Słodko i bezpiecznie
Bezpiecznie czyli nietucząco. To marzenie wszystkich łasuchów może być wreszcie spełnione. Za przyczyną roślinki, której używają od wieków Indianie z Ameryki Południowej. Guarani i Mato Grosso do słodzenia swojej tradycyjnej mate zawsze używali liści rośliny zwanej miodowy liść – kaa’-hee’. W Polsce roślina ta znana jest pod nazwą stewia i jest blisko spokrewniona z chryzantemą.
Dostałem doniczkę z sadzonką stewii od kolegi, który z kolei otrzymał ja od przedstawiciela Coca-coli. Sam nie jest miłośnikiem ogrodnictwa więc przysłał doniczkę do mnie na wieś. Nie wiedział biedak, że i ja nie jestem wielbicielem hodowli roślin. Podarunek jednak wsadziłem do zielnika pomiędzy rozmaryn a kolendrę. Zobaczymy co z tego wyrośnie. Może się rozwinie, bo teraz codziennie leje i ja nie muszę pamiętać o podlewaniu.
Nadgryzłem jeden listek i potwierdzam, że to wielka słodycz. Tyle tylko, że lekko przełamana goryczką tak charakterystyczną dla wszelki ziół i traw. Jak wyczytałem w instrukcji obsługi stewii, którą dołączono do doniczki, można ją już kupić w supermarketach w dziale warzywno-ziołowym, gdzie stoi pośród innych roślin w doniczkach. Można też kupić suszoną stewię lub jej ekstrakt.
Jeden listek zalany wodą w szklance daje niezwykle słodki napój. Instrukcja zaś zapewnia, że napój to zupełnie nietuczący, mimo że jest trzysta razy słodszy od cukru. Słodycz stewii drażni ludzkie receptory smaku ale listki nie są trawione przez nasz system żołądkowy więc nie dostarczają energii i nie tuczą.
Kolejną zaletą tej słodkiej rośliny jest to, że nie szkodzi ona zębom i nie powoduje próchnicy. Jest bowiem niestrawna nie tylko dla ludzi ale i dla bakterii. Dziwi mnie tylko fakt, że we wszystkich filmach dokumentalnych o Indianach z Ameryki Południowej widać ludzi z poważnymi ubytkami w szczękach. Być może to plemiona nie korzystające z dobrodziejstwa stewii.
Znawcy tematu twierdzą, że jest ta roślinka doskonałym lekiem przeciwbakteryjnym i przeciwgrzybicznym, obniża także ciśnienie krwi. Same zalety!
Komentarze
takie zalety ma też nasz ziemniak tylko trzeba go jeść bez tłuszczu … i łatwiej je zakupić ..
Krystyno czy masz żaby w swoim ogródku bo podobno zjadają ślimaki a biedronki mszyce …
dzisiaj święto Jacka ale nie od placka tylko od pierogów …
http://prowincjalnawioska.blox.pl/2012/08/Swiety-Jacku-z-pierogami.html
Dzień dobry.
Rzeczywiście – kiedy się to czyta, to same zalety. I tylko ciekawe, gdzie jest w tym przysłowiowy sęk. Bo, na zdrowy rozum, całe cukiernictwo, produkcja napojów etc powinno się intensywnie przestawiać z trzciny i buraka, na stewię, a nic takiego się nie dzieje. Dlaczego?
Coś mi dzisiaj niewyraźnie i zamiast drugiej kawy, idę sobie sparzyć mocnej mięty; oczywiście bez słodyczy nijakich.
Asiu nasza miła wszystkiego smacznego i dziel się z nami swoją radością … 🙂
Pyro ze stewii korzystają weganie i wegetarianie …
a ja się pobyczę trochę bo po tygodniu z dwoma siedmiolatkami mi się należy … 😉
Witam wszytkich zwolenników słodkiego i bezpiecznego !
Niech zwolennicy słodkiego i niebezpiecznego też zostaną z nami !
Natomiast tym,którzy wolą niesłodkie i raz bezpieczne,a raz nie,
niech nam żyją również długo i szczęśliwie.Mimo wszelkch niebezpieczeństw 😉
Zgodnie z życzeniem Jolinka zamieszczam kulinarny,zaległy fotoreportaż z naszego mini zjazdu lipcowego :
https://picasaweb.google.com/zosiarusak/SpotkanieWTbarze?authkey=Gv1sRgCPjkuMOntMKDtgE&feat=email#
Znowu w pośpiechu i znowu z błędami 😳
To zaczyna być niebezpieczne 🙁
Asiu-żyj nam długo,szczęśliwie,słodko i bezpiecznie 😀
A Twoje albumy starych fotografii zawsze oglądamy z przyjemnością !
Bardzo dziękuję za życzenia 🙂 Wszystkie przyjmuję, chociaż dopiero we wtorek świętuję 😉
jestem w rozterce bo czy na pewno dzisiaj Joanny? … w kalendarzu Alicji sierpień pusty .. a były urodziny Placka … kto świętuje w sierpniu i którego dnia proszę się zgłosić .. 🙂
o Asiu nie zapisane i pomyłka .. ale życzenia aktualne … 🙂
Jolinku 🙂
Danusiu – dziękuję za wielkopolskie zdjęcia 🙂
Słodko, słodko 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=3cKG2dveMUo
Też słodko 🙂 : http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/69044/eca7cdfa80ef7a58bd6950e449e048c8/
Warszawa, plaża, barka. A na barce słynna reklama: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/86731/eca7cdfa80ef7a58bd6950e449e048c8/
Dzień dobry Blogu!
Goście po śniadaniu i panicznym szukaniu portfela z gotówką na całą podróż (znalazł się w samochodzie) udali się na górską wędrówkę. Pogoda cudowna.
Stewia miewa gorzki posmak (zwłaszcza wyciągi z liści nie przetworzone enzymatycznie), bo aktywizuje na języku dwa receptory gorzkiego, nie nadaje się też do zastąpienia cukru tam, gdzie zajmuje on dużą objętość i wpływa na strukturę (ciasta), ale nadaje się do słodzenia napojów, cukierków i pasty do zębów.
Co do jej bezpieczeństwa, to istnieją pewne kontrowersje, gdyż ludziom podobno nie szkodzi, ale dla myszy, szczurów i chomików (testowano) jest lekko toksyczna.
Jak dla mnie to ta słodycz jest mdła i nijaka, ale ja i tak nie pijam słodkich napojów, a ciasta i przetwory robię z prawdziwym cukrem.
Dla diabetyków i ludzi na diecie może być dobrą alternatywą dla aspartamu, który w większych ilościach działa przeczyszczająco, zwłaszcza na dzieci.
moja tuba:
(specjalnie dla @emerytki-rubel muss rollen!)
” o mnie sie nie martw, o mnie sie nie martw, ja sobie rade dam;
jesteś to jesteś, a jak cie nie ma, to tez niewielki kram…”
„…jeśli chcesz wiedzieć, same zmartwienia tylko przez ciebie mam,
o mnie zapomnij, o mnie sie nie martw – ja sobie radę dam!”
Od jakiegoś czasu słyszę (i czytam w prasie) na każdym kroku „SUPER!”
Jestem starożytna i używam starożytnego słowa „świetnie! świetne!”.
Super do niczego mi nie pasuje…
Owszem, do tego 😉
http://www.youtube.com/watch?v=971Vso5dLfo
Dzien dobry,
Asiu, dobrze, ze chociaz raz falstartu nie popelnilam :). Ale ja wszystkim dobrze zycze.
