Zgadnij co gotujemy
Dziś do wygrania – jak widać – książka, która bardzo zmieniła mój ogląd wielu współczesnych wojen. Z perspektywy z której pokazuje je autorka wydają się jeszcze bardziej okrutne. (Odsyłam do recenzji sprzed kilku dni).I tę książkę wydała Carta Blanca. Tytuł dzieła: „Kałasznikow kebab”. Kto pierwszy przyśle odpowiedzi uznane za prawidłowe ten otrzyma w nagrodę bulwersującą książkę, która łączy sporą dawkę wiedzy o ludziach, jednocześnie jest prawdziwym, wstrząsającym reportażem.
A teraz pytania:
1.Co to jest i skąd pochodzi domsiah i surinam?
2.Sfermentowane mleko klaczy lub oślicy nazywa się…?
3.Co to jest pita?
Teraz proszę o szybkie wysłanie odpowiedzi tu: internet@polityka.com.pl i książka zostanie wyekspediowana pod wskazany adres.
Komentarze
Surinam to państwo pomiędzy Gujanami, dawna kolonia holenderska. Ale na pewno nie jest to prawidłowa odpowiedź, więc spokojnie mogę to napisać nie łamiąc regulaminu.
Sfermentowane kobyle mleko piła kiedyś moja babcia żyjąc w kraju, gdzie był bardzo popularny. Nie było to to, na co miała ochote, ale nie wypadało odmówić czasami. Jednak oślego tam nie spotkała, natomiast spotkała nie wspominane w pytaniu wielbłądzie. Oprócz napoju z pytania pijano tam jeszcze mleko wzbogacane łojem i herbatę z dodatkiem łoju. Przede wszystkim w czasioe dużych mrozów.
dzień dobry …
zgadywacze na stanowisku … 🙂
yurek ten sposób mrożenia koperku mi się podoba … 🙂
Z tego wynika Stanisławie, że babcia wolała by być nie tam, a zupełnie gdzieindziej.
Jak wielu na jej miejscu.
Letnia aura nadal cieszy i zastanawiam się co zrobić z takim dzionkiem.
A jest parę rzeczy do załatwienia.
Miłego dnia wszystkim!
Mleko klaczy pił z wielkim obrzydzeniem Sanderus w ” Krzyżakach”. A może tylko udawał obrzydzenie . A każdym razie Sienkiewicz utrwalił pogląd, że ten napój nie może smakować porządnemu Polakowi. Ale tak naprawdę nie wiem, czy gdziekolwiek w Polsce spożywane było to kobyle mleko.
Za pół godziny jadę do Gdyni, gdzie wzywają mnie obowiązki rodzinne.
Przegapiłam poranek z konkursem. Nie, żebym chciała powalczyć o tę pozycję, ale lubię zgadywać tak dla siebie. Przegapiłam zaś, bo czytałam bieżący numer „Angory” – tam jest kilka rubryk nie do czytania zupełnie i kilka znakomitych + b.dobry kącik kulinarny (dzisiaj np pasztet „muszkietera” wg przepisu Dumasa- syna i grasica cielęca). Świetna opowieść na dwie szpalty o restauracji Maxim w Gdyni (teraz teren na sprzedaż). Naszym Gdańszczanom z pewnością się spodoba i przezabawny felietonik Daukszewicza o powodach, dla których zaczął spisywać meneliki. Jako, że nie wszyscy z nas będą mieli możliwość felieton ten przeczytać, pozwolę sobie go streścić :
Otóż – pisze KD – w Święto Zmarłych jak zwykle kwestował na Powązkach. Zimno było paskudnie więc przytupywał sobie i puszką potrząsał w ramach rozgrzewki. Podszedł w pewnym momencie znany mu menel i mówi „Panie Krzysieńku kochany; zmarzniesz Pan tu i ja dawcę stracę”. Krzysio na to, że wytrzyma, a w domu zrobi sobie herbatę z prądem i szybko się rozgrzeje. Menel rozpiął płaszcz i pokazał piersiówkę – ćwiartkę żubrówki. Krzyś, że bez trawki, że chyba podróbka… Na co amator trunku „Panie Krzysiu! Gdzie tam podróbka. Trawkę położyłem bratu na grobie, bo mu się roślina należała, a prąd zabrałem ze sobą”. Wzruszył się Daukszewicz tą rośliną na grobie brata, a my mamy meneliki.
Pepegorze, masz rację. Jak ktoś jest nie tam, gdzie chce, to i pije nie to, co lubi. Mój kuzym, który był nie tam gdzie chciał od siedemnastolatka, pijał m.in. denaturat i politurę, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że to nie jest to, co lubi.
To mleko sfermentowane też jest musującym napojem alkoholowym i stanowić może miejscowy zamiennik szampana.
Dzień dobry,
Przejrzałam wczorajsze wpisy. Wieczorem ukazał się taki :
osze nie ignoruj
22 maja o godz. 22:25
PILNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Sytuacja jest tragiczna. Zapadła decyzja o likwidacji schroniska w Józefowie, 600 psów i 30 kotów ma być UŚPIONYCH! Błagam was rozpowszechniajcie te wiadomość. Może ktoś wziąłby na dom tymczasowy jakiegoś zwierzaka. Bedziemy tez zbierać karmę, pieniądze na hoteliki, by choć troche ich uratować Artur Starosz nr tel. 668249268 Ula Kurek 880822051 Błagam Cię rozsyłaj . Dla Ciebie to tylko skopiowanie tej wiadomosci ale dla tych biednych zwierzat to szansa na dalsze i lepsze zycie.
