Radziecki obyczaj ciekawy był nadzwyczaj
Zachęcony przez felieton Daniela Passenta oddałem się lekturze niezwykłej książki. To „Sowiety od kuchni. Mikojan i radziecka gastronomia” Iriny Głuszczenko. Zawsze wydawało mi się, że szczytem paradoksu jest sformułowanie: „radziecki parlamentaryzm” a drugie miejsce w tym rankingu zajmuje właśnie „życie restauracyjne w ZSRR”. Książka Głuszczenko utwierdza mnie w tym poglądzie. Jednocześnie obnaża mechanizmy funkcjonowania systemu totalitarnego, który zawładnął także tym, co w innych krajach nazywa się właśnie rynkiem gastronomicznym czy kultura kulinarną.
Książka udowadnia także, że jedzenie jest tematem politycznym. Łatwiej po tej lekturze zrozumieć dlaczego podwyżka cen kiełbasy zachwiała mocno systemem PRL.
W książce jest też sporo scenek niezwykle zabawnych. Trzeba jednak pamiętać, że są one śmieszne tylko dla nas i dzisiaj. Wówczas dla ich uczestników nie było to wcale zabawne i na ogół bardzo źle się kończyło.
„Jedną z odmian żywienia zbiorowego były bankiety. Jest to uroczyste przedsięwzięcie, rządzące się swoimi prawami. Dla każdej dużej instytucji bankiet był ważną częścią życia, regularnie powtarzającym się rytuałem i obowiązkową uroczystością. W odróżnieniu od pozostałych elementów systemu radzieckiego, bankiety pomyślnie przeżyły przejście na kapitalizm, chociaż w sektorze prywatnym stopniowo są zastępowane przez nowy rodzaj imprezy korporacyjnej. Jednak nowa Rosja, dziedzicząc po państwie radzieckim tradycje biurokratyczne, zachowała również kulturę bankietu „resortowego”.
Ta nieodłączna sałatka oliwje w kwadratowych miseczkach, obowiązkowa wódka w słusznych ilościach i kilka butelek wina – „dla pań”. Tak zwane „plasterki” – nieodzowna część bankietowego menu. Mogła to być szynka, kiełbasa, mięso. Ser również leżał pokrojony na talerzach. Pod koniec bankietu zawsze wysychał, pozostając – w odróżnieniu od mięsa – nieskonsumowanym. Kładziono go jednak na bankietowy stół, bo tak wypadało. Wszyst?ko to koniecznie musiało być udekorowane: zieleniną, warzywami, masłem. I obowiązkowo ryba – biała i czerwona, a jeśli się poszczęści – kawior. (…)
W pewnym prowincjonalnym mieście uroczysty wieczór poświęcony kolejnej rocznicy jakiegoś rewolucyjnego wydarzenia odbywał się w teatrze. Ktoś z członków prezydium, którego oślepiało skierowane na scenę światło reflektorów, poprosił, by zmniejszono oświetlenie. Niedoświadczony maszynista pociągnął jednak nie tę dźwignię. Włączyła się scena obrotowa, prezydium odjechało i po chwili skryło się za kulisami. Publiczność zaczęła chichotać, a mówca nie rozumiejąc, dlaczego widownia nie szanuje podniosłości chwili, zwrócił się o pomoc do prezydium. Niestety, w jego miejscu orator ujrzał wystawnie nakryty stół bankietowy, a tam, gdzie jeszcze przed momentem zasiadał przewodniczący, leżało pieczone prosię z jabłkiem w pysku.”
Można sobie wyobrazić jak to się skończyło dla nieszczęsnego technika z obsługi sceny obrotowej.
PS.
Krystynom i Bożenom wiele radości i smaczności!
Komentarze
Dzień Dobry 🙂
Dla Krystyn najlepsze życzenia 🙂 🙂 🙂
Kilka odniesień do wczorajszych wpisów
Nisiu, 15 – letniego Matuzalka kupiłem w Almie. Mają promocję i obniżyli cenę do 115 zł.
Miodzio, oczywiście jazz pod taki rum / rumik/ 🙂
Della, Rumik jest moim Wielkim Przyjacielem 😀
🙂
Gdybym mial wysylac imieninowa kartke Krystynie, napisalbym tak:
Leistung, Intelligenz und Reife sind auf ihrem Höhepunkt.
Alles Gute Krystyno 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Solenizantek mamy kilka.
