Wół rozebrany na czynniki pierwsze
Ze zdumieniem dowiedziałem się, że w ostatnich kilkunastu latach wołowina przestała królować na polskich stołach. Przed laty jedliśmy jej 17 proc. a dziś spożycie tego mięsa spadło do… 2 proc. Na pierwszym miejscu jest wieprzowina a zaraz po niej drób. Gdzieś tam daleko inne mięsa (wołowina, baranina, dziczyzna, konina).
Nie szukając winnych tego stanu rzeczy (bo niewątpliwie trzeba by się także uderzyć w dziennikarskie piersi – media z rozkoszą straszyły konsumentów różnymi zarazami) warto chyba zachęcić rodaków do krwistych befsztyków, dobrych kotletów, pysznych gulaszów i innych przysmaków.
Robi to z dużym wdziękiem i fachowością młody kucharz, dziennikarz zarazem Grześ Łapanowski. Stanął on na czele ekipy promującej wołowinę z doskonałych polskich hodowli oznakowanych trzema literkami QMP (Quality Meat Program) co oznacza wołowinę z certyfikatem. Program ten opracowało Polskie Zrzeszenie Producentów Bydła Miesnego pod nadzorem Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Producenci uczestniczący w programie prowadzą swoje hodowle pod stałą kontrolą – od momentu inseminacji, przez cały czas wzrostu zwierzęcia aż do momentu uboju i rozbioru.
Mięso oznaczone trzema literkami świadczącymi o najwyższej jakości jest sprzedawane na razie w niewielu sklepach w kilku województwach. Program bowiem dopiero wchodzi w życie. A sklepy te można znaleźć pod adresem www.kochamwolowine.pl
1. Karkówka doskonała na gulasz, do długiego gotowania, duszenia
2. Rozbratel doskonały na pieczeń, rumsztyk, bryzol, do duszenia, powolnego gotowania, bardzo dobry na stek siekany
3. Antrykot doskonały na steki i na pieczeń, do smażenia, grillowania, na słynny Rib Eye Steak
4. Łopatka doskonała do pieczenia, duszenia, długiego gotowania, na gulasz, pieczeń, zrazy
5. Mostek doskonały do duszenia, powolnego gotowania, na gulasz, potrawy jednogarnkowe. rosół, sztukę mięsa, po zmieleniu świetny do smażenia na hamburgery
6. Szponder (żeberka) doskonały do duszenia, gotowania, na wywar, rosół, zupy, gulasz, dania jednogarnkowe
7. Goleń doskonała do powolnego gotowania, duszenia, na gulasz, ossobuco, świetna na rosół i sztukę mięsa
8. Rostbef doskonały do pieczenia w całości, smażenia, z rostbefu wycina się stek o nazwie New York Steak lub Striploin Steak, a razem z kością i polędwicą T-Bone, Porterhouse
9. Polędwica doskonała do smażenia, pieczenia w całości, na steki, befsztyki, zrazy, fondue – generalnie każde zastosowanie
10. Zrazowa górna doskonała do duszenia i pieczenia w całości, na pieczeń, zrazy, fondue, befsztyk tatarski, rumsztyk, bryzol
11. Zrazowa dolna doskonała do duszenia w całości, powolnego gotowania, na rolady, pieczeń
12. Skrzydło doskonałe do pieczenia, smażenia (rumsztyk, bryzol). duszenia, na befsztyk tatarski, do szybkiego smażenia
13. Ligawa doskonała na pieczenie (sztufada), do duszenia, na małe rolady, carpaccio
14. Łata doskonała na wywar, sztukę mięsa, po zmieleniu idealna na hamburgery
15. Krzyżowa doskonała na steki, do krótkiego smażenia, pieczenia, duszenia, na rolady, fondue, bryzol, rumsztyk
Próbowałem kilku potraw przyrządzonych przez Grzesia Łapanowskiego i chwilę bawiłem się w gotowanie. To mięso znacznie łatwiej poddaje się nożowi kucharza a i na patelni lub w piekarniku też jest wdzięcznym produktem. Polacy twierdzą, że przygotowanie dania z wołowiny jest pracochłonne, długotrwałe i wymaga ponadprzeciętnych umiejętności kulinarnych. – Nie jest to prawdą – twierdzi Grzegorz Łapanowski – ponieważ każdy kawałek mięsa można szybko przyrządzić, wystarczy wybrać odpowiedni dla niego sposób obróbki. Kawałki tuszy wołowej powinniśmy dobierać indywidualnie do rodzaju potrawy, którą chcemy przygotować. Np. karkówka doskonale nadaje się na grill, ale też na gulasz, do długiego gotowania i duszenia. Z krzyżowej przygotujemy znakomity stek, roladę, fondue, bryzol lub rumsztyk. Niezależnie od pomysłu na danie, wybierając wołowinę ze znakiem QMP, otrzymujemy mięso charakteryzujące się powtarzalną, wysoką jakością. Dlatego nawet osoby niedoświadczone mogą pokusić się o przygotowanie gulaszu, żeberek lub zrazów. Dodatkowo na opakowaniu znajdą cenne wskazówki dotyczące sposobu obróbki termicznej tuszy, z której pochodzi wybrany kawałek mięsa. Jest to niezwykle przydatna i inspirująca kulinarnie informacja.
Wyciągnąłem od Grzegorza kilka jego nowych przepisów i podrzucam je wszystkim chętnym. Sam na razie zrobiłem tylko żeberka. Są wspaniałe.
Duszone żeberka z glazurowaną marchewką
1200 g żeberek, z dobrej wołowiny, 300 g ziemniaków, 5 średniej wielkości marchewek, 2 – 3 gałązki selera naciowego, 1/2 małego pora, 1 średnia cebula, 1 pomidor, 4 ząbki czosnku, 40 g masła, 50 g miodu, 150 ml czerwonego wina, 50 ml sosu sojowego, 50 ml słodkiego sosu chili, 3 łyżki oleju, tymianek, rozmaryn, estragon
1.Żeberka pokroić na porcje, doprawić solą, świeżo zmielonym pieprzem i obsmażyć na rozgrzanym oleju. 2.Dodać pokrojone warzywa: jedną marchewkę, seler naciowy, por, cebulę, pomidory, czosnek, zioła. Całość podlać? winem, przełożyć do szybkowaru i gotować do miękkości.
3.Miód zmieszać z sosem sojowym i słodkim sosem chili, polać żeberka i zapiekać w piekarniku przez około 15 minut.
4.Ziemniaki doprawić solą, świeżo zmielonym pieprzem, czosnkiem i tymiankiem. Zawinąć w folię aluminiową i piec przez 30 minut w temperaturze 180 stopni.
5.Pozostałą marchew obrać, pokroić na kawałki, dusić na maśle z odrobiną wody. Doprawić na koniec solą, dodać miód i świeży posiekany estragon.
