Kuchnia polska w dawnych wiekach (2)
Dziś kolejny cytat z książki Józefa Peszke, która jest kopalnią wiedzy o dawnych obyczajach kuchennych i stołowych.
W one czasy, zarówno jak później w wieku XV, jadano głównie mięso pieczone lub podlewami korzennemi zaprawione, przytym pito wiele piwa i wina, oraz spożywano ogromną ilość ciast i słodyczy. Jeżeli mieszczaństwo krakowskie mogło pozwalać sobie na zbytki takie, to tymbardziej dwór królewski i dwory wielmożów małopolskich z pewnością nie odznaczały się skromnością w jadle i napoju.
Panowie małopolscy, opływający w dostatki, częstokroć bywalcy po dworach zagranicznych, szczepili też u siebie obyczaje obce, których się napatrzyli u cudzoziemców. Pamiętać należy o tym, że książęta i panięta zza granicy za Piastów ostatnich bywali gośćmi nie rzadkimi wcale w Krakowie, więc przykład ich także swoje robić musiał. Co razem zważywszy, wątpić trudno o tym, że wśród możnych Małopolan panować musiały obyczaje podobne do zachodnio-europejskich, rycerskich, więc też i oni sadzić się już musieli na ów wykwint, nieraz dziwaczny, nie licujący wcale z rubasznością i prostactwem, panującym wówczas we wszystkich warstwach społecznych Europy całej.
Gościa w domu pańskim witano wtedy powszechnie chlebem i solą, konfektem i winem, a gdy go zasadzono za stołem, pokrytym obrusem wzorzystym, a pełnym mis i pucharów, nieraz bardzo kosztownych i wyrobionych misternie, to i nie prędko wstać mu pozwalano, coraz to nowe potrawy i przysmaki przed nim zastawiając, trzeba było jeść długo i wiele, popijając przytym często
W wieku XIV i XV mięso wołowe niechętnie widywane bywało na stole rycerskim, jadano przeważnie zwierzynę, kurcząt moc wielką, spożywając z nich tylko skrzydełka i udka; lubiono skowronki pieczone, oraz inne ptaszki drobne wszelakie, jadano nawet jaskółki i strzyżyki, nie mówiąc o słowikach, gilach, szczygłach oraz innych śpiewakach leśnych; znano pasztety zimne i gorące, ciasta przeróżne, pierogi, torty, konfitury na miodzie lub cukrze, konfekty korzenne i pachnące, często pozłacane lub zabarwione jaskrawo, nadto owoce rozmaite i sery. Ryby zastawiano wyłącznie w dni postne, razem z mięsem nie pokazywały się na stole nigdy; nie lubiono ich, a gdyby nie powaga kościoła, nakazującego surowe przestrzeganie postów, mało kto by się na nie połakomił, mogąc mieć mięso, zwierzynę i drób. Jarzyny rozmaite, ogrodowizny, nabiał i jaja miłemi bywały dodatkami, do mięsa szczególnie.
Widać więc, że kuchnia wykwintna ówczesna nie była wcale uboga; rozmaitość potraw, na pozór przynajmniej, panowała w niej wielka, lecz często obliczona bywała nie tyle na usta, ile na oko. Dogadzano przy stole nieraz raczej zmysłowi wzroku niż smaku, sadząc się na pyszne i wspaniałe, (podług pojęć panujących), przybranie stołu, nadużywano korzeni drogo opłacanych, zaprawiano potrawy wodą różaną, lub nawet czasami piżmem, uganiano się wogóle więcej za potrawami drogiemi i rzadkiemi, niżeli za smacznemi, jadano nieraz rzeczy, którychby dziś do ust nikt wziąć nie zechciał. Wymyślni łakotnisie ówcześni nie zadawalali się przybieraniem stołu w kwiaty, obrusy haftowane złotem, jedwabiem, perłami i kamieniami drogiemi, nie dość im było jadać na misach kosztownych i ozdobnych, a pijać z kubków i pucharów złotych, srebrnych lub kryształowych, potrawy nadto same przez się musiały być drogie i rzadkie, posiadające wygląd osobliwy. Niejeden z wykwintnisiów takich nie dozwolił gotować strawy na ogniu drzewnym, lecz warzyć ją kazał nad płomieniem świec lub pochodni woskowych, albo też, jak ów Piast legnicki, Ludwik III (ur. 1436), smakował jeno w potrawach upieczonych na ogniu z orzechów włoskich. Przy takiej wymyślności pozornej, przy takim wykwincie przesadnym u stołu panowało jednak zwykle obżarstwo niesłychane, pijaństwo nieprawdopodobne, a rozmowy, żarty i ruchy, były częstokroć tak rubaszne, tak nieprzyzwoite, że dziś ledwo wśród podochoconego motłochu ujśćby mogły.
