Pierzasty koniec strzały czyli Brzechwa
Nie ma chyba w Polsce dziecka, które nie znałoby „Kaczki dziwaczki” albo nie słyszało o Panu Kleksie. Nie mogę wymienić wszystkich tytułów wierszy, z których większość znam na pamięć, ponieważ zajęło by to zbyt wiele miejsca. A wszystkie one wyszły spod pióra Jana Brzechwy. Sam Brzechwa zaś też jest wytworem fantazji poety. Bolesław Leśmian – wybitny liryk z kręgu poetów Skamandra – gdy zobaczył pierwsze wiersze swego młodszego kuzyna Jana, namówił chłopca, by pisał je pod pseudonimem. Dwóch Lesmanów dla miłośników poezji to nazbyt wiele. Podsunął też atrakcyjny pseudonim: brzechwa czyli pierzaste zakończenie strzały. I tak narodził się Jan Brzechwa – niespełniony poeta liryczny i genialny twórca poezji dziecięcej.
Mój były redakcyjny kolega Mariusz Urbanek napisał (a Iskry wydały) kolejną biografię pisarza, który i za życia i po śmierci robi sporo zamieszania. Tom „Brzechwa nie dla dzieci” jest książką pełną anegdot, cytatów wierszy i piosenek, wspomnień, dzięki którym życie pisarza rzucone na tło jego czasów jawi się jak ekscytujący film. Trzeba przyznać, że i czasy były fascynujące. Życie Brzechwy zahaczyło bowiem o kilka jakże różnych epok. Zaczęło się bowiem w carskiej Rosji, biegło przez Kresy w dobie aż dwóch rewolucji, toczyło w Polsce odzyskującej niepodległość i tracącej ją pod niemiecką okupacją, by na koniec znów zobaczyć – choć w ograniczonej postaci – kraj bez którego pisarz nie wyobrażał sobie ani siebie, ani swoich wierszy.
Dla zachęty, bo warto sięgnąć po tę książkę, fragment, który – jak cała twórczość Brzechwy – wzruszył mnie i jednocześnie rozśmieszył. A bawi mnie ta anegdota z wojska tym bardziej, że znałem jednego z jej bohaterów. Generał Józef Kuropieska (w książce jest dopiero p[porucznikiem) był stałym gościem „Polityki” i przyjaźnił się z wieloma redaktorami.
„W 1932 roku Brzechwa, podoficer rezerwy z cenzusem, został wezwany na ćwiczenia wojskowe. Wśród kilkudziesięciu rezerwistów, którzy trafili do kompanii strzelców dowodzonej przez porucznika Józefa Kuropieskę, byli prawnicy o znanych nazwiskach, restauratorzy, kupcy, a nawet popularni aktorzy i pisarze. Zdarzali się pośród powołanych dyrektorzy banków, redaktorzy naczelni gazet, słynni piłkarze i uczeni, a nawet wysocy ministerialni urzędnicy. Ćwiczenia były dla nich tyleż okazją do odświeżenia wiedzy wojskowej, co odpoczynku od codziennych zajęć i… rodziny.
Szef kompanii dość szybko zameldował Kuropiesce, że wieczorem, kiedy rezerwiści zostają w koszarach sami, uprzyjemniają sobie trudy żołnierskiego życia libacjami, a tym, który dostarcza alkohol, jest sierżant Brzechwa. Przywozi wódkę własnym samochodem, wracając z przepustki. Dowódca nie mógł nie zareagować. Co prawda znał Brzechwę wcześniej, bywali razem w tym samym kawiarnianym towarzystwie, ale nie wynikało z tego wiele więcej ponad przypadkową wymianę zdań. Wezwał winowajcę i oświadczył, że następstwem każdej kolejnej informacji o piciu w koszarach będą wielokilometrowe nocne marsze połączone z ćwiczeniami. „O żadnych „nocnych szmerach” już mi więcej nie meldowano” – wspominał Kuropieska. Ale zapamiętał Brzechwę bardzo dobrze. Świetny piechur, wytrzymały podczas ćwiczeń i marszów, a przy tym pogodny i koleżeński, wspominał. Szkolenie uwieńczył awansem na starszego sierżanta.
Tradycyjnie na koniec wielotygodniowych ćwiczeń odbywał się wyprawiany przez rezerwistów bankiet. Brzechwa zaprosił przyjaciół z kabaretu: Tolę Mankiewiczównę, Michała Znicza i Stanisława Łapińskiego; przyjechali na własny koszt i zaśpiewali dla wojska. A znajomość świeżo upieczonego starszego sierżanta z Kuropieską rozkwitła. Kilka tygodni później zaprosił porucznika do Morskiego Oka, żeby posłuchał, jak piękna Dora Kalinówna w uniformie Przysposobienia Wojskowego Kobiet recytuje wiersz Brzechwy Pewukaczka. Kuropieska bywał także w domu nowego przyjaciela, gdzie poznał wielu sławnych wtedy ludzi, m.in. Brunona Winawera, fizyka, felietonistę i komediopisarza, który przychodził do poety na brydża.”
Drugi fragment, w którym niebagatelną role odgrywa torcik mocca, jest bardziej wzruszający:
„Dożywiał się (Brzechwa) słodyczami, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Chudł dalej. Któregoś dnia, gdy kupował w cukierni torcik mocca, podeszło do niego dwóch mężczyzn w cywilu. Zabrali go do siedziby gestapo w Alei Szucha i oskarżyli, że jest Żydem. Brzechwa miał odpowiedzieć, że mylą się, ale jeśli chcą go rozstrzelać, mogą to zrobić, bo jemu już i tak nie zależy na życiu.
– Czemu? – chcieli wiedzieć Niemcy.
– Kobieta, którą kocham, nie chce się ze mną połączyć, a życie bez niej nie ma dla mnie wartości – odparł.
Odpowiedź była tak absurdalna, że trudno było ją wziąć poważnie. Niemcy ryknęli śmiechem i wyrzucili go za drzwi. Był już na dziedzińcu, przy budce wartownika, gdy przypomniał sobie, że przecież w pokoju, w którym był przesłuchiwany, został torcik. Wrócił, zastukał, przeprosił i zabrał zgubę. Niemcy byli tak zaskoczeni niewiarygodną bezczelnością tego, co zrobił, że nie oponowali.”
Resztę przeczytajcie sobie sami. A ci, którzy czytali „Kisiela”, „Waldorffa”, „Broniewskiego”, „Wieniawę” czy „Tyrmanda” wiedzą, że Mariusz Urbanek jest wybitnym autorem poruszających biografii.
Komentarze
Święta prawda; jestem miłośniczką p. Urbanka. Mam dwie jego biografie (nie jego, tylko jego autorstwa) i oceniam je b.wysoko. Są rzetelne, udokumentowane , ze zdrowym dystansem do opisywanego podmiotu i po ludzku – życzliwe.Jeżeli tylko będę miała okazję, rzeczytam i o J.Brzechwie.
A gen Kuropieskę miałam okazję poznać. Zostało po nim anegdot na niezły tomik. W domu mam jego wspomnienia na półce. Coś mi się wydaje, że Brzechwa zbyt surowo przez por. K. potraktowany nie był, chociaż to jeszcze nie był czas, kiedy w koszarach czyniono specjalne przygotowania do wizytacji gen.Kuropieski.
Dzisiaj do obiadu sporządzę tylko pesto domowe (oliwki, suszone pomidory, orzechy włoskie, trochę różności, a potem zostanie ugotowanie makaronu, wymieszanie z pesto i przyrządzenie sałaty. Cały obiad (30 minut?)
