Dwa tomy w płynie
Z redakcji „Czasu wina” – dwumiesięcznika z którym od lat współpracuję – dostałem dwa tomy świeżo pachnące farbą drukarską i dwie butelki o nieznanym jeszcze bukiecie, bo ich nie odkorkowałem.
Oba prezenty łączy kobieta – Patricia Atkinson. To Angielka rzucona na południe Francji i pozostawiona sama (mąż musiał na pewien czas wrócić do Londynu, by zostać tam na stałe) w nieznanym środowisku, bez znajomości języka i wiedzy winiarskiej. A ten ostatni punkt to szkopuł największy. Państwo Atkinson bowiem sprzedawszy co tam mieli w Londynie, kupili dom i winnicę pod Bergerac.
I co z tego wszystkiego wynikło? Patricia opisała swoje – momentami dramatyczne a czasem komiczne – przeżycia w dwóch tomach, właśnie ukazujących się na rynku księgarskim. A że jej księgi tyczą wina to i „Czas wina” roztoczył nad nimi patronat.
Tom pierwszy „W dojrzewającym słońcu” to – jak pisał londyński Guardian – „najbardziej zajmująca opowieść o la vrai vie rustique francaise od czasu „Roku w Prowansji” Petera Mayle’a.” Ja bym posunął się w ocenie jeszcze dalej (a obie książki znam): dzieło Patricii Atkinson jest o niebo ciekawsze. Na dodatek autorka szybko stała się uznaną producentką wina i podbiła rynki Europy a nawet Azji. Potrafiła też pokazać jak wygląda trud winogradnika – fascynujący i morderczy jednocześnie. Teraz, wąchając i pijąc pinot noir lub primitivo będę z większym szacunkiem i sympatia myślał
o tych, którzy specjalnie dla mojej przyjemności ów trunek przygotowali. Drugi tom – „Sezon na winobranie” – jeszcze przede mną. Będę czytał tę książkę sącząc na przemian wytrawne lub słodkie wyroby tej wspaniałej kobiety z Chateau Gageac.
To lektura optymistyczna, by nie rzec wręcz rozweselająca a w towarzystwie wina wręcz przywracająca do życia mimo szarugi za oknem.
Recenzję winiarska odkładam na później, gdy butelki będą już puste a książki zamknięte i odłożone na półkę.
Komentarze
Witam.
http://www.youtube.com/watch?v=Viqr6KHwJjc
Dzień dobry.
Yurku – co Ty tu robisz o tej porze? Dlaczego nie śpisz?
Muzyka wspaniała – zawsze tak uważałam – lecz zupełnym zaskoczeniem były wieści z ich tur muzycznych. Ponoć omal sobie nie poukręcali szlachetnych łepetyn strojnych w bujne loki. Po występach zamykali się każdy w swoim pokoju.
Miłej lektury Piotrze. Niechaj nie otwarte do tej pory butelczyny nie zawiodą.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidna – gdzie ta muzyka? Czyja muzyka?
„Rok w Prowansji” należy do moich ulubionych lektur anty-depresyjnych. Jeżeli p. Atkinson będzie podobnie urocza, to ja chcę przeczytać.
Na obiad dzisiaj papryka faszerowana będzie gotowana (rymnęło się).
Wczoraj wieczorem polepszaliśmy sobie samopoczucie przy Beaujolais Nouveau.I proszę się nie denerwować i na mnie nie krzyczeć 😉
Mam takie samo zdanie na temat tego wina,jak większość Blogowiczów obecnych przy tym stole.Tym niemniej ustanowiliśmy z naszymi przyjaciółmi nową,świecką tradycję spotykania się przy owym winie,
co roku,w rzeczony trzeci czwartek listopada.
Opowiem jednak wszystko po kolei.
Po Beaujolais udaliśmy się do pobliskiego sklepu z winami.Sprzedawca poinfomował nas,iż nie ma tego sikacza,bo po co? Jesteśmy pierwszymi klientami,którzy dzisiaj o to wino pytają.W trakcie,kiedy tak sobie dywagowaliśmy o tym,czy warto owo wino zamawiać,czy też nie,
do sklepu weszły jeszcze dwie osoby pytając właśnie o Beaujolais Nouveau 😉
Udaliśmy się zatem do Leclerc’a wiedząc,że tam na pewno to nieszczęsne wino kupimy.Było,pan układający wina na półkach zapewnił nas,że wino będzie doskonałe,bo sam prezes z dyrektorem wybierali 🙂 Dotarliśmy z naszą butelczyną w gościnne progi przyjaciół.
Było jak,co roku:otwieramy,próbujemy i jak zwykle stwierdzamy,że:
takie sobie,podłe,piliśmy gorsze,no cóż,da się wypić…etc
Po czym sięgamy po butelkę przyzwoitego czerwonego wina,takiego co smakuje jak powinno i cieszymy się z naszego spotkania,podgryzając drobne co nieco 😀
Wczoraj na deser była jeszcze genialna nalewka z czarnej porzeczki.
I jak tu nie lubić Święta Beaujolais Nouveau 😉
Danuśka, takie święto to się lubi, można nawet pominąć butelczynę tego podłego i od razu cieszyć kubki smakowe dojrzałym 🙂
Danuśko, nie pamiętam kto powiedział, iż człowiek przestający wierzyć w Boga, wcale nie staje się niewierzącym. Zaczyna wierzyć w cokolwiek.
Czy celebracja świąt podlega tej samej regule?
Raz, jeden, jedyny raz w przeciągu 20 lat, udało mi sie kupić BN, które było „jako-takie”. I naprawdę nie zamierzam eksperymentować dalej. A butelka przyzwoitego wina, czy wymaga czekania aż do czwartku?
Małgosiu-pominąć się nie da,już taka tradycja 😀
Antku-niech żyje stare,dobre przysłowie-
gość w dom….woda do zupy 😉
Dzien dobry,
Pyro, nawiazujac do kolegi Inki, w terminalnym stanie choroby kolezanka egzystowala znosnie dzieki lekom: MATRIFEN i INSTANYL.
Jolly R. – dziękuję! Zaraz przekażę/
Pyro -muzyka od Yurka na dzień dobry.
E.
Dzień dobry,
Wybieram się na zakupy i przy tej okazji wybiorę jakąś butelkę B.N. Wcale nie z musu poddaję się tej niby tradycji i wypijam to świeże wino z prawdziwą przyjemnością. Jak ze wszystkim, są producenci i producenci a w zależności od kraju eksportu jakość też jest różna. Mozemy nad tym ubolewać ale tak niestety jest.
Co do wspomnianej przez Gospodarza książki P. Atkinson, przeczytałam ją niedawno. To przyjemna lektura ale wolę P. Mayle’a i jego „Rok w Prowansji” ( Pan Gospodarz wybaczy 🙂 ) za styl i humor. Czytajac P. Atkinson myślałam o Frances Mayes i jesj „Pod słońcem Toskanii”. Wiele osób poszło śladem tych dwojga bo czytelnicy polubili ten temat i tytułów się posypało co niemiara.
Życzę Wam miłego dnia 🙂
W pełni podzielam zdanie Danuśki – cieszmy się z naszych spotkań nawet wtedy gdy w nazwie wina jest litera „Y” 🙂
Santana z Beaujolais Nouveau w tle
W pełni podzielam zdanie Aliny 🙂
W Ontario, najlepsze tegoroczne „Nouveau” pochodzą z regionu Niagary. Radość to radość. W młodości zajadałem się niedojrzałymi jabłkami (siedząc na gałęzi), a na praktykach w PGR słuchałem Fleetwood Mac. Byłem oczarowany.
Może jednak nie Nicea. Z Mrożkiem i Rokitą robi się tam tłocznie. Poza tym Nicea jest zbyt stroma. Może Akwitania, Gaskonia? Ze wspaniałą kobietą zamieszkałbym nawet na akwitańskiej jabłoni, ale chateau to jednak chateau.
Gospodarz przypomniał mi o jeszcze jednej wspaniałej kobiecie z Akwitanii – Josephine Baker i jej Chateau des Milandes.
Koń Żaby, Gnat, przypomina mi szkapę d’Artagnana, a sam d’Artagnan w niczym nie przypomina mi Cyrano de Bergerac, chyba że są filmowani w czasie pojedynków.
Alino – moda jak to moda, przychodzi, przemija. „Gieneralnie” jednak powraca. Z większymi lub mniejszymi inowacjami, ale jednak.
Jak np na wiatraki, powrót do natury i proste życie za opłatkami…
http://www.youtube.com/watch?v=67UHhR3nB1k&feature=related
E.
Słoneczko wstało, ja też. Jezioro paruje, jest pięknie i malowniczo. Psiakość, wystawili mi przed nosem jakąś stodołę, której coś nie mogą wykończyć i nie mam dojścia do jeziora 🙁
A i Frank naprzeciwko już nie mieszka, tam miałam stały dostęp na nadjeziorny podest.