Komentarze
Dzień dobry, przeczytałam z ciekawością o tych mięsiwach w korzeniach, kosztownych naczyniach. Jakie fanaberie: ogień tylko z orzechów włoskich, gotowanie nad płomieniem świec. To było życie dla wybranych 🙂 .
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://2.bp.blogspot.com/-VfB9MQF6z6M/Tj2v7z5F4aI/AAAAAAAAABc/2Os0KciYeo0/s1600/Uczta_u_Radziwillow.jpg&imgrefurl=http://elear-krakow.blogspot.com/2011/08/polskimi-szafrannymi-pieprznemi-cieszyc.html&h=515&w=800&sz=81&tbnid=bJ4_gWq8AT85nM:&tbnh=90&tbnw=140&zoom=1&usg=__Sx_nSnn9AJSN7ptgmxgQ-OY4tcw=&docid=4HggBWeFb6fJXM&sa=X&ei=pVpWUv7mKeiG4gTHiYDQCQ&ved=0CC8Q9QEwAQ
Witam słonecznie, polecam ciekawą relację z bliskiego mi Nałęczowa 🙂
http://miculapinkwart.natemat.pl/76093,pomysl-na-weekend-w-naleczowie
Dzień dobry
Nadaję się wyłącznie na złom i na przetop. W uzupełnieniu tekstu Gospodarza, przeczytałam sobie artykuł w Wiki – źródła i o dr Peszke i o kuchni staropolskiej z inwentarzem naczyń kuchennych Zygmunta Augusta i Walezego. Biorąc pod uwagę, że kuchnia królewska musiała żywić prócz Najjaśniejszego Pana, także dwór i gości, wcale tych saganów, pól saganków, rożnów patelni itp wiele nie było – a wszystkie pod zamknięciem u kucharza.. Czyżby już wtedy byli złomiarze?
Dzień dobry, jedziemy na Hubertusa 😀 Uściskam Żabę od wszystkich 😀
W konie 😀 😯
Są my „łakotnisie”, a nie łasuchy, w porywach wykwintnisie 😉
Podoba mi się też „ogrodowizna” wszelaka.
Z kurczętami mam problem – udka i skrzydełka zajadano, a reszta precz? Z drobiu najbardziej lubię „białe mięsko”, czyli piersiątka!
A te łakotnisie wyrzucali 😯
Nie mogę sobie wyobrazić pieczonych czy inaczej przyrządzanych ptaszków – skowronków, czyżyków, jaskółek itd. 😯
Ciekawe obyczaje, ale jak zauważyła Asia, życie dla wybranych. Ja lubię ryby, więc nie pochodzę z wykwintnisiów 🙄
Haneczko, łuki w juki i na koń!
Pozdrowienia dla Żaby.
dzień dobry …
haneczko uściskaj i dobrze się baw z rodzinką … 🙂
Nałęczów wart nie jednego weekendu … lubię tam być …
Alicjo!
Kanadyjka , Pani Alice Munro ,, Noblistkaom´´
Ty tez miszung kanadyjski : gratulacje.
Wreszcie laureatka literackiego Nobla jest mi znana. W Polsce wydano ,zdaje się ,6 jej kiążek. Bardzo podoba mi się to pisarstwo. Jeszcze nie czytałam komentarzy na ten temat, ale cieszę sie, że wygrała naprawdę świetna pisarka.
