W drodze
Byłem na wsi. To trochę ponad 50 kilometrów od Warszawy ale w bok od szos pierwszej kategorii odśnieżania. Niektóre były więc zawiane i musiałem nakładać drogi. W sąsiedztwie jednak wszystko było oczyszczone i – choć ostrożnie, bo ślisko – dało się dojechać do mojego najbliższego sąsiada. Ostatnie sto metrów trzeba było jednak przekopać się przez zaspy. Jeszcze gorzej było na moim terytorium, bo drzwi nie dość, że zasypane, to jeszcze przymarznięte. Ale wszystkie przeszkody udało się pokonać.
Drogę przez najbliższe wioski oczyścili sami sąsiedzi. Wszyscy maja przecież traktory, a niektórzy nawet pługi śnieżne własnej produkcji. I nikt z nich nie czeka na pomoc starosty, wojewody czy ministra. Nawet im to do głowy nie przychodzi. Jest zima, zapadało, trzeba ruszyć do sklepu czy do najbliższego miasta – to trzeba i odśnieżyć. Normalne!
Te proste, banalne wręcz stwierdzenia nasunęły mi się po obejrzeniu kilku relacji reporterów telewizyjnych ze szczególną radością wyszukujących rolników w zaśnieżonych gospodarstwach, którzy bohatersko prężąc się narzekali na władze (i te bliższe, i te centralne), że nie dowożą im chleba, nie odśnieżają dróg ani podwórek. Wysłuchałem nawet płaczu gospodyni, która narzekała, że nawet wody nie może zaczerpnąć, bo ma zasypaną śniegiem studnię. I pokazała cembrowinę obudowana dachem, na którym leżała wielka śniegowa czapa. No i proszę – nikt kobiecie nie zrzucił śniegowej czapy ze studni. I jak ona ma żyć?
W przerwach pomiędzy oglądaniem relacji z zimowego frontu (nie naśmiewam się z losu mieszkańców miejscowości, w których nie obejdzie się bez tzw. ciężkiego sprzętu ale i tam niezbędny jest udział w odśnieżaniu samych zainteresowanych) czytam kolejną książkę moich ulubionych autorów – Mai i Jana Łozińskich – wybitnych znawców historii obyczajów sprzed lat. Tym razem mam w ręku „W przedwojennej Polsce Życie codzienne i niecodzienne”. Dzieło jest bogato zilustrowane archiwalnymi zdjęciami (PWN dba wspaniale o ilustracje) i prezentuje polski krajobraz miejski i wiejski, opisuje obyczaje dworskie, chłopskie a także mieszkańców miast. Zaglądamy więc do restauracji, kina, kabaretu. Jeździmy pociągami, automobilami a nawet odbywamy pierwsze loty samolotami.
A że wstęp do dzisiejszego tekstu dotyczył polskich szos, to i cytat będzie drogowy. I choć nie zimowy, to równie dramatyczny jak relacje telewizyjnych dziennikarzy: „W tych pierwszych latach rozwoju polskiego automobilizmu, wkrótce po zakończeniu wojny z bolszewicką Rosją, w czasach wielkiej inflacji w powszechnym szaleństwie lokowania pieniędzy w rozmaitych towarach zaczęto również ku?pować samochody. Jeszcze ciągle nieliczni właściciele aut, przeważnie używanych, z demobilu, mieli z nimi niemało kłopotów. Nowe były niebotycznie drogie – przedstawicielstwa handlowe firm motoryzacyjnych dopiero zaczynały organizować pierwsze salony sprzedaży. Jednak do połowy lat dwudziestych każdy, nawet stary samochód uchodził w Polsce za przedmiot zbytku. Trudno było o benzynę, którą kupowało się w aptekach i składach chemicznych, więc przed dłuższą drogą należało zaopatrzyć się w kanistry z zapasem paliwa. Pierwsze stacje benzynowe, tak zwane pompy, pojawiły się dopiero w 1924 roku, najpierw w Warszawie, a później również w innych miastach Polski. Na wielkich, słabo zaludnionych obszarach Kresów, rzadka sieć stacji benzynowych jeszcze w latach trzydziestych uniemożliwiała normalne korzystanie z samochodu. Julije Beneśić, zaproszony na Polesie, do Mankiewicz Karola Radziwiłła, wspominał później, jak na stacji kolejowej w Horyniu czekał nań konny powóz księcia: „Pytam stangreta Józefa, czy książę nie ma automobilu? – Mamy dwa, ale nie mamy benzyny”.