Wołowina z czarnym ryżem
400 g zrazowej, krzyżowej lub skrzydła z dobrej wołowiny, 100 g czarnego ryżu, 1/2 papryki, 50 g cukinii, 2 – 3 gałązki selera naciowego, 2 ząbki czosnku,1 łyżeczka świeżego imbiru,świeże kiełki rzodkiewki, biały i czarny sezam, 2 łyżeczki słodkiego sosu chilli, 2 łyżeczki sosu sojowego, 2 łyżki oleju sezamowego, 2 łyżki oleju roślinnego, sól, świeżo zmielony pieprz
1.Mięso pokroić w cienkie paski i marynować w oleju sezamowym, imbirze, czosnku i sosie sojowym, doprawiając solą i pieprzem.
2.Paprykę i cukinię pokroić w paseczki, seler naciowy w kostkę. Każde warzywo smażyć osobno na mocno rozgrzanym oleju przez około 1 minutę i odkłożyć na talerz.
3.Następnie usmażyć na mocno rozgrzanym oleju paski wołowiny, dodać wcześniej podsmażone warzywa, kiełki, słodki sos chilli, sezam, sól, świeżo zmielony pieprz.
4.Ryż ugotować w osolonej wodzie według przepisu na opakowaniu.
Komentarze
http://wyborcza.biz/biznes/1,100969,10169912,_Puls_Biznesu___Polakow_nie_stac_na_wolowine.html
Na dobrą wołowinę stać ludzi bardzo bogatych. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego sklepu sprzedającego mięso. Króluje w nich niepodzielnie wieprzowina. W moim mieście sklepy praktycznie nie sprzedają mięsa wołowego. Czasem można spotkać szponder . Niestety jakość mięsa wołowego ma wiele do życzenia , zazwyczaj jest to żylaste mięso ze starych mlecznych krów.
Takiego mięsa w Ostrołęce nikt nie widział:
http://befsztyk.pl/mieso-wolowina-swieza-c-2_10.html
O, to dzisiaj temat dla mnie. Po pierwsze primo – jest to ulubione mięso Młodszej (ja bardziej lubię cielęcinę ale wołowina jest u mnie na drugim miejscu). W każdym miesiącu staram się gotować z wołowiną ze 3-4 obiady, a jedynym ograniczeniem jest tu cena. Nawet wołowina popularna tania nie jest, a tzw konsumpcyjna ma w ogóle cenę, jak za homara. Dla mojego gospodarstwa za drogo. Ja lubię i podroby wołowe i wołowinę gotowaną i w każdej innej postaci. Młodsza większości podrobów nie jada, nie jada mięsa gotowanego (chyba, że w farszach i pasztetach) pozostaje więc dla niej wołowina pieczona, duszona, tatar (za którym przepada). Ja lubię wołowinę gotowaną, byle nie rozgotowana, czyli pilnuję takiej specyficznej fazy gotowania, kiedy mięso nie jest już twarde, ale daleko mu do rozpadania się na włókna. Lubię taką wołowinę na gorąco z chrzanem i na zimno, do kanapek z musztardą ostrą i piklami. Natomiast ligawa jest ostatnim gatunkiem kupowanym przeze mnie. To mięsień ścignisty i wymaga albo długiej obróbki albo szybkowara; zawsze przestrzegam Młodszą, że to tylko pięknie wygląda. Zdziwiło mnie zalecenie p. Labanowskiego, żeby ligawę dać na carpaccio. Może z tych specjalnych krów ligawa jest miękka?
Dzień dobry Blogu!
Pogody cudnej ciąg dalszy, aż chce się coś robić.
Po sobotniej harówce czuję mięśnie w zupełnie nieoczekiwanych miejscach np. na żebrach 🙄
Wołowina przestała królować na polskich stołach?
A kiedy królowała?
Jeśli wół z 17 proc. udziałem w rynku jest królem, to świnia chyba cesarzem 🙂
Idę pikować pomidory, bo wyrosły jak murawa w ogrodzie.
I Pan i Marek ma rację, zejście wołowiny na podlejsze miejsce w hierarchii mięs wywołane jest tymi dwoma czynnikami, które występując równocześnie mają charakter zabójczy. Wołowina jest bardzo droga i ciężka w przyrządzaniu. Jeżeli młody człowiek ma coś sobie samemu przygotować (a pracuję z młodymi ludźmi, to wiem, co mówię), to kupi pierś kurczaka, i albo ją obłoży serem żółtym, obleje keczupem, i udusi, albo w panierce usmaży, a nie będzie się bawił w bitki. I jeszcze do tego fama, że kurczak jest zdrowszy ucina wszelką dyskusję.
Ligawa to jest część udźca i na carpaccio się nadaje całkiem dobrze, choć polędwica jest najlepsza. Robi się z niej też marynowane suszone mięso (Buendnerfleisch, bresaola) znakomicie nadające się do krojenia na cieniutkie plasterki.
Mam już 30 sadzonek pomidorów malinowych i 24 czerwone gruszeczki. Nadmiar siewek z ciężkim sercem kompostuję 🙁
Wobec 20 odmian… 🙄
Dziennikarz nie powinien uczestnicyc w kamoaniach prmocyjnych zadnego przemyslu.
Nie powinien. Moze sie zajmowac kampania na rzecz przestrzegania praw Kota na calym swoiecie, kampania na rzecz lepszego dostepu do edukacji czy innymi tego rodzaju kampanbiami spolecznymi. Ale nie na rzecz kupowania wolowiny, zwlszcza w dobie gdy naukowcy namawiaja na zmniejszenie spozycia czerwonego miesa, w tym w pierwszym rzdzie wolowiny. .
W chwilki gdy sie godzi byc glosem producentow wolowiny, traci prawo do nazywania sie dziennikarzem. Staje sie lobbysta.Mozna byc kucharzem-lobbysta, ale nie dziennikarzem-lobbysta.
Ile razy mozna takie proste rzeczy tlumaczyc? 👿
Wołowina polska była kiepskiej jakości i dlatego nie była tak droga. Ale fakt, że i tak królował szponder i w ogóle tańsze części dobre na zupę. Dobry polski rosół wymagał czegoś z drobiu i czegoś z wołowiny. Befsztyk wołowy, a częściej rumsztyk, spotykany za komuny w restauracjach, musiał być rozbity tłuczkiem na miazgę. Teraz mamy dobre polędwice, które wystarczy lekko poklepać, ale są właśnie bardzo drogie i trudno o ich upowszechnienie w kuchniach osób mniej zasobnych. Ale i tak 17% wydaje mi się wysokim wskaźnikiem. Może do wołowiny statystycznej zaliczano też cielęcinę, o którą trudno było w sklepach, za to można było ją zamawiać u pań roznoszących mięso po domach.
Chciałbym jeszcze coś dodać do wątku rzymskiego. Werbalista przypomniał figurę logiczną Tyberiusza, którą pokazuje łatwą drogę do świętości. Chyba w Watykanie nie znajduje ona zrozumienia, w naszej diecezji więcej.
Rzymianie wina wypijali mnóstwo, miało ono jednak moc bliższą naszemu piwu. Do tego było rozcieńczane, ale nie ze względu na moc tylko na smak taki sobie.
Tyberiusz rządził może nie najlepiej, ale przynajmniej z dobrego miejsca czyli z Caprii.