Dla Ryby spóźnione ale jak najlepsze życzenia.
Pisze: PROSZE NIE IGNORUJ
Teren po restauracji Maxim, która ciągle stoi, moim zdaniem nie będzie szybko sprzedany. Na tyłach na ukos są ogródki działkowe, na których już jeden deweloper miał pozwolenia na budowę, ale zostało ono unieważnione, a deweloper zbankrutował.
Tzw. pałacyk Marysieńki z przyległościami w Kolibkach też nie daje się sprzedać po raz któryś. Zaporowe ceny wywoławcze powodują, że po którymś obniżeniu ceny można sprzedać z wolnej ręki, jeśli ktoś da więcej niż ostatnia cena wywoławcza. Ten ostatni przetarg ogłasza się w naukowo wybranych terminach z 90-procentową pewnością, że nikt nie zauważy. Nie twierdzę, że w Gdyni tak czynią, ale w niektórych gminach to się zdarza. Innym łakomym kąskiem może być teren, na którym stoją szczątki sanatorium nad przystanią rybacką w Orłowie. Obiekt do rozbiórki, trudno powiedzieć, co tam pozwolą wybudować. Chyba plan zagospodarowania pasa nadmorskiego w Orłowie ten teren obejmuje, ale w 100% nie jestem pewien, bo to może być już teren parku krajobrazowego.
Wczoraj dokonaliśmy doświadczenia gastronomicznego. Odwiedziliśmy bar-restaurację-steak hause w Sopocie o nazwie Barocco. Mieszkańcy zaoceanii mogą nie czytać, bo to ich codzienność, o ile nie trzymają się kuchni polskiej i wybranych przybytków odmiennych od typowych.
Kalmary w cieście jako starter całkiem w porządku, ale porcje wystarczające na danie główne. Za takowe były podwójne rib-eye steki z sezonowanej wołowiny, funciaki. Wszystko jak należy. Wołowina była dostatecznie mięka i trochę przerośnięta tłuszczem, który sezonoanej przystoi. Do tego trzy sosy – serowy, pieprzowy i barbecue. Dwa pierwsze znakomite choć nie finezyjne. Po prostu prawidłowe. Góra frytek i żółta papryka z grilla, chyba po całej papryce na łebka. Po raz pierwszy od dziesięcioleci nie udało mi się zjeść całego dania. Została część frytek. Ukochana zjadła niespełna połowę. Córeńka zostawiła trochę tłustego. Ten tłuszcz w istocie smakuje dobrze, smak wszystkiego weń wchodzi i je się miło, choć z zasady nie jestem miłośnikiem tłuszczu. Jeszcze lepiej tłuszcz mięsny smakuje w marokańskim tajinie.
Na desr lody, bardzo smaczne, polecam.
Ja po powrocie przeniosłem kilka wielkich donic z kwiatami, w tym trzy z ogrodu na balkon. Pozwoliło mi to uniknąć położenia się natychmiast. Ukochana zaległa, po godzinie poprosiła o herbatę. Ja miałem ochotę na piwo, ale się nie zdecydowałem czując, że nie wejdzie. Kilka razy po parę łyków wody mineralnej w dłuższych odstępach czasowych było akurat.
Późnym wieczorem nieodzowna okazała się rozmowa, że na urlop w USA trzeba przygotować jakąś strategię żywieniową, aby uniknąć podobnych obiadów. Nie, żeby były mało smaczne, choć Francuzi dodaliby do tego dużo finezji, ale takie porcje to nie dla nas.
Czy potężne steki czy też psy do uśpienia wystraszyło Towarzystwo? Wiem, że ani jedno, ani drugie, tylko zajęcia pilne
Żaden stek nie może mnie wystraszyć, Stanisławie, muszę wychodzić z psem. Właśnie się wybieram. Piękna pogoda i to ladaco nie chce siedzieć w domu
@stani:
w orlowie skakalem, w cielecym czasie, z mola do morza, piekny kawalek wybrzeza;
a jaka cena takiego steku, jesli mozna zapytac?
Gratulacje dla Stanisława, który przysłał pierwszy odpowiedzi.
1 To odmiany ryżu irańskiego;
2 Kumys;
3 Arabskie pszenne, okrągłe, płaskie placki.
Kolejna zabawa za tydzień.
Stanisławie,tak ! Robota !
Wieści z Trójmiasta i okolic zawsze czytam z zainteresowaniem z wiadomych,rodzinnych względów.Podczas mojego ostatniego pobytu w Gdyni zaskoczyłam kuzynostwo znajomością trójmiejskiej gastronomii 😉
Niech żyje blog 😀
Alino- obejrzałam stronę tego schroniska.Nic nie wskzuje na to,by szykowały się tam jakieś dramaty w najbliższym czasie.
Podgryzam tartę rabarbarową,upieczoną wczoraj wieczorem przez Latorośl. Udała jej się znakomicie.Najpierw musiałam jednak przeszkolić moje duże dziecko względem obierania rabarbaru.No cóż,lepiej późno
niż wcale 🙂
A Zgaga to już pewnie siedzi na walizkach szykując się do francusko-rodzinnej podróży ?
