Kto pości ten (bywa) nagradzany
Środa Popielcowa (dawniej zwana Wstępną Środą) to w kalendarzu chrześcijańskim pierwszy dzień Wielkiego Postu. Czas wyrzeczeń przy stole będzie trwał przez 46 dni (nie wliczając niedziel) aż do Wielkanocy. To wiekowa tradycja, do której w Polsce przywiązywano wielką wagę. Bywało, że nieprzestrzeganie reguł postu pociągało za sobą bardzo nieprzyjemne konsekwencje. Wszyscy zapewne pamiętają, że za czasów Bolesława Chrobrego za ten występek wybijano delikwentowi dwa przednie zęby. Z upływem czasu restrykcje złagodniały. Ale nie do końca.
W książce „Posty polskie”, obfitującej w liczne przepisy, jest też część historyczna objaśniająca te tradycje. Na początku posty dotyczyły tylko piątków, kiedy to wspominano mękę pańską, a także ogłaszanych szczególnych okazji i intencji, powoli jednak objęły one nowe dni. Nad wprowadzaniem i roztropnym motywowaniem postów głowili się mężowie uczeni w piśmie, kościelne autorytety i teologowie, trzeba bowiem było przekonująco objaśniać sens owego wyrzeczenia. Posty powoli stawały się bardzo istotnym elementem bogobojnego stylu życia, oprócz innych praktyk religijnych widomym znakiem oddania religii. Poszczono w środy, soboty i w wigilie licznych dni poświęconych ogromnej rzeszy świętych. Z biegiem czasu post stał się argumentem przemawiającym silniej niż modlitwa. Na wiernych nakładano coraz większe ograniczenia, zaprzestawano zabaw oraz wszelkiej wesołości, a w czasie niektórych postów także małżeńskiego pożycia.
Kiedy królewska para, Władysław Herman i jego żona, księżna Judyta, zbyt długo nie mogli się doczekać upragnionego potomka, uradzono, iż oprócz wysłania poselstwa mnichów do Cluny z wotywnym złotym posążkiem dzieciątka, a był to nie mniej ważny element supliki, mnisi będą pościć „na Bożą chwałę”. Szczere modły i bogaty dar wsparty postem sprawiły, że urodził się upragniony przyszły władca. A był nim nie kto inny jak Bolesław Krzywousty. Czy trzeba było więc szukać jeszcze wyraźniejszego dowodu przemawiającego za postami?
Jak wynika z gospodarskich spisów dworu Jagiełły, zarówno on, jak i jego młoda a pobożna żona (w dużym stopniu prowadzone były osobne dwory dla każdego z królewskich małżonków) w piątki jadali wyłącznie chleb i popijali wodą. Czyli przestrzegali tak zwanego suchego postu.
W biografii innej świętej Jadwigi można znaleźć informacje o tym, iż chleb i woda były jej pokarmem w piątki i środy, w soboty i poniedziałki żywiła się jedynie niekraszonymi jarzynami, we wtorki i czwartki natomiast jadała ryby i nabiał.
Post miał niejednakową formę, ale każde zobowiązanie się do niego traktowano niezwykle poważnie. Zgodnie z pochodzącą z XV wieku informacją sądową, pewnego plebana skazano po procesie na karę grzywny za to, że nie tylko sam zjadał mięso w środę, ale także zezwalał na ten występek swoim parafianom. Nie była to kara dolegliwa, ale dowodziła, że przewinienie owo traktowano nie tylko jako grzech przeciw Kościołowi, ale też jako nieobyczajne działanie, które potępiała i karała władza świecka.
Stulecie XVII mimo całej nabożności nie sprzyjało przestrzeganiu postów, bo gdzież myśleć o zadośćuczynieniu nakazom religijnym wśród nieustających wojennych pochodów, wśród wojennych niebezpieczeństw! Natomiast wiek XVIII coraz bardziej stawał się epoką sybarytyzmu, dogadzania sobie i smakowania życia we wszystkich jego przejawach. Przywiązanie dla religii nie pozwalało zapominać o jej nakazach i zakazach, jednak przestrzegane przy pięknie i suto zastawionym stole posty coraz częściej przypominały ubrane w koronki i hafty postaci elegantów. To wówczas zaczęto w pobożnej Polszczę myśleć o coraz bardziej wykwintnej kuchni, francuskich kucharzach i zamorskich smakołykach. Niejeden sprowadzony z zagranicy frykas trafiał więc i na postny stół. Zmniejszała się też liczba dni postnych. W XIX wieku było ich jednak jeszcze ponad 100.
Dziś ludzie wyrzekają się diety mięsnej nie tylko ze względów religijnych. Kuchnia jarska czyli wegetariańska i jej liczne odmiany zyskuje coraz więcej zwolenników. I w naszym blogu także. Wszystkim poszczącym więc proponuję ten przepis:
Kapusta faszerowana jajecznicą
Główka kapusty włoskiej, 5 jajek, 3 łyżki posiekanego koperku, 2 łyżki masła, średnia cebula, 3 łyżki przecieru pomidorowego, sól, pieprz
1. Zagotować w dużym garnku wodę i włożyć kapustę. Parzyć ją około 10 minut, aby listki stały się elastyczne i dały się rozłożyć, nie odłamując się od pozostałych.
2. Na łyżce masła podsmażyć na jasnozłoto posiekaną drobno cebulę, na cebuli usmażyć jajecznicę, na koniec do jajecznicy dodać przecier pomidorowy do smaku oraz siekany koperek. Doprawić solą i pieprzem.