Dzień dobry, chętnie przeczytam książkę. Też lubię biografie pisane przez pana Urbanka. Wreszcie świeci słońce 🙂
Polecam
o generale Jozefie Kuropiesce tak pisal niezyjacy Henryk Dasko (zmarl w Toronto, 2006) dziennikarz, eseista, promotor Tyrmanda, Kosinskiego.
http://xtrakt.art.pl/daskografia/1998ix.htm
Wspomniana „piekna Dora Kalinowna” byla przyjaciolka mojej Starej, choc roznica wieku byla miedzy nimi ogromna. Dora mieszkala wowczas w Sao Paolo i kiedys przyjechala na wystepy do Nowego Jorku. Stara dosc niechetnie i nie spodziewajac sie zbyt wiele poszla zrobic z nia wywiad i… wpadly sbie w ramiona niemal natychmiast, jak sie to w zyciu zdarza gdy dwie osoby sie odnajda w kosmosie. Pisywaly do siebie czesto, dzwonily tez, gdy mialy dosc pieniedzy na telefon , zas Dora Kalinowna zawsze znajdywala powod aby przyjechac do Nowego Jorku. Ale w sumie widzialy sie trzy lub cztery razy w zyciu. POtem Dora Kalinowna umarla, bo byla juz bardzo starenka.
Byla niesamowicie wesola i zabawna, dowcipna pania, i dobrym nad wyraz czlwoiekiem. Stara nigdy nie czula roznicy wieku z nia i bawila sie jak z 30-letnia rowiesnica.
Tylko starsi pamiętają, że początki maja, to były Dni Książki, a dookoła nich innych zdarzeń kulturalnych. Któreś z takich dni, ogłoszono dniami kultury wojskowej (?). M.in na spotkania autorskie przyjechali legendarni piloci: Ernest Skalski i Wojciech Król, wspomniany gen Kuropieska, jeszcze kilku innych panów. Byłam lokalną organizatork imprez i – niejako z urzędu – opiekunką i koordynatorką. Najpierw zareagował na tę babską opiekę Kuropieska zwracając się teatalnym szeptem do mojego szefa „A cóż to: pułkownik mi tu starą babę podsyła?” Miałam 33 lata i byłam jeszcze szczupłą, długonogą niewiastą. Szef powiedział, że nie podsyła, że stara baba ma pełnić obowiązki szefa sztabu i posłańca w jednym. Piloci byli pełni rewerencji – póki trzeźwi, czyli gdzieś do 18.00 – 19.00 – potm bractwo tankowało zdrowo, a kondycję jeszcze mieli, że ho, ho! Na delikatną uwagę, że już późno i czas do kwater w hotelu, usłyszałam : „A jak na trzeźwo przeżyć ten bajzel? No, nie da się!”
errata – Królowi było chyba Wacław, nie Wojciech
Dzień dobry Blogu!
Ciepło, słonecznie, rosną burzowe cumulusy…
Dopiero co wspominałyśmy z Asią Żmerynkę. Ech, Podole…
A propos generałów, to dawno temu utkwiła mi w pamięci historyjka przeczytana w jakichś frontowych wspomnieniach.
Otóż na inspekcję przyfrontowych jednostek przyjechała generalicja wraz z kilkoma żonami. Jedna z wyfiokowanych i umalowanych dam postanowiła sprawdzić, co też panowie żołnierzyki dostaną na obiad, ale kucharz bezceremonialnie wyrzucił ją z kuchennego namiotu krzycząc:
– Nie będzie mi tu jakaś kurew do kotłów zaglądać!
Wezwany przez dowódcę i strofowany słowami:
– Kurew? Jak tak można mówić?! 😯
nieszczęsny kucharz tak się tłumaczył:
– No zwyczajnie – marchew, brzytew, kurew 🙄
Dzien dobry,
Pyro,
Haneczki prosze nie targac, Haneczke prosze od nas usciskac!
Co można zrobić w 3 sekundy?
Byłam w ogrodzie pouchylać okna inspektowe nad dyniami i fasolką. Trwało oczywiście kilka minut. Po chwili zza żywopłotu usłyszałam wołanie leciwej sąsiadki.
– Czy Osobisty nie mógłby wieczorem udzielić technicznej pomocy?.
– W czym problem? Może ja najpierw zobaczę?
– Ty? Eee… 🙄 Drzwi do piwnicy (wejście od zewnątrz) się nie otwierają, zamek się zaciął i blokuje 🙄
– OK, to może ja spróbuję? Może je trzeba ciut podnieść?
Oglądam zamek, przekręcam klucz, chodzi lekko. W górnym rogu drzwi, tuż przy futrynie, jest haczyk dodatkowo mocujący drzwi do futryny. Odhaczam, otwarte.
Sąsiadka z dłutem i młotkiem w rękach patrzy z niedowierzaniem.
– Jak to zrobiłaś? 😯
– Abrakadabra, magic hands 😎 😀
Przez moment się zastanawiam, w końcu mówię prawdę – haczyk był zamknięty.
– Niemożliwe! Wszystko sprawdziłam 😎
Nie uwierzyła.
Podobną anegdotę zamieszcza i Cydzik w „Ułani, ułani”. Tym razem bohterem jest emerytowany admirał, spacerujący przed jednostką w Wilejce w oczekiwaniu na córkę, uczącą się jazdy konnej. Wartownik nie rozpoznał słynnego spaceroicza i próbował go przegonić spod jednostki. Oburzony starszy pan przedstawił się : admirał w stanie spoczynku…. ale Jasio wiedział swoje: „Widzicie go? Admirał. A morze gdzie?”
JollyR. – to ta chodzina wyjdzie uszkodzona – uściski od Ciebie, od Zgagi, od Inki, a to przecież skóra, kości i żelazny charakter.
Uroczystość otwarcia kabaretu „Nowy Momus” w salach „Oazy” w Warszawie:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/152042/55fc86217e97cfaff582f2fd158d1b67/
Obdarty i nieogolony może być tylko milioner
@Pyro,
czy aby to nie byl STANISLAW Skalski (pilot) – Ernest Skalski to inna „parafia”?
Niestety, Stanislawowi Skalskiemu odbila przyslowiowa „szajba”, kiedy podjal wspolprace ze Zjednoczeniem Patriotycznym „Grunwald” – czarnosecinna, antysemicka przybudowka MSW w latach 80. Zreszta, o Skalskim moge cos wiecej powiedziec i jego bardzo endeckich zapedach (jeszcze wczesniejszych z lat 60).
Ozzy – masz rację, Stanisław. Ernest pisuje i to mądrze pisze. Pokićkałam. I wcale mnie nie dziwi Twoje zdanie o Skalskim. Naprawdę duża część wojska, środowisk patriotycznych, potem AK-owców była z gruntu antysemicka. To wtedy wcale nie była cecha stygmatyzująca. Owszem – lewica, lewicująca inteligencja, ludzie po prostu przyzwoici, byli skłonni potępiać restrykcje antysemickie, getto ławkowe, limity itd. Natomiast reszta jak Skalski. To było dawno, przed Holocaustem i nikt jeszcze nie słyszał o poprawności politycznej. Trudno ludzi wtedy żyjących oceniać z dzisiejszej perspektywy. Dlatego 30-letni mędrkowie potępiający w czambuł PRL, albo współczesny salon piętnujący antysemityzm z lat 20-30 XX są absolutnie a-historyczni.
Dora Kalinówna: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/137030/e2ce66f7c9449ff87a2ce99da53b749c/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/151768/e2ce66f7c9449ff87a2ce99da53b749c/
sorry @Pyro,
ja nie pisze o latach 20-30 w Polsce miedzywojnia i nie chodzi o zadna poprawnosc polityczna z wspolczesnego punktu widzenia. „Srodowiska patriotyczne” – nie rozumiem, co to za patriotyzm, ktory wyklucza mniejszosci narodowe i ktore eksportuje. I nie mowilem o latach przed Zaglada a po— juz w latach 80, gdzie wymieniony pilot (nikt mu nie ujmuje zaslug z okresy bitwy o Anglie) w towarzystwie innych patronow obecnej Mlodziezy Wszopolskiej jednoznacznie i bez zajakniecia mowi o „zydokomunie” i „syjonistycznek klice”.
