Drugi na liście, pierwszy w sercu
Wielokrotnie pisałem o Zajeździe Tusinek. Od lat to nasza ukochana przystań w drodze na Mazury i przy powrotach na Kurpie. Czasem podróżujemy tam specjalnie, by zjeść podpłomyki i kupić chleb tuzinkowej produkcji. Niedawno jednak odkryliśmy drugi zajazd równie piękny i kulinarnie atrakcyjny. To Pazibroda!
Dodatkową zaletą – dla nas mieszkańców gminy Zatory – Pazibrody jest jego bliskość. Ulokowany jest bowiem ten przybytek stworzony dla łasuchów, tuż pod Makowem Mazowieckim czyli nie więcej niż dwadzieścia kilometrów od naszej wiejskiej chałupy.
Byliśmy w Pazibrodzie już trzykrotnie i nigdy nie zawiedliśmy się. Dziś więc pokazuję jedno zdjęcie i jeden przepis. Po kolejnej wizycie będzie więcej.
Smacznego!
Zupa parzybroda
80 dag młodej kapusty, 60 dag ziemniaków , 15 dag surowego boczku , cebula , łyżka mąki, 1/4 łyżeczki majeranku lub kminku, liść laurowy , cukier , odrobina kwasku cytrynowego , sól , pieprz
1.Boczek pokroić w kostkę, wytopić, odstawić. Kapustę opłukać, pokroić w grubą kostkę, zalać szklanką wrzątku, posolić, lekko posłodzić. Dodać połowę stopionego boczku i kminek lub majeranek, postawić na ogniu i gotować bez przykrycia 5 – 10 minut. Następnie włożyć obrane i pokrojone w drobną kostkę ziemniaki, gotować razem kilka minut (ziemniaki nie powinny się rozpaść).
2.Na pozostałym boczku zeszklić posiekana cebulę, następnie, mieszając, wsypać mąkę, lekko zrumienić, wymieszać z kilkoma łyżkami zimnej wody i zagotować.
3.Wlać zasmażkę do garnka z kapusta i ziemniakami, dodać pieprz i ewentualnie kwasek cytrynowy lub sok z cytryny.
A popijać to należy piwem kozicowym (bezalkoholowym!).
Komentarze
Dzień dobry.
Co to się porobiło! Zupa biedaków, zupa z chłopskich przednówków, awansowała do rangi potrawy okazjonalnej? Prawda, że jest nieco bardziej elegancka niż drzewiej bywało i kapusta w niej pokrojona jest w kostkę, a nie grube, długie pasma, co to się po brodzie pętały i parzyły. Z tego, co mówiła babka Anna o chłopskiej proweniencji, parzybroda uboga była okraszana tylko skwarkami z wytopionej słoniny i zasmażką na smalcu. W wersji zamożniejszej gotowano ją (przynajmniej w Poznańskiem) na baraninie. Babka Anna pouczała młodą Pyrę :
„Pani, marchew to tylko na peklowiźnie (mięsie solonym), groch na wędzonym i ogonach , a szabel (fasolka szparagowa) na kiełbasie, a fuslapy (parzybroda) na skopowinie najlepsze.”.
My tu o zupie ubogich, a tu Orca namawia do otwierania ostryg na czas, Nowy marzy o okrzyku „Bar wzięty!” w swoim wykonaniu. Pyra zaś wróciła do lektury E. Koweckiej „W salonie i w kuchni” i znowu znalazła mnóstwo ciekawostek, ale nie wiem, czy będę miała cierpliwość przestukania fragmentów ku uciesze powszechnej. Dziś poza tym nadszedł czas ekspediowania części dobroci od Jolly R. i jej Mamy, do adresatek.
Jeśli kapusta pokrojona w kostkę, zupa nie może nazywać się parzybroda. Nie ma, czym parzyć, przecież. Ale co tam, mnóstwo teraz mamy wariacji na temat tradycyjnych przepisów i już się zaczynam do tego przyzwyczajać. Ale wolę być uprzedzony o tym, czego mogę się spodziewać na talerzu.
W sobotę byliśmy na obiedzie urodzinowym u chrześniaczki. Obiad przygotował tata, więc wiedzieliśmy, co może być i zaskoczenia nie było. Jak zwykle bardzo smaczne bitki z grzybami, a do wyboru ziemniaki i kasza. Tym razem perłowa.
