Dusza też lubi ucztować
Książka Erica Weinera to jedna z najciekawszych moich lektur ostatnich miesięcy. Autor jest nie tylko mistrzem ironii i lapidarności ale także człowiekiem głęboko myślącym i potrafiącym zadawać drążące pytania. Głównie sobie ale i swoim czytelnikom.. A ci muszą starać się, także dzięki lekturze, znaleźć na nie odpowiedzi.
Autor twierdzi, że „skoro możemy wybrać przywódców, taryfę telefonii komórkowej i pastę do zębów czemu nie mielibyśmy wybrać sobie Boga?”. Myśl ta naszła Weinera podczas pobytu w szpitalu a podsunęła mu ją pielęgniarka, której słowa odczytał jako zbliżający się nieuchronnie własny koniec. Gdy okazało się, że to nie rak ani inna śmiertelna choroba przykuła go do szpitalnego łóżka lecz zwykła pospolita kolka, Weiner postanowił przeprowadzić dogłębne badania największych lub po prostu dostępnych praktykowanych na świecie religii. I tak jak w poszukiwaniu szczęścia („Geografia szczęścia” też była tu recenzowana oraz polecana) udał się w reporterską podróż. Jego wędrówka przez świat kultów religijnych objęła buddyzm, sufizm czyli odłam islamu, katolicyzm w jego franciszkańskiej postaci, taoizm, szamanizm, realianizm (wiara w UFO i kosmitów), judaizm wreszcie czyli kabałę.
Każda próba trwała przez wiele dni a czasem nawet tygodni. Za każdym razem autor starał się zrozumieć ludzi, którzy swoje wyznanie traktują jako kontakt z Bogiem, dzięki któremu stają się szlachetniejsi i bardziej pożyteczni dla świata oraz bliźnich. I wprawdzie – jak sądzę po zakończeniu lektury – nie znalazł sympatycznego Boga, z którym chciałby zawrzeć kontrakt na stałe, to zaprezentował w niezwykle atrakcyjny sposób szeroka paletę religii, o których każdy inteligentny człowiek powinien wiedzieć choćby właśnie tyle ile Weiner nam opowiada. Książka Erica Weinera „Poznam sympatycznego Boga” ( wydana przez oficynę Carta Blanca) winna być lekturą obowiązkową wszystkich katechetów, by mogli tę wiedzę w pigułce przekazać uczniom, nie ograniczając się wyłącznie do katechezy.
Zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. Smakoszy także, choć jedzenie w relacji Weinera jest zaledwie drugim lub trzecim tłem. Ale ważnym o tyle, iż sam autor lubi dobrze zjeść. Popijając rzecz jasna dania dobrym winem.
Komentarze
o matko … „każdy inteligentny człowiek powinien wiedzieć .. ” … chyba nie dam rady … 😉
Też bym złapała kontakt z sympatycznym Bogiem. Dlaczegoż by nie? Trochę tego w historii było. Przede wszystkim bogowie Hellady – tacy ludzcy (tylko bardziej) no i sympatyczni to oni byli tylko na bezpieczną odległość i najlepiej w formie dobrej rzeźby; w objawieniach osobowych mieli na karku 7 grzechów głównych. Wszelkie cechy pozytywnego herosa, boga wielkiego i sympatycznego miał Mitra – promienny Mitra (wiele jego cech dziedziczy wyobrażenie Chrystusa). Tylko, jak to bywa z emanacją dobra i szlachetności nijak nie umiał sobie poradzić z własnym, mrocznym odbiciem – Arymanem. Dzisiaj zabawnie sympatyczne są kulty Cargo. Cóż może być milszego jak oczekiwanie na dostawy z nieba?