Moja szalenie lubiana i doceniana za takt, opanowanie i cichy dowcip współlokatorka zjazdowa z Żabich Błot – Krystyna Pomorska,
nasze Dziecię Codziennej troski – Krysiade (zdrowia, Krysiu!),
z rzadka pisują Krycha i Kryśka, ale są z nami. Ukochana Stanisława chyba świętuje w lecie, ale co to szkodzi wyściskać ją i w marcu? Nie wiem, czy którejś nie zgubiłam. Profilaktycznie zostawimy jeden łyczek toastowy za pogubione świętujące.
Bożeny chyba nie mamy ani jednej, ja mam rodzinną ale nie obchodzi imienin.
Bankiety radzieckie pamiętam, w kilku uczestniczyłam, dwa pomagałam zorganizować (na prośbę p. konsul Dworackiej). Te wydawane przez konsulat cechowały się dużą ilością pierwszorzędnych, dużych ryb do dyspozycji kucharzy, nieoszczędnym szafowaniem czarnym i czerwonym kawiorem, dobrą dziczyzną. Wódka w ilościach hurtowych i doskonałe wina.Wtedy też po raz pierwszy spotkałam się z mistrzowską sztuką panierowania i do dzisiaj nie wiem, jak to było zrobione. Otóż kotlet powierzchownie osączony z tłuszczu, apetycznie zrumieniony, tryskał gorącym, topionym masłem spod panierki. Były to chyba najsmaczniejsze kotlety cielęce i baranie jakie w życiu jadłam.
Krystynom i Bożenom – Wszystkiego Najlepszego!!! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Da6tNCoYZbo
Szukając zdjęć ilustrujących bankiety w ZSRR znalazłam film z PKF pod tytułem: „Gospoda Ludowa Bristol”:
Oryginalny opis zawarty w raportach zdjęciowych:
?W 70 rocznicę urodzin Generalissimusa Stalina nastąpiło otwarcie wzorcowej Gospody Ludowej ?Bristol?. W przestronnych salach pełnych światła, klimatyzowanych, może świat pracy spędzić czas …
w porze obiadowej, konsumując smaczny, tani i zdrowy posiłek. Produkcja posiłków odbywa się w warunkach higienicznych i całkowicie zmechanizowanych. Gotowanie potraw odbywa się na parze i elektryczności, co wpływa na pełnowartościowe wydobywanie kaloryczności. Gospoda Ludowa ?Bristol? produkuje dziennie 3000 obiadów i dzienne zużycie mięsa wynosi 1000 kg, kartofli 3000 kg, jarzyn 1500 kg, tłuszczy 100 kg.
Na zdjęciach:
1. Warsztat obróbki mięsa.
2. Zmechanizowane obieranie kartofli.
3. Wydawanie potraw do bufetu.
4. Plan ogólny kuchni.
5. Wydawanie obiadów.
6. Mycie talerzy w sterylizatorach.
7. Plan ogólny sali (wejście gości).
8. Jazda po sali.
9. Zbliżenie gości płacących.
10. Szatnia (plan ogólny)?.
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7029
Krystynom – słodkiego i kolorowego dnia 🙂
Krystynę i Krysiade ściskam podwójnie i bardzo serdecznie oraz całuję dubeltowo !
Zgago Kochana-że powtórzę za Alicją nie wygłupiaj się i pisz !!!
Wiesz przecież,jak bardzo lubimy i Ciebie i Twoje wpisy.
Na naszym blogu,jak w starym dobrym małżeństwie 😀
Drobne awanturki tylko umacniają związek 😉
Wczoraj wieczorem nie byłyśmy z psiapsiółkami na żadnym,broń Boże, bankiecie ani też (a kysz !) imprezie korporacyjnej.
Poszłyśmy na sushi,znakomite zresztą.Sushi zostało uznane przez jedną uczestniczek spotkania za rozwiązanie optymalne w trakcie zaplanowanego na najbliższe tygodnie cyklu odchudzania.Rechotałyśmy jednak mocno,spadając prawie z krzeseł,kiedy w drugim punkcie programu,po przeniesieniu się na herbatę do lokalu obok nasza dzielna koleżanka zamówiła i zjadła z apetytem chyba największy i najbardziej kaloryczny deser-z bezami,bitą śmietaną,lodami i musem truskawkowym. Taka wariacja na temat Pavlovej.Deser poprawił jej humor nadzwyczajnie,a podczas spotkań towarzyskich dobry nastrój jest przecież najważniejszy 😉
Czego wszystkim życzę serdecznie,mimo tej zupełnie styczniowej śnieżycy za oknem !
