Co to znaczy: dobre wino?
Na to pytanie zapewne każdy z Was odpowiedział by inaczej. Ja od pewnego czasu twierdzę, że dobre wino to takie, które mi smakuje. I pochlebiam sobie, że mam na tyle wyrobiony smak, iż mój gust pokrywa się z gustem moich przyjaciól a nawet sporej grupy dalszych znajomych. Dlatego też z wielką przyjemnościa przeczytałem wywiad zamieszczony w najnowszym numerze „Czasu wina” a przeprowadzony przez Wojciecha Gogolińskiego z Axelem Heinzem głównym winemakerem słynnej włoskiej posiadłości Tenuta dell’Ornellaia.
Mocno przyciskany do ściany pytaniami o DOBRE wino bawarsko-francuski Włoch (taki skomplikowany rodowód ma ów enolog) odpowiada tak:
„Europa jest bardzo zadufana w sobie, za oceanem jest inaczej. Oni nie mają żadnych oporów ani kompleksów, by podpatrywać
najlepsze europejskie rozwiązania. Łączą je ze swoimi osiągnięciami i wyciągają wnioski. Proste!
U nas, na Starym Kontynencie, jest odwrotnie -jeśli wino jest dobre, to znaczy, że musi być go mało, ma być drogie, niszowe, butikowe, kultowe, dla nielicznych… Otacza go nimb tajemnicy. W Stanach, jeśli ktoś zrobi świetne wino, wino, które jest wysoko oceniane, winiarze mówią: „Wow! Odnieśliśmy sukces! Zrobiliśmy świetne wino! Więc zróbmy go więcej, tyle, ile się da!”. Rzecz jasna – tej samej jakości. Jeśli brakuje im własnych winogron, kupują u innych. Jeśli są z Napy, kupują w Sonomie, jeśli tam nie ma odpowiednich -to biorą z Mendocino itp. Zamiast „Napa Valley” na etykiecie piszą „California”
-Amerykanów guzik obchodzą apelacje, dla nich ważny jest producent i nazwa wina, bo to jest gwarantem jakości. Tak było zawsze na świecie. Jeśli producent „przedobrzy”, zrobi raz i drugi złe wino, spada do niższej ligi. niższego segmentu (tam to ważne) lub wypada z rynku w ogóle albo musi sprzedać wino luzem lub w kartonach.
Lejesz miód na moje serce, mam identyczny ogląd sytuacji…
… ale tak zbudowano Amerykę. Na sukcesie i mnożeniu wyrobów stałej jakości. Po co komu trzy tysiące butelek topowego wina opiewanego przez kilku dziennikarzy, skoro i tak nikt go nie może spróbować, nawet jeśli ma fortunę, a już na pewno nie zwykły śmiertelnik. To jak oglądanie superluksusowych towarów przez szybę.”
W dalszej części rozmowy obaj miłośnicy wina potwierdzają: dobre jest to co nam smakuje.
Komentarze
Hu,hu,ha,hu,hu,ha nasza jesień zła.
Ksawery nie odpuszcza,a na dodatek do wyjścia z domu potrzebne łyżwy.
Uwaga na „szklankę” !
W tej sytuacji na śniadanie herbata z miodem i z cytryną,a wieczorem wino,
może najlepiej grzane?
Pyro-skutecznej kuracji! Ściskam Cię wirtualnie.
Myślę,że póki co to najlepsze rozwiązanie 😉
Popieram, popieram jak najbardziej!
Dodzwoniłam się do Żaby. Niczego jej nie pozrywało. Nie ma prądu, a tym samym i wody. Ogólnie, jak mówi, jest dobrze. Esce ułamało kawał gruszy.
U nas wsi spokojna, tylko diabelnie ślisko.
Świąteczne wina już kupione, czekają na przyjazd Młodych. Castra Rubra w drodze do Walii 🙂
Dla pana męża mam Cztery Róże z Toporem, Woodford Reserve i stosowne szklanki 🙂
Dzien dobry,
Haneczko, brawo! Wzorowa organizacja :).
A ja w tym roku mam swiety spokoj. Drobiazgi prezentowe, bez zakupow spozywczych, wojny podjazdowej u kogo ktore swieta.
Dokupic pare rzeczy i 25 o poranku fruu do cieplych krajow :).
„U nas, na Starym Kontynencie, jest odwrotnie -jeśli wino jest dobre, to znaczy, że musi być go mało, ma być drogie, niszowe, butikowe, kultowe, dla nielicznyc” hehe, uśmiałam się 🙂
Przed świętami, żeby mieć święty spokój, organizacyjnie staję się prawie, prawie ❗ jak Nemo 😉
Nemo,wróć.
Spektakularna burza śnieżna w Warszawie, nie widać sąsiednich budynków.
Przed świętami lus blues,a nawet luz bluz 🙂 bo jedziemy na gotowe.
Parę drobiazgów prezentowych trzeba jednak do walizki wrzucić.
Koncepcja tychże drobiazgów już nam się ogólnie zarysowała.
Koncepcję będziemy wcielać w życie w najbliższych dniach.
Jolly Rogers-a fruu to w kierunku,których ciepłych krajów wykonujesz,że zapytam z czystej i niewinnej ciekawości?Rozumiem,że do kupienia masz klapki i słoneczny, przewiewny kapelusz 😉
Małgosiu-to prawda,nie wygląda to najlepiej…
Dobre wino? Rzeczywiście to sprawa indywidualnego gustu. Mnie na przykład, bardzo odpowiadają wina rumuńskie i niektóre bułgarskie, sparzyłem się natomiast kilka razy na winach francuskich, ale pewnie nie piłem tych najdroższych, kosztujących krocie. Kiedyś bardzo odpowiadały mi wina węgierskie, ale ostatnio jakby mniej. Trafiają się też dobre wina greckie, oczywiście za wyjątkiem żywicowanej Retsiny. Wina hiszpańskie też na ogół nie rozczarowują. Co do win zza oceanów, chilijskie, argentyńskie i te z RPA mają dla mnie za dużo nut mineralnych, a za mało owocowych, ale doceniam ich wyrazisty smak.
Był sandacz pieczony w całości. Dwa i pół funta na nas troje i nie zostało z niego nic oprócz łba. Nieźle, jak na dzień w zasadzie postny.
Oczekiwany srogi Xaver okazał się miłym Ksawusiem, co go tata wysłał do nas w zastępstwie. Na wybrzeżu owszem działo się, bo zanotowano drugi statystycznie stan wody od czasów kiedy prowadzi się pomiary. Na szczęście niema żadnych spektakularnych wiadomości i wszyscy byli przygotowani. Przyniósł z sobą trochę śniegu.
Wieczorem robię za Mikołaja!
Danusko,
Klapki sa, kremy z filtrem do zakupienia i Dominikana czeka :).