Mam znacznie bardziej palący dylemat, niż poszukiwanie miłej ludzkiemu sercu transcedencji: nie wiem co zrobić ns obiad.
temat stary ale zawsze jary 😆
od kiedy ludz posiadl mozliwosc samodzielnego myslenia, stawiac zaczal znak rownosci miedzy tym co boskie a zludzeniem. pewnie z lekka przesada, ale smialo mozna powiedziec, ze ten kto o swojej boskiej wierze potrafi pisac i mowic nie ma zadnej …
olej obiad Pyro, po dzisiejszym wpisie smialo mozna przezyc tylko medytujac 😆 zareczam, ze uczynisz cos dobrego i dla duszy i dla ciala 😆
Pyro, ja czwartki mam wolne od gotowania. U nas jest duzy targ w kazdy czwartek i kupuje cos gotowego. Mam czas aby spotkac kolezanki i wypic kawe. Lubie te spotkania czwartkowe. Pogoda taka sobie, ale moze nie bedzie padalo.
Elap – u nas ślicznie a jutro ponoć załamanie pogody. Bywają takie lata – cały tydzień ciepło, słonecznie kiedy człek w robocie – przychodzi piątek, sobota, niedziela , a tu zimno, burze i deszcz. Od poniedziałku poprawa pogody. Wściec się można. Chłody nie są niczym dziwnym (zimna Zośka, mokry Andrzej) byle po zimnych ogrodnikach się poprawiło
To zalamanie przyjdzie z Bretanii. Zaczelo padac, ale jak przystalo na przyszywana Bretonke wezme parasol i pojde po nalesniki i krepy.
Poznam sympatycznego Boga i sensownego katechetę !
Nie wiem,o którego trudniej 😉
yyc-wiem doskonale,że nie chciałeś się licytować na strefy klimatyczne 🙂
A Ty wiesz doskonale,że ja sobie trochę pożartowałam 🙂
Mieszkasz w pięknym kraju i to wiadomo z całą pewnością.Kanada jest
w naszych planach podróżniczych w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości.Osobisty Wędkarz oczywiście marzy o wielkiej rybie,a ja popatrzyłabym sobie z bliska na te fantastyczne krajobrazy,
zresztą Wędkarz też by popatrzył 🙂 Poza tym parę z lekka zaprzyjaźnionych adresów chyba by się znalazło na jakiś krótki popas 😉
Pożyjemy,zobaczymy…
Pomysł obiadowy – naleśniki z truskawkami, polane sosen ze smażenia truskawek i pokryte resztką bitej śmietany od wczoraj. Kapka koniaku i posiekana gorzka czekolada. W ub r trzy duże sztuki na twarz, w zupełności wystarczały. Nie przepadamy za słodkimi obiadami ale raz w roku – można.
a ja dzisiaj na obiad smażę sobie śledzika i do tego sałata z jogurtem ..
Dla wielbicieli węgierskiej kuchni 🙂 http://www.wegierskiesmaki.pl/
Ech,maj ! Kasztany,bzy i konwalie kwitną,a szparagi i truskawki się na straganach kuszą !
Wkrótce ukaże się książka „Dzieje wrocławskiej gastronomii”:
http://www.najlepszyprezent.pl/sklep/main.php?m=main&c=product&a=show&prodid=7658
Dzień dobry. 😀 Od wczoraj nadrabiam czytelnicze zaległości.
Dzisiaj od rana latam i załatwiam sprawy wyjazdowe i o dziwo udało mi się załatwić wszystko, co zaplanowałam. Najwspanialsze jest „załatwienie” sobie 4 paczek szparagów i za chwilę lecę je obrać. Sos holenderski też już mam i będzie uczta nad ucztami. Lukullus niech się schowa. 😉
Stanisławie i Nisiu, przesyłam Wam,trochę spóźnione lecz nie mniej serdeczne, życzenia zdrowia, szczęścia, wspaniałych wrażeń podróżniczych i kulinarnych. 😆 😆
Nisiu, zdrowiej jak najprędzej.