Kolejnym utrapieniem ówczesnych automobilistów była jakość dróg, po których przyszło im się poruszać – tylko na Śląsku, Pomorzu i w Wielkopolsce kierowcy mogli jeździć szybciej i wygodniej dzięki dłuższym odcinkom równych, dobrze utwardzonych szos. W pozostałych rejonach kraju, zwłaszcza w dawnym zaborze rosyjskim, dziury, wyboje, pył i kurz pozostawały nieodłącznym elementem prawie każdej samochodowej eskapady. „Za Radomiem, w Zwoleniu, mamy zawrócić na prawo – opowiadał Iwaszkiewicz o swojej automobilowej wycieczce – mapa nam wskazuje wąską drożynę czerwoną na Ożarów; czytamy znaki objaśniające: „drogi bite (szosy)”. Patrzymy, ani mowy! Zwyczajna droga i to jeszcze, jak na Ukrainie, po wąskim paśmie grudy ciągnie się jak wstążeczka malutka drożyna. Cóż robić, kochany dodżyk sapnął, podskoczył parę razy i jedzie! Smaruje! Kto mówił dotąd o wybojach, ten mówił rzeczy śmieszne, teraz dopiero jest co pokazać ludziom; zapewne całe hordy słoni znęcały się nad tym szlakiem przez całą zimę, wiosnę i lato (…). Ale nic, co tam jedziemy!”.
W 1925 roku, z myślą o owych siermiężnych traktach ówczesnej Rzeczypospolitej – „automobilista polski jeździ bowiem przeważnie po wybojach, po straszliwych kocich łbach, a nierzadko przez piasek lub po grubym pokładzie błota czy śniegu” – powstał pierwszy samochód polskiej konstrukcji, Ralf Stetysz. Jego twór?cą był hrabia Stefan Tyszkiewicz, inżynier, właściciel niewielkiej Rolniczo-Automobilowo-Lotniczej Fabryki w Boulogne pod Paryżem. W paryskim Salonie Motoryzacyjnym auto zyskało opinię dobrego „samochodu kolonialnego” o eleganckiej sylwetce. Na początku 1928 roku udało się rozpocząć produkcję w Warszawie i już na kwietniowych Targach Poznańskich zwiedzający jak donosiła prasa -podziwiali tę piękną maszynę za jej solidne wykonanie i bijącą w oczy prostotę. Przy tym ceny samochodów Stetysz okazały się bardzo niskie, firma otrzymywała szereg zamówień”. Rok później pożar fabryki przerwał nigdy już nie wznowioną produkcję – do tego czasu powstało niespełna dwieście egzemplarzy słynnego auta konstrukcji hrabiego Tyszkiewicza.”
Aby uzasadnić obecność tego fragmentu w blogu bądź co bądź kulinarnym, dorzucę jeszcze mały akapit z rozdziału „Czas zbaw i bankietów”: „Niemal każdego dnia spotykano się w restauracji Wróbla, usytuowanej wygodnie tuż obok „kwatery głównej” literatów w Ziemiańskiej. Do Wróbla wpadano na wódkę i śledzie. Uwielbiał je Boy. „Mają tylko jedną wadę. Są tanie” – mawiał. W czwartki podawano tam słynne warszawskie flaki „garnuszkowe”, przygotowywane według tradycyjnej receptury: do kamiennego garnka wlewano porcję flaków z pulpetami, posypywano je obficie parmezanem, zalewano masłem smażonym z tartą bułką i zapiekano w piecu.”
To przecież wspaniale danie na czas odśnieżania!
Komentarze
Pyro, pomyliłaś mnie z kimś innym. Byłoby miło usłyszeć od Ciebie słowo „przepraszam”…
Środek nocy, ale dzień dobry wszystkim, u których już dzień. Śnieg nie pada 😯
Spojrzałam na datę, dzisiaj urodziny mojej siostrzenicy, jutro dziecka, pojutrze Wojtka-komputerowca (swego czasu „robił” za przyszywanego syna, dopóki się nie ożenił), po-pojutrze urodziny Julki, z którą niemal jednocześnie wylądowaliśmy 32 lata temu tutaj, gdzie jesteśmy. Urodzinowo ten luty sie zaczyna – i będzie kończył urodzinowo na MałgosiW!
Jeśli chodzi o podróże – nigdy, przenigdy zorganizowane.
Raz w życiu byłam na wczasach, śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja, a w międzyczasie idziemy na plażę, jutro wycieczka całodniowa do Koszalina, kto chętny? Tu co prawda o wczasach zimowych, ale podobne klimaty…
http://www.youtube.com/watch?v=RRfiddT5-aM&feature=kp
Odświeżyłam sobie tę piosenkę, bo ostatnio czytałam „Moje ulubione drzewo – czyli Młynarski obowiązkowo”.
Wywiad z mistrzem i teksty piosenek. Teksty – żaden nie banalny, a jak się to czyta w całej masie, tekst po tekście, robi spotęgowane wrażenie.