Najstarsza córeczka gospodarzy mieszka od kilkunastu lat w Michałowicach, rodzinnej miejscowości małżonka. Z tej okazji wspomniałem o książce pt. „Matka wszystkich lalek” pióra Nisi. Byłem gotów pożyczyć, ale okazało się, że wszyscy obecni znają ją na pamięć, jak również większość pozostałych powieści autorki, którą bardzo cenią.
Przy okazji rozmowa zeszła na księdza Kubka, który po przejściu na emeryturę musiał opuścić wybudowany przez siebie budynek i pozostał z trudnymi do spłacenia długami. Ostatecznie chyba sprzedał domek. To akurat kapłan, który nie usiłuje nikogo wtłaczać w ramy z początków XX wieku. Nie kierował się nigdy swoimi wizjami na temat wszystkiego tylko zasadą miłości bliźniego. Takich kapłanów jest więcej, ale na ogół mało rzucają się w oczy i rzadko awansują.
Stanisławie – chyba w każdej profesji są znakomici fachowcy i społecznicy, którzy nie rzucają się w oczy i kiepsko awansują. Znamy takich kapłanów, lekarzy, nauczycieli i urzędników. Naprawdę tacy są. Są też tacy oficerowie – b. rzadko awansują powyżej stopnia majora, czasem podpułkownika (jeżeli mają odpowiedni staż, a stanowisko taki stopień przewiduje). Nie są ulubieńcami dowódców, bo rzadko bywają konformistami. Jednak na tych skromnych, pracowitych ludziach różnych zawodów opiera się trwałość instytucji publicznych. I oby ich więcej.
W szarugi jesienne
zupy nasze codzienne
rozgrzewają niezmiennie.
Wedle starych przepisów
pyrkoczące z wolna,solennie 🙂
Bardzo jesiennie dzisiaj. Czasami tylko słońce wyjrzy zza chmur. U mnie w kuchni pachnie czarnym bzem, bo suszę go powoli w piekarniku. Ale obiadowo nie mam czym się chwalić, bo idę dziś na zupełna łatwiznę. Będą mianowicie pyzy z mięsem – gotowe. Kupuję te z Chłodni Białostockich, bo są naprawdę bardzo smaczne. A do tego czerwona kapusta lekko zasmażana- także gotowa, ze słoika. Do tej pory zawsze sama przygotowywałam duszoną kapustę, ale postanowiłam spróbować wyrobu firmy Motyl. Kupuję od dawna ich chrzan i jestem zadowolona. A tę kapustę jedliśmy już wczoraj do gulaszu. Ma dodatek jabłek, a ja dodałam tylko trochę pieprzu, cukru, masła i posypałam mąką. Naprawdę bardzo smaczna. Wygląda to trochę na reklamę, ale produkty o tej samej nazwie wytwarzane przez różne firmy, bardzo się różnią. Sama nigdy nie robiłam pyz i tak już pewnie zostanie. A parzybrodę, nazywaną w domu pazibrodą, pamiętam z dzieciństwa. Zajadaliśmy się nią, bo mama tam często jej wcale nie robiła.
piwo kozicowe?
nie wiem, ale tylko okocim mi sie kojarzy…
u mnie czwarty tydzien zniwa;
ledwo koncze przetwory z rokitnika i dzikiej rozy, orzechow co niemiara,
a tu na dodatek wiesc gminna niesie, ze wysyp boletus badius…
ach, gdyby tak sie rozdowoic!
(i pomyslec, o tempora,ze jeszcze niedawno ciotka m. wysylala lokaji i stangretow na grzyby; jak mozecie pomyslec, nie byla za bardzo lubiana, no, ale przyszedl 1939
i od tego czasu takie rzeczy juz sie nie zdarzaja, bo stangreci i lokaje dzisiaj u wadzy).
A wczorajsze przedpołudnie spędziliśmy bardzo kulturalnie, bo obejrzeliśmy nowe, a przy okazji i starsze wystawy malarstwa w Pałacu Opatów w Gdańsku – Oliwie. A potem weszliśmy do znajdującej się w bocznym skrzydle pałacu restauracji. Jest ona czynna dopiero od godziny 12.00, więc nie zawsze mamy okazję tam wejść. Było południe, więc czas na kawę i coś słodkiego. Kawę podają tam bardzo dobrą, a szarlotce z bitą śmietaną też nie można niczego zarzucić. Bardzo sympatyczny jest wystrój tego lokalu. Wprawdzie kanapy są trochę wysłużone, ale całkiem wygodne. Można też siedzieć przy stolikach na krzesłach. Jest tam kot – rezydent, który spał sobie na sąsiednim fotelu, nie zwracając na nikogo uwagi, za to sam wzbudzając sympatyczne zaciekawienie. Nie wiem, czy to zgodne z przepisami bhp, ale nie wnikałam w to. Ja nie mam uczulenia na koty, więc on mi nie przeszkadzał. Tylko ceny są tam dość wysokie.