Uczty rzymskie też były przyjemne z innych względów, pozwalających zrozumieć, dlaczego dormit qui bibit. Nie siedziano na krzesłach zmuszających biesiadników do opadania czołem na stół w chwili zasypiania, tylko leżano na kozetkach podpierając się łokciem z jednego boku. Pozwalało to na zasypianie wygodne i bez specjalnego zwracania uwagi współbiesiadników. Do tego przy kozetkach stały poręczne rynienki pozwalające w razie takiej potrzeby pozbycia się nadmiaru pożywienia przy użyciu specjalnych piórek do łechtania gardła. Ten przyrząd był potrzebny, ponieważ nie czekano aż żołądek sam zacznie się pozbywać nadmiaru, tylko ten moment uprzedzano, aby zrobić miejsce na kolejne potrawy i trunki.
Nas na taką rozrzutność (w przenośni i dosłownie) nie stać, jak i nie stać na często spożywaną polędwicę wołową, szczególnie przyrządzoną według recepty Rossiniego, wymagającej mięsa najwyższej jakości.
Mięsko lubię jak leci, z każdego rodzaju można przyrządzić coś dobrego.
Natomiast pan Łapanowski doprowadza mnie do szału kaleczeniem polskiej mowy. Już łatwiej mi się słucha pana Jakubiaka (w sezonie), który mówi też dość okropnie (mówiom, robiom), ale jest sympatyczny i bezpretensjonalny. Łapanowski „czaruje głosem” niczym Eichlerówna, ale odrywa przyimki od przyrodzonych im imion czyli rzeczowników, po czym „wybija je na niepodległość”. Brzmi to tak: wołowina Z kością, wieprzowina W galarecie, i tak dalej. W rezultacie nie mogę go spokojnie słuchać, podświadomie czekając, kiedy z namaszczeniem wypowie kolejną pojedynczą literę. Piotrze, jeśli go znasz, powiedz mu jakoś łagodnie, żeby spróbował coś z tym zrobić. Przyimek musi być nierozerwalnie (w wymowie) złączony z kolejnym wyrazem, czy to rzeczownikiem, czy poprzedzającym go przymiotnikiem.
Dzień rozpoczęty narzekaniem – sam mniód.
Cudowna pogoda, tulipany aż warczą, tak wyłażą.
Dzien dobry,
Wolowina najlepszym mieskiem jest! Przynajmniej w mojej opinii :).
Befsztyk typu rib eye, marmurkowany tluszczykiem, salata, belgijskie frytki i zacny kielich czerwonego wina to cos co tygrysy lubia najbardziej :). Naukowcy niech sie z przeproszeniem gonia, bo ja i tak jem na co mam ochote (przyznam, niektore produkty w umiarkowanych ilosciach).
A w ogrodzie mam pierwsza, realna szanse na kwitnace piwonie. Pedy juz 10 centymetrowe. Oby tylko Odsas nie zorganizowal miedzypodworkowych mistrzostw w pilce noznej lub rugby ….
Dziennikarz to pojęcie tak szerokie, że zmieści się w nim wszystko – w tym lobbyści, agenci polityczni i td. Znałem redaktora dziennika, który twierdził, że dziennikarz tym się różni od przedstawicielki najstarszego zawodu świata, że ona sprzedaje ciało a dziennikarz poglądy. Za opłatą jest gotów reprezentować dowolne poglądy polityczne czy inne.
Teraz jest inaczej. Cenieni dziennikarze przekazujący informację powinni robić to bezstronnie i obiektywnie. Ale mamy też dziennikarzy, którzy mają określone poglądy i chcą je promować. Mogą te poglądy dotyczyć polityki, mogą chyba i mięsa. Problem tylko w tym, żeby było wiadomo, że dziennikarz jest stronnikiem określonej partii albo popiera grupę producentów dobrej wołowiny. Powinien jednak popierać ich, ponieważ wierzy, że są lepsi od innych. Jeżeli bierze za to od nich pieniądze, wracamy do problemu najstarszego zawodu. Dodatkowo mamy przepisy, które w takim przypadku nakazują jasno pokazać, że mamy do czynienia z reklamą lub „lokowaniem produktu”.
Co można na blogu kulinarnym? Na pewno można podać informację, że jest organizacja, która zajmuje się wołowiną najwyższej jakości. Jeżeli chciałbym przygotować tournedos Rossini, zapewne właśnie takiej wołowiny bym szukał.
A propos zdrowego zywienia, to porownanie rozbawilo mnie do lez:
http://www.buzzhunt.co.uk/2011/11/01/nigella-lawson-vs-gillian-mckeith/
Nigdy nie traktowałem poważnie ograniczeń dietetycznych, chyba, że byłem ciężko chory. Wegetarianizm rozumiem, gdy komuś mięso absolutnie nie smakuje.
Musze akurat wyskakiwac z domu, wiec nie moge sokojnie odpwoeidziec Stanislawowi. Zaznacze tylko, ze nie wszedzie dzennikarze sa zrownywani z najstarszym zawodem swiata. Ja jestem akurat tam, gdzie dziennikarzom patrzy sie na rece i sprawdza od jakiego przemyslu biora pieniadze.
Przekoinbal sie o tym bolesnie Jamie Oliver przed laty , kiedy wystapil w reklamie sieci spozywczych supermarletow Sainsbury’s. Podniosl sie taki chor oburzenia, ze wiecej tego bledu nie popelnil.
Nie, nie wsztdzie dziennikarze sa dziwkami na uslugach, Staszku.
Niech Kot, proszę Kota spuści nieco z tonu. I nie drapie Gospodarza naszego. Tak się bowiem utarło, że Gospodarz raczej nie występuje tu w roli dziennikarza, a popularyzatora, przy czym informacje typu gdzie, co i za ile zjeść, kto produkuje itp nie są informacją handlową, a tylko ogólno – użyteczną. My często robimy to samo w swoich komentarzach opisując co dobrego odkryliśmy w knajpach, na półkach sklepów i gdzie można zamówić sery Brzucha, a gdzie się w Połczynie kupuje najlepsze łososie wędzone świata. Publikujemy także liczne linki do stron sklepowych i restauracyjnych. Jesteśmy towarzystwem adoracji rynkowej.
Ja myślę, że kot drapał Grzegorza Łapanowskiego nie Gospodarza. Ja w żadnym przypadku nie uogólniam porównań. Mój przykład dotyczył czasów, gdy znakomita większość dziennikarzy pisała zupełnie co innego niż myślała. Niektórzy tak to sobie tłumaczyli: „taki zawód”. Ale i w tedy byli w Polsce inni dziennikarze, byli też tacy, którzy się miotali pomiędzy wymogami cenzury i własnymi poglądami. Teraz nie muszą, ale niektórzy są gotowi sprzedawać teksty pisane na zamówienie zupełnie obce ich rzeczywistym poglądom.
Czy dziennikarz powinien mieć coś wspólnego z dziwką, to inna sprawa. Choć obecnie zdania są podzielone również co do najstarszego zawodu. Coraz częściej można spotkać opinie, że handlowanie ciałem to praca jak każda i nie powinno się jej oceniać pod względem etycznym. Film „Sponsoring” jest pod tym względem dość „inspirujący”. Ja jestem człowiekiem starej daty i nie potrafię pozbyć się przesądu, że nie pieniądz jest w życiu najważniejszy. Ale to oczywiście kwestia do dyskusji. I handel ciałem i poglądami.