Podobnie jak Alicja zwróciłam uwagę na te małe pieczone ptaszki. Pomijając nawet przyzwyczajnia kulinarne, to ile mięsa może być na takiej małej ptaszynie jak np. skowronek ? I jak sprawić takiego ptaszka ? Brr…
A mnie smutno z powodu odejścia Edmunda Niziurskiego.
„Księgę urwisów” znałam prawie na pamięć, „Sposób na Alcybiadesa”, Marek Piegus…
Uprzejmie proszę o pomoc – znowu skasowałam sobie paski narzędzi – górny, niekompletny pokazuje się na m0ment po kliknięciu w górną krawędź; dolny z okienkiem „start” – wcale. Wiem, że w panelu sterowania są paski narzędzi, niby w to weszłam i potwierdziłam to, co było zaznaczone. I nic. Pisać mogę, czytać mogę ale wszystko razem mnie denerwuje.
Przypomniał mi się taki wierszyk ze „Świata młodych” (koniec lat 60-tych) , autor nie był podpisany, ale założyłabym się, że to Pan Edmund napisał:
„Archimedes w wannie odkrył ważne prawo,
za co mu potomni do dziś biją brawo.
Ty też wejdź do wanny, a zrobisz odkrycie
że wspaniałym prawem jest codzienne mycie”
„Moje kryterium literatury jest takie, że do literatury należy książka, do której się wraca. Reszta to obiekty jednorazowego użytku. Do większości się nie wraca, do Niziurskiego wracało się wielokrotnie.”
(J.Pilch)
Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami.
Haneczko – spóźnione serdeczności urodzinowe. Miłego Hubertusa życze Wam, niech pogoda dopisuje bo humory i jadło na pewno nie zawiodą.
Kosztowne to musiało być gotowanie – nad ogniem świec…
Pyro – gdzie to było, no gdzie? – gdy gospodarz postawił przed gościem cynowy kielich bo podczas poprzedniej wizyty ówże był łaskaw podiwanić kielich ze szlachetnego metalu wykonany… (PS – widziałam, widziałam odpowiedź nowego blogowicza z Australii)
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Alice Munro.
Na samym początku kanadyjskiej przygody (trwającej do dzisiaj) zostałam poczęstowana przez Hilarę zbiorkiem opowiadań Alice Munro. Hilara przeceniła moją znajomość języka angielskiego – to nie była żadna znajomość i przez parę lat bierna, bo jeżeli nie byłam pewna, że wyrażam się poprawnie, to nie wyrażałam się wcale. Chociaż rozumiałam bardzo dużo, praktyki w mówieniu – żadnej, z mojej upartości. Albo dobrze, albo wcale.
Hilara była woluntariuszką, pomocą językową, wspominałam o niej chyba i niektórzy blogowicze bywający w Kingston ja poznali (kelnerka z „Chez Piggy”).
Hilara z moich krótkich zdań zorientowała się, że jestem czytacz, więc podrzuciła mi książki ambitne, Munro, Robertson Davies, a ja nie mogłam się przez to przebić. Naukę języka powinno się zaczynać od prostych form (Ala ma kota 😉 ), a nie od wysokiej literatury.
I jeszcze jedna rzecz – od kiedy jestem po tej stronie Wielkiej Wody, przestała mnie interesować literatura światowa (ale nie tak całkiem!), na moich półkach przeważają autorzy polscy, przede wszystkim współcześni. Uzupełnia mi to wiedzę o współczesnej Polsce, w której bywam raz na rok, czytam wydania gazet internetowych i z Wami sobie tutaj poplotkuję 😉
Ale literatura zawsze była, jest i będzie odzwierciedleniem „ducha czasów”, w których żyli jej twórcy.
W samolotach latających do Senegalu średnio połowa pasażerów,to myśliwi oraz wędkarze.Myśliwi polują tam na drobną zwierzynę,w tym na te różne niewielkie ptaszki 🙁 W Europie większość ptaków pod ochroną i polować już na nie można,
a tam nadal tak.Szkoda….
