Obiad pod ostrzałem
Jest takie przysłowie mówiące, że człowieka można poznać po zjedzeniu z nim beczki soli. To mądre porzekadło, zwłaszcza jeśli sól zamieni się na ryż, baraninę, warzywa lub inne dania. I taką właśnie metodę działania przyjęła Anna Bodkhen, rosyjska (czy raczej już amerykańska, bo przeniosla swój dom z Moskwy do Bostonu) reporterka wojenna, pisząc książkę pod wymownym tytułem „Kałasznikow kebab” (Wydawnictwo Carta Blanca).
Anna Badkhen spędziła wiele miesięcy tam gdzie strzelają do siebie wszyscy po kolei, gdzie wybuchają miny a samoloty (głównie amerykańskie) zrzucają na przemian opakowane w żółtą ceratę paczki żywnościowe lub bomby kasetowe. Była więc na frontach bitew w Afganistanie, Iraku, Palestynie, Czeczenii. Mierzyli do niej z kałasznikowów lub pistoletów makarov raz rosyjscy pijani pułkownicy a innym razem talibscy strażnicy więzienni.
Podróżując pod ostrzałem lub bombardowaniem, spotykając ofiary tych akcji militarnych okaleczone psychicznie lub pozbawione kończyn, obcując z ofiarami gwałtów, które są stałym obyczajem każdej wojny, głodując a czasem ucztując wreszcie wraz z uczestnikami tych okrutnych i bezsensownych wydarzeń doszła do wniosku, że jedynym miejscem, przy którym będzie mogła zrozumieć tych ludzi jest stół.
Pisze autorka: „W przeklętych miejscach, w których pracuję, jedzenie to rzecz najbliższa normalności. Wstrzymujesz oddech, na palcach przechodząc przez pole minowe. Wstrzymujesz oddech przy łożu śmierci
dziecka. Robisz notatki, podczas gdy przerażeni ludzie są zabijani i umierają w męczarniach. Piszesz, choć żołądek skręca się w supeł, a w gardle dławi cię na widok niesprawiedliwości tego świata. Szlochasz. .. i odsyłasz do wydawnictwa gotowy artykuł.
A potem, jeśli masz szczęście, jesz.
Z każdym kolejnym kęsem wiesz coraz więcej o swoich gospodarzach i współbiesiadnikach, a oni o tobie. I po wszystkich horrorach dnia te proste rozmowy sprawiają, że życie staje się warte przeżywania. Czasami obiad składa się z chleba i smażonych jajek, podanych na plastikowym obrusie rozłożonym na glinianej podłodze wiejskiej chaty, albo z paczki mieszanych bakalii z amerykańskiej wojskowej racji zjedzonych na tyłach opancerzonego humvee. Zdarza się, że jest to obfity czterodaniowy posiłek w domu miejscowego watażki, a czasami to po prostu talerz ryżu i gotowanego mięsa pod namiotem pogrzebowym.
Ja w Afganistanie najczęściej jadłam jagnięcy kebab.”
Reportaże Anny Badkhen to wstrząsająca lektura. Tym bardziej, że opowiadana najczęściej zza stołu. I okraszona przepisami kulinarnymi. Nie jestem pewien jednak czy pamiętając okoliczności w jakich autorka ucztowała, czytelnik będzie chciał przyrządzać „Zawijaski z Zataar” czy „Chlebek samsun”. Może dopiero po pewnym czasie i przetrawieniu lektury.
Komentarze
Nie przeczytam tej książki. Wielkość i wielość ludzkiego szaleństwa jeżeli tylko mam taką możliwość, pozostawiam poza swoją strefą odbioru. Wojny, rzezie , ludobójstwa, rewolucje i kontrrewolucje krucjaty i reformacje – jakkolwiek by się nazywały zawsze są ofiarą dla mrocznych bóstw, spragnionych krwi. Czas, jaki mi jeszcze pozostał mam nadzieję spędzić we względnym spokoju. Ja swój przydział wojny już oglądałam. Wystarczy.