To jest blog kulinarny pisany głównie przez moje kubeczki smakowe. To nie jest blog publicystyczny (co napisała już wyżej Pyra) lecz zapis moich poszukiwań nowych smaków. Informowałem, informuję i będę informował o sklepach, restauracjach, winach, piwach, mięsach i innych produktach, w których byłem, bądź jadłem i piłem, potem smakołyki przetrawiłem i wiem gdzie można je kupić. Moje teksty dziennikarskie są w papierowym wydaniu Polityki. Za wszystkie produkcje (i blogowe, i papierowe) płaci mi wyłącznie redaktor naczelny.
Napisałem te zdania, by przypomnieć mój status i ukrócić insynuacje finansowe.. I proszę komentatorów o powściągliwość. Zwłaszcza tych przeczulonych na własnym punkcie i łatwo obrażających się za sprawą ogonków w nosówkach. Także wszelkie epitety, zwłaszcza przyrównujące piszącego do pań lekkiego prowadzenia się uważam za wysoce niestosowne.
Więcej na ten temat nie będę zabierał głosu, ale formuły blogu nie zmienię.
Na koniec wyrazy szacunku dla zacietrzewionych polemistów!
znowu ostro o tirowkach? wegetarianie nie sa jednorodna grupa spoleczna,
ktora zamknac mozna w obrebie jakiejs ideologii, czy teologii;
oczywiscie sa wyznania stricte wegetarianskie(n.p. jaina – inaczej dzinnizm, w indiach);
w niemczech, na przelomie XIX i XX w. powstalo wiele kooperatyw i komun wiejskich,
ktore mialy tendencjie wegeterianskie… o czym pozniej, bo musze do roboty
Kocie nie irytuj się.
To jakieś woły zagrodowe. Każdy kawałek jest doskonały 😎
W mojej okolicy tylko polędwica, rostbef i antrykot uchodzą za doskonałe, reszta jest dobra – na pieczeń, gulasz, sztukamięs, mielone…
Czyli potrawy wymagające długiej obróbki, a więc i planowania.
No, ale o żadnych stempelkach i znakach Q… nie ma mowy 🙁
Tutejsza wołowina ostatnio poprawia się jakościowo, bo ulepszane są rasy bydła w kierunku większej mięsności, ale chłopi i tak preferują dwa w jednym czyli i mięso, i mleko – średnie, za to wymagania paszowe niezbyt wyśrubowane.
Takie krowy przeżywają lato na łące, a zimę o sianie i kiszonce. Przynajmniej te górskie, które widuję na co dzień.
Ogólnie biorąc eksportuje się przednie części wołu, a importuje lepsze kawałki, głównie z Ameryki Południowej, a także z Irlandii.
Ta lepsza wołowina ma ceny zaporowe rzędu 50-70 Fr/kg
Szwajcarskie sklepy Coop propagują ostatnimi czasy „Baltic Grassland-Beef” z Estonii i Łotwy.
Cielęta np. rasy Charolais pozostają przy matkach od urodzenia, piją ich mleko, a potem pasą się z matkami i rodzeństwem na bałtyckich łąkach, szczęśliwe do wieku 15-18 miesięcy, a potem…
Ceny rzeczywiście zaporowe, Nemo. Ja też uważam, że polędwica, antrykot i rostbef to najlepsze kawałki ale i pierwsza krzyżowa i skrzydło to znakomite mięso – tylko mniej uniwersalne w kuchni, jak trzy pierwsze. Zresztą jak dla mnie, to niechby i ta polędwica kosztowała ale wolałabym żeby pręga (a cieżkie to jak nieszczęście) ozór czy łopatka z wołu nie kosztowały tyle, co pierścionek zaręczynowy.
Ja z kraju, gdzie naprawdę króluje wołowina – a właśnie nadchodzi sezon grillowania i stek wołowy to sprawa święta, bez tego nie ma wiosny, lata, wczesnej jesieni. Tylko trawka wzejdzie i zrobi się nieco cieplej, po okolicy roznosi się zapach grillowanego mięsa, kiełbasek, ryb i co tam jeszcze, ale steki wołowe przeważają.
W zimie też się zajada wołowinę, rzecz jasna, ale pora grillowa to jest to.
Jolly,
to zdjęcie Nigelli wydaje mi się trochę „podfotoszopowane”, nie sądzisz? Coś mi za bardzo wygląda na wczesną dwudziestolatkę 😉
Alicjo,
Z pania Lawson mialam przyjemnosc kilkukrotnie pracowac i jest ona kobieta niezwyklej urody. A fotoszop czasami nie szkodzi (byle nie przesadzic). Lata temu zdjecia tez byly retuszowane.
Piotrze, ja widzę jedno podobieństwo, jeśli chodzi o dziennikarzy i… no właśnie. W obu przypadkach to nie zawód – to charakter!
Poza tym uważam, że upatrywanie wszędzie lobbowania albo kryptoreklamy jest nieszczęściem dzisiejszego dziennikarstwa, bo o niczym nie można spokojnie mówić, a ustawiając plan na ulicy trzeba szukać krzaków albo gołej ściany, żeby, broń Boże, nie pokazać jakiegoś szyldu. To też zaburza informację.
W swoich książkach opisuję konkretne knajpy z konkretnymi daniami na tej samej zasadzie jak zabytki, operę czy filharmonię albo cuda przyrody, z nadzieją że czytelnik sam spróbuje. I próbują: rosołku w Nowym Warpnie, zupy rybnej w Columbusie, Traviaty, Balzaca.
Czyńmy życie smacznym i dzielmy się wiedzą o smakach – myślę, że takie jest przesłanie Piotrowego blogu.
Alicjo, Panie Rosołkowe Cię pozdrawiają!
Rozmawiałyśmy o leszczach, widziałam niedawno program Jakubiaka, w którym to programie mówiono, ze leszcz wiosną najlepszy. Panie przytaknęły, ale stwierdziły, że taka leszczowa wiosna już była, teraz one się trą i mają nieapetyczne mięsko. Zapobiegliwe restauratorki (mini-restauratorki) wiedząc o tym, zamroziły sobie tego leszcza kiedy był doskonały i gotują swoje arcydzieło, i pierożki kręcą, ach, ach.
Gilian też może ładnie wyglądać.
Nie każdemu dana jest uroda i jej zachowanie do późnego wieku. Geny mają tu dużo do powiedzenia, chirurdzy plastyczni dokładają swoje…
Z wiekiem jedni chudną na szczapy, inni mają dużo podściółki pod zmarszczkami, a poza tym nie wszystkim sprzyjają media i graficy w redakcjach 😉
Przepikowałam 210 pomidorów i skończyły mi się pojemniczki.
Chyba muszę więcej kompostować, bo jeszcze 10 odmian stoi w kolejce 🙄
Fotki Jolly rozśmieszyły mnie do łez.