Pod wczorajszym wpisem Gospodarza Ural sie pojawil – robie miejsce :).
Podaj prosze przepis na te pierogi, bo na watrobke to ja kot jestem!
Jolly – 🙂
Też poproszę o przepis na te pierogi z grzybami i watróbką. Zaintrygował mnie.
Jolinku,
Kilka żab mieszka w moim ogródku, ale są niewielkie i na ich pomoc w zwalczaniu ślimaków nie mam co liczyć. A ślimakom smakuje wszystko, a szczególnie liście aksamitek, fasoli a nawet szorstkie liście rudbekii. Wyrzucam je za płot lecz podejrzewam, że one sobie wracają po krótkim czasie.
Dynię, której połówkę wczoraj dostałam, przeznaczę w części na placki, które smaży się tak jak ziemniaczane. Nigdy wcześniej ich nie jadłam, ale czuję, że będą mi smakowały. Co zrobić z resztą – jeszcze się zastanowię. Są ciekawe przepisy na ciasto z dyni. Na zupę niespecjalnie mam ochotę, bo dopiero skończył się rosół.
A propos rosołu – przekonałam się, że rosół gotowany tylko na mięsie wiejskiej kury wcale nie jest taki wspaniały, jakby się to mogło wydawać. Najlepszy, moim zdaniem, jest wtedy, kiedy damy i mięso z kury, i trochę wołowiny w kością i coś z indyka.
A mięso z tej wiejskiej kury przeznaczyłam na farsz do pierogów albo krokietów, bo nie jest zbyt smaczne.
Rosół z kury najlepiej da się jeść, jeżeli zalać nim podduszoną na oliwie mieszankę drobno posiekanego imbiru, czosnku i pół pomidora, zagotować i doprawić odrobiną sosu sojowego. Podawać z makaronem, lanymi kluseczkami, makaronem ryżowym itp. Moi goście byli zaskoczeni, co można zrobić ze zwykłego „nudnego” rosołu 😉
Połączenie grzybów z wątróbką może być znakomite. Czasami robię kaczkę po bordosku (Canard a la bordelaise) nadziewaną farszem z bułki (namoczonej w mleku), posiekanej kaczej wątróbki, drobno pokrojonych borowików i oliwek oraz sporej ilości zielonej pietruszki, a wszystko przyprawione rozgniecionym z solą ząbkiem czosnku i pieprzem. Pycha.
W ogródku najlepiej jest mieć ropuchy i jeża. Ale na moje pędraki nic nie poradzą 🙄 Przydałby się może kret, jednak okolica jest pod tym względem uboga 🙁 Grasuje za to znowu jakiś turkuć albo i coś większego, bo w ciągu jednej nocy znikła najpierw bez śladu sadzonka dyni, a potem posadzony w tym samym miejscu spory łubin z co najmniej 5 liśćmi. Jakby się pod ziemię zapadły 😯 Ślimaki zostawiają chociaż korzenie…
Nemo, przekazuję Ci uroczyście naszego kreta, dzielnego stachanowca, który gwiżdże na pikacze, stukacze, pułapki i olej silnikowy, doprowadzając pana męża do szału 🙄
Żaba właśnie ściska Cichala 😀
Jednym z popisowych dań mojej Teściowej jest wątróbkowy pasztet
w cieście,podawany na ciepło i polany sosem grzybowym (smardze lub inne suszone grzyby)Osobisty Wędkarz ilekroć pomyśli o tym daniu,
to wzdycha z rozrzewnieniem….
Ot,kolejny dowód na udany mariaż wątróbek i grzybów 🙂
Haneczko-ciekawe,co Żaba i Cichal będą jutro jedli na śniadanie ?
Owsiankę czy twaróg od Eski 🙂
Rosół z takich kur smakował znakomicie, był „coniedzielny”, zazwyczaj Babcia Janina robiła makaron. Na drugie wiadomo…kura na różne sposoby! Przeważnie po tym obgotowaniu podsmażona na patelni.
http://alicja.homelinux.com/news/Bartniki-Mama%20karmi%20kury.jpg
Danuśko,
pewnie jedno i drugie, względem śniadania 😉
…a propos rosołu, ja nie mam kur, a to co sie w sklepie kupi, to sie kupi i z tego rosół, ale nie taki, jak to drzewiej w domu bywało.
Bardzo polecam listek lubczyka (lubczyku?) nic wiecej nie potrzeba, tylko na koniec wrzucić ten listek do gara, jak rosół już jest gotowy.
U mnie lubczyk na ogródku…zanim cokolwiek wzejdzie, lubczyk wschodzi i daje znać, że wiosna radosna!
Mrożę trochę liści na zimę.
Fantastyczna przyprawa w miejsce „maggi”. I bez chemii!
Niedawno dopiero udało mi się kupić nasiona lubczyku, bo gotowych sadzonek nie spotkałam nigdzie. Posieję je wiosną w doniczce, a potem znajdę dla niego jakieś miejsce w ogródku. A właśnie lubczyku brakuje mi w rosole.
Placki z dyni wyszły całkiem smaczne. Podobne w smaku do ziemniaczanych, ale bardziej delikatne i trzeba dać odpowiednią ilość mąki, bo jeśli jest jej za mało, rozpadają się w czasie smażenia. Sporo dyni mi jeszcze zostało, ale w lodówce może pewnie poczekać aż znów będę miała na nią apetyt.
Haneczko,
u mnie pikające urządzenie odstraszyło skutecznie kreta. Widocznie był z tych strachliwych. U sasiadów też nie ma żadnych krecich kopczyków.
Krystyno, zagospodarowanie nadmiaru dyni – proszę bardzo!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/08.PRZETWORY/Dynia_marynowana_ASzysza.html
Ja jeszcze mam słoiczek z zeszłego roku, właśnie byłam w piwnicznej izbie i się natknęłam. Bardzo dobry dodatek na talerzu do miąs!
Zgłaszam powrót do świata żywych, chociaż jeszcze nie bardzo. to kara za lenistwo. Przypuszczam, że skórka z pomidora nie obrana przed jedzeniem, przykleiła się gdzieś, we wnętrzu Pyry i dusi. Herbaty zwykłe i miętowe, krople miętowe i żołądkowe, nalewka ziołowa niemiecka, którą Pepe kiedyś nas obdarzył – wszystko na nic.Trochę lepiej jednak jest. Młodsza z psem wrócą nieco później, bo w poniedziałek w nocy, więc musiałam zająć się jedzeniem planowanym na sobotę i niedzielę. Lurki udusiłam i pójdą w zamrażarkę, tam też wylądował pojemnik z leczo i pieczone nóżki kurczacze.
Pieskowi wyprałam materacyk z kosza i obydwa „codzienne” kocyki. Schną na balkonie. Widzę, że Cichal się nie odezwał z Żabich Błot.
Errata – lury nie mrożę – to miały być duszone kurki.
” Peformerki”
Oj, pora umierać…
Cały artykuł o „peformerkach” tutaj:
http://www.gazeta.pl/0,0.html
Teraz dopiero doczytuję dzisiejsze komentarze.
Nemo – „Nalewki babuni” mają piękne opakowania i fatalną opinię (chyba, że jakaś markowa się trafiła). To chemiczny konglomerat wódki, esencji zapachowych i smakowych, barwników, stabilizatorów itp. Otruć się nikt tym nie otruje ale z tradycyjną nalewką ma to tyle wspólnego, że jest na alkoholu, czerwone i słodkie/
wotan!