Nadzwyczaj ciekawe radzieckie toasty – zwłaszcza ten wzniesiony na cześć wynalazcy ziemniaka 🙂
Ściśle tajne
Krysie ściskam imieninowo, życząc Im wszystkiego najlepszego, dobrego zdrowia, pogody ducha i szybkiego nadejścia słonecznej i ciepłej wiosny 🙂
.
wczoraj pojawiła się tu Nisia 😆
jej wpisy potwierdzają jedynie moje teorie:
😆 kobiety są agresywne i konkurują ze sobą kiedy tylko mogą i nie mogą 😆
😆 😆 są szczęśliwe kiedy mogą inne unieszczęśliwić
Krystynie naszej blogowej, wszystkim Krysiom i Kryśkom podczytującym – najlepszego !
Pite z rana o 8-mej tutejszej (chyba 7 godzin do tyłu za czasem europejskim, pewność prawie mam), bo zostały nam łyki dwa wina z wczorajszej libacji. Tutaj to navet vino tinto trzeba zalodówkować.
Pola,
witaj przy stole 🙂
Miłym Solenizantkom Krystynom – serdeczności imieninowe, zdrowia i wiosny w sercach 🙂
Alicjo – Tobie samych dobrych przygód, miło, że znajdujesz czas na podrzucanie nam wieści z wielkiej wyprawy. Już się cieszę na zdjęcia 🙂
Danuśko – podoba mi się ten sposób na dietę, skąd ja to znam…
Justyna Kowalczyk zdobyła czwartą Kryształową Kulę … dzielna i waleczna dziewczyna … 😀
Alicjo tak jak Barbara czekam na Twoje wpisy … 🙂 ewa też nam przesyłała wiadomości z Francji … 🙂 … miło bardzo …
a ja dzisiaj robiłam wariacje na temat .. pomidory suszone, oliwki z anchois, por, czosnek, zioła … pokroiłam wszystko drobno … część ze-smażyłam na oliwie z pomidorów i dodałam kaszę gryczaną – to na obiad … drugą część bez smażenia wymieszana z białym chudym serem do smarowania chlebka żytniego ..
o Radzieckich obyczajach nie mam pojęcia .. tylko samowar widzę stary …
Krystynie i Krysiom serdeczności 😀
Alicjo, podążam za Wami z mapą i lupą 🙂
Od kilku lat Krystyny z całej Polski urządzają uroczyste zjazdy.
W tym roku imieninowy zjazd Krystyn w Gdyni:
http://www.zjazdkrystyn.com.pl/
I co nasze Krystyny na to,szczególnie nasza Krystyna gdyńska ?
I ta sławna Krystyna też dzisiaj imieninuje 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=nl7A7ZrVZuE
Vivat Krystyny! Pierwsza dziewczyna, która pocałowałem na serio (64 lata temu) miała na imię Krystyna. Przy każdej dzisiaj serce me drży…
Krystyna to piękne imię. Szkoda, że te dwie święte, były takie nie – święte. KIG poświęcił księżniczce Krystynie, portretowanej przez Holbeina, bardzo piękny wiersz. Jeden z moich ulubionych
Wrzasnąłem jak we śnie, widząc
takie same dłonie-konwalie –
i łzy na Krystynę upadły,
na Talię i na Natalię
Pyro a może dobrze, że nie były takie doskonałe?
Cichalu – jedna z nich była wszak doskonałym zabójcą i trucicielką, (Siciliana) a druga dyplomatyczną intrygantką i też przyczyniła się do niejednej śmierci (Szwedzka)
Piękne imię, zaiste. Ukochana lipcowa, ale wszystkim dzisiejszym składam życzenia radości i miłości dzisiaj i przez cały rok co najmniej.
Zdjęcie tortu obejrzane przed chwilą przypomniało tort wczorajszy, który nie był wprawdzie pijakiem, ale w owocach alkoholu miał ilość potężną. Jeden z najlepszych tortów, jakie jadłem w ostatnich latach. Może nawet najlepszy. Bratowa Panny Młodej obdarzyła tym tortem wcale nie wykonanym przez siebie. Zamówiony u pani, która takie zamówienia przyjmuje od czasu do czasu. Myślę, że mógł to być tort szwarcwaldzki czy może czarnoleśny. Wątpliwości nachodzą, bo w niczym nie przypomina tortów o tej nazwie kupowanych czasem tu i ówdzie. Warstwa czekoladowa z czekolady najwyższej jakości. Warstwa bitej śmietany, warstwa kremu, mnóstwo alkoholizowanych owoców – wiśni i czarnych porzeczek. Wysokość około 15 cm. Przy najbliższej okazji zapytam o szczegóły zamawiania.
