Z Nowej Zelandii trafił jeleń do Pułtuska
Cały dzień w upalnej Warszawie zbieganiem z jednego krańca na drugi, to nie jest przyjemność. Najważniejsze jednak, że udało się wszystko załatwić i wszelkie obowiązki wypełnić.
Potem jeszcze tylko droga przez Marki i Wyszków do naszej Puszczy a tu pośród drzew, na przewiewnej werandzie stół nakryty pięknym granatowym obrusem, zastawiony talerzami też z niebieskim wzorem (angielski fajans), kielichy z cienkiego szkła i butelka wspaniałego primitivo di manduria. A na półmisku solidne steki z jelenia, które przybyły do Pułtuska z dalekiej Nowej Zelandii.
Zanim jednak trafiły na nasz stół były solidnie stłuczone odpowiednim tłuczkiem, zalane czerwonym winem (merlot) i oliwą oraz posypane posiekanym czosnkiem wyrwanym z własnego zielnika.
Smażone krótko na oliwie były odpowiednio kruche i miękkie a jednocześnie soczyste i lekko krwiste w środku.
Słowem to było ukoronowanie udanego dnia.
PS.
Dziś internet bezprzewodowy znarowił się. Po dwóch godzinach walki o wstawienie zdjęć steków w marynacie i na talerzu poddałem się. Musicie włączyć wyobraźnię.
Komentarze
Piotrze-skoro jechałeś przez Wyszków to nie zahaczyłeś przypadkiem o wiadome
Delikatesy Rodzinne w celach na przykład kaszankowo-salcesonowych ?
Wiecie,że przez cały tydzień naszego urlopu nie jedliśmy ani razu mięsa ?
Uznaliśmy,że w tych śródziemnomorskich okolicznościach przyrody dieta rybna
i około morska będzie zdecydowanie najprzyjemniejsza 🙂
Tylko raz kupiliśmy na kolacje kilka plasterków jamon iberico,bo przecież spróbowanie tamtejszej szynki było naszym świętym obowiązkiem 😀
Pyro-zajrzyj do skrzynki,proszę !
Niech żyje lato ! Pięknego dnia,Kochani !
Właśnie się zastanawiałam, co na obiad. Są młode ziemniaki, koperek z ogródka, mizerię pyszną można zrobić…do tego jakieś mięso, bo Mama lubi mięso. Żadnych zup, żadnych takich.
Ma w ogóle zdumiewający apetyt (trzy solidne kromuchy na śniadanie, obiad jak dla drwala) i przy tym powiada, że je mało i nie lubi jeść 😯
Dobrze, że nie odwrotnie, to byłby dopiero kłopot. Zrobię jakieś bitki albo coś, może mielone, które trochę za mną chodzą, ale nie wiem, czy Mama je lubi. Albo Radek – siostrzeniec, bardzo mi pomocny. Dwa obiady to on ugotował, radzi sobie w kuchni znakomicie, ale wypadałoby, żeby ciotka coś ugotowała!
Szykuje się następny upalny dzień. Dom nie ma klimatyzacji, ale budowany Tacinym „sposobem” wcale klimatyzacji nie potrzebuje.
Grube mury z pustaków, które Tata sam wykonywał (średnie lata 80-te, kiedy niczego nie można było dostać) znakomicie chronią dom przed nadmiernym gorącem, a w zimie przed zimnem.
A wiśnie dojrzewają…szkoda, że nie mogę ich ze sobą zabrać…
Może parę pestek przemycę i wyhoduję sobie drzewko w donicy?
Pyro,
nalewki ogólnie (w przepisach) odnoszą się do wiśniowej też? Zrobiłabym, tylko nie wiem, czy wystarczy mi czasu. Najwyżej zostawię u Alsy…
No przecież zapomniałabym,iż w ramach próbowania majorkańskich specjalności
nabyliśmy też: http://www.cookipedia.co.uk/recipes_wiki/Sobrasada_de_Mallorca
To wieprzowa,drobno zmielona kiełbasa z dodatkiem papryki.No cóż,nie powaliła nas na kolana.
Danuśko – odpisałam.
Alicja – spokojnie rób nalewkę wiśniową – dwa tygodnie na owocach jej starczą, a potem leżakować może i w Kingston i u Alsy i gdzie chcesz (chyba, że wypijecie świeżawca?) Nalewki dojrzewają w butelkach po zlaniu.