@alicja, chcesz mnie otruc ta szwedzka lemoniada?
projektuje własnie etykietki na słoiki z rydzami:
w occie(6 x 250 ml) i kiszonymi (6 x 250 ml);
szczerze przyznam, ze nie wszystkie zebrałem sam…
musialem pojechac do kadewe(funt 30 $ , alzackie, tez znakomite).
Byku drogo, ale rydze są lekkie – no, chyba że mokre.
Ja tam się nie znam, Pyro, ale to chyba była jakaś nalewka… 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_2481.jpg
Nie powiem, co z wiśniami się stało 🙄
No dobra, powiem. Wiśnie zostały przeszwarcowane do Kanady.
I zjadłam wszystkie, co do jednej 🙂
Ale nie od razu, wszystkie na raz 🙄
Systematycznie i powolutku 😉
Prawda, Alicjo – wiśnie bardzo wiśniowe. Z nalewu jeszcze maliny i jeżyny, to luksusowa przegryzka. Oczywiście tylko w przypadku, gdy ktoś nie stosuje późniejszego dosypywania cukru i „wyciągania” resztek soku i alkoholu tym sposobem, Wtedy w słoju zostają owoce dość twarde i suche – do wyrzucenia. Ja taka oszczędna nie jestem – kiedy trzęsie mnie przy przeziębieniu albo robię deser „dla dorosłych” lubię wrzucić kilka malin, rodzynków itp z nalewu.
Uprzejmie donoszę, że pierwszy gość VI Zjazdu już jest w Zabich Błotach, po południu odebrałam Go w Świdwinie.
Na obiad był biust indyczy z grzybkami przydrożnymi, czyli z czerwonymi kozakami, co to rosną przy wjeździe do Żabich, ziemniaki żabiobłotne, czyli z mikrofali, kto jadł to wie co to, sałata wielowarzywna z ananasem. Na deser resztka placka Inki (kruszonka, biały ser, jeżyne, kruszonka). Aktualnie z dołu słychac śpiew, jest jeszcze mój brat z zoną i szwagierką, kompania jest już po bruderszafcie 😀
Wypada mi zejść, zamknąć i nakarmić ogiery.
Dostawa mleka od krowy dla cichala została zapewniona, dostawca dostał piłki do tenisa od mojego brata (bratowa ppamiętała, ze trzeba je przywieźć). Ja zakupiłam specjalne garnki do kuchenki indukcyjnej (cichal rano gotuje sobie owsiankę) a tu kuchenkę wcieło. Niestety podejrzewani o wcięcie kuchenki (takoż przepięknych rękawic Leśniczyny, które były się suszyły w siodlarni i podkowy Tamiro też) są ludzie z obsługi rajdu konnego, który tu się przewinął. 🙁
Spadam na dół
U nas nie ma wiśni – za to czereśni do licha i coś, o każdej porze roku.
Dzisiaj się zajadałam, rozmawiając ze znajomym z Polski via skype, a on mnie zapytał, skąd te czereśnie. No…ze sklepu 🙄
Peru albo cuś. dobre, ale nie takie, jak to pod koniec czerwca bywały na wiadomym drzewie 🙁
I jeszcze trzeba było się z „Adamami” ścigać, kto pierwszy na tę gałąź, co już czerwienieją 🙂
Aaaaaa, również uprzejmie donoszę, że metodą prób i błędów doszłam do zadowalających (mnie) wyników smażenia konfitur morelowych w wersji „do lodów”. Degustacja na Zjeździe.
O, to trzeba było Żabich żeby się dwa polskie jankesy poznajomiły? To już Ewa wcześnie spać nie pójdzie.
…no i wcześniej papierówki!
Jedno „poniemieckie” drzewo na cały sad 🙁
tak, @pyra, tylko pare zielonych…
ale prawde mowiac, to byl tylko pretekst, bo lubie tam jezdzic;
jedyny(cholernie drogi) sklep, ktory prowadzi gitanes mais
kiedys bylo tam glownie po angielsku, dzisiaj po rosyjsku,
jak ten swiat sie zmienia…
Alicjo – nic już nigdy nie będzie nam smakowało, jak owoce z drzewa naszego dzieciństwa.
szkielet gwiazd na niebie
obok topoli
smyrga nietoperz
Tak, przeprowadzka trwa dalej, ale – milej o nalewkach.
Rozleję to co z zeszłego roku zostało i dowiozę na Błota.
Z nowych, to dwa baniaki po cztery litry z wiśnią i dwa litry z czarną porzeczką. Wystarczy? Zobaczymy, zobaczymy ile derenia zbiorę i – czy będę miał jeszcze ochotę na tarninę czy pigwowca. Nie widziałem jeszcze mojej nowej piwnicy i nie wiem co tam moge. To tyle.
A te słody, to też raczej nie dla mnie, aczkolwiek należę do tych, co powinni liczyć kalorie.
Pierwszy raz spotkalam tutaj kurki i to jadac autem, na posesji niezbyt odleglego sasiada. Pan akurat trawe kosil, wiec zapytalam czy moge pozbierac grzyby. Jak najbardziej, ale on balby sie tego zwazyszy na kolor. Nie zebralam wszystkich, chociaz przynioslam ok. 3 kg. Polowa robaczywa. W Polsce kurki robaczywe sie nie zdarzaly. Usmazylam z duza iloscia zeszklonej cebulki a na koniec kwasna smietana. Miodzio! Teraz /jak wyrokuja moje dzieci/ czeka mnie przeszczep watroby, bo to przeciez niemozliwe, aby u sasiada rosly kurki! Jutro jade z kosa. Beda pierogi!
robaczywe bo na podlewanym trawniku, @miodzio,
kurka lubi lato suche i nagle burze…
wtedy jest szczesliwa i najsmaczniejsza 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Aj0jEj3MGe0
Nie wiedzialam, ale to nie z podlewanego trawnika. To z „miedzydrzewia”. A lato mamy istotnie nawiedzane bardzo czestymi, burzowymi deszczami. Do tego duza wigotnosc w powietrzu.
http://www.youtube.com/watch?v=qq7qZrXYtvk
jutro, kolejna fanaberia, jade po jaja od „szczesliwych” kur;
kazde jajko nosi imie nioski 🙂
Miodzio, dobrze że smakowało i ładnie że jesteś.
Nadawaj jak zwykle, ale uspokoisz mnie, jak minie tydzień i nadal będdziesz w dobrej formie.
Ja też należę do tych, co się grzybowo niejeden raz zbliżali do granic poznania, ale – co pewne, to pewne.
Dzieki Pepegor! Mam nadzieje, ze przezyje. A kurki byly wyborne. Przeciez ja znam smak kurek! Chyba ze sobie wmowilam czytajac ostatnie smakowite blogi…
„Zakopany skarb. Pewien mieszkaniec Rzeszowa uciekając w r. 1915 z Moskalami zabrał ruchomości na fury, zaś kosztowności, monety złote i srebrne miał podobno jak opowiadają zakopać w ogrodzie Dr. P. przy ulicy Kraszewskiego. Powróciwszy do Polski chciałby swoje skarby odszukać, ale jak dotąd bez skutku. Albowiem odnośny plac został zaorany i zasadzony jarzynami, a właściciel skarbu nie może sobie przypomnieć dokładnie gdzie swój skarb ziemi powierzył. Po kryjomu kopać nie wypada i można się narazić na nieprzyjemności, szukać zaś skarbu w porozumieniu z właścicielem także niedobrze, albowiem ustawowo trzeba się z nim skarbem podzielić. A wypadałoby się spieszyć, bo może znajdą się niepowołani poszukiwacze i skarb odnajdą i z nikim się nie podzielą. W każdym razie jest to dość zabawna historia. O skarby nie ma zresztą strachu, bo nie teraz to za lat 300 one z pewnością się znajdą, a właściciel gruntu skorzysta bo mu ludzie za darmo będą skopywać ziemię pod ogórki i ziemniaki.” Z „Ziemi Rzeszowskiej i Jarosławskiej” 1924 r.
