Smażone, suszone i blanszowane

Chyba w czwartek pytał(a) Jolinek o grzyby w moim lesie. Nie mogłem jej odpowiedzieć, bo cały czas łaziłem na czworaka pod gałęziami modrzewi i sosen a także pod buczyną i czołgałem się w gęstwinie ostrych traw. A wszystko to właśnie w poszukiwaniu grzybów.


Potem kilka godzin poświeciliśmy obydwoje na czyszczenie tego co przynieśliśmy w koszykach i dzielenie na trzy kupki: najpiękniejsze prawdziwki – do smażenia na najbliższy obiad; nieco brzydsze (mogliśmy przebierać i wybierać) w towarzystwie licznej grupy podgrzybków – do suszenia; najtwardsze i też bardzo urodziwe podgrzybki – do blanszowania a po wystudzeniu do zamrożenia w porcjach różnej wielkości czyli na różne przyjęcia. Całkiem osobna podgrupę stanowiły kurki również licznie reprezentowane.

Te najpiękniejsze zostały załadowane do ozdobnego koszyczka i powędrowały na Żoliborz do naszych przyjaciół, zamiast kwiatów, których na wsi brak a my na kolację jechaliśmy prosto z lasu.
Ponieważ od środy aż do poniedziałku znowu siedzimy nad Narwią, to mam nadzieję, że grzybobranie uda się powtórzyć i stali odbiorcy naszych suszonych nie będą mieli powodu do narzekań.

Fot. P. Adamczewski

Pozostałym znajomym, przyjaciołom i bywalcom blogu pozostaje tylko rzucenie okiem na to co wyrosło w naszym lesie.