bardzo cenie ludzi, którzy mają tyle w sobie siły by wykonywać zawód korespondenta wojennego .. i oprócz suchy faktów dostrzegają zwykłe ludzkie życie .. ale książki nie przeczytam .. wystarczy mi wiedza, że jest jako dokument dla potomnych …
takie szparagi bym zjadła .. zwłaszcza jak by mi ktoś zrobił te z szynką …
http://lepszysmak.wordpress.com/2012/05/14/roladki-z-kurczaka-ze-szparagami/
Ciekawe zestawienie, jak na przestrzeni lat zmieniały się nasze zwyczaje żywieniowe:
http://finanse.wp.pl/kat,104128,title,Trzy-razy-wiecej-piwa-dwa-razy-mniej-ziemniakow-Zobacz-co-Polacy-maja-na-talerzu,wid,13110411,wiadomosc.html
Dzień dobry Blogu!
Autorka mówi o swojej książce
Nie wygląda, żeby jadła zbyt dużo…
Zimna Zośka na razie podgrzewa słoneczkiem, ale jutro podobno możemy spodziewać się płatków śniegu, również w dolinach 🙁
Nic to. Zasieję dziś fasolę i marchew oraz kolejną porcję rzodkiewek.
Po południu oddam pierwsze pomidory do adopcji.
Myślę podobnie jak Pyra. Chetnie czytam o okropnościach np. w GUŁag. Różne relacje z okresu II wojny światowej. Ale tam jest dystans czasowy. Czytanie o okropnościach nam współczesnych jest stresujące ponad miarę. Tam możemy sobie powiedzieć: „To było straszne, ale ja nic nie mogłem i nie mogę na to poradzić, nie było mnie wtedy albo byłem niemowlęciem”. To co dzieje się teraz, powinno nas skłonić do jakichś działań, a nie robimy nic. Tak naprawdę nie możemy nic. Najwyżej ośmieszyć się jak ukraińskie feministki zrzucające staniki na znak protestu. Mam wrażenie, że tak naprawdę nie chodzi im o protest tylko o zaistnienia, ale nie będę się upierał. Tylko, że poczucie niemożności jest trochę fałszywe. Niemożność trwa tak długo, jak długo nic nie robimy. Gdybyśmy się w celu zrobienia zaczęli się organizować – najpierw lokalnie, w końcu globalnie, może okazałoby się, że nasza siła jest wielka. Tylko dopóki nikt nie organizuje, możliwości rzeczywiście nie ma. Czy wierzę, że można? Umiarkowanie. Najprawdopodobniejszy scenariusz to wielki zapał na początku, a potem reultat na kształt którejkolwiek z obecnych partii politycznych. Ale jak już cokolwiek powstanie, będzie okazja do bankietów, czyli będzie, o czym pisać.
Dzień dobry,
Film, umieszczony przez nemo, jest doskonałą ilustracją dzisiejszego tematu (zdjęcia, to co mówi dziennikarka).
Życzę Wam udanego dnia.
Stanisławie – ja mam okropny dyskomfort na samą myśl, że jakiś ruch społeczny mógłby zwyciężyć globalnie. Przerażająca wizja. Gdyby to miało być skuteczne, musiałoby być zarządzane, sterowalne.. Dla kogo i przez kogo? Już było – Kościół Powszechny i Proletariusze wszystkich krajów łączcie się… Efekty ? Z drugiej strony globalne, czy regionalne organizacje rządowe natychmiast obrastają w gruby kożuch biurokracji i nadregulacji wszystkiego i też są nieskuteczne. Może pora z organizacji narodowych przejść na rodzaj światowej sieci, tylko trzeba by wypracować jakieś formy egzekutywy i jednak porządku. Jak?
Pyro, wiem, że wizja czegoś sterowalnego w skali globalnej jest przerażająca. Sam piszę, że efekt zawsze jest kiepski, gdyż z zapału przechodzi się do różnych interesów. Coraz bardziej też marzą mi się formy organizacji poziome – i nie krajowe, tym bardziej nie narodowe. Ale drobny szowinizm jest jeszcze bardzo zakorzeniony.