I znów muszę zgodzić się z Ogonkiem/ co oczywiście robię z przyjemnością, a nie z przykrością/ : medytacje powinny czasem zastapić konsumpcję. Chodzi naturalnie o samą ideę. Bo w praktyce mam od wczoraj pyszny krupnik i grzechem byłoby go zmarnować. Ale ostatnio nie mam wiele czasu na bardziej wymyślne gotowanie. Przygotowuję tylko proste danie.
YYC,
pięknie zachwalasz Kanadę. I wiem, że tam jest bardzo pieknie. Szkoda tylko, że tak daleko.
Danuśka,
jeśli chodzi o polskie filmy, to wcale nie jest wesoło, a wręcz przeciwnie. Nie mogę obejrzeć wszystkiego i wczoraj np.ominął mnie film ” Mój rower” , który bardzo podobał się publiczności / odnawianie relacji pomiędzy dziadkiem, synem i wnukiem/. Większość fabuł to pnure dramaty i rozdrapywanie ran. Film A. Holland ” W ciemności” widziałam już wcześniej. Ale to jeszcze nie koniec festiwalu, wiec może coś mnie mile zaskoczy.
Wpadam zapraszająco 🙂
W sobotę o 13:00 Posnania gra mecz rugby z Arką, stadion na Słowiańskiej, wstęp bezpłatny. Nasza Mała zaprasza chętnych (my też, ale to jej inicjatywa), służy komentarzem i objaśnieniami. Pogody zapewnić nie możemy 🙁
Dziędobry na rubieży.
Ach, jak ładnie. Podobno jutro ma to zdechnąć.
Dzień dobry Blogu!
Nasz Vijay ma co najmniej czterech swoich bogów, co się o niego troszczą, choć podobno jeden zsyła też nieszczęścia 😎 Za to nie są zbyt wymagający: trochę mleka, kokos, pomarańcza, szczypta kurkumy… Tylko trzeba wiedzieć, co dla którego 😉
Dziś zamiast obiadu kidnapping. Porwałam dwoje Szkotów.
A było tak:
Zaczęło się jak u Marka Twaina w Genewie.
Pojechałam do sklepu. Sklep jest odległy o 900m. Po drodze postanowiłam pootwierać inspekty, bo się gorąco zrobiło, więc skręciłam do ogrodu odległego o 1500m, stamtąd do sklepu już tylko 2 km. Pod sklepem zorientowałam się, że torba na zakupy wraz z portmonetką została w ogrodzie, bo nie chciałam jej zostawiać w koszyku na rowerze. OK, jeszcze raz do ogrodu, potem do sklepu, kupiłam czajnik i wróciłam do roweru. Mocując się z kartonem na bagażniku frontowym zagadałam do dwojga przyglądających mi się rowerzystów w średnim wieku. Okazało się, Szkoci. Z jukami na rowerach na trasie do Jeziora Bodeńskiego. Dziś do Berna, ale najpierw do Thun statkiem. Pytam, co widzieli w okolicy, a oni, że centrum Interlaken.
No, to nic nie widzieli 🙄
Do odjazdu statku jeszcze 50 minut, no to mówię: ja wam pokażę! Follow me, please:cool:
I cóż powiecie? Pojechali za mną 😎 Pani z niepewną miną, pan pogwizdujący wesoło. Pokazałam im to i owo, rzekę, śluzę, widoki, zaciszną ścieżkę rowerową, a na koniec zaprowadziłam do przystani, gdzie właśnie przypłynął ich statek. Pięknie podziękowali za poświęcony im czas i udali się na pokład, a ja do domu, wypróbować czajnik, który cudem nie spadł mi z bagażnika 😉
Młodzieniec w sklepie widząc moje wahania co do modelu powiedział, że jeśli się zdecyduję na jakiś, to mogę go testować do 30 dni, a potem oddać, jeśli nie będę zadowolona, a oni zwrócą mi pieniądze lub wybiorę sobie inny. Do tego już doszło 😯 Nie ma to jak zdrowa konkurencja.