Nie wiem, czy ogladacie w kuchennej TV program „Żołądek czy rozsądek” (Good chef, bad chef). Jako good chef występuje tam spięta w sobie, dietetyczna niewiasta, polująca na każdy kawałek masła albo szynki i usiłująca obrzydzić partnerowi co smakowitsze kąski. Sama gotuje zdrowe pyszności, ze świadomością każdego mikroelementu i każdej kalorii, jakie w nim się znajdują. Bad chefem jest przyjemny, beztroski (ale przecież nie kretyn) facet, który nie boi się ani tłustego steku, ani soczystej pieczeni. http://www.kuchniaplus.pl/program/program-tv/full/zoladek-czy-rozsadek-3_36884
Kiedy na nich patrzę, widzę na jej twarzy uśmiech lekko kurczowy, wypisz wymaluj jak u tej zdrowotnej damy u Jolly. „Bad chef” śmieje się śmiechem wypływającym prosto z (najedzonego) wnętrza…
Może zwolennikom zdrowych diet odbija się na obliczu misja dziejowa?
Wolę tych, co skupiają się na smakach, a nie na niebezpieczeństwach jedzenia.
Wędkarze mówią, że tarło leszcza wymaga temperatury wody rzędu 14-17 °C i zazwyczaj odbywa się pod koniec maja – początek czerwca.
Ale przy tym globalnym ociepleniu… 😉
Na dworze +23 w cieniu. Muszę dokończyć sadzenie ziemniaków i przynieść pojemniki na rozsadę, ziemia do niej też mi się kończy…
Do roboty!
Na pani Nigelli ingerencji chirurga nie widac, wiec to pewnie dobre geny. Nigella cieszy sie zyciem i jedzeniem (jak udaje, to jest aktorka kategorii oscarowej). A o paniach jak Gillian moj dziadek zwykl mawiac ‚meczybula’ :).
Zastanawiałem się, czy coś jeszcze pisać, czy lepiej się wyciszyć. Doszedłem do wniosku, że muszę próbować się wytłumaczyć. Nie przyszło mi do głowy w najśmielszych przewidywaniach, że mój wiadomy tekst Pan Piotr weźmie do siebie. Pisałem o czasach komuny i stwierdziłem, że teraz jest inaczej, choć nadal są dziennikarze, którzy handlują poglądami. Nigdy o coś podobnego Pana Piotra nie posądzałem i nie posądzam. Często odwiedzam ten blog i mam dla niego i dla Gospodarza mnóstwo sympatii. Kilka razy przeczytałem, com napisał i doszedłem do wniosku, że mogłem być zrozumiany niewłaściwie i w gruncie rzeczy to moja wina, bo powinienem lepiej czuwać nad słowami, żeby wyrażały moją myśl, a nie co innego. Ale nie jestem dziennikarzem, nie mam warsztatu. Jeżeli więc uraziłem, bardzo przepraszam.
Nie jestem obrażony Stanisławie. Proszę się nie martwić.
Jolly,
moje uwagi były natury ogólnej, a Nigella już kiedyś wyjaśniła swoje podejście do życia wobec tylu wczesnych śmierci w rodzinie.
Nieupozowana i bez makijażu wygląda jak wiele kobiet w jej wieku. Dzisiejsze 50-latki nie wyglądają jak ich matki 30-40 lat temu.
Pani Gilian wygląda na tych niekorzystnych zdjęciach na 70-80 lat, ale może będzie tak wyglądała przez następnych 50, kto wie 😉
Z tego wszystkiego trochę na bok poszła wołowina. Tylko Nemo rozwinęła temat wyczerpująco. Wyczerpująco dla portfela przede wszystkim. Ale dobra polędwica musi kosztować. Czy ktoś jeszcze pamięta befsztyki zwane wówczas „podeszwami”? Nie będę wspominał (to oczywiście jawnie kłamliwy zwrot retoryczny) krowy szwejkowskiej gotowanej dobę w kuchni polowej. Tamten surowiec i to, o czym mowa dzisiaj, to dwa różne światy.
Trochę statystyki z Kanady (rok 2012):
12.5 mln. krów i cieląt (Alberta – 40% udziału w hodowli)
12.2 mln. świń
830 000 owce
73 500 – dziczyzna (sarnina i łosie – większość hodowli w prowincjach wschodniej Kanady))
180 000 – bizony hodowane w farmach (ok.85-90% farm na zachodzie Kanady)
Wołowina i cielęcina na pierwszym miejscu, nieco w tyle wieprzowina.
Trzeba przyzna, że są to spore ilości.
O drobiu wspomnę tylko, że tutaj oprócz Kurczaków najpopularniejszy jest indyk, obowiazkowo na wszystkie święta, a już szczególnie na Święto Dziękczynienia.
Co do produkcji zwierza, zdecydowanie przoduje Alberta.
Wszystkiego nie jesteśmy w stanie zjeść – eksportujemy głównie do USA.
Nie mam najnowszysch statystyk, co jemy, ale dane z 2009 r. tyle mówią, nie myślę, żeby to się wiele zmieniło:
12.5 kg wołowiny rocznie na twarz
10 kg.wieprzowiny ”
10.5 kg kurczaków ”
2.3 kg indyków ”
Żarłoki, co 😯 Bo sporo ludzi mięsa nie je, bądź je mało.
Dla porównania ryb jemy 7.60 kg rocznie na twarz (dane z 2010r.) – i jest to spadek w stosunku do poprzednich lat – w ’99 r. jedliśmy 10 kg. na głowę, od tamtego czasu cały czas spadek. Ja robię, co mogę, u nas ryba często!
Nisiu,
serdeczne pozdrowienia dla Pań Rosołkowych, jak mnie tam zawieje, to na pewno wpadnę 🙂
A, i jeszcze dodam, że dane dotyczące tego, ile kilogramów zjadamy, dotyczą zwierza sprawionego, oczywiscie.
I jak już przy cenach, to wspomnę, że bywają zróżnicowane, zależy od sklepu. Za kotlety schabowe z kostką Jerzor wczoraj zapłacił 11.60$/kg.
Polędwica wieprzowa oscyluje wokół 16$/kg. rzadko kiedy jest obniżka.
O cenach woła nie wspominam, bo nie pamiętam, natomiast ryby są dosyć drogie, zależy od tego, co kupujemy. Może dlatego nie są aż tak popularne na stołach. Właściwie to by tłumaczyło ów spadek, bo z roku na rok ryby drożeją.
@stani, to komuna wszytkiemu winna?he,he…
to taki modny wspolny mianownik w polsce…
w niemczech sie mowilo dawniej:
„ich war es nicht, a. h. ist es gewesen…”
(„to nie ja, to zrobil a.h.”)
Nie na temat, ale wiosennie. Gdyńskie krokusy : http://gdynia.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1813979,gdynia-krokusy-u-zbiegu-ulic-wielkopolskiej-i-sopockiej-to,5026469,id,t,zid.html#galeria
W podpisie podano, że jest to niespodzianka, co nie jest prawdą, bowiem krokusy można podziwiać już od kilku lat.
Andrzej Garlicki zmarł… 🙁
Gospodarz stracił przyjaciela, proszę przyjąć wyrazy współczucia.