…wuj mial tam apteke;
do 1948 byl wlascicielem, potem, laskawie pozwolili mu byc kierownikiem;
pamietam go, jak pichci i kreci rozne mikstury i masci, na zapleczu,
zawsze w tym samym, nieziemsko poplamionym kitlu;
robil najlepsza oranzade mojego dziecinstwa…
Stanisławie- te dzisiejsze pytania to dla Ciebie był mały pikuś 🙂
Życzę Ci ciekawej lektury !
Stanisławie – gratulacje!!!
Pyro – widziałaś ten album? http://www.olejniczak-foto.pl/galerie/album_ulani/index.html
pita -slowo nowogreckie (od starogreckiego – piktos: twardy)
turcy mowia na ten rodzaj pszennego chleba: pide.
Do czasu spaceru trawnikowego trzeba teraz dodać ok 20 minut, czyli czas na prysznic po powrocie, ewentualnie inne dokładne ablucje. Prysznic szybszy. Zamiast chłodnika truskawkowego ma być koktajl truskawkowy, a na obiad jako taki gzik, czyli twarożek – na łyso, bez pyr ale za to wzbogacony o koperek i rzodkiewki oraz czosnek. Proszę uprzejmie o 13.30 zacznę produkcję.
Pyro- uśmiałam się czytając anegdotę opowiedzianą przez K.Daukszewicza.Bardzo go lubię,a nawet miałam kiedyś okazję poznać osobiście,co wspominam bardzo sympatycznie.
Gdyński kuzyn uraczył mnie wiązką żubrowej trawy (z zaprzyjaźnionej działki). Uruchomiłam zatem produkcję żubrowego prądu 😉
Stanisławie,
steka z amerykańskiego grilla powinniście jednak spróbować. Tylko nie wiem, jaka knajpę Ci polecić. Najlepiej byłoby u jakichś znajomych, ale ze znajomych to ja mam tutaj u siebie w Kanadzie – może byście wpadli? Oferta całkiem serio, ja mieszkam blisko granicy z USA i są tu piękne okoliczności przyrody (Thousand Islands), które warto zobaczyć, Niagara rzut beretem i tak dalej 🙂
Wracając do steków, Dave robi takie steki, że tylko jeść, jeść, jeść! Wysmażone ledwie, średnio lub porządnie (well done), krwiste, różowawe, jak kto sobie życzy. Porcje są spore, ale nie takie, żebym ja sobie nie poradziła, pod warunkiem, że to z grilla Dave’a! Ma skubany ręke do tego, a poza tym kupuje doskonałe mięso na steki. Musi to być mięso przerośnięte tłuszczykiem, , a i otoczka koniecznie, bo inaczej wyjdzie podeszwa. Ja ten tłuszczyk chętnie podjadam, bo w steku z grilla wyjatkowo smakuje.
O matko, lecę do kuchni zrobić sobie poranną kromuchę!
Danuśka,
jak masz snopek żubrowej trawy…zostawiłabyś ze dwa kłoski dla mnie?
Dzień dobry,
zanosi sie chyba na burzę, ale lepiej nie krakać. Też mnie dziwi, że taki alarm, a na stronie schroniska cisza. Gdyby nie to, że już mam dwa psy, zapewne przyjęłabym psinę w potrzebie, choć za każdym razem obiecuję sobie, że nigdy więcej…
U mnie dzisiaj botwinka (nie wiem kiedy sie znudzi), no i szparagi, na deser truskawki. W kwestii rabarbaru – zawsze obierałam, ale już na kilku blogach czytam, że można nie obierać, no chyba że bardzo przerośnięty i nadmiernie włóknisty.
Stanisławie,
Twoje hipotezy co do sposobu sprzedaży atrakcyjnych terenów w Gdyni są moim zdaniem jak najbardziej uzasadnione. Świadczy to niestety bardzo źle o władzach tego miasta. A konsekwencje – zwłaszcza estetyczne – ponoszą i mieszkańcy, i turyści. Wymienione obiekty ,czyli dawny Maxim i sanatorium wprost kłują w oczy w tak pięknym miejscu jak Orłowo.
Rabarbar jest dobry chyba do każdego ciasta. Ostatnio zapiekłam go z kruszonką, to znaczy pokrojony rabarbar ułożyłam na dnie naczynia, a na to dałam sporo kruszonki z masła, mąki i cukru. Jemy , a w zasadzie delektujemy się jeszcze ciepłym. Można dodać lody, ale ja akurat nie miałam.
Alicjo-załatwione ! Dwa kłoski dorzucam do odłożonego dla Ciebie
Wojciecha Manna 🙂
A propos „Prosze nie ignoruj” – cokolwiek by to nie było, wydaje mi się niewłaściwe rozsyłanie takich apeli na blog, który pod rekę popadnie.
Co innego, gdyby znajomy blogowicz przedstawił sytuację i zaapelował do naszych sumień (tzn. kieszeni, bo to na to się przekłada w końcu), bo sytuacja jest podbramkowa. Takie apele ja właśnie ignoruję.
Pięknie dziękuję.
Najpopularniejsze odmiany perskiego ryżu: champa, rasmi, anbarbu, mowlai, sadri, khanjari, shekari, doodi. Ale domsiah też się liczy i chyba najbardziej jest spokrewniony z basmati czy też nawet się do basmati jakoś zalicza. Nemo jako wyrocznia w sprawie klasyfikacji roślin pewnie wie dokładniej.
