Jak Karol Modzelewski jeździł na kobyle

Oczywiście idzie o kobyłę historii. A wypożyczył  tę metaforę od Majakowskiego sam Modzelewski, dając tytuł fascynującej autobiografii „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”.

Książkę – wydaną przez Iskry – autor, jak pisze w Epilogu, kieruje do czytelników wyznających różne poglądy i różne hierarchie wartości. Ma jednak nadzieję, że zainteresuje ona ludzi młodych skłonnych do rewolucji i zmieniania świata. On zaś nie ma zamiaru ani ich do tego zachęcać, ani powstrzymywać.”Każde pokolenie ma niezbywalne prawo, żeby dostawać w skórę; to jedyne prawo człowieka, którego żaden reżim nie odbierze. Na pewno nie będę towarzyszył na ich ciernistej drodze, bo jestem na to zwyczajnie za stary. Nie mam już siła ani zdrowia na żadne barykady. Poza tym za dużo wiem. W świetle mojej wiedzy rewolucja jest albo niemożliwa, albo zbyt kosztowna, w każdym zaś razie kończy się nie tak, jakbyśmy chcieli.”
Pomiędzy tymi dość pesymistycznie brzmiącymi słowami i początkiem, też nie nazbyt wesołym a dotyczącym tożsamości autora, mieści się opowieść o życiu człowieka mądrego, uczciwego, odważnego i starającego się walczyć ze złem. Często ponoszącym za to niezwykle wielkie koszty. Czyż bowiem ponad osiem lat spędzonych w więzieniu nie jest ceną wygórowaną za mówienie i pisanie prawdy?
Czytałem tę książkę przez kilka dni, wracając do poszczególnych rozdziałów, by niczego z niej nie uronić. I żałuję tylko, że sam jestem niewiele młodszy od autora. Co znaczy, że ostatnie słowa nie mnie dotyczą. Mam jednak nadzieję, że moje wnuczęta też tę książkę przeczytają i wyciągną z niej właściwe wnioski.
Teraz zaś sięgnę po jedyny cytat, który ociera się choć odrobinę o naszą czyli gastronomiczną tematykę. Mały, bo 13-letni Karolek  odbywa spacer po Zakopanem z Władysławem Broniewskim, który jawił mu się jako polski Włodzimierz Majakowski:

„Najpierw jednak poszliśmy nie w góry, tylko w dół, do Ronda. Był tam wtedy dorożkarski bar Pokrzep Się. Broniewski zostawił mnie na chodniku, a sam wstąpił się pokrzepić. Po niedługim czasie wyszedł weselszy, wsiedliśmy na postoju przy barze w dorożkę i pojechaliśmy do Kuźnic. Tam poeta kazał mi poczekać w dorożce, a sam zniknął na trochę dłużej w restauracji III kategorii. Gdy stamtąd wyszedł, polecił dorożkarzowi, żeby nadal na nas czekał, machnął ręką w stronę Nosala i oznajmił, że teraz pójdziemy na tę górę. Natychmiast zaoponowałem:
– Mamusia mówiła, że nie powinniśmy chodzić w góry, bo to niebezpieczne. Ale Broniewski mnie wyśmiał:
– Na tę górę nawet osiemdziesięcioletnia staruszka wejdzie bez trudu. Podrażniona ambicja kazała mi podjąć wyzwanie. Zaczęliśmy podchodzić
po śniegu jakimś leśnym duktem. O ile mogę skojarzyć na podstawie mojej późniejszej znajomości tras narciarskich, był to końcowy odcinek nartostrady z Hali Gąsienicowej. Na szczęście nikt akurat tamtędy nie zjeżdżał i na nas nie wpadł.
Posapując, doszliśmy do przełęczy Obłaz. Tam zatrzymaliśmy się dla odpoczynku, obejrzeliśmy widok i Broniewski wyznał mi, że góry mają w sobie niezwykłą magię i człowiek czuje się w nich jak orzeł szybujący w przestworzach. Następnie zawróciliśmy i zaczęliśmy schodzić z powrotem. Górskie powietrze chyba zaszkodziło poecie, bo zaczął się zataczać. W pewnym momencie wskazał na przysypane śniegiem sążki drewna z wycinki i oznajmił, że są to groby tych, co tu zginęli. Natychmiast ustawiłem się między nim a bandą z faszyny osłaniającą brzeg nartostrady, żeby go w razie czego ochronić przed upadkiem między domniemane groby. Zeszliśmy jednak szczęśliwie do Kuźnic, gdzie Broniewski posadził mnie w dorożce, a sam znów wstąpił do restauracji.
Wreszcie powrócił, z widocznym trudem wgramolił się do dorożki i ruszyliśmy kłusem w stronę Lwowianki. Broniewski popadł w zadumę, a po dłuższej chwili wyznał mi, że miał bardzo ciężkie życie.”
Młody miłośnik poezji Majakowskiego zajął się polskim wcieleniem poety i doprowadził go do sypialni, by potem zręcznym podcięciem nóg „ułożyć” go do snu. Reszta historii ujeżdżanej przez Modzelewskiego zręcznie omija kwestie jedzenia i picia, a opisywane stoły służą wyłącznie do negocjacji. Ale jakże ważnych!