Może ten skarb jeszcze czeka 😀
Jestem w raju! Po znakomitej kolacji są nalewki i żurek z białą kiełbasą, który ma wszystkie żurki pod sobą. Rano będzie owsianka na Eskowym mleku! Żivot je cudo!
@miodzio, chocby kurki byly i z czernobyla, to mozesz spac spokojnie…
u normalnego röntgena dostajesz wiecej po kosiach.
po piszczelach
No, to ja gaszę światło z tej strony kałuży.
BRA!
dzień dobry …
ale wykład o ziemniaczkach ….
http://smak-zdrowia.blogspot.com/2012/08/czy-ziemniaki-sa-tuczace-fakty-i-mity.html#more
wpadl mi dzis jeden obrazek w oko. jesli Danuśka jest autorka i jednego i drugiego, to wiedz o tym, ze gdybys w nadchodzaca srode planowala dokonac powtorki z czegos takiego to zjawilbym sie w podskokach. i zanim dostaloby sie toto do kubeczkow smakowych 😆 chwalilbym chlodnik za zapach, kolory i swiezosc
Dzień dobry.
Niech już to moje Dziecko wróci, bo inaczej ten mój ostry atak pracowitości i porządnictwa przejdzie mi w stan chroniczny i własna rodzina mnie nie pozna. Teraz też piszę w przerwie zajęć przeróżnych. Muszę zamarynować rostbef, który będzie podstawą okolicznościowego obiadu powitalnego, w poniedziałek i mam zamiar wyprodukować pasty kanapkowe : z wątróbek kurzych (a’la wątróbka po żydowsku) z wędzonego boczku na sposób tradycyjnej polskiej kiełbasy surowej z pieprzem, majerankiem i czosnkiem (w handlu jest ostatnio ta kiełbasa z jakimś fatalnym w smaku dodatkiem, czy przyprawą) wreszcie z żółtego sera z czosnkiem i orzechami. Po obiedzie czeka mnie jeszcze pucowanie podłogi w kuchni (zawsze nabałaganię przy robotach kuchennych). Pozostanie mi tylko wieczorową porą doprowadzenie grzesznego cielska do porządku. I tyle na dzisiaj roboty w Pyrowych planach.
Danuśka,
wszystko OK 🙂
Nemo 😀
Placku 😀
O Wy Przyjacioły Chcący/e Pozostać Anonimowemi (Zaskakująco :roll:)
😀 😀 😀
Właśniem dostała (mailem aże z dalekiej Chorwacji) stanowczy nakaz zareagowania na komentarze:
ten:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/08/14/w-lecie-z-mysla-o-zimie/#comment-313604
i ten:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/08/14/w-lecie-z-mysla-o-zimie/#comment-313654
Zatem reaguję (bo jak nie od razu, to nigdy… a na pewno nie jutro, pojutrze, we wtorek czy środę ;))
Ośmielam się niniejszym donieść
Sz. Wymienionym z Ich Nicków Komentatorom,
Sz. Nadawcom Sekretnych Listów (znalezionych w poczcie po powrocie z ostatnich wojaży)
i Sz. Reszcie,
iż
1. Dziękuję (oni wiedzą, za co)
2. Mam się świetnie (jak prawie zawsze)
3. Chcący znajdą zawsze drogę… – serdecznie zapraszam!
A urodziny me (m)nie(j) ważne – Echidna potwierdzi 😉
(dla koniecznie chcących 😀 – dwa dni przed Plackowymi – jego są super-ważne!!!… Zrozumiano? No! Żebym nie musiała znów rzutem na taśmę… sobie przypomniawszy za pięć ósma w wirze bardzo wirowym i zupełnie nieinternetowo-społecznościowym :))…
Szanowna Nemo,
Widoki miałam ostatnio piękne klasycznie a po części piękne inaczej. Piątek przedostatni oświetlił Sandomierz (z każdym dniem piękniejący, lecz ja tam byłam raz – w maju ’88) cudnym blaskiem jakby-wiosny.
Potem Sanok (tak, droga z Krakowa w Bieszczady wiedzie tropami generała Skopenki :)) i Polańczyk z nocnym spacerem na sam koniec cypla sanatoryjnego. Sobota z Cisną, kolejką wąskotorową podziwianą stacjonarnie (w Majdanie) i Połoniną Wetlinską… tuż przed deszczem. Już w deszczu – perły najbardziej południowo-wschodnie cerkiewnej architektury drewnianej (w naszych obecnych granicach, ma się rozumieć)… i Solina – zapora zrobiła znacznie mniejsze wrażenie, niż generowane i akumulowane (przez dwie czy trzy dekady własne me mity o niej…
…Bo zawitałam w tamte okolice po raz najpierwszy w życiu.
W niedzielę Polańczyk dwuspacerowy (zielone wzgórza nad Soliną) i Lesko z leskim Kamieniem oraz mniejszą tamą – Myczkowską.
Poniedziałek oznaczał atak szczytowy na Bieszczady Najdalsze. Cały czas w kapuśniaczku, wietrze, niewidokach… i z licznie spotykanymi współbraćmi w wędrowniczej wierze. Halicz, Rozsypaniec, Przełęcz Goprowców – nic nie widziałam, lecz przedeptałam! 😀
Potem przejazd aż pod Komańczę, do Radosnego Szwejkowa w Nowym Łupkowie (kto czytał – wie, o co biega), która to Komańcza wraz z okolicami obejrzana zostanie dokumentnie we wtorek. Po czem Rymanów (gdzie nic do zjedzenia… chodzi o przybytki gorętszej gastronomii) oraz Dukla (tam też wybór mały***) a na nocny spacerek Jaśliska (znów – super-koneserzy** będą wiedzieć dlaczego one).
Wreszcie środa – zagłębie drewnianych skarbów w okolicach słowackiego Svidnika (dwa na liście UNESCO) i Bardejów (też cały na liście UNESCO… dla mnie trzecia wizyta w ciągu 13 miesięcy – a jeszcze Siostra się dopomina, by ja tam zawieźć i zawieść).
Zbiór odnośników obrazkowo-tekstowych znajduje się tu:
http://basiaacappella.wordpress.com/2012/08/18/gdzie-jak-nie-w-wolosatem/ — kto ciekaw, ma czas, planuje, będzie planował, ma wspomnienia, chce mieć wspomnienia, uradować się (gdy mu powiedziano ;)) radością mą…
i tak dalej —
— Serdecznie zapraszam!!!
😀 😀 😀
____
*hmmm, pamięć stada słoni nie wystarczy gdy głowa czym innym zajęta a palce, choć na klawiaturze – to rzadko luźniejsze
**lub uważniejsi oglądacze mych wcześniejszych albumów… co w sumie na jedno wychodzi… 🙄
***za to pstrąg w Lesku był pierwszorzędny… tylko czekanie długie… a nasze plany bogate… nawet gdy pada deszcz 😀
PS
Gdyby ktoś wolał inspirować się krańcowo odmiennymi doznaniami pagórskimi — voila!