Książka dla mnie bardzo interesująca. Niedawno oglądaliśmy z Ukochaną film o wojnie. Sous les bombs, chyba francuski, ale reżyser miejscowy. Liban, po jakimś wielkich bombardowaniach matka przebywająca z mężem bodajże w Hong Kongu przyjechała szukać syna pozostawionego u ciotki. Pomaga jej w tym taksówkarz, którego po wielkich perypetiach udało jej się skłonić do kursu na południe, gdzie toczyły się działania wojenne. Film ma jakby dwie warstwy. Pokazuje normalne życie toczące się po katakliźmie, tyle, że w ciężkich warunkach. I straszliwe skutki tego, co było, ujawniające się jeszcze co chwilę. Zresztą i strzelanina, samozwańcze trybunały i różne zbiorowe zabójstwa są pokazane bez osłony. Przy tym naturalne odruchy ludzkie pokazane bardzo pięknie. Myślę, że reżyser miał doświadczenie dokumentalne, co sprawia, że momentami mamy wypowiedzi do kamery, jak w dokumencie. Ale ten film radzę obejrzeć, jeśli gdzieś będa emitować. Jest bardzo prawdziwy, a nawet sprawy damsko-męskie, które w wątku wspólnego podróżowania muszą się jakoś rozwijać, są tu pokazane subtelnie i wiarygodnie. Ciekawie pokazane podziały, które wcale się nie ograniczają do religijnych, są i takie, które idą w poprzek.
Dzien dobry Wszystkim,
Stanislawie,
Wspomniales znowu o planowanej podrozy za ocean. Jesli moje progi nie okaza sie dla Was za niskie – prosze wstapcie, Alicjowie i Cichalowie byli kilka razy i jakos przezyli. Zrobie wtedy amerykanskie steaki z grilla, co, nie chwalac sie, od jakiegos czasu udaje mi sie niezle. Podstawa powodzenia jest mieso – trzeba w sklepie wybrac odpowiednie. Bardzo wazny jest tez czas i temperatura pieczenia, zajelo mi troche czasu zanim doszedlem do jakiej takiej wprawy. Oczywiscie waznym dodatkiem sa sosy – tez odkrylem malo znane, ale doskonale.
W czasie wizyty w Nowym Jorku bardzo polecam odwiedzic koreanskie restauracje przy 32 ulicy, przy Broadway. Korenski jej odcinek nazywa sie Korean Way, kazdy skosnooki przechodzien wskaze, gdzie to jest. Mieszcza sie tam, jedna przy drugiej, koreanskie restauracje z jadlospisami tak egzotycznymi, ze nawet potraw, ktore tam jadlem, wymienic nie umiem. Wybieralem tez na „chybil trafil” w pewnym stopniu korzystajac z pomocy kelnerek.
Tam tez nauczylem sie prawidlowo jesc paleczkami (widelca nie dostaniesz). Bylem kilka razy, zawsze wychodzilem bardzo zadowolony, a kazda z restauracji ma inny wystroj, inne menu, ceny przystepne.
Milego dnia dla Wszystkich.
Nasi zza Oceanu rozmarzyli się na myśl o steakach serwowanych
w ich kuchniach albo gdzieś w okolicy.
Przypomnę zatem,dlaczego polskie steki tak rzadko zasługują
na cztery gwiazdki 🙁
antek pisze
22 maja o godz. 23:31
Zgadało sie o wołowinie?
Ostatnim pobytem na wsi, sumsiad ? po miejsku to sąsiad, uraczył mnie opowieścią o krowie. Piękna, mleczna, warta ze 3 tysiące, na dodatek jeszcze cielna. I coś biedna zaniemogła, weterynarz przyjeżdżał, faszerował lekami, wziął za leczenie 5 stów, pomogło. Ale za kilka dni powtórka, weterynarz mówi że mozna leczyć, ale nie wiadomo jaki będzie efekt a cielak i tak się się zmarnuje. Kolejne 5 stów, albo krowę ?wybrakować? póki żywa i sprzedać do miejscowej ubojni. Za trzysta!!! 300 złotych za krowę!! Decyzja, wybrakować, bo jak padnie to trzeba jeszcze dołożyć. Weterynarz wraca do siebie wypisać potrzebne kwity, Maniek krowę na przyczepę i do ubojni. Po drodze zatrzymuje go jadący z przeciwka ciężarowy, a gdzie z tą krową pyta, ubojnia? taaa, to ja dam osiemset. Telefon do weterynarza, ten mówi ze jak daje osiemsat, sprzedawać, przywozi niedługo papiery, krowa przesiada się z przyczepy na ciężarówkę, Maniek inkasuje 8 stów ? 5 więcej niż miało być!!!
Ciężarowy też pewnie zadowolony, ma żywą krowę za osiemset, jakieś 2 złote za kilo!
Że ona ledwie żywa, na lekach ( ponoć nie antybiotykach) na najbliższym targu pójdzie w kawałkach jak świeże bułki? i jaka przebitka!
A nabywca po opruszeniu solą?pieprzem?.trzy minuty z każdej strony, myśli, q jak oni w tej q Argentynie mogą to q jeść, jakie q zęby muszą q mieć.
Ps 1. a straty Maniek wycenił na 5 tysięcy, 3 krowa, piencet leczenie, a cielaka jak podchować poszedłby za półtora.