Odrobiłam prasówkę i znalazłam takie cuś:
http://podroze.gazeta.pl/podroze/56,114158,12860892,Zwyczaje_kulinarne_Polakow__ktore_zaskakuja_obcokrajowcow.html
z jednej strony anglosasi, z drugiej chinczycy…
teraz wiem dlaczego wprowadzono we francji obowiazkowa nauke gotowania 😉
Hi, hi Placku – pytanie czy ta wspaniała kobietą chciałaby dzielić wspólną gałąź na akwitańskiej jabłoni, czy nie preferowałaby chateau.
Wcale nie musiałby to być rozpasany murowaniec. Drobna chałupka w stylu „old russia” otoczona zielenią…
http://www.drewnianedomyzbali.pl/domy-caloroczne/styl-old-russia
E.
stwierdzilem, ze uwielbiam filmy krotkometrazowe:
pietnascie minut i wszystko powiedziane!
ale dobrze, ze wzialem kanapki i termosy(herbata-rum, kawa-koniak), bo ceny,
nie tylko biletow, horrendalne…
mysle, ze kaligula był bezwzglednym sadysta –
nawet konia zmuszał do przebywania z osłami.
Powspominaj sobie czasy PGR-owskiego oczarowania Placku
http://www.youtube.com/watch?v=K1jQQ4DTov0
może nie najlepsza wersja lecz i tak mrówki latają po krzyżu.
E.
Ach Byku, ale za to w jakich warunkach!
Na muzykę wieczorową porą mnie naszło…
http://www.youtube.com/watch?v=6vBOdvzt3-4
to w ramach jesienno (u Was) – wiosennych (u mnie) niezapominajek…
E.
Ciekawostki,http://przewodnik.onet.pl/reportaze/zjedz-bo-sie-obraze,1,5298816,artykul.html
To samo tylko lepiej.
http://przewodnik.onet.pl/reportaze/zjedz-bo-sie-obraze,1,5298816,artykul.html
Wideo do artykułu.
http://www.travelchannel.com/tv-shows/bizarre-foods/video?pager.offset=24
wiem jedno:
niedaleko ode mnie odbywa sie corocznie wielki kiermasz win owocowych;
ich bukiet, a i czesto smak jest niejednokrotnie porywajacy, ale po paru miesiacach skladowania, wszystko to znika….
nie wiem czy ktos zna federweisser? to jest pewna tradycja, chociaz szwabska,
za co przepraszam wszystkich aliantow..
@echnida:
zloty czy betonowy: zlob to zlob.
p.s.
szczerze mowiac nie chce tu, ani tam…
a i nikomu czegos takiego – chyba, ze mi podpadnie – nie zycze 😉
a´propos jakosci trunku:
raz, w burgos, to mialem prawie bijatyke,
bo wino bylo rzeczywiscie kiepskie 😉
Bajeczka o osiołku autorstwa niejakiegi Fredry
Osiołkowi w żłoby dano,
W jeden owies, w drugi, siano.
Uchem strzyże, głową kręci.
I to pachnie, i to nęci.
Od któregoż teraz zacznie,
Aby sobie podjeść smacznie?
Trudny wybór, trudna zgoda –
Chwyci siano, owsa szkoda.
Chwyci owies, żal mu siana.
I tak stoi aż do rana,
A od rana do wieczora;
Aż nareszcie przyszła pora,
Ze oślina pośród jadła –
Z głodu padła.
Incitatus takiegi dylematu nie miał. Dbano o niego znakomicie. A towarzystwo? Na to wpływu nie miał…
E.
kanapki z salami i manouri sie przydaly, bo wystapily problemy techniczne,
a przerwa sie przedluza,tak, ze zapasy prosecco chyba sie skoncza…
swoja droga: prosecco, jak to mozna pic? o tempora…
„nie pamiętam kto powiedział, iż człowiek przestający wierzyć w Boga, wcale nie staje się niewierzącym. Zaczyna wierzyć w cokolwiek.”
No i nie szkodzi, że nie pamiętasz, Alu. Takie sentencje wygłasza co drugi domorosły katolicki filozof.
Ciekawe, co mówią o człowieku, który nigdy nie zaczął wierzyć w Boga?
Dzień dobry wieczór Blogu!
Kolejny słoneczny choć chwilowo mglisty dzień chyli się ku wieczorowi. Niektórzy już sarkają, że pora, aby spadł śnieg 🙄
Ja nie sarkam, tylko jutro skorzystam z tego, że w wyższych partiach gór jest cieplej niż w dolinie. Może spotkam koziorożce?
Byku,
Federweisser jest popularny w okolicach Zurychu i Schaffhausen, tamtejsi winiarze są pewnie pod szwabskim wpływem 😉 I dobrze. Lubię takie wino do raclette.
Dobre prosecco nie jest złe, Byku.
Federweisser
Yurek,
przeczytałam ten artykuł o obrażaniu 😉
Ja bym miała trudności ze zjedzeniem wielu z tych potraw. Z opinią o durianie bym się nie zgodziła wcale a wcale, bo sama próbowałam niedawno, wspominałam o tym.
Kupiliśmy go w wielkim, azjatyckim markecie w Toronto. Nie wiem, czy po prostu wszyscy się sugerują obiegową opinią, że niby śmierdzi okrutnie.
Nieprawda – nie pachnie wspaniale, ale zapach nie jest wcale intensywny i nie trzeba zatykać nosa. To nie tylko moja opinia, ale i naszych Gospodarzy z Kincardine. Wyszłyśmy z Elą specjalnie na balkon, przekonane, że jak rozkroimy, to dopiero nas zatka!
Nic podobnego. Zapach nie jest zachęcający, co w przypadku owoców czy potraw jest normą, że aromatyczne itd.
Do jedzenia jest to żółte pomiędzy białawymi „przegrodami” – jest to coś o konsystencji budyniu, smak mi trudno określić, kojarzy mi się z budyniem waniliowo-lekko-owocowym.
Dlatego zdziwiła mnie opinia, że paskudnie smakuje 😯
Smakuje jak owocowy budyń, niezbyt słodki, ale żadna rewelacja smakowa. Wszyscy czworo mielismy podobne zdanie. Zjedliśmy, ile tam kto chciał, a resztę Ela zamroziła, bo sporo tego było. Może się przyda do naleśników czy jakiegoś ciasta, albo jako (teraz mi przyszło do głowy) podstawa do lodów – ledwie-ledwie rozmrozić zmiksować i na to maliny albo coś podobnego.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Thanksgiving2012#5797230004116205698
Ale masz wyżerę Byku.
W latach 70- tych XX w. byłem zawsze uczestnikiem Krakowskiego Festiwalu Filmów Krótkometrażowych. Wchodziliśmy jako studenci po kilku na jedną wejściówkę i siedzieliśmy bez michy po kilkanaście godzin w ówczesnym kinie ” Kosmos”. To były klimaty. A dzisiejsza młodzież bez kanapek z salami to by chyba nie weszła do kina 😉
Popracowałam dzisiaj w domu, poczytałam książki, porozmawiałam z Młodszą o wychowaniu młodzieży. I wszystko byłoby dobrze, gdyby przed jakąś godziną nie przyszło mi do głowy przejrzeć inne blogi „Polityki”. Nie powinnam tego robić jeśli nie chcę umrzeć na zawał. Kiedy wchodzi się na portale prawicowe, to jakoś przypuszczamy w podświadomości, że spotkamy wpisy spod innej gwiazdy, innej logiki poznawczej, albo wręcz agresywne. Miała i „Polityka” swój folklor (Sławomirski, Lizak, Murator i jeszcze kilku komentatorów) Wszyscy ich pseudonimy znali i wystarczyło te komentarze przewijać, żeby się nie denerwować. A tu dzisiaj – wygląda na to, że z jakichś kątów wypełzło robactwo wielkiej iloci i operują językiem, którego nigdy bym nie spodziewała się spotkać na łamach ulubionego tygodnika. Moderatorzy – do roboty!
Pyro,
zerknij w pocztę.