W cytacie przytoczonym przez Gospodarza jest mowa m.in.o gorących pasztetach.
Znakomity pasztet tego rodzaju robi moja Teściowa.Masa składa się z głównie z mielonych wątróbek drobiowych +ewentualnie inne mięso,ale nie za wiele, beszamelu i jajek.Całość jest zapiekana w cieście francuskim i podawana z sosem grzybowym.Znakomite 🙂
Danusiu – czy możesz podać przepis? To brzmi bardzo apetycznie.
Buszując po internecie znalazłem ciekawy przepis na kurczaka z ananasem z puszki i zielonym sosem chili. Do elektrycznego garnka do gotowania ryżu wkłada się pierś z kurczaka, potem wrzuca się kawałki ananasa z małą ilością soku i zalewa 1/4 szklanki sosu chili. Garnek ustawia się na podgrzewanie i po pięciu godzinach kurczak gotowy. Podaje się z ryżem.
A jak podaje się z ryżem potrzebne są dwa garnki 🙂
Będę musiał sprawdzić czy działa. Czego to ludzie nie wymyślą…
Czego to ludzie nie wymyślą?
No właśnie też jestem ludź, jak zabrakło mi gazu i zachciało się jajecznicy to gdzie usmażyłem? Oczywiście w takim garnku. Nie powiem , że źle wyszło 🙂
Alez ten Peszke konfabuluje! W XIV i XV wiekach cukier nie istnial, a w kazdym razie nie buraczany. Zostal wymyslony dopiero w polowie XVIII wieku, a do produkcji wszedl dopietro pod sam koniec XVIII w. i byl potwornie, potwornie drogi. Jeszcze w pierwszej polowie XIX wieku cukiernice byly zamykane kluczykiem, taki byl drogi.
Jestem takim uczonym Kotem gdyz pare dni temu obejrzalem sobie zbakomity program historyczny tv BBC.
Wszystko do XIX wieku slodzono miodem.
Witam.
Pyra
10 października o godz. 14:22
Klawisz F11!!!
Marzeno,
Zrobilas mi dzisiaj wielka przyjemnosc linkiem o moim Naleczowie. Ciesze sie, ze na blogu jest nas juz kilkoro entuzjastow tego miejsca. Tak miedzy nami – naleczow jest tylko dla prawdziwych smakoszy piekna i specjalnego nastroju. 🙂
Yurek – o, a dlaczego przedtem nie zadziałało, a teraz tak?
Dziękuję. Byłabym skłonna nawet poczęstować Cię Misiowymi powidłami, ale za daleko.
Nowy,
„naleczow jest tylko dla prawdziwych smakoszy piekna i specjalnego nastroju. :)”
Znasz jakichś „nieprawdziwych smakoszy piękna i specjalnego nastroju”?
Tym razem kot się zagalopował, bo kto mówił o cukrze buraczanym? Znacznie droższy cukier trzcinowy jest w spisach spiżarnianych np królowej Jadwigi, a był w Polsce znany i wcześniej, sprzedawany w składach aptecznych. Wędrował do Europy odgałęzieniami indyjskimi szlaku jedwabnego i z płn.Afryki przez Sycylię i dalej na północ. Musiał być drogi.
Alicjo,
Znam – to tacy, ktorym sie tylko wydaje, ze takimi sa. 🙂
Też mi sie zdaje, że opisy przedstawiające życie w wieku XIV XV są w dużej mierze wymysłami Józefa Peszke i nie przwiązywałbym do nich wielkiej wagi. Dla mnie autorytetem w tym względzie jest Fernand Braudel i jego wielkie dzieło ” Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV-XVIII wiek , struktura codzienności” Kto przeczytał to wie czym różnią się obie książki. Opowieści że w Polsce pito z kubków i pucharów złotych, srebrnych lub kryształowych można włożyć między bajki. Być może niekiedy czyniono to na dworze królewskim ale u mieszczan , nawet tych bogatych niekoniecznie. Niestety kultura materialna znacząco różniła się od tej w bogatej Europie Zachodniej. Świadczą o tym nie opisy dziewiętnastowiecznych pisarzy a przede wszystkim badania żródłowe i archeologiczne.