Andrzeju-Osobisty Wędkarz(rodem z nad Loary)też już niejednokrotnie sparzył się na francuskich winach kupowanych w Polsce.Ostatnio kupuje zatem najchętniej wina z Nowego Świata.Te niemiłe surpryzy zdarzają się,o dziwo,zdecydowanie rzadziej z francuskimi winami kupowanymi we Francji,co oczywiście daje do myślenia.Aha,mówię tu winach,których ceny są do zaakceptowania na przeciętną kieszeń.
Jolly Rogers-miła perspektywa 🙂
Wiatrzysta śnieżyca 🙁 Świata nie widać 🙁
Dla Danuśki rymowanka
co mnie męczy już od ranka
– w szaliku czy bez szalika
żaden „deser” z ratownika
nie te lata, apetyty
na gust starej już kobity
E.
Andrzeju,
co to znaczy „nuta mineralna”? Z ciekawości pytam.
Jestem entuzjastką wina (czerwonego!) i dla mnie ma ono spełniać jedno kryterium – smakować! A lubię wina, sążniste, aromatyczne i o wyrazistym smaku, takie właśnie są chilijskie i argentyńskie, które niedawno próbowałam w tych krajach nie po raz pierwszy, i znów miałam wrażenie, że to samo wino kupowane w sklepie Za Rogiem u mnie zupełnie inaczej smakuje jak to w kraju produkcji (wygrywa kraj produkcji moim zdaniem).
Być może jest to kwestia rozlewnictwa, przechowywania itp.
nie znam się, ale coś w tym jest, smakuje inaczej. Klimat?
U mnie dawno zniknęły z półek wina węgierskie (ale mój pobliski sklep winny jest dość mały, więc mały wybór).
Francuzi, od dawna to uważam, jadą na starej opinii, że nie ma to jak francuskie wino i chyba nie zważają na wina Nowego Świata. Od dawna nie kupuję, popijam tylko w samolotach Air Canada (najczęściej serwują) oraz jak jestem we Francji (rzadko, niestety i w biegu).
Moim zdaniem bardzo dobre są wina południowoafrykańskie, pite tamże, ale i tutaj.
Myślę, że krocie kosztują wina produkowane w małych ilościach, cena nie jest wyznacznikiem smaku, tylko nasze poczciwe kubki smakowe i ewentualnie snobizm tych, co uważają, że butelka wina za 150$ jest lepsza od tej za 15$.
Ja uparłam się kiedyś na eksperyment z szampanem francuskim (Heidsieck za ok.70$ z groszem, najtańszy na półce) i tzw. winem musującym, bodaj hiszpańskim, za ok.12$. Zostaliśmy przy hiszpańskim musującym, jak jest okazja, że wypadałoby wypić coś bąbelkowatego.
Dodam, że pijałam sławny Dom Perignon, tak drogi jak sławny, moja ówczesna pracodawczyni, Paryżanka, była mocno przywiązana do tej marki i z „okazji różnych okazji” po pracy stawiała butelkę. Rozpijałyśmy tę butelkę na trzy – Helenka i Marie, rodzone Francuzki, no i ja 😉
Święte słowa Piotrze – „…dobre wino to takie, które mi smakuje…”. Podpisuję się „obiema rencami”. Obiekcje mam jedynie do stwierdzenia, że posiadamy wyrobiony smak bowiem nasz gust pokrywa się z gustem przyjaciół. To kwestia przypadku, wieloletnich znajomości i wspólnego doboru potraw i trunków, przypadki fałszywie pojętego dobrego tonu też do rzadkości nie należą – nie odmówię by nie urazić gospodarzy.
Przy okazji – Andrzeju, te najdroższe wcale nie równa się najlepsze (smakowo).
Życzę udanego weekend’u bez ekstremalnych wybryków Natury. Dobranoc z mojej połówki
Echidna
Z powodu absencji Nemo, która z wrodzonym wdziękiem korygowała „błędy” Gospodarza, muszę to zrobić ja, niestety (Czubaszek)
Kalifornijskie wina z kartonów nie muszą być podłe. Prawda, że 3/4 l. w przeliczeniu kosztuje tylko 15 zł. Autor jednak stwierdza, że dobre wino kalifornijskie nie musi być drogie.
Przyznam sie (bez wstydu) że takowe pijamy. Zawsze w kuchni stoji Cabernet Souvignon. Przyzwoite „vin rouge ordinaire” a w lodówce Chablis.
Mają tę zaletę, że nie musimy wypijać całej butelki, tylko tyle ile chcemy. Do wnętrza nie dostaje się powietrze i nie następuje wtórna fermentacja. Tylko czerwone trzeba wcześniej nalewać do karafki, żeby odetchnęło. No, to NA ZDROWIE!
Stara pisownia się kłania! Oczywiście STOI!
Echidna,
australijskie wina też są niczego sobie! Jeden z naszych znajomych pracował przez 2 lata w Adelajdzie (dobrych parę lat temu to było). Próbował różnych win i wybrał kilka, które mu najbardziej smakowały.
Trochę to kosztowało, bo nie zakupił pojedynczych butelek, tylko po kartonie odpowiedniego wina, no i musiał to wysłać.
Mnie najbardziej posmakowało Yellow Tail Shiraz i kupuję czasami, Za Rogiem prawie zawsze mają.
Dobre były też inne, które przywiózł, ale nazw nie pamiętam, Yellow Tail od razu mnie „kupił”.
Właśnie skończyła się śnieżyca, ale śniegu wcale wiele nie ma. Wieje, że z bloku trudno wyjść, a ja sobie powolutku zdycham i nigdzie się nie wybieram.
O ulubionych winach pisaliśmy wielokrotnie> Dla mnie wina z Europy środkowej i wszelkie inne, które zasmakują. Teraz, przy tych większych zakupach w Lidlu, Młodsza kupiła 3 butelki: 2 francuskie, czerwone i jedno mozelskie, białe; wszystkie poniżej 20,- zł butelka.
Na współczesne miasta nie trzeba żadnej bomby i artylerii, wystarczy wyłączyć zasilanie. Tak było rano w mojej dzielnicy. Nie jeździł tramwaj, nie działały telefony, nawet komórki. Brak ogrzewania i ciepłej wody, a gdyby dłużej to trwało, nie byłoby i zimnej wody na wyższych piętrach. Kompletny paraliż.
Na mój domek, odkąd mamy kominek na gaz, też nie trzeba artylerii, tylko wszystko diabli biorą, bo żeby działał kominek gazowy, potrzebne jest zasilanie elektryczne wiatraczka.
Jest stare ogrzewanie kaloryferowe w razie, gdyby przyszły mrozy ok. -10C i trzeba by było wspomóc kominek od czasu do czasu, ale piec podgrzewajacy wodę – na elektrykę.
Stary kominek na zwyczajne drewno w razie draki (a bywały) służył jak ognisko, można było kiełbaske usmażyć, upiec ziemniaki i tak dalej.
Jedyna nadzieja w tym, że ominą nas drastyczne okoliczności pogody.
