W kuchni filmowej
Co pewien czas wspominam tu o wyczynach kulinarnych mojego najbliższego przyjaciela (i to od niemal 50 lat) wybitnego scenografa filmowego Andrzeja Halińskiego. Nigdy jednak nie opisałem początków jego kulinarnej pasji. A zaraził się miłością do gotowania na planie filmowym. Sam o tym opowiada tak: -Filmy kręcone z Wojciechem Hasem były szkołą, która ukształtowała mnie na całe moje dalsze życie zawodowe, ale też, co nie mniej ważne, przy nim pojąłem sens gotowania. Polubiłem to zajęcie do tego stopnia, że jeszcze dzisiaj to ja jestem w naszym domu kucharzem. Kocham pichcić – i to w miarę upływu lat coraz bardziej.
Has wyselekcjonował sobie grupę biesiadników, wśród których znalazłem się i ja. Do dzisiaj nie mam bladego pojęcia, dlaczego ten wybitny reżyser od pierwszego naszego spotkania obdarzył mnie zaufaniem i sympatią. Mocna grupa, biesiadująca początkowo w wynajętej willi, a potem w jego małym blokowym mieszkaniu, składała się z Andrzeja Płockiego, wspomnianego już scenografa, Macieja Marii Putowskiego, wspaniałego dekoratora wnętrz, oraz Basi Conio, żony Wojtka. Nasze „wielkie żarcia” zaczynały się bardzo późno. Po wyczerpujących zdjęciach, mniej więcej około dziewiątej wieczorem, zabieraliśmy się do roboty. Już w dekoracjach omawialiśmy menu oraz dzielili zadaniami przy zakupach. Wojtek nieodmiennie byl przy nich obecny, albowiem wszystko musiało być „jak trzeba”, i nawet kształt główki czosnku oraz jej zapach miały kolosalne znaczenie.
Andrzej i Maciek pracowali już z Wojtkiem przy „Lalce”, znali się więc od wielu lat, ale dla mnie ten świat był tak egzotyczny, że z zapałem nowicjusza rzuciłem się do roboty i studiowania wyrafinowanych różnic między potrawami.
– Jak kręcisz ten majonez? Ile razy mam ci powtarzać, że cały czas w jedną stronę, bo ci siądzie? Co to jest? Zobacz, to jest jakaś breja, a nie krakowski majonez!!! – ryczał na mnie Has, bo tracąc czucie w ręce, zmieniłem prawą na lewą, co oczywiście wpłynęło na kierunek kręcenia. Jego czujne oko natychmiast to dostrzegło. Kupny majonez nadawał się, jego zdaniem, do smarowania osi w chłopskich wozach. Jednym skokiem potrafił dopaść do garnka z rakami, których pilnował Płocki, przecierający co chwila zaparowane grube okulary.
– Co tak mało koperku? Chcesz, żeby śmierdziały mułem? Proszę bardzo! Sam sobie będziesz to żarł, a my pójdziemy do SPATiF-u? Baśka! Wódka zmrożona? Kiedy ją wsadziłaś do zamrażalnika, pewnie przed chwilą?
W kuchni był tyranem. W pracy zresztą jeszcze większym, ale nikomu nie przeszło nawet przez myśl, żeby się na niego obrazić. Był kochanym brutalem o wielkim, pełnym ciepła sercu. Bardzo przywiązany do swoich stałych współpracowników, ale tylko tych wiernych jego projektom. Ktokolwiek wyłamał się z „dworu”, mając nawet najpoważniejsze powody, zostawał zdrajcą. To nie były żarty! Był skreślony raz na zawsze. Wiem coś o tym, albowiem i mnie się to przydarzyło, ale dopiero po piętnastu latach.
Kolejny film ze scenografią Andrzeja to serial „Kariera Nikodema Dyzmy” w reż. Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego. Tak to wspomina (oczywiście w kontekście kulinarnym):
Zaczęliśmy zdjęcia od sceny bankietu. Głodujący, bezrobotny Dyzma trafia na raut sfer rządowych. Scena z wytrąconym z jego rąk talerzykiem z wymarzoną sałatką jarzynową jest jedną z kluczowych scen filmu.
Zainscenizowaliśmy ten raut w Łodzi, w willi należącej do ZHP. Wszystko zostało starannie przygotowane, a współpracująca ze mną wtedy po raz pierwszy dekoratorka wnętrz Ewa Braun z wielkim pietyzmem urządziła stoły zamówionymi w restauracji Grand Hotelu wspaniałymi rybami, pieczonym drobiem i pięknie udekorowanymi półmiskami z innymi potrawami. Niestety, przez przypadkowe przeciwności losu zdjęcia nie mogły się rozpocząć przez dwa kolejne dni. Ażeby cały ten wspaniały stół zachował świeżość, produkcja sprowadziła ciężarówkę chłodnię. Kiedy trzeciego dnia wszystko wskazywało na to, że zdjęcia można zacząć, rekwizytorzy zaczęli wynosić te wspaniałości z przypadkowej przechowalni. Wszystko wyglądało wspaniale, zwłaszcza skrzące się od szronu ryby, a także zamarznięta na kość sałatka z kawałkami lodu zmieszanymi z majonezem. Oczom naszym ukazały się też szeregi butelek rozsadzonych przez lód. Na nic się nie zdały próby przyśpieszonego ogrzania przynajmniej części smakołyków. Zdesperowany rekwizytor wyciął przy pomocy tasaka kawałek zmarzniętej na kość sałatki, pokruszył i z powrotem ułożył w salaterce, pieczołowicie ugniatając palcami. Miejsce to zostało zaznaczone kawałkiem marchewki, aby Dyzma trafił we właściwy fragment. Roman stanął na wysokości zadania, nabrał elegancko srebrną łyżką spreparowaną część i bohatersko zjadł z apetytem. Szkoda, że nie zachowano choćby części prawdziwego dźwięku – widzowie mieliby szansę usłyszeć trzeszczenie lodu w zębach, co w zestawieniu z błogim wyrazem twarzy aktora dawało niebywale zabawny efekt.
Praca na planie filmowym bywa czasem niebezpieczna dla zdrowia. Ale potem…
Komentarze
Witam Wszystkich słonecznie w ten mroźny poranek!
Zrobiłam wczoraj w automacie ciasto drożdżowe z przepisu Żaby i wyszło. Żabo dzięki. A na obiad utęsknione placki kartoflane.
Dzień dobry, gratulacje MałgosiuW 🙂
Od 24:30 http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=RBHzhdYNLvE&feature=endscreen 😆
Dzięki Haneczko. To był bardzo fajny serial. Szkoda, że teraz takich nie robią. A scen dla łasuchów też tam było sporo.
majonez wraca niczym bumerang 😆
rezyser i scenograf wspolnie opracowuja pomysly. sa to osoby o mocnej pewnosci siebie i wydaje mi sie ze dochodzic moze czesto do napietej sytuacji, przy czym ten pierwszy ma zawsze ostatnie slowo. ale zeby scierac sie przy ucieraniu majonezu, 😆 to przekracza moja wyobraznie 😆
nie ma zbyt wiele przyjemnosci wspolpraca z ludzmi, ktorzy wiedza wszystko lepiej, przynajmniej dla mnie i tym sposobem bojkot majonezu trwa dalej.
Dzień dobry.
Jestem dzisiaj i jutro człowiekiem wolnym, jako ptaszę, co niechybnie odbije się na częstotliwości moich głupotek na blogu zamieszczanych. Dobrze, że nie ma W.Hasa w mojej kuchni kiedy to ja za majonez się biorę (niezbyt często, raczej świątecznie albo kiedy potrzeba dużo do produkcji sosów „na bazie”). Otóż ja wcale nie ucieram. Ja ubijam. Mam trzepaczkę – sprężynę niedużą, taką, że swobodnie wchodzi w szklankę czy kubek i tą sprężyną ubijam majonez z 1-2 żółtek. Do większej ilości wykorzystuję maszynę.