Trzydniowa noc Kupały w Nysie, Kłodzku, Błędnych Skałach, Wambierzycach, Ratnie (Dolnym), na Szczelińcu Wielkim i w Piekiełkach jego, w Skalnych Grzybach… Bardzie, Ząbkowicach, Ziębicach, Henrykowie, Brzegu, Mosznej.
Tamtym razem pogoda ‚jak rybie oko’ była (nie licząc Nysy, ale akurat poważniejszy niż przecinaliśmy o poranku).
http://basiaacappella.wordpress.com/2012/06/27/stolowe-wreszcie-skosztowane/
PS’
Skoro już się zrobił katalog — coś specjalnie dla Doroty Berlińskiej 😀 — Lubań pierwszolipcowy z bazą studencką jak najbardziej czynną. Jako pierwszy z trzech dni wędrówki po zaparowanym* ‚polu rażenia’ Trzech Koron (Pieniny Słowackie i Pienińska Droga (dunajeckim przełomem), Veterny vrch w Magurze Spiskiej).
http://basiaacappella.wordpress.com/2012/07/07/coz-za-cudne-niewidoki/
Niniejszym mniemam (słodko i bezpiecznie), iż przez najbliższe miesiące nikt mi nie zarzuci (oficjalnie ani pokątnie) nie-dawania znaku życia w tym miejscu.
W razie czego – staram się bywać u Owczarka. Też nieregularnie 😳 ale jednak…
______________
*ponad 30C w ruchu po wertepach
Basiu śpiewająca, Basiu wędrująca – zaglądaj do nas częściej, to nie będziemy o Tobie zapominali.
O, to Pyra wytyczyła sobie ambitne cele 😉
Ja zamierzam leniuchować. Tylko słoneczko, podświetliwszy z rana jedno z okien dało mi cynk, że może by tak za ścierę i płyn do mycia okien się złapać?
Pogoda piękna, najpierw się przespaceruję nad jeziorem i jeśli zapał okienny mi nie minie, to się wezmę za.
Figi jeszcze twarde, chyba zdążą dojrzeć na czas – to znaczy druga połowa września? Bo tak by mi pasowało 😉
Pomidorki koktailowe zdążę zjeść – nie mam cierpliwości czekać, aż tak naprawdę dojrzeją i jak któryś czerwonawy, to zjadam.
A przez tę suszę na ogródku wszystko tak wyschło, że wygląda bardzo jesiennie.
Pisałam w tym tygodniu, że rodzina mi się pewnie powiększy pod koniec marca, za sprawą mojej Wnuczki. Okazuje się, że najprawdopodobniej będą bliźniaki – potwierdzenie w badaniu za 3 tygodnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w obydwu liniach rodzicielskich, w każdym pokoleniu bliźniaki się trafiają. Tylko ciąża bliźniacza, to stan podwyższonego ryzyka, a moja Wnuczka do osób przesadnie zdrowych nie należy. Pożyjemy, zobaczymy.
Pyro, trzymamy kciuki!
Potrzymamy, Małgosiu
A to mi a capella sprawiła miłą niespodziankę swoimi zdjęciami, bo w niedalekich planach mam poznawanie okolic bieszczadzkich, a i o Słowację warto będzie przy okazji zahaczyć. Na razie zdjęcia obejrzałam pobieżnie, ale w wolnej chwili zagłębię się dokładnie.
Pyro,
nie jest to pewnie reguła, ale bardzo często bliźniaki rodzą się rodzicom jako drugie. I z rodziny 3-osobowej robi się nagle 5- osobowa.
To prawda, Krystyno, tylko ja się pomyliłam – bliźnięta rodzą się najczęściej nie w każdym pokoleniu, a w co drugim. Ponadto nie zawsze rodzą się obydwa – jeden bywa wchłaniany przez drugiego, ew. obumiera na wczesnym etapie. Natura aż tak, jak KK nad zarodkami i płodami się nie trzęsie. Statystyki medyczne podają, że prawidłowo rozwija się co trzecie zapłodnione jajo- już w fazie zygoty następuje ostra selekcja, a potem – jak Bóg da.
Gruczno zaprasza! http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,48722,12326836,Festwial_smaku_w_Grucznie_w_ten_weekend.html
Miodzio – tydzień temu był w Poznaniu – Danuśka z Córką były. Owszem – kramów, stoisk, budek, restauracji multum, a najciekawsze były ceny. Nawet mi Dziewczyny przyniosły torebeczkę herbat mix z Rynku. Swoisty pobór podatków.
@emerytka:
czemu takie czarne mysli, demencja daje we znaki?
p.s.
a pistolet gdzie teraz nosisz, w torebce ? 😉
he,he…Tod!!! musze szybko na blog niemiecki, pa!
(oni zawsze sie ciesza jak im kartofli podrzuce, co na moim szambie wyrosly…
jeszcze raz dziekuje @emi…)
Byku – może jet gdzieś miejsce poza tym blogiem, gdzie mógłbyś pogadać z Emerytem? Ten Emeryt wyjątkowo mnie pasuje do naszego stołu.
ach,@pyra, a ja myslalem, ze to twoj(albo @dorotola)…no, jak mu tam,hm… ten, tego.. zreszta…
a to tylko troll, widzisz, no
nichtdestotrotz: dziekuje za informacje
Miałam nadzieję, że cichal sprawozda co w dzien czynił, bo wieczorem widziałam go przy klawiaturze bratowego kompa, ale jakoś się nie wpisał.
Dzisiaj po południu obaj Panowie kosili trawę wykaszarką, aż do obiadu. Dzięki temu nie słyszałam jak podjechały traktory z sianem i słomą. Zima zbliża się nieubłaganie.
Na obiad polędwiczki wieprzowe z cebulką, kluski żabiobłotne zwyczajne, mizeria. Czerwone wino. Na deser lody z konfiturą morelową, tą do lodów – degustacja. Musiałam otworzyć drugi słoiczek.
Poszłam zamknąć i nakarmić ogiery, jak wróciłam zdybałam towarzystwo nad wiśniówką. Cichal wziął to na siebie. 😀
mnie sie dziadyga czepia, a ja mam byc winien, kartofle?
metody prowokacji na poziomie polskiej gastronomii?
Kurkowy dzien drugi,
znow nazbieralam sporo, ale juz z nozem i nie bralam robaczywych. Napotkalam tez dwa prawdziwki, ale ze wzgladu na podloze i inny klimat mialy troche inny kolor. Jasne kapelusze, ale zapach prawdziwkowy. Nie wzielam z obawy…?
Kurki udusilam podobnie, z maselkiem cebula i kwasna smietana na koniec. Poczekaja do jutra na powrot dzieci z wakacji.
Zlałam Pana Lulka, Nemo wg Nemo i taką jedną wiśniówkę. Wcześniej całodzienne prace ogródkowe i parę dookoliczności. . Nie padam na pyszczek, a powinnam. W ostateczności padnę na siłę 😎
Krystyno, pikacz był zbędnym wydatkiem. Gdybyś powiedziała: „Proszę, ryj poza moim ogrodem”, efekt byłby ten sam. Nawet kret nie śmiałby Cię zlekceważyć.
Cichal się sprawozdawczo obija!
U nas LATO LATO, piękny dzień, żal, że nie było czasu wyskoczyć do portu na rejs z kpt.Markiem, ale trudno. Może przed odlotem?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂
Cichal w błotnym żywiole, aktywny inaczej 😉 Też bym chciała, a trzeba jeszcze trochę poczekać…
Usilne dobranoc 🙂
Ja też mam jeszcze jakieś dni do odlotu.