Zgodnie z przewidywaniem były bitki wołowe w sosie prawdziwkowym i pieczone ziemniaki. Ale była i niespodzianka – potrawka z kurczaka po hawajsku z ryżem. To danie przygotowała nasza chrześniaczka według receptury przywiezionej przez jej siostrę z Wietnamu. Siostra raz spędziła w Wietnamie 5 tygodni, potem jeszcze kilka tygodni ze swoją mamą. Nie bywały w hotelach ani restauracjach tylko były goszczone przez rodzinę koleżanki – tę najbliższą w dawnym Sajgonie i różną dalszą w innych miejscach, do których jeździły z koleżanką. Twierdzą teraz, że kuchnia wietnamska lepsza jest od chińskiej, a ja takie twierdzenie spotkałem już kilka razy wcześniej.
Muszę jeszcze wrócić do poruszanego tu wątku. Mnie częstszego wtrącania się Pana Piotra bardzo brakuje. Jest dla mnie autorytetem i cieszę się, gdy w sporach zabiera głos.
Córeńka wróciła z Krakowa. U Wierzynka kawioru z jesiotra na blinach nie jadła, ale dostała comber sarni, który sprawił jej wiele smakowych satysfakcji. Restauracją Rubinstein na Kazimierzu nie zachwycona, choć specjalnie nie narzeka.
Tyle się zebrało, ale już dłużej nie zanudzam.
Pyro. Nie pochwalam ich zabójczych skłonności, ale kobietom , nawet świętym, pewne skazy (toutes proportions gardées) charakteru służą nadzwyczajnie!
Jak nie zanudzać, gdy w ogóle nie odniosłem się do radzieckiej gastronomii. Kraj pełen sprzeczności, nie da się gastronomii radzieckiej skwitować krótką opinią. Byle co i byle jak łatwo było spotkać, ale rozkosze podniebienia też spotykało się często. Najprostsze na peronach kolejowych i przystankach autobusów międzymiastowych w koszach niewiast sprzedających gorące pierogi najrozmaitszego rodzaju. Kanapka z wędzonym łososiem obłożona obficie czarnym kawiorem, do tego kieliszeczek gruzińskiego koniaku – wszystko w barku parkowym przypominającym oszkloną altanę. Szaszłyk barani w przydrożnej gospodzie, świetny smakowo, ale nierozgryzalny ludzkimi zębami i nierozkrajalny podawanymi tam nożami. Do tego lampka mukuzanie.
Ale i inne wspomnienie – obiad dworcowy, jak z filmu „Dworzec dla dwojga”. Zupa rybna ze sporą zawartością pomidorów i papryki, sporą ilością warzyw i fasoli. To była zupa smakowo wręcz znakomita. Nie wiem, czy miała jakąś swoją nazwę i znaną powszechnie recepturę.
Dalej – pascha kupowana w sklepie spożywczym i tamże kupiona biała bułka, którą tą paschą się grubo smarowało. To w Leningradzie. Pycha.
Wreszcie kolacje w restauracjach Inturist. Jedzenie, picie i zabawa, jak przed wojną.
Co w tym wszystkim jest nie tak? Niewiele, bo wszystko, co napisałem, jest prawdą. Tyle, że obywatele radzieccy z tego wszystkiego mogli mieć na co dzień bułeczkę z paschą, jeśli mieszkali w Leningradzie czy Moskwie, zupę na dworcu, jeżeli mieli szczęście na tego kucharza trafić, wreszcie kanapkę z łososiem i kawiorem, jeżeli dostali wczasy w Soczi czy Gagrze. Ale każdy miał dostęp do pierożków w koszykach.
Czy ktoś wytrzymałby długo z ideałem. A złodziej w swoim domu nie kradnie, to może i trucicielka nie truje swoich.
Nie do konca tak, Staszku, ze szary radziecki obywatel nie mial dostepu do restauracji czy kawioru. MOja Stara wczesne dziecnstwo spedzila glownie w restauracjach – oboje rodzice pracowali na nedznych posadkach w sanepidzie i po szkole Stara byla wysylana na obiad do ktorejs z trzech „dyzurnych” restauracji, gdze kelnerzy juz ja znali – rachunek byl placony raz w tygodniu. Bylo to w malym gorniczym miasteczku, w Donbasie. Jej ukochana restauracja nazywala sie „Radianska Ukraina” – a ukochana dlatego, ze wlasnie mlody kelner byl ogromnie mily i troskliwy. Lecial na jej spotkanie z otwartymi ramionami. Zamawiala sobie najczesciej pielmieni w rosole albo bez rosolu, albo szaszlyk z kury lub z baraniny albo pilaf albo nadzwyczajne kotlety mielone z zielonym groszkiem i szklanka soku pomidorowego. Byly tam tez nadzwyczajne torty, jakich pozniej nigdy nie jadla.