Hana – i wszyscy przeze mnie (omyłkowo) pomówieni o złośliwość – PRZEPRASZAM Z SERCA. Byłam rozdrażniona, a trzeba było odsapnąć
, trzy razy sprawdzić…
i właśnie wrzucić na luz (czyli posłuchać Gospodarza).
Daję słowo, że zapamiętam.
Kto pamięta opis zakupu samochodu przez M.Wańkowicza? Jak to zajechał drogę ministrowi i trawestując znane przysłowie o szlachcicu i wojewodzie krzyknął „Szlachcic na „fordzie” równy ministrowi na….?” To był czas, gdy książka telefoniczna Warszawy miała mniej, niż 2 tysiące numerów, a z nocnej knajpy do domu pewniej i wygodniej było pojechać z „sałatą”, niż wzywać „dorożkę automobilową” czyli taksówkę. Kocham takie książki.
Nowy – obejrzałam Twój foto – reportaż kilka razy. Jest tam parę fotek, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przede wszystkim kobiety z motykami – jak pomyślę, że od takiego kija zaczyna się historia rolnictwa i szerzej – cywilizacja, to dech zapiera. Dziecko leżące na polu – śliczny mały człowiek z rozumnym i ciekawskim oczkiem patrzący na świat, pawian biegnący dokądś w swojej sprawie, ale widocznie, że u siebie, na własnej ziemi i tuż obok na którymś zdjęciu młoda kobieta rozmawiająca przez komórkę. Współistnienie kilu tysięcy lat naszej historii.
Hano – to ja przepraszam, napisałam, że dzień wcześniej komentarz napisała Hana, a nie Nana i Pyra tym się zasugerowała.
Nowy – dziękuję za relację i zdjęcia. Obejrzę i poczytam jeszcze raz na spokojnie wieczorem.
Pierwszy automobil w Krakowie – prezentacja pojazdu.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/84451/168dfc2176faa5fbb51b33860a7b9e9b/
jeszcze taka uwaga, odnosnie uwag: osoby wylacznie czytajace sa na takich samych prawach, jak piszace i kazdy, ale to doslownie kazdy, ma prawo napisac co i dlaczego mu sie nie podoba
to nie jest tak, ze stalym bywalcom (piszacym) wolno wiecej (jak nemo np)
to jest otwarty blog!
„osoby wylacznie czytajace sa na takich samych prawach, jak piszace i kazdy, ale to doslownie kazdy, ma prawo napisac co i dlaczego mu sie nie podoba”
To jest interesująca logika.
Osoby wyłącznie czytające, to osoby wyłącznie czytające.
Gdy zaczynają pisać, przestają być osobami wyłącznie czytającymi.
Czy są na tym blogu również osoby wyłącznie piszące?
Najchętniej recenzje tego, co piszą inni, ale bez przeczytania, o co im chodzi? Takie bowiem odniosłem wrażenie.
Kto to jest nemo?
Ralf-Stetysz
Ralf — Rolniczo Automobilowo-Lotnicza Fabryka (Stefana Tyszkiewicza)
ach Nowy,
przestan z ubolewaniem, porownaniami, segregacja. nie wymagaj od innym co i jak powinni widziec, odbierac, przezywac.
masz racje z aidsem, nie wszystkie organizmy oparly sie tej zarazie. ale w niektorych slamsach, aids nie jest najczestsza przyczyna smierci. wiekszosc morderstw dokonywana jest maczetami, i praktycznie i tanio. dla wielu maczeta jest uniwersalnym narzedziem, nadaje sie rownie dobrze do pracy w polu jak i do wyladowania nadmiaru agresji na czyjejs glowie.
trzeci swiat? coz to takiego? ktory jest pierwszy, a ktory jest drugi? –> zupelnie nie kumam 🙁
to fakt. zbyt duzo tam infrastuktury nie ma. brak biezacej wody, wynalazek edisona nie swieci, zadnej kanalizacji, brak drog, a to co tam stoi, domami nazwac nie mozna.
a zatem jest duzo slamsow z morzem a moze i oceanem falistej blachy na budach z desek. a ze nikt nie ma tam sanitariatow wiec wymyslono tam powietrzna toalete. oproznienia dokonuje sie w plastikowy worek i wyrzuca sie go ponad sasiednia bude.
Warszawa-Zakopane w cztery i pół godziny. Przed wojną.
Z Warszawy do Krakowa aeroplanem, dalej Luxtorpedą – 2h18min.
Dzien dobry,
Nowy,
Podroz ciekawa i niepowtarzalna.
Alicjo,
Ja sie kiedys odzegnywalam od pobytow zorganizowanych, ale teraz nieco zluzowalam. Moje zimowe wakacje, to bylo to czego tygrysy potrzebowaly najbardziej. Milo bylo sie oddac dwutygodniowemu neronieniu :).