Mam Jego i naszego Gospodarza książkę „Za stołem”. I autograf…
Nie wiem, co mówią szwajcarscy wędkarze o leszczu, moje znajome restauratorki kupują leszcza od zalewowych (zawodowych) rybaków z Nowego Warpna.
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1541033,1,prof-garlickiego-wspomina-piotr-adamczewski.read?backTo=http://www.polityka.pl/historia/1541029,1,zmarl-andrzej-garlicki-1935-2013.read
Gospodarzu,
Przyjmij prosze wyrazy wspolczucia.
22 stopnie celsjusza, pije piwo z sokiem malinowym i patrze na jezioro;
marszczy sie i stroszy od ciepłego wiatru, a chmara jolek podskakuje na falach;
w trzcinach rwetes – to kurki wodne szykuja sobie pielesze.
Straszna szkoda, że zmarł prof. A.Garlicki.
Piotrze, wyrazy współczucia; miłośnicy historii najnowszej też tę śmierć odczują.
RIP prof.Garlicki
_______________
Zmarly prof.Garlicki mieszkal onegdaj w tym samym domu co Jacek Kuron, czyzby to bylo na Mickiewicza? Znajmoscia Pilsudskiego i jego pulkownikow mogl rywalizowac z Leszkiem Moczulskim. Wczesniejsze prace profesora byly nieco „ufryzowane”, co ma sie rozumiec w owczesnych warunkach PRLowskich.
Ozzy, nie gniewaj się, ale porównywanie klasy naukowej Garlickiego, do L.Moczulskiego jest dość karkołomne. Kupiłam kiedyś książkę Moczulskiego, kiedy był on niedostępny w pierwszym obiegu, ale nie zdążono wycofać nakładu z księgarń. Wtedy rarytas. A w domu zupełne rozczarowanie, bo to była rozbudowana pogadanka na poziomie, powiedzmy litościwie, klasy przedmaturalnej, a miała być „geografia wojenna”. Garlickiego mam do dzisiaj i do dzisiaj czytam.
Szkoda Profesora Garlickiego, człowieka o wielkim apetycie na wiedzę i przyjemności życia, znawcy historii i dobrego jedzenia.
Napracowałam się znowu, ale już nie tak ciężko jak w sobotę, bo mam większą wprawę 😉
Nornica zeżarła szereg cebulek kwitnących tulipanów 🙁 Nora ciągnie się w wielu kierunkach. Chyba kupimy pułapkę.
Co do leszcza, to rozumiem nieufność wobec szwajcarskich wędkarzy, co oni tam wiedzą 🙄
Ale wierzyć bardziej Goździkowej ze sklepu niż Wydawnictwu Rolniczemu i Leśnemu… 🙄
Pyro,
porownuje wiedza obu – czego sie nie da powiedziec o Moczulskim, procz jego megalomanii i (chyba) mitomanii, to olbrzymia wiedza historyczna np. jego „Wojna polska” (zdaje sie Wyd. Poznanskie). Garlickiego czytalem, ale z racji duzego dostepu do lektury emigracyjnej to raczej poprzestalem na historykach emigracyjnych (londynskich). Moczulski mial lekkie pioro. Jego niegdysiejsze konszachty zwiazane z praca w „Stolicy” (wowczas pod redakcja Wysznackiego i patronatem….Jozefa Kepy) nie byly jednoznaczne – np. sprawa sztuki Mrozka „Smierc porucznika”) z Garlickim tez nie tak jasno….ale nil nisi bene de mortuis.
Jestem umordowana i należałby mi się kufel piwa. Wyszłam zobaczyć, co tam w obejściu, wyrzucić już lekko zwiędłe gałązki forsycji i ewentualnie ułamać jakieś nowe, a tu nagle na trawie widzę cebulicę syberyjską prawie w rozkwicie 😯
Wczoraj ledwie ją było widać. Z rana było +3C, zimno i pochmurnookoło południa wyszło słońce i jest +13C, w słońcu więcej. Nagle wszystko się rzuciło do góry, więc ja za grabie i dalej grabić trawę, bo na trawie sporo liści, ale nie to najgorsze. Było kilka sporych wichur i na trawie sporo gałązek różnej wielkości, jak tego nie wygrabię natychmiast, to potem się trawy nie skosi. Tulipany też już większe niż wczoraj, żonkile chyba jutro zakwitną, krokusy jak niżej, ale one „siedzą” w barwinku, który sobie z liśćmi suchymi daje radę, posprzątałam tylko gałązki. Trawa też sobie daje z liśćmi radę, ale trochę należy zgrabić, bo tych klonów dookoła pełno, a one strasznie bogate w liście. Jutro ma być jeszcze cieplej, więc czekają mnie roboty polowe. Nie było wiosny – nagle się zwaliła z koszami, mościa pani 😯
Gdyby wcześniej było cieplej, powoli bym robiła porządki w obejściu, ale przecież w piątek ja miałam tutaj lodowy deszcz i zimę!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7155.JPG
Szok, że nie ma już Profesora. Wydaje mi się, że kilka tygodni temu jeszcze widziałam go w redakcji…
🙁
Widziałaś Doroto, bo przyjeżdżał na kolegia jeszcze tym roku. Nawet po śmierci żony – Oli.
Dziękuję za wyrazy współczucia. Co miałem do powiedzenia o Profesorze wydrukowałem w internetowym wydaniu. Alicja zresztą dała link.
Ależ Nemo, ja nie deprecjonuję szwajcarskich wędkarzy. Ani żadnych wydawnictw z dowolnego roku. Tak nawiasem, w końcu nie wiadomo, kto Ci w końcu mówił o tym leszczu, wędkarze, czy książka?
Ja tylko opowiadam o dwóch paniach, które żyją m. in, z gotowania zupy rybnej na leszczu kupowanym u znajomych rybaków łowiących zawodowo na Zalewie Szczecińskim. Podejrzewam, że owi rybacy mogli nie mieć w ręce Twojej ulubionej książki Wydawnictwa Rolniczego i Leśnego, za to na pewno mieli w ręce leszcza. Niejednego.
Goździkową znałam, Leszka Goździka też, nie mogę odżałować, że nie żyje, bo nadzwyczajny był to człowiek.
Końce mi się rozmnożyły w poprzednim wpisie. Jeden by wystarczył.
Tak nawiasem, w drugiej połowie swojego życia Goździk był właśnie rybakiem. Morskim. Pod koniec już nawet armatorem rybackim, posiadaczem dwóch kutrów, czarterującym jeszcze kilka duńskich. Też znał się na rybach, ale o leszczu jakoś się nie zgadało – ani z nim, ani z jego Gienią.
Gdybyś się, Nemo, chciała dowiedzieć czegoś o Goździku, to wystarczy na początek Wiki.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lechos%C5%82aw_Go%C5%BAdzik
Cudny człowiek to był. Jeden z najpiękniejszych.
Z urody męskiej również.