Pyro, w Twojej wypowiedzi (10.43) nie ma żadnej logiki.
Jest dopiero 11:00, a Ty już po „zosiowych” toastach?
Jest i druga możliwość, nie potrafię czytać ze zrozumieniem.
Dzień dobry,
miodek, a właściwie syrop z kwiatów mniszka już gotowy. Wyszło raptem pięć małych słoiczków. To był już ostatni moment, bo już wkrótce mniszek będzie przekwitał. W przyszłym roku ułatwię sobie pracę i zrobię tak, jak sugerował Stanisław : zostawię zieloną otoczkę płatków. Cukier i sok z cytryny złagodzi ewentualną nutę goryczy. A smak jest bardzo przyjemny. Będzie np. do herbaty i ziółek.
Prawdziwego miodu z mniszka chętnie bym spróbowała. Jeśli spotkam gdzieś, a cena nie będzie zaporowa, to kupię na spróbowanie.
Wczorajszy dzień rzeczywiście spędziłam jak pracowita pszczółka, ale po prostu za dużo pracy sobie zaplanowałam. Niepotrzebnie zabrałam się za skórkę pomarańczową, mogłam jeszcze trochę poczekać. Musiałam też iść do ogrodnika kupić jakiś preparat na szkodniki jabłoniowe, które pożerają liście na bardzo młodym drzewku. Potem opryskałam , kombinując najpierw jak przygotować właściwe stężenie cieczy. Pojemniczek zawiera 2 ml preperatu przeznaczonego na 10 l wody, a ja potrzebowałam ok. 0,2 l, a i to za dużo. Obliczyć potrafię, ale odmierzenie właściwej ilości gęstego płynu jest raczej niewykonalne. Zastosowałam metodę ” na oko”. Potem trzeba było zagrabić wcześniej skoszoną trawę, odkurzyć dom.
W poniedziałek mam jeszcze wieczorem aerobik/ dojazd ok. 15 km w jedną stronę/,a potem obejrzałam jeszcze wieczorny spektakl w Teatrze Telewizji. Głównie dla Janusza Gajosa i Danuty Szaflarskiej. Podziwiam formę fizyczną i umysłową tej 97 – letniej pani. Jeśli życzyć komuś 100 lat, to tylko w takiej kondycji.
Asiu,
filmu ” Pokłosie” nie obejrzałam, ale zrobiłam to celowo. Wolę obejrzeć go później, na spokojnie. Na tym festiwalu sporo filmów dotyczyło spraw bardzo poważnych, dramatycznych. Ten także do nich należał. A przy okazji: myślę, że Władysław Pasikowski mógł poczekać z tym filmem do następnego festiwalu / prawie do końca nie było pewne, czy zostanie on pokazany , bo nie był gotowy ” technicznie”/. Film nie został uhonorowany żadną nagrodą, a wszystko zdominował film ” W ciemności”. Czy do końca słusznie, trudno powiedzieć. Słychać było liczne głosy, że film nominowany do Oscara musiał otrzmać tyle nagród. Tylko, że przy nominacji do Oscara bierze się pod uwagę gusta Akademii, a filmy przeznaczone dla polskiej publiczności mierzy się trochę innymi kategoriami. Jest też opinia, że reżyserzy tej rangi jak Agnieszka Holland, powinni swe filmy prezentować poza oficjalnym konkursem. Tak robi od dawna Andrzej Wajda.
Przeczytałabym tę książkę, ale może nie przed snem…
Do poduszki czytam ostatnio wspomnienia jednego kucharza (rocznik 1968) od nauki zawodu poprzez karierę w międzynarodowej gastronomii od Zurychu przez Londyn, Izrael, Afrykę Południową, Nową Zelandię, Bermudy i południowy Pacyfik.
„Kucharze w swoim nibyświecie chętnie przesadzają, manipulują, kochają intrygi. Marzą im się perfekcyjne dania, odlotowe orgazmy i życie bez stresu. Czasem wspominają wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Czasem nie pamiętają nic i muszą zadowolić się wspomnieniami kumpli i ich wersją wydarzeń…”
Książka nosi tytuł „Wok’n’Roll” 😉
Uszczypliwa – tym razem mamy do czynienia z wariantem B. Ale nie załamuj się, kiedyś może Ci się uda.
