w lewo, Arete!) na znak zapytania.
Ale ja to przeboleję, nie jestem aż taką purystką językową jak Arete.
Apostrof?!
Madame, chyba ma Pani na myśli akcent słaby (grawis)
Apostrof w języku polskim służy do oznaczenia, że litera (najczęściej samogłoska) występująca przed nim jest niewymawiana.
np. alfabet Morse’a
Tobermory – oczywiście. Dzięki za sprostowanie. O tej porze jeszcze trochę śpię.
Arete przeczyta, mam nadzieję.
Tobermory, czy masz coś wspólnego z Hebrydami?
Pytam, bo raz w życiu tam zapłynęłam i urzekły mnie. Podobnie jak ten kawałeczek Szkocji, który widziałam. A jak zobaczyłam, to zrozumiałam, skąd się bierze piękno szkockiej muzyki.
Czy ktoś z naszych zagranicznych gości załatwiał może w kraju sprawy emerytalne? I z jakim skutkiem? Pytam, bo z upoważnienia przyjaciela (potwierdzone owo upoważnienie przez notariusza Stanu Ohio) usiłuję pozbierać dokumenty z dawno nieistniejących zakładów i jak dotąd jedynym efektem jest rozrastający się spis telefonów. Szukam dobrej rady.
Ja i nic z tego nie wyszlo. Nie moglam zebrac papierow z trzech zakladow, ale mialam ksiazeczke ubezpieczeniowa i wyslalam kopie do Polski. Zabraklo mi miesiaca pracy aby cos otrzymac.
-20C 🙄
Arete to taki troll językowy, który mnie ściga od wczoraj.
Wczoraj było za „na przykład”, którego skrót napisałam jak zwykle, to znaczy „np.”. Nie jestem polonistką, błędów na ogół nie robię, chociaż na pewno zdarzy się tu i tam. Zajrzałam do mojej wyroczni w sprawie pisowni, jest to „Słownik poprawnej polszczyzny” Witolda Doroszewskiego, wydany przez PWN, 1980.
Żeby nie utrudzić zbytnio tropiciela, zeskanowałam stronę 372 słownika:
http://alicja.homelinux.com/news/Np.jpg
Nie wspomniałabym o tym, gdyby nie wrażenie, że jestem na celowniku Arete. Ziemniaków „utłuczonych” będę bronić jak niepodległości, tak zazwyczaj piszę o ziemniakach tłuczonych, mój kolokwializm.
Dla pewności można jeszcze zajrzeć tutaj:
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629806
Widać nadal obowiązuje, czego mnie uczono w szkole.
Alicjo, tam chodziło o skrót „według” – „wg” i tam po g rzeczywiście nie stawia się kropki.
Ale ziemniaki utłuczone są jak najbardziej poprawne. Tłukła, tłukła, aż utłukła.
Luuuubię. Ze skwarkami i koperkiem.
Nisiu, pure też lubię, ale wolę z masełkiem i koperkiem 🙂
no coz, Alicja zwracac komus uwage, ze zasmieca jezyk polski – dobrze, Alicji zwracac uwage – zle!
polenty czy kaszki manny, grysiku, itp nie lubie, ale kukurydze solo, najlepiej z oliwa i lekko posolona lubie bardzo
Nie wiem, czy śmiać się, płakać, czy walnąć się tępym narzędziem w łeb. Słynny portal „Salon 24” żyje trzema sprawami :
1. „wyzwala” Ukrainę po to, żeby ta Ukraina mogła wreszcie przeprosić Polaków za Wołyń;
2. Owsiakiem, takim synem, który tuczy się, aż utuczony został osaczony przez „prawdę” ;
3. Lotniczymi szachownicami K.Stocha, który w ten dyskretny sposób dał odpór tym, którzy narzekali na polskich pilotów wojskowych po Smoleńsku, a także oddał w ten sposób hołd św. p. Panu Prezydentowi. (sic ! m.in p.iMaud)
Przyjdzie mi stanąć w kolejce do psychiatry chyba, bo niemożliwe przecież żebym przeczytała to, co powyżej streściłam. Musiało mi się wydawać….