Dziecko z Portland (Oregon) donosi dzisiaj, że pada śnieg (przysłał wideło, faktycznie, całkiem biało!), a przecież tam podobno nigdy nie pada 😯
Nigdy nie mów nigdy…
Alicjo-zapewniam Cię,że kochani Francuzi mają naprawdę cudowne piwnice znakomitych win i z całą pewnością mają z tej przyczyny całe multum powodów do dumy.Jak zwykle staję w obronie dorobku i osiągnięć moje ulubionej nacji 😉
Podczas Świat czekają mnie zapewne w tym względzie wyśmienite doznania,bo w owerniackim odgałęzieniu rodziny mamy też sommeliera 😀
Chętnie wysłuchałabym w tym momencie opinii Aliny mieszkającej w Burgundii,
która(ta Burgundia) wyśmienitymi winami od wieków stoi 🙂
Nasze opinie wynikają często z jakichś nieszczęśliwych przypadków,
ale przecież na tej podstawie nie wypada wygłaszać ostatecznych sądów.
Przypomina mi się w tym momencie moja koleżanka,która nie lubi baraniny oraz już nigdy jej nie spróbuje i nie zamówi,bo RAZ w życiu jadła to mięso niezbyt dobrze przyrządzone i nadal,po 20 latach wie,że nie lubi.No cóź,szkoda.
Nie jestem skłonna do żadnych uogólnień-piłam znakomite wina w Hiszpanii,Francji,
na Węgrzech,we Włoszech,w Chorwacji.Chętnie próbuję wina z Nowego Świata.
Ostatnimi czasy miłym odkryciem były wina gruzińskie.
A wina podłe i nie warte nawet spojrzenia robią we wszystkich winiarskich krajach.
A stara zasada,że nie to ładne co ładne,tylko co się komu podoba,sprawdza się oczywiście w wielu dziedzinach 😉
Echidno 😀
Danuśko,
to kwestia smaku i mojej własnej opinii, a nie „ostatecznych sądów”, nie biegnij zaraz na barykady 😉
U mnie najpierw były wina francuskie, potem spróbowałam włoskich, które zresztą z ochotą piję do dzisiaj, ale wina południowoamerykańskie wyjatkowo mi podeszły już dobrych parę lat temu.
Nie piłam wina francuskiego RAZ (i niejeden burgund czy cabernet), a przez dobrych parę lat i piję do tej pory jak mam okazję, ale wolę zdecydowanie wina włoskie, a już na pewno wina Nowego Świata. Kwestia gustu i tyle.
Mam kumpla (Polak), który przemieszkał troche w Paryżu i nigdy nie kupuje innego wina, tylko francuskie. Nawet nie chce niczego innego spróbować, jak przyjeżdża, to przywozi stosowny zapas i są to wina drogie, bo akurat jego na to stać.
Czy lepsze od tych tańszych francuskich? Moim zdaniem wszystkie są dobre, zwłaszcza pite w miłym towarzystwie.
Ale mnie leżą te „charakterne” z Nowego Świata i nadal uważam, że Francja jest trochę przereklamowana.
Mnie nie chodzi o setki winiarni niekoniecznie wielkich, które nie eksportują wina, bo są za małe i dlatego na moim kontynencie ich nie uświadczysz. Mnie chodzi o potentatów winiarskich i dlatego zastanawiam się, dlaczego to samo wino tutaj smakuje jak smakuje, a tam inaczej (jak wspomniałam wyżej).
p.s.Patrz tytuł wpisu 🙂
O to mi właśnie chodzi, zgadzam się też z przytoczoną przez Gospodarza wypowiedzią bawarsko-francuskiego Włocha, przytaczam : „Europa jest bardzo zadufana w sobie pod tym względem”.
Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie.
Od wielu lat robie wino, okolo 100 L rocznie, na potrzeby wlasne i gosci. Wychodzi mi okolo 1/3 ceny w porownaniu z prrzyzwoitym winem sklepowym.
W domu czesto przeprowadzam z goscmi wywiad w stylu:
domowe czy sklepowe?
sklepowe!
butelkowe czy z kartonika?
butelkowe!
korkowe czy kapslowe?
korkowe!
Wowczas podaje moj wyrob w karafce, wysluchuje aprobujacych pomrukow i nie ujawniam zrodla.
Na zdrowie!
Alicjo,
Myślę,że mnie znasz-ja nie lubię biegać na barykady 🙂
Dorzucę swoją mądrość na własny użytek.
Najgorsze winogrona smakują bardziej niż najlepsze wino. Ot co.
A jeśli już to wino domowe. Z prostego powodu. Nie ma konserwantów.
q,
kiedyś też robiłam domowe wino, przez dobrych 10 lat z groszem. Bez konserwantów i takich tam, czysty sok z winogron. Tak naprawdę to nigdy nie zdążyło odleżeć swoje, bo znajomi wiedzieli, kiedy mniej wiecej nadaje się do picia 🙄
Odechciało mi się, jest przy tym sporo roboty, pomocnicy znajdowali się tylko do picia gotowego.
A ja operowałam czterema butlami 23-litrowymi, zlać wino z pierwszego-drugiego nastawu za pomocą „węża” to pestka, ale potem trzeba te butle wymyć, wypłukać z osadu dokładnie, wlać na drugi nastaw… to już zdecydowanie nie na moje ręce.
Witold,
nikt nikogo nie zmusza do picia wina, możesz zajadać winogrona zamiast 😉
Ja lubię jedno i drugie, w towarzystwie serów zwłaszcza.
O, z przyjemnością witam nowych Kolegów.
Czy może Witold, to jest dobrze znajomy Szalony Kierowca? Część tandemu z Ewą?
Obdzwoniłam pół Polski, by uspokoić się & Ksawerego: Matros na służbie nieustającej, Ryba zdrowa, Świnoujście dostało tylko leciutko odpryskiem głównego uderzenia, które poszło na Pomorze Środkowe, w Zajączkowie Żaba przeżyła śnieżycę z zamiecią, a dzięki Ksaweremu ma jemioły przecudnej urody. Jechała do Połczyna, zbierała zrzucone gałęzie i zaraz obcinała sekatorem kłęby jemioły,
Alicjo – obiecałaś, że będę mogła skorzystać z naszej książki kucharskiej, a tu nadal : cud dziewica na fotelu.
Pyro…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Pyro,
Nie, ten Witold nie jest moim Szalonym Kierowcą.
Również witam 🙂
p.s.Chwilowo na serwerze następuje przeróbka i postanowiłam się trochę „polansować” 😉
Ale wszystko wróci do porządku za dzień lub dwa.
Ewo – szkoda; on doskonale pisze. Zresztą obydwoje świetnie piszecie.
A nowego Witolda oczywiście witam serdecznie.
Alicjo – dziękuję. Jeżeli przestanę jutro się trząść, jak osika, będę piekła keks Krystyny, bo spodziewam się w niedzielę rodzinnych odwiedzin.