Młody Goździk:
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.nasztomaszow.pl/zdjecia/strony/258×155/1488.jpg&imgrefurl=http://www.nasztomaszow.pl/aktualnosci/zmarl-lechoslaw-gozdzik/&h=155&w=258&sz=12&tbnid=QAGLWWeR4C5N5M:&tbnh=74&tbnw=123&zoom=1&usg=__pCwZ25sb01FjMeRcNnVJjW5y2lc=&docid=3pycDK5odG6ZlM&sa=X&ei=SFNsUfq5Ioza4QT3gYHADA&ved=0CEAQ9QEwAw&dur=3355
Stary Goździk:
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.iswinoujscie.pl/im/artykuly/5275_28052008.jpg&imgrefurl=http://www.iswinoujscie.pl/artykuly/5275/?page%3D%26sort%3DASC%26showall%3D&h=370&w=370&sz=22&tbnid=9TypkMkr3HZI8M:&tbnh=90&tbnw=90&zoom=1&usg=__FasoJlcTvDhOePzJLpzXdRnmd-E=&docid=Rp0PHJg1Lif-kM&sa=X&ei=SFNsUfq5Ioza4QT3gYHADA&ved=0CD0Q9QEwAg&dur=1877
Takie wspomnienia po Przyjaciołach jakie zamieścił Piotr, to lubię. Ciepłe, ludzkie, z leciutką dawką ironii i sporą humoru, jak najdalej od pomników.
Ozzy – nie znałam p. L.M. i nie przeczę, że mógł mieć dużą wiedzę o ulubionych bohaterach. Nie napisał jednakże żadnej monografii, ani przekrojówki, które by weszły w kanon naszej wiedzy historycznej. No, a potem po zmianie ustroju, koniecznie chciał być ministrem od wojska. I na szczęście żaden premier mu tej wymarzonej zabawki nie dał do ręki. Jeżeli dorosły facet chce się bawić w wojsko, należy mu sprezentować kilka kompletów żołnierzyków, kilka stołów operacyjnych i niech toczy bitwy i planuje ofensywy. Tylko Boże broń żeby to było prawdziwe wojsko. Na szczęście do nieszczęścia nie doszło.
Jeszcze jedna rzecz mnie ciekawi: kiedy chcesz mi dociąć, Nemo, nigdy nie wymieniasz mojego imienia. Gdybyś chciała, mogę zmienić nick na „niektórzy”, będzie lepiej pasować do patentu.
Już ostatnie: Nemo, te panie nie mają sklepu. Mają bar, czy może malutką restauracyjkę. Przyjeżdża do nich pół Szczecina – głównie na ten rosół z leszcza.
Byłem, jadłem, znakomite! Zawiozła nas Nisia swoją wielką bryką Jakżeśmy sobie cudownie pogadali po drodze! Niemasz nic ponad zaciekłą dyskusję (po ludzku – kłótnię) z osobą bardziej inteligentną od ciebie! Żyły sobie człek wypruwa…Ale jest co wspominać.
Cichalino, przyjeżdżaj, rzucimy się sobie do oczek, a potem zawiozę Was na fajne jedzenie!
Niech ja sobie chociaż powzdycham do tego rosołku…
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/KulinariaDarMOdziezy#5642748695827106306
Wyczytałam, że w lipcu w Nowym Warpnie odbywa się Święto Leszcza 🙂
U nas nie ma leszcza i w moich sklepach nie ma żadnych ryb słodkowodnych – a nad Wielkimi Jeziorami mieszkam! Pewnie w większych miastach (Toronto) jest większy wybór ryb, ale u nas dość cieńko.
Nie mam też znajomego wędkarza, a tutejsi nie sprzedają. Czymś bym mogła tego leszcza zastąpić, ale to musi być chyba ryba słodkowodna. Łosoś jest pół na pół, ale nie wygląda on mi na takiego, co pasowałby na rosół i pierożki.
Cichal,
wybieracie się do Polski w tym roku?
W Bostonie wybuchy na mecie maratonu 🙁
I trzeci w bibliotece
Alicjo – Cichale dopiero za rok przyjadą; tak mi Cichal mówił.
Nisiu, tak jak Cie Lubie, nie jestem w stanie pojac tej osobistej awersji, zreszta nie tylko Twojej, do trafnych i zawsze sprawdzonych komentarzy Nemo, zgadzam sie z checia i usmiechem, ze czasami upierdliwych i w poprzek, ale jakze celnych, a juz z cala pewnoscia rzetelnych, pewnie kiedys byla nauczycielka i tak zostalo, ze wkurwia rozumiem, ale ze trzeba komentowac z pozycji „nie lubie” juz mniej,
z tym leszczem, bo akurat sam jestem, to wiem tez, ze sie trze wg kalendarza, i jadalny jest wtedy slabo, iskra z mieczem mu smak nieco p. suja?
pewnie, ze mozna leszczyka z zamrozki, ale zeby zaraz pol Szczecina az tak sie nie poznalo?
mialo byc o krowie, ale te 3% juz Marek celnie ujal,
tez zaluje Tego z Siwa broda,
pozdrawiam
Alicji! Gotuj się! Najpierw będziemy u Was! Nie, żebym straszył, ale…sicher ist sicher!
Cichalu,
przeżyjemy najazd! Nie takie my wspólnie… 😉
Jak wrócicie z Sarasoty, trzeba będzie zrobić zjazd, mam nadzieję, że Nowy dołączy. Być może Kpt. Marek będzie już na wodzie, to byłoby piękne!
Słucham wiadomości z Bostonu, przed chwilą spojrzałam w szkło, pierwszy wybuch był bardzo blisko polskiej flagi w tym rzędzie flag, nie wiem, czy ktoś zauważył. Przypadek, wiem, ale rzuciła mi się nasza flaga w oko.
Sławek, też Cię lubię, więc Ci odpowiem. Nemo jest złośliwa, chętnie nadeptuje ludziom na odciski, lubi sobie przed śniadaniem kogoś zdyskredytować, podważyć jego wiedzę – a ponieważ jest inteligentna, więc potrafi krew wypić, a dziurki nie zrobić. Na mnie to działa jak płachta na byka – odkąd zrobiła ze mnie koncertową idiotkę na samym początku mojego bywania na blogu. Może jestem stuknięta, może nadwrażliwa, albo jeszcze co innego. Mam jeszcze kilka argumentów, ale musiałabym się zachować jak Macierewicz, więc dam sobie spokój.
Co do leszcza – to przecież ja się na nim nie znam, sprzedaję jak kupiłam. Nie próbowałam robić z siebie znawczyni.
Szkoda, że mnie o to zapytałeś. Nie mam na myśli leszcza.
Pomyślałam, że powinnam przeprosić tych, którzy poczuli się dotknięci osobiście moimi wybuchami.
Bardzo Was przepraszam.
tradycje konsumpcji leszcza w nowym warpnie zawdzieczamy chyba przede wszystkim dlugiej wizycie marynarki sowieckiej (wielokrotnie wzmacniano narybek tego smacznego,
ale niezwykle oscistego gatunku w okolicznych wodach;leszcz jest podstawa uchy);
na farsz zamiast leszcza mozna wziac n.p. plotki albo karasie, a najlepiej wszystkie na raz, to smakuje najlepiej 😉
Dzień dobry,
Jaki pomieszany ten dzisiejszy blogowy dzień.
Sam też niekiedy daję się ponieść emocjom, ale później sobie mówię – życie jest za krótkie by pić tanie wino, ale też szkoda czasu na wzajemne niesnaski.