Teraz popijam sobie herbatkę z wodą z nowego czajnika i odpoczywam, bo w międzyczasie (testując wielokrotne gotowanie wody) zblanszowałam kilka kalafiorów do zamrożenia.
Danuska, dzieki Tobie pogooglowalem i sie dowiedzialem, ze maja takie ogromne ryby w Fraser River. Lososie to kazdy wiedzial ale takie smoki! 650 funtow to maly wieloryb 🙂
Te opisy to bylo kuszenie Krystyny 🙂 Teraz trzeba jakos te odleglosci przyblizyc. Mowia, ze w Europie pytajac o odleglosc dostaniemy odpowiedz w kilometrach tutaj w godzinach 🙂 Dojechac do Paryza to cala doba, doleciec do Calgary to tylko 9 godzin 🙂
Odleglosci oczywiscie sie szybko relatywizuja. Lepsze drogi pomagaja. Wyskok na dzien na lodowce jest normalny a to 600km. Przyjaciele z Polski kiedys sie dziwili, ze ich ciagne do lasu na grila (6-ta wieczor, 60 km). Za pozno i za daleko o tej porze. Potem sami chcieli konczyc dzien wypadem w gory na grila. Dojazd jakies 45 min. Miejsce w lesie nad sama rzeka. Dookola osniezone gory i ten zapach zywicy, ze nie wspomne o pomalu zachodzacym sloncu. Jak z westernow. Miejsca piknikowe przygotowane (stoly, paleniska). Oddalone od siebie ze 20 metrow, choc wieczorem i tak pusto. Jak tu nie jechac. No i robilismy sobie co wieczor steka z pieczonymi ziemniakami i fasola. Jak Dziki Zachod to trzeba fason trzymac 🙂 Z alkoholem trzeba sie kryc bo parkowi Ragers gonia.
Cos jak tutaj:
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/AthabascaRiver?authkey=Gv1sRgCNT9z4nTibPNuQE#slideshow/5740900570930881154
A to kraina wina. Jezioro Okanagan a miejsce sie nazywa Parramatta:
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/OkanaganParamatta?authkey=Gv1sRgCJTkr9Wb3KyfhAE#slideshow/5740904567657524802
Łe…u mnie dzisiaj zdechło. Ale jutro będzie lepiej, podobno.
Ja jestem bezduszna, nie szukam bogów, agnostyczka i realistka do bólu, a wierzę…
Drzewa ciężarne na wiosnę
Od słońca wielkiego bledną
Obiecują jasne owoce
Wierzę drzewom!
Kwiaty czerwone litośnie
Do rąk, do okien się garną
I krzyczą coś o miłości
Wierzę kwiatom!
Słońce nim wzeszło o świcie
Na wschodnim świata końcu
Obiecało mi dzisiaj życie
Wierzę słońcu!
Lasy zaspane i bliskie
Codziennym naszym hałasom
Obiecują wilgotną ciszę
Wierzę lasom!
Droga ta, którą wygładził
Deszcz, wicher, grad i przechodzień
Obiecuje, że poprowadzi
Wierzę drodze!
Głaz pomarszczony od wieku
Spiętrzony nad drogi łukiem
Obiecuje mi, że poczeka,
Że będzie tu, gdy powrócę
(Stan Borys)
Tak lepiej:
http://www.youtube.com/watch?v=o2bWJrC2uOw
Południe ledwo co, a tu 7C 🙁
Przygotowałam sobie roboty ogródkowe, ale jest zimno i ponuro, i ja to wszystko (kulinarnie) pieprzę, o!
Na obiad będą parówki z Baltic Deli, skromnie po 2 i bez wypełniaczy, a do tego wiadoma sałata.