Gdyby Brzechwa, Tuwim…dozyli owych czasow, to pewnie dostaloby sie i im jak pewnemu typowemu syjoniscie Pawlowi Jasienicy
Tylko tyle.
Ozzy – to właśnie trzeba odróżnić: ogromne zasługi wojenne (także d-cy „Cyrku Skalskiego” w Afryce Płn), od postawy ukształtowanej przecież w latach 30-tych. Jedno drugiego nie wyklucza.
Pyro 🙂
oczywiscie!
Autobiografia Brzechwy pt „Gdy owoc dojrzewa” obejmuje dzieciństwo i lata młodzieńcze. Nie wiem, ile jest w niej autentyzmu, gdyż była wydana w trudnych czasach. Np. oglądanie na własne oczy wydarzeń Krwawej Niedzieli wydaje się mało prawdopodobne, natomiast nie dziwi wymóg wydawcy dopisania paru ciekawostek historycznych, które mogły obrzydzać samodzierżawie.
W ogóle postać bardzo sympatyczna, ale wiersze pisał raczej dla dorosłych. Wydawcy uparli się wydawać je dla dzieci. Oczywiście dzieciom też się podobają, ale w niektórych trudno dzieciom ogarnąć wszystkie warstwy. Np. taki „entliczek pentliczek, czerwony stoliczek”. Zaśmiewałem się do rozpuku z tej satyry na niedobory zaopatrzeniowe w socjalizmie. Na Wyspach Bergamutach też daje do myślenia. I wiele innych. O Lisie Witalisie nie wspomnę. Pedagodzy ganili Brzechwę za zbyt łagodne potraktowanie przechery przez społeczność leśną. A trudno było żądać ostrej kary.
Z wynienionych przez Gospodarza biografii Mariusza Urbanka nie mam/nie czytałam tylko „Wieniawy”. Świetnie się czyta Mariusza Urbanka, w ub. roku zakupiłam w Drawsku Pomorskim „Miłość, wódka, polityka” – biografię Broniewskiego.
I przy okazji – wspomnienia Magdaleny Zawadzkiej o Gustawie Holoubku, „Elka” – o Elżbiecie Czyżewskiej, „Anna German o sobie”, ” „Listy Mrożka i Lema. „Pamiątkowe rupiecie” (bio. Wisławy Szymbroskiej autorstwa Binkot/Szczęsna), „Tak sobie myślę…” Jerzego Stuhra, „Szara godzina” Zofii Kucówny oraz „Być może to ostatnie słowo” Wojciecha Jaruzelskiego.
Z 15 pozycji, które zakupiłam to pozycje biograficzne. Dla mnie to są bardzo ciekawe rzeczy, biografie.
Nie wiedziałam, że był kuzynem Leśmiana, któż nie kochał Leśmiana „W malinowym chruśniaku” i innych erotyków tego poety!
Brzechwę kupię – tylko niech na mnie poczeka w księgarni chwileczkę!
*errata: z 15 pozycji które zakupiłam, 9 to pozycje biograficzne. 🙄
Alicjo – szkod, że tak daleko. Chętnie przeczytałabym o W.Szymborskiej. Teraz mam wielki apetyt na ” Towarzyszkę – panienkę” M.Jaruzelskiej. Urbanka dorwę chyba w jakiejś bibliotece (poprzednie 2 tomy mam dzięki hojności Piotra A.)
– Jak to zrobiłaś?
– Abrakadabra, magic hands
Przez moment się zastanawiam, w końcu mówię prawdę – haczyk był zamknięty.
– Niemożliwe! Wszystko sprawdziłam
Nie uwierzyła.
Nie uwierzyła w magic hands Nemo?! 😮 Jak mogła?! No chyba że nie czyta niniejszego podbloża ❗ … 😛 😉 😀
Alicjo,
w przypadku dalekich transportów, chęci bycia na bieżąco przy opóźnieniach w dostępie, etc. poważnie rozważyłabym np. Kindle* —
w naszym komputerze albo w pamięci zewnętrznej o rozmiarach książeczki do pierwszej komunii 🙂 (i to cienkiej – może być czarna, szara, nawet złota) zgromadzimy dowolne setki, tysiące, dziesiątki tysięcy** książek;
jedną można się podzielić legalnie z bodaj pięcioma osobami/komputerami;
nie zbiera toto kurzu, nie zajmuje miejsca;
można powiększać druk, lepiej podświetlać, łatwo przeskakiwać pomiędzy rozdziałami, etc., etc.;
tablety i inne takie są już teraz bardzo tanie, więc też podróż, czytanie ‚do poduszki’, itp. stają się banalnie proste;
jeśli pracujemy nad tekstem, cytujemy, etc. – oczywiście łatwość, szybkość…
Cud prawdziwy dla wszystkich, którzy nie muszą pokazywać, że mają w domu książki 🙂 …— powąchać, podotykać i polubować się załamaniami światła na papierze kredowym czy czerpanym można wszak przez godzinkę a nawet dwie rocznie (nie męcząc portfela tudzież kręgosłupa), podczas wizyty w jakiejś renomowanej księgarni w Kraju czy innym Berkeley.
Dla mnie bomba!!! 😀
(Choć oczywiście książki tradycyjne dalej trzymam, kupuję, przyjmuję :D)
____
*Kindle na komputer można było pobrać za darmo jeszcze zimą tego roku; nic mi nie wiadomo, by zaprzestali rozdawania tego programu
**Przykładowo:
Mikrokosmos 13MB (ach te ryciny, odnośniki, etc.!… poza tym kobyła, nie da się ukryć.
Przesunąć horyzont – tylko 233KB
A toś mi narobiła apetytu, Pyro.
Znowu się szykuje z 20 kg. książek 🙄
Szymborską mam 500 km. stąd, w Kincardine – u ludzi, którzy czytają i ODDAJĄ książki. To jest dla mnie ważne, bo ktoś te książki targa, albo wysyła za Ocean, a przytargane i wysyłane pod mój adres chcę mieć u siebie na półce!
Tymczasem…to są moje pamiątkowe, podręczne rupiecie tuż obok biurka komputerowego, trochę Afryki, Grecji, Portugalii (portmonetka na drobne) i wspomnienia z OSTATNICH, już wtedy rozbitych na 2 obozy i dwa różne weekendy Targów Książki – otóż bilet wstępu. Ciekawam, czy ktoś jeszcze to trzyma w rupieciach?
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7485.JPG
Czyżbym ukursywiła dyskusję na cały weekend?… Hmmm…
Dawniej się to dało dość prosto zamknąć/naprawić w następnym komentarzu 😕
OK, czyli uff – wszystko w porządku 😀
Basiu,
nie da rady. Ja niestety tak już mam – książki lubię mieć na papierze, w ręku, i polegując na kanapce poczytywać sobie.
Może to nie jest ekolo i w ogóle do tyłu, ale ja już się nie wyleczę z tego nawyku i nie mam zamiaru.
Czytam prasę na komputerze, ale książka w elektronicznym wydaniu to nie to – ja przed komputerem mogę wysiedzieć tylko tyle, ile mogę – prasa, korespondencja, rozmowa z blogowiczami.
Wyrosło nowe pokolenie, im to nie przeszkadza, przyzwyczajeni do elektroniki. Ja chcę książkę jako książkę, na papierze. Wydaje mi się, że jeszcze długo będą takie dinozaury jak ja, dla których książka papierowa to będzie TO właśnie.