Na gwizdek tez niczego nie trzeba bylo robic, jedyne co mnie irytowalo to zorganizowane przez (pardon) miejscowych kaowcow rozrywki. Na ten czas oddalalam sie na z gory upatrzone pozycje, zreszta przymusu nie bylo. Moze w przyszlosci jak praca/ dom/ obowiazki nieco zluzuja wroce do turystyki swobodnej, poki co z proporcja miesiac urlopu na jedenascie pracy, w tym dwa tygodnie z rodzina w Polsce, pozostale dwa przeznaczam na lenistwo :).
Pyro,
A propos zapiekanek ziemniaczanych co bys powiedziala na tradycyjna angielska – wiejska (cottage pie)? Przypomne przepis jak chcesz.
Jolly – poproszę o ten przepis.
Jaki piękny automobil!
Jolly, przypomnij proszę, ja też jestem kartoflowa!
Blokowanie dyferencjału w razie śniegu, błota lub piasku.
Wysokość organów od ziemi: 30 cm.
Prawdziwa terenówka i do tego elegancki.
Pyro, Asiu, atmosfera oczyściła się, pozdrawiam.
No mówię, że dla mnie autko! Na wysokich kółkach, wjedzie w różne dziury. I ta uroda oraz elegancja!
Zachwyciłam się od rana (co lubię), teraz mogę zjeść śniadanko…
Voila:
Proporcje na oko, wazne jest zeby warstwy mniej wiecej byly takie same wagowo, wychodzi zawsze mnostwo, ale nadmiar mozna zamrozic.
1.5kg ziemniakow
maslo + mleko
1kg dobrego mielonego miesa wolowego
2 cebule
2 marchewki
3/4 szklanki mrozonego groszku
czosnku po uwazaniu
sol, pieprz,
koncentrat pomidorowy,
olej
Ziemniaki obrac, ugotowac, utluc z mlekiem i maslem, odstawic.
Posiekana cebule przsmazyc na oleju z czosnkiem, odstawic.
Podsmazyc mieso, dodac pokrojona marchewke, groszek, cebule z czosnkiem, pieprz, sol, lyzke koncentratu, porzadnie wymieszac.
Wlozyc mieso do formy/ na blache (proporcje na 30x15cm), uklepac, przykryc ziemniakami, uklepac. Mozna ‚porzezbic’ widelcem rowki w ziemniakach. Piec w piekarniku okolo godziny w 180 stopniach. Mozna op 45 minutach posypac startym zoltym serem (cheddar).
https://www.google.co.uk/search?q=cottage+pie&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=8HzzUs3DOuqq7Qal8oCIAQ&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1024&bih=570#imgdii=_
Jolly – dziękuję 🙂
Nowy-dzięki za Twoje spojrzenie na Kenię !
Tobermory-Nemo to wieloletnia uczestniczka tego blogu,która od kilku miesięcy nie udziela się już u nas towarzysko.Według mnie postać barwna i ciekawa,przez jednych bardzo lubiana i ceniona,przez innych wręcz odwrotnie.Jej wypowiedzi wzbudzały niestety dosyć często ostre kontrowersje i dosyć nieprzyjemne blogowe dyskusje.
Jolly Rogers-tradycyjna,angielsko-wiejska zapiekanka ziemniaczana przypomina mi bardzo tradycyjną francuską wiejsko-miejską 🙂 zapiekankę mięsno-ziemniaczaną. Wiem,to znowu ja,z tym moim francuskim przechyłem-odchyłem 😉
W wersji francuskiej nie występuje groszek ani marchewka,tu opcja zaproponowana przez Pascala:
http://kuchnialidla.pl/product/hachis-parmentier-czyli-francuska-zapiekanka-miesno-ziemniaczana
-19C, słońce właśnie wyłazi, Gospodarzu – tu było co odśnieżać, ale wreszcie śnieg nie pada i załoga się cieszy. Ale temperatura lutowa że hej!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2104.JPG
Orca,
ja mam zorganizowaną codzienność, która jest dosyć przewidywalna i nudna, dlatego może nie tyle wczasy, ile wyprawy wolę we własnym zakresie organizować.
Mój znajomy, który nabiega się i napracuje za dwóch a czasem czterech, zawsze wybiera wczasy zorganizowane, bo to jest jedyny czas, kiedy on wreszcie nic nie musi. Dopóki jest ochota i siły, wolałabym tak właśnie, ale już bliżej niż dalej i nie wiadomo, jak będzie długo trwać. Nie zastanawiam się nad tym jeszcze.
Danusko,
Dla latorosli:
http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/56,110783,12929036,Bez_glutenu.html#BoxLSTxt
Alicjo,
o wczasach to ja nie Orca …
Asiu,
Dla Ciebie wszystko :).
🙂
Pascal z dużym wdziękiem mówi Ąglia i tąperatura.