3. Kapustę wyjąć z wrzątku i lekko ostudzić. Rozchylać listki i nakładać pomiędzy nie jajecznicę. Uformować kulistą główkę i obwiązać nicią bawełnianą.
4. Kapustę ułożyć w garnku na lekko podgrzanym pozostałym maśle, podlać odrobiną osolonej wody (można także dodać do wody kostkę warzywnego rosołu). Dusić, aż kapusta będzie miękka, czyli co najmniej 30 – 40 minut.
5.Przed podaniem podzielić kapustę na 8 części.
Komentarze
Dzień dobry. U nas też biało, ale tego śniegu niezbyt wiele.
Posty w środę pamiętam jeszcze z domu mojej Teściowej. Cały Wielki Post w środy i piątki były bezmięsne obiady, przy czym piątki były bardziej „suche”, niż środy. Biorąc pod uwagę rozmaitość dostępnych produktów, nie były to diety szczególnie dokuczliwe. Babka Anna – matka Teściowej wspominała, że „terozki post, to nie post”. Za jej młodości (ur w 1862r) post trwał cały okres do Wielkanocy, przy czym w niektóre dni wyłączone były jaja, śmietana, masło, a jedynym stosowanym tłuszczem był surowy olej lniany. Olejem okraszało się kluski, ziemniaki, zupy, na nim smażono. No i niemal cały post jedzono rozmaicie przyrządzone śledzie – śledź i twaróg to była podstawa. W moim domu rodzinnym tak na serio były 4 dni postne w roku: Popielec, Wielki Piątek i sobota, Wigilia. Nie znaczy to, że Mama nie gotowała obiadów jarskich. Gotowała, ale nie trzymała się żadnych ram czasowych – jak jej tam wypadło, albo jak sobie domownicy życzyli. Przejęłam tę tradycję – w każdym tygodniu jeden – dwa dni s jarskie, ale przypadać mogą różnie – nawet w niedzielę.
Dzień dobry,
Nemo – gratuluję 😀 To jest ten koń 🙂
Na wsi, na początku postu kupowano beczkę śledzi i te śledzie jedzono aż do Świąt. Oczywiście nie codziennie.
Asiu – babka Anna kupowała 2 x w miesiącu po 4 mendle śledzi, tj 120 sztuk. W kuchennym kredensie stały 3 gliniane donice : w jednej śledzie opiekane w occie, w drugiej śledzie opiekane w oleju i w trzeciej śledź marynowany, naturalny. Służyły jako uniwersalna przekąska. Ktokolwiek był głodny, brał sobie śledzie i pajdę chleba. W domu było 8 osób – sześcioro dzieciaków w różnym wieku i dwoje dorosłych. Na samą myśl o tych ilościach śledzi robi mi się słabo. A ogólnie lubię śledzie.
cześć Blogowa Bando
uwielbiam śledzie
już niedługo Noc Śledziożerców
zdam relację w odpowiednim czasie
Dzień dobry Blogu!
Asiu,
dziękuję 😀 Wreszcie mi ten koń dał spokój 😉
Na tym zdjęciu z otwarcia wystawy widać te dekoracyjne wieńce na filarach wejściowego łuku tryumfalnego.
Nisiu,
czy podtrzymujesz swój pogląd, tak stanowczo wyrażony wczoraj o 12:34? Ten, o nazywaniu kogoś w oczy cymbałem i idiotą?
Cichalu,
jak Ci wyszły konfitury?
Na dworze śniegu a śniegu 🙄 I mgła, a podobno miało być dziś słonecznie.
Moja przyjaciółka zza gór pakuje się na podróż do Laponii. Czeka tam na nią jazda zaprzęgiem reniferowym, biegówki, sauna i temperatury rzędu -20. Może zobaczy zorzę polarną…
Ja też kocham śledzie, ale tutaj to jest luksus. 3 fileciki (150 g) kosztują 4,20 Fr!
Pamiętam beczki ze śledziami i ten zapach w sklepie…
Uwielbiałam ikrę na chlebie z masłem.
Śledź – tak, ale nie codziennie 🙂
Śledź prosto z beczki: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/95384/d31631c1794a8294f575bc92afc7c341/
Nemo – jedna beczka dla Ciebie 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89284/d31631c1794a8294f575bc92afc7c341/
Ja za 6 filetów śledziowych płaciłam 10 złotych z kawałkiem, czyli nie dużo. W dużych sklepach można nadal kupić czasem śledzie z beczki.
Asiu,
dzięki serdeczne 😀
Jeden z faworytów 64 lata, 9 języków, afrykański Wojtyła, w poglądach co najmniej tak papieski jak sam papież 🙄 Trudny do fotografowania w bieli 🙁
Ten (z Meksyku) też podobno jest w pierwszej dziesiątce.
Dzień dobry 🙂
Bardzo ciekawy tekst i obiecujący przepis Piotrze.
A zostawiając na stronie motywacje religijne, to teraz jest rzeczywiście najlepszy czas na oczyszczanie organizmu i odchudzanie. Latem organizm zaczyna już powoli przygotowywać się do zimy. A jesienią wręcz gromadzić zapasy.