Każdy może wybrać i wybiera, co mu bardziej pasuje.
a cappella, robię to samo. Alicjo, robiłbym to samo, ale…
http://www.youtube.com/watch?v=y3IIi0B6xCI
Przerzucam się powoli na elektroniczne wydania, bo papierowe już się nie mieszczą i zakazano mi ich kupna 🙁
Książka w łapie to zupełnie innego rodzaju kontakt, intymny, że tak powiem. Książkę papierową mogę (i lubię) jednym ciągiem „od dechy do dechy”, a ekran mnie męczy po jakimś czasie. Ślozy płyną, i to jednak nie ta pozycja, z książką na kanapce lub w fotelu. Albo, naganne podobno bardzo, ale u mnie codzienne wieczornie – w łóżku.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/WarszawaMaj2010#slideshow/5476251904259480834
Ależ Alicjo z kindla można czytać na kanapce w fotelu w tramwaju metrze , w łóżku też 🙂 Jest lżejszy niż jedna książka, a pomieści ich wiele i nie potrzeba okularów do czytania 🙂 Dla mnie same zalety .
Dla mnie elektroniczna książka – NIE TO SAMO, co książka papierowa, Antonino. Staroświeckam – tak już mam 😉
Dla mnie książka przeczytana się liczy.
Yurek…
przeczytanych książek nie spamiętam i nie wiem, ile ich było, ale te, co targam ze sobą/wysyłam/są do mnie wysyłane, chcę mieć pod ręka i do powrotów czytelniczych. Poza tym trochę jako wypożyczalnia działam dla znajomych blogowiczów (i nie tylko) po tej stronie Kałuży, a oni dla mnie.
Jeśli myślisz, że ja to tak dla zbierania…i żeby na półkach ładnie wyglądało, to się mylisz. Podkreślam – lubię na papierze i co ulubione, lubie mieć na półce 🙄
Jeszcze trochę miejsca mam.
A cappello,
chyba małe nieporozumienie. W „magic hands” uwierzyła z miejsca, ale że problemem był zamknięty haczyk – nie 😉 Była przekonana, że coś majstrowałam przy zamku patentowym, na który już sposobiła dłuto i młotek 🙂
Pod wieczór znowu w ogrodzie. Podlewanie, bo już suchawo, a chmury burzowe coś się rozeszły. Karczowanie komosy główkowatej (szpinak poziomkowy), bo tak się rozrosła, że zagłusza ziemniaki. Teraz trzeba ją oskubać listki i jeść, resztę przyjdzie zamrozić.
Alicjo ja nic nie myślę, bez insynuacji proszę!!!
Z całym szacunkiem dla hobby, ja też mam z tego się nie tłumaczę bo i po co?
ratunku
hilfe
help
Na szczęście są jeszcze biblioteki 😀 Wprawdzie na niektóre książki czeka się nawet kilka miesięcy, ale jaka radość jak już się je wypożyczy 😀
Asiu,
u nas są biblioteki wielojęzyczne. Jest dział polski, tam też zamierzam przekazać moje zbiory, jak już oczka zamknę na zawsze (nie spieszę się!).
Kłopot w tym, że jest tylko kilkaset książek (klasyka przeważnie i zwłaszcza), bo w mojej wiosce polega to na tym, że co kto da…a ja chytra, póki żyję 🙄
Pewnie w Toronto czy Ottawie dostęp do najnowszych książek polskich (o takie mi chodzi) w bibliotekach jest szybszy, ale u nas nie bardzo. Wszyscy czytający rodacy wiedzą, że jak nowości, to u mnie 😉
Placku:
http://www.youtube.com/watch?v=9TgfolwSfT0
dzień dobry …
wreszcie poranek ciepły i podobno ma tak być jeszcze kilka dni …
pepegor jakim cudem LP jest taka szczupła jak Ty jej takie obfite jedzonko szykujesz? ….
Marek gdzie zdjęcia? ….
Bad news, Alicjo. Biblioteki nie chca przejmowac ksiazek po nieboszczykach. Gdyby chcialy, musialyby byc pare razy wieksze niz biblioteka sredniego uniwersytetu.
Trzymanie ksiazek kosztuje – i nie da sie od tego smutnego faktu uciec. Dlatego biblioteki regularnie pozbywaja sie czesci swych zasobow, w przecownym razie nie moglyby kupowac zadnych nowosci.
Zupelnie niepotrzebnie upierasz sie, ze kindle to „nie jest to”. To jest dokladnie „to” i jeszcze wiecej.
Na najtamnzym kindl’eu mozesz trzymac kilka tysiecy wolumenow, latwych do odnalezienia w ciagu paryu sekund, ale i czytanie jst znacznir sprawniejsze – co podkreslalo kilka osob przede mna, z powodu lekkosci i porecznosci tego ustrojstwa.
Dodam do tego jeszcze pare zalet.
Wiekszosc ksiazek z t.zw. klasyki masz na wyciagniecie reki BEZPLATNIE. Wypisujesz tytul i VOILA! KIlka sekund trwa zaladowanie.
Kisazki nowe sa ZAWSZE na kindleu znacznie tansze niz w ksiegarni – cena czesto ksztaltuje sie w granicach 45 centow do trzech dolarow.
Zaplacenie i zaladowanie nowej ksiazki trwa kilka sekund.
Przed sciagnieciem i zakupem czegokolwiek na swego Kindl’ea mozesz dostac bezplatna „probke” ksiazki – caly pierwszy, a czasem i kawalek drugoego rozdizalu. Z grubsza 10 % ksiazki.
Facility, ktora mi sie szczegilnie podoba – jesli natykasz sie w tekscie na nieznane ci slowo badz podjerzewasz, ze nie do konca jestes pewna jego znaczenia, najezdzasz cursorem na to slowo i magicznie pojawia ci sie jego tlumaczenie i uzycie w kontekscie – haslo (skrocone) albo z Amerykanskiego Slownika Jezyka Angielskiego albo z Brytyjskiego. Cudo!
Jesli jestes w lozku i troche juz zmeczona, mozesz sobie wlaczyc funkcje czytania na glos – w dowolnym wybranym przez cxiebie tempie, glosem kobiety lub mezczyzny, glosniej lub ciszej. Ale zapamietaj strone, na ktporej przestalas czytac oczyma, bowiem jest bardzo wielka szansa, ze po pieciu minutach czytania (troche monotonnego) pojdziesz w gleboka kime, zas nazajutrz rano odkryjesz, ze ksiazka zostala doczytana do konca kiedy ty slodko spalas.. Wiec musisz wrocic do miejsca, w ktorym oddalas czytanie Glosowi.
Wiec naprawde jest to znacznie bogatsza oferta niz to co oferuje ksiazka papierowa i przyslowiowy „zapach farby drukarskiej ” ( dzis raczej kleju, bo techniki drukarskie sa dzis tez zdygotalizowane).
I jeszcze co. Choc kindle’a mam od prawie tzech lat (prezent od przyjaciolki gdy bylam odcieta od swiata) ja wciaz kupuje niektpre ksiazki w papierze, bo wlssnie chce je miec na polce. moiec zz nimi kontakt fizyczny.
Mamy w domu ksiazek bardzo wiele i dorosla piekna biblioteke zaprojektowana przez swietnego wnetrzarza i profesjonalnie zainstalowana. . Libimy widok z ksiazkami un-apologetically, bo ksiazki, owszem, ubieraja pokoj, sa jakims swiadectwem twego statusu intelektualnego i twoich aspiracji. Sa tez twoja historia inteletualna, stad tak trudno jest czasem z nimi sie rozstawac. A rozstawac sie musimy, aby dac miejsce innym, inaczej ksiazki wypra cie z domu i nie bedziesz juz miala nawet miejsca na nowa toreble czy buty..
A jednak kupujemy dzis wiekszosc ksiazek w formie elektronicznej. I czesto dopiero po przeczytaniu na kindle’u zastanawiamy sie czy chcemy wydac jeszcze na papierowa wersje.