Zosiom najlepszego!
I niech już będzie cieplej…
„Poświęcaj tyle czasu na ulepszanie siebie, byś nie miał go na krytykę innych.” – Christian D. Larson. …
Nisiu od soboty dwa tygodnie lata .. nie było przymrozków to owoce będą .. się cieszę bardzo …
O, właśnie – Sofijom, Zosieńkom i Sońkom, a także Yurkowi (wspomnieniowo – rocznica ślubu) wypijemy wieczorem.
U mnie 9:40, pochmurno i 18C.
Nic bym nie miała przeciw „zosiowemu toastowi” mimo wczesnej pory, coś by się na rozgrzewkę przydało 😉
Planowałam lakierowanie półek książkowych, ale to wymaga wietrzenia, a pogoda nie zachęca, nie dość, że zasmrodzę dom, to jeszcze wyziębię. Odkładam na następny tydzień.
Na pierwsze – zupa z dyni, mam jeszcze 2 zamrożone pojemniki z pulpą dyniową. Na drugie chyba wątróbka, w tym celu muszę udać się Za Róg.
Do czytania dalszy ciąg „Dzienników kołymskich” Jacka Hugo-Badera, pewnie by się podobały Stanisławowi, ciekawa lektura reportażowa.
Wszystkim Zosiom – NAJLEPSZEGO !
I stu lat w stylu Danuty Szaflarskiej 🙂
Pyro,
jakim wieczorem – ja piję z Wami, czyli o mojej 14-tej. Niech się gorszy, kto chce, proszę bardzo 😉
p.s.Małe chuligany, czyli chipmunki się pojawiły. Wiosna na całego!
I Yurka też opijemy stosownie 🙂
Alicjo – niech Jerzor kupi zapas orzeszków.
Pyro,
już uskutecznia od wczoraj i rozpuszcza chuligaństwo 🙄
Też oglądaliśmy Daily Soup. Nam się bardxzo podobała. Nie uważam, że była o obcych ludziach. Akurat pamietam opowieści ojca o akrobacie Musze. Kilku członków mojej rodziny miało sporo do czynienia KGB. Na palcach jednej ręki się nie policzy. Te wszystkie rzeczy wczesniej czy później wychodzą czkawką. Lunatyzm zdaje się być rezultatem ochronki. Trudności z normalną komunikacją międzyludzką w rodzinie też są pokazane, albo przynajmniej sugerowane, jako probemy z dzieciństwa i młodości. Niektóre żale Żony (wyżarł czekoladki, a pudełko zostawił) to jakbym ukochaną słyszał. Pewnie, że należy puste pudełko wyrzucić, ale są chłopy (w tym ja), które potrafią tego nie zrobić. Szaflarskiej niektóre opowieści jakby żywcem z mojej świętej (naprawdę) pamięci babci. Jest w tym dużo bardzo dobrej obserwacji i dużo prawdy. Może bez świetnego aktorstwa to by w ogóle nie wypaliło. Ponadto kamerzyści już tak nie przeszkadzali. W Skarpetkach kamery rozłożyły spektakl kompletnie. W Szkole żon denerwowali, ale już nie tak, jak w Skarpetkach. Wczoraj prawie nie przeszkadzali.
Errata: chyba NKWD nie KGB, ale wsio ryba z całym szacunkiem dla Ryby.
Zbieram się zaraz na zebranko. Nadrabiam więc zaległości i życzę Zosiom oraz Yurkowi samego szczęścia, a przeciwności tyle, żeby mieć satysfakcję z ich łatwego przezwyciężenia
Dla Yurka i Jego żony: http://www.youtube.com/watch?v=b-sLSNKK89Q
Wszystkiego Najlepszego!!!