Obie zapiekanki bardzo przyjemne, tylko na własny użytek zmodyfikowałabym część kartoflaną. Dla mnie takie puree jest zbyt ciapkate, ja bym utłukła ziemniaki staromodną sprężyną to tego przeznaczoną i nie dodałabym ani mleka, ani masła. Albo w ogóle bym wzięła plasterki…
Zjadłam zapiekankę – boczek na spód, cebula, ziemniaki w przyprawach, kiełbasa, ziemniaki – po 20 minutach 100 ml śmietany i 2 jaja, po następnych 20 minutach – ser.
Jolly – dzięki ale za późno. Nie mogę się ruszać.
O kurczę, masz rację Jolly (przepraszam Orcę, mam nadzieję, że się nie obraziła!) – przeglądałam pocztę, dziecko mi przysłało fotkę z okolic bliskich (względnie bliskich) Orce, pewnie się zasugerowałam 🙄
Oto rzeczona fotka. Szlaja się dziecko po okolicznościach Hamilton Mountain, a ja tu zamarzam 👿
http://alicja.homelinux.com/news/Mt.Hamilton.jpg
Alicjo – ja wczoraj nie wspominałam o pieczeniu w rękawie lecz prodiżu halogenowym
http://biuro.aptel.pl/~aukcje/ag67/all.jpg
niedrogie, a jakże pożyteczne ustrojstwo
E.
Nisiu,
Jak nie dodasz masla i/ lub mleka to ziemniaki wyschna na wior :(. Nawet przykrycie folijka nie pomaga, ale moze w Twojej gesiarce sie da.
próbuję bezskutecznie nawiązać do wczorajszej Danusiowej historyjki o wombacie. I nic – nie chce przyjąć. Ciekawostka. Nie ma brzydkich wyrazów, nic podejrzanie nie wygląda, a mimo to nie tylko nie akceptuje lecz po prostu ignoruje. Uuu…
Danuśka – jeszcze słów kilka odnośnie wczorajszej humorystycznej dygresji o naszych ulubieńcach.
Prawo zabezpiecza ojczystą florę i faunę by nieliczne niekiedy gatunki całkowicie nie wyginęły.
Większość zwierząt jest pod protekcją i nie wolno ich trzymać w domu. Ustawy prawne zezwalają na trzymanie rodzimych ptaków – niektóre papugi, finch (zięba), przepiórki, gołębie, kaczki lecz pod warunkiem że pochodzą z hodowli specjalistycznych. Łowienie dzikich ptaków jak i zwierząt jest wzbronione i karalne.
Wymagane są specjalne pozwolenia by utrzymywać dzikie zwierzęta takie jak np kangury, posumy, wombaty, koala, kookaburry, magpies (australijska sroka), sokoły, większość gadów, żab i ryb. Ogrody zoologiczne i parki narodowe otrzymują je.
Są oczywiście niewielkie odstępstwa od reguły – w przypadku osób które mają możliwości, kwalifikacje i warunki zajęcia się osieroconymi maluchami, zwierzętami jakie ucierpiały podczas pożaru itp. Głównym założeniem takiej pomocy jest to, że zwierzęta po odchowaniu lub wyleczeniu powracają do swojego naturalnego środowiska. Zatem nie mogą być traktowane jak kolejny ulubieniec rodziny. Tak na marginesie – jest to ciężka i odpowiedzialna praca wymagająca uwagi 24 /7.
Utrzymanie dzikich zwierząt wymaga szczególnych warunków, pożywienia, higieny,jednym słowem warunków zbliżonych do naturalnego środowiska danego przedstawiciela fauny.
Nielegalne jest także wywożenie przedstawicieli fauny.
E.
Już wiem. Nie lubi: c-o-c-k-a-t-o-o
Jolly, cały mój osobisty problem w tym, że jedzenie o takiej konsystencji rośnie mi w gębie… Żadnych pianek, musów, ciapek nie jestem w stanie przełknąć.
Tak całkiem one nie wyschną, te pyraski, bo będą przykryte serem, a w środku mają jakieś tam mokre rzeczy, więc dadzą radę.
Krystynie zaległe życzenia
w kuchni powodzenia
w domu i rodzinie
niech czas w szczęściu płynie
Nowy – wspaniała wyprawa choć może nieco krótka. I masz rację – każdy inaczej spogląda na świat i czego innego oczekuje po dalekich i tych bliskich wojażach. Niektórym trudno to pojąć.
Moja znajoma zapamiętała z Kairu gdzie i za ile kupiła okulary słoneczne (cała opowieść o targowaniu się o cenę), a pytanie o muzeum kairskie i piramidy skwitowała jednym zdaniem: piramidy jak to piramidy, a w muzeum same mumie.
Można i tak.
E.