Kawior (czerwony lub czarny) tez sie w domu pojawial, kiedy „rzucili”. Nie byl drogi, skoro rodzicow bylo na to stac – portugalskie sardynki w puszce byly znacznie drozsze i tylko od swieta, jak goscie przychodzili.
Stara pamieta radzieckie zaklad zbiorowego zywienia z wielka przyjemnoscia. Takze dworcowe, najczesciej ozdobione duzymi palmami w beczce, ale z bialym obrusem i zyrandolami. Te dworcowe poznala w czasie dwutygodniowej podrozy magistrala transsyberyjska z Syberii do Moskwy – gdy ojcu wolno sie bylo przeniesc w cieplejsze klimaty. Nigdy nie przestala tego wspominac.
POtem po przyjezdzie do Polski (Lublin) pozostal wsrod rodzicow zwyczaj chodzenia do restauracji raz w miesiacu, w niedziele. „Lublinianka” – tak sie nazywala restauracja na Krakowskim Przedmiesciu. Nie byla zla, ale sie nie umywala do Radianskiej Ukrainy. I kelnerzy byli raczej opryskliwi. 😈
Bardzo dziękuję za wszystkie życzenia i miłe słowa. 🙂 Doszłam jednak do wniosku, że tych świąt mam trochę za dużo, bo to i urodziny niedawno, i dzisiejsze imieniny, Dzień Kobiet i Walentynki, których w zasadzie nie obchodzę, ale mąż jednak pamięta/ bo uważa moje deklaracje o nieświętowaniu za nieszczere /. Ale to już koniec dobrego.
Krysiade – przyjmij życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności. 🙂
Nie wiedziałam, że te moje święte patronki najpierw były takie niegodziwe. Powinnam wybrać sobie jedną, ale jak tu wybierać pomiędzy trucicielką a intrygantką z obciążonym sumieniem.
Danuśka,
o imieninach Krystyn obchodzonych w Gdyni od rana dziś dużo informacji w Radiu Gdańsk. W sumie dobry pomysł i okazja do poznania Trójmiasta, ale ja raczej nie widzę siebie na tak licznej i głośnej imprezie. Wolę spotkania bardziej kameralne i towarzystwo znajomych osób.
Stanisławie / godz. 15.32/ 🙂
Pyro,
jeszcze kilka zdań o tym torciku, co go przygotowujesz do męża wnuczki – dawniej biszkopt piekłam w dużej tortownicy i wtedy kroiłam go na 3 części. Ostatnio wolę małą tortownicę i biszkopt jest dość wysoki. Kroję go na 4 lub 5 części. Wygląda zgrabniej. Po przygotowaniu torcik powinien odczekać, a właściwie my powinniśmy odczekać co najmniej kilka godzin, aby masa i biszkopt ” przegryzły się „.
Od jakiegoś czasu piekąc biszkopt albo kruche ciasto w tortownicy, zawsze podkładam pod blaszkę papier do pieczenia, bo blaszka niby szczelna, ale czasami coś tam z niej się wydostanie, zadymi i poplami piekarnik.
Krystyno, Krysiude,
dla Was śpiewa Christina
Z najlepszymi życzeniami w Waszym dniu 🙂
Krystyno,
nie narzekaj, że tyle tych świąt na raz, przez resztę roku będziesz miała spokój 😎
Dzień dobry Blogu!
Ciemnawo, ponuro, prószy śnieżek, ale na razie nie zalega…
Idealny dzień na wizytę u dentysty 🙄
Przeczytałam w gazecie, że najczęściej spotykanymi imionami męskimi w Szwajcarii są Peter i Hans, ale 3/4 nosicieli imienia Piotr urodziło się przed 1970. W ubiegłym roku to imię nadano zaledwie 11 razy.
Najpopularniejsze żeńskie – Maria i Anna.
Moje doświadczenia z kuchnią radziecką opisywałam już kiedyś. Były bardzo dobre. Z sentymentem wspominam pierożki sprzedawane na ulicy oraz lody!