Alicjo! Ewa z Twoich grzybków zrobiła farsz do pierogów i krokietów. Narobiła ich w ilościach gargantuicznych! Czarnuszką zadam jutro chleb. Zupa będzie z grzybów Jolly R. (dziękczynienia)
Mam komunikat, że stok koło wnuków (12km) już zaśnieżają. Będę miał 3 tyg. na jazdę. Niestety jeden dzień jazdy to 45 dolców! Dlaczego więc będę tam nartował? Bom krakowski centuś i wiem, że dla mojego rocznika od paru lat tam jest za darmo! Mundre te Jankesy. Wiedzą, że dziadek przyciągnie wnuczęta!
Wesołe jest życie staruszka! Ha, ha…
Pyro,
Dziękujemy za uznanie 🙂 .
Alicjo i Pyro,
u mnie działa książka kucharska – wszystko jest 🙂
Podrzucam sznureczek do ciekawego (i na temat) wywiadu z młodym polskim sommelierem aspirującym do tytułu master: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,15037192,_Gdybysmy_nie_pluli__po_kilku_kieliszkach_kazde_wino.html#Cuk
…i dla chętnych jeszcze jeden sznureczek do kolejnego wywiadu, tym razem z Polką mieszkającą od 15 lat w Portugalii, p. Agnieszką Herman, znaną nam z cytowanej tu czasem „Kuchni nad Atlantykiem” 🙂 Dość długi, ale moim zdaniem bardzo ciekawy wywiad z ciekawą osobą.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,14867120,Dyrektywy_portugalskich_firm___Do_Polski_wysylac_niezonatych_.html#TRrelSST
Barbaro, dziekuję za wyszperanie Agnieszki i Jej bloga. Uśmialiśmy się z Twojej przestrogi, że wywiad nieco długi… Wiem, że młodzież powyżej 500 znaków już nie przyswaja. Pokolenie video klipów, gdzie sekundowe ujęcie jest już za długie a stosowanie znaków diakrytycznych nie ekonomiczne 🙂
Dobre wino nie jest zle. Po roznych probach nabralem stalych przyzwyczajen i chetnie sie z blogiem podziele moim doswiadczeniem ( i gustem). Tak wiec przekonalem sie, ze na czerwonym Bordeaux (prawie) zawsze moge polegac, a z bialych zas lubie austriackie Gruener Veltlinery jakos nie wspomniane w dzisiejszej dyskusji. Czasem tez Gewurztraminery z Alzacji do ostrych tajskich potraw, albo jakies biale znad ujscia Loary do malzy lub ostryg (choc znawcy podobno polecaja Chablis do tych ostatnich). Babelkowe to albo szampan, najchetniej lekki Laurent-Perrier, albo wloskie Prosecco. Nadal nie wiem jak dzialaja ceny, ale niedawno jedno Bordeaux, ktore w Toronto kosztuje $20, widzialem w Gdansku za 89 PLN (czyli $30). Czy ta wysoka cena win w Polsce wynika za akcyzy czy z marzy, bo przeciez chyba nie z kosztow transportu?
Dzień dobry,
Jak o winach, to muszę się wtrącić.
Nie to jest ładne co jest ładne, tylko to co się komu podoba, podobnie z winem – nie to dobre, co dobre, tylko to co komu smakuje. Jesli ktoś czyta czasami moje wpisy ten wie, że jestem wielbicielem wina. Wino jest u mnie zawsze i codziennie, najczęściej czerwone, w lecie różowe. Białe bardzo sporadycznie, może dla mnie nie istnieć, ale w domu zawsze mam butelkę lub dwie, do ryby (chardoney)
Wśród czerwonych te najbardziej wyraziste – Malbec, Cabernet Savigion, ostatnio włoskie z Toskanii i Sycylii (b. dobre!), nigdy nie kupuję Merlot, bo nie lubię.
Uważam, że malbec malbecowi nierówny, to samo z każdym innym. Wino nie musi być drogie, żeby gościło w moim domu często, ale kupuję tylko butelki 0.75l, z naturalnym korkiem (przy różowych nie zwracam uwagi), pochodzace z Argentyny, Chile, Włoch, Hiszpanii, Portugalii. Oczywiście później selekcjonuję, wiele z nich trafiło do mnie tylko jeden raz i nigdy więcej, część kupuję wielokrotnie. Nie kupuję win francuskich z uwagi na bardzo wysokie ceny, i amerykańskich – chyba z przekory. Bardzo rzadko australijskie, czasami z Południowej Afryki.
Gospodarz kiedyś wspomniał o winach z Urugwaju. Dzisiaj byłem w City i tam, w zaprzyjaźnionym sklepie, kupiłem wypróbowane kilkakrotnie już wino urugwajskie – Tannat. Bardzo tanie, $7.00 za butelkę, ale jakie dobre! Ciekawe jaka byłaby cena tego wina, gdyby na etykiecie widniał napis: Produce of France. Urugwajski Tannat kupowałem też w Polsce, na warszawskim Ursynowie przy KEN, naprzeciwko tego wielkiego kościoła. Smak pamiętam doskonale, musiało więc byc dobre i nie było drogie, ok 30 zl. Polecam.
malbec pochodzi z Francji, kupiłem kilka butelek, ale Malbec pochodzący z argentyńskiej Mendozy jest dużo lepszy! Podobnie może być z Tannat – też ojczyzną jest Francja, ale w Urugwaju może czuć się znacznie lepiej, niestety nie mam porównania.
Haneczko 12:06
W nawoływaniach nie ustawaj, proszę. Może Ty zostaniesz wysłuchana.
Do swoich ulubionych ulubionych win zaliczam Pinot Gris i Muskaty z krymskiej Massandry, tokaje z niektórych piwniczek (ostatnio z Patriciusa, Oremusa i od Arvayów), alzackie Gewurtztraminery. Z wytrawnych i czerwonych mile wspominam kalifornijskie Zinfandele. W lutym właścicielka marsylskiego le coq gourmand namówiła mnie na prowansalskie rose (wybaczcie brak akcentu) i to też był dobry wybór. Za to wina gruzińskie jakoś nie powaliły mnie na kolana. Ale może źle trafiliśmy.
Łotr nie trawi Mas-sandry więc powtarzam wpis:
Do swoich ulubionych ulubionych win zaliczam Pinot Gris i Muskaty z krymskiej Mas-sandry, tokaje z niektórych piwniczek (ostatnio z Patriciusa, Oremusa i od Arvayów), alzackie Gewurtztraminery. Z wytrawnych i czerwonych mile wspominam kalifornijskie Zinfandele. W lutym właścicielka marsylskiego le coq gourmand namówiła mnie na prowansalskie rose (wybaczcie brak akcentu) i to też był dobry wybór. Za to wina gruzińskie jakoś nie powaliły mnie na kolana. Ale może źle trafiliśmy.