Pyro, masz rację w każdym zawodzie dobrzy fachowcy nie rzucają się w oczy, a ci, którzy do tego pracują z zaangażowaniem, zawsze będą uważani przez kolegów za szkodników.
Byku, piwo kozicowe nie pochodzi z Okocimia lecz z Kurpiów. To napój regionalny tak trochę pomiędzy piwem a kwasem chlebowym. Zamiast słodu daje się miód, cukier i szyszki jałowca. Z piwem łączy chmiel i drożdże, ale do kozicowego najczęściej stosują chyba zwykłe drożdże piekarnicze.
Errata: zacząłem zdanie inaczej, a skończyłem inaczej i wyszło niezgrabnie. Powinno być „w żadnym zawodzie”
@stani:
merci; brzmi ciekawie.
charciabałda, durlasy – co za piekne nazwy!
szczerze przyznam, ze w ziemi swietej juz bylem, ale nie na kurpiach…
wikipedia tu niestety jeszcze http://pl.wikipedia.org/wiki/Kurpie rozczarowuje…
ale lepszy rydz, niz nic.
dziewcoku! baherek psiwa ! a hyzo !
dla @pyry:
dziewczyno! kubek piwa! ale szybko!
dziewczyna dziewcok
chłopak chłopok
rodzina famelio
las chojecki
jabłko jepko
wiśnia ziśnia
jagoda jegoda
wiadro ziedro
pijesz piwo psijes psiwo
wino zino
skąd zkelo
kiedy łonegdaj
szybko hyzo
szybciej sporzej
mówić muzić
opowiem ci bajkę jaką pamiętam opoziem ci bojke jakom panientom
na zdrowie na zdrozie
dom chałupa, izba
drzwi zamknięte drzzi zaperte
dobry wieczór dobry ziecór
głupi głupsiok
jak się masz jok sie mos
wiem ziem
która godzina któro godzino
kubek baherek
fajny ten kurpiowski 😉
Marek-gdzie jesteś ???
Tyś nasz Kurp Jedyny i Najbardziej Słuszny,odezwij się zatem 🙂
Dzień dobry,
Tutaj też jesiennie, deszczowo. Myślami jestem wciąż w Polsce.
Blogowym Koleżankom dziękuję serdecznie za miłe spotkanie. Do następnego 🙂
Danuśko, bardzo dobry pomysł z połączeniem sękacza z mascarpone wzorem włoskiego deseru. Na pewno był pyszny.
Z kulinarnych wrażeń w stolicy wspomnę o „Pędzącym Króliku” przy Moliera, gdzie miałam okazję spróbować wspaniałego tortu ze świeżymi figami. Ładny lokal i kompetentna obsługa. Natomiast zawiedziona byłam „Akademią Smaku”, do którego zaprosiła mnie koleżanka i w którym jadłyśmy sandacza. Mała porcja podana na płytce (nie wiem, z jakiego materiału) z trzema maleńkimi marchewkami „al dente” i udziwnioną dekoracją. Wnętrze restauracji eleganckie ale chłodne a kelnerzy spięci. Byłam też w „Charlotte” przy Pl. Konstytucji, o której była już mowa. Można tam wpaść na małe „co nieco”, jest gwarno i dość tłoczno, dużo młodzieży, atmosfera sympatyczna.
Tort z figami powinnam była zjeść po spektaklu w Teatrze Narodowym („Pędzący Królik” jest obok) a nie przed. Poprawiłby nastrój bo sztuka „Udręka życia” jest deprymująca (starzenie się, problemy małżeńskie, śmierć) i mimo udziału wybitnych aktorów (Gajos, Seniuk, Ross) nie polecam jej Wam. Jolinku, miałaś rację, powinnam była wybrać coś weselszego.