Zapomniałam wczoraj o kupnie śledzi. A nie chce mi się biec do sklepu. Na obiad będzie kasza jęczmienna z sosem z suszonych borowików. Nie wiem czy to dostateczne umartwienie 😉
Niektórzy twierdzą, że to byłby dobry wybór:
„Abp Luis Antonio Tagle ? Filipińczyk, metropolita Manili
Urodził się 21 czerwca 1957 w stolicy Filipin. Ma za sobą studia filozoficzne w stołecznym seminarium i teologiczne na stołecznym uniwersytecie oraz na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie (1987-91). Kształcił się też w Instytucie Pawła VI w Manili. Święcenia kapłańskie przyjął 27 lutego 1982, po czym pracował duszpastersko w parafiach stołecznych, a w latach 1982-83 był ojcem duchownym, a następnie rektorem seminarium diecezjalnego w mieście Imus. W latach 1985-92 uzupełniał studia w Rzymie, a po powrocie do diecezji Imus pełnił w niej różne funkcje, m.in. był proboszczem miejscowej katedry (1998-2001). W latach 1997-2001 był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, podlegającej Kongregacji Nauki Wiary.
22 października 2001 Jan Paweł II mianował go biskupem Imusu ? sakrę nominat przyjął 12 grudnia tegoż roku. W łonie Konferencji Biskupów Katolickich Filipin stoi na czele Komisji Nauki Wiary. 13 października 2011 Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą Manili.”
dzień dobry …
śledzika lubię ..
antek markowe to ciasto … 🙂
i właściwie to przepraszam blogowiczów za swoje uwagi wcześniejsze bo to rola Piotra nie moja by zwracać komuś uwagę .. się trzy razy ugryzę w palec nim coś napiszę …
Danuśka gdzie Ty? …
Sławomir Koper napisał „Życie artystek w PRL”; bieżący nr „Angory” zamieszcza spory ( 2 szpalty) fragment tej pozycji. Jest to wędrówka po barkach i kawiarniach Warszawy,l w których „trzeba było się pokazać”. Mnóstwo anegdot o znanych i lubianych, celne charakterystyki, powiedzonka, które dzisiaj wymagają objaśnień (np zamawiać „koniak i owoce południowe” – to do kelnera „przynieś Pan pół litra i ogórki kiszone”). Coś dla nas po lekturze „PRL na widelcu” (jeszcze raz dziękuję, Piotrze). Wydawnictwo Czerwone i Czarne, cena 39,90)
O staraniach króla Władysława i Judyty powstała ballada śpiewana przez Ewę Demarczyk : http://www.youtube.com/watch?v=jQE5sTapH8g
Przepis na kapustę faszerowaną jajecznicą jest dobry dla sporej rodziny. Moje ulubione połączenie kapusty i jajek to ugotowana albo uduszona brukselka i jajka sadzone, niekiedy z dodatkiem cebuli. Proste, łatwe i smaczne.
Jolinku,
dzięki za link z przepisem na szarlotkę z lanego ciasta. Przyda się odmiana od kruchego ciasta.
Krystyno, ta ballada spiewana przez Demarczyk to po prostu tekst Galla Anonima, zdaje sie, ze w tlumaczeniu Grodzickiego, ale to mozna sprawdzic w Google’u czy Wikipedii.Jak juz Gospodarz wspomnial Wielki Post to niezaleznie od stosunku do religii jest tez dobra okazja na odchudzanie. W kazdym razie mam zamiar dzis kupic ze dwa funty sledzi.
P.S.
Yurek i Alicja pewnie zauwaza, ze nie skorzystalem jeszcze z ich rad jak pisac z polskimi znakami diakrytycznymi. Moze znajde wolna chwile w najblizszy weekend?
Nie wiem jak tam u Jagody – zawsze to 20 km na północ – u mnie woda szumi w rynnach, leży ok 10 cm warstwa śniegu po wierzchu zmrożonego, z góry pada bardzo drobna i bardzo rzadka mżawka. Pewno jutro zostaną gdzieniegdzie płaty błotnistej mazi śniegowej.
Strata dwóch przednich zębów wymyślną karą za nieprzestrzeganie postu była. A wstawić nie dało rady. To już lepiej było pościć. Bez uszczerbku dla uzębienia jak i dla zdrowia.
To już chyba Arystoteles zalecał – by raz w tygodniu, dla oczyszczenia ciała i ducha, jedynie wodę z chlebem spożywać.
Z nagradzaniem w mym przypadku to „letka” przesada. Zżarłam kawałek kiełbasy. Ło rany! Nie wybijajcie mi zębów proszę.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidna – ścisły post z pewnością oczyszcza organizm,. Gorzej z duchem (moim). Kiedy jestem bardzo głodna, gwałtownie psuje mi się charakter.
„Oszczędne obiady postne” Juliuszowa Albinowska
Styczeń:
„Zupa karmelicka –
na 6 osób gotuje się 1/4 l (kwaterkę) krup perłowych w 1/4 l wody, pokąd się krupy zupełnie nie rozklejąosobno gotuje się na miękko 6 deka (3 łuty) białej fasoli i 4-5 obranych kartofli. Gdy kasza już miękka, wtedy daje się łyżkę masła, bije się kaszę łyżką do białości, rozprowadza wodą gorącą, soli do smaku, dodaje do niej fasoli ugotowanej i kartofli w kostkę pokrajanych, delikatnie miesza się wszystko razem, zagrzewa dosyć mocno i wydaje do stołu.
Rybne kotlety
1 kg jakiejkolwiek ryby gotuje się w smaku z jarzyny. W tym celu należy gotować pietruszkę, marchew. seler, cebulę i kilka ziarenek pieprzu prostego. Gdy jarzyna już gotowa scedza się płyn, soli i w płynie ostudzonym gotuje się rybę. Gdy ryba ostygnie, rozbiera się ja na kawałeczki, starannie wybiera ości, a rybę sieka się na maszynie do mięsa. Na 1 kg ryby daje się 10 deka gotowanych ziemniaków, wbija jedno całe jajo, soli i pieprzy do smaku, miesza razem i wyrabia na stolnicy, osypanej mąką, podługowate kotlety, poczem smaruje się je jajkiem, osypuje bułką i smaży na wrzącem maśle. Do tych kotletów podaje się musztardę, tarty chrzan, sos ogórkowy lub korniszonowy. Porcya na 6 osób.