Jerzor się odchudza 🙄
niech to diabli!
zalala mnie, nie, nie krew, ale woda od sasiada z gory!
cale szczescie pojawil sie w pol godziny taki szwejk, popatrzyl jak kapie do wiader,
a ja wkladam calego herberta i czeczota do plecaka;
glucha noc, cale szczescie bylem w domu, bo w ciagu 30 min woda przedarla sie przez pol tuzina poziomow;
no, bylo wesolo;
p.s.
jak donosy, to tylko mrozka…
a medytacje – kartezjanskie.
wy nie macie nade mna litosci, @alicja i @nisia,
ale wam wybaczam…
Kilka lat temu zalało Paolore i tam sąsiad stawiał opór. A i nas kiedyś zalała sąsiadka z góry na świeżo wymalowanym mieszkaniu. Wtedy się okazało jak dziwnie rozlewa się woda w naszych, blokowych betonach stropowych. U niej pękł plastykowy brodzik prysznica tak, że nie było widać – u mnie nie zalało łazienki, tylko mój pokój i część korytarza przy kuchni. Wszystko dosyć niebezpiecznie, bo ciekło po przewodach w ścianie, a lało się przez kontakty…Hej, było wesoło…!
Alicja – podstarzały Stan Borys jest diabelsko manieryczny; to, co wzruszało u młodego chłopaka, drażni u łysiejącego, malowanego pana w dziadkowym wieku.
Pyro,
nie chodziło o oglądanie wideło (ludzie robią takie składanki, bo lubią), ale o piosenkę. Ona mi ciągle do tego miejsca, gdzie powinna być dusza, przemawia. No, do wątpi mi przemawia 😉
Pogadałam sobie z Żabą. Żaba rozwiązuje w tej chwili bardzo ważny problem techniczny: jak w rubryce 1×3 cm zmieścić nazwę trawy ekologicznej na użytek trwały z domieszką motylkowych. Nie ma dość cienkiego długopisu, komputer wpisuje w 2 wierszach, a program ARR odczytuje tylko 1-wersowe. W końcu chłopi wymyślili pół automatyczne pieczątki. Żaba kupiła – na kartoniku, szarej kopercie etc odbija, aż miło. Na papierze komputerowym = zalewa. No, siedzi, myśli i przybija pieczątki, jak dobrze pójdzie, za rok dostanie dopłaty do traw.
Prosty obiadzik dla singla/singielki, niepotrzebne itd.
Patelnia.
Oliwa.
Cebula, marchewka w plasterkach, seler naciowy, fenkuł (generalnie to, co mamy w lodówce).
Podsmażanko.
Woda albo rosół, albo co tam mamy.
Koncentrat pomidorowy.
Kiełbaska w plasterkach.
Przyprawy.
Duszonko.
Kluski kładzione i wyż. wzmiankowana mikstura okadzona bazylią.
Można ser, ale jakby się komu nie chciało trzeć, to obowiązku nie ma.
Bardzo smaczne jeściusiu (ze słownika mojej pani Irenki). A robota niewielka.
Alicjo – Żaba jest pełna podziwu dla Tereski Pomorskiej. Mówi, że w życiu nie widziała tak aksamitnej, a skutecznej stymulacji męża do nieprzyjemnej roboty. Gdyby każda tak potrafiła, to by Panowie Stworzenia chodzili, jak w zegarlu szwajcarskim.
Nisiu – to jest to, co Haneczka nazywa kurczak (kiełbasa, mięsko takie czy inne) z bałaganem. Mogą być kluski, ryż, nudle i co kto chce.
nie jestem ani za pierwszym ani za tym drugim. wolalbym glodowac niz toto palaszowac.
super Nemo, super czajnik. nadawaj co jakis czas sprawozdanie, a za miesiac zdaj prosze relacje koncowa z testowania. dodatkowo klepnij czy bywaja takowe w kawowej barwie. pasowalby mi taki do nowo zgeschaltowanej kuchni. czas testowania czajnika zbiegnie sie z okresem zakonczenia designerskich procesow. i na imprezie otwarcia, tego tak waznego dla ducha i ciala pomieszczenia, bede z przyjemnoscia mogl zagotowac wode na herbate dorotol_owi, naszej wspolnej kolezanki blogowej.