W ciagu ostatnich dwu lat jednak pare takich wlasnie ksiazek kupilismy sobie ze Stara: urzekajaca i pieknie napisana biografie rodziny i kilku epok historii europejskiej – Zajacek o bursztynowycj oczach Edmunda de Waala, nowa ksiazke o religii dla niewierzacych brytyjskiego filozofa, ktprego uwielbiamy – Alaina de Bottona, nowa ksiazke Jareda Diamonda, ktory tez jest naszym ulubiencem i pewnie jeszcze pare innych.
Ale reszte przecyztanych w ciagu ostatnich bez mala trzech lat mamy jednak na Kindle’u, dostepnych w kazdej chwili za nocisnieciem guziczka.
No i jeszcze o czyms zapomnialem: Stara kupila juz trzy kindle’e na prezenty dla podropsnietych dzieci Przjaciol i za kazdym razem bylo, ze „jest to nafajniszy prezent jaki w zyciu dostalem/dostalam”. Wlasnie m.in. ze wzgledu na te funkcje slownikowa (komu sie chce odrywac i siegac po paierowy ciezki slownik w tralcie czytania!), dostepnosc bezplatna wszystkich lektur obowiazkowych, specjalnego beplatnego ksiegozbioru dla nastolatkow z nowosci siakowych. .
Jedna z obdarowanych, Bryana, corka pielegniarki matki mojej Starej, nie tylko regularnie informuje co wlasnie przeczytala, ale jeszcze sprawdza Stara czy ona tez zna dana ksiazke: Cooooo? Nigdy nie perzeczytalas Jane Eyre? Alez musisz, ciociu, koniecznir to przczytac, bo bez tego NIE MOZNA ZYC!
I glupia stara „ciocia” zawstydzona i przywolana do porzadku brnie przez Jane Eyre jak glupia… Na szczescie Jane Eyre jest bezplatna.
no to leje jak z cebra … ale deszcz jest ciepły … 🙂
całkiem niedawno „wyrobiliśmy” 400 000 komentarzy … 🙂
ja jak Alicja lubię zapach książki … mieszkanie mam duże … 😉
Tak Kocie, tego dygotu na dłuższą metę bym nie wytrzymał.
Jolinku, teraz baba-ryba.
Domaga się wokrug ryby. Dziś będą zawijane fileciki z płastugi, nadziewane ziólkami z parapetu i okruchami bezlaktozowej fety, albo tak jakoś. Swietnie i szybko się topi.
U niej to nie problem, już musi bardzo namiętnie jeść, aby jej coś przybyło.
pepegor uściskaj LP ode mnie … dziewczyny z Lęborka mają szczęście w życiu … 🙂
O? W Lęborku mieszka moja kuma klasowa i z tego co wiem, nie narzeka na życie, niedawno rozmawiałyśmy. Piękną córę ostatnio wydała za mąż, a i sama „na starość” wypiękniała – czyli Lębork jej służy 🙂
Kocie,
upartam jest jak osieł – wszyscy idą w prawo, ja skręcam w lewo, wszyscy w górę, to ja w dół. Może gdyby nikt nie chciał tego kindla, to ja bym właśnie jak najbardziej 🙄
No właśnie – książki mieć. Prawie nie mam takich, na których by mi nie zależało. W dodatku niedawno poprosiłam Maciusia Złotą Rączkę, żeby mi zapółkował moje „biuro” od podłogi do sufitu, no i mam teraz co zapełniać, zważywszy, że moje biuro to 4.5m na 5.5m, na jednej ścianie odpada połowa na sprzęt audio-internet i cholerną kobyłę, którą Jerzor był ostatnio zakupił, 32 calowy tv. Myślałam, że jak nasze stare pudło tv padnie, to już pożegnamy się z tym na zawsze, bo co chcemy obejrzeć (dziennik), to szast-prast, jest na internecie.
No to on sobie podłączył do tego ekranu internet i panisko ma dwa w jednym – z kanapki sterując. Cwaniaczek jeden 👿
Na śniadanie makrela wędzona.
Na obiad rozmrażam coś z lodówki (leczo), bo muszę sie pozbyć zapasów.
Szaro, buro, ponuro, mokro, 15C.
Proszę mi zamówić dobrą pogodę na czwartek we Wrocławiu!
Nie na ten czwartek – na przyszły czwartek ta pogoda 🙄
Tak wrednego czerwca to ja tu jeszcze nie widziałam.
Lubię czytać książki w tradycyjnej formie i na szczęście, jak u Alicji i Jolinka, jest jeszcze na nie trochę miejsca 🙂
Kot M. (10:55) wspominając o przyjaciółce przyjął wreszcie postać własnej Pani. Oby tak częściej 🙂
Ja też jestem książkową tradycjonalistką, ale z ciekawością przeczytałam o zaletach kindla. To chyba rzeczywiście jest wygodne, tyle że ja musiałabym najpierw zostać dokładnie przeszkolona w obsłudze.
Małgosiu, Antonino,
napiszcie mi tymczasem, ile takie urządzenie mniej więcej kosztuje w Polsce – tak dla orientacji.
Byłam dziś w bibliotece oddać książki, bez zamiaru wypożyczania nowych, ale na stoliku leżały m.in. ” Tutaj ” Szymborskiej i ” Kochanie, zabiłam nasze koty” Masłowskiej. Nie oparłam się im, choć nie jestem pewna, czy Masłowska mi się spodoba.
Nie zamierzałam brać nic nowego, bo zabieram się za polecaną przez Kota Mordechaja Camillę Lackberg/ kreseczki nad a/.Przywiozłam ją od syna, który ma chyba wszystko tej autorki. Ta pierwsza część wedłg niego nie jest najlepsza, ale zacznę jednak od niej.
Krystyno, rozpiętość cenowa tabletów jest duża, od 500 zł za 10 calowy z Biedronki po ponad 2000 zł za markowy sprzęt. Jeśli ma to służyć jako czytnik książek nie musi to być „wypasiony” sprzęt, ważne by miał przyzwoity ekran i sporą pamięć. Poniżej link z rankingiem:
http://www.tabletmaniak.pl/93182/ranking-tabletow-2013-5/
Kindle jest najpopularniejszym czytnikiem e-booków, „sprzężony” z Amazonem, gdzie można kupić mnóstwo książek, jeżeli chce się czytać po angielsku. Tablety równie dobrze mogą służyć za czytniki, a mają również inne funkcje. Nasze księgarnie internetowe oferują coraz więcej książek w wersjach elektronicznych.
Mniej więcej „to”
Wrocław – 20.06 – 24 stopnie.
MałgosiaW,
mój problem jest taki, że jak mieszkałam w Polsce, to mnie interesowała literatura wszystka-wszystka, a teraz interesuje mnie przede wszystkim polska literatura, współczesna. W dużym stopniu uzupełnia mi obraz tego, co się tam „w domu” dzieje. Coś w tym stylu.
Bardzo cenię Stefana Chwina, Pawła Huelle, Olgę Tokarczuk, Wiesława Myśliwskiego, Hannę Kowalewską, Eustachego Rylskiego. To jest elegancka, piękna proza (moim zdaniem).
Krystyno,
proza Masłowskiej (też mam) dla mnie jest nie do przygarnięcia, chociaż się zmusiłam. Nie to pokolenie, nie ten język, wszystko nie to. Kwestia gustu.
Kocie,
U nas jest mała wieś i biblioteka nie kupuje książek polskich – tylko te, które ewentualnie ktoś tam odda. Jest to naprawdę mały dział, kilka półek. I ja mam lepsze wydania klasyków 😎
Mogą zamienić te stare, rozpadające się, na moje 🙂
Ale jak zaznaczyłam – jeszcze mi się nie spieszy „na te niebiańskie polany”, cytując klasyka.