Tymczasem zapodaję Lizbone poprawioną i uzupełnioną – nie wiem , dlaczego picasa wtrynia mi po 2 zdjęcia na raz czasami 🙄
Podpisałam większość.
O, se tu jest….
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Portugalia2012#
p.s. To jest nudne w tej ilości, ale to jest mój fotopamiętnik, kto chce, niech zerknie.
Oj, czyżby Miodzio nie wzięła borowika najszlachetniejszego? Jeśli tylko kolega grzyb nie miał różowawej nóżki (goryczak żółciowy, bardzo podobny do prawdziwka), to był właśnie królem lasu…
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://www.galeria.nagrzyby.pl/d/5150-2/borowik_szlachetny5.jpg&imgrefurl=http://www.nagrzyby.pl/index.php?artname%3Dgatunek%26id%3D6&h=600&w=800&sz=112&tbnid=LF59hYYLC03dnM:&tbnh=90&tbnw=120&zoom=1&usg=__4A5cH1AjCt3IgvCQEL3WN20jysg=&docid=WhqVY6uYx9SiNM&sa=X&ei=rjswUPzQEYjesgbtzYHwCg&ved=0CFUQ9QEwAw&dur=3130
@miodzio:
dobrze postapilas; w lesie nie ma zasady- in dubio pro reo(lol),
grzyba, ktorego nie znamy – NIE RUSZAMY*);
lepiej sto „prawdziwych” pominac, niz zakasowac jednego „falszywka”.
——————————————————————————-
*) niestety, prawie codziennie jestem swiadkiem wandalizmu wielu „niedzielnych” grzybiarzy, ktorzy wszystko tratuja, co im do koszyka nie pasuje
p.s. grzyby zaprawione smietana trzymac koniecznie, i niezbyt dlugo, w zimnym miejscu.
p.s.p.s.
na rydze(dzisiaj: kajakiem 😉 )
dzień dobry …
Pyro o tym Festiwalu smaku w Poznaniu był mały reportaż w Kuchni+ i widziałam, że między innymi był też tam Brzucho …
Krystyno zwyczajne żaby faktycznie nie wystarczą trzeba ropuchy na ślimaki …
Alicjo ładna ta sukienka … a na zdjęciach tylko Nisi brak …
Ostatni dzień urlopowy. Dzisiaj już leniwie. Kawa, śniadanie, druga kawa. Przeczytałam tygodniki, zagrałam w obrotowe kulki kilka rundek, doczytałam blog, z którego nieodmiennie odrzuca mnie troll pod nickiem „Emeryt”. Za jakiś kwadrans wlezę pod długi, leniwy prysznic (w upały pół dnia można siedzieć pod prysznicem). Zła wiadomość jest taka, że to mają być ostatnie 5 dni lata, na dodatek od wtorku burze dość gwałtowne. Na obiad zrobię sobie nóżkę kurczaka w sosie orzechowym, sałatę, a na deser gruszki w czerwonym winie (została mi dobra szklanka wina, które nie bardzo mi smakuje, a z owocem , przyprawami czym tam trzeba, może być całkiem dobre).
Nisi brak na zdjęciach, bo po Lizbonie biegałam przede wszystkim z Krysią, sama, potem z Jurkiem. W dzień upał był nie do wytrzymania (ale dałyśmy odpór, chociaż omal nie ugotowałyśmy się), w nocy też było niewiele lepiej. Słońce nie dawało po patrzałkach, ale mury oddawały zebrane za dnia ciepło. W dzień ok. 40-42C, w nocy niewiele mniej. Ja lubię ciepło, ale bez przesady 🙄
Nie mogłem pisać, bom kosił zawzięcie (i za wiśniówkę przewyborną) Wczorajszy obiad winien przejść do historii kulinariów żabiobłockich! Polędwiczki jak marzenie. Kluseczki wielkiej urody i w ilościach! Deser z morelami przekroczył wytrzymałość moich kubków smakowych…
Biesiadnicy doszli do wspólnego wniosku, że Żaba, która zamiast awantury za samowolne zaanektowanie nalewki, podała orzeszki i chrupki, jest aniołem i sprawdzaliśmy czy Jej skrzydła nie pączkują.
No, nie wiem, czy tej Żabinej nalewki wystarczy na te wysuszone gardła…
Dorotolu! Jak Twoje zdrowie? Zwalczyłaś słabości? Dobrze żeś nie wychodziła na samolot w Berlinie, no byliśmy na Tegel ponad cztery godz. później
Cichalu,
Dorota nie ma dostępu do internetu. Zmienia operatora i trochę to potrwa. Mam nadzieję, że nie zawiedzie pana Prezydenta.
Udanego wypoczynku 🙂
Jolinku, kiecka Alicji w naturze rewelacyjna. A mnie brak, bo one rzeczywiście biegały, a ja jedynie kuśtykam, poza tym w upale dostaję zapaści, Krysia dzielnie mi towarzyszyła popołudniami i wieczorami, kiedy już było jakieś powietrze. Też Wam pokażę fotki, tylko one razem z laptokiem wciąż żeglują, biedaczki. No, część mam w aparacie, muszę poprosić dziecko, żeby przerzuciło na pikasę.
A tu upał, kurczę, jak nie przymierzając w Lizbonie…
Zahortensjowałam sobie ogródek, muszę Wam przy okazji też pokazać. Ale jeszcze we wtorek jadę po róże, bo ma być dostawa, to już załatwię sprawę kompleksowo.
Przeniose Was teraz do Yakima Valley w stanie Washington. Pisalam kiedys o plantacjach chmielu w Yakima Valley. Okazuje sie, ze farmerzy z Yakima Valley produkuja ponad 70 procent chmielu w kraju. Okazuje sie rowniez, ze chmiel z Yakima Valley jest najwyzszej jakosci na swiecie i stad jest eksportowany na caly swiat. Plantatorzy chmielu w Yakima Valley nie uzywaja do uprawy srodkow chemicznych.
Grunty w Yakima Valley to pustynia gdzie zainstalowano skuteczny system irygacji. Ziemia jest pochodzenia wulkanicznego i bardzo sprzyjajaca uprawie chmielu, owocow i warzyw.
Na zdjeciach pokazuje kilka plantacji chmielu. Zbior bedzie za dwa tygodnie. Na dwoch zdjeciach widac proces irygacji i podlewania roslin.
https://picasaweb.google.com/OrcaStory/Hops#5778203084719912738
Tu kilka zdjec z farmy warzyw w Yakima Valley. Na tej farmie rosna roznego rodzaju pomidory, papryka i kilka innych warzyw. Na zdjeciach jest „tomatillo”. Dojrzaly „tomatillo” wyglada troche jak pomidor. Dojrzaly owoc jest zielony lub fioletowy. Na tych zdjeciach „tomatillo” jest jeszcze w „papierowych” oslonach. Tylko dwa lub trzy zdjecia pokazuja dojrzaly owoc.
„Tomatillo” jest bardzo smaczny w „salsa verde”.
Pozostale 5 zdjec jest z farmy owocow w Yakima Valley. Tu widac odmiane brzoswin i nektarynek w formie „donut” (?). Ksztalt tych owocow przypomina male krążki o wysokosci okolo 2 centymetrow. W smaku, moim zdaniem, niewiele sie roznia od brzoskwin i nektarynek tradycyjnego ksztaltu.
https://picasaweb.google.com/OrcaStory/TomatilloDonutPeachesDonutNectarines#5778203576494926594
Dzien dobry,
Ja sie pochwale, ze tomatillo, spolszczane czasem nieslusznie na ‚zielone pomidory’ udalo mi sie w moim ogrodku wyhodowac (tylko dlatego, ze mi wszyscy wmawiali ze nie da rady w naszym klimacie). Mialam zielone i fioletowe. Przyjemne w smaku, lekko cierpkie. Podobno bliskie agrestowi.