Zostawmy tematy polityczne i wróćmy do stołu 🙂
Będę pisać etapami bo nie moge nic wysłać…
Spróbowałam tegorocznego Beaujolais a wybrałam butelkę z etykietką: P i s s e – Dru, no taki „sikacz na potegę” 🙂
Okazuje się, że wino pod tą nazwą zaczęto najpierw sprzedawać w Kanadzie a dopiero później we Francji. Grona są tak dojrzałe, że sok wypływa w dużych ilościach, stąd nazwa. Cena 4,29E. Mój syn gardzi B.N. bo za dużo wie o produkcji wina ale ja nie mam jego wyczulonego podniebienia ani tej samej wiedzy więc zadośćuczyniłam tradycji 🙂
zadość uczyniłam
Mnie się tam na niektórych blogach podoba np. tutaj
Na innych jest albo nudno, bo ciągle ci sami młócą tę samą słomę, albo temat już się zleżał i przyciąga muchy-plujki, a gospodarz kompletnie nie reaguje na jakiekolwiek komentarze, a inny wręcz przeciwnie – nagle odpowiada na prawie każdy… Różnie się tam dzieje 🙄
@irek:
ku chwale matczyzny!
wiem, takze wina musujące z szombathely, produkowane metodą szampanską,
sa, czasami,nie do pogardzenia @nemo;
zwiewne i perliste, smakują mlodą koniczyną, zrywaną wiosną pod sosnami…
To się porozrywajmy przy winie. Dzisiaj Dzień Tolerancji i Reformacji.
Wypiję złotą morelówką, posłucham muzyki
http://youtu.be/uZLzPz8pDno
Alinko,
zadośćuczyniłaś. 🙂 Pierwsza myśl była słuszna.
Przepraszam za moje gramatyczne uwagi, bo wychodzę tu ostatnio na jakąś korektorkę. Ale po prostu mam w pobliżu słownik ortograficzny. 😉
Pyro,
oszczędzaj swoje nerwy. Niektórzy muszą wylać swoją porcję żółci i nic na to nie poradzimy.
Pyro,
zajrzałaś do poczty?
U mnie dzisiaj miało być coś innego na obiad, a wyszło, że placki ziemniaczane, bardzo, bardzo. Dzień wcale nie plackowy (za wyjątkiem naszego blogowego Placka!), ale niech Jerzoru będzie.
„Dobra żona tym się chlubi, że gotuje, co mąż lubi”.
I niech jeszcze wyszyje taką makatkę, a co!
http://wiano.eu/images/pictures/0007200/0007116.jpg
Idę trzeć ziemniaki na placki.
Zadzwoniłam do Inki i już przekazałam. Pięknie dziękuję, Alicjo. W południe też napisała Jolly R. Ludzie dobrej woli pomagają, tylko niewiele można zrobić.
Ja czekam, żeby mi wystygły pulpety w gęstym sosie pomidorowym, które wyprodukowałam z nadzienia do papryk i z reszty sosu. Będzie obiad na któryś dzień, bo tych pulpetów wyszło 10 i sosu jest sporo. Zamrożę i już.
Krystyno, poprawiaj mnie kiedy tylko zajdzie potrzeba, naprawdę cenię Twoja korektę
a nie posługując się językiem na co dzień, wątpliwości ogarniają mnie bardzo często.
Ponoć Sławek jest aktualnie we Wrocławiu; do Paryża wraca w niedzielę
…. a co to kogo, gdzie aktualnie jest Slawek , albo dlaczego Yurek juz nie spi…? Trzeba sie troche na sobie skupic. Inaczej wszystkich sie wyploszy…
Wypłoszamy się na trochę. Jeżeli to kogoś obchodzi, to po powrocie zdam relację. Jeżeli nie obchodzi, też zdam 😎
Sławkowi, gdziekolwiek by nie był 😀 .
Yurkowi, swobodnej bezsenności 😀 .
Nie rozumiem, dlaczego nasza nadobna Nestorka zawsze wysluguje sie innymi?
Nie znam sie, ale na tym chyba polega INTRYGANCTWO.
Nasza nadobna Nestorka, czyli Pani Generał, dała mi rozkaz wykonać Dobranoc, co niniejszym, pokornie, czynię 🙂
Tak tez myslam.
Errata: myslalam
Miodzio: słownik PWN
intryga
1. ?podstępne działanie polegające na wzajemnym skłóceniu jakichś osób?
Nestorka nie działa podstępnie. Oraz nikogo z nikim nie skłóca.
W przeciwieństwie do Ciebie (0.49), Honey.
Klasyczny strzał we własną stopę.
Nadczynność tarczycy. Tym wyjaśnieniem żyłem aż do końca Dnia Tolerancji. Jest to dla mnie najdłuższy dzień w roku, ale dosyć wynurzeń o mym cierpieniu.
Miodzio – Mnie obchodzi. Może tym razem Sławek zrobi zdjęcia tunelu obok Dworca Głównego.
Nisiu – Gdzie Ty się włó….Dobry wieczór 🙂
P.S. Witaj Alu 🙂
Cytowałaś G.K. Chestertona, ale moim skromnym zdaniem Danuśka i Spólka zoo. nie uczynili z młodego wina złotego cielca, a zatem cytat był nieco na wyrost. Chlali i tyle 🙂
Polecam nieco łagodniejszy cytat;
„Cywilizacja to niekończący się ciąg potrzeb, których nie potrzebujemy”
Mark Twain
Nemo – Czy Pan Kowalczyk nie wie, że Lufthansa pokropiła jeden ze swych brazylijskich samolotów wodą święconą z miejsca urodzin Papieża? 🙂
Pyro – Święto Reformacji to osobne święto. Dzisiejsza Tolerancja była cywilna, unescowa, ale dziękuję za pamięć 🙂
(To ja prędzej od tych politycznych przystawek zachoruję)
Alicjo – Wyszył czy nie wyszył? Pewnie nie wyszył. Nic tylko pasy drzeć 🙂
Witam, pobudka!!!
http://www.youtube.com/watch?v=E2VCwBzGdPM&feature=related
Dzień dobry. Pozdrawiam z oceanów mgielnych. Pewnie znowu nic nie lata, nawet ptaków nie widzę, a codziennie o tej porze na poręczy naszego balkonu najpierw siada sikorka uboga, a krótko po niej sroka. Dzisiaj żadnej z nich. Na obiad ugotuję mini – golonki, które kupiła Młodsza – takie w siatce, bez kości i zjemy je w towarzystwie sałatki słodko – kwaśnej z czerwonej kapusty, chrzanu i żytniego chleba. Na jutro będą bitki wołowe z borowikami. Meteo twierdzi, że nadchodzący tydzień będzie ostatnim z dodatnimi temperaturami, więc trzeba zgromadzić ingrediencje potrzebne do grochówek, fasolówek, krupników i innych rozgrzewaczy na nadchodzące chłody.
Witajcie,
Wczoraj przyjaciółka namówiła mnie na wieczór francuski przy winie w restauracji Polonez w Tychach. Przezornie dopytałam, czy to wino to aby nie Beaujolais Nouveau. Kasia zapierała się, że nie – w końcu to był już piątek. Otóż podano wściekle kwaśne Beaujolais Nouveau … Ale oprócz tego była porządna kolacja z deserami i serami przygotowana przez nowego francuskiego kucharza, miła rozmowa, nowe znajomości i wspólne balety na parkiecie. Impreza zkończyła się o północy. Dla takiego wieczoru warto było wypić nawet BN 🙂
Dzien dobry – wszystkim bez wyjatku – nazajutrz po dniu tolerancji!
A bylo co do doczytania, bo ostatnie slady mojego tu pobytu sa we wpisie ze srody jeszcze.
Narastajace najwyrazniej problemy z siecia spowodowaly, ze nie zawsze moge jak bym chcial. Zmienilem operatora ale cos mi sie wydaje, ze trzeba bedzie chyba przyodziac zgrzebny wor i na kolanach blagac dobra, stara ciotke Telecom, by przygarnela na nowo.
Dzien ladny, sloneczny i wyskocze chyba jeszcze raz do lasu zobaczyc co tam rosnie. Moze przyniose pare garsci tych gasek/zielonek weryfikujac je najpierw u takich, co sie znaja, bo ja tego nigdy nie zbieralem.
Zabiore tez galazke bylicy do gesi co sie byla przypetala. Wspominalem o tym jeszcze w srode ale nie dokonczylem, bo lacze sie kolejny raz zawiesilo. Znalazla sie nieoczekiwanie w moim posiadaniu, bo wygralem ja w karty. Nalegano, bym wzial udzial w turnieju skata, co go organizuje corocznie odpowiednik rady zakladowej (nie wiem, jak to sie dzis poprawnie nazywa) u mojego dawnego pracodawcy i jest zwyczaj, zapraszac tez i emerytow. Niespodziewanie dla mnie (i innych) zajalem drugie miejsce i jako drugi mialem prawo podejsc do stolu z nagrodami – wiec – wybralem ges. Ges miala byc na jutro, ale moja LP ma pilna sprawe w Hamburgu, wiec ptak polezy dluzej w zamrazarce, polezy do nastepnej niedzieli. Teraz pytanie o farsz, bo tuszka nie jest zbyt duza, a nas zwykle jest szescioro doroslych przy stole i trzeba bedzie wspomoc nadzieniem. Tu jedna, czy dwiema chochlami wody nie da rady. Warunek:
Zadnych jablek (corka), zadnej watrobki (Laura) wiec co?
