Kuchnia polska w dawnych wiekach (2)

Dziś kolejny cytat z książki Józefa Peszke, która jest kopalnią wiedzy o dawnych obyczajach kuchennych i stołowych.

W one czasy, zarówno jak później w wieku XV, jadano głównie mięso pieczone lub podlewami korzennemi zaprawione, przytym pito wiele piwa i wina, oraz spożywano ogromną ilość ciast i słodyczy. Jeżeli mie­szczaństwo krakowskie mogło pozwalać sobie na zbytki takie, to tymbardziej dwór królewski i dwory wielmo­żów małopolskich z pewnością nie odznaczały się skro­mnością w jadle i napoju.

Panowie małopolscy, opływający w dostatki, czę­stokroć bywalcy po dworach zagranicznych, szczepili też u siebie obyczaje obce, których się napatrzyli u cu­dzoziemców. Pamiętać należy o tym, że książęta i panięta  zza granicy za Piastów ostatnich bywali gośćmi nie rzadkimi wcale w Krakowie, więc przykład ich tak­że swoje robić musiał. Co razem zważywszy, wątpić trudno o tym, że wśród możnych Małopolan panować musiały   obyczaje   podobne   do   zachodnio-europejskich, rycerskich, więc też i oni sadzić się już musieli na ów wykwint, nieraz dziwaczny, nie licujący wcale z rubasznością i prostactwem, panującym wówczas we wszyst­kich warstwach społecznych Europy całej.

Gościa w domu pańskim witano wtedy powszech­nie chlebem i solą, konfektem i winem, a gdy go zasa­dzono za stołem, pokrytym obrusem wzorzystym, a peł­nym mis i pucharów, nieraz bardzo kosztownych i wy­robionych misternie, to i nie prędko wstać mu pozwalano, coraz to nowe potrawy i przysmaki przed nim zasta­wiając, trzeba było jeść długo i wiele, popijając przytym często

W wieku XIV i XV mięso wołowe niechętnie widywane bywało na stole rycerskim, jadano przeważnie zwierzynę, kurcząt moc wielką, spożywając z nich tylko skrzydełka  i   udka; lubiono   skowronki    pieczone,   oraz inne   ptaszki   drobne  wszelakie,  jadano   nawet jaskółki i strzyżyki,   nie mówiąc o słowikach,   gilach, szczygłach oraz innych śpiewakach   leśnych;  znano pasztety zimne i gorące, ciasta  przeróżne,   pierogi,   torty,   konfitury na miodzie lub cukrze, konfekty   korzenne i pachnące, często  pozłacane   lub  zabarwione jaskrawo,   nadto   owoce rozmaite   i  sery.    Ryby   zastawiano   wyłącznie   w    dni postne,   razem z mięsem   nie   pokazywały   się  na stole nigdy;   nie   lubiono   ich, a gdyby   nie powaga kościoła, nakazującego surowe przestrzeganie postów,   mało kto by się na nie połakomił,   mogąc  mieć mięso,   zwierzynę i  drób.    Jarzyny   rozmaite,   ogrodowizny,   nabiał i jaja miłemi bywały dodatkami, do mięsa szczególnie.

Widać więc, że kuchnia wykwintna ówczesna nie była wcale uboga; rozmaitość potraw, na pozór przy­najmniej, panowała w niej wielka, lecz często obliczona bywała nie tyle na usta, ile na oko. Dogadzano przy stole nieraz raczej zmysłowi wzroku niż smaku, sadząc się na pyszne i wspaniałe, (podług pojęć panujących), przybranie stołu, nadużywano korzeni drogo opłaca­nych, zaprawiano potrawy wodą różaną, lub nawet cza­sami piżmem, uganiano się wogóle więcej za potrawa­mi drogiemi i rzadkiemi, niżeli za smacznemi, jadano nieraz rzeczy, którychby dziś do ust nikt wziąć nie zechciał.  Wymyślni łakotnisie ówcześni nie zadawalali się przybieraniem stołu w kwiaty, obrusy haftowane złotem, jedwabiem, perłami i kamieniami drogiemi, nie dość im było jadać na misach kosztownych i ozdob­nych, a pijać z kubków i pucharów złotych, srebrnych lub kryształowych, potrawy nadto same przez się mu­siały być drogie i rzadkie, posiadające wygląd osobli­wy. Niejeden z wykwintnisiów takich nie dozwolił gotować strawy na ogniu drzewnym, lecz warzyć ją kazał nad płomieniem świec lub pochodni woskowych, albo też, jak ów Piast legnicki, Ludwik III (ur. 1436), smakował jeno w potrawach upieczonych na ogniu z orzechów włoskich. Przy takiej wymyślności pozor­nej, przy takim wykwincie przesadnym u stołu pano­wało jednak zwykle obżarstwo niesłychane, pijaństwo nieprawdopodobne, a rozmowy, żarty i ruchy, by­ły częstokroć tak rubaszne, tak nieprzyzwoite, że dziś ledwo wśród podochoconego motłochu ujśćby mogły.