Szkoda, że scen z kuchni przy filmowej nikt nie nakręcił. Było to chyba przed epoką nagrywania wszystkich przez wszystkich na wszelki wypadek.
Na obiad dzisiaj racuszki z jabłkami – jak mama uczyła: drożdżowe, puchate, wzbogacone rodzynkami i mało słodkie. Komu za mało, to niech dosłodzi.
PPC – panga, pyry, coleslaw 😀
Piękne opowieści Gospodarzu i piękna, by pewnie z tego książka była.
Sernik, śledź, fasolka po bretońsku…
UPH – Ulubione Potrawy Hasa, niekoniecznie w tej kolejności 🙂
AP – dla Aurelii – pigułki i lalka. Dziękuję 🙂
Jest taka książka Michale. Pewnie można ją kupić w antykawariatach lub na Allegro. Nosi ona tytuł „10 000 dni filmowej podróży” i jest pełna anegdot z planów filmowych w Polsce oraz na świecie, na których budował dekoracje Andrzej.
Ooo, to muszę prześwietlić Allegro. Może uda się jeszcze gdzieś dostać.
KPK -kaszanka podsmażana, pyry, kapusta kiszona.
Planowałam pierwsi według Nisi, ale Jerzor zakupił był kaszankę w Baltic Deli, jutro robimy weekendowy napad na stolycę, a kaszankę trzeba zjeść, póki swieża. Próbowałam wczoraj na zimno, to wiem, jak smakuje. Pyszności!
Witam Szampaństwo.
+2C u mnie. Nadal bezśnieżnie. Nie narzekam!
GBH – gulasz, buraczki, hreczka :)!
Czy wyrywam sie przed szereg witajac Michala?
Zakończyła się nasza marokańska podróż bez kaszanki,bez śledzia oraz bez majonezu 😉
Były natomiast hariry,kuskusy,tadżiny,pyszna miętowa herbata i przeraźliwie słodkie ciasteczka.Widzieliśmy królewskie miasta,ich wspaniałe zabytki,dzielnice biedy,prawie wszechobecne śmieci, nieustającą krzątaninę na bazarach,majestatyczne góry Atlas ze śniegiem leżącym na szczytach.Och,działo się…
A teraz z ciężkim sercem wracamy do codziennych obowiązków,znowu owijamy się szalikami i szukamy ciepłych rękawiczek.
Inszallah 🙂
Dziękuję Alicjo, wymyśliłaś mi jutrzejszy obiad 😀
Danuśka 😀 A ryby? Czyżby udało się Wam przeżyć bez ryb 😯
Zazdroszczę Danuśko, wszystkiego po kolei, co wymieniałaś 🙂 No, może z wyjątkiem tych ciasteczek, których, jak pamiętam, nie idzie za bardzo zjeść. Na resztę narobiłaś mi apetytu i chyba będę musiał wygrzebać gdzieś z głębin szafki garnek do tadżinu.
Michał 😀
Haneczko-tym razem podróżowałam nie z Osobistym Wędkarzem,ale z Osobistą Latoroślą.Tym niemniej Wiadomy Wędkarz już wyczaił,że gdzieś wiele kilometrów na południe od Agadiru są organizowane wyprawy na ryby i zbiera informacje na ten temat.
Ryby występowały w naszym menu w postaci tadżinu sardynkowego-pyszota !
Tadżinowy garnek kusił mnie bardzo,ale doszłam do wniosku,że targać w podręcznym,samolotowym bagażu jednak nie mam siły.Kupiłam wersję mini w młodzieżowym rozmiarze 34 i zamierzam jej używać w roli cukiernicy na nadbużańskich włościach.
Może Allah zrozumie i wybaczy 😉
tylko, jesli cukier bedzie halal 🙂
witaj Michal, Twoja refleksja odnosnie aparatu w Lizbonie wspolgra mocno z moim odczuciem, zdjecie korkowego debu nigdy nie bedzie korkowym debem 🙂
raczej tylko czescia prawdy za szyba
Sławku, dokładnie 🙂 Widzę, że myślimy podobnie, co przeczy teoriom przekazywanym przez większość mediów, że wszystko się wali, a ludzie nie znajdują płaszczyzny porozumienia.
ale za to maja plaskie i duze plazmy, co to juz ich szukac nie trzeba, tak sie rzucaja w oczy i uszy zreszta tez, pilot nauczycielem ludzkosci, hurra!!!
a gdzie slad po mewie?
Witaj Michale, Danuśko po wywczasach arabskich i Sławek wreszcie przypominający siebie.
Nie było racuszków, bo kucharka padła na pysk i przespała kilka godzin. Z piesem poszła dziewczynka z sąsiedniego wejścia, Młoda dostała telefon „zamów do domu pizzę – ja zapłacę” I tak to jest, kiedy pani domu słabująca nieco.
Jak ‚Polityka” zacznie wszystko sznureczkować do facebooka, to się urżnę (przyjemność) i przestanę czytać (…i pozostał po tobie smutek, zal…).
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jak nie jesteś na facebooku, to nie istniejesz.
Z drugiej strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to BIG BROTHER swego rodzaju.
Owszem, wlazłam tam sprawdzić, czy istnieję, zaistniałam – i zostałam zapisana. Podobno można się wypisać. Rozpoczęłam stosowne działania tydzień temu.
Mam 2 tygodnie na zastanowienie się, czy rzeczywiście chcę, pogrozili mi paluszkiem, że jak się wypiszę permanentnie, to już nie mogę wrócić. Minął tydzień zastanawiania się – chcę nie istnieć!
Bo BIG BROTHER to z pewnością jest. Sam się do FB długo przekonywałem i proces ten nie jest jeszcze zakończony 🙂 Ale przed niektórymi sprawami trudno uciec. Byle nie zapominać, by korzystać z tego z rozwagą.
Polecane wina na ten tydzień (to gazety wyciagnęłam tutejszej).
Co mnie zaciekawiło, to ceny, w róznych prowincjach różne, a kraj jeden przeca…
BC-British Columbia
AB – Alberta
MB – Manitoba
ON – Ontario
Ło, to w Ontario nie jest tak źle!
Mądrych opisów smaku wina nie tłumaczę, bo de gustibus… 😉
Wines of the Week:
****Cusumano 2010 Nero d’Avola
Sicily, Italy
BC $17.99 (143610) | AB $20 | MB $19 | ON $9.95 (143164)
Cusumano can be counted on to deliver expressive red wines with lively fruit and good complexity. It’s a great value wine, especially in Ontario where the price makes it a natural for entertaining.
***
Mission Hill Family Estate 2010 Sauvignon Blanc Reserve
Okanagan Valley (wino z British Columbii)
BC $19.99 | AB $19.99 | MB $19.99 | ON $19.95 (126763)
This zesty Sauvignon Blanc gains richness and from subtle use of oak barrels during the winemaking process. The refreshing citrus flavours make this juicy white a great sipping wine.
***
Obikwa 2011 Sauvignon Blanc
Western Cape, South Africa (Obikwa jest doskonała czerwona, białej nie próbowałam)
BC $9.99 (064717) | AB $11 | MB $9 | ON $8.95 (527465)
The new vintage of Obikwa Sauvignon Blanc continues its winning ways. It’s a simple, crisp and clean white wine with bright tropical fruit and fresh asparagus aromas and flavours. A good value house wine for fans of dry wines.
Michal,
internet to jest swego rodzaju Big Brother. Raz wleziesz – nie wyjdziesz. Nie wymażesz, to zostaje. Nie mam nic przeciwko, w internecie zamieszczam tyle, ile chcę zamieścić.
Facebook jest takim pająkiem, zaczynającym ogarniać wszystko w internecie. Chcesz przeczytać artykuł, nie masz konta…chcesz to czy tamto, zapisz się itd.
Nie chcę mieć konta, nie chcę się zapisywać!!!
Jest tego tyle, że zaczęłam omijać z daleka. Zostanę wymazana gumką myszką z FB.