Milej reszty weekendu zycze!
Pepe, ten przepis wykorzystuję dość często i to własnie gdy gęś mała a gości wielu. Smacznego!
Gęś nadziewana kaszą z grzybami
Gęś, marchew, pietruszka, cebula, 6 suszonych grzybów, łyżka masła, półtorej szklanki kaszy gryczanej, 2 łyżki siekanej zielonej pietruszki, jajko, łyżka masła, plasterek słoniny, sól, pieprz .
Gęś sprawić ,usunąć pozostałe piórka, odciąć skrzydła. Skrzydła oraz ,jeśli są, podroby, ugotować wraz z grzybami, marchwią, pietruszką oraz cebulą i 4 szklankami wody. Powinno po ugotowaniu pozostać 3 szklanki wywaru. Wywar przecedzić. Posiekać wyjęte z wywaru grzyby, dodać kaszę, zieleninę i wywar oraz pokrojony w drobne kawałki plasterek słoniny. Chwilę gotować, aby kasza wchłonęła płyn. Ostudzić, dodać jajko, doprawić solą i pieprzem, wymieszać. Kaszą wypełnić gęś, zaszyć białą bawełniana nicią otwór i piec gęś najpierw w mocno nagrzanym piekarniku ,a kiedy się zrumieni zmniejszyć temperaturę do 180 st. i dopiekać pod przykryciem z folii, od czasu do czasu polewając sosem. Gęś piec tyle godzin, ile ma kilogramów, pod koniec pieczenia odkryć, aby się zrumieniła.
Upieczona gęś najpierw przekroić na połowy, wyjąć kaszę, potem pokroić tuszkę na porcje. Podawać z kaszą ułożoną na tym samym półmisku.
Dzień dobry,
Placku, dziękuję za przypomnienie autora cytowanej przeze mnie sentencji. Nawet, jeżeli jest to „domorosły katolicki filozof”.
Daleko bardziej sympatyczniejsze są Twoje wypowiedzi, niż tego tam… „nemo”.
w temacie gęsi 🙂
Dziekuje Piotrze, zastosuje!
O, Borys we Wiedniu?
Nie, Wiedeńczyk , Borys i jego Pan – we Wrocławiu.
Placku, gdzie się włó, tam się włó, ale pamiętaj, że ja zawsze Cię ajlawju. 🙄
Piłam kiedyś Beaujolais jak najbardziej Nouveau pyszne, aksamitne, łagodne i w ogóle niekwaśne, za to aromatyczne. Zdarzają się cuda w przyrodzie.
Podawano wtedy wina z dwóch winnic – to drugie było średnim kwachem.
Uśmiechnęłam się do Boryska i od razu rozświetliło się w Poznaniu.
Pozdrowienia, Panowie. Przyjemnego pobytu. Zresztą – Wrocław wypiękniał nad wyraz.
???
nie chce wejsc tekst, scheisse
o zadnych panienkach tym razem ani slowa, nawet w pol mysli, a wcina
odnioslem sie jedynie do miodzio z 16 11 o 23 z groszami
i na dodatek nie jestem nawalony jak autobus, za chwile wychodze na deseczke, jest cudownie, a moze zbyt cudownie i nie chce wchodzic tekst?
Placku, do Twojego Twaina mój ulubiony kawałek Ingardena:
„Ludźmi jesteśmy przez to, że żyjemy w pewnym sensie ‚ponad stan’, że ponad wszystko, co nam jest potrzebne do utrzymania naszego fizjologicznego życia i jego mniejszej lub większej pomyślności , stwarzamy pewne ‚rzeczy’ luksus dla fizjologicznego życia stanowiące, ale niezbędne dla nas na to, żebyśmy przyjemności i przykrości tego życia znosić chcieli i żebyśmy zadośćuczynili godności naszej wewnętrznej, bez której w ogóle żyć byśmy nie zdołali”.
Placku,
a gdzie tam, nie wyszył 👿
Ale zszamał wszystkie placki, nawet ten ostatni, co to miałam na niego chrapkę.
Taka makatka wisiała u ś.p.Pani Janiny, do której zachadzałam po szkole nie tylko po kaneczkę mleka, ale i na pierwszy obiad 😎
Drugi był w domu, ok.16-tej. Oj, miał wtedy człowiek spust 😯
+3C i słoneczko się pokazało.
Pokazały się też nowe lokatorki, które chyba tabunami wlazły do piwnicy, kiedy Maciuś Złota Rączka i Pomagier reperowali piwniczne drzwi. Pojechali po materiał, dzrwi stały otworem przez jakieś 3 godziny, wyobrażam sobie, jak myszy kolumnami wkraczały do piwnicy 🙄
Uwielbiają masło orzechowe (peanut butter), więc zamiast serka…
No trudno, nie ma rady.
Dzien dobry,
Alicjo,
Czekolade myszom, ser kotom :).
Sprawdzone, dziala!
Jolly,
nie mam kota 🙁 Zbyt często wyjeżdżamy, żeby trzymać żywinę w chałupie. Może by tak od sąsiadów pożyczyć na czas najazdu? Ale sąsiedzi też mają swój najazd do odpierania 🙄
A propos wysługiwania się – mam wrażenie, że my się tutaj nawzajem wysługujemy, w ramach możliwości. Co rusz ktoś o coś pyta i zazwyczaj dostaje kilka odpowiedzi. Pyra w tym wypadku zapytała (chodziło o chorą osobę), ja nie zrobiłam nic, tylko wykonałam telefon do osoby, która na ten temat coś wiedziała i przekazałam Pyrze, czego się dowiedziałam. Nic mnie to nie kosztowało, a komuś może pomóc (daj Boże).
Czasami wysługujemy się materialnie – ja na przykład dostałam parę dni temu od Jolly kontrabandę (prwadziwki i pulperindo!).
Ktoś komuś książkę, jakiś drobiazg, czasem prezencik, wreszcie
gościnę, co bardzo się liczy, bo jest okazja do spotkania.
Cichal zaoferował swego czasu rejs jachtem po Atlantyku, z czego ja i Jerzor skorzystaliśmy i co w dużym stopniu zmieniło moje życie. Poznałam wielu ciekawych ludzi i niestety, uzależniłam się od żagli, w czym spory udział ma także Nisia.
Obyśmy się dalej tak wykorzystywali i wysługiwali 🙂
Uwaga mam internet w domu, test
https://picasaweb.google.com/103255891548259261290/17November2012#slideshow/5811799273320276578
..i na przykład podrzucamy swoich dobrych znajomych naszym znajomym blogowiczom, jeśli zdarzy się taka okazja, blogowicze wiedzą, że mogą polegać na rekomendacji. Turyści zyskają, bo mają przewodnika w terenie, gdzie przebywają. Czasami jest to sztafeta, od blogowicza do blogowicza 😉
Na blogowiczu polegaj jak na Zawiszy Czarnym!
Pyro,
rozwikłałaś rebus bezbłędnie – pewnie jakieś przecieki byli 😉
W nagrodę więcej obrazków ze spacerów z Borysem 🙂
Cichalu,
dzięki za fotki 🙂
Pyro jak spać przy tym?
http://www.publio.pl/ja-urbanator-andrzej-makowiecki,p55511.html
„Miodzio 16 listopada o godz. 23:38”
Luzik!!!
Dla zainteresowanych książką, dziś jest darmowa!!!
Z przyjemnością pospacerowałam po Wrocławiu z Borysem i nie tylko 🙂 . Przyznam się, że we Wrocławiu byłam tylko przejazdem. 😳
Święte słowa Alicjo! Sama mi uratowałaś Wigilię przysyłając grzyby! A wizyty blogowe. Mało nam było trzech miesięcy w tym roku.
Wracam jeszcze wspomnieniami do Wiednia.
Ciekawostką turystyczną w (prócz PaOLOre) jest Hundertwa s serhaus (krzywy dom) – kompleks mieszkalny na rogu Kegelgas s e i Löwenga s s e, jedno z najsłynniejszych dzieł architektonicznych Friedensreicha Hundertwas s era.
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/KrzyweDomyWWiedniu#slideshow/5811818254109966530
Godzinę czekałem na ukazanie się mojego wpisu. Okazało sie, że trzykrotnie chciałem napisać g a s s e, czyli jakaś tam uliczka.
Piotrze! Nie gderam, ale jest to męczące i chyba do przeskoczenia…
Borys w Jatkach dosiadał tę gąskę 😉
Ale kultura, że hej, Borysek udał się do Opery, oglądał Panoramę Racławicką i pewnie uściskał grabę każdemu Krasnoludowi 🙂
Wrocław zawsze był pięknym miastem, a w ostatnim dziesięcioleciu szczególnie wypiękniał. Ciągle tu coś przybywa, coś się robi, buduje, dzieje się, oj, dzieje!
Dzięki za fotki, PaOlO!