Ten rusek z Uzbekistanu mial racje po ladnym pazdzierniku i listopadzie nadejdzie zima sniezna mrozna zima. Mial racje tylko mu sie pomylily kontynenty bo tak mialo byc w Europie a u nas mialo byc tak:
Zima bedzie wiosna, labedzie na jeziorach i zielone listki na swierkach. Kaczki i gesi odfruna na polnoc zimowac. Niewyspane niedziwedzie snuja sie po lasach, wiewiorki rzucaj w nie szyszkami a chipmanki smieja sie do rozpuku.
Lody na patyku w kazdej dziecinnej dloni. Grile rozpalone dzien i noc. Ameryka griluje w lutym jak nigdy wczesniej. Skocznie narciarskie przerobione na trampoliny. Eskimosi otworzyli kurorty na Ziemi Baffina. Skamieniale palmy robia za te kokosowe, poki co, ale swieze juz rosna sprowadzone z Tahiti. Nawet dolar jakby zielenszy. No i mu sie temu rusku z Uzbekistanu popier…lo troche i teraz na gwalt zmieniamy bikini na futro z biaych myszy i lod rabiemy na ulicy a nie do szklaneczki. Samo zycie.
Doczytałam do końca Torańską – największe wrażenie wywarł na mnie wywiad z prof Kleiberem – więcej teraz rozumiem z jego postawy w życiu publicznym. Wywiad z Kowalem i Brudzińskim niczego w moim postrzeganiu tych postaci nie zmienił. Skończyłam też biografię Boya napisaną przez Hena. Mówię do Haneczki, że mi się „tępo” ten Boy czytał, a ona, że dostanę do czytania inną pozycję i dopiero poznam co to jest „tępe” czytanie. Taka zmora będzie mnie straszyła? Trochę mi się to czytanie ślimaczyło, bo jednocześnie miałam Kirkwooda „Czas naszego życia” a z biologii wiele już zdążyłam zapomnieć i co chwilkę coś trzeba było sprawdzać. Taka dosyć pracowita emerytura mi się trafiła i całe szczęście, bo jest coraz więcej spraw, na których się nie znam. To bardzo fajne uczucie, taka totalna ignorancja, chyba bliska nirwanie…
Wyraźnie wiosennie 🙄
https://plus.google.com/photos/111628522190938769684/albums/5977328438565500321
Prawda Irku – też dzisiaj oglądałam pączki na krzewach – miały zielone czubki, chociaż sam pączek był stulony. I turkawka terkotała i drobiazg ptasi hałasował – chyba wiosna.
Wszystkich zainteresowanych historią Polski – nieortodoksyjna, przewrotną i osobistą, zachęcam do czytania Stefana Bratkowskiego „Nieco inna historia Polski” na stronie „Studio opinii” – kolejne odcinki w każdą środę.
Jolly Rogers-dzięki,oczywiście przekażę.Taki makaron w wersji glutenowej,czy bez
to sama bez ponaglania i z radością bym zjadła 🙂
Echidno-cieszę się,że wiem coraz więcej o faunie Australii.A wczoraj nomen omen trafiłam zupełnie przypadkiem na program o Tasmanii,w którym oczywiście była mowa o sławnym diable tasmańskim i o programie ochrony tego gatunku.
Pasiasty wilk juz jednak odszedl w sina dal.
Moa i Dodo w jednym domku zyli
Dodo na gorze a Moa na dole
Gatunkiem zagrozonym byli do chwili
Gdy Doda zjadl Moa a Moa zjadly mole
Hi, hi, ha, ha 🙂
Dzisiaj proste, chłopskie jedzenie – kaszanka podsmażana, ziemniaki i znowu surówka z kiszonej kapusty. Witaminy C nigdy nie za wiele.
Nigdy nie za wiele wrażeń na gorąco z dalekich wypraw i fotorelacji z tychże, bo żeby nie wiem jak się chciało, nie wszędzie będziemy.
Trochę za dużo już tej zimy…chce ktoś śniegu? Darmo oddam! Pod warunkiem, że z 10 minusowych celsjuszy do tego dołożę 😉
Ponoc kaczki potrafia latac do tylu. Czy to prawda?
Jak pracowałam w telewizorni to wszystko potrafiło latać do tyłu, wystarczył jeden guzik…
Wczoraj ogladalismy Walese. Dobry film. Aktor grajacy Walese byl swietny. Ciekawe jak odbiora ten film za granica.
