O siei i braciszku Barnabie – klasztornym kucharczyku

W recenzowanej tu książce o refektarzach klasztornych znalazłem taką sympatyczną opowiastkę o Wigrach. No i o tamtejszej siei, którą się delektowałem spędzając czas (to już bezpowrotnie stracone, bo ośrodek przejął Kościół) w pokamedulskich eremach.


A z tą sieją było tak:
Barnaba żył za czasów, kiedy pustelnią wigierską zarządzał przeor rodem z Włoch. Bardzo lubił ryby, ale nie smakowały mu te z Wigier. Marzyła mu się sieja z włoskich jezior. Tak tym kulinarnym marzeniem zanudzał Barnabę, aż ten pewnego razu zakrzyknął: „Już bym diabłu duszę zaprzedał, żeby tylko sieję dla przeora zdobyć!”. W tejże chwili wpadł przez otwarte okno do kuchni diabeł wigierski i zaoferował swoje usługi, oczywiście za duszę braciszka. Zobowiązał się dostarczyć on sieję w ciągu jednej nocy. Zgodził się Barnaba, zastrzegając, że ryba ma być przyniesiona tuż przed świtem. Obmyślił bowiem sobie, że diabeł nie zdąży powrócić zanim kur  zapieje, kiedy to moc czartowska pryska. A co będzie jeżeli diabeł zdąży? Jak tu żyć bez duszy? Zamartwiającego się Barnabę zastał przeor. Kucharczyk wyznał mu swój grzech. Zasmucił się przeor i dalejże rozmyślać nad uratowaniem duszy nieszczęśnika. Błądzi po korytarzach i rozmyśla, a tu już przedświt różowi niebo. Wyszedł przeor na wieżę, spojrzał przez okienko. I aż zamarł z przerażenia, bo od Rosochatego Rogu nadlatywało czarne straszydło. Nagle usłyszał szept: „W dzwony bij, przeorze!”. Złapał, więc kameduła za sznury, rozdzwoniły się dzwony. Diabeł myśląc, że to dzwonią na jutrznię, zaklął siarczyście, bo jego moc w tejże chwili przepadła. „Nie mam duszy Barnaby, niech on nie ma siei!” – zawołał i cisnął rybę w jezioro.
W ten sposób Barnaba uratował duszę.

Sieja zaś rozmnożyła się w Wigrach i odtąd stanowi przysmak nie tylko zakonników.