Profesor miał 77 lat, za chwilę niejedno z nas też dopadną „dwie siekierki”, jak w wierszu Różewicza. Nic to jeszcze oczywiście nie oznacza, ale czas przemija, dla mnie biegnie on coraz szybciej… Też chcę garściami, póki można i póki sił wystarcza.
Przeczytałem dzisiejszy rozbiór wołu na czynniki pierwsze, ale nie znalazłem tego, co Pyra używa dość często, tak mówiła też moja Mama – nie znalazłem skąd bierze się pręga. Wiem, że jest dobra na rosół, wiem mniej więcej jak wygląda, ale wśród innych kawałków mięsa mam trudności by ją wyłowić i właśnie rosół ugotować, a później delektować się też sztukamięsa (Nisiu albo Nemo – jak to jest poprawnie? Obie Was lubię bardzo!) z chrzanem. Czy to jest mostek?
Dopiero teraz przeczytałem całą „Historię widelcem pisaną” – Pyra jak zwykle ma rację. Bardzo to ładne.
Ojej, tyle uwagi mi tu poświęcono, a ja spałam w najlepsze 🙁
Wędkarze a wydawnictwa… Nie wiedziałam, że to się wyklucza i książki piszą tylko teoretycy 🙁
Nisiu,
zanim zmienisz nick na „niektórzy” pokaż, z których moich komentarzy wywnioskowałaś, że zwracam się w ten sposób do Ciebie?
Przykro mi bardzo, że kosztuję Cię tyle „nerw” i że masz tak osobisty stosunek do moich komentarzy, a zwłaszcza że trwonisz na moją marną osobę aż tyle cennego czasu 🙁
Nadeptywanie na odciski nie jest moim ulubionym sportem i nie wyszukuję ich u innych osób. To one same głośno informują o tym w swoich reakcjach, niekiedy bardzo mnie zaskakując intensywnością.
Wtedy wiem, że niechcący trafiłam w czuły punkt, a w późniejszych konfliktach (na ogół niewspółmiernych do zagadnienia) – na osobę pamiętliwą i mściwą 🙁
I jeszcze jedno.
Jak ktoś poda w wątpliwość jakąś moją opinię, to zamiast się obrazić i iść w zaparte, próbuję zajrzeć do dostępnych mi źródeł i zasadność tej krytyki zweryfikować.
Czemu mają służyć przymiotniki klasyfikujące typu „wędkarze szwajcarscy” w sytuacji, gdy wspominam o wędkarzach – nie wiem.
Podkreśleniu przekąsu?
Czy fakt, że mieszkam, gdzie mieszkam, budzi aż taką zawiść lub niechęć, że trzeba mi to od czasu do czasu wypomnieć?
Jeśli Sławek lub Pepegor napisze o wędkarzach, to też usłyszą „nie wiem, co mówią wędkarze francuscy, niemieccy, amerykańscy itd.”?
Może lepszym argumentem by było, że mój ojciec był zapalonym wędkarzem i znał się na rybach jak mało kto? 😉
Wolałam jednak sprawdzić w literaturze fachowej, i co mi to dało? 🙁
Tyle czasu zmarnowanego na polemikę bez sensu 🙄
I czy nie prościej by było zamiast „Goździk” wpisać do wyszukiwarki „leszcz+tarło”? 😉
Nowy,
„Sztukamięs” to potoczne określenie na sztukę mięsa czyli „kawałek gotowanego mięsa wołowego jako potrawa”.
Pręga pochodzi ze środkowej części kończyny tylnej.
Nadaje się do dań duszonych, pieczonych oraz smażonych. Stosuje się ją również na wywary, zupy, buliony, rosół, gulasz oraz na masy i rolady mięsne.
Austriacy i Niemcy swój „sztukamięs” nazywają Tafelspitz i używają do niego mięsa z krzyżowej blisko ogona.
W USA najlepiej będzie, jak wybierzesz tzw. tri-tip = a cut of beef from the bottom sirloin primal cut.
Podział wołowiny bywa różny w różnych krajach. Austriacy mają nazwy (i zastosowanie) niemal dla każdego mięśnia osobno 😉
Mostek (brisket) jest u wołu tam, gdzie i u człowieka i też się nadaje do gotowania, pieczenia itp.
Wszystko na temat.
http://www.odkryjmieso.pl/podzia%C5%82-i-rodzaje-wo%C5%82owiny
Pomoc.
http://www.odkryjmieso.pl/interaktywny-byk
Nemo,
Dzięki za „pręgę”.
Sztukamięs mówiło się u nas w domu, ale jak to sie prawidłowo odmienia – tego właśnie nie wiem. Chyba się w ogóle nie odmienia.
U nas Mama zawsze podawała takie mięso z tzw. kwaśnymi kartoflami, o których tu kiedyś wspomniałem, a które różnym osobom się różnie kojarzą. Umie takie kartofle przyrządzać moja starsza córka – co bym nie mówił o mojej pierwszej żonie, to gotowała bardzo dobrze i sporo potraw nauczyła się od mojej Mamy, a później przekazała tę wiedzę naszym córkom. Dziecko, w czasie ostatniej wizyty, ugotowało mi pyszny rosół, kwaśne kartofle i sztukamies. 🙂
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Piotrze pięknie o przyjacielu napisałeś ….
sztuka mies źle mi się długo kojarzyła bo w szkolnej stołówce był ciągle rosół i ta sztuka mięs w różnych postaciach … i chyba dopiero od niedawna znowu lubię rosół i mięso z niego …
Asiu bardzo smutna wiadomość … 🙁
prawdziwa wiosna za oknem …
Nowy,
skoro chodzi Ci o odmianę, to sztukamięs jest rodzaju męskiego i się odmienia – sztukamięsu, sztukamięsowi, sztukamięsem, sztukamięsie 😉
Pochmurno, miało padać w nocy, ale się nie zdecydowało…
Nowy,
do tego co nemo napisala o nodze wolowej moge tylko dodac ze u nas sprzedaje sie ja pocieta pila na grube plastry. Kosztuje ca 6 euro za kilogramm. Jest wybornym miesem na rosol i na gulasz, albo na znakomita wegierska zupe gulaszowa „gulyasleves”.
Nisia,
zawsze myslalam ze leszcz ma za duzo osci, zeby z niego gotowac zupe,ale chetnie skosztuje jezeli to takie dobre. Czasem bywam w Szczecinie, mieszkam niedaleko (120km), gdybys byla taka dobra i dala mi adres tego baru ? Z gory dziekuje.
Szkoda, że nie jest często wybieranym mięsem w Polsce. Wołowina i czerwone wytrawne wino to nasze ulubione połączenie.
Wołowina może i nie jest w cenie wieprzowiny ale za to całkiem wdzieczna jesli chodzi o przyrzadzanie dań.
Po prostu my, Polacy przyzywczailiśmy sie do tylko nielicznych wolowych, kiedy mozna ją na rózne różniste sposoby włącznie z mielona wolowinka i nie tylko w postaci oferowanej przez McDonald.
Warto poszukac i poeksperymentować.