Najlepsze życzenia dla wszystkich Zofii 🙂
ciekawy temat panie @gospodarzu;
znam te problemy(oczywiscie nie w tym wymiarze):
reka, noga, mozg na scianie, a ty gotuj, bo zaraz nastepni i na dodatek z apetytem…
afganistan moglby byc szwajcaria, ale niestety nie jest…
przeklenstwo epoki kolonialnej sciga ich do dzisiaj
@stanislaw:
albo patrz hydrze prosto w pysk, albo sie z nia pozegnaj, lepiej…
Byku, hydry dawno nie widziałem. Gdy mi Ukochana coś słusznie wypomina, ma rację.
ok @stani, ok
tylu tych kapitanow, a patrzcie – mostek sie jeszcze nie zawalil lol
Zosiom życzliwe pomachanko 😀
kiedys spotkalem nurka, z polski(dom, zona dzieci w kraju), w pubie,
opowiedzial, ze robii „nadgodziny”;
wlasciwie milczelismy nad piwem, bo taka jedna „nadgodzina”, to miesiac z kalendarza
(wtedy, w poprzednim tysiacleciu, nie wiem jak jest dzisiaj…);
i tak tez umieramy.
Kiedy wczoraj oglądałam Danutę Szaflarską to sobie pomyślałam w cichości ducha,że może wszystkie Danuty tak mają i że ja też dożyję w tak świetnej formie prawie 100 lat 🙂 I jeszcze jakiegoś niewielkiego tekstu będę w stanie nauczyć się na pamięć 😉
Grunt to pogoda ducha i nieustanne ćwiczenie ciała i umysłu.Są tacy,jak Krystyna,którzy ćwiczą ciało jeżdżąc na aerobik aż 15 km w jedną stronę.Ja do firmy mej kochanej na rowerze aż tyle nie mam,ale zawszeć trochę jednak pedałuję.Ducha też ćwiczę na przykład dzisiaj,kiedy w pracy nie dałam się dziewczynom namówić na wielkiego,czekoladowego mufina 😀
I tak to właśnie zgodnie ze złotą myślą przytoczoną przez Jolinka o 15.27 poświęcam drobne okruchy czasu na ulepszanie siebie.
W ramach tejże troski odkładam prasowanie na jutro i poświęcam
wieczór na lekturę „Firmy” J.Grisham’a.Książkę podsunęła mi właśnie Latorośl,a lektura jest wielce wciągająca.Jak człowiek się wciągnie,
to nawet czasu mu nie zostaje na krytykowanie innych 😉
Latorośl natomiast ulepsza swoje umiejętności kulinarne.
Dzisiaj przygotowała nam na obiad 2 przepiórki pałętające się jeszcze od Wielkanocy po zamrażalniku.Dwie,bo Osobisty Wędkarz chwilowo nieobecny.Udusiła te ptaszki w sobie pomidorowym wzmocnionym(pod nieobecność Taty)dużą ilością cebuli i czosnku.
Pięknie pachniało już na klatce schodowej 😀
Dzisiaj wspominam też z sentymentem naszą około blogową Zosieńkę afrykańską.Nirrod już dawno się nie odzywała,ciekawe co tam nowego na wysuniętej,egzotycznej rubieży ?
Stanisławie myślę, że wszyscy zrozumieliśmy sztukę tylko piszemy z Pyrą, że niekoniecznie nam się chce udręczać cudzymi codziennymi dramatami ..
tak Pani Szaflarska to nawet w teatrze jeszcze występuje .. Danuśka z Twoją pogodą ducha masz duże szanse .. 🙂
o dobrze, że Krystyna napisała o miodku bo dzisiaj mi trzeba zlać moja nalewkę mniszkową …
Alino – Bądź tak uprzejma i daj mi znać czy mogę napisać dokładnie to co Ty napisałaś.
Nie zamierzam krytykować, ale uszczypliwie napiętnować, a to ogromna różnica – dusić przepiórki tylko dlatego, że się po zamrażalniku pętały?