Stare książki i w ogóle jakis nadmiar rozdaje się w naszej publicznej bibliotece darmo – jest półka, gdzie wystawia się te książki i kto chce, bierze.
Placku,
gwarantujesz te 20C i słoneczko?
Dobry wieczór.
Po ponad dobowej przerwie siadam do stołu. Dziecko wybrało się na przyjęcie urodzinowe i inne balety. a ja zyskałam dostęp do maszyny. Jutro i w poniedziałek już tak dobrze nie będzie. Trudno, poczekam.
Ciepło, parno, burzowo. Na obiad były kurze wątróbki pod cebulową kołderką, na deser serniczki z truskawkami. Sernicki i babeczki czekoladowe powstały w ten sposób, że piekłam sernik na czekoladowo – kawowym spodzie – z normalnej „przepisowej” proporcji; tym czasem moja tortownica prostokatna, jakkolwiek 7 cm głębokości, jest o 1/3 mniejsza od blachy. Zamiast przeliczać składniki na mniejszą formę, nadmiar ciasta piekę w foremkach do babeczek. Tym sposobem mam 12 nadliczbowych ciastek – 6 z czekoladowgo spodu i 6 z masy serowej. Fajna sprawa
Alicjo – 24, ale darmowym użytkownikom gwarancji nie udzielam 🙂
Tu i Tam
No widzisz Placku,
a ja pogodę to za darmo, bo żebyś nie wiem jakiej gwarancji udzielał…pogoda to pogoda, dla bogaczy, wiadomo 😉
http://www.youtube.com/watch?v=UrD5EgZhRsk
Nie wiem, co się dzieje, ale moje komentarze giną, a skopiowane są odrzucane jako powtarzające się.
Alicjo – przyjeżdżasz teraz? W czerwcu?
Małgosiu, dziekuję za informacje.
Alicjo, całkiem niedawno odkryłam kanadyjską pisarkę Alice Munro, a przecież pisze ona od bardzo dawna. Na razie przeczytałam ” Zbyt wiele szczęścia”. Bardzo mi jej pisarstwo odpowiada.
Nie wiem, co może być niedozwolonego w komentarzu o bratkach i aksamitkach oraz ogórkach małosolnych. Chyba tylko jego banalność. Znów go pochłonęła otchłań i znów rzekomo się nie powtarzam. Muszę więc dać sobie na razie spokój z pisaniem, bo tracę nerwy.
Zrobiłam dziś kilka pożytecznych rzeczy. Po pierwsze wyrzuciłam ze skrzynek brzydkie już bratki, a na ich miejsce posadziłam aksamitki, bardziej od-p-o-r-n-e na wysokie temperatury na zacisznych parapetach.
Po drugie nastawiłam ogórki na małosolne. I postanowiłam ostatecznie, że robię ogórki tylko na bieżące potrzeby, a rezygnuję z zapasów zimowych. Do tego trzeba mieć chłodną piwnicę, a ja jej nie mam. Szkoda pracy i produktów. Właśnie wyrzuciłam ostatnie słoiki. Wolę kupować je na hali targowej, bo są tam dość dobre, choć nie takie jak te udane domowe. Mnie się jednak nie udają mimo starań.
Przy tej okazji zawsze zastanawiam się, czy przestrzegana przez moją Mamę zasada, że ogórki należy ukłądać ciemniejszym końcem na dół miała jakieś praktyczne uzasadnienie, czy też to był tylko taki ogórkowy przesąd. Mamie przeważnie kiszone udawały się i wtedy były doskonałę, ale czasami były i niepowodzenia z niewiadomych przyczyn. W każdym razie dla mnie ogórki kiszone to stresujące przetwory.
Ależ gapa ze mnie. Chodziło o po -r-n-o-g-r-a-f-i-ę.
Krystyno – ja też robię ogórki tylko na bieżąco i czasem nawet te są nieudane. Ostatnio kisiłam ogórki i to już zupełna tajemnica – dostały wszystko, co im się należało, były twarde, a niezbyt smaczne i dzisiaj resztę z tego słoja wyrzuciłam – miały brzydki zapach. Jedyny Pan Bóg wie, co tam było nie tak. Starej Żaby ogórki… no, mniodzik
Od paru dni jesteśmy Waszyngtonie. Wczoraj „Nabuco”, dzisiaj koncert świetnego kwartetu z Paulem Carr’em (sax tenor)
A propos „Nabuco”. Wywiązała się dyskusja, czy „Chór galerników” można nazywać „Pieśnią Żydowskich Niewolników”? Tak było w programie (po ang.)
Amerykańska stolica bardzo czarna. Niektórzy twierdzą, że wieczorami lepiej nie spacerować, ale to chyba rasiści.
Książki elektronicznie? Oczywiście tak! Mam ponad 1200 tytułów na twardym dysku. Od Cezara poprzez Chmielewską, Kinga do Kołakowskiego. Na dysku zewnętrznym – 398GB audio booków (jak to napisać po polsku?)
Cichalu – dotąd nie wymyślono; na potrzeby szkolnictwa pisze się o e-podręcznikach. Ciut głupawo, prawda?
Pyro (21:46)
za chwilę, bilet już „w kieszeni”, okazji kilka się zebrało, dla mnie zwłaszcza we Wrocławiu 21-go 😎
dla Jerzora zjazd klasowy ogólniakowy następnego dnia, który tenże zjazd z niemałym trudem z jego klasową koleżanką Henią pomogłam urządzić.
Panowie z ogólniaka to rodzynki w cieście i nic im się nie chce (dobrze, że byłam w babskiej klasie, wszystko było jasne względem zjazdów klasowych). Ja akurat z tamtejszym ogólniakiem nic nie miałam do czynienia (młodszam i inny ogólniak, inne miasto), ale znałam ludzi i żeśmy z Henią pospiskowały trochę, ja podzwoniłam tu i tam, a Jerzor nawet się nie spodziewa, kogo spotka.
Chłe chłe chłe… 🙂
A myślałem, że wiem swoje – ale nie wiedziałem dotychczas co to gender, a zwłaszcza, co to genderyzm.
Kiedy jednak, jeszcze nie tak dawno, pani profesor i poseł, Krystyna Pawłowicz grzmiała na wszystkich kanałach jak, nie przymierzając, ksiądz proboszcz na odpuście przeciwko w.w., objecałem sobie zobaczyać gdzie należy, aby wiedzieć, aby być „na bierząco”.
Wyznać muszę, że wysłuchuję dociekliwie głosy dochodzące z tamtąd, gdzie ostatnio wyłoniła się też i pani profesor i poseł, (ostatnia ona? – wydawało się, że posłankę Kempę nie można już przebić), bo zawsze mogę liczyć z tamtej strony na głosy, które co prawda, najpierw mnie oburzają, jednak potem, gdy tzw „samobój” jest już oczywisty, a Schadenfreude robi swoje i zaraz potem następuje upragnione ukojenie. Uważałem to dotychczas za dość niewinny nawyk, który sobie tez uprawia, jak przypuszczam, sporo moich bliźnich, jednak w wypadku pani profesor i poseł moje zainteresowanie zaczyna nabierać niepokojące formy i nie wiem, czy to jeszcze jest zdrowe. Klikam już na wszystkie sznurki z jej nazwiskiem i podobizną i oglądam, i nie mogesie nasycic tym, jak odwołuje się do zdrowego oglądu na sprawę zdrowej, w jej mniemaniu, części narodu i przytacza to, co tej części nie może to się podobać (o Panu Bogu nie wspomnę) i przytacza niechybne plagi, jakie to wszystko pociągnie jeszcze za sobą.
Cóż, macha tu babcia Gomułka? i jeszcze starsi. Ale do rzeczy.