Haneczko, Krystyno, dziękuję! Wszystko się udało 😆
Proponuję rozstrzelać. Kulka za kropkę. Poloniści – do boju 😉
Kropka po wg bardzo mi pasuje i przychodzi jakoś tak naturalnie. Jeśli w wielu innych skrótach ta kropka jest, to logicznie myśląc, z rozpędu…
Nie przypominam sobie, żebym była blogową poprawiaczką wszystkiego i wszystkich.
Magdaleno,
„zaśmiecanie” języka polskiego wg mnie (przeszło mi przez klawiaturę!) to zastępowanie całkiem dobrych polskich słów spolszczonymi anglikanizmami typu „hejter, hejtować”. O tym była dyskusja i chyba zapytałam wtedy – co złego z polskim, używanym przez red.Pas-senta „nienawistnikiem”?
A dyskusja była nie o tym, jak piszą blogowicze, tylko o tym, jak wygląda język polski w dzisiejszej prasie. To krytykowałam i tylko to.
Alicja – dla Ciebie prezent
http://nauka.newsweek.pl/emocje-kotow-psychologia-kota-newsweek-pl,artykuly,279059,1,2.html
„…zaśmiecanie? języka polskiego wg mnie (przeszło mi przez klawiaturę!) to zastępowanie całkiem dobrych polskich słów spolszczonymi anglikanizmami typu ?hejter, hejtować?.
A troll Alicjo, („Arete to taki troll językowy”) to być dobrze, czy dobrze nie być?
Kali,
nie graj głupa, mnie nie o to chodziło.
„Troll” w sensie internetowym istnieje od czasu, kiedy ludzie zaczęli się komunikować w internecie. Nie, to nie skandynawski troll, tylko internetowy :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
Być dobrze, Kali 🙂
Cichalu – rok temu załatwialiśmy takie oprzyrządowanie w rodzinie. Po badaniach audiologa dobrano aparaty dostrojone do indywidualnego uszkodzenia słuchu (dla każdego ucha oddzielnie) maleńkie, prawie niewidoczne i eliminujące szumy tła. Razem z pilotem sterownika, przy 10% upuście to niemal 10 tys złotych (górny przedział średniej półki – przyzwoity poziom bez szaleństw) Wymiana bateryjki m/w co 10 tygodni. Kupujemy 10 szt. Warto było. W Twoim portfelu to ok 3 tys$. Zobacz gdzie taniej, a w razie potrzeby zawieziemy do przyzwoitej firmy.
Alicjo – ta wymiana poglądów ma drugie dno, czy naprawdę go nie dostrzegasz?
Hano, jak ją znam, to dostrzega. Zazdroszczę Alicji zawsze, tej zimnej krwi.
A ze skrótowcami kiedyś była prosta zasada – nie wiem, czy jeszcze obowiązuje: jeżeli skrót kończy się na tę literę, co wyraz, kropki nie stawiamy – tak jak wg, dr i podobne. Jeśli kończy się na którąś ze środkowych liter, stawiamy – jak kpt. albo nb. – kropka.
Tobermore, nie popierniczyłam?
Ten przecinek bez sensu sam mi wmaszerował.
Pyro,
już się edukowałam w tym zakresie 🙂
http://www.cats.alpha.pl/faktyokotach.htm
Najbardziej spodobał mi się ten punkt:
„Koty nie myślą, że są małymi ludźmi. Myślą, że my jesteśmy dużymi kotami.To w wielu przypadkach wpływa na ich zachowanie.”
Alicja 17:30,
Jak Ty mówić, że dobrze, to pewnie dobrze, ale mnie się wydaje, że troll (internetowy), tak samo zaśmieca język, jak i pozostałe przytoczone przez Ciebie słowa.