Wygląda na to, że jednak jeszcze pożyję mało – wiela (jak mawiała nasza sąsiadka swego czasu). Jestem jeszcze dzisiaj pod ochroną i z piesem, po zakupy i w innych potrzebach, wychodzi Młodsza; ja ugotuję żurek i upiekę keks. Jutro nawiedza nas Brat z połowicą i dostaną kurczaka z piekarnika, talerz żurku, sałatę z cykorią, suszonymi śliwkami i jakąś postacią cebuli.Jest jeszcze kilka porcji kwaszonej kapusty zasmażanej, też mogą dostać. Na deser – keks
Pyro, jeśli możesz podaj jakiś namiar na przepis tego sławnego keksu Krystyny, umknął mi gdzieś, a chętnie bym też spróbowała 🙂
Cichalu, pisząc o obszerności artykułu miałam na względzie wyłącznie późną porę, bez żadnych innych podtekstów 🙂
Basiu, tu znajdziesz przepis podany przez Krystynę
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/09/24/nie-wychodz-za-prog-bez-pizamy/#comment-167132
Barbaro – Małgosia już podała; ja korzystam z zapisu w naszej książce (Alicja dała sznureczek). Piekę keksy całe życie, ale ten Krystyny jest doskonały i absolutnie niezawodny. Upiec dzień wcześniej, żeby dojrzał.
Ależ szybkie jesteście 🙂 Małgosiu i Pyro, dziękuje bardzo. Rzeczywiście przepis wygląda na łatwy, a że ciasto pyszne, to świadczą zachwyty rozlegające się na blogu 🙂 . Spróbuje i ja. Tymczasem piekę buraki, siedzą w piekarniku zawinięte w folię i już po zapachu czuję, że pora wyjmować. Zrobię ćwikłę z chrzanem, a część zużyję do barszczyku. Z jesiennej pasji dyniowej nastała buraczana, też pyszna 🙂
Wino. Wino.Wino.
Dla mnie na smak wina w danej chwili wpływa wiele czynników.
Np. w okolicach Rzymu jest miejscowość Frascatti. Tam jeździ się aby zjeść -porcchette (Pieczone prosie w ziołach.Krojone w plastry nożem. Podawane na zimno na drewnianych stołach nakrytych szarym papierem) do tego miejscowe białe wino z dzbanka. Pija się wina młode. Jedno, najwyżej dwuletnie. Pychota.
Od listopada do marca w Rzymie i okolicach jada się Puntarellę. Kupowana na bazarze wygląda jak zielona miotła z łodygami ok. 25-30 cmtr. Kupuje się dwie -trzy na kolację dla 4 osób.
Można zamawiać w tratoriach lub restauracjach jako przystawkę/sałatę.
A w domu. Tnie się nożem łodygi wzdłuż na wąskie paski
(ca. 0,5×0,5 cmtr.) i moczy się w czystej wodzie (gubi się goryczkę). Odsusza się i w dużej, sałatowej, misie miesza się ze spora ilością filetów anchoise (połowa średniego słoiczka), ze 2 wyciśnięte ząbki czosnku, sól, pieprz, ociupinka octu winnego i pokrapiamy dość obficie oliwą. Dokładnie wymieszamy i gotowe. Niebo w gębie.
Do tego białe wino z okolic Orvieto. Oczywiście jedno lub dwu letnie.
Smacznego.
A odnośnie win. Wg. mojej opinii najlepiej smakują młode i pijane w kraju/regionie gdzie są wytwarzane. Towarzysząc lokalnym specjałom.
Wszystkie wina wysyłane poza granice są „ulepszane chemicznie”. Nie tylko siarczyny. Oczywiście chodzi o wydłużenie okresu ich przydatności do spożycia a także aby zniosły bez szkody, czasami długie, podróże.
z austriackich to i dobry burgenlandzki Zweigelt nie jest zly – wiem, bo pije wlasnie 🙂
Barbaro,
jeśli namoczysz rodzynki do keksu w ciemnym alkoholu, np. jakiejś nalewce, wówczas ciasto będzie miało ciemniejszy kolor.
A na blog ” Kuchnia nad Atlantykiem” Barbara naprowadziła nas już dawno. Lubię tam zaglądać.
U mnie zima na całego. Wczoraj przez cały dzień padał śnieg, a że była silna zawierucha, to wszystkie okna w domu oblepione były warstwą śniegu. Praktycznie nie było widać świata. Dziś już prawie wszystko odśnieżone. Jechaliśmy dziś drogą przez las/ ale nie leśną tylko zwykłą asfaltową/ – widoki bajkowe, ale bezpieczniej siedzieć w domu.
Dzisiaj szaro-buro, a zadania mam takie:
http://w647.wrzuta.pl/audio/aO9IgXaVgqq/
Oprócz makutry i tarcia maku, bo nie piekę i nikt słodkiego nie je, chociaż jedynie ja dlatego, że nie przepadam, a reszta „trwa w postanowieniach”. No to niech sobie trwają, ja bym na święta odpuściła, w końcu święta, to i dyspensa się należy.
Jerzor ubrał się w rajtki i jakieś tam podkoszulki na cebulkę pod strój rowerowy i pojechał sobie, do końca roku musi wyrobić jakieś tam kilometry, które sobie wyznaczył za cel.
Zwyczajowo to jest 10 000, ale w tym roku przez rozliczne wyjazdy nie udało mu się w porę…nie wiem, ile tam zostało, ale niewiele, może się uda. Tymczasem zaczął padać drobny, nieśmiały śnieżek, tak lokalnie, bo na radarze nic nie widzę.
Krystyno, dzięki za podpowiedź, tak zrobię 🙂
U nas też ziemia popudrowana śniegiem, wiatr nie daje za wygraną. Na dworze przemykają jedynie obowiązkowi właściciele piesków, w taką pogodę rzeczywiście najlepiej przy kominku..
Na jednym ze spotkań warszawskich zamówiłyśmy właśnie austriackiego Gruner Vetliner’a, polecanego kiedyś przez Gospodarza, a o którym wspomina ROMek. Bardzo nam smakowało, szukam w sklepach, ale jakoś nie natrafiłam.
Dzien dobry
Ewo, niestety tokaj nie ma podanego producenta, ale jest wyborny :).
Co do win, lubie czerwone, wytrawne. Francuskie cote du rhones i (za rada p. Kondrata) pinot noir-bardzo, bardzo. Jesli biale, to raczej chablis, hiszpanska roja i Tempranillo bywa niezle, do kalifornijskich jako nie mam szczescia :(.
Za chwilę usiądę sobie w fotelu z kubkiem zielonej herbaty i będę sobie wyobrażała Jerzora mknącego na rowerze wśród wirujących płatków śniegu 😉
Podziwiam pasję i konsekwencję.Alicjo,przekaż proszę Jerzorowi życzenia wykonania planu na rok 2013 🙂
Natomiast Osobisty Wędkarz zakończył właśnie kilkudniową wyprawę wędkarską.
Chłopcy codziennie hartowali się z lekka na swojej łódce w poniższych okolicznościach przyrody:http://www.aveyron.com/english/sports/fishing.html
Na rozgrzewkę dostawali po kusztyczku śliwowicy łąckiej,którą to Alain przytargał z Polski w celach poznawczych 😉
Porządny Francuz pija,jak wiadomo,wino do obiadu i kolacji,ale podczas męskich, grudniowych wypraw jest gotowy degustować napoje z większą ilością procentów 🙂
Barbaro-dzięki za linki do tych ciekawych wywiadów.