”
Szkoda,że Antek tak rzadko zagląda na blog 🙁
dzisiaj matjesy w smietanie i pyry;
do tego multum koperku od turka( przez caly rok do nabycia, a poniewz znamy sie jak lyse konie, jest dla mnie zawsze swiezy,he,he…);
troche smutno, bo kolejny sasiad „rzucil recznik” i wyprowadza sie
(eksmituja nas tu wszystkich od 12 lat, jak rosyjskie konsorcjum przejelo spoldzielnie i prowadzi”prywatyzacje”);
moim zdaniem, to co sie w ostatnio dzieje, to juz nie jest kapitalizm, tylko kanibalizm;
woda na mlyn ekstremistow, ktorych z dnia na dzien przybywa…
Wołowina w Polsce (za moich czasów) nigdy nie była ceniona, bo krowy miały dawać mleko i tyle, a na starość do ubojni. Tutaj krowy hoduje się na mięso, to jest inna rasa. Dlatego stek wołowy smakuje.
Japończycy (jak zwykle) poszli dalej, wołowina z Kobe (już chyba wspominana na blogu) jest szczególnie dopieszczana ostatnio, chwyt marketingowy chyba – masowanie zwierząt, pojenie piwem czy jakoś tak. Ja bym nie marnowała piwa, najwyżej zamarynowała steka w tymże na chwilę 🙄
p.s.
do matjesow – budziejowicki pilsner, no i kusztyczek becherowki,
aby nie zwieszac nosa na kwinte;
powtarzam to, co powiedzialem przed lat tuzinem:
tylko nogami do przodu!
no pasaran!
errata:
@byk 16:12
drugie zdanie od dolu powinno byc:
po moim trupie!
(niem. ” mit den beinen nach vorne”)
Po pierwsze primo miałam wyłączoną maszynę, bo była burza, a po drugie Dziecko wróciło jak ten szczur wodny mokre i obydwie spijamy koktajl mleczno – truskawkowy. Dobry, mało słodki i intensywnie owocowy. Można traktować jako samodzielny, lekki posiłek.
chmury kręcą sie i u nas, nawet lunęło na chwilę w porze obiadowej. Skoro dzisiaj o stekach, wspominam niezwykle smacznie mój pierwszy amerykański stek pochłonięty z wielkim apetytem w arizońskim „steakhausie” w Yumie (tej samej co to do niej był pociąg o 15.10). I był to najpyszniejszy stek jaki jadłam, wielki na cały talerz, w towarzystwie pieczonych ziemniaków i sałaty w dużych ilościach. O żadnym deserze mowy już nie było 🙂
Stanisławie uśmiech ślę … 🙂
ja dziś rozpoczęłam sezon prawdziwych truskawek .. za 7 PLN .. słodkie i pachnące ale nie duże …
Barbaro zapachniała mi Twoja botwinka .. i muszę sobie zrobić … 🙂
u nas wiatr w okna wieje .. duchota .. burza nadchodzi od południa ..
Jolinku 😀
Dzień dobry. 😀
1) Marku ile godzin minęło od Twoich imienin – tyle szczęśliwych a smakowitych dni Ci życzę. 😀
2) Gospodarzu, tyle ile sekund minęło od Twojego jubileuszu – tyle cudownych podróży, szczęśliwych a zdrowych dni Ci życzę. 😀
Danuśko, nie siedzę na walizkach, tylko usiłuję do cna wykorzystać limit 40 kg (+ 5 kg podręcznego bagażu), które mi wolno przewieźć. 😆 😆
Dzisiaj strajkuję. 🙄 😆
3) Leno-Rybo, szczęścia, zdrowia i samych pogodnych (pod każdym względem) dni Ci życzę. 😀
Stanisławie – gratulacje !!!
Poza wypełnianiem walizy, jeszcze dzisiaj musiałam w UM zdobyć informacje, w jaki prostszy (i tańszy) sposób, zarejestrować urodziny Olivii. Niech mi nikt nie mówi, że przedstawicielstwa RP za granicą, są po to, aby służyć obywatelom pomocą. 👿
Zgago – ważysz sporo mniej od przeciętnego pasażera; może ci różnicę dorzucą do bagażu?
Myślimy i myślimy z Dzieckiem jak to było możliwe żeby maturzystka, która przyszła na egzamin z WOS-u, dostała arkusz z fizyki (profil rozszerzony), nie zgłosiła pomyłki, dzielnie pisała swoje minuty +30 (zalecenie lekarza) oddała arkusz i stwierdziła „trudna ta matura w tym roku”. Jezusiczku – nie odróżniła WOS od rozszerzonej fizyki? Żaden kalkulator nie był jej potrzebny? Po pięciu latach od matury zapomniała o czym jest nauka w jednym albo drugim przedmiocie? No, zdolna pani. I nikt się nie wstydzi – dyrekcja, komisja, kuratorium OKE i CKE… to ostatnie unieważniło pomyłkowy arkusz i egzamin, a pani ma złożyć podanie, to ją dopuszczą do poprawki w czerwcu Szczytem absurdu jest fakt, że pechowa maturzystka po 4 dniach dowiedziała się, że pisała nie ten przedmiot. Była zdziwiona. Też się nie wstydzi. Gdyby ktoś to wymyślił w kabarecie, nikt by w takie nagromadzenie głupoty w jednym, mazowieckim mieście, w jednej szkole i w Prześwietnej RP – nie uwierzył.