Zaczelismy tez ogladac francuski film o kucharce osobistej prezydenta Mitterranda. Ciekawe czy znacie. „Niebo w gebie” albo „…?” nie znam francuskiego tytulu 🙂
Tutaj stronka ktora mowi o filmie i podaje przepis na tort ptysiowy prezentowany w w filmie. Jeszczesmy nie obejrzeli zachowujac sobie na dzisiaj, ale zaczynal sie calkiem przyjemnie.
http://www.frommovietothekitchen.pl/2013/07/kino-od-kuchni-1-niebo-w-gebie-tort.html
Pyro,
jakiś czas temu czytałam biografię Boya autorstwa Józefa Hena /” Błazen, wielki mąż ” – bo o tę pozycję chyba chodzi/ z wielką przyjemnością. Może dlatego, że bardzo lubię Boya. Natomiast zupełnie nie podobał mi się ” Mój przyjaciel król”, którego porzuciłam w połowie. A pamiętam, że nasz Gospodarz ciepło wyrażał się o tej książce. Jak widać, mamy po prostu inne gusty i do opinii innych osób należy podchodzić ostrożnie.
Dziś mogłam pozwolić sobie na leniuchowanie. I bez wyrzutów sumienia. Zrobiłam tylko ciasto kruche na jutrzejszy jabłecznik.
Kaczka na guzik zatem 🙂
Dwa guziki i do gory nogaami 🙂
Trzy guziki i ludzie znikaja 🙂
Cztery guziki i mozna zagrac w kanaste 🙂
Wczoraj w Seattle odbylo sie oficjalne powitanie Seahawks po powrocie z New Jersey i wygranym Super Bowl. Trener, pilkarze, zarzad druzyny i wlasciciel przejechali przez centrum miasta w specjalnych otwartych pojazdach. Wszyscy kibice, czyli 12s, wypelnili kazde miejsce wzdluz i ponad trasa przejazdu.
Zalaczam tylko jeden z licznych filmow pokazujacy powitanie Seahawks i podziekowanie za ich wspaniale zagrany mecz. Na ulicach bylo ponad 700,000 ludzi.
http://www.youtube.com/watch?v=2A-eHq3jNNE
A kto zerwie jablka z drzewa, Ewa?
Ewa, Ewa, Ewa…….. chce spac.
Orca, to musialo byc duzo przyjezdnych. W Seatle nie mieszka tyle 🙂
Wiem, ze lotnisko zamkneli bo nie bylo komu ruchem kierowac no, ale to moze byc powiedzmy 30 ludzi…… 🙂
W Calgary dawali bilety za darmo ufundowane przez Microsoft do Seatle i z powrotem na wczoraj wlasnie teraz wiem dlaczego. Ja poprosilem na lipiec i nie dali 🙂
No gratulujemy zwycioestwa, teraz jak mozecie palic trawe legalnie to do zobaczenia Seatle za dni pare… jak sie wynurzy z oparow….
” Wałęsę” obejrzałam w kinie. Film dość dobry, choć nie dowiedziałam się z niego o Wałęsie niczego nowego. Wydaje mi się też, że Danuta Wałęsowa nie była taką spokojną i łagodną osobą, jak pokazano w tym filmie. Pisała o tym zresztą w swojej książce. I jeszcze niby drobiazg, ale moim zdaniem rzecz dość istotna : taką fryzurę, jaką nosi filmowa p. Danuta, chciałaby mieć w tamtych czasach chyba każda kobieta. Charakteryzator stanowczo przedobrzył.
Natomiast moja koleżanka zachwyciła się tym filmem i stwierdziła, że ma wyrzuty sumienia, bo w przeszłości nie jeden raz wykpiwała L.W. Ale my przeważnie różnimy się w ocenie filmów.
yyc,
Wczoraj wszystkie drogi w WA prowadzily do Seattle. I-5 byla kompletnie zablokowana. Ludzie szli do miasta wzdluz autostrady.
Wiele firm i szkol bylo wczoraj zamknietych. Te szkoly, ktore byly otwarte mialy najnizsza frekwencje w historii, wliczajac nauczycieli.
Ciekawe z tymi biletami z Calgary do Seattle ufundowanymi przez Miscrosoft.
Paul Allen, wlasciciel druzyny Seahawks i zalozyciel Microsoft, wraz z Billem Gates, pokryl wszystkie koszty zwiazane z powitaniem Seahawks. Mozliwe, ze pomysl z biletami byl wlasnie jego pomyslem.
My wszyscy do dzisiaj jestesmy oszolomieni po meczu. Jest nie sposob myslec lub rozmawiac na inny temat.
Opary nabraly kolorow niebiesko-zielonych.
Krystyno – to jest świetna biografia, dokumentacja, przemyślenia, obraz epoki i otoczenie – wszystko ok.Mnie się to po prostu źle czytało – czytałam po kilkadziesiąt stronic, odkładałam na 2-3 dni i znowu…Coś mi przeszkadzało. Dlatego mówiłam, że mi się „tępo” czytało – jakby z potknięciami. Jasne, że możemy mieć różny gust. Z Haneczką czytamy książki historyczne, polityczne, pamiętniki, natomiast beletrystykę całkiem różną – jak jej się podoba, to mnie wcale i na odwrót.