by Krystyny do niczego nie zmuszac zastosuje sie do podanej wczoraj mysli: milczenie jest zlotem. zreszta jutro wychodze w morze i nie wiem kiedy wroce 😆 . nie dlatego, ze przychodzi jakas tam data. jest wiatr i nalezy go wykorzystac w odpowiedni sposob. to on ( zapowiadany jest o sile 6 do 8 beauforta ) jest tym faktorem co wyciaga i wciaga w morze 😆 niech mu dobrze bedzie na moim jutrzejszym wodnym obszarze ( lepiej teraz cichalku? )
Za chwilę dwudziesta, czym dzisiaj Blog wznosi toast? 🙂 Może którymś „specyałem prawnie zastrzeżonym marką ochronną Polskiej Parowej Fabryki Wódek Romana Marczyńskiego”. Do wyboru: „TEŚCIOWA – wyjątkowo dobra wódka, działająca na apetyt; BOTANIK – wielkim złotym medalem na przyrodniczo – lekarskiej wystawie nagrodzony; PODBIPIĘTA – silna wódka dla dyabetyków, mało słodzona; OCZYSZCZONA – silna rosyjska. Rumy już od 40 centów za litr” (1906 r.)
nic z tego Aska. rano wyruszam do darsser ort. zyje jutrzejszym wiatrem juz dzis i nie potrzebuje zadnych z proponowanych dopalaczy. ale dla towarzystwa wzniose szklaneczke niegazowanej wody
Ja wznoszę za tych, co na morzu.
Pyro,
to przeciwieństwo Jerzora, mój Szwagier. A ten drugi Szwagier to ani jeden, ani drugi. Osobny sobie.
Teresa nie musiała się starać, Marian taki jest (wojsko nauczyło).
Ja się nie starałam i mam, co mam, a było nie podnosić z podłogi tej pierwszej rzuconej skarpetki 🙄
Tego nawet SOR, czyli wojsko po studiach, nie nauczyło 🙁
Cholerka jasna…
Ja, jak panienka na pensji – woda z sokiem malinowym. Wczoraj produkowałam likier i jutro mnie taka robota czeka. Jak produkuję, to nie smakuję – zresztą i tak musi swoje odstać.
ach, taki kulebiak z kapusta i grzybami mi sie marzy,
a ja tu wyzamam dywany.
chcialem do aten, wyladowalem w sparcie; eheu…
przestalbym marzyc i wezbym sie za realizacje 😆
dla chcacego nic trudnego 😆
wziałbym
😆
wziąłbym
😆
vicktoria!!!
Bekam?
Ciepły wieczór, świerszcze grają, jutro ma być ciepły dzień, +27, ale dziś po południu było już duszno. Pogoda dla ogrodów 😉
Zasadziłam kapustę i sałatę, zasiałam ogórki, w doniczkach wykiełkowały dynie i kabaczek „złoty cepelin”…
Co chwilę meldują się chętni na pomidory, gotowi płacić za rzadkie odmiany 😯
Ogonku,
dzięki za uznanie dla mojego zakupu 😉
Wygląda na to, że wśród szklanych czajników wybór kolorystyczny niewielki. Jest jeszcze czarny Russella Hobbsa, ale raczej w Twojej okolicy.
Ten mój dzisiejszy był w sklepie ostatni z magazynu, pozostał jeszcze jeden, wystawiony do oglądania i dotykania.
Osobisty zaakceptował mój wybór, jak na razie. Też pewnie chce testować 😉 Konserwatysta – wolałby dokładnie taki sam jak stary 🙄
Raelianie zdaje się mają mocny przyczółek w Kanadzie
Realianie są raczej sceptyczni 🙄
Na początku było…
Wieczór rzeczywiście piękny !
Dzisiaj miłe towarzyskie spotkania-niedawno wróciłam z „Magla”.