Alino,
muszę sprostować Twoją informację. W „Udręcie życia” gra nie Ross a znany osobiście uczestnikom Zjazdu na Kurpiach – Włodek Press. Pewnie Cię zmyliło to podwójne „s”. I wydaje mi się, że na ten spektakl warto pójść wyłącznie dla niego.
Gospodarzu, dziękuję za sprostowanie. Oczywiście miałam na myśli Wlodzimierza Pressa. Przepraszam za błąd. Wszyscy trzej aktorzy są doskonali, Press przejmujący.
A mnie się marzy powrót do korzeni i przyszłoroczny zjazd proponuję zorganizować na Kurpiach. Do Pazibrody byłoby niedaleko… Towarzystwo Warszawskie stawiłoby się w komplecie. I nie tylko…
Marek-naprawdę kocham Żabę,ale głosuję za Zjazdem na Kurpiach !
Dla Warszawiaków proponuję znane skądinąd 3 x TAK 🙂
Mamy tamże,to znaczy na Kurpie 3 albo nawet 4 raz bliżej niż do Żabich.
Alino-witaj w Burgundii !
Konsultuj z nami swoje wyjścia do stołecznych teatrów 😉
Jak będzie czas i pora, proponuję zrobić demokratyczne głosowanie w sprawie przyszłorocznego zjazdu. I to by było na tyle, jak mawiał jeden łysy i w okularach 🙂
Słuchajcie,a może by tak w celach uprawiania demokracji robić w latach parzystych Zjazd na ziemiach zachodnich,a w latach nieparzystych na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej ?
Temat zapewne do dyskusji….
Marku, jesteś potworem ale jestem ZA!
Zwłaszcza, że będę musiał pojechać tylko na dworzec PKS w Pułtusku.
Danuśko, Marku – jestem ZA, może wreszcie i mnie się uda dojechać 🙂
Jestem na NIE. Kocham Żabę miłościa pierwszą i się nie odzwyczaję!
Cichalu – wykorzystując znajomości jesteśmy w stanie na czas zjazdu zrobić cię Panem na Zamku w Pułtusku . Wawel przy tym byłby jak zaścianek 🙂
Dobry wieczor,
Pan Press byl moja miloscia pierwsza …
Gospodarzu,
Skad nazwa jajka poszetowane? Jestem ciekawa zrodloslowa.
A moze tak dwa Zjazdy?
Jestem absolutnie neutralna – tego roku po raz ostatni uczestniczyłam w Zjeździe. To już dla mnie męcząca rozrywka, chociaż spotkania na wagę brylantów (co tam złoto). Niby ta Polska niewielka, ale zawsze połowa uczestników ma bardzo daleko : albo grupa warszawska, albo zachodnia. Można robić co drugi rok na przemian. Mam nadzieję, że zgodnie z długą już tradycją ktokolwiek z Blogowiczów będzie w Poznaniu, wpadnie do Pyr przywitać się i choćby wypić kawę.
A Żabie Błota mają niewątpliwy urok „Domu polskiego” – dziś rzadkość wielka, a jego Pani należy do niemal wymarłego gatunku Obywatelek.
Jolly R. – od francuskiego „pocher) polskie jajka w koszulkach, gotowane bez skorupek w zakwaszonej wodzie. Szczególnie lubiane w garniturach do jarzyn, do ubrania sznycla wieprzowego i w białych sosach/
No wiecie co ! Zjazd bez Pyry! Nie wyobrażam sobie tego.
Pyro, nie deklaruj się, proszę, tak stanowczo. Mam nadzieję, że wynika to z Twojego przemęczenia pochorobowego i że zmienisz decyzję.
Ja naturalnie jestem za Żabimi Błotami.
Wszystkie pomysły warte są dyskusji. A Żabie też co jakiś czas można dać odpocząć . Niech się poczuje jak gość i to wielce pożądany. Mamy sporo czasu na decyzje.
A z Kurpiami Cichalu to bym na Twoim miejscu nie zaczynał draki.
Pyra @ 19:52
Raczej od pochette – kieszonka.
Z Góralami również lepiej nie zadzierać , wszak to też Kurpie zepchnięci przez lodowiec 🙂
Jolly, Pyra już mnie wyprzedziła. Francuski zwrot „pocher des oeufs” znaczy gotować jajka w koszulkach. W naszej kuchni nadwiślańskiej zwrot ten spolszczono na „jajka poszetowane”. Jest też inna nazwa – „jajka zgubione” czyli perduty od francuskiego „perdu”.