Jolinku 🙂
Osobisty Wędkarz uważa nie wiedzieć czemu,że na krytykowanie innych to może i ja czasu nie mam,ale zawsze znajdę te 3 minuty,by skrytykować to i owo u niego.No cóż,Drogi Małżonek za mało pracuje nad ulepszaniem swej z lekka niedoskonałej osoby.To po prostu usiłuję go motywować do pracy nad sobą 😉
Nowy francuski prezydent nie doleciał podobno do Berlina na spotkanie z A.Merkel.Burza zawróciła prezydencki samolot do Paryża.
Oj,pechowo zaczyna się ta prezydentura 🙁
Wiadomość powtarzam za dziennikarzami radiowej „Trójki”.
Placku- tak czy inaczej Ciebie dusić nie zamierzamy.
Wszystko jedno,czy będziesz się pętać po zamrażalniku,
czy też nie 🙂
Moja przyjaciółka z drugiej strony gór donosi, że właśnie zrobiła 5 słoików miodku z mniszka (800 kwiatów i 2 kg cukru 😯 ) dla córki weganki, która „nie jada pszczół” 😉 Zaś jej były mąż we Wrocławiu nabył sobie wesołego grubiutkiego pieska. Po 2 tygodniach miał tych piesków 9 (dziewięć) 😯
To tyle plotek. Na dworze wichura, zimno, siekący deszcz…
Nirrod pisała o przeprowadzce do Kenii. Ale nie pamiętam, w którym miesiącu ma to nastąpić. A 24 maja są imieniny Zuzanny 🙂
Nemo – to dopiero niespodzianka 🙂 . Pewnie każdy chętny znajomy został obdarowany pieskiem.
Placku 🙂 Oddal od siebie jak najszybciej myśl, żeby się zniżać do poziomu mojego wpisu. Gdzie mi tam do Twojej weny, wiedzy i tylu jeszcze innych zalet.
Z moim pisaniem jest coraz gorzej, coraz krócej ale mam nadzieję, że to przejściowe, takie wiosenne osłabienie… Ale czytam Was wiernie.
Danuśko 🙂
F.Hollande jednak doleciał do Berlina.Ufff !
Placku,
a było się przepiórkom nię pętać po zamrażalniku, tylko uciekać w proso! Mają za swoje 😎
Krystyno,
u mnie mniszek występuje już tylko w charakterze dmuchawców, właśnie wróciłam Zza Rogu i z przyjemnością zauważyłam, że wielu mieszkańców stosuje się do zakazu pryskania trawników chemią. Zawsze można przyciąć trawę, zanim się zrobią dmuchawce.
Dobrych lat temu parenaście zrobiłam z mniszka wino (dobra, dobra, puryści „winni”, ze wszystkiego można zrobić wino, potrzebny surowiec i drożdże winne!).
Rany, co ja się urobiłam!Wyszło tego 20 litrów, bo taką miałam butlę. Potrzebny miód, płatki kwiatów mniszka, cytryny, no i oczywiście drożdże winne. Pomoc (nachalną!) dostałam tylko przy spijaniu tej ambrozji, nikt natomiast nie pomógł przy zbieraniu kwiatów – to mały pikuś w porównaniu z dość precyzyjnym obieraniem płatków. Cała rzecz w tym, żeby były wyłącznie żółte płatki kwiatów, bo wszystkie inne części kwiatu zawierają goryczkę.
Rezultat po pół roku – PYCHA! Ja to zrobiłam po stronie półwytrawnej, a może nawet mniej. Niepowtarzalny aromat i smak, głęboko złocisty kolor.
Jak ogłosiłam znajomym, że gotowe i mogą przyjść na somellierowanie, to nie powiem, w jak szybkim tempie (na kilka razy) butla została opróżniona. Somellierzy się znaleźli, ochlaptusy 🙄
Kusiło mnie niejeden raz, żeby zrobić powtórkę z rozrywki, ale do rozrywki wszyscy chętni, do pomocy w zbieraniu etc.- nikt.
Nie pamiętam proporcji, ale gdzieś mam zapisane.
Tymczasem nalewam sobie lampkę Negroamaro Salento i wychylam łyka za wszystkie Zosie oraz drugiego łyka – za rocznicę Yurka 🙂
Reszta poobiednio.