A swoją drogą jestem ogromnie ciekawa jaką drogą trafiły nad Wisłę i Narew steki z jelenia z N.Zelandii i dlaczego aż stamtąd, podczas gdy u nas ostatnio występuje wręcz nadmierna obsada jeleniowatych w lasach? Uch, jak ja lubię dziczyznę. I wiadomo, że z dziczyzną – tak samo jak z grzybami – są dwa modele postępowania : albo króciutka obróbka cieplna z dodatkiem tłuszczu i wina albo marynaty octowej, albo długie duszenie połączone z podlewaniem bulionem czy wodą. Oczywiście grzybów nie dotyczą marynaty. Niezła spiżarnia w lasach się mieści, tylko sięgnąć. A taka jelenina duszona w głogowym sosie? A comber sarni z rydzami?
A, co się będę podniecała od południa…
Pyro,
dzięki. Rozumiem, że wiśniowa to raczej bez cynamonu i wanilii? Bo jakoś mi tu nie pasuje, tylko cukier.
Wiśni jest trzy drzewa, mnie przyszła do głowy nalewka, bo przypomniało mi się, jak to nabrzdąkałam się niechcący wiśniami z Twojej nalewki 😉
Nastawię nalewkę dla sióstr i może jedną piersiówę zabiorę dla Jerzora – ja wracam do domu dopiero 10 sierpnia, sporo czasu, może swoje odleżeć. Najprostszy przepis wydaje mi się ten pierwszy i tak zrobię.
Oprócz wiśni na ogródku są dwa krzaki aronii, jeszcze zielone, i resztki czerwonej porzeczki, biała porzeczka, wielki orzech włoski i kilka owocowych drzew, jeżyny, jeszcze niedojrzałe, orzechy laskowe i nie pamiętam co jeszcze.
Ha! Z ubiegłego roku został w spiżarni słoik mirabelek od Luśki, zapowiedziałam Dance, że na pewno je spożyję, lata nie jadłam!
Tymczasem idę do sklepu do Kaśki po mięso na mielone. Kaśki w tym roku nie widziałam jeszcze, a to mus!
U Kaśki lata temu zostawiłam przez gapiostwo w sklepie portfel zasobny w gotówkę, karty kredytowe, prawo jazdy i coś jeszcze z ważnych dokumentów. Kaśka widziała mnie pierwszy raz w życiu i jeszcze nie wiedziała, kto ja jestem, ale zadała sobie trud i osobiście dostarczyła zgubę do domu, zanim ja zauważyłam, że zgubiłam. We wsi jest kilka sklepów, mogłam zostawić w każdym z nich albo po prostu zgubić po drodze.
I jak tu nie wierzyć w człowieka?
To nie jest „moja” wieś, tu nie wzrastałam, ale przyjeżdżając od jakiegoś czasu co roku, zdążyłam się zaprzyjaźnić z wieloma ludźmi (nie wspominając o Pani T. którą znam od dziecka).
Hm. Ślub tu brałam w 1976 roku, nawet jeszcze rodzice tu nie mieszkali, tylko w pobliżu, a tutaj był Ważny Urząd od tych ślubnych spraw.
Pyro – zrozumiałam Twoją intencję, ale mnie ten tytuł kojarzy się ze sztuką, którą na scenie teatru Ateneum grali Beata Tyszkiewicz i Jacek Woszczerowicz. To była uczta , chociaż chciało się innego zakończenia.
Krysiu – pamiętam.
Alicja – na litr spritu 1-2 goździki do wiśni.
No i stało się. Poszłam do sklepu, dosłownie nie było mnie 10 minut, ale zaanonsowałam Mamie, że wychodzę i zaraz wracam. Bramka zawsze zamknięta na klucz, ale Radek w domu, więc logicznie pomyślałam, że Mama nie ma prawa wyjść bezszmerowo, zresztą nie wychodzi, ostatni raz wyszła gdzieś około rok temu.
Nie zamknęłam bramki na klucz, bo przecież zaraz wracam i Radek w domu…
Idę ze sklepu, a tu Radek w samochodzie pędzi – Babcia zniknęła!
Ja do domu z poczuciem ogromnej winy, u furtki spotkałam młodego człowieka, który odprowadzał Mamę do domu. Niedaleko poszła, na sąsiednią ulicę, a tu wszyscy znają sytuację. Jak słyszeliście ten dźwięk, to był to wielki kamień, co mi spadł z serca. Powinnam była nie anonsować, że wychodzę i zaraz wracam…no i jednak zamknąć tę furtkę na klucz, choćby to miało być 5 minut!
Inna sprawa, że ja z otwarciem tej furtki walczę mocno, bo jest żle ustawiona i ciężka, a Mama jakoś sobie jednak poradziła, chociaż ledwie chodzi i wydawałoby się, że nie jest w stanie nic wykonać…
I pomyśleć, nie wychodziła z domu od roku prawie!
