Jesienny spacer i jego rezultaty

Miniona niedziela mimo straszenia meteorologów wszelkich stacji TV była piękna. Przynajmniej u nas na skraju Puszczy Białej, nad łąkami narwiańskimi.

Kanie nad łąkami      Fot. P. Adamczewski

Postanowiliśmy więc wykorzystać ten piękny czas i pójść na długą wędrówkę nad rzekę. Taki krąg jaki zwykle zataczamy idąc przez nasza wieś do rzeki, potem po wale przeciwpowodziowym do Kruczego Borku i z powrotem do domu to marsz dwugodzinny. Zwykle na łąkach widzimy pasące się sarny, czasem uda spotkać się nawet łosia, w rowach melioracyjnych mieszkają bobry, więc oglądamy ścięte przez nie topole, spod nóg uciekają spłoszone zające. Słowem – nurzamy się w „pięknych okolicznościach przyrody”.
Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Mieliśmy ze sobą aparat fotograficzny i lornetkę. Nie przewidywaliśmy bowiem tego co zastaliśmy przy drodze.
Tuż za wsią, nad samymi łąkami, zobaczyliśmy piękną kanię. Zerwaliśmy więc grzyba z myślą o przekąsce do wieczornego posiłku. Za pierwszą kanią rosła druga, po niej kolejna, potem następna i następna. Musiałem zdjąć koszulę, by dorodne grzyby zapakować jak do kosza i donieść nie łamiąc do domu.

Nasz niedzielny plon     Fo. P. Adamczewski

Spacer diabli wzięli ale  wróciliśmy do domu z czterdziestoma kaniami. Dwie natychmiast usmażyliśmy panierowane w jajku i tartej bułce i zjedliśmy na tzw. drugie śniadanie. 10 podarowaliśmy sąsiadom czyli rodzinie sołtysa. Resztę zabraliśmy do Warszawy, by rozdawać przyjaciołom, wnukom i sąsiadom.
Jesień bywa bardzo piękna!