Czyżby Jasio towarzyszył Boryskowi? Strasznie wielki chłop się zrobił.
Fotografie wieczornego Wrocławia mistrzowskie – znać rękę i oko człowieka, który umie patrzeć i wie, co to światło + architektura.
Ja mam dzisiaj labę – przeczytałam jedną Nisię i kończę jedną z ulubionych książek Chmielewskiej. W domu cichuteńko, ciepło, miło. Bardzo przyjemny dzień.
Asiu,
Ja we Wroclawiu nawet przejazdem nie bylam :(. Z drugiej strony, dobrze ze sa miejsca do odwiedzenia w ktorych sie jeszcze nie bylo.
Alicjo,
Moj kot w czasie naszych wyjazdow jest na szczescie jest karmiony i dogladany przez nasza sasiadke.
Ja we Wrocławiu byłem przez 51 lat.
brawo!, brawobrawo!!! Miodzio 16 listopada o godz. 23:38
caly czas doceniam jak dobrze ze tutaj przebywam. nie widze w tym nic obrzydliwego, zlego czy niedobrego, by pozostac tu jeszcze dluzej, badz bywac czesciej. tak dobrze to mnie jeszcze nie bylo, nie tylko pod kitowym wzgledem. zajety jestem od rana do wieczora i nie moge sobje przypomniec by interesowal mnie czas ( ktora godzina ?). jestem na wodzie zaraz po sniadaniu. w trakcie przerwa na owoce. maracuja uzupelnia witamine ce, melon zapotrzebowanie plynow w organizmie, papaya nasyca i wypelnia natomiast mango slodzi wszystko poprzednie, wieczorem coco wciagniety przez rurke spuszcza dokladnie wszystko dopiero rano. wody uzywam, tylko do rozcieczenia piras_sunga 21 –> cachaca adocada. chlone wszystko co tu jest i jestem pochloniety calkowicie tym co robie. nie dociera do mnie nic a mimo wszystko czuje sie aktywny, skoncentrowany, zadowolony i w jakims tam sensie rowniez kreatywnym.
nie przeszkadzaja mi kolonie mrowek maszerujacych przez apartment wieczorowa pora, nie robi na mnie zadnego wrazenia schowana pod luzkiem jaszczurka, karaluchy wielkosci wskazujacego palca probujace sie unosic na moj widok, tych to jest mi nawet troche zal, bowiem w apartamencie niczego do jedzenia nie trzymam i jesli pozostana dluzej wewnatrz to narazone sa na rychla smierc glodowa. straszna przyszlosc.
J a g o d o –> co Ty na to?
czy nauka zna juz takie przypadki?
czyzbym nie nalezal juz do ” tych normalnych ” ?
zadziwiajace, niemieckie scheisse przechodzi a brasylijskie piras_sunga 21 powoduje czkawke
Brazylijska bunda przejdzie, Cachaca 21 i barata także.
a co to kogo albo dlaczego
Nikt się chyba nie zdziwi, że po takiej całodziennej lekturze nastrój mam wyśmienity; gęba uśmiechnięta, w sercu pokłady łagodności i ogólnej życzliwości dla wszystkich bliźnich.
Z tworów praktycznych bita wołowina z grzybami jest już w połowie uduszona, jutro tylko wykończyć, kluski do sosu zrobić i już bo i sałatka z czerwonej kapusty w lodówce czeka. Nie piekę więc nie mam deseru ale jakaś kremówka w domu jest, owoce są więc będzie pewnie staroświecki deser z owoców w galaretce z bitą śmietaną.
Ogonku,
jestem przekonana, że sam najlepiej znasz odpowiedź 😉
Cieszę się Twoją radością. Niemniej byłabym ostrożna z deklaracjami typu: „Trwaj chwilo….”. Ze względu na złośliwość tego pana ze znacznie dłuższym ogonem 🙄
Ogonek,
Ty masz jeszcze jakieś złudzenia? 😯
Nienormalnyś! Przyjemnego fruwania nad wodą!
U mnie miały być dzisiaj papryki z nadzieniem mięsno-ryżowym. Zakupiłam mięso, ale potem Jerzor wynalazł coś zamrożonego w połówkach skorup małży i postanowił zakupić.
No to spróbujemy, chociaż podejrzewam, że to jakieś świństwo mniejsze lub większe. Przyszło mi do głowy, że te 8 skorup będę mogła w przyszłości użyć do jakiegoś mojego pomysłu na owoce morza. Wyszoruję, zachowam, a kiedyś kulinarnie powydziwiam.
Dla Żaby
Do młodego jeźdźca podchodzi instruktor.
– I jak się jeździ?
– Wspaniale. Koń jest bardzo dobrze wychowany. Zatrzymuje się przed każdą przeszkodą, żebym mógł ją pokonać pierwszy.
Powydziwiaj Alicjo, powydziwiaj.
Bylem w polu, po bylice do tej gesi. Przy okazji polecialem pare metrow dalej, bo widzialem, ze i inni chodza po lesie. Po obrzynkach widzialem, ze jeszcze sa prawdziwki, wiec skierowalem kroki w to miejsce, ktore odkrylismy z Laura tego sezonu – przez 30 lat tam nie chodzilem. I co – pol tuzina kani i dwa niezle prawdziwki.
Wyjatkowy rok.
Dziwny rok grzybowy – u Ciebie Pepe grzyby opóźnione prawie o 2 miesiące; u nas nie ma wcale. A były lata kiedy Puszcza Notecka dawała zbiór podgrzybków dla całej zachodniej Polski i dla Śląska. To chyba trzeci, kolejny tak chudy rok. Gdyby nie dobre serce Basi i Piotra, to bym chyba zapomniała jak zupa grzybowa smakuje. W tym roku jeszcze poratowała sytuację Jolly R/ A ja zużywam dość dużo grzybów – raz te ukochane zupy, dwa to grzyby wkładane do mięs duszonych, trzecie, to farsze, wreszcie kapusta i bigosy.
Jak to milo, ze wszyscy zadowoleni. Taki nastroj jest zarazliwy. Fajnie!
U mnie gulasz z jagnieciny. Duzo malenkich celulek, czosnku, troche selera i marchewki + swiezy rozmarym, dyzurne i duzy chlust Pinot Grigio . Na koniec spora lyzka kwasnej smietany i malenkie kartofelki. -MIODZIO!
Musialam szybko zamrozic nadwyzke… Jutro obiad proszony.
/Haneczke uprasza sie o nie czytanie/.
Dobranoc wszyskim milym blogowiczom . 🙂
Z doczytanych rzeczy, to zajal mnie temat hunterow. Przypominam, ze tak nazwala te konie Zaba, te konie, na ktorych siedzieli stroze prawa w Londynie.
Korzystam z okazji, ze Zaba nie ma czasu sie odniesc, odniose sie wiec ja – nie pytany i nie majacy pojecia – a to czasem lepiej. Szlo o to, jakiej rasy, a w domysle, jak wysokiej proby krwi musza byc konie w GB, jezeli sa na etacie panstwowym, nie mowszy o tym, gdy sluza w reprezentacyjnych pulkach JKM E II.
Nie znam sie na tym, ale sznurek nemo zapowiadal wysoka probe!
Zaba nie miala ochoty na to wejsc, bo ta sprawa nie jest wcale tak krotko do opowiedzenia, i wcale nie tak spektakularna.
Z okazji tegorocznych igrzysk olimpijskich bylo w TV, na przedpolu, wiele produkcji o Anglikach i o Londynie. Wtedy przedstawiono dwa reprezentacyjne regimenty jazdy, ktore regularnie wstawiane sa we wszelkie parady, a tymi sa, ta tradycyjna krolewska gwardia, czarna i konie tam czarne, a drugi pulk, to lekka artyleria, ktora w paradach, w miare potrzeb ciagnie za soba historyczne armatki, albo rejtuje bez. Ci ostatni na koniach w gruncie brazowych, za to, z zupelnie twarzowymi, czarnymi grzywami i ogonami.
Wiem z krzyzowek, ze masci konskich jest wiecej, aczkolwiek i – na szczescie – nie tyle ile wzorow na pepite, albo szkockie karo. Mam jednak nadzieje, ze typowemu laikowi temat przyblizylem.
Zmierzam bowiem do tego, ze ci tam, w tych regimentach reprezentacyjnych dobieraja wg. wygladu i przydatnosci, bo to nie stadnina i tam sie nie hoduje.
W filmie widac bylo, jak dobierano konie w stadninach polnocnoniemieckich.
Coz, Hannover to kontynentalne rubieze Wielkiej Brytanii.
Zapomnialem dodac, ze odwazylem sie odniesc tylko dla tego, ze nie przemowila Zaba.
Potem nie bylbym sobie pewien zadnego wlosa!