Idę robić te mielone.
Dzien dobry,
Alicjo, bardzo wspolczuje. Stres i strach musialy byc niemale (dobrze choc ze niedlugo). Z drugiej strony wyglada ze Twoje towarzystwo oblokowalo jakies polaczenia mozgowe.
Alicjo-tak,to nie są łatwe sytuacje.
Dobrze,że Twoja Mama mieszka w miejscu,gdzie wszyscy ją znają.Gorzej,gdy chory wychodzi na samotny spacer w dużym mieście…
Ktoś tu o wiśniach
Wie może i o wiśniaku można.
Tylko trzeba poszukać starych rodzai sokówek.
Zebrać,połowę odpestkować ,wsypać do soja
Zalac czystym spirytusem do poziomu wiśni + 5 cm
zostawić w spokoju 4 tygodnie
potrzasać co drugi dzień
po tych czterech zlać do innego słoja
a wiśnie zasypać cukrem- polowa wagi wisni przed zalaniem
i znowu 4 tygodnie z potrząsaniem
To co na dnie się odsączy wlać do pierwotnie odlanego
pozostałe zalać czystą zwykła i niech tak sie mocza do 4 tygodni
zlać do poprzednich , wisnie wycisnąć przez szmatkę
i poczekać na sklarowany wiśniaczek.
smacznego , ze co ? ze trzeba czekać az tak dlugo ?
a co dobrego robi sie w pośpiechu ?
uklony
Zezowaty – tak, a jeżeli potem, w końcu doleje się 5o ml rumu di każdego litra wiśniaku, to jest to wiśniak na rumie. Jest to jeden z przepisów. Nigdzie nie ma wiśni – łutówek.
Przepis na wiśniak bardzo mi się podoba – nieskomplikowany, a że trzeba czekać, to nic nie szkodzi, a wręcz przeciwnie. Ale o łutówkach mogę tylko pomarzyć. Wydaje mi się, że w tej sytuacji zwykłe wiśnie też się nadadzą.
Zezowaty-w Twoim przepisie znalazłam optymistyczną informację:
odpestkować TYLKO połowę wiśni.Ufff 😉
Zaglądaj częściej i podrzucaj więcej optymistycznych przepisów 🙂
Ja dalej odżywiam się bobem-dzisiaj z pomidorami i garstką drobno pokrojonej szynki.
Wszystko lekko podgrzane,polane oliwą i potraktowane czosnkiem i bazylią.Palce lizać!
Udaję się sprzątać poremontowo.
Przeanalizowałam ten przepis jeszcze raz i dochodzę do wniosku, że ten wiśniak będzie okropnie mocny. Bo to i czysty spirytus, potem wódka. Cukier i sok z wiśni aż tak bardzo nie osłabią mocy. Ja wprawdzie nie jestem zwolenniczką tzw. damskich trunków – słodkich i słabych- ale ten wydaje mi się za mocny jak na mój gust. Ale może się mylę.
Jestem okropnie ostrozny jesli chodzi o przepisy nalewkowe na tym blogu. Kiedys przez dwa lata robilem nalewke cytrynowo-imbirowa. Robilem toczka w toczke wedle przepisu: najpierw zalewac. potem mieszc przez dwa miesiace, potem dodawac cukru i mieszac i potrzasac, potem znowu lezakowac przez pol roku , wreszcie przelewac do karafki i cxekac nastepny rok.
Kiedy wreszczie nalewka byla gotowa, sprobowalem. Mysle, ze smak politury do mebli bardziej by mi odpowiadal. Trzymalem ja jeszcze ze trzy lata, nalewajac sobie po naparstku w chwilach absolutnej desperacji, dodajac troche wody do kieliszka aby oslabic przebrzydly smak.. Wciaz mam pol karafki. Pic sie tego nie da, chyba, ze w ramamch pokuty albo w chwilach, gdy w domu nie ma ani krztyny niczego alkoholowego. Smak tego jest tak obrzydliwy, ze nie da sie tego opisac. Raz ugryziony, dwa razy niesmialy, mowia Anglicy. 😈
Krystyno – jasne, że spirytus na „żywy” owoc nie może mieć 96%. Trzeba obniżyć stężenie do ok 70% (tyle miał spirytus prababek – 14 albo 12 próby) tzn , że albo mieszamy spirytus pół na pół z wódką 40%, albo mieszamy litr spirytusu z 500 ml wody przegotowanej, zimnej.
Oj, uciekło – c.d.