W polskiej prasie (w języku powszednim już dawno) do lamusa odchodzi słowo „przepraszam”. Może trudniej powiedzieć „przepraszam”, a łatwiej „sorry”? A co gorsza – „sorki”?
Przepraszam, że przepraszam, ja znowu z tym zaśmiecaniem 🙄
Alicja – jeżeli już Pas – sent pisze o ewentach? To cóż chcieć od dziennikarskiego plebsu?
„Exclusive
Igrzyska hejtu czas zacząć.”
Ręce opadają 🙄
Asiu-z zatem przepis Marie-Louise na pasztet na gorąco:
1/2 kg wątróbek drobiowych
3 kromki pszennego chleba tostowego
3/4 szkl mleka
3 jajka
4 łyżki sosu beszamelowego lub 4 łyżki śmietany
zielona pietruszka,czosnek,dyżurne
ok 8 szt vol au vent
Watróbki oczyścić,tosty namoczyć w mleku i odcisnąć.
Do miksera wrzucamy wszystko po kolei-wątróbki,jajka,tosty,śmietanę (lub beszamel)
oraz przyprawy.Zmiksowaną masą napełniamy vol au venty i zapiekamy ok.20 min
w piekarniku(temp.180oC.)
Tuż przed podaniem polewamy sosem grzybowym lub pomidorowym z oliwkami.
W wersji wykwintnej jest to sos ze smardzami 🙂
We Francji bez problemu kupuje się gotowe vol au vent.U nas też bywają,ale nie
zawsze i nie wszędzie.Są jednak dosyć łatwe do zrobienia z już gotowego ciasta
francuskiego.
Alicjo-nie nierwujsia 🙂 Myślę,że takie np.sorki są jedynie przejściową,głównie młodzieżową modą.Kiedyś mówiło się też dosyć powszechnie pardon zamiast przepraszam i cóż minęło…Myśle,że wiele z tych anglicyzmów też nie zakotwiczy się na zawsze w polszczyźnie.Jeśli jednak niektóre pozostaną,to znaczy,że tak było wygodniej i że w jakimś stopniu było to potrzebne.W języku mówionym zwycięża na ogół oszczędność słowa.Tak było od wieków i nie tylko u nas,ale u innych też.
Francuzi np.uwielbiają skróty-zamiast całych nazw używają tylko pierwszych liter,
a anglicyzmów również mają w swoim języku całe mnóstwo.
Pyro,
nie wiem. Pas-sent, jeżeli już pisze o „ewentach”, to niech pisze tak, jak powinno to słowo być wymawiane – IWENTY.
Zaczepiłam swego czasu Adama Szostkiewicza (członek Rady Ochrony Języka) dlaczego napisał „zasuspendowano”, a nie po polsku „zawieszono”. Okazało się, że to ja nie znam poprawnej polszczyzny. Ja już się gubię w tej ojczyźnie-polszczyźnie.
„Ręki opadajo”
Danuśko,
nerwujemsia. Nie lubię językowego śmiecia. Pal diabli prywatne pogaduchy, ale język mediów (prasa, radio, tv.) nie powinien tego propagować. Jakiś standard powinien obowiazywać.
Chyba jestem stara i głupia albo co 🙄
Danusiu – bardzo dziękuję, danie nie jest bardzo skomplikowane, muszę kiedyś przygotować. 🙂
Jestem znowu, po dobie bez internetu. Coś tam mój operator poprzestawiał i naprawił dopiero, jak się upomniałem o swoje.
Nic nowego, zakuśtykałem sie na moje pola rydzowe i znowu nic, dwie sztuki raptem. Przeprowadzono tam roboty leśne i rydze się chyba obraziły. To chyba koniec z tym miejscem.Za to pół koszyka prawdziwków i białych, i tych ciemnych, świerkowych, oraz sporo doskonałych maleńkich podgrzybków. Towarzysząca mi osoba nazbierała więcej, bo zbierała pilnie (pierwszy raz w tym roku, więc nie była tak wybredna jak ja). Moje maleństwa pójdą do słoiczków.