Nastawiłam ciasto na chleb z garścią czarnych i zwykłych ziaren sezamu.
Rośnie sobie teraz w cieple.
Wklejam raz jeszcze link dotyczący regionu Aveyron,to bardzo piękne okolice:
http://www.aveyron.com/english/sports/fishing.html
Witam, dawno się tak nie uśmiałem.
http://wyborcza.pl/1,75478,15093430,Tomasz_Terlikowski___Orkan_Ksawery_jako_wezwanie_do.html
Jurka wpis barwny i kompetentny, a Yurka – jak zwykle – rozrywkowy. Też się zaśmiewam.
Keksy w piecu (piekę w dwóch mniejszych foremkach) Jerzora podziwiam, a Marek z czasów częstych podróży do Burgenlandii twierdzi, że najłatwiej i najtaniej kupuje się w Austrii wina na stacjach benzynowych ( w Belgii też). Miałam okazję z owych okazji skorzystać kilkakrotnie. Lulek kupował albo w swojej starej firie, albo na stacjach.
Porządki zrobione? Proponuję > http://ccleaner.com.pl/ccleaner/, dobra miotła, intuicyjna, polecam wszak dziś sobota i sprzątamy wszędzie.
Pewnie wkrótce zaczną się bardziej poważne działania, jak przed kilkoma laty.
http://www.youtube.com/watch?v=fCBt21orGnE
Idę nawracać Adwenta w Adwencie 🙄
Jolly,
Cieszę się, że tokaj Ci smakował 🙂
Nowy przebiłeś mnie pamiętam ten kabaret Jurka aczkolwiek myślę „to se ne vrati” oby.
Płakałam ze śmiechu kiedy w Izbie przemawiał JKM. Wiem, że wariat, le jaki inteligentny. O i jeszcze (drugi koniec skali) p. z ZcHN „Ja, jako lekarz…”
Święte słowa: dobre to, co nam smakuje.
Należymy, z żoną, do grona osób podnoszących w sposób znaczący statystykę spożycia wina w Polsce.
Z pośród zwiedzanych regionów produkcji wina (także w Europie), najmilsze wspomnienia mamy z rejony Santa Ynes Valey (Santa Barbara). Mimo upływu wielu lat, wspominamy z największą przyjemnością Syrah tamtejszego pochodzenia.
Z winogron oraz wiśni z własnego sadu „produkuję” wino na własny użytek. Normalnie jest wykorzystywane do marynowania mięsa oraz sosów. Jeśli jednak uda się kilku butelkom „przeżyć” 2 – 4 lata, to jest naprawdę smaczne.
Z owocowych win moja teściowa, Stasia robiła doskonały jabłecznik korzystając z łączonych dwóch rodzajów drożdży winnych: tokay i muscat. Osiągała 12 – 14 % alkoholu, a dobrze sklarowany i wystały napitek z reguły czekał 3-4 lata na wypicie. Był co roku, bo co roku robiła nowy – rok stał w szklanych balonach kilkakrotnie ściągany znad osadu, po roku był butelkowany i wędrował do wielkiego, wiklinowego kosza w altanie ogrodowej, gdzie czekał w sianie, albo w słomie (nie pamiętam dobrze, to nie była moja działka). Naprawdę bardzo smaczny napitek i piękny kolor jasny, świetlisty z ;lekka żółtawy.
Zrobiłam duże zakupy, wbrew pierwotnym zamiarom.
W Bałtyku oczywiście filety śledziowe majtasy, jutro będę robiła rolmopsy. Poza tym kwaszone ogórki, panie nie miały torontońskich z beczki, ale za to miały znane mi już doskonałe „Kozackie” made in Poland. Zakupiłam 3 słoje, to się nie psuje. Mam buraczki, ale kupiłam ćwikłę „od Tymka”, chrzan zakupiłam, bo się nie psuje. Coś mi się nie chce wykopywać mojego, ale być może się zmobilizuję jutro. O ile śnieg nas nie zasypie, bo już śmielej sypie 🙄
Zakupiłam wielką ilość jaśka fasoli, bo mi wyszedł jasiek, a ja lubię mieć go zawsze na podorędziu.
Przy okazji przypomniała mi się taka zimna sałata z ugotowanego jaśka, bardzo prosta i znakomita, to wykombinowałam po wizycie w jakiejś greckiej restauracji lata temu.
-ugotowany (nie rozgotować!) zimny jasiek
-ugotowane 2-3 ziemniaki (niebieskie robia wrażenie!)
Jasiek wymieszać lekko z pokrojonymi w większą kostkę ziemniakami, wrzucić sporą garść posiekanego koperku (koperek jest ważny).
sos:
Ocet i oliwa, dyżurne, ze 3-4 rozgniecione ząbki czosnku, ja daję dużo, bo robię tej sałaty sporą michę.
Pies nam głupieje i chciałby co 2 godziny spacerować, tj wąchać trawniki i wygryzać trawki. Wczoraj w nocy zmusił Młodszą do wyjścia; myślała, że może coś mu zaszkodziło. A skądże – wabi go świeży śnieżek i chce pochodzić. Dzisiaj piszczał co jakiś czas i już myślałam, że go uduszę. Przed chwilą urządził w przedpokoju scenę z poszczekiwaniem, skomleniem i waleniem łebkiem w drzwi (wychodziła sąsiadka ze swoimi terierami) On mądry – ma swoje futro, swoje klapki na uszach, a nas przewiewa.
Pyro,
bycie personelem kota jest o wiele lepsze pod tym względem, żadnego zimna, żadnego śniegu! Otworzyłam drzwi…oj nie, nic ją tam nie ciągnie! Leży przed kominkiem i smaży się 🙄
Nastawiłam buraki na kiszonkę. Tyle na dzisiaj roboty, jutro rolmopsuję (że „pojadę” ś.p. Panem Lulkiem), po niedzieli mogę spokojnie zacząć gotować bigos. No i zrobić uszka któregoś dnia.
A propos uszek, dzisiaj w jednym ze sklepów zauważyłam coś, co się nazywało dried(suche) tortellini z grzybami. Owe tortellini były maciupkie i zgrabne jak od sztancy, kupiłam na spróbowanie. Według składu owo nadzienie zawierało prawdziwki (boletus edulis). Gotowałam według przepisu, a nawet parę minut dłużej, 20 minut w sumie.
Ciasto owszem, ale ten suchy farsz się nie „ożywił”, był twardy i suchy, bez smaku. Lepiej jednak zamrozić.
Moje przygotowania świąteczne w pełnym przygotowaniu w tym tygodniu, bo za tydzień będę miała przyspieszoną Wigilię.