Deser – budyń z bułki”
Mam tak samo jak Pyra. Kiedy stosowałam różne diety (był czas, kiedy usiłowałam mieć linię), robiłam się wściekła na cały świat i myślałam wyłącznie o jedzeniu. To był dość obrzydliwy stan.
Czy dziś jest Środa Popielcowa? No, faktycznie. Jeden zaprzyjaźniony Węgier nie mógł zapamiętać prawidłowo i mawiał o niej Środa Popielata. Cudny to był człowiek, żywił się prawie wyłącznie ostrą papryką. Mam nadzieję, że dalej się nią żywi w swoim Szekesfehervar vel Białogrodzie Stołecznym.
Upływ czasu mnie zdumiewa: znałam go trzydzieści lat temu.
Jeszcze jeden przepis z tej samej książki:
„Jaja wypiekane
Ugotować 8 jaj na twardo, przekrajać i wyjąć ostrożnie żółtka. Białka pokrajać w plasterki, ułożyć na półmisku i polać gęstym beszamelem, który się tak robi: łyżkę świeżego masła zagotować na biało z łyżką mąki i kwaterką dobrej, surowej śmietanki i mieszać ciągle, aż zgęstnieje, pozostawiwszy na małym ogniu. Przestudziwszy sos zaprawić go 2 żółtkami, Następnie, trzymając sito nad półmiskiem przetrzeć wszystkie żółtka tak by utworzyły żółtą powłokę na białkach. Całość obsypywać parmezanem lub serem szwajcarskim i bułeczką, obłożyć kawałkami masła i włożyć na 5 minut do pieca.”
Za ś.p. Gomółki były też urzędowe poniedziałki ” bezmięsne” no i oczywiście masełko o zupełnie innym smaku niż dziś.
ROMek,
„gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy” – wskazówki masz, a kiedy Ci przyjdzie ochota, to sobie zainstalujesz to i owo 😉
Śledzie!
Uwielbiam, tylko nie produkcyjniaki marynowane na kwaśno-słodko, a taka jest tendencja, dlatego sama sobie marynuję naokołoświatecznie odpowiednia ilość, na wytrawno. Niestety, śledzie z beczki w Baltic Deli pojawiają się tylko dwa razy do roku, a poza tym można sobie kupić gotowce Lisnera czy kogo tam, kwaśno-słodkie.
Bardzo w kuchni gniewały się śledzie,
Że nikt nie chce ich jeść po obiedzie,
Tak jak gdyby istniały powody,
Wyżej cenić owoce lub lody.
Przed obiadem dobry jest śledź,
A po obiedzie – cicho siedź!
Kucharzowi zrobiło się przykro:
Taki śledzik, czy z mleczkiem, czy z ikrą,
Przed obiadem to przysmak nie lada,
Lecz na deser się śledzi nie jada.
Przed obiadem dobry jest śledź,
A po obiedzie – cicho siedź 🙄
Na to śledzie: To pan niech się biedzi,
Niech ukręci pan lody ze śledzi,
Bo nie w smak nam są takie zwyczaje,
Że się śledzi na deser nie daje.
Przed obiadem dobry jest śledź,
A po obiedzie – cicho siedź? 👿
Kucharz słuchał milczący i blady,
Tegoż dnia jeszcze odszedł z posady,
Nawet nie chciał zgotować kolacji,
Bo, doprawdy, czyż śledź nie ma racji?
Przed obiadem dobry jest śledź,
A po obiedzie – cicho siedź 🙁
(Jan Brzechwa)
Pyro, ja na zachód od Poznania. Aura nadal zimowa 🙂
jesli ktos ma odwage poznac mnie osobiscie to zapraszam do brandenburgii;
na zjazd chcialem przyjechac juz w roku 2010, ale mgla uniemozliwila mi ladowanie
i powiedzialem do wewnetrznego pilota, aby zawrocil…
lecher,
za Gomółki to było ponad 400 lat temu 😉
Na dworze zamieć.
Na pociechę upiekłam biszkopt czekoladowy na roladę, a w piecu jest garnek z kolejną ciabattą. Pachnie świeżym chlebem i jest jakby cieplej…
jedzie, jedzie byk po sledzie…;)
polecam film(stare, ale jare, leci wlasnie na berlinale w retrospektywie)
lanzmana „shoah” .
Byku – Nemo odnalazła konia z Anwerpii 🙂 . A Żaba ciekawie oceniła konne posągi. Zobacz wczorajsze, nocne komentarze.
zagadka:
„jestes jako cymbał brzmiacy…”(tłum. cz. miłosz)
skad to pochodzi?