Miodzio,
mam nadzieję, że taki nastrój jest zaraźliwy. Gdzie, jak nie przy stole powinno być biesiadnie i wesoło? Ja zdecydowanie za taką zarazą 🙂
Dla masochistów są inne blogi/prasa/tv…
Jakiś azyl trzeba mieć, żeby nie zwariować, bo rzeczywistość za węgłem skrzeczy 🙄
A propos koni w Londynie – pięknie dobrane, nieprawdaż?
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/RPALondon02032009#slideshow/5316665012345525554
Gaszę…skończyłam czytać, gęba się drze…
Dobranoc i dzień dobry 🙂
Nisiu – Do Twojego ulubionego kawałka Ingardena wiklinowe opakowanie autorstwa jego wnuka, Krzysztofa. Drugi wnuk, Jacek, zszedł na psy i konie; wraz z żoną prowadzą klinikę weteranyjną pod Krakowem. Ulubionym Ingardenem mego brata był syn Twego Ingardena, fizyk, a moim ulubionym fizykiem jest mój brat, bratem zresztą także. Owszem, innego brata nie posiadam, ale gdyby to ode mnie zależało, byłoby nas trzech – Adam, Hoss i Little Joe. Nie wiem czy pamiętasz Ponderosę, ale ja tak – Żabie Błota mego dzieciństwa. Hoss musiał jeździć na hewy hanterze. O, jeszcze jedno – obecny budynek kliniki dla zwierząt zgotował brat bratu. Czy to nie piękne?
Chyba się już domyślasz, że sprawiłaś mi tym kawałkiem Ingardena wielką przyjemność 🙂
Ulubionym rowerem mego dzieciństwa była czeska Eska, nie tylko dlatego, że gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie dotyczy to nowego prezesa PSL. Po pierwsze nie jest rowerem, po drugie nic jeszcze o nim nie wiem. Przed chwilą widziałem jego zdjęcie z koszykiem grzybów, tuż pod tytułem „rolnik, co to nie sieje i nie orze”. Tuż pod tym frapującym artykułem wpisy blogowiczów sugerujące, iż poprzedni prezes także nie orał. Mam nadzieję, że prasa, radio i telewizja zostaną zlikwidowane, ale tylko u Pyry w domu, bo gdy Ona się o tym dowie, będzie nam jak Krzyżakom w Arabii Saudyjskiej 🙂
Weteranyjna, kurtura, prulalizm i wiele, wiele innych. Przepraszam 🙂
Obrodziło nam ulubionymi braćmi – fizykami. Żaba też ma takiego i nawet może się nim szczycić. Ingarden – fizyk miał jedną nader rzadką cechę, jak na specjalność którą reprezentował: otóż pisywał o nader trudnych sprawach tak, że nawet Pyra to mogła zrozumieć. Taki Tatarkiewicz/Tischner/Kołakowski fizyki.
W tej chwili popularyzatorzy wysokiej klasy byliby ogromnie potrzebni i to z wielu dziedzin nauki, bo wygląda na to, że po raz kolejny wchodzimy w okres weków ciemnych. Kiedyś już pisałam, że Młodsza skarży się, że w klasie mat – fiz wielkim wyzwaniem jest (co roku) przeliczanie jednostek (cm na mapie – ile w terenie?). Jeden ze znajomych omal nie dostał zawału kiedy świeżo zatrudniony inżynier (absolwent) obliczając powierzchnię roboty otrzymał metry sześcienne i nawet się nie zdziwił. Kwadratowe? Sześcienne? A co to za różnica? Jednej jednostki w potędze? Kalkulatora pod ręką biedak nie miał…
Tak to tak, ale nie chcę być tą ciotką, która siedzi na kanapie i ma za złe. Być może Żabi perfekcjonizm, erudycja Pepegora i sprawność językowa Nisi nie jest tym młodym do niczego potrzebna?
Witam, pytają ślepego konia czy wystąpi w zawodach a on odpowiada- nie widzę przeszkód.
Yurek – dowcip z IKC-a z 1928r :
„- Babciu, gdzie podział się miód z Twoich miodowych miesięcy?
– Wypił dziadek i zrobił się stary piernik.”
Podam przepis na placek po węgiersku.
Nem számíthatunk strandidőre, gyenge lesz, a nappali felmelegedés. Eleinte
jobbára erősen felhős lesz az ég, és még többfelé lehet újabb zápor,
zivatar. Éjszakától kevesebb lesz, a felhő, és már csak néhol lehet zivatar.
Szombaton tartósabb napsütés is lehet. Időnként kissé megerősödik az
északnyugati szél.
Smacznego.
Mam „restauracyjny” weekend. Wczoraj byłam z przyjaciółmi w Starym Domu na Puławskiej. W karcie dania polskie, menu nie jest długie, a na dodatek w weekend jest uboższe niż w dni powszednie. Jadłam pysznego tatara, siekanego widowisko i sprawnie przy naszym stole. Była też deska wędliniarskich specjałów, a do nich doskonałe ogórki kiszone, bardzo ostry chrzan, łagodna żurawina, smalec i pyszny chleb. Potem połowa towarzystwa wzięła żurek, a druga czerwony barszcz, któremu towarzyszyło ziemniaczane pure. Drugie dania były poprawne, ale nie wzbudziły naszego zachwytu. Moje pulpety cielęce z kaszą gryczaną (w środku) i sosem grzybowym były mało wyraziste i trochę suche, gicz cielęca smaczna, ale też jakby mało doprawiona. Kaczka też nie pobudziła zmysłów. Na deser nie miałam już siły, ale większość była zadowolona z różnych tortów bezowych z migdałami, pistacjami i kawą.
Dziś, na zaproszenie syna, idę do greckiej tawerny Santorini, którą dobrze znam i lubię.
Małgosiu-życzę Ci samych smakowitych greckich wrażeń 🙂
Słuchajcie,nie wiem na czym to polega,ale za każdym razem,kiedy robię ciasto,gdzie zamiast masła trzeba dodać olej,to wyjmuję z piekarnika mniejszy lub większy zakalec.Zrobiłam właśnie ciasto jogurtowe według tego przepisu.Przepis łatwy,prosty i przyjemny:
http://www.kwestiasmaku.com/desery/ciasta/ciasto_jogurtowe/przepis.html
I u góry mały zakalec.Ciasto jest smaczne,stanowczo trzeba dać mniej cukru,ładnie wyrosło,ale…
Czy jest jakiś sekret dotyczący ciast”olejowych” ?
Wczoraj świętowaliśmy imieniny Renaty.Solenizantka podała m.in.
znakomite gruszki z farszem z wątróbki,pieczarek i orzechów włoskich.Wszystko piekło się w piekarniku zalane czerwonym winem.
To nie było to B.N 😉
Już po obiedzie więc nie zazdroszczę Małgosi dni „restauracyjnych”, a tylko trochę Danusi tech gruszek faszerowanych. Trzeba zapamiętać pomysł, może się przydać.
Ze swojego obiadu jestem średnio zadowolona, bo ta moja wołowina nie okazała się najwyższego lotu. Miałam i tak szczęście, że pocięłam w plastry i rozbiłam przed smażeniem/duszeniem. Wyszła zupełnie krucha, ale „drewniana” Plastry rozpadają się na włókna i gdyby nie sos z grzybami, małym ząbkiem czosnku, połówką cebuli, 6 ziarnami jałowca i kawałkiem boczku wędzonego (skóra ze słoninką) więc gdyby nie ten b.dobry sos, to bym musiała uznać zrazy bite, wołowe za średnio jadalne. Jednak efekt końcowa naszego gotowania w b.dużym stopniu zależy od jakości składników. Moja wołowina była do kitu. Teraz dwie godziny przerwy i zrobię desery podwieczorkowe – lody, owoce, śmietana, może kilka łyżek alkoholu do tego.
Moja koleżanka też kiedyś nasączyła tort spirytusem, że trzeba było go ogórkami kiszonymi przegryzać..
Yurek – uśmiałam się. Też masz pomysły,
Prulalizm.
Placku, strasznie zamąciłeś, musiałam sobie rysować. Opakowanie bardzo ładne, ale za duże na taką jedną Książeczkę, chyba że dołożymy do niej wszystkich Ingardenów z psami, końmi i Ponderosą. Kochałam się w Małym Joe, jak wszystkie dziewczyny z naszej klasy.
Ten kawałek I., co to o nim mowa, uczyniłam dawno temu (o jejusiu, jak dawno) mottem mojego debiutanckiego filmu o stukniętych lotnikach akrobatach. Pasował jak raz w sam raz.
A jeden lotnik wytwornie mówił „paradokst”
Prulalizm.
Paradokst.
Kączę narazie.
Nisia,
Adam! Kochałam się w nim na zabój, a moja siostra w Małym Joe. Moja babcia Janina kochała się w Benie, chociaż mój dziadek był przystojniejszy, Benowi nic nie ujmując. Mama nie przyznawała się do żadnej telewizyjnej miłości.