Jak może pamiętacie,to w „Maglu”odbywał się ostatni mini-zjazd warszawski.Tym razem odbyłam tamże ploteczki z mą kuzynką Magdą.Magdzie „Magiel”też przypadł do gustu.Teraz jest tam też kilka stolików na zewnątrz,chociaż szczerze mówiąc najbliższe otoczenie nie należy do tych powalających na kolana.
Poza tym dzisiaj zupełnie nieoczekiwanie wpadłyśmy na siebie z Barbarą,podczas zakupów w Leclercu.Nawet dziwne,że dopiero teraz nam się przydarzyło,bo obie dosyć często odwiedzamy ten sklep.
Barbaro,hop,hop 🙂
w Poznaniu wieczór b.ciepły – na jutro zapowiadają załamanie pogody. Szkoda. Psiak cały dzień leży na chłodnych kafelkach, ale wieczorem jak w zimie – mota się w kocyku. Jeżeli wcześniej ten kocyk wyciągnął z koszyka, to kładzie się na kocyku i zamotuje łebek w szmacie. Bardzo zabawne obyczaje.
Wierzę w Boga, ale od dzisiaj nie muszę już na wierze polegać – po latach prób i wyrzeczeń Ogonek rozwiązał problem ogonków.
Śmiało możemy powiedzieć, że jest do dowód na Boga istnienie 🙂
Mam nadzieję, że Cichal nie zakrztusi się z radości. Nawiasem mówiąc byłby to dowód na istnienie Szatana.
Cieszy mnie to, że Eric Weiner cierpiał jedynie na atak kolki. Często bywa odwrotnie, a wtedy wybór staje się trudniejszy.
Są i tacy którzy wierzą, że każde z nas może sobie wyhodować boga metodami manipulacji genetycznej 🙂
Zdrowie Nisi 🙂
Zdrowie Nisi, zdrowie Krysiade, która właśnie staje się jodowo – promienna i toast za ptęgę Plackowej wyobraźni!
Danuśko, miłe było to spotkanie w locie, może kiedys uda się powtórzyć 🙂
Placku,
ja nie wierzę. Czekałam na dowody istnienia boga w ciężkim dla mnie czasie, prosiłam i błagałam, a ON pozostał głuchy na moje prośby. Tyle go obchodzi ten świat, który podobno stworzył, oraz potomkowie Adama i Ewy.
Bluźnię?
Niech będzie. Nauczyłam się polegać na sobie. Nie potrzeba mi bogów, żadnych.
Pyro przyłączam sie do Twoich toastów 🙂
Uśmiecham się wyobrażając sobie Radzia z łepetyną zamotaną w kocyk. Moje psy za nic nie dadzą się niczym okryć, ale wyspać się na kanapie, z łapami w górze i poduszeczką pod główką – to i owszem!
Bsarbaro – ponoć to tylko jamniki budują sobie namioty do snu. Dobrze, że są lekkie i tanie kocyki polarowe, Radzio ma kilka i co jakiś czas wymieniane. Patrzymy obie z Młodą zafascynowane, jak wkłada głowe pod szmatę, wczołguje sie, ząbkami naciąga kocyk na siebie ze wszystkich stron i tylko tak umie spać. Zdarza się, że brzuszek, przyrodzenie i tylne łapki są goluteńkie, ale łeb w kocyku. Kiedy zrywa się nagle żeby polecieć na balkon albo pod drzwi oszczekać wroga, kocyk ciągnie za sobą – czasem przez całe mieszkanie. Wraca do koszyka – nie ma kocyka, to idzie spać tam, gdzie został kocyk. łeży wtedy taki tobołek na środku przejścia, a kiedy chcesz podnieść kocyk, to okazuje się, że pod kocykiem leży pies.
Kolega Radyjka. A jakie spojrzenie!
http://alicja.homelinux.com/news/Zorro/img_9594.jpg
jak mowia w normandii?
jak, pijac calvados, mozna sie na cos innego nawrocic?