Pasujące do tematu obrazki z Chile, listopad 2013
http://alicja.homelinux.com/news/Museo_el_vino/
Lubię bycie personelem psa 🙂 w takie poranki,jak dzisiaj-bezwietrzenie,słonecznie,lekki mróz i trochę śniegu na trawnikach.
Długi spacer i śniadanie ma nowy,lepszy wymiar 😀
Ksawery dał nam nareszcie spokój i pognał dalej.
Dzień dobry 🙂
Spacer z psem Danuśki to sama przyjemność 😀
Idę na dożynki rybacki. 21 restauratorów wystawia do konkursu potrawy z ryb słodkowodnych. Relacja po powrocie
-6C, bezwietrznie, bezśniegowo, pochmurno.
Namoczyłam moje śledziowe matjasy, wystarczy im kilka godzin. Piękne są, dorodne. Buraki już zaczynają się „burzyć”.
Spróbowałam „Babci” buraczków z papryką (+cebula) w zalewie octowej, bardzo dobre, tylko Babcia szczodrze sypnęła cukrem, a buraczki same w sobie mają sporo słodyczy. Następnym razem zrobię sama, wytrawniejsze.
Irku-dożynki rybackie?Toż to impreza cud miód dla Osobistego Wędkarza !
Jeśli w przyszłym roku dasz cynk parę dni wcześniej,to wpadniemy do Lublina 🙂
Latorośl lepi ruskie pierogi w wersji bezglutenowej.
Ci to mogą jeść gluten też zostaną poczęstowani 😉
Że Nemo wzięła blogowy urlop to wiemy i domyślamy się dlaczego.
Chielibyśmy jedynie,by nie był to urlop bezterminowy.
Ale intryguje mnie,gdzie podziała się Asla?
Irek,
zjedz też za mnie!!! Ryb słodkowodnych u mnie w handlu ani w restauracji nie uświadczysz 🙁
Danuśka,
prawdopodobnie Latorośl i jej chłopak znają ten blog, ale dla pewności podaję sznureczek : http://smakoterapia.blogspot.com/
Jego autorka Iwona Zasuwa z Warszawy prowadzi także warsztaty kulinarne dla osób na diecie bezglutenowej. Ja nie interesuję się taka kuchnią, ale w piątkowej papierowej GW przeczytałam ciekawy artykuł o warsztatach kulinarnych , które cieszą się coraz większym powodzeniem. Wspomniano tam także o Smakoterapii.
Wróciłem. Zjadłem za wszystkich. Około 150 potraw. Ja przetestowałem około 20.Jurorzy jeszcze pracują. Skupiłem się na zupach rybnych, znalazłem też kilka ciekawych pomysłów. Impreza piękna, promująca rybę słodkowodną. W tym roku królują sandacze i szczupaki. Ale coraz częściej pojawia się jesiotr
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/DozynkiRybackie2#slideshow/5955055945607600770
Irek!
Ty okrutniku jeden, ja jeszcze nie jadłam obiadu!!!!!!!!!!
Świetna impreza – i smakowicie kolorowa.
Wiadomość z ostatniej chwili: wygrały moje ulubione czyli karp w makowej panierce i pstrąg miodem słodzony – Zespół Szkół Rolniczych w Pszczelej Woli
Dzień dobry.
Irku – dobrze, że jestem po obfitym posiłku, bo bym nie zdzierżyła. Pytanie : z czego była zrobiona dekoracja (białe kwiaty) na pstrągach?
W prezencie dostałam ponad 30 świeżych jaj od szczęśliwych kur i jeszcze koguta na rosół, 2 pęta kiełbasy i kawałek kaszanki z zaprzyjaźnionej świnki oraz 3 pary rękawiczek, żebym miała co gubić. Nigdy jeszcze nie zgubiłam żadnej pary, zawsze pojedynczą rękawiczkę. Niestety, robię to ustawicznie, więc wiecznie jestem bez ważnej w zimie części garderoby. Ostatnim darem Braterstwa był banknot 50 złotowy na książkę K.Modzelewskiego. Głogów ma ponad 50 tys mieszkańców, 4 księgarnie, a książki „tego typu” tylko na imienne zamówienie. To samo w Lesznie i Nowej Soli. To już się nie dziwię niskim nakładom. Przecież nie każdy czytelnik jest zdeterminowany zamówić, zapłacić i iść odebrać. Andrzej też wolał dać mi na książkę, niż uganiać się za nią po Polsce powiatowej.
Pyra, te białe kwiaty z musu chrzanowego
Właśnie zastanawiałam się : biała rzodkiew, czy chrzan.
a czy Nisia wroci?
No własnie Nisiu wróć, czekamy 🙂
Pyro, w Głogowie z tego co wiem są dwie księgarnie i faktycznie może nie być, ale w Lesznie są dwa saloniki empiku i tam jak najbardziej jest poszukiwana książka Karola Modzelewskiego. A poza tym teraz coraz więcej osób zamawia książki przez internet z dostawą do domu.
DużeM – nie wiem, sprawdzać nie będę. Brata lubię (mordka) – może nie chciał szukać?
Jerzoru brakuje 170 km. Mroźnawo dzisiaj, ale ubrał się i poleciał kręcić te swoje kilometry. Jest słonecznie, kot wlazł do sypialni i rozwalił się na łóżku, bo tam słoneczko teraz zagląda.
A propos kaszanki i innych dóbr u nas na wsi (i my poza wsią) był taki zwyczaj, że jak się ubiło świniaka na święta, to się szło z gościną do sąsiadów, którzy akurat świniaka nie bili. Była w tym jakaś mądra rotacja, w każdym razie zawsze na święta wszyscy byli dobrze zaopatrzeni w szynki, kiełbasy, salcesony i kaszanki, że o mięsie nie wspomnę. Wieś była mała i przed każdymi świętami kilka gospodarstw się zajmowało ubojem, każdy miał „swoje kółko” sąsiadów do obdarowania. O ile się orientuję, ten zwyczaj zaniknął, podobnie jak prawdziwe więzi międzyludzkie dawniej bywały.
Wieś już nie jest taka, jak dawniej, wynowocześniała. Teraz większość idzie do pobliskiego sklepu kupić kuraka na rosół lub ze trzy schabowe na mięso. Wokół domu wypielęgnowany ogródek kwiatowy i trawka przystrzyżona, a po pomidora, marchewkę czy ogórka…do sklepu. Większość pracuje w pobliskich miastach, przynajmniej ja takie wsie znam i zastanawiam się, kto we wsi mojej Mamy (spora wieś, gminna) utrzymuje sie jedynie z własnego gospodarstwa. Chyba nikt…
Wiesz Alicjo – rozumiem, że czas gospodarki autarkicznej minął, ale jestem wręcz gorszona, kiedy ktoś ma kilkadziesiąt hektarów, a po pęczek pietruszki jedzie do sklepu. Nie chodzi o to, żeby wielkie ogrody uprawiał, ale 1 grządkę z ziołami i tą pietruszkę przysłowiową. Zwalniam z tego tylko Żabę, bo u niej konie chodzą gdzie chcą i zeżrą wszystko zielone = chyba nawet kaktusy.