@asia:
good job; zaraz zagladam…
Czy to aby nie z jakiegoś listu? 😉
Specjalnie dla Byka:
Der Paulus schrieb an Irokesen:
Euch schreib’ ich nicht,
Lernt erst mal lesen 😎
U mnie śledź w piątki był tradycyjnie – odsolony, w śmietanie kwaśnej, gęstej, do pyrek gorących i wszyscy to lubili. I wcale nie dlatego, że post, bo moja rodzina nigdy nie była religijna. Uwielbiałam piątki, natomiast niedzielna tradycja (rosół z kury z makaronem domowym, na drugie ziemniaki i przysmażona kura z rosołu + sałata) mnie nie za bardzo…
Obiad zjadłyśmy z cyklu „kucharka zwariowała”. Ania dokończyła wczorajsze odsmażane ziemniaki, do których zjadła jajka na twardo i kawałek makowej rolady, ja same jajka z majonezem i surówką. Makowca jadłam wcześniej, zanim ona dotarła do domu. Czytam papierową „Politykę” i się złoszczę na współczesną cywilizację. Cały spory materiał o depresjach okołoporodowych, o naruszeniu równowagi hormonalnej podawaniem oksytocyny ( środek przyspieszający i wzmagający skurcze porodowe) zamiast czekania na naturalną oksytocynę produkowaną w organizmie i o matkach, które nie kochają dzieci i potrzebują psychologa. No, nie licząc Jagody (bo ją znam) uważam specjalistów tego zawodu na największych szkodników społecznych . Jestem ciekawa jakie następne nieszczęście sklasyfikują do terapii. Niedługo każdy człowiek będzie ze sobą prowadzał osobistego psychologa.
specjalnie dla @nemo
DER AROMAT
Angeregt durch Byk.s Geruchssonaten,
gründen Freunde einen „Aromaten”.
Einen Raum, in welchem, kurz gesprochen,
nicht geschluckt wird, sondern nur gerochen.
Gegen Einwurf kleiner Münzen treten
aus der Wand balsamische Trompeten,
die den Gästen in geblähte Nasen,
was sie wünschen, leicht und lustig blasen.
Und zugleich erscheint auf einem Schild
des Gerichtes wohlgetroffenes Bild.
Viele Hunderte, um nicht zu lügen,
speisen nun erst wirklich mit vergnügen.
Nemo. Czy ten dżem (marmolada) kumkwatowy wytrzyma do jesieni? Przywiozę na Zjazd.
PS Czy aby nie powinno być – Lernt erstmal lesen (?)
Cichalu,
jeśli włożyłeś na gorąco do sterylnych słoików, zakręciłeś szczelnie, ustawiłeś słoiczki „do góry nogami” do wystudzenia i one teraz są szczelne, to wytrzymają co najmniej rok.
A jak smakuje?
Von Duden empfohlene Schreibung:
erst mal
Alternative Schreibung:
erstmal
Duden to taka oficjalna biblia języka niemieckiego, ostatnia instancja 😉
Byku,
dziękuję 😀
Co sądzisz o koniu?
erst mal/erstmal
@pyra:
polecam wczesne filmy woody allena…
Captain, danke schön
Pyra,
co tylko się da, sprowadzą do „schorzenia”, które trzeba leczyć, a czemu nie.
Za moich czasów (no i zaczyna się…) było tak, że człowiek musiał się zmagać z życiem, jakie ono było. Właśnie miałam na ten temat rozmowę ze starym przyjacielem, który teraz działa jako wszystko dla wszystkich, dla dzieci, wnuków na każde zawołanie, kierowca, złota rączka i wszystko inne, tyle tylko, że nie gotuje. EMERYT, który powinien po latach pracy leżeć bykiem i robić to, co go interesuje – łowić ryby latem, jeździć na nartach zimą (mieszka rzut beretem od gór i szlaków zjazdowych) i korzystać z tego, że wreszcie ma na to czas. No ale nie da rady – dzieci są przemęczone, przecież chodzą do pracy, a to wyczerpująca sprawa, niech się dziadek wszystkim zajmie, rozwożeniem, przywożeniem, opieką nad. A babcia niech gotuje w soboty i niedziele, jak się cała rodzinka zwala tradycyjnie na obiadki. W tygodniu nie, bo babcia jeszcze pracuje.
Problemy ze soba każdy ma, ale teraz nawet jakbys nie miała problemu, to ci wmówią. Kiedys człowiek był w dołku, a teraz to juz deprecha i potrzebny specjalista. Jagoda też by się chyba z tym zgodziła, że coraz częściej ludzie zdają się na specjalistę, bo teraz właściwie na wszystko jest jakaś tabletka, zabieg, terapeuta, malarz, szklarz.
Po co się wysilać i „dawać radę”, choćby nawet mogło się bez specjalnego wysiłku tę radę dać.
Alicja /18.08/ – bardzo trafnie to ujęłaś. Teraz świat jest pełen „przemęczonych” młodych ludzi
@nemo:
ten lepszy
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:EdgarDegas-Le_cavalier.jpg?uselang=de
ten tez nienajgorszy, chociaz tylko krewniak 😉
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Monumento_a_Cervantes_(Madrid)_10b.jpg?uselang=de
Byku,
no, nienajgorsze 😉
Roczne spożycie koniny w Szwajcarii nie sięga nawet 700 g na głowę.
Teraz może się poprawiło dzięki „Findusowi” 😉
no, ale z tego co wiem to dla anglikow kon,na stole,
to gorzej niz pies i kot razem wziete , podczas gdy kilka kilometrow ode mnie jest rzeznik i masarz, ktory ma nieduza, ale stala klientele;
takze w moim supersamcu stoja przetwory konskie,a raczej by nie staly,
gdyby ich ktos nie kupowal,co kraj to obyczaj…
Minęło ca. 50 lat, jak alkoholizm wpisano w rejestry chorób. Ok 25 lat, jak zaczęto mówić o konieczności leczenia współuzależnień (czyli żon, matek i dzieciaków alkoholików. Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnień w Łodzi podaje, że współuzależnieni stanowią już 65% osób korzystających z terapii). Ostatnio psychologowie kliniczni doszli do wniosku (w tym ośrodek poznański pod energicznym kierownictwem p.prof L.) że współuzależnienie sięga i następnego pokolenia , czyli wnuków. Biorąc pod uwagę to, ile w Polsce pito jeszcze pół wieku temu, w dzisiejszym pojęciu wszyscy jesteśmy potomkami alkoholikw. Dbają, skubani, o rynek pracy.