Aj… 😉
Alicjo, ja sie wypisalam z . To znaczy corka mnie wypisala. Sama nie wiem po co sie tam zapisalam. Alicjo, ja na Ciebie czekam pod koniec czerwca w Lannion !
Ucieklo mi FB.
Elap,
ja się zapisałam, żeby zobaczyć, z czym to się je 😉
Co do Lannion, bardzo chętnie, ale raczej około 2-3 lipca, na Dar Młodzieży mustruję się 7-go lipca w St.Malo
Napisz do mnie na alicja.adwent@gmail.com
będziemy dogrywać ewentualne spotkanie, i może jak będziesz miała czas – w St.Malo z Nisią i całym naszym najpiękniejszym statkiem na świecie!
Byłby to mini-zjazd we Francyi, Alina już pisała, że nie może (ale kto wie?), a może Sławek Paryski by podskoczył? Oraz ktokolwiek podczytujący niech się czuje zaproszony. Postawię (w stosownej knajpie na lądzie) żabie udka oraz te tam pełzające powoli 😉
I butelkę wina. A potem…ahooooj, przygodo!
sycylijskie Nero d?Avola 2010 jest naprawde godne polecenia,
znakomity rocznik…
w niemczech(co jasne) o połowe tansze.
Koniec czerwca czy poczatek lipca nie ma znaczenia ! Czekam w Lannion i odwioze Cie do St – Malo. I tam spotkamy sie z Nisia. Zapisalam Twoj adres i napisze. Juz teraz ciesze sie na to spotkanie.
Hura, hura!
Hm. Ląduję w Paryżu i biorę kurs na St.Malo. Lannion to skok w bok, a na to nie mam czasu ani możliwości.
Proponuję St. Malo na spotkanie, ja na pewno przylecę 2-3 dni wcześniej przed zamustrowaniem się.
…zara się wszystko ułoży… powolutku…bo właśnie sobie myślę – z Paryża do Lannion, a potem Elap mnie odwiezie do trapu najpiękniejszego żaglowca na świecie…Się spotkamy z Nisią, a może ktoś jeszcze
Będziemy kombinować 🙂
No, popatrzcie! Koterbska nie znała (?) ani Nisi, ani Alicji, a śpiewała:
„Światła tańczą w szkle,
bar zatacza się,
jak po burzy okręt”…
A co to będzie kiedy tam silna grupa wyląduje?
Chciałam Marysię Koterbską wrzucić z youtube (Chłopcy z obcych mórz), ale łoter zapamiętale wyrzuca ten sznureczek. Co tam widzi nieprzystojnego, pojęcia nie mam 🙄
Uparciuch wredny.
Witam.
FB, Twitter, Picasa itd. macie drodzy państwo konta otwarte dla wszystkich!!! Zablokujcie -tylko dla upoważnionych!!! Alicja pierwszy raz kliknęła na FB 13.05.1999r. Proszę uważać na co się klika.
Spadka z FB.
http://www.tipy.pl/artykul_6039,jak-usunac-konto-na-facebooku.html
http://www.youtube.com/watch?v=k8jNhdgA2gw
w tym roku na festiwalu filmow w berlinie jest specjalny program poswiecony kuchni
( patrz: kulinarisches.kino@berlinale.de );
w wtorek 14.02. o 17:00 MGB Kinosaal/Spiegelzelt przedstawiona zostanie nowa praca michaela hoffmana „ksiazka kucharska dla niewidomych i widzacych”;
gotuje niewidomy kucharz hans mayer
Mnie nie wyrzuca.
Biorąc pod uwagę, że FB od trzech lat nie może (czyli pewnie nie chce) uporać się z problemem kasowanych przez użytkowników zdjęć (kasowane zdjęcie zostaje tak naprawdę na serwerze, usuwany jest tylko link do niego, co oczywiście, dla chcących nie uniemożliwia dotarcie do niego) to całkowite usunięcie konta zabierze pewnie dobre 5 lat 🙂
A ustawienie profilu na prywatny, tak jak pisze yurek, to oczywiście rzecz podstawowa. No chyba, że prowadzimy oficjalną stronę na FB skierowaną dla wszystkich.
Michał, racja, akceptujac regulamin Facebooka pozwoliliśmy mu na przetrzymywanie swoich danych, uzywanie ich i inne takie, nie przeczytało się regulaminu przed zaakceptowaniem go to się ma. Zdjęcia będą na serwerze, czy to jest złe? Kiedyś może się przydać.
Kliknęła, podłubała w nosie i na tym zakończyła działalność na FB. Jakoś mnie to nie podnieca, a zresztą…wystarczy, że jestem tutaj 🙄
yurek,
masz rację, przeciez na sieć nie wrzuca się zdjęć, których nie chciałoby się wrzucić, nie pisze się tekstów, których nie chciałoby się napisać.
Hm…z tekstami to bywa róznie, ale ja…
http://www.youtube.com/watch?v=rzy2wZSg5ZM&ob=av2e
http://www.youtube.com/watch?v=SRY5RuPJ0Rs
Alicjo, zacznijmy od zablokowania zdjęć na Picasa, tylko dla upoważnionych!!!
Oj, nie żałuję, za późno na żale i niczego się już nie boję, niczego nie muszę i jest to rozpaczliwie smutne. Nie uważacie? Co mi zostało? „ślad mewy w powietrzu” (Sławek),” o przedświcie, gdy mgła/ spada ciszą na dach” (ja)? I ta przewrotność – ludzie szukali w sieci wolności i znaleźli globalnego żandarma.
Ja na picasie nie mam nic do zablokowania, bo to jest dla wszystkich.
Prywatne zdjęcia mam osobno, czasem sobie ktoś nie życzy, żeby publikować. I ja to respektuję.
nie owijaj sie w bawelne Danuśko, tylko pokazuj nam tutaj obrazki
juz nie moge doczekac sie tej luksusowej scenerii – przyciemnione swiatlo, grube dywany, ciezkie zaslony, snieznobiale obrusy i blyszczace szklo. obsluga cicha i ostrozna a jedzenie skladajace sie z wykwintnych smakolykow do jakich arystokracja przywykla
I tu Pyro się mylisz!
Witaj Danuśko, wygląda na to, że p.Blikle stara się uprzyjemnić przezimowanie,Tobie i innym mieszkańcom W-wy. 😉 😀
http://www.blikle.pl/
Mam na myśli zapowiedź atrakcji od 10 – 14 lutego. 😆
E tam, Pyro…
nie żałujmy niczego 😉
http://www.youtube.com/watch?v=K1D9NMadiGo&feature=related
W tamtych czasach ja takie wyszywanki robiłam 😯
Inspirowana przez tą z prawej…
http://www.youtube.com/watch?v=1VPwLXnNhaI&feature=related
Też robiłam wyszywanki- jedyne robótki ręczne jakie wykonywałam. Miałam haftowane na wzór indiański spodnie, kamizelę, przepaskę na włosy, jakąś bluzkę, dziewczyny też miały bluzki z haftami. Serwety i serwetki jeszcze po szufladach się telepią.
Słuchając?
http://www.youtube.com/watch?v=KrZkaj37kA0&feature=list_related&playnext=1&list=AVGxdCwVVULXd3b-v_T8f0m9Ncoo3DKfka
Uśmiałam się serdecznie przy tych ” Chłopcach z obcych mórz”. To znaczy, muzyka jest przyjemna, ale uświadomiłam sobie naiwność tekstu. Te dziewczyny w barach to nie żadne sentymentalne panienki spragnione uczuć, tylko ” dziewczyny pracujące”. Piosenka powstała w czasach, kiedy oficjalnie nie mówiło się o prostytucji, no chyba tylko w serialu ” 07 Zgłoś się”. A i marynarze w tamtych czasach byli bardzo porządni i do barów zachodzili tylko na małego drinka i na tańce. 😉
Pyro, slad mewy jest Michala, dab korkowy tez, tylko ten tupot moj
Dobrze, Sławku – oddaję Michałowi, co jego. Konglomerat z tupotaniem też może być.