Pyro, aż tak dobrze (z moją wagą) nie jest. 😀 Ciuszki pewnie pojadą w podręcznym a waliza wypełniona do ostatniego grama, polskimi pysznościami. 😉
domyslam sie, ze w polsce (kiedys ludowej, a dzisiaj oligarchicznej),
wielu z maturzystow zna tematy , co najmniej jeden dzien wczesniej…
Zgago miłe przygotowania w toku … 🙂 .. jak Ty sobie poradzisz w podróży z tymi kilogramami? … a Marek miał urodziny i to okrągłe … 🙂
Zgago – PRZEPRASZAM 😆
Stanisławie – gratuluję 🙂
: X
Jolinku, bagaż z taksówki prosto do bagażnika autokaru. 😀
Marku, wybacz, w takim razie zamieniam minuty na sekundy! Reszta bez zmian. 😳
Ewo, za co Ty mnie przepraszasz ??? 😯 Jeśli już, to ja powinnam Ciebie i W. przepraszać za stałe wykradanie Wam wolnego czasu. 😀
Zgago, za dorzucenie „kilku drobiazgów” do tych ciężarów 😉
Byku – pomyłka. Czasy przecieków tematów minęły, od kiedy są to tematy centralne (nawet na próbne matury). Minęły też czasy (przynajmniej w Poznaniu) przyjęć do szkoły protekcyjnych. Od kiedy miejski centralny komputer przydziela przyszłych uczniów (b.dobrym spełnia ich preferencje)nikt niczego nie załatwi. Potem, na końcu, dyrektor szkoły ma w dyspozycji 5 miejsc, czasem tylko 2 – i tu się może załapać ktoś dodatkowo, o ile przekracza wymagany w danej szkole próg punktowy.
byku- nie zauważyłam,by w dzisiejszej Polsce (niech każdy nazywa ją zgodnie z własnymi przekonaniami) maturzyści znali dzień wcześniej tematy.Ale obserwuję matury z bliska zaledwie od 2 lat.
W temacie chłodnikowo-botwinkowym.Niedawno wróciłam od mojej koleżanki,u której jadłam znakomity chłodnik :
kefir,sok z buraczków z kartonika (wiem,niektórzy się oburzą),bardzo drobno pokrojona botwinka,dużo koperku i DUŻO czosnku !
Rewelacja ! A roboty prawie żadnej 🙂
Ewo, 😆 Dziecko już skacze z radości, na samą myśl o tych „dorzuconych” kilogramach. 😆
Byku – jeszcze do poprzedniego – w CKE po obróbce arkuszy proponowanych z całej Polski, opracowuje się arkusze egzaminacyjne podstawowy i rozszerzony – komisyjnie i pod nadzorem „ONYCH” (?) Taka płytka ląduje w wybranej drukarni i jest to jedyne miejsce, w którym do przecieku może dojść (drukarze) Potem się to foliuje w czarną folię i tak rozwozi po kraju – odbiera dyrektor między 4-5 rano. Otwarcie folii na sali egzaminacyjnej, publiczne. Nikt przedtem tego nie widzi Ania zawsze czeka, aż pierwszy uczeń wyjdzie z sali i pyta „Co w tym roku?” Po wyjściu grupy ok 6 osób już można sobie obraz wyrobić.
@pyra:
pamietam, pamietam, jak kto winny to drukarze.
Danuśka ja podobnie robię tylko zamiast kartonowego barszczu dodaję buraczki ze słoika .. i koniecznie jajko ..
Zgago to dasz radę .. 🙂 … bo przesiadki pociąg lub samolot uciążliwe by były ..
p.s.
albo kucharze,he,he…
Nie przetłumaczysz.
Dzisaj młode ziemniaki, jajko posadzone i mizeria. Oraz maślanka znakomita 🙂
Nadal nie mam czasu na leniuchowanie 🙁
Alicjo – czy Cichal już się rozbija po oceanach, czy nie? Bo on nam jutro dorośleje i nie wiadomo – życzyć, czy nie życzyć.
Danuśka – ten sposób na chłodnik dla leniwych to także mój ulubiony. Już kiedys tu dyskutowałyśmy o różnicach w kwestii stosowanych „kartoników”. Dodaję jogurt, pokrojony ogórek, szczypiorek z dymki, dużo koperku i jajko na twardo, oczywiście czosnek. Natomiast botwinkę wrzucam na kurzy rosołek na ok.10 min. i podaję na ciepło, z koperkiem, że nie wspomnę o młodych kartofelkach 🙂
Pyro,
życzyć. Dopiero w sobotę/niedzielę wybywa, o ile dobrze pamiętam.
(kod: e4wa)
Zgago – wyobrażam sobie jaka szczęśliwa jesteś i jak nie możesz się doczekać tego dnia. Co tam walizka, co tam trudy podróży 🙂 Trzymam kciuki!
Kartoniki, u mnie w „Bałtyku” koncentrat ze słoiczka, kostki rosołowe – bardzo poręczne. Barszcz czerwony sama zakiszam raz do roku, na Wigilię, biały – na Wielkanoc. Taką mam tradycję 😉
Właśnie mi wyszły wszystkie kostki rosołowe 😯
Barbórko, dziękuję. 😀 Masz rację. 😆 Maleńtas nabiera ciała i już nie wygląda jak prababcia. Ćwiczy płuca w dzień, śpi w nocy (w przeciwieństwie do swojej Mamy). 😉
Alicjo, Ty nie szalej z robotą, oszczędzaj ręce, wiesz do czego Ci się przydadzą. 😉
Zgago, jeszcze tydzień. Wytrzymaj ten tydzień – potemwybaczymy Ci nawet odrobinę szaleństwa.