Pod Nowym Tomyślem są plantacje chmielu i oni też twierdzą, że najlepsze na świecie.
Te spłaszczone brzoskwinie i nektarynki s ą w sklepach; Młoda chętnie kupuje, a ja raczej wolę te okrągłe.
Jolly R. – gratulacje ogrodnicze.
Miałam dzisiaj interesującego gościa, opiszę wieczorem. Wyszło, że Pyra jest naiwna, jak dziecko i niczego nie rozumie ze spraw ludzi dorosłych. Moje córki też, jak ta mamusia – do niczego poważnego się nie nadają.
Tak wlasnie ! Tomatillo w smaku przypominai agrest, ktorego tutaj sie nie spotyka.Wprawdzie mamy jeden maly krzaczek agrestu, ktory zostal szybko objedzony, ale jest nadzieja na rozplenienie. Tomatillo natomiast uzywam robiac balagan na patelni.
Jolly Rogers,
Gratuluje wyhodowania tomatillo. Tomatillo lubia suchy i goracy klimat – Meksyk przychodzi mi na mysl :).
Rzeczywiscie to nie sa tak zwane zielone pomidory.
Przed zamowieniem obiadu, kelner stawia na stole dwa kamienne naczynia. W jednym jest tradycyjna salsa z czerwonych pomidorow. W drugim – salsa verde z „tomatillio” i zielonych pomidorow. Obok duzy koszyk „tortillas” – odmiana „chips” tradycyjnych dla kuchni meksykanskiej.
Orca,
myślałam, że piszesz o „papierowych osłonach”, które farmerzy zakładają na owoce. Pomyślałam tak przez analogię do osłonek z plastikowej siateczki, jakie widziałam w Chinach. W ogromnych sadach, zabezpiecone były w ten sposób, chyba przed ptakami, owoce granatu.
Zaskoczyła mnie pracowitość farmerów amerykańskich, równa farmerom chińkim. Tymczasem pracowita okazała się matka natura 😉
Pyra,
Kazdy producent reklamuje swoje produkty, jako „najlepsze na swiecie”. To, co pisalam o plantacjach chmielu w Yakima Valley jest oparte na zamowieniach z calego swiata, gdzie piwo jest produkowane.
Jagoda,
Napisalm, „papierowa” oslona z braku znajomosci tlumaczenia nazwy „husk” lub „paper husk”. 🙂
Wspomnialas chinskie metody ochrony owocow. Kiedy zobaczylam rosnace tomatillo skojarzylam to sobie z ozdobna roslina (kwiatem?) o nazwie Chinese lantern. Kwiaty (?) tej rosliny sa pomaranczowego koloru i w ksztalcie przypominaja niedojrzale tomatillo.
Znalazlam zdjecia rosliny Chinese lantern
http://www.swallowtailgardenseeds.com/perennials/chinese_lantern.html
Zdjecie po prawej stronie bardzo przypomina niedojrzale tomatillo.
Oj tam…ja w Kanadzie hodowałam tomatillos! Da się!
Tyle, że na moich „hektarach” to tylko taki raz zrobiłam, kilka krzaczków (nie pamiętam, czy nie wysłałam kilka nasion do nemo).
U nas wegetacja od końca maja jest błyskawiczna, bo następują (zazwyczaj) upały.
Gdybym miała pół hektara, pewnie dalej bym uprawiała, bo da się, przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam. I jest wilgotno, bo przecież jedno z Wielkich Jezior za drogą! Na razie wykańczam koktailowe (w donicach), niedługo bedzie po nich 🙁
Problem z moim ogródkiem jest taki, że za nim zaraz las. Co zasieję, to zaraz jest – ledwie wzejdzie – zjedzone. Jedynie zioła w beczce się trzymają i pomidory w donicach. Oraz figi.
Jeździłem z Żabą po Nałęczowie i ku mojemu zdumieniu nie ma tam ulicy NOWEGO! A On przecie Nałęczowianin! Trzeba jakieś petycje słać, żeby ten nietakt naprawić!
To ja cichal, Żabo wybacz, nie zmieniłem na swój adres!
Orca,
te kwiaty były powszechnie chodowane na bukiety zimowe. Oprócz nieśmiertelników. Teraz już nie są tak popularne, ale można je jeszcze spotkać w niektórych ogrodach.
A kilometry sadów, z owocami granatów w siateczkach robiły niesamowite wrażenie.
Cichalu – bo Nowy, to warszawiak, który chce być (jak przodkowie) nałęczowianinem.
Cichalu, po Nałęczowie?????? Gdzie Rzym, gdzie Krym!
Za piętnaście minut Ania z psem wsiądą w Krakowie, do przesławnego pociągu relacji Przemyśl – Szczecin. Jeżeli dostaną bilety, a z tym bywa krucho. Wtedy przyjadą „bele kiedy, bele czym”. Dzisiaj już zaliczyli kolejkę gondolowa i pociąg z Krynicy do Krakowa. Pies źle znosi upały i kiedy się dorwał do trawy na łące, na jakimś skłonie, to się turlał, tarzał i nie chciał wyjść na słońce. Z Krynicy do Krakowa – 5 godzin. Coś mi się wydaje. że w CK było szybciej.
Małgosiu! Wybacz staremu. Pokićkało mi się. Połczyn i to Zdrój! Nie wiem dlaczego pomylił mi się z Nałęczowem. Starość nie radość. byle mi się Ewa nie pomyliła, bo będzie tragedia…
Za gratulacje dziekuje :), polowe sukcesu nalezy przypisac prawdziwej kanikule ktora wtedy zapanowala. A propos, upal niemilosierny. Co do ogrodu i piekielnych slimakow skorupkowych i bez, ropuchy chetnie przygarne.
Chińskie latarnie można spotkać w naszym ogrodzie 🙂
Za namową pani straganiarki kupiłam niedawno donutowe nektarynki i bardzo nam smakowały.
Dzien trzeci – „skurkowany”. Na opuszczonej posesji, na mchu , uzbieralam znow jakies 4 kg kurek. Tych rosnacych na piasku juz nie chcialo mi sie wycinac bo… brudne! Tak sie rozbrykalam! Teraz poprosze pieknie o rade, jak zrobic farsz kurkowy do pierogow, bo jakos to musze przerobic. Wiem, ze usmazyc, ze z cebulka, ale co zrobic zeby sie towarzystwo nie rozsypywalo. Zmielone nie wchodza w rachube bo zrobi sie breja.
Jak masz dużo kurek, to podgotować je lekutko BEZ SOLI, wrzucić do słoików gorące, prosto z garnka + woda, słoiki (takie dżemowe) natychmiast zamknąć i odwrócić wieczkiem w dół na jakimś ręczniku czy czym tam. One się same „zamkną” – a te, co się nie zamkną, zużyć w miarę szybko.
W zimie jak znalazł! To samo z wszystkimi innymi grzybami, których nie da się suszyć – maślaki, opieńki i pewnie jeszcze coś tam się znajdzie w temacie.
