Ni to mięsne, ni bezmięsne

Nadal jeszcze jestem w nastroju łagodnej bezmięsności. Nawet o rybach myślę bez entuzjazmu. Zwłaszcza, że te kupowane w całości zmuszają do czyszczenia, czasem nawet patroszenia, co łączy się z ubrudzeniem rąk krwią. Mam nadzieję, że ten nastrój za jakiś czas minie i zatęsknię zarówno do befsztyka, gęsi jak i zajęczego combra. Tymczasem jednak wybieram dania bezmięsne lub prawie bezmięsne.

No bo przecież takie pyzy, które w zimowe mroźne dni są daniem bardzo na czasie, trudno nazwać całkiem bezmięsnym. Nawet gdy nie towarzyszą im plastry pieczeni wieprzowej (co trudno wprost sobie wyobrazić), to kraszone są przecież skwarkami z dorodnego boczku. Jest to więc danie mieszczące się w obydwu kategoriach. Wszystko w rękach (a właściwie głowie) kucharza.

Robię więc dziś pyzy. A jak je podam to jeszcze kwestia namysłu.

Zaraz znajdą się we wrzątku

Pyzy

3 kg ziemniaków, 10 dag słoniny, 1 cebula, sól

1.Kartofle umyć. 1 kg ugotować w łupinach i potem obrać. Wystudzone zemleć bądź przecisnąć przez prasę.

2.Pozostałe 2 kg obrać i utrzeć na drobnej tarce. Odcisnąć sok i odstawić na kwadrans by się skrobia osadziła na dnie. Wodę odlać, a skrobię dodać do utartych kartofli.

3.Surową masę kartoflaną połączyć z  ugotowaną i dobrze wymieszać. Dodać sól.

4.Z kartoflanego ciasta robić kulki wielkości małego jajka. Palcem zrobić w każdej zagłębienie. Wrzucać do wrzątku i gotować kwadrans.

5.Podawać krasząc stopioną słoniną i przyrumienioną pokrojoną w kostkę cebulą.

I już na talerzu w towarzystwie pieczeni i sosu

Fot. P. Adamczewski