Krystyno – dziewczyny pracujące bywają ogromnie naiwne, romantyczne i spragnione miłości. Cyniczne i wyrachowane są tylko w robocie („Stąd do wieczności”) A zamożna i ciężko pracująca Edith ponoć urywała się czasami cichutko w niektóre noce i wracała do zawodu. Łapała adrenalinę na następne dni harówki, koncertów, nagrań.
Jeszcze o związkach filmu z kuchnią : kilka lat temu/ 7-8/ pokazywano w kinach świetny film ” Historie kuchenne” produkcji fińskiej/ chyba?/. Może ktoś go oglądał. W latach 50. na prowincji przeprowadzano badania nad ergonomią w kuchni. ” Badacz” siedział na drabinie , obserwował i notował, a rozmowy z gospodarzem były zabronione. Ale jak to w życiu, najpierw była niechęć i złośliwości, a potem przyjaźń. ” Badacz” rzucił swoją pracę i zamieszkał na wsi. Proste , mądre kino.
Muszę zajrzeć do mojej kuchni, bo przygotowuję na jutro pieczeń z karkówki.
teraz idę otworzyć mój zakład produkcyjny; pudełko z papierosami jest puste. Wracam za czas niejaki.
„Ślad mewy”nawet nie mój, a Marcina Kydryńskiego, ale podpisuję się pod nim obiema rękoma 🙂 Dąb korkowy i owszem.
Dobry wieczór Blogu!
Krystyno,
film był norweski.
W powojennej Szwecji dokonano odkrycia, że przeciętna gospodyni domowa przygotowując swojej rodzinie codzienne posiłki pokonuje w ciągu roku pieszo odległość między Sztokholmem a Kongo. Instytut Badań Domowych wysyła na norweską prowincję 18 obserwatorów, aby udokumentować kuchenną rutynę tamtejszych kawalerów. Celem badań jest unowocześnienie i zracjonalizowanie szwedzkich kuchni. Naukowo 😉
Fajny film.
Czy znasz inne skandynawskie, np. „Elling”, „Włoski dla początkujących”…?
http://www.youtube.com/watch?v=nCPvJ82xaUk&feature=related
To a propos mew… 😉
Oraz oczywiscie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=ukAzr52HBUA
„Historie kuchenne” były produkcją szwedzko-norweską. I rzeczywiście to wyśmienity film, doskonale zagrany, wymownie, ale oszczędnie i bez tej aktorskiej szarży zdarzającej się naszym „gwiazdom”.
Chyba mam go gdzieś w swojej kolekcji, skoro o nim mowa, to może nadszedł czas, by go odkurzyć.
Mnie się od razu kojarzy „Uczta Babette”, znakomity film, już klepaliśmy kiedyś o tym na blogu.
Tu można obejrzeć w kawałkach z angielskimi podpisami
Pogadałam dzisiaj ze Starą Żabą, która w te chłody kończy remont wielkiego pokoju, w którym Krystyna z Pyrą nocują w czasie zjazdów. Dzisiaj kończono lakierowanie podłogi i już całe 70 m.kw. będzie lśniło. W przyszłym miesiącu będzie kładziona terakota w jadalni i w korytarzu i liczne psy będą musiały nauczyć się chodzić po nowych posadzkach. Żaba osobiście zajmować się będzie ruchomą (odchylaną) konstrukcją grzejników elektrycznych w stajni. Wiadomo, że Wiedźmy muszą być zajęte bez przerwy.
Alicjo – Sznureczek do FB znajduje się tuż pod tytułem każdego wpisu Gospodarza – tuż obok nazwiska Gospodarza. Teraz możesz się jednym z tych win urżnąć 🙂
W międzyczasie proponuję obiektywne podejście do tematu „Wolność i żandarmeria” – jeśli podchodzimy do żandarma i nalegamy by wszystko o nas wiedział, nie wińmy za to żandarma 🙂
O psiakość…pada śnieg, piękne płatki
http://www.youtube.com/watch?v=Cxsr0V8O8tM
Masz rację Placku. Sprawa tyczy naszej (mówię o ludziach dość odległych od znajomości nowoczesnych technologii) , a więc naszej naiwności. Początkowo sieć – to była wolność: mówić co się chcę, rozmawiać z kim się chce, czytać co interesuje, słuchać tego, co się lubi itd. Z samej obecności żandarma zdaliśmy sobie sprawę późno, za późno.
Dokonałam dziś odkrycia na miarę epoki 😉 Najpierw nakarmiłam Osobistego odpowiednią do tych mrozów porcją spaghetti carbonara i jak wyszedł na zebranie grotołazów, to ja sobie odgrzałam wczorajszą sarmę. Po nocy i całym dniu spędzonym na mrozie potrawa ta zyskała bardzo na smaku i aromacie, jak bigos jakiś 🙂 Teraz już się cieszę, że jeszcze trochę zostało na następne dni. Osobisty idzie jutro z kolegami do jaskini, więc na wieczór planuję soczewicę dla wszystkich. Rano dowiem się, ilu ich będzie.
W piecu chleb na zakwasie. Zapach jak z piekarni i cieplej jakoś na sercu. Mrozy mają się utrzymać do końca przyszłego tygodnia…
Nemo, Michał,
nie byłam pewna, gdzie nakręcono ” Historie kuchenne”. A ” Ellinga” i ” Włoski dla pocżątkujących” także widziałam. Udało mi się też kiedyś zobaczyć ich powtórki w telewizji. Bardzo lubię filmy tego rodzaju.
Pyro,
widzę, że w naszemu apartamentowi zjazdowemu przybywa gwiazdek. 🙂
Witajcie,
Po długich namowach Witka, zdecydowałam się na zakup elektrycznej maszynki do mielenia. 2 dni temu kurier dostarczył towar do domu. Teraz Witek z zapałem robi pasztet. Jutro sprawozdam jak wyszedł 😉 .
Placku,
ja tych sznureczków do FB nie widzę pod każdym tym tam, co mnie skierowałeś. Ślepam czy co? 🙄
No tak… nie należę, to nie znam znaku 🙄
Teraz widzę,Placku.
Alicjo,
zaraz pod tytulem wpisu jest nazwisko Gospodarza, a obok niebieski prostokat z ‚f share’
Sobie dziewczyna poradzila :).
Lece do kuchni, bo po odglosach sadzac kot przemeblowanie robi!
Łasuchy, zajrzyjcie na blog Owczarka Podhalańskiego 😉
„Domyślom sie, ze fcielibyście wiedzieć, co trza robić, coby nie ino tak długo zyć, ale jesce być w tak dobrej formie w takim wieku? Jo tyz to fciołek wiedzieć. I autor artykułu tyz. Spytoł więc o to siumnom jubilatke, a ona mu pedziała: Po prostu żyłam, żadnej specjalnej diety nie przestrzegałam, jem wszystko, co lubię.”
Wrzucam sznureczek stosowny:
http://owczarek.blog.polityka.pl/2012/02/10/poni-stanislawa/
Ewo,
doskonała decyzja z tą elektryczna maszynką do mielenia., Do pasztetu taka maszynka jest wręcz niezbędna. Ja przez lata używałam ręcznej/ mam ja zresztą schowaną na wszelki wypadek – tylko nie wiem jaki/, aż wreszcie po którymś pasztecie postanowiłam obejrzeć w sklepie maszynki. A szczęście był ze mna mąż i skończyło się na kupnie sprzętu. Żałowałam tylko, że tak późno.
Do mojej maszynki są dołączone także specjalne tarki do warzyw i ziemniaków. Sprawdzają sie przy tarciu ziemniaków i do surówek. Ale kiedy chciałam zetrzeć warzywa do barszczu ukraińskiego, żadna z tarek nie spełniła moich oczekiwań. Skończyło się na wielkim bałaganie kuchennym i myciu czterech tarek, a warzywa i tak po staremu starłam ręcznie na tarce z grubymi otworami.