Alicjo – Pomyślałem, że będzie mniej nudno jeśli choć jedna osoba przy stole oświadczy iż wierzy w Boga, bo z głosowaniem przez aklamację różnie bywa. Gdybym należał do kolegium kardynałów także czułbym pokusę by się wyłamywać 🙂
Ponieważ wierzysz w autorytet autorów słownika języka polskiego PWN, sprawdż definicję bluźnierstwa i sama sobie odpowiedz 🙂
Koleżka zabójczo przystojny. A radziowe dbanie o ciepełko zadziwiające. Ileż to radości i wzruszeń przynoszą takie obserwacje 🙂
Owszem, Zorro też się sam przykrywa…tutaj akurat już wstaje 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Zorro/img_9549.jpg
Placku,
ja na wszelki wypadek nie wierzę w nic, jak już niejeden raz podkreślałam. Bluźnierstwo zatem mi nie grozi.
Nawet nie „na wszelki wypadek”, tylko po prostu nie przemawiają do mnie żadne abstrakcyjne ideolo.
Dzięki serdeczne za życzliwość!
Moja róża doszła właśnie do tej śmiesznej fazy, kiedy można własnoręcznie obdłubywać się ze skóry – wiecie, jak to jest, kiedy się człowiek za mocno opali. Mało kogo nie podkusi, żeby tej złażącej skóry nie pociągnąć kawałeczek… lalala. Ja naprawdę mam szczęście, że ona mi nie wyrosła na obliczu. Róża.
A za Krysię Atomową trzymam kciuki.
Będzie dobrze – już na dniach!
Alicjo – W nic? W imieniu ciężarnych drzew przypominam Ci, że jeszcze 6 godzin temu w coś tam jednak wierzyłaś 🙂
Nie przypuszczałem, że moje wyzwanie tak Cię zbulwersuje, ale najwyższy już czas byś nauczyła się z tym żyć. Wolność wyznania i sumienia mamy zagwarantowane konstytucyjne. Wyznania Twoje i także szanuję. To Pyra uważa, że tylko młody i ponętny Stan ma prawo wierzyć w lasy zaspane i bliskie, a nie jakiś tam pomarszczony od wieku głaz nie ja. Ach ta Pyra 🙂
Teraz proponuję byś mnie przestała przekonywać o słuszności Twych racji, oczywiście tylko na dzisiaj. Przyznaję, że agnostyk ma większy wybór. Ty wierzysz, że całkowite poznanie rzeczywistości jest możliwe, a ja nie.
Być może jutro moje wyznanie, że kwaskowate owoce są bardziej smaczne od słokich wywoła burzę. Dobrej nocy 🙂
W nic, Placku. W nic abstrakcyjnego, w co niby wypadałoby wierzyć – to miałam na myśli. Nie wyraziłam się precyzyjnie, ale o to mnię szło. Jeden taki posunął się jeszcze dalej, o proszę 🙄
Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie,
Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów:
Posągi moich marzeń strącam z piedestałów
I zdruzgotane rzucam w niepamięci śmiecie.
A wprzód je depcę z żalu tak dzikiem szaleństwem,
Jak rzeźbiarz, co chciał zakląć w marmur Afrodytę,
Widząc trud swój daremnym, marmury rozbite
Depce, plącząc krzyk bólu z śmiechem i przekleństwem.
I jedna mi już tylko wiara pozostała:
Że konieczność jest wszystkiem, wola ludzka niczem ?
I jedno mi już tylko zostało pragnienie
Nirwany, w której istność pogrąża się cała
W bezwładności, w omdleniu sennem, tajemniczem,
I nieczując przechodzi zwolna w nieistnienie.
Ja tam nirwany nie pragnę, póki co 😉
dzień dobry …
wstać rano a tu ciepły poranek to miły początek dnia czego i Wam życzę … 🙂
Rzeczywiście, to książka niezwykła. Ciekawa, zabawna i szalenie mądra. Zainteresowanym rozwojem duchowym, tematyka mistycyzmu powinna się bardzo podobać.