Orca – czy ta sława dzielnej drużyny długo potrwa? Czy (po polsku) do pierwszej porażki?
Co do Danuty Walesowej to zastanawialismy sie jak ona jest oddana bo praktycznie nic o niej nie wiemy. Natomiast Walesa wydawal sie byc swietnie zagrany przynajmniej takiego go pamietalismy wtedy no i teraz, choc w zupelnie innym swiecie, to przeciez nie zmienil sie az tak bardzo. Przyznam, ze film znacznie lepszy od ostatnio przez nas ogladanego o Dianie pod takimz tytulem. Zreszta za Diana nie przepadalem za zycia wiec film by tu nic nie zmienil, ale i tak wg mnie jest slabiutki i choc ponoc odtworczyni tytulowej roli byla chwalona jako jedyny jasny punkt filmu to mnie nie zachwycila zupelnie.
No, ale dzisiaj kuchnia francuska na tapecie 🙂
Orca, Orca widze, choc legalnie, to jeszcze nie zapalilas. Te bilety to zart sobie byl.
W Seatle bylem raz i tylko dzien wiec nie widzialem wlasciwie nic mimo ze palic jeszcze wtedy nie wolno bylo legalnie.
Gratulujemy tutulu no i swietnej zabawy po zwyciestwie 🙂 🙂
Yyc
Innymi slowy a Seahawks state of mind 🙂
Pyra,
Slawa potrwa wiecznie poniewaz po raz pierwszy w historii Seahawks wygrali Super Bowl. Druzyna jest bardzo mloda I po raz pierwszy w tym skladzie grala w rozgrywkach o mistrzostwo. To jest dopiero poczatek. 🙂
Orca – za tę frajdę, którą Wam sprawili, ja też ich lubię
Jezeli prawqda jest stwierdzenie ze: „happiness is a state of mind” to by znaczylo, ze Seahawk znaczy „happiness” 🙂
yyc,
Dales mi powody, aby kwestionowac Twoja logike, a tym bardziej moja logike. Pisz, co chcesz. Wiem, ze bedzie dowcipne. 🙂
Pyra
Ich tylko mozna lubic. 🙂
Orca,
u nas tez pokazywali powrót we wszystkich wiadomościach i mówili dużo o Seahawks 🙂 Miałam napisać i zapomniałam 🙂
U nas śnieg powoli sublimuje, albo zamienia się w lód (idzie luty, podkuj buty). Doszlyśmy z Eską do wniosku, że zima jak dotąd raczej łaskawa. Może się nie pogorszy.
Zadzwoniła znajoma i opowiadała, ze w jej okolicy zawiązalo się stowarzyszenie antywiatrakowe. Zasypała mnie wiadomościami o zagrożeniach jakie powodują wiatraki. Miałam wrażenie jakbym słuchała o szczurach karmionych kukurydzą GMO i pojonych środkami ochrony. Niedowiarek straszliwy jestem. Zaproponowałam jej, żeby znalazla jakąś chudą kobyłę dla męża a sama dosiadła osła. Zdaje się, że będę musiala się dokształcić wiatrakowo, bo nie jestem partnerem do dyskusji – gorzej: mi wiatraki w zasadzie nie przeszkadzają.
I tu daje się odczuć wyraźny brak Nemo.
Żabo, mój Brat też zwariował anty wiatrakowo. Powiada, że nie po to na emeryturę na wieś się wyniósł, żeby mu coś tam warczało pod lasem, ptaki straszyło i pioruny ściągało. I to mówi wu-e-fista? Taki oświecony nagle z fizyki, biologii i anatomii ludzkiej? Zgłupiał i tyle.
Tak umiejscowione, jak koło Danii, wiatraki chyba nikomu nie przeszkodzą.
Na końcu bonusik dla miłosników kiczu…
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/WiatrakiMorskie
Duze M,
Dzieki. To byl piekny dzien. 🙂
Żabo! Nie chcę zastępować nemo (choćby z braku czasu na szperanie w googlu) ale poczytaj, ciekawe
http://zielonybiesiekierz.pl/fakty-i-mity/blog
yyc-„Niebo gębie”(Les saveurs du palais) znamy i lubimy 🙂
Gdyby Cię interesowała postać Danuty Wałęsowej to poczytaj:
http://www.empik.com/marzenia-i-tajemnice-walesa-danuta,p1045593935,ksiazka-p
W warszawskim Teatrze „Polonia” Krystyna Janda wciela się w postać sławnej Danuty i piecze prawdziwą szarlotkę w spektaklu zrobionym na podstawie tej książki(o czym już swego czasu rozmawialiśmy na blogu).
Kasze tak,z dzieciństwa mam jedynie uraz do kaszki manny 🙁
Może mi przejdzie,jak ktoś zaproponuje tę nieszczęsną kaszkę bez mleka.