Do pasztetu używam sitka z najmniejszymi otworami i mielę mięso tylko raz. Moim zdaniem to wystarczy, ale Pyra robi to dwa razy. Sami to ocenicie.
Nemo, nastawiłam po raz pierwszy zakwas (100g mąki). Rozpoczęłam w poniedziałek, następnego dnia bardzo ładnie urósł i bąbelkował, był potem dokarmiany po 50 g codziennie ale przestał rosnąć. Pachnie ładnie, leciutko kwaśno. Masz jakąś radę, nie wiem jak powinien wyglądać gotowy?
Małgosiu,
pewnie już jest gotowy. Jeśli ładnie pachnie i jest kwaśny w smaku (spróbuj) to możesz go używać. Zostaw małą resztkę (wystarczy nieumyty słoik) i zakarm znowu jak na początku. Wystarczy raz dać wody i mąki razowej. Jak przestanie bąbelkować, to wstaw do lodówki. Będzie do następnego użycia. Trzyma się bez problemu 2 tygodnie, a nawet dłużej. Przed użyciem do robienia zaczynu należy go ogrzać do temperatury pokojowej.
Mój (dzisiejszy) chleb powszedni
Nemo – na taki świeży chleb z zimnym górskim masłem, to ja chętnie wpadnę. Jakieś czary pewnie, bo czuję zapach tego chleba.
Rozbawił mnie komentarz internauty z dodatku wielkopolskiego „Gazety wyborczej” Notka redakcyjna dumnie głosi, że MTP jest prawie najlepszą firmą publicznego transportu w kraju. Pierwsze miejsce zajęły autobusy warszawskie, drugie MTP z Poznania, potem z większą różnicą inne tramwaje i autobusy miejskie. A komentarz „No, tośmy sobie ponarzekali i dobrze jest wiedzieć, że inni mają jeszcze gorzej”.
Jolly Rogers,
mnie nie przeszkadza kto tam jest, ja po prostu nie chcę być w tej organizacji jako członek. Dlatego się wypisałam z listy.
Jerzor przytargał la castana vino do kaszanki.
Idziemy zajadać 🙂
Piękne te Twoje chleby Nemo! Dziękuję, spróbuję jutro coś upiec.
Małgosiu,
jeśli chcesz mieć jutro chleb, to zaczyn powinnaś nastawić dziś wieczorem. Ja wczoraj po południu wyjęłam zakwas z lodówki, późnym wieczorem nastawiłam zaczyn, dziś po południu zamiesiłam ciasto i wieczorem upiekłam.
Za komplement pod adresem moich chlebków bardzo dziękuję 🙂
Z okazji początku ferii zimowych Młoda otworzyła butelkę włoskiego muscato. Od lat nie piłam tak słodkiego wina. Bardzo zimne, ze skrytki przy windzie naszej z kawałkiem lazura da się przełknąć nawet z przyjemnością. Oj, bardzo słodkie….
No to udanych ferii 😀
Nemo – z 2 tygodni ferii , jeden tydzień będzie pracowała dobrowolnie nadganiając z maturzystami materiał, jaki stracili przez jej chorobę i pracując nad arkuszami maturalnymi w OKE. Potem na 3-4 dni pojedzie nad zimowy Bałtyk do Leny.
Pyro – Dziękuję, ale miałem rację przez przypadek 🙂
Co do rozbrajającej ufności do całego świata; toż ja sobie czcionki po ogonki urabiam by Ci przypominać, a Ty dziewiczą perełką od Żaby się z nami dzielisz, zapominając o siedmiu miliardach potencjalnych czytelników tego blogu. Tak, podejrzewam, że jeśli Gospodarz nie powie nam jak z tym winem było naprawdę, cała ludzkość będzie Go śledziła. To 14 miliardów gałek ocznych, prawie 🙂
Owszem, mogę się wyrażać bardziej precyzyjnie, ale lużna rozmowa przy stole to nie rozmowa neurologów nad mózgiem. Jeszcze jedno – zamieszczanie adresu e-mail na blogu to też nienajlepszy pomysł, a argumenty typu „bo ja nie mam nic do ukrycia, nie tak jak ten mroczny typ Placek” brzmią pięknie, ale sens w tym znikomy. Nie ustanę w czuwaniu nad Państwa bezpieczeństwem i tyle. Taką mam już słowiańską fantazję. Czuwam nad ateistami i wierzącymi, blondynami i brunetkami. Jak leci. Noszę się z myślą zakupienia kredy i tablicy.
Pan Andrzej Haliński także wie o co mi chodzi. Zawsze znajdzie się ktoś kogo anegdota do szpiku kostnego ubodzie. Rezultatem jest gotowanie się na cztery fajerki, cyrk, przemówienia, oburzenia, paragrafy, sądy.
Pyro – Ty mi się tutaj naiwnością nie wykręcaj. Kto jak kto, ale Polacy powinni pamiętać, że żandarm czuwa nad nami od zawsze 🙂
Teraz to opublikuję, a Antek podrapie się po głowie i pomyśli – że też nie może łopatą po głowie, aksamitny krętacz. Mogę, ale od łopat w głowie mi się kręci. Wolę napuszenie mentorować 🙂
Alicjo – To ja nigdy nie byłem członkiem FB, a Ty byłaś, zatem twierdzenie iż tylko członek jest w stanie FB logo rozpoznać jest nielogiczne. Może tak bardzo się życiem cieszysz, że jest to dla Ciebie nieistotne, i bardzo dobrze 🙂
Placku,
nie jestem i nie ma mnie.
Logika logika…tkliwa dynamika…angelologia i bal 😉
E tam. Ileż to roboty utworzyć sobie kilka adresów emailowych na różne potrzeby. Tylko hasła trzeba pamiętać, i gdzie się te adresy utworzyło 🙄 I tego najważniejszego, którego się nie chce zmieniać, nie rozdawać na prawo i lewo.
I pamiętać, że jak już raz coś trafi do sieci, to jest tam na zawsze, choć samemu nie potrafi się tego odnaleźć 🙁
Placek czuwa, można iść spać 😉
Hm….
No, nie wiedziałam 🙄
Dlatego tak wrzucam głupoty na sieć, a co mi tam…
Nemo – Tak, ale gdy się już obudzisz, a znasz cudowny przepis na insomnię,będę Ci bardzo zań wdzięczny 🙂
Alicjo – Nie zmuszaj mnie do „marudzenia”, to domena Stanisława. Nie jesteś, ale byłaś, a to czy byłaś przez minutę to już osobny temat 🙂
Wpis Gospodarza wiąże się z okresem mej szalonej młodości, gdy jeszcze nad niczym nie czuwałem, ale w „Pałacyku” grzane wino piłem, mimo jego podejrzanego bukietu. Scenografa który majonez okularami straszył poznałem dwukrotnie. Miałem wtedy 8 i 18 lat. W „Lalce” też się zagrało, proszę sprawdzić 🙂
Wkręcił mnie tam producent, pan R.S., były żołnierz Maczka. Nie wiedział biedak co czyni. Już wtedy wiedziałem, że spierają się wszyscy; kierownik produkcji, reżyser, scenograf ze scenografem, a zwłaszcza tak bardzo niedoceniani statyści 🙂
Wniosek stąd prosty – nie warto, bo jednak jedyne co pewne w naszym życiu to śmierć i podatki. Tak Stanisławie, jednak jeden pociąg, jeden kierunek, jedna stacja docelowa dla nas wszystkich 🙂
Zdrowie słodko śpiących i tych nienormalnych także 🙂
Dzień dobry.
Pogłaszczę Placka, mogę? Pogłaszczę PaOLOre kiedy się znajdzie i Asię, która się zgubiła od jakiegoś miesiąca.
Teraz przejrzę w sieci gazety i wypiję kawę. Potem? Potem się zobaczy
Dzien dobry,
Alicjo,
ja tylko chcialam pokazac sznureczek do ‚fejszbuka’.
Nie przeszkadza mi kto na nim jest.