Jeszcze moskiewskie wspomnienie – nie moje, dwóch oficerskich żon. Mężowie byli na studiach w „woroszyłowce” (chyba) a żony dostały rodzaj wczasów – dwutygodniowy pobyt przy mężusiach, którzy na tę okoliczność dostali pokoje w cywilnym hotelu. Oczywiście najpierw odchodziła korespondencja – co wolno przywieźć, co wywieźć itd. I tu pierwsze zaskoczenie: do kraju pierwszorzędnych futer panie przemycały każda po 2 lisy. Lato było i lisy ciasno zrolowane stanowiły wsad do jaśka podróżnego. I każda wiozła „Opowieści biblijne” Kosidowskiego ( tam traktowano je po cichutku jak bryk z Biblii). Po przyjeździe pierwsze oszołomienie – strylicje, u nas nowość modne i b.drogie kwiaty, tam sprzedawane w pęczkach, z wiader, jak pietruszka i równie tanie. Cały okres pobytu był strylicowy, bo kupowały co drugi dzień po 12 sztuk do pokojów i kwiaciarki omal się nie pobiły o klientki. Ogromnie smakował im chleb – znacznie lepszy niż w naszych sklepach i smakowało jedzenie i to w restauracji hotelowej i to na mieście. Teatry, muzea – wiadomo i swego rodzaju szok kulturowy – tuż przy Uniwermagu jakiś równie wielki bar; czysty, tłoczny i bez stolików – wysokie stoły barowe i wszyscy stali. Dań niezbyt wiele – pierogi różnych rodzajów, kilka zup, kurczaki z rożna i mnóstwo alkoholi. Brało się tacę, zabierało talerze, widelce i łyżki, płaciło i można było przejść do tych stołów. Po drodze był jednak wyszynk. Sprzedawano po setce alkoholu na twarz (50-tki chyba też) płaciło się, przechodziło. Kto miał tego za mało – wychodził, wchodził, znowu karnie stawał w kolejce i zabawa zaczynała się od nowa. Bez talerza z jedzeniem wódki nie kupisz – wypijesz, możesz zacząć następną rundkę. Panie mówiły, że z wielką uciechą zamawiały po setce koniaczku, po drugą ustawiały się do deseru i zastanawiały się do czego ewentualnie zamówić trzecią. Igristoje w odmianach słodkich, wytrawnych, różowych itd też sprzedawano w tej formie.
Biały dym! Kto Papieżem?
@cichal, następne pytanie.
Byc moze jako jedyny nie mam zadnych oczekiwac i zyczen w stosunku do nowego szefa w Vatykanie. Pryncypia musza byc zachowane.
Pyro, ja w Rosji jako w Rosji nie byłem, ale za to byłem w Mińsku. Ten obyczaj kupowania alkoholu z jedzeniem tam był czymś cudownym, ponieważ to były kanapki z kawiorem. Stawało się karnie w kolejce, brało się 50-tkę i kanapkę, chlapnęło się, zagryzło, i stawało karnie powtórnie w kolejce. To chyba był pierwszy i ostatni raz w moim życiu, gdy bardziej pragnąłem zagrychy niż alkoholu.
Widzisz, Torlinie – to nie był głupi pomysł, prawda?
Sądzę, że 266 Papieżem będzie kard. Scola.
Jednak Hiszpan albo Latynos.
Argentyńczyk ; przybrał imię Franciszka I.
Lajares – ja też niczego nie oczekuję, ale pewien wpływ każdy z nich ma. Nie czekam na demokratyzację i otwarcie – oby gorzej nie było.
Kardynał Jorge Bergoglio
habemus papam!
ciekawy wybor…
zaraz pomyslalem o borges´ie 😉
..no i o gombrowiczu 🙂
Alicja zawitała do Argentyny na moment .. ale to pewnie nie miało wpływu … 😉
Milo,
religijnej, rozmodlonej poludniowej ameryce nalezalo sie. Szkoda tylko, ze juz troche”posuniety w latach”. Jezuita, to chyba dobrze wrozy.
Pyro –>> kolejny administrator. Nic nie zmieni nawet gdyby bardzo chcial to teraz juz i tak nie moze :O
@byku –> jam pomyslal o tobie. Wszak wolowina w tamtym rejonie dobrze sie ma 🙂 🙂 🙂 🙂
Miodzio —> tak samo jak lyzeczka zukru podawana przez ciebie do kazdego komentarza 🙂 🙂 🙂 🙂
Zaden beef, trzba go bedzie konina podszlachetnic.
Krytyka Polityczna
?”Podczas trwania w Argentynie junty wojskowej generała Videli Redondo i podczas tzw. brudnej wojny 1976?1983 (hiszp. Guerra sucia) Bergoglio donosił wojskowym na lewicujących księży i zakonników, z których niektórzy potem znikali. Dokumenty potwierdzające jego współpracę opublikował Horacio Verbitsky w książkę ?El Silencio? (?Cisza?), która jest syntezą współpracy hierarchów kościoła argentyńskiego z dyktaturą.” Gratulujemy!