Troll skandynawski, to oczywiście „insza inszość”.
Zdaję sobie sprawę, że radosnej słowotwórczości rodaków nie zmienię, ale traktujmy ją jedną miarką.
Sesja poprawnościowa rozgoniła towarzystwo. Zawsze boję się osób, które „mają w oczach jednoosobowy tłum kobiet” (Salinger)
Mam zapotrzebowanie na kilka przepisów łatwych, smacznych i tanich przystawek – na ciepło i do zimnego bufetu. Właśnie się dowiedziałam, że w czynie społecznym będę głowną wykonawczynią przyjęcia jubileuszowego dla nie majętnej, starszej pani. To będzie w maju. Moje dzieci obiecały. Pomocą ludzką służa dwie panie bez talentów kulinarnych ale pełne dobrej woli. Uczestników przyjęcia 25 – 27 osób (!). Zaczynam planowanie.
Nisiu,
może przemówi do Ciebie a tak przypadkiem wpadło mi w ręce 🙂
http://allegro.pl/serwis-wzor-cebulowy-8-osobowy-i3959266970.html
Duże M.
Przemówi?
Wrzeszczy na mnie i szarpie mnie za łeb!!!
Czy mam coś wspólnego z Hebrydami?
Tak, Madame.
Pochodzi stamtąd moja wybranka
Wprawdzie zaledwie 15-letnia, ale oho!
Nisiu, cieszę się 🙂 to jeszcze ten
http://allegro.pl/serwis-kawowy-anglia-6os-cebulowy-i3919247724.html
Tobermory kojarzy mi się z Kanadą i prowincją Ontario.
Jadąc na Wielki Zachód z przyjaciółką Niemką wstąpiliśmy do znajomych w Kincardine (nad jez.Huron) na pierwszy popas. A za 2 dni od nich na Trans-Canada Highway właśnie z Tobermory promem, zamiast omijać Georgian Bay.
http://en.wikipedia.org/wiki/Tobermory,_Ontario
Ja tam się nie znam, Tobermory, ale ona chyba nie jest jeszcze „w latach” 😉
Wybranka Tobermory’ego wcale, wcale…
To był apostrof, nieprawdaż? Słusznie użyty.
Strrrasznie mi zapadły w serce te Hebrydy, mimo że omal się tam nie utopiłam. Mili tubylcy w osobach dwóch przystojnych Szkotów plus do tego polski bosman jakoś mnie przekulali z pontonu na trap Daru zwisający do morza. Sama życzliwość.
Mam nadzieję, że tam kiedyś wrócę… bez potrzeby uprawiania ćwiczeń gimnastycznych.
Duże M, kawę mam w czym robić, bo pięć cebulaczków do espresso i zastawa kapitańska z Daru Młodzieży, którą dostałam w ramach dozgonnej przyjaźni: sześć filiżanek ze spodkami, cukierniczka, mlecznik i półmiseczek na ciastka. W ogóle nie wycyganiałam (no, może poza pierwszymi dwoma filiżankami…) – sami dali.
Nisu, metoda jes bajecznie prosta, nalezy napisac ksiazke, ktorej akcja wlasnie tam sie odbywa gdzie chcesz wrocic. Moze powiedzmy historia zaczyna sie w Szczecinie. Znana pisarka okretuje sie na zaglowiec. Chce ppisac, ma koncept potrzebuje spokoju. Wiatry niosa na Morze Poludniowe, ale niezapowiadany sztorm pcha zaglowiec na polnoc. Ukazuja sie Hebrydy. Pisarka zapomina oczym chcial pisac. Teraz pioro samo pisze, rece puchna, swieca sie wypala do konca, bez wytchnienia. Narracja cofa sie do konca XVIII wieku. Zaglowiec z Gdanska przewozi ladunek przenicy do Anglii. Niespodziewany sztorm zapedza statek na polnoc. Laduja na nieznaym sobie wybrzezu. Majtek okretowy mowi: „to heba nieznany lad” na to kapitan: „Bredzisz synku bredzisz”. I stad sie wziely Hebrydy (orginalnie Hebredy). Dalej juz dasz sobie rade 🙂
Nastepnie trzeba zainteresowac jakas europejska wytwornie snow do sfilmowania (masz juz gotowy scenariusz) jesli sami jeszcze na to nie wpadli i jako konsultant, scenarzystka i autorka orginalnej noweli jedziesz na Hebrydy pierwsza klasa Luxtorpedy. No moze torpeda zle sie kojarzy na morzu wiec powiedzmy Dreamlinerem LOT. Kapitan Wrona laduje na wodzie i voila jestes gdzie chcials byc. Proste?