Ja nie bylam, nie jestem i (chyba) nie bede.
A w Alboinie -6 stopni, rugby znowu odwolane, dziecko zadowolone nie bedzie :(.
A ja bede zaklinac lato obiadem: greckie szaszlyki, salata, halumi, kukurydza w kolbach…
Jerunie, w Albionie chcialam powiedziec, czas na druga kawke :)!
Dzień dobry Blogu!
Za oknem -9 i podobno cieplej nie będzie. Na śniadanie świeży chleb i… rumuńska słonina wędzona, gotowana, pachnąca czosnkiem… I towarzystwo – Geolog, co właśnie wrócił z Rumunii i Filozof, co naucza w Mozambiku. I dyskusja na tematy polityczne. Na szczęście byli umówieni na 9:30 przy jaskini, więc ich Osobisty wepchnął do auta i ujechali. Już wiem, o czym będzie mowa wieczorem przy soczewicy 🙄
Placku,
o sposoby na insomnię pytasz? Zwyczajne pewnie znasz – wysiłek na świeżym powietrzu, trening autogeniczny (moja lewa stopa jest ciężka i ciepła, moja prawa stopa… 😉 ), lektura przed zaśnięciem, kawałek czekolady… Co wieczora (późnego) usiłuję obejrzeć kolejny odcinek „Rodziny Soprano” lub „Dextera” i… zasypiam 🙁
A teraz pewnie pójdę na narty, bo co tu robić z tak wcześnie zaczętym dniem 🙄
Dzień dobry, kawa numer 3 🙂
Jolly, jakie odwołane? Chyba nie Six Nations, bo nic nie widzę na stronach. Dzisiaj grają w Paryżu i Rzymie, a ja gotuję się na jutrzejsze Walia-Szkocja w Cardiff 😎
Dzień dobry,
Po drugiej kawie i zanim wybiorę sie na targ, proponuję Wam posłuchać młodych Koreańczyków, tych północnych, którzy na pewno nie spodziewali się, że będą oglądani na całym świecie. Grają sukces norweskiej grupy z lat 80. Bukiet ze słoneczników 🙂
http://www.francetv.fr/info/a-ha-version-accordeon-en-coree-du-nord-la-video-qui-cartonne_58723.html
`Moje obiady na najbliższe dni, to niewiadoma. Lodówka pusta, a co Dziecko kupi? Teraz zaraz wyprowadzi Radzia, potem pójdzie po zakupy jedzeniowe. Ja mam jedno zapotrzebowanie : buraki na buraczki zasmażane z chrzanem. Chodzą za mną; poza tym apetytu nie mam na nic. Z wczorajszej (dobrej) pizzy zjadłam jeden kawałek i to z pewnym trudem. Resztę wcięło Dziecko: na gorąco i na zimno. Lubię pizzę ale żywić się tym na co dzień nie chciałabym. A tak w ogóle mimo już całkiem wiosennego słońca, nastrój mam jakiś denny – bo i ta infekcja, co to wlazła, a wyjść nie ma ochoty i lektury obezwładniające zupełnie (4 roczniki miesięcznika psychologicznego „Charaktery”) Jak ja nie lubię psychologów….! No!
Haneczko,
Nie panikuj! Six Nations nie odwolane. Moje dziecko gra w rugby (tag rugby, tzn bezkontaktowe) i niestety z powodu mrozow boiska nie nadaja sie do gry :(.
Jestem matką warczącą; jeszcze trochę, a zacznę gryźć. Nie mam pojęcia jakim cudem ktoś, kto jest wzorcowym (nie tylko wzorowym) pracownikiem oświaty, obowiązkowym i odpowiedzialnym, wszystkie te wspaniałe cechy powiesza na kołku w szkole i wraca do domu. W domu zaś nie obowiązuje: punktualność, sumienność, troska o współmieszkańców i zwykła odpowiedzialność (prócz deklaratywnej). No dobra! Wiem, że aż tak źle nie jest ale cholery dostaję kiedy pies przez 1,5 godziny sygnalizuje potrzebę wyjścia i słyszę „nie teraz, jak wypiję kawę”. To samo dotyczy zakupów. Trzeba było powiedzieć „nigdzie nie idę; nie chce mi się” i ja bym milcząco nie wściekała się przy maszynie, pralce, kuchence.
Droga Pyro
Dzieci wychowuje się od 1-go roku życia, po piątym jest już za późno.
A co do psa – sugeruję (drugiego) młodego, który w parę minut po ‚sygnalizacji’ już nie potrzebuje wychodzić…
życzę zdrowia i uśmiechu…
Odwołuję odwołaną zimę. Była chyba za rogiem, zaraza jedna, i jak już wszyscy się przyzwyczaili, to wylazła. Spadło trochę śniegu, z 5-7cm. No i mrozik niezgorszy, -13C
Przeleciałam prasę, w Polsce zimniej, więc nie narzekam.
Pyro,
powinnaś ochrzanić tę osobę, która wychowywała Dziecko 😉
(„Wychowałam jak umiałam”).
No i po co katujesz się tymi rocznikami miesięczników psychologicznych? Oddaj na makulaturę 🙂
Jerzor poszedł odśnieżać. Ja jeszcze muszę zrobić pranie przed wyjazdem. Co będzie na obiad, to dopiero w Ottawie się okaże. Wojtek bardzo dobrze gotuje – nie na darmo spędził kilka lat we Francji. Ma zresztą do tego smykałkę i lubi gotować. No i zna się na winach, co z czym pożenić, jaka potrawę do jakiego wina. Zawód? Informatyk na wysokim poziomie. Hobby – jak Arcadius, najpierw deskował, potem kajciarzył i robi to do teraz. Zimą po zamarzniętej rzece Ottawa, ale w tym roku chyba nie zamarzła solidnie. Obadam.
O, słoneczko wstało 🙂
Tak zazwyczaj wyglądają klimaty zimowe u Wojtka – do drugiego brzegu Ottawa River w tym miejscu jest nieco ponad 2 km. Można się ślizgać do woli, przed domami są zazwyczaj oczyszczone ze śniegu lodowiska dla fanów hokeja, narodowy sport wszakże i jestem chyba jedyna osobą w Kanadzie, ktora nie jeździ na łyżwach 😯
http://alicja.dyns.cx/news/Klimaty_zimowe.jpg
A tak letnie – ale jak nie ma fali, to Wojtek klnie dyskretnie (o, zrymowało mi sie!).
Za to czapla siwa brodzi sobie obojętnie i pożywia się.
http://alicja.dyns.cx/news/img_3077.jpg
Poproszę 25 stopni letniego klimatu z dostawą do domu 😉
Witam,
nad naszym morzem mamy to, co synoptycy określają jako „lekki śnieżek”. Od lewej do prawej w układzie równo poziomym 🙂 Czyli chyba od wschodu na zachód.
Haneczko,
gdzieś mi się zapodziała różdżka czarodziejska, a bez tego z dostawy nici 🙄
Zawsze gdzieś ten Królik się wpieprzy i coś zachachmęci 👿
Nisia,
w „Zatoce trujących jabłuszek” wspominasz o tej potrawie (tu trzeba kliknąć na dalsze zdjęcia, bo to krok po kroku notowane):
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Marzec2010FloridaRejs#5457348627816371602
Czytając pierwszy raz „Zatokę…”, nie zwróciłam na to uwagi, dobrze wracać do książek 🙂
Żeglarze Wielkich Mórz, a małych łajb, Tarasiewiczowie 🙂
Michal, czy to nasze, to to ktorego bedziem wiernie strzec, czy jakies inne, bo naszych morz to tu pelno, wrecz wydaje mi sie, ze wszystkie sa nasze,
Pyra, gul Ci juz spadl?