Nawet w kuchni można nauczyć się róznych języków!
Proponuję zatem toasty:
– za Żabę,bo Ona jest jedna jedyna od Pomorza po Podkarpacie 🙂
– za Blogowiczów tych zjazdujących i tych kibicujących
– za wszelkie blogowe mini i maxi spotkania nad Wartą,Wisłą,Bugiem i Narwią oraz nad
bretońskim oraz amerykańskim Atlantykiem 😀
Pyro, Doroto,
Dziekuje za wyjasnienie nazwy.
Jajka w koszulkach to ulubione Odsasa i Meza, tutaj po prostu poached eggs (to poach to gotowac we wrzatku lub w starszych przepisach na parze).
Gospodarzu,
Dzieki wielkie! Perduty brzmia cudnie!
Jak mnie ktos zdenerwuje to mu power ‚ty perduto jedna’ :)!
Doroto z S.
Ja za „Leksykonem sztuki kulinarnej” E.Halbańskiego
Przepraszam, powiem nie power oczywista.
Domyslne ustawienia jezykowe telefonu to koszmar.
Tutaj tez „pouched eggs”.
Ja na diecie sokowej od Grazyny z Poznania. Dzien 8 – efekty widoczne.
Samopoczucie niezakonieczne…
Podoba mi sie pomysl z Kurpiami – nie wykluczone ze stawilabym sie.
Dla mnie – pomorzanki Kurpie to egzotyka. Nigdy nie bylam na wschodnich rubiezach.
Pewnie nie daleko do Jolly grzybonosnych lasow. Mozna by popenetrowac.
@marek:
carpe diem!
po co czekac do zjazdu? ja, na przyklad, mam jeszcze w tym roku 4 dni urlopu;
porqua pas kurpie a bon nouelle, zum ballspiel?
w ten sposob i @cichal bedzie syty, @zaba cala.
zagadka dla melopań i melomanów:
co to jest –
„zemsta” i „straszny dwór” na raz ?
nagroda:
baherek nalewki z rokitnika 😉
http://otf.ostroleka.pl/2012/10/08/ruszyl-iv-ostrolecki-festiwal-fotografii/
OTF rozrasta się coraz bardziej. Do Towarzystwa należy już prawie czterdzieści osób i chętnych przybywa. Młodzież też się garnie. Miałem dobry pomysł podczas bezsennej nocy 🙂
http://www.facebook.com/pages/Ostro%C5%82%C4%99ckie-Towarzystwo-Fotograficzne/131584536900579
Marku – jestem z Ciebie dumna. Z Twojej pasji społecznikowskiej i z upartego szukania miejsca dla siebie w domu sztuki. Natomiast do sprawozdawcy mam lekką pretensję. Odnotował co prawda wszystkie imprezy, twórców z nazwiska wymienił, ale zdjęcia niczego nikomu nie mówią (prócz uwiecznionych). Widzimy m/w tę samą grupę ludzi w różnych wnętrzach, na ścianach coś wisi, ale równie dobrze mogą to być uczestnicy konferencji przewodników po Kurpiach albo spotkanie wędkarzy. A przecież ci ludzie coś sobą reprezentują, ich dokonania wiszą na ścianach dla czytelnika sprawozdania pozostają jednak anonimowi.
Pyro – Zdjęć nie robiłem Wrzucili je koledzy. Postaram się nadrobić zaległości w fotografowaniu i następnym razem będzie jak trzeba. Czekam na zdjęcia od kolegów biorących udział w naszej wystawie i jak mi prześlą to pokażę . Na Facebooku trochę wrzuciłem ale nie są to wszystkie zdjęcia.
A wiecie, że dawno temu z datą dzisiejszą obchodzono święto MO? Było, minęło.
Jednak dzisiaj też przypada święto aktualne co najmniej od 2,5 tys lat – Święto wdzięczności za Biblię, Święto Księgi. Wszystkim obchodzącym ten dzień moje dobre, najlepsze życzenia.
No i tym zza kałuży, którzy indyki na dzisiaj mordowali – także smo.
siedem dziewczat z „albatrosa”…
kto podrzuci?
bulwy sie budza
nawet malczewski nie poradzi
Nie wiem co celebruje Canada, ale u nas Thanksgiving dopiero 22 listopada.
