Jestem też owadożerny

Kilka miesięcy temu otwarto w Warszawie restaurację, w której podstawowym menu są owady, robaki i wszelka inna żywina będąca ulubionym jadłem ptaków, myszy oraz węży. Ponieważ niemal wszyscy smakosze starający się utrzymać w obowiązującej modzie tłumnie pobiegli na Ursynów trzymałem się od tego lokalu z daleka. A i tak go opisano w „Polityce” piórem młodej reporterki.

Chrupiąca szarańcza w towarzystwie argentyńskiego karaczana i sosów

Szarańczę, mrówki i dżdżownice (wędzone) jadłem w krajach w których podaje się je tubylcom na codzienne posiłki więc nawet ciekawość smaku nie prowokowała mnie do tego eksperymentu. Zresztą wydaje mi się, że więcej w tej owadowej diecie snobizmu niż rozkoszy i przyjemności dla podniebienia.
Parę dni temu byłem w podwarszawskim Ożarowie w Hotelu Mazurkas. No i okazało się że w tym przybytku luksusu szef kuchni Bartek Czerwiński postanowił hotelowych gości przybywających tam z całego świata zaskoczyć owadowym menu. Podaje więc usmażone w głębokim tłuszczu (oleju palmowym) wszystko co pełza, skacze i fruwa a jest pokryte chitynowym pancerzykiem.

Ponownie więc schrupałem (dosłownie, bo to przyjemnie chrzęści w zębach) dorodną szarańczę. Po raz pierwszy natomiast miałem w ustach sporego argentyńskiego karaczana i garść jakichś bliżej niezidentyfikowanych robaczków, które w postaci żywej z większą frajdą nadziałbym jako przynętę na ryby łowione w Narwi. Nie mogę powiedzieć, by smak owych owadów był olśniewający ale też jadłem je bez obrzydzenia. Jedyny błąd jaki robi szefostwo hotelu to – moim zdaniem – reklamowanie owych przysmaków pod nazwą „insekty”. To zdecydowanie mnie razi i uważam, że znacznie ładniej brzmi oraz wygląda w druku słowo „owady”.

Bizon na musie z patatów

Wśród innych nowości na talerzu przygotowanym przez Bartka Czerwińskiego było wspaniałe carpaccio z krokodyla z ziołowo-limonkowym sorbetem, szyjki rakowe w śmietankowym sosie z kroplą koniaku i zielonym koprem, filet z kangura ze szparagami oraz bizon na musie z pieczonych batatów. Był tez deser białej czekolady z czerwonym pieprzem z dodatkiem pomarańczy i chili w sosie z malin i balsamico.

Deser czekoladowy                  

Te dania, choć przyznać trzeba, że oryginalne, były wspaniałe i może dlatego wlaśnie już nie pamiętam smaku skrzydlatych i pełzających chitynowców.

PS.

Bartłomiej Czerwiński prostuje, że owady podawane są tylko w kateringu. W restauracji zaś wszystkie pozostałe dania!

Fot. Piotr Adamczewski