O, wątróbki nie było 🙁 Trudno, będzie zupa i sałata.
Połowa upieczonego kurczaka, obrana ze skóry, kości etc, jest władowana w dwa pudełka – mniejsze zawiera mięso z udka i grzbietu – to dla Radka, większe, w którym jest pierś – dla Młodszej. Plus bułka i dodatki – i niech jadą. Z głodu między Poznaniem, a Świnoujściem nie umrą. Nocują w schronisku PTTK-u i stamtąd robią wypady tu i ówdzie, a Młoda warczy ze złości – były upały, w przyszłym tygodniu będą upały, a ona jedzie w chłód, wiatr i deszcz! No, Kochani! Jak pani Psor od geologii, geografii i różnych takich planuje wycieczkę na zimnych ogrodników, zimnych Andrzeja i Zośkę – to niech sobie pretensje oprawi w ramkę.
do berlina doleciec teraz nie tak latwo;
stare lotniska zamkneli,a nowego WIELKIEGO otworzyc nie mogli i kuniec;
tutaj smolenska nie bedzie – ale z hameryki trzeba co najmniej 2 godziny dodac,
bo sie laduje na lotniskach zapasowych(czasami lipsk, albo erfurt).
2dc8 taki kod…
Ciekawy tytuł z Super Ekspresu ze stycznia 2010 :
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/lech-kaczynski-leci-do-davos-latajaca-trumna_128017.html
Z tym mniszkiem rzeczywiście jest sporo pracy. I tak część zebranych kwiatów wyrzuciłam, bo nie miałam już cierpliwości w oddzielaniu płatków. Miałam wyrzuty sumienia wobec owadów, którym odebrałam słodki nektar. A pomysł wziął się z informacji zamieszczonej na naszym blogu.
Do dzisiejszego szpinaku dołożyłam trochę liści mniszka/ mniszkuję na całego/, ale efekt nie był zbyt dobry, bo nie odpowiadał mi lekko gorzki smak. Sam szpinak, tylko z czosnkiem jest lepszy.
W ostatnim papierowym wydaniu ” Wysokich Obcasów” jest bardzo ciekawy artykuł pt. ” Sto lat ! Dziękuję, już mam ” . W wydaniu internetowym jeszcze go nie ma, pewnie będzie w przyszłym tygodniu. Aby dożyć 100 lat trzeba m.in. mieć zdrowe serce, wolny puls, nie być otyłym, nie mieć niedoborów witaminy D 3 i B 12. Spożywać dużo błonnika, raczej być kobietą, mieć młodsze rodzeństwo i urodziny jesienią oraz przyjaciół i małżonków. Lampka wina do posiłku jest bardzo wskazana, a jeśli ktoś nie lubi lub nie może, to może ją zastąpić winogronami koniecznie ze skórkami.
Aha, stulatków przybywa, zwłaszcza wśród kobiet. Spośród dziewczynek urodzonych w 2000 r. co siódma dożyje setki.
Może w przyszłym tygodniu uda się zamieścić link do tego artykułu.
Krystyno,
listki mniszka bardzo młode i z cienistego miejsca, bo goryczki nabierają pod wpływem słońca (podobno, tak gdzieś wyczytałam, dobrze byłoby pogooglać). Gdzieś też mi mignęło w przepisach, ze dobrze jest zblanszować te listki dla pozbycia sie goryczki, no ale co to za sałata 🙄
U nas w sklepie bywa mniszek specjalnie uprawiany na sałatę, ale jakoś nigdy się nie skusiłam jeszcze, podejrzewam, że raczej nie jest bardzo goryczkowy, bo kto by to kupił. Jak trafię, to zakupię i sprawozdam.
p.s. Krystyna Mniszkówna 😉
Gdzieś kiedyś ktoś mi mówił, że sałatkę z liści mniszka należy robić przed kwitnieniem, bo potem listki są gorzkie.
Bardzo możliwe, Małgosiu – u nas te liście są w sklepie tylko wczesną wiosną.