Zamówione – dostarczone
http://youtu.be/fBf7XnXZjZ8
Jestem w domu. Kanada zawsze święci Thanksgiving w pierwszej połowie miesiąca. Zjedliśmy indyka już wczoraj, bo dzisiaj mieliśmy 500km. do przejechania. Przejechalim!
Pogoda rześka dzisiejsza, ale słoneczna i bajecznie kolorowo. Wczoraj było różnie, ale daliśmy radę odbyć kilka spacerów nad jeziorem Huron.
Było bardzo kulinarnie, mam ciekawostkę przyrodniczą (kulinarną) – zilustrowałam i wszystko rzetelnie opiszę, ale nieco później.
Bardzo ciepło wspominam Kurpie i chętnie tam wrócę w odwiedziny, tym bardziej, że może znowu miałabym okazję powiedzieć „dzień dobry” mojej dozgonnej miłości, Grigorijowi Sakaszwili, który mieszka przez płot 😉
Tak, Jolly – miałam tę okazję parę lat temu 🙂
My osobiście dzisiaj świetujemy 30 lat w Kingston, wczoraj świętowaliśmy 30 lat na ziemi kanadyjskiej w ogóle (wylądowaliśmy w Montrealu).
Chciałam tylko powiedzieć, że rymowanie „fregata” „Beata” przyprawiało mnie zawsze o paroksyzmy chichotów, czego zupełnie nie mogły zrozumieć moje dzieciaki szkolne – nie domowe. „Co się p.Psor wyśmiewa, to taka prawdziwa piosenka”. No i co ja im miałam powiedzieć? Że jest tylko o oczko mądrzejszą od bzdury wszechczas ów – „Pszczółki”? Co to „Z zwykły pszczeli miodek/ miał smak/ jak twój dziobek./ Był słodki, jak dziobek twój” (bis)
Francuskim jajkom nigdy nie było łatwo. Alino – z góry przepraszam za język 🙂
Francuzom wystarczają kieszonki, nam nie.
Święto Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa obchodzono 7 października. Ani razu nie byłem na te obchody zaproszony. Nie skarżę sie, stwierdzam.
Już późno. Co z Plackiem? Asia pewnie na Bukowinie.
Placku – jak miło, że jesteś. Też nie byłam proszona, ale moi panowie świętowali 12-go i zawsze warczeli, że „niebiescy” wyprzedzają ich o 4 dni – więc ja kojarzyłam z 8.10 – tymczasem okazuje się, że byli „do przodu” aż o 5 dób! No, no….
Jolly, mam nadzieję, że trzymam rękę na dobrym pulsie 🙂 http://www.pitchero.com/clubs/barkingrufc/m/fixtures-results-17851.html
Dzisiaj jedliśmy indyka z Żabą 😉 Alicjo, mam konkurencję! Dla Żaby był ciut za ostry 😯
Pyro – To nie był Twój ostatni zjazd. Spocznij, rozejść się 🙂
Tu jedna z, powiedzmy, po lub między – kulinarnymi przyjemnostkami.
Nie, oko was nie myli, jeżeli chodzi o cenę. Rzecz (i inne podobne, nieco tańsze) jest w sklepie monopolowym w słusznej szafie ze szkła (pancerne?!) pod kłódą. No i co wy na to? Jerzor ma swoja zbereźną teorię, że pijąc to-to, pewnie co 5 minut masz or-ga-zm.
1981 rocznik.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4301.JPG
P.S.Mnie osobiście podoba się butelka i zgrabne puzdro na butelkę.
Nie otwiera sie Alicjo
Hm…mnie się otwiera…moze jeszcze ktoś sprawdzi?
Alicjo,
U mnie otwiera się bez żadnego problemu!!!!! Też bym się napił, nawet bez skojarzeń, wygląda apetycznie.
A tak na marginesie, zawsze podobało mi się porzekadło o baletnicy… 🙂
Dzień dobry Wszystkim,
Dzisiaj nie musiałem jechać do pracy; w Kanadzie święto dziękczynienia, a tutaj tzw. Columbus Day. Poczty, banki nie pracowały, no i ja. Wybrałem się na powitanie jesieni, tuż za Nowy Jork, w okolice Terrytown. Samo miasteczko śliczne jak zwykle, tylko puste –
brakowało dzisiaj dwóch osób i zapchane ludzmi ulice wydawały się inne…. No cóż, spróbuję w listopadzie po powrocie z Polski, pewnie będą pełniejsze. 🙂