Kiedy dojdzie roztwór cukru i soku owocowego, gotowa nalewka ma maks. 40%, czasem mniej
Witam, Danuśka nie ciesz się, nie ciesz chcesz się otruć? Wydzielający się z pestek kwas pruski jest szkodliwy i zagłusza smak trunku. Możesz kilka lub kilkanaście owoców pozostawić niewydrylowanych, w tak małej ilości pestki wzbogacają bukiet nalewki.
Kocie 🙂
równie ohydna jest nalewka z ciemnych winogron i cukru trzcinowego nie z blogu ale z GW, wszystkim odradzam. Nie znalazł się śmiałek na wypicie jednego całego kieliszka.
Na zjazdach przetestowaliśmy niejedną naszą produkcję. A oto moja lista honorowa :
– tarninówka Jagody,
– żubrówka Irka,
– wiśniówki Pepegora, Marka i Pyry,
– aroniówka Ryby,
– orzechówka Żaby
– pigwówki Haneczki,
– likier farmaceutów Pyry,
– malinówki, smorodinówki i morelówki niemal wszystkich kolejno blogowiczów. Kiedyś były jeszcze nalewki na miodzie a i destylaty Pana Lulka. Nie mówiąc już o tym, że naczelnym degustatorem jest Cichal. Nasze naprawdę da się pić.
Tfu, skłamałam. Też kiedyś zrobiłam nalewkę nie do picia. Koniecznie chciałam zrobić cherry; przepis określał 2/3 czereśni, 1/3 wiśni, alkohol, cukier, goździki i kawałeczek cynamonu. I teraz nie wiem – czy to, że nie wydrylowałam wszystkich czereśni, czy co innego złożyło się na to, że nalewka miała odór najgorszego bimbru, a po 2 nawet latach człeka odrzucało od kieliszka. Dałam ją w końcu PaOLOre, który jechał gdzieś, na mazowiecką wieś do ponownego przerobu.
Ja tam się nie znam, ale też słyszałam, że wiśniowe kompoty i nalewki owszem, trochę owoców z pestkami, ale tylko „dla smaku”, no i tak jak yurek pisze, kwas pruski jest dla zdrowia nie za bardzo.
To dotyczy pestek ze śliwek, które za dziecięctwa z upodobaniem rozbijałam i zażerałam się, aż przyłapana na tym procederze przez Tatę zostałam pouczona, że na zdrówko mi to nie wyjdzie.
Dzień był dzisiaj dosyć ciężki, idę do wyrka z autobiografią Roda Stewarda i butelką „Żywca”. Druga się chłodzi. I niech mi nawet nikt nie macha paluszkiem, ja sypiam ze 3 godziny na dobę góra, a i to jak zając pod miedzą!
Kochaniutcy
Zwykły jabcok z zimowych jabłek czerwonych z dodatkiem imbiru pokrojonego w plastry oczywiscie z cukrem to tez niebo w gebie
a jesli zamiast imbiru dodaje sie na przykład cynamonu w rurkach to wieczorem taka szklaneczka potrafi okrasić barwami wieczór zimowy w towarzystwie miłej pani.
A co do kwasu pruskiego -to wiśniaczkiem wg tego przepisu cieszyli się wszyscy dopuszczeni i wszyscy żyja.
Tylko uwaga – wiśnie – nie łutówki ale stare gatunki póżno dojrzałe.
Pytanie – powiedzcie mi ludziska drodzy, co to jest za nadobne ptaszę (chyba z gołębiowatych, podejrzewam), które rankii i wieczory wrzeszczy „ratunku…ratunku…ratunku…”
Przynajmniej ja to tak słyszę 🙄
Jesli kwas pruski, cokolwiek to jest, faktycznie znajduje sie w pestkach, to nie dostae sie do nalewki*. W moim domy za mlodu zalewano wisnie wodka bez drylowania. Albo samym cukrem i to pozniej fermetowalo bardzo dlugo. Istnieja ponadto klasyczne nalewki z samych pestek wisniowych (chyba wyplutych po zjedzeniu wisni?)
Wikipedia podaje przepis na nalewke wisniami nie drylowanymi. Tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wiśniówka_(wódka)
_______________
Dzizaz, gdzie sie ta Nemo podziala? 👿
Potwierdzam,
Dereniowka i orzechowka Pyry delicje, a bulgot wisniowy Haneczki pierwsza klasa :)!
Mamusia nastawia smorodinowke, wisniowke, staropolska, bukwicowke i pigwowke. Pigwowka cudo!