Pomysły na mniszek
http://www.potrawyregionalne.pl/279,3218,MNISZEK_LEKARSKI_.htm
Młoda się pakuje – plecak, gitara, pies z wyprawką. Dzieciaki się cieszą, że pies jedzie; znają się, towarzyskie bydlątko. Na wszelki wypadek leży przy torbie podróżnej i pilnuje – torby i Pani – a nuż zapomni zabrać? Na dworcu mają być o pół do szóstej z rana. Jadą na trzy dni, a przygotowań, jak na wyprawę półroczną. Grupka najfajniejszych, śpiewających na wyjazdach chłopaków nie jedzie – szlaban. Albo oceny, albo sprawowanie fatalne. Tak to już jest.
Dzien dobry,
Pyro, zawsze staralem sie byc w grupie tych „najfajniejszych”, czesto konsekwencje byly pododobne, powody rowniez. Niczego nie zaluje i pewnie nigdy nie bede zalowal.
Grajacym zycze powodzenia, niegrajacym rowniez.
Samych przyjemnosci w srodku tygodnia dla Wszystkich. 🙂
Nowy – i teraz należysz do tych najfajniejszych. Powody te same. Śpij dobrze.
dzień dobry …
Pyro to faktycznie pechowo bo za dwa dni już ładnie będzie ..
jeśli brak mi szałwii w domu a jakieś danie ma ją w przepisie to czy można dosypać z herbatki szałwiowej?
czy ktoś robił np. łososia tak jak się robi śledzie w oleju lub w occie? …
@jolinek:
nie; ciekawy pomysl, ale obawiam sie, ze pod wplywem octu zaczalby sie
(tak jak tunczyk) kruszyc i po kilku godzinach zrobila by sie papka,
ktora najwyzej uzyc by mozna do jakiej salaty, hm…
byku ale w oleju chyba można .. a potem dodać marynowane grzybki .. myślałam w zasadzie o łososiu .. a może wędzony w oleju i z grzybkami marynowanymi albo śliwkami w occie ..
Jolinku – ze śliwkami robiłam wędzonego w sałacie. Te nasze śliwki octu mają malutko, więc nie przeszkadza. Świetna sałata z rybką, pieprzem i śliwkami. Takiej konserwy, jak ze śledzi raczej nie widzę. Byk może mieć rację.
Dzień dobry Blogu!
Liście mniszka na sałatę powinny pochodzić z odmiany zawierającej mało goryczki (w Europie jest ponad 1000 odmian, w tym kilka siewnych), poza tym można je bielić
W sprzedaży są właśnie te bielone. Samemu można wiosną posadzić korzenie mleczu w głębokim pojemniku (wiadro), nawodnić, przykryć drugim wiadrem i po 2-3 tygodniach zbierać jak cykorię. Korzenie powinny być skrócone o 3 cm u góry, to powoduje bujne wypuszczanie listków.
Liście mniszka zawierają o wiele więcej witamin niż szpinak czy sałata pędzona wiosną sztucznymi nawozami.
Na dworze mgła, zimno i szaro 🙁
Jolinku,
jeśli w przepisie przewidziana jest suszona szałwia, to bez problemu. Jeśli jednak potrzebne są świeże listki, to zastępowanie ich suszonymi daje słabe rezultaty.
Szałwię można sobie postawić w doniczce na balkonie, będzie rosła latami.
Eksperymenty z łososiem też można robić przeróżne, mnie by jednak było szkoda tej ryby, bo jest tyle „nieryzykownych” już znanych zastosowań…
Dziś na obiad… Teściowa 😉
Przyjedzie świętować z nami miniony niedzielny Dzień Matki.
Będą jedzone ostatnie kalafiory.
Biorę się za odkurzanie.
nemo dzięki .. a na łososia szukam sposobu by go przechować w słoiku kilka dni wtedy gdy mam go w nadmiarze ..
Tak myślałam.
Ja zamrażam.
nemo no tak ale właśnie zamrażarka będzie rozmrażana .. 😉 .. Twoja Teściowa na obiad to chyba sama przyjemność … smacznego …
Teściowa na obiad 🙂
Ja bym wolał dorosłą wnuczkę na deser…