Kochani Blogowicze – bardzo serdecznie dziękuję za życzenia. Dzięki bardzo.
Krystyno – Tobie również imieninowe 100 lat!!
ej, ej! O ile to nie PR to ciekawe. Czytajcie:
Franciszek I może stać się prawdziwym papieżem ubogich. Mieszkał w Buenos Aires w zwykłym mieszkaniu, a nie w kardynalskim apartamencie. Zrezygnował z kierowcy, jeździł miejskimi autobusami. Sam sobie gotował.
Wyobraźcie sobie proboszcza bez samochodu i gosposi!
Cudaku,
ta lyzeczka cukru zawsze dla Ciebie….
@dorotol:
ja tez wolalbym poete, ale dzisiaj inne czasy
(a twoje odgryzki jak zwykle na poziomie, gratuluje linii)
Powinszowania i serdeczności dla Solenizantek 🙂
Cichalku 🙂
Na jesieni w Cumbucko gotowalem sobie ponad szesc tygodni. Caly luty na Sal tez gotowalem sobie. Wstyd mi pokazac obrazki jak teraz wygladam. Nowy w Vatykanie ma ogromna przewage i nadwage nademna 🙁 🙁 🙁 zaden argument
Po jakiego diabla mu gosposia i samolot? Duchowa komunikacja nie wymaga i techniki i noza i widelcy. Gosposia moze sie w niektorych przypadkach przydac 🙂 🙂 🙂 🙂
Jagodo zaskakujesz mnie. O kotach ( martwych ) jestes gotowa napisac minimum dziesiec wersow.
zyczenia kolezankom przesylasz jedynie w trzech slowach 🙁 🙁 🙁
jak tak dalej pojdzie(patrz: „lochy watykanu” a.gide), to chyba dostane order @ogonek 😉
Najlepsze życzenia dla Krystyny i Krysiade 🙂
lajares,
podobno mądrość polega na umiejętności zwięzłego wypowiadania się 😉
Może w kwestii kotów muszę jeszcze nad sobą popracować 🙄
Również pozdrawiam serdecznie 😆
co wy na to?
dajmy mu szanse…
sto dni?
Dziś 90 urodziny obchodzi pan Emil Karewicz … Urodzony w Wilnie …
Przez 100 dni to oni sa wstanie zjesc ciebie @byku wraz z kopytami. Pracju nad potomstwem 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Jagodo —> sorrki zem cie nie pozdrowil. Czynie to i z poslisgiem i z Przyjacielem 🙂 🙂 🙂 🙂
acha, bangkok…
okej, @kropeczka
Jest z wykształcenia chemikiem. To mi się podoba. Chemia – przedmiot ścisły i doświadczalny
lajares:)
Naszym blogowym : Krysi , Krysi de wszystkiego
najlepszego , radosci i usmiechu na caly nastepny
rok. Tradycyjnie toast tez spelniony.
O innych Krystynach tez pamietajmy.
Krystyno, Krysiade,
za Wasze zdrowie wznoszę,
stu lat w szczęściu życzę!
Laharezie! Wierzę, że gotować toś gotował, ale kto spełniał inne funkcje gosposi?
Hej! Kto widział kometę?. Tuż po zachodzie słońca! Poniżej cienkiego księżyca. Na kolację kapuśniak? Zupa kapustowa z resztkami szynki i kuraka pieczonego. Nic nie powinno się marnować. Dbajcie o żony/mężów! A propos, dobranoc.
Arequipa, Peru.
Wieczór. Wróciliśmy że szlajania się po arequipskim rynku – cudo! Wieczorem kipi życiem. Uwieczniłam.
Kulinarnie – poszliśmy do restauracji na Plaza des Armas (każde miasto ma tu Plaza des Armas – taki rynek). Poprosiliśmy kelnera, żeby nam wybrał sam coś ekstra i koniecznie peruwiańskiego.
Przyniósł znakomitą zupę z robakami morskimi – spróbowałam, omijając robaki, smak zupy jako takiej doskonały.
Mnie trafił się stek z lamy („lamę będziesz jadła?!”). Bardzo dobra ta lama, ja mam słabość do wełnianych zwierzów, bo baraninę też bardzo lubię. Wypiliśmy po lokalnym piwie „Aquipena”, a w drodze powrotnej zakupiliśmy peruwiańskie wina dwa, z których pierwsze właśnie pijemy. Dodam, że kolacja była na balkonie wychodzącym na rynek, tam była cała sieć restauracji. Przygrywali Indianie typową peruwiańską muzykę, ale przemieszczali sie po tym dłuuuugim balkonie, żeby nie przynudzać jednym stolikom za długo. Nisiu, pozdrowiłam ich od Ciebie i wrzuciłam stosowną ilość kasy do kapelusza, grali naprawdę pięknie.