YYC, proste jak dzień dobry.Już się biorę do roboty!
No to do zobaczenia na Hebrydach 🙂
15 letnia hebrydanke tez postaram sie znalezc na powitanie 🙂
No chyba, zebys chciala na pobliskie Orkady wtedy by trzeba nieco zmienic narracje XVIII wiecznej akcji. Krakowski kupiec, ktory od lat handlowal z miejscowymi aborygenami nazwal wyspy Orkadami bo mu przypominaly krakowskie arkady. Krzyknal O arkady! Skaly ukladaly sie w luki. Kiedy miejscowi autochtoni aborygni sie dowiedzieli, ze maja juz nazwe, wtedy najstarszy ze starszyzny wypowiedzial te slynne slowa do swego ludu: „Ludzie my uze odkryte”. Nasza kraina to Orkadia. Odtad na Orkadach mieszkaja O’Arkadyjczycy. Kolejnym turysta polskim na wyspach byl Wladyslaw Orkan i stad angielska nazwa wysp. No to tyle, zeby uscislic 🙂
Pozdrawiam zeglarskim Ahoy, na umrzyka skrzyni!
Zaspiewajmy wiec razem:
„Pod pokladem siedze sam
a beczka pelna rumu
Orkady kupiec nam dal
a yyc go rozslawil 🙂 „
Alicja to pewnie tańczyła i inni jej rówieśnicy też (mój Synuś usiłował to grać. To ci było doświadczenie!)
http://youtu.be/ZMPro30mfTU
No to płyniemy!
http://www.youtube.com/watch?v=nzcv5TJkJBA
ZAPRASZAM NA MORZA POŁUDNIOWE. oRKADY W ZIMIE?
http://youtu.be/18Io-mYoPyE
A to takie sprzed stu lat…
http://www.youtube.com/watch?v=h-8wU420W_0&feature=kp
Przy lampce nocnej – jeszcze o Kenii.
Ktoś mi dzisiaj zwrócił słuszną uwagę, że mój ostatni wpis na temat Kenii sugeruje, iż celem mojej podróży była wizyta w tamtejszym domu dziecka. Otóż nie, to było przewidziane, ale nie był to jedyny i główny cel wyjazdu.
W Kenii chciałem przede wszystkim zobaczyć i poznać ludzi, jacy są, jak żyją, jak mieszkają, czym się zajmują, po prostu zetknąć się z tamtejszą rzeczywistością. Chociaż czasu miałem bardzo mało, ale uważam, że mi się po części to udało.
Celowo wybrałem rejon nieco uboższy w narodowe parki, ale za to bardziej zaludniony. Obszar na północ od Nairobii zamieszkuje głównie plemię Kikuyu. Moja przewodniczka Tabitha jest właśnie z tego plemienia, chociaż jej prababka była Masajką, co jest jakoś uwiecznione w nazwisku. Przynależność plemienna jest tam niezwykle żywa i ważna do dzisiaj. Każdy jest dumny ze swej przynależności. Na tym tle jest również wiele waśni, nienawiści, wzajemnego zwalczania.