Zgago, używam tylko prawej, bo jestem praworęczna, a ta lewa mi kompletnie zwisa 😉
Zgodnie z zaleceniem. Jedynie jak stukam w klawiature, to ignoruje zalecenie, ale znowu nie stukam tak wiele 🙄
Przyjemnego pobytu i szczęsliwej podróży, Zgago!
Przepis na chłodnik postny „Dobra Gospodyni. 1902 R.”:
Zagotować kwartę kwasu ogórkowego, dobrawszy go wodą, jeżeli kwaśny bardzo wyszumować i wrzucić weń łyżkę siekanego kopru. osobno ugotować parę ćwikłowych buraków, a gdy będą miękkie obrać je ze skóry, poszatkować na makaron i wrzucić do zupy, przez co nabierze pięknego różowego koloru, wlać następnie kwartę świeżej kwaśnej śmietany, wrzucić trzy lub więcej jaj na twardo, pokrajanych na ćwiartki, jeden kwaszony ogórek obrany ze skórki i pokrajany w kostkę oraz obranych szyjek i łapek rakowych lub jesiotra gotowanego pokrajanego w kawałki. Zupę te można podawać tak na zimno jak i na gorąco. Proporcya na 6 osób” Smacznego 🙂
Zgago – ile godzin pojedziesz? Długa droga a na końcu ile przyjemności i szczęścia 🙂
Asiu, 29 godzin. Z podanego przez Ciebie przepisu, to chętnie bym zjadła …. każdy składnik oddzielnie – szczególnie szyjki i szczypce rakowe i oczywiście jesiotra. 😉 😆
Dzisiaj było też o stekach. Z tej samej „Dobrej Gospodyni” z 1902 r.: „Podawanie befsztyków na rozmaity sposób:
1. rosyjskie befsztyki – po usmażeniu pokrywamy befsztyki kawiorem, naokoło układa się pikle i z kartoflami pieczonemi na pól się podaje.
2. stras-sburski befsztyk – na każdy upieczony befsztyk kładzie się kawałek pasztetu z gęsiej wątróbki i posypuje siekanemi truflami. Do tych befsztyków podaje się kulki z kartofli puree smażone na maśle
3. wiedeński befsztyk – po usmażeniu na każdy kładzie się jajko sadzone i posypuje kaparami. Później otaczamy go smażoną cebulką i podajemy ze smażonemi ziemniakami.
4. befsztyk na sposób angielski – podajemy befsztyk, na każdy kładąc jajko sadzone i na to na krzyż sardele oczyszczone z ości. Naokoło befsztyku układa się konserwowane lub świeże grzybki.
5. befsztyki ze śmietaną – bardzo smaczne. Smaży się je jak zwykle na maśle, po usmażeniu pozostałe masło miesza się z kwaśną śmietaną i dodaje posiekanej pietruszki. Do tych befsztyków podaje się kartofle puree, których powierzchnię posypuje się tartę zrumienioną bułką i tartym serem parmezanem.”
29 godzin – to nie tak źle 🙂
Asia, przestań! Toż to czysta dekadencja 🙄
(a ja tu o mlodych ziemniaczkach i mizerii wypisuję).
Lecę po kawior. Astrachański, a co 🙂
Buraczki ze słoika?
Ja gotuję buraczki na parze w garnku do ryżu. Wrzucam całe na sitko, wlewam litr wody i po godzinie mam najlepsze, najbardziej burakowe buraczki na świecie.
Potem cienko obieram, trę na tarce z grubym oczkiem, wlewam trochę octu z jabłek, trochę aceto balsamico z Modeny, dodaję dwie łyżki kminku i jeśli do konsumpcji bezpośredniej garść rodzynek. Żaden burak mi nie podskoczy.
A jak mam ochotę na burakową to podgrzewam rosołu z zamrażarki ile trzeba, dodaję w/w buraczki i śmietanę.
Od Joli burakowej się nauczyłem ale zmodyfikowałem po swojemu. Znaczy się GMO.
I następny wiosenny przepis z tego samego czasopisma:
„Sposoby ozdobnego podawania szparagów – gotuje się jak zwykle w osolonej wodzie, póki nie będą miękkie. Później z chleba pszennego smaży się na szmalcu grzanki. Szparagi układa się na tych grzankach, posypuje zrumienioną bułeczką i okłada naokoło plasterkami surowej szynki i jajkami sadzonemi. Jako sos podaje się ubite na pianę świeże masło, zmieszane z paru żółtkami.”
Muszę wypróbować ten przepis Marka na buraczki. Brzmi smakowicie 🙂
Alicjo – przed chwilą czytałam jak przyrządzić kapary z pąków kaczeńca. (Tylko w kwietniu)
Asiu, jakie proste przepisy nasze babcie i prababcie miały. 😉 😀
Dzisiaj zastrajkowałam, ale jutro od rana idę-jadę upolować białą gorczycę. 😯 Całe centrum dzisiaj obleciałam i „ni ma” . Jutro poganiam po supermarketach, jak i tam nie będzie, to …… się zezłoszczę.
Teraz już idę do wyrka.