Nemo,
„konia z rzedem” za wczorajsze! Brawo Nemo!
Nasz zaprzyjaźniony Geolog, ten z rumuńskimi koneksjami, jest miłośnikiem koniny, a właściwie źrebięciny.
Parę lat temu, kiedy jeszcze starał się o względy jednej miejscowej panienki, zaprosił nas wraz z nią na kolację u siebie w domu. Na pierwsze danie podał plastry źrebięcego serca z rusztu, krwiste w środku 🙄
On jadł z wielkim apetytem, panienka, biała jak papier, grzebała niepewnie w talerzu, a ja to serce widzę do dziś, choć się przemogłam i spróbowałam 🙄 Nawet dobre było, ale więcej nie chcę.
Panienka już się z nim nigdy więcej nie umówiła 🙄
O, Miodziu!
Dziękuję 😀
O roku 1930 w Belgii wiem teraz nadzwyczaj dużo 😉
Pyro,
w mojej rozległej rodzinie był jeden stryj – alkoholik, ale umarł młodo i bezpotomnie 🙁 Wdowa po nim wyszła za dużo młodszego, również ze skłonnościami, ale i ten odszedł w zaświaty w ubiegłym roku 🙁
Ciocia, ponad 80-letnia daje sobie radę samotnie i bez psychologa, ale ma skłonność do opiekowania się wikarymi i pielgrzymek do Wilna.
Czy to są skutki uboczne życia z alkoholikiem w rodzinie? 😉
„nalogi sie zmieniaja – czlowiek pozostaje ten sam”
z tajlandii
holender, kto to spiewal (i chyba niezle)
„byc kobieta, byc kobieta…” frackowiak?
bo „ksiezniczke anne”pamietam, tak, ewa bem!
Tak się złożyło, że w mojej rodzinie nie było ani alkoholików, ani abstynentów. W dalszej rodzinie trafiali się (brat mojej Synowej jest alkoholikiem, także jeden z przyrodnich braci Matki mojej był pijusem, ale twardo pilnowanym przez żonę). Reszta piła z umiarem i okazjonalnie. Mojego ślubnego przez 50 lat trzy razy widziałam zalanego w trupa, i kilka razy wesolutkiego. Mało pił i gorszył się pijakami. Koledzy w pracy? Ho, ho, ho! ale też nie alkoholicy, tylko pospolite pijusy.
Byku – Alicja Majewska
http://www.youtube.com/watch?v=lHJ3H6hDFXk
Nemo,
w Wilnie jest tak wiele kościołów i cerkwi, że często stoją obok siebie. Jedna czy dwie pielgrzymki nie wystarczą, aby je poznać. Nie dziwię się wiec Twojej Cioci. 🙂 Mnie Wilno bardzo się podoba. Schodziłam je pieszo, bo tylko tak można najwięcej zobaczyć. Warto się tam wybrać.
ach, to alicja, fajnie, ze sie trzyma, ciekawy, niepospolity glos…
http://www.youtube.com/watch?v=96-dC1UWgUY
w pewnym sensie nie wykorzystany talent, moim zdaniem…
(majewska)
„dobry impressario, to 99 procent sukcesu”
danny de vito
@krystyna:
a co wam tak z tymi piegrzymkami(nie tylko zreszta w polsce) odbilo,
brakuje wam 1 maja, czy co?
a miod litewski, pycha…
Usłyszane przed chwilą w radiu:
Nagrobek gracza w trzy karty:
Tu spoczywa gracz w trzy karty. Albo tu. Albo tu.
😉
…jeden z moich sasiadow chodzi teraz z muszla(tak,tak muszla!) na szyji
i wydal ksiazke (ktora jako, tako sprzedaje na odczytach) na temat glebokich zmian,
ktore dokonaly sie w jego duszy podczas pierwszej proby obycia sie przez dwa tygodnie bez samochodu…
byku,
mam wrazenie, ze twoj bardzo bliski sasiad….
tak, aldono?
Czy ta muszla na szyi lewo – czy prawoskrętna 🙄
@irek:
jeden binienda wie…
Byku,
pielgrzymki upodobała sobie Ciocia Nemo, starsza pani. Ja nigdy na żadnej pielgrzymce nie byłam z przyczyn zasadniczych. To nie moja bajka. Co by nie myśleć o tego rodzaju wyprawach, to dla wielu niezamożnych ludzi jest to właściwie jedyny dostępny, bo dość tani sposób podróżowania. I to tyle w tej sprawie.
p.s.
a co najgorsze wiersza wladyslawa broniewskiego „brzoza”
musialem sie (@swietlicowa winna) uczyc na pamiec!
Najgorsze, zapewne, dla Broniewskiego.
@krystyna:
amen.
@nisia:
dito.
Skrętość muszli zależy li tylko od kręcenia się w czasie kopulacji a nie od biniendy 😈
@nisia:
pamietasz?
ciekawe byly transseksualistki pod koniec lat 60-tych w koszalinie
(supermiasto!!!!); jedna nawet do klasztoru wstapila, jesli sie nie myle…
…a ja Broniewskiego lubię.
Wyjdę na pole, postoję,
nie boję się ani zimy, ani jesieni,
niczego się nie boję
i nie jestem Jesienin.
A on się bał, i tego lęku było mnóstwo,
ziemia zimna,
potem było samobójstwo,
ziemia ciemna.
Niczego się nie boję,
tylko, miła, twojego strachu.