Słoneczko leniwe, ale jest, +6C.
Myszka się nie złapała, ale starannie wylizała masło orzechowe i klapka nawet nie drgnęła. Jerzor podejrzewa, że myszki opracowały plan bhp. Ostroooooożnie, powoluuuutku, to omijać, tamtego nie dotykać, żadnych gwałtownych ruchów…
P.S. Po Bonanzie pojawili się Czterej pancerni i natychmiast zakochałam się w Grigoriju, co miałam okazję wyznać Grigorijowi parę lat temu osobiście 😉
Na obiad wreszcie papryki faszerowane, chyba, że mi znowu coś pokrzyżuje plany.
Chyba się nie podkochiwałam w aktorach, chociaż oglądając filmy uczyłam się podświadomie tego, na co potem zwracałam uwagę przy facetach. Miałam natomiast kilku „kochanków” literackich (,/im Rhett Butler, Wirgińczyk, kilku panów umundurowanych z przewagą marynarzy i partyzantów) Jak widać preferowałam typ „westernowy” – twardych, prawdziwych facetów. Jasny gwint – potem przez lata sama pełniłam rolę „prawdziwego, twardego faceta”. To dopiero ironia losu.
Dzień dobry Blogu!
Przykro mi, że mój komentarz nie wzbudził sympatii niejakiej Ali, ale moja intuicja mnie jednak nie zawiodła, Placku 😉
Chesterton, katolicki konwertyta, dostał nawet od papieża tytuł „Defensor Fidei”. Przedtem dostał ten tytuł król Henryk VIII za wyprodukowane na spółkę z Morusem pismo broniące katolicyzmu (sic!) 😉
Kończy się piękna listopadowa niedziela, nieuchronnie zbliża się najbardziej przeze mnie nielubiany miesiąc czyli grudzień.
Wczorajszy dzień spędziliśmy z Młodymi na 7-godzinnej wędrówce w skałach, śniegu i lodzie. Pięknie było. Widzieliśmy nawet cztery głuszce na szczycie limby, a w drodze powrotnej stadko saren.
Wędrówka po stromych i oblodzonych ścieżkach i przysypanych śniegiem formach krasowych (ostre skały, dziury i szczeliny) dostarczyła niezłych emocji, ale piękne słońce, bezwietrzna pogoda i inspirujące towarzystwo uczyniły tę wyprawę bardzo przyjemną.
Na kolację jedliśmy raclette z dodatkiem m.in. marynowanych grzybów od mojej przyjaciółki. Nigdy tych grzybów nie zbierałam, chociaż uchodzą za jadalne, teraz chyba zrewiduję moje poglądy.
Pepegorze,
czy znasz i zbierasz sarniaka dachówkowatego (kolczak, łoszak, krowia gęba)?
Marynowane smakują fantastycznie.
Ten sarniak dachówkowaty występuje w lasach iglastych w terenie górzystym. Dlatego nigdy go do tej pory nie spotkałam. A Pepegor nie boi się grzybowych eksperymentów…
Ależ dziś śpiący dzień. A tu trzeba wyjść z domu w te ciemności i jechać do teatru.
Lenię się przy prasówce, w końcu niedziela, wolno 🙂
Niedawno czytałam o pierogach różnych, być może nawet wkleiłam tu sznureczek, dzisiaj znalazłam takie cuś, bardzo ciekawe:
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,88736,1494274,Polskie_pierogi_dla_Europy.html
Właściwie w ciasto pierogowe wszystko można włożyć. Zainteresował mnie pomysł z kaszanką, juz kiedyś o tym czytałam i któregoś dnia spróbuję, bardzo lubimy kaszankę, czas spróbować w pierogach. Najmniej smakują mi pierogi z mięsem, dodam, że jadłam u różnych wytrawnych kucharek, dobre były, tylko zdecydowanie wolę inne nadzienia.
Pierogi to bardzo dobre danie na jesienno-zimowy czas.
W tutejszych lasach rośnie mnóstwo sarniaków i niektórzy je zbierają, suszą i przerabiają na proszek do przyprawiania sosów. Kiedyś nawet nazbierałam tych grzybów i ususzyłam, a potem, po jakimś czasie wyrzuciłam, bo nie wiedziałam, jak mam takie twarde suchary sproszkować 🙄 Poza tym mam na ogół wystarczająco dużo prawdziwków, to inne grzyby, które na dodatek trzeba zbierać tylko w młodocianym stadium, raczej zostawiam w lesie. Bo te sarniaki zawsze mi się wydają już dorosłe i dojrzałe 🙄
Cichal,
czy Ty nie rozpakowałeś jeszcze sakwojaży? Coś rzadko się odzywasz od powrotu na łono, a przecież trzeba sprawozdać, podsumować i tak dalej 🙄
Nemo, znalazlem kiedys, ale dawno, bardzo dawno temu. Jako, ze wiedzialem wtedy iz jest jadalny, to pewno wyladowal w koszu i zostal zjedzony.
Bylo to faktycznie w gorach (Weserbergland) i to jeszcze w latach 70-tych.
Dziwne, tam na przedgorzu, gdzie zbieralem przez ostatnie lata, nigdy mi sie nie trafil.
Podobnie jak Pepe jadłam tylko raz, w Karpaczu. Bardzo smaczne.
Nemo, dobrze ze jestes, bo chcialem sie odniesc do: http://www.hangartnerwein.ch/weine-und-spirituosen/weine/weissweine/item/weissweine/federweisser.html
Nie wiem jak tam Zurychu, ale Federweisser ktory znam, to zupelnie co innego. To co wyskakuje po Twoim sznureczku, to czysty jak lza napoj, o przepieknym kolorze i wygladajacy naprawde apetycznie!
To, co poznalem dotychczas pod tym okresleniem, to metny, bulgocacy prawie jeszcze moszcz winny, ktory dystrybutorom sprawia o tyle klopoty, ze tych butelek nie da sie zakrecic, bo je rozerwie. I cena
– to co tu sie dostaje kosztuje do 3 euro za butelke.
Probowalem od czasu do czasu, ale smaku pierwszej milosci juz nie doznalem. Pierwsza miala miejsce z jakies 35 lat temu w malenkiej pe(n?)syjce w Regensburgu, gdzie po kolacji poprosilem o to, co tam kreda bylo wypisane jako oferta dnia. Gospodyni widzac, ze przybylismy z polnocy raczyla byla ostrzec przed podstepnymi skutkami tego niewinnie smakujacego trunku.
Trunek zasmakowal mi od razu. Zoltawy, metny, jak swiezo wycisniety sok owocowy, bankami lechcacy koniuszek jezyka. Posiedzielismy tego wieczora jeszcze, a wszystko to, bez jakichkolwiek torbulencji.
BN probowalem kiedys, jak nastala tu na to moda, a to tez juz cwierc wieku temu. Wyszlismy wtedy razem z biura cala kupa i zaszli do winiarni, ktora to zaczela promowac. Nie mam porownania, bo nie znalem sie wtedy i – nie znam sie nadal – na winach.
Powoli zaczyna mnie przerazac, ze odnosze sie wlasciwie wylacznie do doswiadczen, lezacych dziesieciolecia w przeszlosci. W poprzednim wpisie wymienilem lata „siedemdziesiate”, zaoszczedzilem sobie dodatku „ubieglego stulecia”, ktory mnie wprost przeraza!
We wdziecznej pamieci mam natomiast Galicje, okolice Santiago de Compostella z 1983, gdzies w lipcu, gdzie wszedzie podawano „vino nuevo” wymawiane jakos tak: binonuebo.
Nie zdolalem dociec, z jakiego zbioru to bylo, w kazdym razie tez bylo metne i lekko szczypalo w jezyk. Pilo sie to z porcelanowych czarek w porcjach chyba nie wiekszych, jak pija sie szampana.
U mnie koniec dostepu do kompa i dodam tylko, ze moja pierwsza miloscia z ekranu byla ta eteryczna blondyna z ruskich filmow, w ktorej kochal sie podobno tez najwiekszy syn Rosji i przygniatajacej jakosci jezykoznawca. To chyba Lubow Orlowa.
Ide do prasy drukowanej i nie truje tu dluzej!
Pepe,
to, co opisujesz, poznałam w Austrii (Styria) lata temu, nazywało się to „sturm”, bardzo młode nie wino jeszcze, ale fermentujacy moszcz.
Smakowało znakomicie, było do dostania tylko w porze winobrania, prosto z winnic je przywożono w dużych, plastikowych pojemnikach. Nie sądzę, żeby było w sklepach – ze względu na właściwości, o których mówisz. Niektórzy mówili, że to „soczek”, ale ten soczek nie był dopiero co wyciśnięty, on już dobrze fermentował i niejaką moc miał.