Muszę się za to zabrać, bo pojawił się czerw i nie mogę tego tak zostawić
Jaki dzisiaj toast obowiązuje? Bo właśnie do napoju imbirowo – miodowo – cytrynowego dolałam sobie procentów z tegorocznej morelówki. Do picia jako takiego, w kieliszku jeszcze się nie nadaje – za ostra, niedojrzała, ale w napoju ujdzie (i kolorystycznie mi pasowała) a jak wiadomo po małej ilości procentów łatwiej się oddycha. No to za co mam wypić ?
Alicjo, „suspendwac” jak najbardziej poprawne. To jest termin z prawa kanonicznego. Prawnicy maja rozne dziwaczne terminy. Ale wtedy jest dokladnie wiadmo co znacza.
Światowy Dzień Drzewa
Nowy
Ten Nałęczów tak prawdę mówiąc to specjalnie dla Ciebie, zapamiętałam, że darzysz to miejsce sympatią 🙂
No widzisz, Mordechaju – ja prawa kanonicznego nie znam i dlatego mnie to razi i wydaje się dziwadłem językowym. Dzięki za podpowiedź.
Yurek, jak tu nie kochać drzew? To z mojej przedchwili:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9633.JPG
„Och cóż jest piękniejszego nad wysokie drzewa…”
Takie wiersze to już chyba nasza gwardia pamięta…
Mam „Pamiętniki” Paska i miałam Jędrzeja Kitowicza (dałam Rybie) i daję słowo – niedobrze się robiło przy opisach wyżywienia w karczmach, zajazdach i u JWP Wojewody. W Puławach co prawda jedzono obficie i przy senatorskim stole i przy ostatnim – marszałkowskim, natomiast przygotowanie i jakość dodatków (np sosów) woła o pomstę do nieba. A to już XVIII w; już była włoska Bona i królowe francuskie i austriackie i młode panięta dla edukacji po Europie wojażowali. Obyczaje – wyrywanie z mis i półmisków najlepszych kąsków, wycieranie łyżki w poły żupana gospodarza, chamskie odzywki przy paniach bardzo jakoś barbarzyńskie te obyczaje jeszcze były. A w teatrze dworskim bukoliki i sentymentalne pstereczki na fletach i lutniach grywające – jakoś im się wszystko zgadzało, nie odczuwali dysonansu.
Alicja – już masz drzewo całkiem łyse – u nas jeszcze bardzo gęste listowie, dopiero się przebarwia.
Ważne były też obrusy:
W Poznaniu: „Stół, na którym jadano, musiał być przykryty. Mógł na nim leżeć kobierzec jak u złotnika Jana Różyckiego, sukno lub obrus z lnianego płótna. Znaczna liczba obrusów wymieniona jest w inwentarzu balwierza Urbana z 1528 roku (9), w spisie rzeczy wydanych córce Piotra Kijewskiego z 1547 r. (5 mensalia) oraz w inwentarzu córki złotnika Elżbiety Borregell z 1554 r., gdzie wymieniono ich 15. W takiej sytuacji można się zastanawiać, czy nie praktykowano podczas wystawniejszych przyjęć osłaniania stołu kilkoma obrusami zdejmowanymi po każdym daniu.
Rekordowa liczba obrusów pozostała po zamożnej Dorocie Rydtównie, zmarłej w 1631 r. (…)
Doktor filozofii i medycyny Paweł Jasieński miał „obrusów 3 długich, wzorzystych, prostych; 3 krótszych, wzorzystych, prostych; obrusów podlejszych różnych 15, obrusów z adamaszkowym wzorem cienkich 4, grubszych 3.”
„Poznańskie nakrycia i zastawy od XVI do XVIII w.” Zygmunt Dolczewski
Zgubiłam liczbę obrusów Doroty Rydtówny – było ich 54 szt.
🙂
Dorota z Rydtów Smidellowa miała podróżny zestaw sztućców. Była to: „importowana szkatułka auszpurska z czarką, łyżeczkami, nożami i solniczką.”