I tu zgodzę się z Kotem – nalewka wiśniowa może być na wiśniach niedrylowanych. Taką właśnie robię i dopiero co wypiliśmy po kieliszeczku, bo wieczór zrobił się chłodny. Nie pamiętam już, skąd wzięłam przepis, ale nalewka jest baaardzo smaczna a lekki posmak pestek bardzo mi odpowiada. Wcale nie jest gorzka. A to co szkodliwe znajduje się przecież w środku pestki. Zresztą piję tak niewiele i rzadko, że nawet gdyby ten kwas pruski przeniknął/ a chyba nie przenika/, to w śladowych ilościach.
Wiśniówkę przebija jednak zdecydowanie pigwówka wyprodukowana według przepisu Haneczki, z minimalną modyfikacją. Jest znakomita.
Natomiast czereśnie wydają mi się we wszelkich przetworach dość mdłe.
KM, Wikipedię każdy może edytować i wpisywać tam co mu się żywnie podoba, więc, to chyba nikogo nie powinno dziwić, że często to co w niej jest napisane mija się z prawdą.
Alicjo,
to może być sierpówka/ synogarlica turecka/ powszechna tam, gdzie są wyższe drzewa. Pokrzykuje od bladego świtu. http://www.google.pl/search?q=go%C5%82%C4%85b+sierp%C3%B3wka&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=12LcUZP3NMHYPJ_cgMAD&sqi=2&ved=0CDUQsAQ&biw=1067&bih=479
Kot ma rację – jest nalewka pestkówka ale ani nikt tego hektolitrów nie nastawia, ani w dużych ilościach nie pije – ergo: o truciu można powiedzieć, że przestrzegający „trują”. Nalewek się w ogóle w większej ilości nie pije – kieliszek, dwa i po opilstwie.
Nalewki robi się na liściach czarnej porzeczki, wiśniowych i brzoskwiniowych i są to pięknie zielone nalewki, ale na świetle stać nie mogą – nawet wyciągnięte z barku na stół, natychmiast po nalaniu w kieliszki reszta musi trafić w ciemnicę; inaczej stracą kolor na rzecz barwy herbacianej. Nastawia się te wczesną wiosną nalewkę na pączkach brzozowych i na szczytach (nowych przyrostach) gałązek sosnowych. Sama tego ie robiłam – nigdy nie starcza mi spirytusu na te eksperymenty, ale mój sąsiad to rtobił w niewielkich ilościach.
A to głos sierpówki : http://www.bird-watching.pl/index.php?/category/175
Zakochałam się w nalewce z owoców dzikiej róży z miodem i malutkim dodatkiem soku cytrynowego. Jest smaczna, ale nie to jest najważniejsze – naprawdę znakomicie wpływa na krążenie. Wieczorne 50 ml tej nalewki pozwalało mi zrezygnować z wieczornej dozy leku nasercowego , regulowało sen. Te dwa litry nalewki, to było 40 porcji wieczornych – od Gwiazdki do końca lutego (z przerwami na różne inne przyjemności) miałam najmilszą kurację.
Oj,chyba w dobrym momencie rozmawiamy o tych nalewkach 😉 bowiem wykluł nam się ostatecznie termin Mazowieckiego Zjazdu Blogowego : 7-8 wrzesień 2013.
Proszę,abyście te daty odnotowali i potwierdzali swoją obecność.
Zjazd odbędzie się na mych skromnych nadbużańskich włościach,gdzie wokół ogniska
może usiąść spora grupa osób.Natomiast tylko niewielu gości mogę przenocować, zatem musimy wiedzieć,ilu Blogowiczom trzeba będzie zorganizować jakiś nocleg.
Póki co wiemy,że Gospodarzostwo niestety nie będą mogli w zjeździe uczestniczyć i
ubolewany nad tym niezmiernie,natomiast potwierdziła swój przyjazd Żaba 😀
Oczywiście już obmyśla,co by tu przygotować 🙂 W tym tygodniu ma do wykonania dwa ślubne torty-migdałowy oraz orzechowy.Migdałowy z 1 kg migdałów !
Oczywiście,jak to Żaba,oprócz kulinariów załatwia tysiące spraw kursując pomiędzy
Pomorzem,a Mazowszem.
byk 9 lipca o godz. 21:35.
Tu znajdziesz wszystko.
http://www.britannica.com/
No, nareszcie!
https://plus.google.com/photos/110037663614682647004/albums/5898521177238727473
To jest test tylko. Chciałem to wstawić już ponad tydzień temu, kiedy oisaliśmy to u czosnku niedźwiedzim. Ten był wspaniały!
byku, nie „wuchsen”, nie,
ale trafniej było by:
die Sonne steht tiefer
Idę spać, jutro pobudka przed piątą.
Pepe – co robisz o świcie?