Pyro, nie sądzę, żeby nie szukał 🙂 duża grupa starszych klientów traktuje empik bardziej jak kiosk niż księgarnię. Ja sama też mam często podobne wrażenie w tych mniejszych salonach. Ale teraz możesz porównać ceny w różnych sklepach i wybrać ten, który Ci odpowiada a z tego co widzę możesz też coś dokupić za różnicę w cenie 🙂 .
http://www.skapiec.pl/site/cat/1006/comp/864829
Siostra prowadzi ogród mojej Mamy. Danka jest zapracowana i ma sporo innych obowiązków niż praca zawodowa, ale u niej z przodu owszem, trawnik i trochę krzewów ozdobnych, ale z tyłu za orzechem włoskim (rozrósł się sakramencko!) jest spłachetek, gdzie koniecznie muszą być pomidory, ogórków choćby tyle, by do sałaty, szczypior i cebula większa, jakaś pietruszka na natkę, pory i jeszcze coś tam, w sezonie sałata zielona.
Nie jest to wielka uprawa, bo na to nie ma czasu, ale jest pod ręką ta natka, szczypior czy co tam. Najważniejsze pomidory 🙂
DużeM,
różnica w cenie jest duża, Pyra będzie miała kłopot, co wybrać na dokładkę 😆
Dziękuję, Duże M. Pomyślę. W ramach Gwiazdki dostałam już zamówione 2 książki (albo środki na nie). Jeszcze mam jeden pomysł i szukam chętnego po rodzinie. Jeżeli się zgłosi, to będzie trzecia pozycja. Jak z powyższego wynika, nie trudno sprawić mi frajdę za stosunkowo niewielką kwotę.
Alicjo,
moja ciocia jest na emeryturze od kilku lat, mieszka sama w domu z ogrodem i małym sadem. Kiedyś było wszystko – warzywa, owoce, kury itd. Ogród zarósł, ciocia po wszystko chodzi kilka kilometrów do sklepu, ale w domu nic sama nie ma 😯 . Cały dzień gra na komputerze i twierdzi, że nie po to ma emeryturę, żeby cokolwiek robić 😯 .
Duże M, nie dziwię się cioci. Kolega zainstalował 4 kamery na domu, po co? Żeby widzieć co się na ulicy dzieje. Kompa używa tylko do Skype. Samo życie i co pan z tym zrobisz? Ja nie robię nic.
Moje przyjacioły z Keys, Fl (Alicja i Jerzor też zaprzyjaźnieni) też uprawiają warzywa con amore, ale przychodzą iguany i wyżerają wszyściutko! No i co pan…
Ja zasadziłam porzeczki i maliny na moich hektarach, ale mam usprawiedliwienie – cokolwiek na tym 6×4 zasiałam, natychmiast zostało pożerane przez hordy z lasu. Owszem, porzeczki też mi ptaszory wyżerają, raz zupełnie do szczętu, ale w miarę coś tam zostaje na krzakach, jeśli sie przypilnuje. W tym roku Jerzor pilnował, zebrał i zamroził dwie torby reklamówki porzeczek.
Mam też lubczyk (sam się broni) oraz pół-beczkę z bazylią, kilka pomidorów w donicach co roku hoduję. Nie chce mi się walczyć z leśnym elementem, bo to stracona pozycja.
Kotka się na mnie obraziła. Rolmopsowałam i nie dałam jej wskoczyć na kontuar, a dla niej to taki anielski zapach i pewnie by chciała posmakować. Ja z kolei nie chcę ryzykować zdrowia kota, wychowanego na suchym jedzeniu z torebki. Jerzor kupuje jej „mokre” puszki dla kotów i tak na zmiane jej dajemy, bo jeść ciągle jedno i to samo… 🙄
Puszki mają różne smaki, niech sobie kot użyje trochę 🙂
Yurku, ja robię, ja robię. Teraz uwarzyłem glogga, czyli skandynawskiego grzańca. Czerwone wino (kalifornijskie z kartona) + goździki + sok pomarańczowy + otarte z cytryny + krzynka imbiru + nieco cukru + dmuchnięcie gałki m.. Wikingi dodaja jeszcze wody, ale mnie szkoda.
Ja też nic Yurek, jej sprawa, ale ile można grać 🙂 . No i ładnego ogrodu szkoda, a do sklepu ma naprawdę daleko, bo mieszka na końcu dużej wsi. Ona internetu używa jeśli w ogóle to sporadycznie, więc zostają jej angry birds itp.
Yurek,
moja znajoma (i liczne jej znajome) miała tańszy patent. Otwierała okno, wykładała na parapet poduszkę, żeby było miętko i wygodnie, i tak spędzała całe dnie.
Tym paniom nic nie umknęło, co się działo na ulicy. Ktoś kogoś szukał, wystarczyło się zwrócić do którejś z nich o koordynanty, gdzie poszedł, o której i z kim 😉
Niech każdy żyje swoim życiem nam nic do tego.
Póki co tak se słuchałem co polecam.
http://www.youtube.com/watch?v=cCGrSszznhw
Słucham na bieżąco dziś.
http://www.youtube.com/watch?v=cCGrSszznhw
Errata.
http://tunein.com/radio/Radio-Oldies-and-Rock-n-Roll-s125914/
Ej, Alicjo! Podpadłyśmy własnej, blogowej Przyjaciółce. Wg przysłowia, o podstawianiu swojej nogi, kiedy konia kują. Zadzwoniła Eska z reklamacją : ona sieje. I nie tylko pietruszkę. No, przecież wiem. Jeszcze i dla mnie przeZ posły słoiki z papryką i przecierem jabłkowym przysłała i pęk tejże pietruszki. No, to czego się piekli, jak nie o niej? Wszystko pewnie z poczucia solidarności babskiej (i z nerwów, bo trzeci dzień prądu nie ma, a tu świnia zabita do schowania…). Nawymyślałam jej od głupoty, za wygadywanie głupot, bo przecież pracowitość naszych Wiedźm jest przysłowiowa na blogu. To zasilanie jednak mogliby wreszcie podłączyć.
Co chwila zdycha mi internet; deszczu się boi? Wyłączę lepiej maszynę. Dobranoc.
Dobre wino,
O Moj Boze,
to banal,
ktory nas,
otacza,
dobre wino,
to wyobraznia,
ktora jest.
Pyro,
według tego co piszą/mówią, jedne rzeczy się sieje (nasiona!), inne sadzi i ja w to wierzę.
Z pewnościa porzeczki się sadzi, malin też nie wysiewałam, tylko dostałam/kupiłam sadzonki do sadzenia. O pomidorach powiedzieć mogę tyle – najpierw wysiewam nasiona, potem sadzę sadzonki.
Robota na dzisiaj skończona, teraz lampka wina (albo dwie) i książka.
Nie przyznam się, jaka durnotę czytam, ale jest to taki durne, że muszę doczytać do końca, który być może mnie zaskoczy?