Najwięcej czasu spędziłem w okolicach Mt. Kenya, drugiej co do wielkości góry Afryki. Dla ludzi z plemienia Kikuyu jest to góra święta – to tam, na szczycie, mieszka ich bóg Ngai, dlatego od wieków kobiety tego plemienia miały zakazane, jako niegodne, spogladać w tamtym kierunku. Wiara, że tam mieszka Najwyższy jest do dzisiaj bardzo silna. Nawet dla tych, którzy uważają się za chrześcijan. Dla nich jest to po prostu ten sam bóg, który czasami schodzi z nieba i tam sobie odpoczywa. „Ty nic nie rozumiesz i pójdziesz do piekła” usłyszałem bardzo poważnie wypowiedzianą przepowiednię mojej wiecznej przyszłości w odpowiedzi na zbyt dociekliwe i bardzo wątpiace pytania.
Na jednym ze zdjęć pokazałem ubraną na biało modlącą się kobietę. To też utkwiło mi w pamięci. Uganiając się z aparatem po krzakach za uciekajacymi małpami natknąłem się na ukrytą tam, rozmodloną kobietę. Zmieszałem się widząc, że przeszkodziłem jej w najbardziej osobistych myślach, w chwili którą poświęciła na rozmowe z Mieszkańcem szczytu góry Kenya. Wycofałem się możliwie dyskretnie i brzydząc się tym co robię pstryknąłem jej kilka fotek. Po powrocie opowiedziałem o tym wydarzeniu Przewodniczce – chrześcijance. Była przerażona. Naprawdę. Bo co będzie, jeśli kobieta poskarży się do męża, a ten pójdzie do czarownika…. Na moją zdziwiona minę odpowiedziała tylko – „Ty nic nie mów, ty w ogóle nie wiesz co może czarownik, ty nic nie rozumiesz!!!”
Nie miała racji – ja zrozumiałem, że nic nie rozumiem. Na szczęście nic mi się nie stało, najwidoczniej kobieta nie powiedziała o tym wydarzeniu nikomu, nie dotarło to do czarownika.
U podnóży góry po ram pierwszy w życiu przkroczyłem równik. Niby nic, a cieszy…
Bolączką mojej wędrówki było to, że w wielu miejscach nie mogłem robić zdjęć. Wyciągnięcie aparatu było zbyt ryzykowne, a dla tubylców to zbyt łakomy kąsek, żeby się mogli powstrzymać. A mijane miejscowości były naprawdę barwne i ciekawe. Życie na zwolnionych obrotach, mnóstwo ludzi po prostu siedzących i gadających. Wyglądało jakby tak gadali godzinami. O czym mozna tak długo rozmawiać? Nie wiem. Gołym okiem dało się też zauważyć cięzką pracę kobiet. Objuczone do granic możliwości ogromnymi wiązkami drewna albo zbiorami z ubogiego poletka szły do swoich domów, by mężowi – właścicielowi ugotować jedzenie, uprać, zająć się dziećmi i w ogóle wszystkim.
Kilka starych kobiet zabrałem, by chociaż mały kawałek przejechały bez wysiłku. Były tak zaskoczone i wdzięczne, że zwykłe „do widzenia” przeradzało się w długą mowę, żeby mnie bóg błogosławił i cała moją rodzinę i w ogóle. W ich długim życiu zdarzało się to po raz pierwszy, żeby Biały zatrzymał się tylko po to, by je kawałek podwieźć. Nie bardzo mogły to pojąć. Przewodniczka, władajaca świetnie trzema językami, w tym językiem kikuyu, cierpliwie wszystko im i mnie tłumaczyła.
Chyba już muszę kończyć, bo staję się okropnie nudny. Ale ja naprawdę wciąż tym żyję.
A czyta kto chce.
Dobranoc 🙂
Alicjo, cechuje Panią łatwość obrażania ludzi – cytatów nie będzie, proszę przeczytać swoje wypowiedzi.
Nie mam ręki do polenty 🙁 próbowałam zrobić, ale klapa. Szkoda, fajne swojskie jedzonko, moim rodzice się tym zajadali