Wyjdę na pole, postoję
i zobaczę bociana na dachu.
Vado via,vado via….chciałoby się zanucić -:)
My jeszcze trochę się powłóczymy do kolejnych Plazza Maggiore albo Plazza del Duomo zanim z ziemi włoskiej do naszej polskiej dotrzemy.
Owszem karnawał w Wenecji już się zakończył,ale nasze italiańskie peregrynacje nadal w toku,bo ten karnawał to był tylko taki pretekst do podróży po północno-wschodnich tutejszych rubieżach.Zaniosło nas już do Rawenny,Ferrary i Padwy.Na jutro zaplanowana Parma.
Jolinek życzyła nam słońca i było,było,było,aż Wenecja zrobiła nam siurpryzę i przywitała nas mokrym i całodziennym śniegiem,po którym nie zostało żadnego śladu już następnego dnia.
Nasza baza wypadowa to Bolonia,którą niezwykle lubimy od pierwszego wejrzenia,bo bardzo z jednej strony bardzo klimatyczna,
a z drugiej radosna i pełna życia,bo studentów na ulicach najwięcej.
Dzień dobry, kochana! Śniegi
świat niedługo zawieją.
Aż po jeziora brzegi
bieli się wszystko – nadzieją.
Mnie – cóż? Kieliszek koniaku,
pióro, kawałek papieru,
myślę i „w braku laku”,
(znaczy natchnienia) – papieros.
Pomyślę jeszcze: kocham,
pomyślę dłużej: w płacz…
Chciałem szczęścia choć trochę,
a teraz płaczę – patrz.
(W.B)
Polecam „Miłość, wódka, polityka” Mariusza Urbanka.
@irek:
powstales z piany?
moze z ciebie afrodyta, a jeszcze nie wiesz…
Mam Urbanka dwie (jak dotąd) biografie : Waldorffa i Broniewskiego. Obydwie solidne, interesująco napisane, dobrze udokumentowane. brawo Urbanek. Męczy mnie kaszel; wiadomo, że oskrzela + papierosy to świństwo prawie nie do wygonienia. Zaraz naleję sobie dużą porcję aroniówki mojej Ryby – ona robi ją z przepisu swojej teściowej i ta nalewka jest słabiutka – szklanka spirytusu na litr soku owocowego. Dlatego można bezkarnie nalać sobie choćby i 1/3 szklanki, a witaminy, flawonidy i inne dobroci swoje ma.
Dzisiaj nie jestem niczym zdziwiony, w zaufaniu powiem że to jest wersja dla prasy blogowej i tego będę się trzymał.
Wersja dla dziennika ( gdybym go pisał ) byłaby w połowie inna.
Otóż nie zdziwiły mnie dzisiaj dwa wpisy, co nie znaczy że pozostałe mnie zdziwiły, ale nie będę wyjaśniał bo nie lubicie moich mętnych wywodów.
Pierwszy z informacją o znalezieniu konia, wielkie mi co!!
Każdy przecież wie że w 1930 była wystawa światowa i tam ten koń jak żywy stał przy wejściu. Warto było noc zarywać?
Oj, warto było….warto, wyobrażam sobie Twoją wielkość radość gdy na ekranie monitora wyłoniła się pocztówka z bramą triumfalną.
Nemo!
Gratulacje, nie odpuściłaś, dokopałaś ! 🙂
A ja i tak bym się dłużej cieszył.
Drugie niezdziwienie.
Wpis a właściwie takie pełne żalu westchnienie zmęczonego już całym aktywnym dniem człowieka który to wieczorem chce sobie spokojnie zasiąść w uszatym fotelu ( Ludwik XV) , odstawiwszy wcześniej na jednonożnym bogatą snycerką zdobionym, intarsjowanym hebanem i kością słoniową stoliczku, ręcznie rżniętą kryształową szklanicę Svarovskiego, subtelnie wypełnioną przednim rumem, tak po zapachu to Captain Morgan Private Stock.
Otóż siada sobie on, na stopach ma wygodne i mięciutkie aksamitne paputki, na sobie jedwabny w chińskie smoki wyszywany szlafrok, na nosie okulary w złotej ramce i czuje że jeszcze coś mu brak. W prawej szklanica, w lewej co?
Tak, książka potrzebna!
Sięga więc lewą za bok fotelu gdzie stoi etażerka ( Ludwik XIV ) z ulubionym podręcznym księgozbiorem, stara się trafić palcami w jeden z cennych woluminów, wskazujący zahacza o płócienny grzbiet, kciuk i środkowy chwytają za oprawione w miękką cielęcą skórę okładki, ręka przenosi wyłowioną zdobycz przed oczy siedzącego, wargi odczytują tytuł a z ust wydobywa się pełen dezaprobaty wzdech :
I znowu ten Dostojewski?
Aż z nerwów zadzwonił po Svarovskim na zaciśniętej prawej dłoni sygnet.
To samo mam, Pyro – Urbanek jak coś pisze, to pisze dobrze i udokumentowane.
Antek,
„oceniacze” blogu, którzy podpatrują , czytają, a potem opiniują łaskawie albo nie…
Albo, albo wcale, nie uważasz?
Alicja – Ty jesteś kobieta dosłowna i dlatego nie łapiesz paraboli Antka. Antoś! Pisz jak lubisz. Ja zdzierżę.
Ja lubię prosto i dosłownie, a nie pieprzenie kotka za pomocą młotka.
Parabole niech sobie łapie, kto chce.
Smakowitych pyraboli 😉
Alicja – Twoje zdrowie; rozśmieszyłaś mnie.