Alicja, dzieki za przypomnienie tej surowej rybki 🙂
makrelka wydaje sie jednak nieco suchawa, choc ladna
A propos, przyrządzałyśmy sewicze na 2 sposoby. Za pierwszym razem spartańsko, bardzo cieniutko pokrojona w plasterki ryba + sojowy sos i cytryna, oraz dowolne dyżurne. A za drugim razem napowydziwiałyśmy z Kapitaństwem, Jerzy dyrygował, a ja z Ewą kroiłyśmy wszystkie dodatki. Smakowało mi jedno i drugie, ale wzbogacone zdecydowanie bardziej. Niemałe znaczenie ma fakt, że ryba dopiero co pozyskana z wracającego z połowu kutra!
przy nastepnej okazji doloz kolendre w ziarenkach nieco pokruszonych
Sławku,
na sewicze poszły te dwie mniejsze rybki, tuńczyk i yellow tail (nie wiem, jak to po polsku, żółty ogon dosłownie), a makrela na grilla 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Marzec2010FloridaRejs#5456683471077346162
Sławku, chodziło mi to, które nadaje się do wiernego strzeżenia, ale fakt, w sumie każde morze może być nasze, czemu nie?
toz widze,
tunczyk riebionok 🙂
a ta makrelka z grila i tak wyglada sucho
Sławek – już prawie; wyżyłam się na przepierce.
Obiadowo był rosół i więcej nic.Jutro sztufada z buraczkami, kasza gryczana i na deser sernik (przy ubijaniu białek przestanę się złościć do reszty).
Jeżeli stoisz Michale plecami do naszego morza, to właśnie tak jest, ale jeśli twarzą do fal, będzie odwrotnie.
Dzień dobry!
Wróciłem, poczytałem i czuję się jak Zola w 1898.
Nic mi się nie popsuło, starzeję się zgodnie z planem.
Krystyno! 🙂 dziękuję za garść, mam nadzieję że okraszonych Twoim uśmiechem, uwag. Podziwiam, ze chciało Ci się pogrzebać w archiwach i przedstawić wyniki środowych zagadek. Przyznam Ci że statystyki mogą prowadzić do zupełnie różnych wniosków, wszystko zależne jest od potrzeb badacza, od jego poglądów, kąta spojrzenia na sprawę, to tak jak z tą szklanką która to dla jednych w połowie pusta, dla innych wprost przeciwnie, to też statystyka, połowa, 50%.
Dziękuję Ogonkowi za dobre słowo, Twoje zakręcenie pomaga w zrozumieniu, masz rację, nazwijmy to syndromem ścierki.
Placku, Ty tchórzliwą bestią?? w życiu!!
bestią tak!! pamiętam Ciebie z Lalki, Twoja rola to kawał mrocznego, mocnego kina, a w okresie w którym prowadziłeś w Radiu Tirana koncert życzeń to było mistrzostwo bestialności.
Cytuję:
A teraz na życzenie przodownic pracy działu szycia worków na ziarno z akcji żniwnej, zakładu pracy socjalistycznej imienia dnia urodzin wodza rewolucji 1917 roku z miasta imienia wodza zwycięskiej armii, dwukrotny bohater pracy socjalistycznej honorowy artysta ludowy towarzysz Enwer zaśpiewa pieśń geometrów o wytyczaniu jedynie słusznej linii generalnej.
Ten aksamitny głos pamiętam do dzisiaj.
Teraz to tylko kawałki od Sąsiadki…ha…ha..ha… 😉
Wiecie, na tym blogu każdy ma inną rolę, jeden jest jego mięsem, inny rybą, cebulą, kaszą, kartoflem, kręgosłupem czy plackiem.
Taka Gruba Kryśka jest też potrzebna, jest przyprawą której smak nie każdemu pasuje, ale w tym wielkim kotle potrzebna jest i taka nuta.
Ja tu serwuję lane kluski na mleku, wiem, nie każdy lubi.
a że zdarzają się z kożuchem na wierzchu?
Nic nie jest doskonałe.
Pozdrawiam sobotnio!!
Ewo! nie wiedziałem że możliwe jest życie bez elektrycznej maszynki! 😉
Sławek,
wygląda jak wygląda, ale jak smakowała! Ryba z grilla chyba nigdy nie jest soczysta.
Wyobraź sobie, tego dnia wszystkie kutry wracały do portu bez ryb. Jedyny, kto cokolwiek miał do zaoferowania, to był kpt.Skip Bradeen. Zabraliśmy cały jego połów, te trzy rybki.
O kolendrze zapisałam sobie. Jerzor nie znosi, wiec muszę ostrożnie, ale i tak się nie połapie. Koperku kiedyś też nie znosił i do dziś utrzymuje, że nie znosi, ale nie zauważa, że ja używam w potrawach i owszem 😉
Alicjo, ja z kolendra, tez mam smiesznie, taka zywa w lisciu to mnie ciagnie na strone, natomiast ta w ziarenkach zachwyt budzi, kto to pojmie?
najwazniejsze, zeby sie nie polapal 🙂
Antek, sprobuj elektryczny kozuch, to juz sie wogole nie obejdziesz dla naszej radosci
zreszta aksamitnej
Witajcie,
Posłusznie melduję, że zarówno maszynka jak i Witek zdali egzamin. Pasztet wyszedł jak należy 🙂
Antku,
potwierdzam, że istnieje życie bez elektrycznej maszynki do mielenia 😉
Michale,
Jak już znajdziesz naczynie do tajine, podziel się proszę przepisem. Od roku stoi mi w kuchni sprezentowane naczynie i jakoś to tej pory nie miałam odwagi się z nim zmierzyć.
Slawek, kożuch będzie miał aksamitne wyłogi?
Jak tak, biorę, wolę to niż krzesło dostawione do blogowego stołu.
Elektryczne krzesło.
Zabrałem się za szkockie bułeczki, te co Nemo u Barei wypatrzyła.
Przekonało mnie do przepisu to rozklepywanie na placuszki… 😉
Mamuńciu, a gdzie ja opisywałam sewicze, jak ja tego w życiu nie jadłam, bo nie lubię surowej ryby, a o istnieniu dania dowiedziałam się z rok temu???
http://www.recettes-tajines.fr/
wg kraju i wkladu
Sławku,
Merci mille fois!
Antek, gdybys napisal placki, tobysmy Cie bardziej nie zrozumieli?
🙂
Ewo, zerknij tu:
http://www.marokostyle.com/index.php?i2,kacik-kulinarny
Nisiu, ceviche, hm? moze bylas w Peru? Meksyku? Ekwadorze? ( tu robia z gotowanej ryby )
a moze we snie nie polubilas i opisalas?
teraz polub i opisz bo sprobowalas, nawet jesli nie, to tez opisz, albo opij, albo, czy ja wiem?
Może byście zrozumieli, ale ja cytowałem przepis – tam są placuszki ->
”Rozklepujemy każdy kawałek na owalny placuszek o grubości 1 centymetra.”
Pieszczotliwie.
Ewo,
z tajinem jest tak, że jest w tej kwestii spora dowolność. Jeździłem kiedyś przez prawie 3 miesiące po Maroko i nie trafiłem dwa razy na tak samo przygotowane danie. Generalnie przepisy zalinkowane przez MałgosięW dają spore pole do działania. Od siebie mogę dodać, że cytryny nie muszą być koniecznie kiszone, acz oczywiście są pożądane, ale można użyć zwykłych pokrojonych w ćwiartki.
Warzywa, które układamy w stosik w tajinie, lepiej pociąć w słupki i to dość grube, jeżeli poszatkujemy je zbyt drobno zanadto się rozgotują, bo tajin lubi stać na ogniu długo.
Dość rzadko, ale widywałem też wersję tajinu z rybą zamiast mięsa
I nie żałuj przypraw.
.
Kochani,
Dziękuję 🙂
Antku, znowu aksamitny wywin, Ty morderco ratujacych podtekstow Ty
„cytatami owalnosci sie rozdyma”
a kto pojdzie do cukierni?
Sławku, jednak nie! Czy może być zamiast sewicze – perlicze? Bo ja dzisiaj perliczę. Niby to nie ryba, ale też trudno się dogadać.
Popatrz, zapomniałem o cukierni.