Z kurkami to jest prawie zawsze tak, że piasek w zębach w którymś momencie zazgrzyta, ale kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/03.GRZYBY/Kurki_Pyry.html
Polecam też przepis od Sławka, zaraz za Pyrą, tylko kliknąć dalej
Alicjo,
dziekuje, bo mysle ze to nie koniec tegorocznych zbiorow. To nieslychane! Nawet w Polsce nie udalo mi sie uzbierac jednorazowo wiecej nic 20 dkg kurek.
Nie bede sie bawic z pierogami. Moze zima, wtedy napewno zrobia furore.
Dziekuje raz jeszcze.
Doszłam do wniosku, że nie opowiem na blogu o wizycie pani z Rostowa nad Donem, ani o tym, dlaczego Pyry są ciemne i głupie. Jeszcze nie daj Bóg wśród podczytujących się prokurator jaki trafi, albo szef rekietierów i dopiero będzie bal… Opowiedzieć mogę, zapisać nie.
Alicjo,
dzieki raz jeszcze. Napewno wszystko skrupulatnie wykorzystam.
@emeryt:
najpierw zmiana gender, teraz operatora…
a kozacy, pozwole sobie zapytac, znad donu?
ja dzisiaj pierwszego znalazlem, kole brzozy.
Moj sposob na slimaki.
Muszle po malzach wrzucamy do worka. Worek kladziemy na cementową powierzchnie. Stąpamy po worku az wszystkie muszle sa pokruszone.
Nastepnie wysypujemy pokruszone muszle wzdluz, obok i wokol wszystkiego, co lubia jesc simaki.
Zaden slimak na wejdzie na pokruszone muszle.
Muszle moga byc od kazdych innych stworzen morskich. Po prostu musza byc pokruszone.
Z braku muszli, przypuszczam, ze mozna pokruszyc skorupe od jajek. Na pewno dziala.
Nie worek, tylko torba papierowa.
W naszym ogrodzie slimaki spalaszowaly wszystko. Wszystko! Nie pomoglo nic chemicznegoi Ale jakby wygladal nasz ogrod obsypany dookola skorupami? Takimi czy innymi…? To juz chyba lepiej calkiem NIC. Potrzebna sroga zima. Chyba?
Errata
„wygladalby”
Dziewczyny, Wasze chińskie latarenki mają mało wdzięczną polską nazwę miechunka (po łacinie ładniej: Physalis), są, za przeproszeniem, psiankowate i nie było kiedyś bez nich wsiowego ogródka. Są śliczne!
bylo OK,
Miodzio,
Niektorzy zaklinaja sie na inna metode. Jeszcze tego nie probowalismy, ale podobno jest skuteczne.
Ustawic kilka plaskich naczyn miedzy roslinami, ktore jedza slimaki. Naczynia nie moga miec ostrych brzegow i nie powinny byc wyzsze niz okolo 2-3 cm. Do kazdego naczynia wlac piwo. Slimaki, zamiast do roslin, pojda do naczynia z piwem i tam zakoncza swoja podroz i zycie. Co kilka dni nalezy wyrzucic slimaki z pojemnikow i wlac piwo.
To nie jest zart. Tak robi bardzo wiele osob w tym stanie, gdzie slimakow jest pelno, a niektore slimaki sa pod ochrona.
Psiankowate to bardzo interesująca rodzina 😎
Orca, jeszcze nas to szczęście nie spotkało, ale gdy spotka – tłukę jajeczne skorupy i sypię, sypię, sypię… Masz może sposób na zawziętego kreta?
r.i.p. @emerytka…
na po ze gna nie tu ba, ale nie ste ty nie mo ja
http://www.youtube.com/watch?v=iXVu3_1-53E
haneczka,
Owczarek Podhalanski i orlica Maryna Krywaniec przyczynili sie do tego, ze kret juz u nas nie mieszka. Pokazywalam kiedys reportaz z ich wizyty.
Jesli wizyta Owczarka i Maryny nie jest mozliwa, inna metoda jest bardzo prosta.
Zaparzyc kilka garsci miety. Kiedy ostygnie (!), rozlac „herbate mietowa” razem z liscmi wszedzie tam, gdzie sa znaki obecnosci kreta. Rowniez wlac do tunelu kreta. Im wiecej miety, tym to jest skuteczniejsze. Trzeba powtarzac raz na 6 miesiecy.
Krety nie lubia miety. Chyba chodzi o zapach, chociaz nie wiem czy krety maja zmysl wechu i mnie to nie obchodzi. 🙂
Powodzenia ze skorupami jaj. Napisz, jakie to ma skutki.
Młodsza z koleżanką i psem jadą właśnie z Krakowa do Wrocławia PKS-em; będą o 3 z minutami. Co dalej, to się okaże. Bilet lotniczy tylko o 5 złotych droższy ale biletów brak. A pies? Psa wysłać pACZKĄ?
Orco,
za rade bardzo dziekuje, ale nasze slimaki opanowaly caly ogrod. Trzeba by piwo sprinklerem… bo kuwet trzeba by chyba paredziesiat? Ale dobrze wiedziec aby zapobiegac wczesniej.
W kuchni klar.
Chyba pójdę spać. Cichal juz z godzinę temu podreptał nad stajnię z nową porcją starych Polityk i Forum, i nie tylko.
Sylwia przyjechała późnym wieczorem z Klaudią(koleżanka) i psem. Szanta po urlopie w Szczecinie w amoku gania po włościach.
Niby noc, a mało co chłodniej.
Dzisiejszy obiad: szynka wieprzowa pieczona, sos pieczeniowy zaprawiony smietaną z czosnkiem przyprawowym amerykańskim, kasza gryczana, wino czerwone. Na deser kremik galicyjski w modyfikacji żabiobłotnej (czyli z zaparzoną kremem pianą z białek) ze świeżymi malinami i bitą smietanką.
BRA!
Miodzio,
Podoba mi sie pomysl ze sprinklerem. Chyba nie tylko slimaki zeszly by sie do ogrodu.
Sasiedzi rowniez.
Orco, ta zaraza olewa olej silnikowy 🙁 ale mięty też mu nie poskąpię. A tak w ogóle, to chciałabym go zobaczyć na własne oczy i z szacunkiem wynieść w rejony dzikie i bezpańskie. Zasłużył na swobodne rycie 🙄
haneczka,
Ekspertami od tego sa Owczarek Podhalanski i Maryna Krywaniec.
Tu jest pamietna historia wizyty Owczarka i Maryny opisana wlasnymi slowami Owczarka Podhalanskiego.
http://owczarek.blog.polityka.pl/2011/11/25/napad-indian-na-kreta/
Tu jest tylko fragment tej opowiesci:
„Po drodze ocywiście nie mogłek se odmówić przyjemności odwiedzenia indiańskiego rezerwatu, ka wodzem jest mój przyjaciel Przeziębiony Łosoś. Godołek wom o tym wodzu we wpisie z 8 listopada 2007 rocku. A teroz niekze przyboce ino telo, ze jest on prowdopodobnie jedynym cłowiekiem na świecie, ftóry rozumie mowe psów.”
Orco 😆
dzień dobry …
Orka zdjęcia Twoje potwierdzają, że w USA wszystko naj …. 😉
zrobiłam tzw. sos grecki w słoikach bo lubię ale robić go to nie za bardzo i teraz będzie jak mnie najdzie ochota .. pierwszy eksperyment stoi w lodówce .. śledzie smażone w sosie greckim …
nie jadłam takiego przysmaku a wy? …
http://sylkahaha.blox.pl/2012/08/Kiszona-slonina-nie-jest-taka-zla.html
spróbuję ze słonina a jak mi posmakuje to może boczek tak zrobię …