Znaczy się, jak rozumiem, delikatnie sugerujesz mi Alicjo że nie powinienem zabierać głosu??
Ja, podobnie jak Ty nie lubię blogowych rad i sugestii, nie udzielaj ich więc sama, ja będę wpadał póki będzie mi się chciało.
A że o Dostojewskim też tu nie wolno, nie wiedziałem?
Temat tabu?
To jest blog o gotowaniu i pieprzenie jest tu wręcz wskazane.
Może niekoniecznie kotka młotkiem, bo to jest karalne.
Teraz sobie poczytam.
Może Dostojewskiego?
Stanowczo znacznie lepiej byloby poluchac rady Gospodarza. Wszak kto posci ten jest zdrowy, a ja, bedac nieskromny, musze sie przyznac, ze jeszcze raz z niesmakiem wytarlem usta. Tym razem w rekaw prawego przedramienia. Bylo to akurat wtedy, kiedy kicz mial sie ku koncowi i czerwony ogien gasil sie w oceanie.
Kolacja ktora zjadlem nie smakowala mnie pod zadnym wzgledem. Prawde mowiac poskazyc sie juz nie bylo komu. Psioczylem wiec sam na samego siebie. Co pare krokow wulkan wyciskal z zoladka kolejne kesy niestrawnosci. W koncu wsadzilem trzy palce w gardlo. Dobrze ze stalem przy rynsztoku, nikt nie mogl zarzucic mnie nietaktu. Poczulem sie jak mlody bog, dobrze nie miec zadnych trosk, ani na, ani w sobie. Czego rowniez zycze tym ktozy przeczytali mnie do konca.
Skoro o ciociach mowa to opowiadal mi tu jeden taki z Luzerny. Jest sporo takich organizaji, mieszcza sie na przedmiesciach Zuericha. Do jednej z nich, by sie zameldowac, musiala oplacic calkiem nie mala skladke, jednorazowa na cale szczescie dla rodziny. Nastepnie, wykonala niezbedne badania lekarskie, wazne bylo by lekarz stwierdzil, ze jest to przypadek beznadziejny i nie ma zadnej nadzieii na wyzdrowienie. Wreszcie wyjechala w ostatnia reise do pokoju gdzie stala kanapa, lozko i stol przy ktorym siedzial zaufany pracownik. Podal szklaneczke z mixtura XXL. Chlupnela z wlasnej ochoty i ostatni raz.
Przerozne rzeczy ludziska wymyslaja, nie kazdy ma tyle szczescia ile mial Hemingwey. Strzelil raz i po ptakach. Inni nie obliczyli dobrze kata razenia i przez pare tygodni meczyli sie bez szczeki.
A propo szczek. Bywa co jakis czas dostawa rekinow na molo. Specjalnego wziecia nie maja. Ja tez sie nie garne do tego typu stworow. Mam respekt przed nimi, nie mozna zjadac tych ktorzy zjadaja ludzine.
Cichalu, nie wiem jakim cudem sa zeby od Ewy czarne. Tutejsze maja biale, niejedna panienka chcialaby miec takie porcelanki. Wachalem rozprutego, tuz po zabiegu chirurgicznym. Intensywny zapach oceanu, mam go na codzien i noca. W koncu nie wszystko co sie rusza musi byc skonsumowane.
Witaj, Arku – już po urlopie?
Piotrze nasz – uczciwie pościłam i teraz co? Kto mi wynagrodzi? Dobra; odpuszczam. Jutro chińszczyzna, czyli bałagan z patelni.Dobranoc.
Antku,
bynajmniej! Z tym zabieraniem głosu. Ja bym za tym, żebyś właśnie częściej, bo inaczej to tak właśnie wygląda (dla mnie), jakbyś podczytywał i od czasu do czasu wchodził i opiniował, kto co i jak.
Dostojewski?
Nic nie wiem na ten temat, czy zabronion i kto zabronił, nie wiem, osochozi, poczytałam do tyłu i dalej nie widzę Dostojewskiego i dyskusji na ten temat.
Wyrażam na blogu swoje opinie i NIGDY nie zabraniałam (jakim prawem? To nie mój blog) nikomu wyrażać swoich opinii, a jak się z czyjąś opinią nie zgadzam (mogę, nieprawdaż?) to daję temu wyraz. Nie znaczy to, że oczekuję, że każdy będzie się zgadzał z moją opinią. Nie jestem na blogu od wczoraj, a od początku prawie.
Na tym zakończę, bo zdiagnozowana już byłam, wystarczy.
Jeśli Cię obraziłam, przepraszam.
Antku,
yes, yes, yes 😆
Dostojewski na noc? Hmm…
Jeśli to nie „Zbrodnia Ikara”, to „Książę Myszkin” najpewniej 😉
Wciągnęłam sobie DVD z amerykańską wersją Trylogii Larssona (I część) „Dziewczyna z tatuażem”.
Ech, ten Craig, to jest gość…
Antku,
natchnąłeś mnie. Nie sięgnęłam wprawdzie po oprawione w cielęcą skórkę okładki, ale pozwoliłam Pszoniakowi rozpocząć opowieść o podróżnych w pociągu relacji Warszawa-Petersburg.
Jak on świetnie podrabia ich głosy… 😉
… a ja z Pskowa… 😉
Dobranoc!
dzień dobry …
Danuśka napisałaś, że na weekend to się martwić zaczęłam …
pomachanko walentynkowe …. 🙂
sto lat pózniej
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Franz_Marc_029a.jpg
kraków, 1944…
„halt! hände hoch!”
„nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawe, ze zwraca sie pan do przyszlego papieza…”
„schnauze! der papst werde ich!”