Życzę wszystkim dobrej i spokojnej nocy. 😆
Od redakcji: „Pani Marya Skalmirowska gub. Wołyńska, poczta Zasław. Konserwy ze szparagów robią się w następujący sposób: świeże białe szparagi wypłukać, powiązać w małe pęczki, wrzucić w gotującą się wodę i przegotować parę razy, następnie wodę odcedzić i gdy szparagi zupełnie ostygną układać je w słój ostrożnie, żeby łebków nie połamać posypując obficie solą potłuczoną. na wierzch przykryć płatkiem płóciennym, przyłożyć denkiem i kamieniem, a skoro po kilku dniach ukaże się pleśń, zdjąć ją starannie, szparagi zaś zalać wołowym tłuszczem, który powinien je przykrywać na palec grubo, obwiązać pęcherzem i zachować w suchej piwnicy. Biorąc do użytku, ugotować je bez soli, a nie będą się różnić od świeżych.”
A na kolację zjadłem mix sałat z biedronki. Rukola, roszponka i takie tam.
Wkroiłem pomidora, sera prawdziwego uskrobałem Aszyszową skrobaczką. potem dodałem trochę prawdziej wiejskiej szynki i majezon co to go osobiście ukręciłem ze żółtka i oleju słonecznikowego. Jak już majonez wyszedł to dodałem do niego łyżkę powideł śliwkowych, bardzo słodkich. I się gryzło i jak się przegryzło to siup w tę sałatę ten majezon śliwkowy bardzo.
Ta goryczka sałat rukolowo roszponkowych i słodycz mojego ręcznego majezonu…
I ten aromat szynki wiejskiej niepodrabianej niczem. No mówię wam było bardzo bardzo.
A do tego I Cellentani n.93 , makaron z Italii smażony na oliwie z oliwek , żeby była crosta dorata.
Smacznego…
I vino bianco , zapomniałem napisać i sfotografować również.
@pyra:
przepraszam, ze twoj kolektyw mecze, ale jak przyrzadzilas by zyrafe?
i jakie trunki do tego specjalu bys podala?
Marka przepis na buraki brzmi bardzo smakowicie, ale narobic się trzeba, Marek jawi mi się jako ta mróweczka pracowita bardzo 🙂
Marek jest perfekcjonistą i dwa razy miałam okazję obserwować go w kuchni – na I Zjeździe szykował nam śniadanie, a w ub.r. w czasie wizyty w Poznaniu, wyrzucili mnie ze Sławkiem z kuchni. Takie Samosie. Z ręką na sercu powiem, że chłopak jest garnkotłuk z najwyższej półki.
Asiu,
ja robiłam kapary marynowane z owoców nasturcji. Naprawdę dobre, jak ktoś ma nasturcje, może wypróbować, zrobić mały słoiczek.
Są ostrzejsze w smaku, niż kapary, ale całkiem, całkiem, mogą z powodzeniem zastępować kapary.
Tu garkotłuk z półki najniższej. Dzisiaj filety kurczacze z koperkowymi pyrami i kolesławem. Jutro i pojutrze pomidorowa z kulkami. Kminkowi mówimy stanowcze nie 😎
Zgago, na 29 jak najwygodniej, ciuchy swobodne i buty rozczłapane. Zero prezencji, maksymalny luz. Bardzo Cię ściskam 🙂
@nemo:
dobrej zabawy.
Lubię kwiaty nasturcji, ale nie wiedziałam, że:
http://miejskowiejski.blox.pl/2010/01/Nasturcja-dobra-na-wszystko.html
Kto chce – czyta, ja się oddalam, dobrej nocy życzę 🙂
To ja jeszcze dodam, że do sałaty mieszanej dodać świeżo zerwane kwiaty nasturcji…pycha, o walorach estetycznych nie wspomnę 🙂
Kminkowi zawsze mówię stanowcze TAK. Zwłaszcza, jak są kapusty i tym podobne. Poza tym do pieczeni mięsnych (wieprzowina zwłaszcza) i w ogóle do wielu potraw, a w bigosie to wręcz mus.
Kminek wspomaga trawienie potraw wzdymających i ciężkich, tłuszczowych. Dla mnie nie paskudzi smaku żadnej potrawy, przeciwnie wręcz – wzbogaca.
Też się pożegnam. Jutro pewnie zrobię odkładane od kilku dni placki ziemniaczane (albo i nie)
Alicjo, z kminkiem mam jak z anyżem, trawię tylko w gościach 😉
Haneczko -pamiętam i nie dostaniesz ani kminku, ani anyżu.
Ja od waćpyry nawet truciznę 😆
Haneczko,
ja wszystko, oprócz cykuty 😉
Pyro,
anyżówkę i kminkówkę dla mnie, dla mnie! Chyba czas odwiedzić Czechy i zakupić absynt? Tam i anyż, i kminek, i każda inna trucizna 😉
No, na cykutę stanowczo zbyt wcześnie 😉
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
CICHALU ŻYJ NAM DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE … 🙂
Marek z buraczkami to mi się nie chce pitolić .. jem rzadko i kupuje bez konserwantów .. a są tanie jak barszcz .. potwierdzam Pyry opinię .. gotowaliśmy razem u Pana Lulka …
Jolinku
Tu nie chodzi o pitolenie ale o smak i wartości same w sobie , w buraku ma się rozumieć. Mój burak parowany jest bardziej buraczany. Zupełnie jak Gołas w Czerwonym Kapturku 62 🙂
wiem Marku .. to bądź dobrym kolegą i zrób parę małych słoików dla ulubionej koleżanki … 😀