Potem zjawiło się dwóch takich wcale nie Indian, jeden z gitarą, drugi z jakimś bębenkiem i w stanie mocno wskazującym wykonywali jakies duo, fałszując okropnie, co nawet Jerzor – drewniane ucho wyczuł. Na szczęście zostali wyproszeni.
Nowy, znowu pomyślałam o Tobie i zakupiłam wcale nie tani tutaj malbec syrah(w przeliczeniu na nasze ok.15$), ale co sobie będziemy żałować. Peruwiańczycy robią mało wina (ale po drodze widziałam winnice w szczerej pustynii 😯 )
Popijamy ten malbec i Jerzor stwierdził – o, dobre wino, co mu się rzadko zdarza. Mnie też smakuje.
Dzisiejszy dzień obfitował w przygody. Dobrzy ludzie tak po chilijskiej, jak i argentyńskiej stronie (zwłaszcza!).
cdn.
O, dziękuję, Dello, kocham tę ich muzykę naprawdę. Nadal rzucaj im się na szyję kiedy będą ładnie grać.
Chile i Argentyna – kraje sporych kontrastów, ale idzie ku lepszemu, „na oko” widząc, sporo się buduje, a najwięcej to widać na drogach, coś niesamowitego. Taki wielki kraj, a drogi…sami zobaczycie na zdjęciach. Zastanawiam się, dlaczego o wiele mniejsza Polska nie ma porządnych dróg – to znaczy, ma ich za mało, i to na terenie prawie płaskim, a w Chile buduje się piękne drogi w górach wysokich, nie do wyobrażenia po prostu.
Peru…zupełnie inna sprawa. Zupełnie inny świat. Niestety, bardzo biedny, chociaż na pewno są tacy, co to ho-ho. Na razie mam tylko wrażenia z tych kilkuset km. które przebyliśmy dzisiaj autobusem (znowu byłam w mylnym błędzie – góry chmury i doliny, oraz przepaście 🙄 ).
Ludziska są wspaniali, a zwłaszcza Peruwiańczycy, bo to, co działa w Chile i Argentynie, w Peru działa na zasadzie domyślności i samopomocy chłopskiej. Co pisze na rozkladzie jazdy autobusów to pisze, a kierowca, który przed chwilą twierdził, że jedzie do Araquipy zmienia zdanie. Nie jedzie 😯
Byliśmy jedyni nie miejscowi, więc ludzie podpowiadali, co, jak i gdzie. Personel obsługujący dworzec autobusowy poza sprzedaniem biletów wprowadzał nas w błąd, panienka, która nam te bilety sprzedała. Atmosfera jak z Felliniego – tu ma być nasz autobus, panienka wytipsowanym (zgrane kolory z ubraniem i oprawkami okularów – fiolet) paluszkiem nam go wskazuje. Wchodzę do autobusu – nikogo…na zewnątrz ten kierowca o dość groźnym spojrzeniu indiańskim i takiejż urodzie (urodny był!). Miał jechać, ale nie jedzie 😯
Tłumaczę sobie, że jego firma skreśliła ten kurs, bo było za mało ludzi, nikogo oprócz nas chętnych. Na dworcu w Kansas City ( 😉 ) nie ma nic pewnego, nawet księżyca. Nagle staliśmy się centrum zainteresowania dobrych ludzi, którzy podpowiadali.
Bardzo duzo zaznaliśmy życzliwości bezinteresownej od zwykłych ludzi – taksówkarze to wspaniali przewodnicy i pomocni bardzo.
Gdyby ktoś chciał wtrącić uwagę, że za pieniadze to wszystko sie da – jasne, że tak.
Ale kto zna Jerzora i jego gadulstwo… Z tym gringo każdy się szybko dogadał, bo oni też gaduły.
O, a przy okazji muszę wam opowiedzieć okoliczności przekraczania granicy Chile-Peru. Jerzor wszystko sprawdził i wiedział, a jednak nie wiedział. Dobrzy ludzie pomogli głupiemu gringo 🙂
Ehum…to może zgaszę światło, bo już jest dzisiaj 🙄
Dla blogowych Krystyn – wszystkiego co najlepsze!!!
2 godziny przegadalem z Yurkiem. Warto bylo, niezwykle mily czlowiek!!!!
Alicjo – zazdraszczam podrozy, niezapomnianych chwil i przygod. Musicie przyjechac na Long Island, zeby wszystko opowiedziec!!! Z Cichalami!!! czekam!!!!