Pani Dorota byłą też właścicielką „łyżki kryształowej z rękojeścią kryształową granatkami sadzoną.”
W 1561 r. w inwentarzu Krzysztofa Thomalla znalazły się „widełki ze srebrem”
„W 1553 roku dzieląc spadek po bakalarzu i pisarzu cła koronnego Stanisławie Parzygizie, zanotowano: coclearia argentea cum figuris. były to wyobrażone na końcu trzonka figury dwunastu apostołów.”
Zygmunt Dolczewski „Poznańskie nakrycia i zastawy od XVI do XVIII w.”
Suspensa – poprawnie
Suspensować – give me a break. Niepoprawnie, niechlujnie i głupio 🙂
BBC
Asiu z tymi „warstwowymi” obrusami to mogła być prawda. Moja Mama opowiadała, że z dzieciństwa pamiętała jakieś święto rodzinne u zamożnej ciotki Nisi – otóż na stole stale leżał gruby, pluszowy obrus z bogatymi frędzlami i sutaszami. Na to kładła ciotka obrus adamaszkowy biały, a na wierzch jeszcze jeden lniany i serwetki. Goście zjedli podwieczorek i zdjęto len i serwetki, laufer itp. Na białym podano kolację. Przypuszczam, że po uprzątnięciu nakryć, zdejmowano adamaszek i zostawał ciemno – zielony plusz ze złocistymi taśmami. To musiało być tuż po I wojnie, a ciotka Nisia z pewnością uczyła się gospodarstwa domowego w połowie XIXw. Niektóre obyczaje są trwałe, szczególnie jeśli oznaczają wygodę.
„Czeladnik krawiecki w Poznaniu z okazji wyzwolenia powinien urządzić ucztę, na która należało przygotować, w myśl wilkierza poznańskiego z 1648 roku: 2 achtele piwa, pieczeń dobrą na śniadanie i gęś dobrą (…) sześć ćwierci piwa, dwie pieczenie dobre, jakie się braciom podobają, 6 kapłonów, 4 do ryża a 2 do pieczenia, gęsi 4 – 3 do pieprzu, 1 do pieczenia, cielę dobre; ryżu, pieprzu, szafranu dostatek i korzenia inszego; rozenków, chleba rżanego i pszenicznego dostatek, pieczeń dobrą nazajutrz albo ryby; trzecią beczkę piwa, kiedy bracia rozkażą i pieczeń dobrą lub rybę do niej.
Do tego trzeba jeszcze zapewnić wóz drew, świec dostatek i muzykę.”
„Groch z kapustą i krupy z olejem, czyli co i jak jadano w Poznaniu od XVI do XVIII w.” Dorota Żołądź-Strzelczyk
W cyklu „Nawet Placek to wie” przykład suspendowania wiejskiego z 1859 roku, po polsku, autorstwa Polaka, Tomasza Potockiego.
mRu 🙂
Czyli ten plusz zdobił, później, już pusty stół.
Pyro – przed wojną w Poznaniu istniał zakład pogrzebowy braci Nowak. Przed chwilą widziałam zdjęcie ich samochodu z trumną, na której wisiała reklama – ostrzeżenie: „Chodź przepisowo! – bądź ostrożnym na jezdni. Inaczej wpadniesz w sidła śmierci i będziesz naszym klientem.” 😀
Zabawne były te reklamy. Dla nas z dzisiejszej perspektywy. Wiesz Asiu, ja jeszcze w domach starych krewnych widywałam takie obrusy pluszowe albo z grubego adamaszku, a na środku kanapki albo kapy na łóżku obowiązkowo okrągła poduszka z siedzącą lalką. Falbaniasta spódnica tej lalki (najczęściej różowa) stanowiła pokrycie tej poduszki. A w ogóle ilość poduszek haftowanych, zdobionych, robionych na szydełku, była imponująca. Na tym nikt nigdy nie siadał. Zdejmowało się w ostatniej chwili i rozkładało z powrotem kiedy goście wychodzili. Taka estetyka dziwaczna.