Nie sprawdziłem rzecz jasna genderyzmu i nie pogooglałem ze względu na wrodzone lenistwo, aż tu nagle taki kwiatek:
Senat Uniwersytetu w Lipsku, a więc najwyższe gremium uchwalił w tym tygodniu, że obowiązującym tytułem ciała pedagogicznego na uczelni nie będzie już Professor, lecz wyłącznie Professorin! Do tego Dekaninen, Studentinen, tzn wszystko w żeńskich końcówkach. Po równo ,dla wszystkich! Na powstałą wrzawę Frau Rektorin, Beate Schmücking oznajmiła: „Zdumiewające jest, że taki akt w kraju, w którym kobiety i mężczyźni są równouprawnieni, może wywołać takie echo publiczne” i podkreśla, że najwyraźniej istnieją tym względem jeszcze poważne deficyty. Łagodzi, że wyłącznie żeńskie formy będą się ograniczały jedynie do statutu uczelni.
Będzie wreszcie spokój, kiedy nie tylko zniknie mantryczne „Professorinenundprofessoren”, ale i obligatoryjne „Politikerinenundpolitiker” , a odczyty będą nieco łatwiejsze.
Pepegor,
pora umierać? Jeśli chodzi o mnie, lata mi to, zwisa oraz powiewa.
Gender – nagle w polskim języku nowe słowo, jakby nie było słowa „płeć” 😯
p.s.I nie mi nikt nie tłumaczy, co to „gender”. Tylko pytam – jak coś jest proste, to po cholerę komplikować? Stworzyć nowe kierunki na studiach czy co?
Są my dwie płcie – kobieta, mężczyżna. Nie ma pośredniej płci.
Uwarunkowania seksualne to inna para kaloszy i tyle. Dla mnie to jest dzielenie włosa na sześcioro 🙄
Alicjo, tyle też wiedziałem, że zacytuję wieszcza:
płeć jak telewizor – telewizor jak płeć
nie trzeba korzystac, ale trzeba mieć!
Co jednak te opłotki dziś jeszcze znaczą – nie wiedziałem. Myślałem, że to się jakoś przemieliło po tym, jak to przerabiałem, ze jakieś niewiele mniej, niż 40 lat temu.
Kiedyś też tu o takich rzeczach nadawałem.
no, kończę,
dobranoc.
Jakie opłotki… płotki! Ryby takie 🙄
To po pierwsze primo.
A te drugie primo, to jak się Antek do Jagny zakradał. Opłotkami, se wyobraź, i tam go stary Boryna, ówczesny ślubny Jagny przyuważył i się zasadził, a potem się działo, oj działo 😯
Wniosek – nie wydawać młodych dziewuch za starych bogatych, ani tym bardziej starych biednych za młode bogate dziouchy 😯
W literaturze jednakowoż wszystko jest możliwe.
😉
http://www.youtube.com/watch?v=rzY84TEjErg
Oj, nie pospała dzisiaj Pyra. Dostał pies wątróbki na obiad (a bardzo lubi) i wyrzucał mnie z pościeli o pół do trzeciej, w godzinę później i teraz rano o 5.20. Efektem tych biegań było znaczące wzbogacenie atmosfery o następne porcje gazów cieplarnianych. Jak już wstałam skoro świt, to zrobiłam sobie kawę i zajrzałam na blog.
Pepe – taki duży i taki zapominalski; zapomniałeś o ciotkach rewolucji?
Witam, Pyro może to?
http://www.kinomaniak.tv/film/Safe-Haven/56698
Dzisiaj świętują Małgośki. Zdrowie naszej zbuntowanej Zgagi, a nie wiem czy i MałgosiW (ona mi się stale gdzieś zapodziewa) wszystkich Małgoś rodzinnych, podczytujących i zaprzyjaźnionych – wypijemy wieczorem. Teraz uściski, kwiaty i piosenki
…i Emi obchodzi dzisiaj imieniny według blogowego kalendarza. Mnie Radyjko nie zbudziło, ale chyba jakaś mysz chrapie czy cuś, idę dospać.
dzień dobry …
Małgośki jutro świętują … a MałgosiaW w lutym ….
pogoda nadal bardzo łaskawa … a my mamy mały mini zjazd blogowy …. 🙂
ja robię trochę ogórków na zimę … kiszę w Dużym słoju .. jak już wybulgoczą po ok. 3 dniach wkładam do słoików i wstawiam do lodówki … po jakimś czasie wystawiam je na półki w kuchni pod oknem i służą mi aż do wyczerpania ….
Dzień dobry,
Jolinku, życzę miłego spotkania, pozdrawiam Was wszystkie 🙂
Co dodajesz do ogórków w dużym słoju?
Dzień dobry 🙂
Pozdrowienia dla Uczestniczek mini zjazdu, duchem będę z Wami, a na razie baluję na mini zjazdach rodzinnych ciesząc się z odwiedzin maleńkiej, drepczącej już samodzielnie, wnuczki. Miłego dnia wszystkim 🙂
Barbaro, do następnego spotkania 🙂 Wyobrażam sobie jak jesteś szczęśliwie zajęta.
Barbaro myślami będziemy razem … ciesz się rodzinką … 🙂
Alino tradycyjnie … czosnek, koper – suchy kwiat, chrzan .. przykrywam liśćmi wiśni i chrzanu .. zalewam gorącą słoną wodą … zawsze wychodzą .. raz tylko były śmierdzące bo ogórki były jakieś schorowane i ktoś je posypał chemikaliami … teraz jak kupuje ogórki to wącham …
Cichalu – Jak na smakosza przystało jesteś na bardzo eklektycznej diecie 🙂
A propos chóru z Nabucco – jak wiesz autor libretta opisał tę grupę ludzi jako skutych łańcuchami i zmuszonych do ciężkich robót Hebrajczyków i umiejscowił ich nad brzegiem Eufratu. Ni mniej ni więcej, a zatem wybrał tych najbardziej zniewolonych, a to czy byli w dodatku galernikami pozostawił naszej wyobraźni.
Jestem pewien, że nad oprawą muzyczną czuwali Lewici 🙂
Jeśli zechcesz, przeczytaj psalm 137, a usłyszysz śpiew ich serc jeszcze lepiej.
Spacery po Waszyngtonie są statystycznie trzy razy bardziej niebezpieczne od przechadzek po Nowym Jorku, czarnoskórzy mieszkańcy stanowią połowę ludności, a zatem uniknąłeś napadu biało-czarnego.
Audiobook – książka mówiona, a dla fejsbukowców audiobuk 🙂
Metropolitan Opera, NYC
Cantabile, tutti sotto voce…
Leć, myśli, na złotych skrzydłach;
Leć, odpoczywając na górach i pagórkach,
tam, gdzie powietrze napełnione delikatnością i ciepłem,
słodkim aromatem ojczystej ziemi!
Powitaj brzegi Jordanu,
zburzone wieże Syjonu.
O wspaniała utracona ojczyzno!
Drogie, fatalne wspomnienia!
Złota harfo dawnych proroków,
czemu milczysz wisząc na wierzbie?
Obudź pamięć w sercu,
opowiedz o minionych czasach!
Niech zabrzmi twój jęk,
tak gorzki, jak los Jerozolimy,
niech Bóg obudzi w tobie melodię,
która da nam siły cierpieć!
Va Pensiero – Waszyngton
Zara zara….dzisiaj jest 9 czerwca, a według kalendarza Małgośki obchodzą imieniny 10 czerwca. Czyli jutro.
Placku,
czyżbyś był fejsbukowcem? Podobno kogo tam nie ma, tego w ogóle nie ma. Czyli ja nie istnieję 🙄
Alicjo – Czytałem wpis Jolinka i dzięki temu nie rzuciłem się na Małgorzaty z genderowymi goździkami 🙂
Może lubię książki i udzielanie pomocy na wskroś leniwym, ale wiem, że nikt by w to nie uwierzył. Nie, nie jestem i nie będę, a Ty istniejesz, ale jako Bardzo Ważna Osoba czyli VIP używasz Alicjobuka 🙂
Przy stanie 40:40 Ferrer wygrał kapitalną wymianę, a przy breakpoincie nie dał się zabiegać i cierpliwie czekał…. 🙂
Niedzielnych przyjemności wszystkim życzę, nie dajcie się zabiegać!