Zrobiłam farsz mięsno-ryżowy do tych 4 średnich raczej papryk. Zdaje się, że przydałoby się ze dwa razy tyle. Papryk, oczywiście 🙄
Santorini górą! Moja jagnięcina w białym winie z grzybami leśnymi rozpływała się w ustach, miecznik był pyszny, owoce morza dla dwojga również. To nasza ulubiona restauracja i po raz kolejny to potwierdziliśmy.
Pepegorze,
chyba zaszło lekkie nieporozumienie, bo faktycznie szwajcarskie wino nazywane „Federweisser” nie jest młodym, fermentującym jeszcze winem „in statu nascendi”, lecz „dorosłym”, lekko musującym, białym winem z… czerwonych winogron. To, co Niemcy nazywają Federweisser, w Szwajcarii nosi nazwę „Sauser” i może pijącego przyprawić o… przemarsz wojska 😉
Czesi mówią na to „Burczak”, a austriacka nazwa „Sturm” jest równie adekwatna.
Pan Lulek informował nas dosyć obrazowo o jego działaniu.
Dzień dobry 🙂
Sprawozdawam.
Byliśmy z panem mężem na gęsinie. W życiu nie jadłam i chciałam mieć jakościową pewność. Za radą przesympatycznej p. Bielińskiej z Instytutu w Kołudzie pojechaliśmy do „Restauracji Ostromecka” koło Bydgoszczy i nie żałujemy ani jednego kilometra i ani jednej złotówki. Tam można zjeść każde mięso, ale my nastawiliśmy się wyłącznie na gęsi. Zamówiliśmy różne i podjadaliśmy sobie z talerzy.
Carpaccio z wędzonego półgęska z oliwą i pieprzem bardzo delikatne i aromatyczne. Do tego bagietkowe grzanki z oliwą i ziółkami, mniam.
Rosół na żołądkach poezja, ciemny, zdecydowanie bardziej esencjonalny od kurzego, żołądki rozpływające się, my też 🙂
Moja pierś i noga pana męża nad podziw soczyste, smakowo różne, przepyszne. Pan mąż wolał bez żurawiny, a ja z. Do tego najlepsza modra kapusta jaką kiedykolwiek jadłam(chyba z białymi rodzynkami? ćwoka jedna, nie dopytałam). Zjedliśmy do czysta, choć gęsina nie jest lekka, co się czuje. Panu mężowi pomagało piwo, mnie wino, a najbardziej łakomstwo 😉
Dzisiaj, od śniadania, nie miałam nic w ustach. Spodziewałam się lekkiego conieco. Lekko nie było 😆 Duże półmiski z plastrami pasztetu, kiełbasy i wędzonki, oczywiście z gęsi 🙄 i z serami. Do tego sok, herbata Gospodarza w firmowym serwisie i na koniec świetna kawa. Zostało z tego trochę wędzonki i serów, choć z powodu dobrości daliśmy z siebie wszystko i jeszcze więcej, ufff. Na „do domu” poprosiliśmy o żołądki i czerninę, będą na jutro 🙂
Rachunek wprawił pana męża w konsternację. Dopytywał, czy aby na pewno niczego nie pominęli.
I żebyście wiedzieli: to jest reklama pełną, sytą wrażeń gębą 😀 My tam jeszcze wrócimy 😀
Jak przyjemnie poczytać „zeznania” sytych, zadowolonych klientów – Małgosi z kuchni greckiej I Haneczki z gęsiny kołudzkiej. Z Warszawy ta Bydgoszcz nie tak znowu daleko, Haneczka twierdzi, że z Gniezna rzut beretem a mnie się wydaje, że za górami, za lasami…
Ten grzyb, co pokazała Nemo, na ”mojej” wsi nazywany jest mniej subtelnie, jest to krowa morda. Poznaliśmy je właśnie tam i tylko tam udało nam się je zbierać, jest to zapewne grzyb bardziej wybredny co do miejsca, niż podgrzybek czy maślak, te jeśli już są, rosną właściwie wszędzie a krowie mordy w lasach przy naszej wsi były jednostkami, natomiast sąsiednia wieś, w innym lesie- 3km dalej, zbierała je na koszyki.
Krowie mordy są tam grzybem pierogowym, poczęstowani jedliśmy.
Smaczne!!
Teraz mam obowiązkową godzinę telewizji w tygodniu:
MasterChef!!
Czernina….mmmmmmm…sto lat nie jadłam! I to dziecięciem byłam małym całkiem, ale bardzo mi smakowała czernina (doskonale wiedziałam i widziałam, z czego była przyrządzana).
Zazdraszczam.
Czernina, pychota babcia często to robiła, z makaronem, tylko dla czego ta kaczka miała takie chude nogi.
Haneczko – Pyra czerwoną kapustę do drobiu robi też z rodzynkami (jabłka, rodzynki, ocet jabłkowy, cukier, sól, sporo pieprzu)
Pyro, tam jeszcze był listek i ziele 🙂
Czernina dla pana męża, bohatersko spróbuję 😉
Lojezu Haneczko!
Gesiowo jestes arloundowo obecna, – gratuluje!
Uscisnij malegozonka odemnie, a od siebie ryzykuje:
Biore Cie i caluje!
Szczupłe, yurek, szczupłe 😉
Papryki się papryczą, ja znowu się byczę.
Pepegorze, i wzajemnie 😀
Alicjo się nie czepiaj i nie pomawiaj. Dałem 3 sprawozdania z Wiednia, 2 z Norymbergii, 3 ze Strasbourga, cóś z zimy w Bawarii i wczoraj, przez nikogo niezauważony Krzywy Dom z Wiednia. Uff. Nawet nie wiedziałem żem taki robotny!
Dzisiaj mam migawki ze spaceru od Bramy Brandenburskiej do Alexander Pl.
A propos czerniny; nie znoszę! W życiu nie jadłem, ale wiem, że nie lubię…Za chwilę cynaderki com je wczoraj uważył. Do tego pyfffko, a jakie, to wie Alicja i Jerzor. Nieprawdaż?
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/Berlin#slideshow/5812236651539023410
Alicja 16:06
w temacie Grigorija 😉
Grigorij mnie rozłożył na łopatki.
Cichalu – zagranicę pokazywałeś, dzisiaj Berlin, a kraj? Czekamy.
Oddałem fartucha, mogę więc jeszcze słówko.
Haneczko, zazdroszczę tego spotkania z dobrą gęsiną, tylko od nas to ze trzy razy dalej niż od Was.
Tu takie spostrzeżenie, zauważcie jak spożycie dobrej i słusznej porcji gęsiny wpływa na długość komentarza!
Haneczka, mistrzyni krótkich i celnych strzałów, pach! i dycha, teraz poleciała całą serią, tarcza w drobiazgach.
Aleś naładowana pozytywnymi emocjami! 🙂
Dla warszawiaków : wędzony półgęsek można kupić w sklepie wędliniarskim na rogu JP II i Solidarności, cienko pokroją, zapakują w pergamin. Są tam, jak w haftowanej chusteczce, cztery rogi, więc byście nie biegali po wszystkich, sklep jest na tym co księgarnia Żeromskiego, wejście od Solidarności.
Wpis zawierał lokowanie rogu.
rydzyk – fizyk 🙂
Mam półgęsek w lodówce, zakupiony w Krakowskim Kredensie, też niezły 🙂
W mojej okolicy pyszne półgęski przyrządza p. Kamińska (jadłam, potwierdzam 🙂 ):
http://www.polskadobrzesmakuje.pl/odcinek-gesi.php
Nie znalazłam video z tego odcinka, pokazano tam między innymi wszystkie etapy przygotowania półgęska.
Anteczku, długość nie przechodzi w jakość 😉
To prześmieszne, ale pójdę spać o śniadaniu 😆
@cichal 23:
widze, ze wraca wigor, wodzireju 😉
Cichalu masz piękną kobietę! Ty tez jesteś fajny 🙂 ale Ewa bardzo fotogeniczna i widać na zdjęciu jej artystyczną duszę. Może to mało kulinarnie ale żeby było w temacie to smacznie 🙂
Ze co, Bycku? Cemu seplenis? 🙂
PaOlOre,
przyuważyłam to parę lat temu, zakupiłam, wypiłam i chyba nawet złożyłam donos na blogu po powrocie z Ojczyzny 😉
Cichal,
owszem, owszem, ale ostatnio cieniutko się udzielasz, o!
Tera idę z kolejną książką na kanapkę, a dla wszystkich dobranocka, którą mi ta książka przypomniała:
http://www.youtube.com/watch?v=VjNCXTS5nRY
Ja znam inną śpiewaną wersję, tę sprzed stu lat – i nie wiem, kto to wtedy śpiewał.
@cichal102:
nie wiem kto lepszy, ty czy rutek 😉