Slownik Jezyka Polskiego:
http://sjp.pl/suspendowa%E6
W zeszłym roku dostaliśmy ozdobne ściereczki do wycierania rąk w kuchni. To był prezent od cioci z USA. Ta kuzynka mojej babci ma 90 lat i sama przygotowuje te ściereczki. Góra jest zrobiona na szydełku, dół jest z materiału. Całość wygląda jak sukienka dla lalki. Na początku myślałyśmy, że to są właśnie sukienki dla lalek dla naszych dziewczynek 🙂 . Muszę jutro poszukać zdjęcie tej kuchennej ozdoby. Wszystkim koleżankom mojej siostry te ściereczki się podobają.
ściereczki x 3 😳
Dobranoc 🙂
Dobrej nocy.
Takie zawieszane (np na raczce od lodowki) male reczniczki sa bardzo wygodne i popularne. Stara zaluje, ze nie przywizo;a sobie takich z Ameryki. Sa wszedzie w sprzedazy i nieraz sa bardzo ladne. Najlesze sa te zapinane. Sa uzywane przez jeden dzien i potem wrzucane do pralki. Moja babcia ma takich ze dwadziescia i dziennie sa uzywane dwa, w poblizu miejsa gdzie sie przyrzadza jedzenie, i w poblizu zlewu.
Kocie Mordechaju – Obawiam się, że Alicję interesuje tylko jej opinia, a nawet słownik PWN musi być z odpowiedniego rocznika 🙂
Placku,
oczywista! Ma się te zady, walety i zasady (kwasy też!) 😉
Pyro,
to drzewo, jesion, najpierwszy gubi liście i jest niestety łyse. Reszta jak widzisz, całkiem liściasta kolorowo.
Dzisiaj, to znaczy prawie wczoraj o tej porze jak piszę, spędziłyśmy dzionek tak:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9636.JPG
Ja czytałam, a Mrusia wpatrywała się w Artura Andrusa i Marię Czubaszek (na okładce). Godzinami 😯
Alicjo – Na to liczyłem. Uśmiechasz się.
A to dla PanaTadeusza Olszańskiego – kot się sam podsuwa po pogłaski, ale lekturę gościom podsuwam ja 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9471.JPG
To moja bardzo ulubiona książka, a tę ostatnią powolutku podczytuję.
Goście wybyli na wycieczkę, a ja jutro, to znaczy dzisiaj, bo jest po północy, ugotuję zupę gulaszową według przepisu wiadomego Autora. Zupa gulaszowa lubi ze dwa-trzy podgrzewania, ja z tej zupy zrobiłam jednogarnkowe, solidne jedzenie, na kilka dni. „Nobla dla papryki” podczytuję z doskoku, bo inaczej nie dam rady – ślinotok po prostu!
W przepisach stosuję jalapeno, dość ostrą paprykę, muszę mieć wzgląd na gości, bo nie wszyscy lubią. W razie draki zawsze można złagodzić łychą kwaśnej śmietany na własnym talerzu.
Czas na spanie?! Chyba tak. Dobranoc!
Placku,
masz zwidy i omamy, ja się nigdy nie uśmiecham i w ogóle jestem wredota pospolita. To jakiś fotoszop chyba 🙄
Alicjo – Przepraszam, jeśli tak wolisz, „wredota pospolita, stara i głupia”, to Twoja sprawa. Wolność i demokracja 🙂
Nikt Cię nie zmuszał do czytania wypocin Zuzanny Iwińskiej na portalu Plotek.pl, redaktor Szostkiewicz nie jest członkiem Rady Ochrony Języka, taka rada nie istnieje, Ty także śmiecisz, aż furczy i nikt Ci z tego powodu piekła nie robi, zwrot „dziennikarski plebs” jest wysoce obraźliwy, a ja zawsze traktowałem Cię z szacunkiem i życzliwością.
Nawet Nowemu docięłaś, a język polski jak cierpiał tak cierpi.
Daj se kurde na wstrzymanie i zacznij rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
Cholera jasna.
Idę zapalić 🙂
Mówta, co chceta?