Pod Wawelem warto jadać

Okolice Wawelu to raj dla smakoszy. I myślę właśnie o najbliższych okolicach wawelskiego wzgórza. Nie będę wymieniał wszystkich lokali mieszczących się pod siedzibą królów lecz o jednym, konkretnym i wręcz fantastycznym zarówno pod względem wystroju, klimatu, obsługi jak i kuchni. To restauracja Pod Baranem przy ulicy św. Gertrudy.


Już od samego wejścia czuje się przyjazną atmosferę, tak charakterystyczną dla krakowskich lokali. Kelnerzy witający gości są serdeczni ale nie nadskakujący i nadopiekuńczy. Stoliki rozstawione na tyle gęsto, by goście nie czuli się osamotnieni, ale na tyle  oddalone od siebie, by można było prowadzić swobodne rozmowy nie zakłócając ucztowania sąsiadom.
Palta i kurtki wieszane są w starej pięknej szafie, co powoduje, że goście czują się jak na domowym przyjęciu u przyjaciół. Na ścianach zaś wiszą (przynajmniej podczas naszej wizyty) obrazy Edwarda Dwurnika, co podnosi poziom kultury przyjęcia. Na czas studiowania karty dań i win goście otrzymują świeży chleb i pyszny krakowski smalec ze skwarkami.
Karta nie jest przeładowana ale proponuje dania na tyle różnorodne, że mogą one zaspokoić gusta bardzo zróżnicowane. Spośród wielu kuszących przekąsek wypróbowaliśmy grasicę w śmietanowym sosie, gołąbki z mięsem w sosie borowikowym  i flaki wołowe. Wszystkie te dania zachwyciły swą delikatnością. Były przyrządzone z największą prostotą ale i wyrafinowaniem. Podobnie było z zupami: rybną i żurkiem po krakowsku. Niby wszyscy to robią ale tylko prawdziwi mistrzowie potrafią z prostych przepisów wyczarować królewskie potrawy. Widać sąsiedztwo Wawelu zobowiązuje.
Wśród dań głównych jest i dziczyzna ( świetne combry sarnie w różnych sosach), i jagnięcina (kotleciki rozpływające się w ustach), i ryby z obcych mórz (np. delikatna dorada z grilla), i – tu szczególne wyróżnienie – sztuka mięsa w sosie chrzanowym zasługująca co najmniej na medal czyli Bocus d’Or za nadzwyczajną kruchość i delikatność.
Równie atrakcyjna jak Menu jest tutejsza karta win. My wybraliśmy Primitivo Rosso Salento wierząc, że będzie doskonale podkreślało zalety dziczyzny jak i sztuki mięsa, a także nie będzie zgrzytem przy doradzie mimo, iż to wino czerwone.
Na desery tym razem nie mieliśmy już czasu, bo czekało na nas Muzeum Narodowe gdzie spędziliśmy ponad dwie godziny podziwiając retrospektywną wystawę prac Wojciecha Fangora ( a potem –  sale z obrazami Andrzeja Wróblewskiego).
Słodycze więc  odłożyliśmy na później i tuż przed odjazdem do Warszawy wpadliśmy do Sukiennic, gdzie – mimo  uroczystości urodzin chyba najmłodszego członka rodu właścicieli słynnego lokalu – mogliśmy spałaszować ze smakiem kremówki Noworolskiego.
Kraków to miejsce gdzie uczta duchowa harmonijnie łączy się z ucztą przy stole.