🙂
Witam, Nadal wygra!!!
Placku! Dziękuję za dodatkowe „c”! Dziękuję też za waszyngtońską wersję. Świetny pomysł. Przeczuwa się „katorgę niewolników sztuki”.
Muzyczny eklektyzm wynika z czasu wychowania. W domu muzyka klasyczna i opera a na zewnątrzu (copyright Alicja) jazz, tymbardziej, że wówczas niedozwolony. Rocka i hip hopu jeszcze na szczęście nie było.
No właśnie. Gdybym nie była na wskroś leniwa, to może bym i buka…
Zabiegać to może nie, ale przejść się warto w taki piękny dzionek. Jedni rowerują, inni ganiają za piłką, to ja się przejdę 🙂
Yurku, jeszcze Ferrer może zrobić niespodziewankę!
Postanowiłam nigdy nie narzekać, że bilety do opery są drogie. I tak raczej nie narzekałam, ale po obejrzeniu przygotowań do ” Nabucco” nie będę narzekać absolutnie.
” Nabucco” ostatnio widziałam w Operze Lwowskiej dwa lata temu w bardzo starej inscenizacji i w przeciętnym wykonaniu. Ale chór niewolników zawsze zachwyca.
Dziś o rześkim poranku odbyłam coniedzielny marsz przez pola do lasu. To znaczy polną drogą, bo pól nie depczę. Stare powiedzenie, że rolnik śpi, a w polu samo mu rośnie oczywiście nadal jest aktualne. I prawdziwe 🙂 Ale żeby nie było tak miło i sielsko wybraliśmy się potem do Sopotu, ostatni raz przed latem. W czasie wakcji Sopot jest nie do wytrzymania. Ale i teraz zdecydowanie lepiej wybrać się tam w ciągu tygodnia, tyle że nie mamy na to czasu. W sumie trochę żałowałam swojego pomysłu, bo w centrum było mnóstwo ludzi, ale na szczęście jest tam tyle różnych przybytków gastronomicznych, że bez problemu każdy może znaleźć sobie miejsce na wypicie kawy. Najprzyjemniej było jednak, jak zawsze, w parku położonym wzdłuż plaży.
Zdaje się, że była niezła zadyma na Roland Garros…
Tymczasem się przemaszerowałam. Od wody ciągnie chłodek, wszak do dzisiaj było zimno. Jachty pętają się po jeziorze, wyczekując dobrego wiatru, ale wiatr nie chce kooperować, byle jaki taki jest, żagle smętnie łopoczą .
Dzisiaj zrazy zawijane na „kaszy jęczmiennej średniej” podane. Wolałabym z gryczaną, ale niespodziewanie „wyszła”.
Żeby mieć cel szybkiego spaceru, poszłam Za Róg w celu zakupienia odpowiedniej wołowiny na zrazy. Przy okazji wypatrzyłam takie cuś:
http://www.canadianfavourites.com/Strubs_Banderilla_Skewers_710ml_1200g_p/strubs025.htm
I to mi się nadaje na zawijane w zrazach. Korniszon, papryka, oliwka, ostra jalapeno papryka, perłowa cebulka. Gotowe, tylko zawijać!
Dodałabym ździebko posiekanego czosnku, zapałkę marchewki i koniecznie posmarować zarazy ostrą dijon, bo dla mnie bez tego to nie zrazy.
No to idę stłuc te zarazy, zawijać będę za jakąś godzinę.
Do picia – Santa Rosa from Mendoza, malbec.
Zawroce kijem i napisze tak:
Brzechwa to jeden z literackich bohaterow mojego dziecinstwa, wiec jego biografie, tym razem „nie dla dzieci”, przeczytalabym z wielka checia 🙂 Niezaleznie od jego krytykow jestem za tym, by dzieciom nadal przekazywac jego utwory.
Anioł
Za życia byłem aniołem;
Anioł orze – kto inny zbiera.
Aureole miałem nad czołem
Z puli premiera.
Mimo anielskiej dobroci
Nieraz swierzbiły mnie kości,
Bo aureola sie złoci –
Każdy zazdrości.
A zresztą ludzie dokoła
Okropnie są podejrzliwi,
Gdy który spotka anioła,
Tylko sie dziwi.
Koledzy śmiali się ze mnie,
Ze skrzydła sobie przypiąłem;
Nikt nie wie, jak nieprzyjemnie
Być dzis aniołem.
Aż wreszcie pewnej jesieni
Duch wątłe opuścił ciało.
Lekarze byli zdziwieni
Tym, co sie stało.
A ja? Znalazłem się w ziemi,
By sie przekwalifikować.
Nie będzie – myślałem – źle mi,
Losie mój, prowadź!
Drogą przenikań i osmoz,
Nie znanych dotąd nauce,
Dostałem się w antykosmos
I już nie wrócę.
Tu wreszcie znajdę odmianę,
Tu bedę duchem-golasem,
Kim innym teraz się stanę,
Tak!… A tymczasem…
Powitał mnie siwy jegomość
I rzekł: „Z marksizmu to wziąłem:
Niebyt określa świadomość.
Będziesz aniołem!”
Zakończyłyśmy kolejny mini zjazd warszawski.Obrady odbyły się tym razem przy gościnnym stole Magdy,na którym znalazły się:
-paszteciki z ciasta francuskiego z różnymi nadzieniami w wykonaniu Gospodyni
-drobne przegryzki z bałkańskiej podróży Jolinka(figi,oliwki,sery…itp)
-trzy rodzaje wiosennych sałatek Gospodyni
-chłodnik mego autorstwa
-zapiekanka szparagowo-brokułowo-ziemniaczana Magdy
-ciasta owocowe-jedno upieczone przez Małgosię,a drugie przez Magdę
-kawa z kardamonem i herbata z szałwii rodem z Jordanii oraz herbata z Peru
Pogaduchy, jak zwykle,niezwykle sympatyczne,kolejne zjazdy zaplanowane 🙂
Z powodu intensywnej burzy,która dzisiaj nawiedziła Warszawę niektóre ulice zostały zalane i zamknięte dla ruchu i z tego też powodu na zjazd dotarłam spóźniona o ponad godzinę.Ugrzęzłam w koszmarnym korku na Trasie Toruńskiej,bo m.in właśnie cześć tej trasy została zamknięta dla ruchu.Podróż,która z nad nadbużańskich włości powinna zająć mi ok.1 godziny potrwała ponad dwa razy dłużej.
Najważniejsze jednak,że dotarłam na miejsce,a Dziewczyny wybaczyły spóźnienie 🙂
Właśnie zerknęłam do prasy…no, nieładnie to wygląda. Na Węgrzech także.
Lubimy Brzechwę 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=8vLLT6YIoFw
Potwierdzam, że jedzenie było pyszne, gospodyni urocza, a zwierzaki: pies i piękna kocica gościnne 🙂
„Akademia Pana Kleksa” (cała trójca) z ilustracjami Jana Marcina Szancera – bije wszystko, co było przed i potem!
dzień dobry …
do Magdy warto pojechać nie tylko by spotkać przyjaciół, zjeść pyszności ale też duszę nakarmić klimatycznym domem i obrazami autorstwa gospodyni …. 🙂 … Magda jest wyjątkowa … i sama robi też ciasto francuskie …. Małgosi ciasto (opisywane tutaj niedawno) pyszne i przypominało mi smak z dzieciństwa – ciasteczka piaskowe kupowane w Lęborku u słynnego Wenty …
Zgago zdrówka i samych przyjemności dla Ciebie … 🙂