Błąd poważny, tu się lubi słodkie, więc myślę że chętnych nie zabraknie.
Stare, ale wspomnę nim się rozedmę owalnie ( zjadłem fasolówkę )
co tata cyta?
cytaty z tacyta.
Thales z Miletu
Archimedes z Syrakuz
Sedes z Bakelitu
jakie tam slodkie?
kiszona cytryna
Nastawiłam zaczyn na chleb na zakwasie, jutro pierwsza próba. Rano się okaże czy zakwas jest dobry.
Małgosiu, zobaczysz, uda się!
Tylko nie można się spieszyć, iść na skróty, chleb wymaga poświęcenia mu czasu; czas i cierpliwość to najważniejsze składniki.
Poczytaj :
http://www.chleb.info.pl/zakwas-porady-praktyczne
Sedes z Bakelitu?
Do tej pory sądziłem że bakelit to wynalazek sprzed 100 lat, a tu proszę, starożytna Grecja! 🙂
Małgosiu, z jakiej mąki? Zakwas co najmniej 3 dni, nie spiesz się, doświadczenie moje nie z chleba tylko z żurku. Jak to mówił ktoś „co nagle…..”
I już dobrze, odeszło
i walcuję szurając
odwiniętą podeszwą.
(J.Tuwim)
Sernik w piekarniku. Nie wiadomo dlaczego wyszło prawie 2x tyle, co zwykle(mikser zagoniony do roboty zamiast trzepaczek i wałka?) Część masy wstawiłam w keksówce – jak wyjdzie, będą 2 serniki: mały i duży. Jak wyjdzie zakalec, to też w tych dwóch wielkościach.
Jedną głupotę już dzisiaj zaliczyłam : miałam 2 obrusy do wykrochmalenia i razem z nimi (jeden ciemny fiolet) wykrochmaliłam Ani czarną koszulkę t-shirt.
Fajnie tu czasem się czyta , nawet jak jednorazowe nakładki z bakelitu mieszają się z odsyłaczami do stron o pieczeniu chleba.
Rzec by się chciało „mało nas do pieczenia chleba”…..
no to ja też znalazłam coś o zakwasie:
http://www.moja-piekarnia.pl/zakwas/
p.s.
Antku (17:16)- próbowałam odnaleźć siebie w tamtej wyliczance- czy jak powiem ,że cebula – to zgadłam? 🙂
Yurek, zakwas jest z mąki żytniej 2000, ma już 5 dni.
Antek, spróbuję zrobić z tego przepisu 😀
http://www.chleb.info.pl/moje-chleby-receptury/pieczywo-na-zakwasie/pieczywo-mieszane/razowiec-na-zakwasie
MałgosiuW jeśli chcesz popatrz na strony blogów Kuchnia nad Atlantykiem i trochę Moje Wypieki. Ja nie piekłam chleba z tamtych przepisów ( nigdy nie piekłam chleba 🙂 )ale jest tam dużo porad praktycznych, które mogą się przydać, a samo czytanie jest tez bardzo smakowite.
Ten wczorajszy przeraźliwie słodki muskat, to Grecale – Sicilia. Tak głosi etykietka. Przestrzegam ew. nabywców wino b.dobre ale tylko w b.wąskim zakresie wykorzystania (słodsze od miodów pitnych i to sporo)
Małgosiu, czekamy, przynajmniej ja czekam na efekt.
Ewa – masz maszynkę, masz białą (albo i podwędzaną) kiełbasę z całą pewnością zrobioną z mięsa. Tanie to nie będzie, ale…
Oczywiście, że zdam relację. Na razie z niepokojem czekam, żeby zaczyn ruszył, bo bez tego ani rusz 😉
Pyra dopowiedz co z tą białą .
Grażyna – ja tu kiedyś, na blogu, regularny kurs kiełbaśniczy prowadziłam. Była taka dziewczyna z Kanady Ania Z; maszynkę miała, mięso miała i była spragniona polskiej kiełbasy. Napisałam, zrobiła, za tydzień mąż podwędził następną w wędzarni dla ryb i już pałaszowali, co chcieli
Luuuudzie, popatrzcie tu:
http://www.chleb.info.pl/galeria-chlebow
Antek, cudną stronę pokazałeś. Chyba się zmobilizuję.
Będę pisał w odcinkach.
Musiałem zmienić komputer, nie mogę na swoim laptopie „ulokować kursora” w polu komentarzy, nic skopiować, wkleić, wyciąć, zarówno z myszy jak i touchpadu.
Zmieniłem i zrobiło się to samo!
Wróciłem na swój, po wyjściu i ponownym wejściu w sieć jest chwilowo ok.
Zemsta Sedesa z Bakelita??
Sławek
11 lutego o godz. 19:33
Sedes z Cedetu.. 😉
Pyro,
Pigwy utarte i przesypane cukrem puszczają sok w słoju.
Dałam niedużo cukru, bo one są słodkawe.
Spirytus czeka na swoją kolej. 😀
Myślisz Grażyno że cebula?
Że przy krojeniu wywołuję łzy? 🙂
Nigdy nikomu nie pozwoliłem by ciął mnie na plasterki.
Ale może być, lubię cebulę!
Pyra pamiętasz,że też mamy wędzarnię w ogrodzie,ale niestety nie udawała nam się nigdy kiełbasa, mimo to ,że podczytywałam przepisy i różne podpowiedzi fachowców na forum wędliniarskim. Jedyna rzecz która wychodzi bez zastrzeżeń to wędzone pstrągi i schab.
Z tą kiełbasą ( również białą) to jest duży kłopot,żeby ją wkręcić do flaków – nawet super maszynka z końcówką nic nie daje.
To taka robota jakby za karę dla ciężkiego przestępcy. W końcu po kilku godzinach zmagań jak już wszystko jest wkręcone i okrągłe pęta obeschną na drewnianym kiju od flagi , to wędzarni wszystko się i tak nie udaje.
Mt7 – tylko nie czysty spiryt emtesiódemeczko – pół na pół z wódką albo 630 ml wody zimnej, przegotowanej na 1 l spirytusu. Czysty spirytus zetnie owoc w gumę do żucia, a sok i pektyny zostaną w środku.
Antku!! no nie udawaj ,że to o Ciebie chodzi z tą cebulą :))
Siebie miałam na myśli.
Nisia!!!!
Od takiego samodzielnie pieczonego chleba można się uzależnić
Grażyna – zadzwoń kiedyś to wytłumaczę, bo na blogu posądzą mnie o po – rn -ografię (za całe słowo już 2 x mnie wyrzucił Łotr jeden pruderyjny.
Ta pani od tej galerii wypieków, notabene też Małgorzata, piecze już od wielu lat i nawet książkę na ten temat popełniła, nakład jest niestety wyczerpany 🙁
Wiesz co Pyra, ja mam lepszy pomysł. Jak się trochę ociepli to ja Ciebie do siebie zaproszę i razem tą poxrnoxgraxfie zrobimy :))
Okazuje się ,że jest metoda na łotra . Trzeba ixy wstawiać do brzydkiego słowa.
Zresztą cudze chwalicie …. Popatrzcie na wypieki Nemo, doskonałość niedościgniona.
MałgosiaW ja już od dawno wiedziałam ale dopiero teraz odważnie napiszę (sprowokowana przez Ciebie ),że nasza Nemo to miszczu 🙂
Małgosiu, tak po cichu podpowiem, na pierwszy raz wybierz jakiś prostszy przepis. Jeśli zamierzasz piec używając tylko mąki 2000, będziesz miała ciemny razowiec, ale może być kwaśnawy.
Po co Ci takie doświadczenie na początek?
Proponuję byś użyła maki żytniej 720. Ja pierwszy chleb na zakwasie piekłem z takiej właśnie.
http://picasaweb.google.com/antekglina/Chleb#5567912601405680482
Pomocne były wskazówki z tej strony co podałem – pierwszy chleb na zakwasie. Mój, ten ze zdjęcia, był wyliczony wg. kalkulatora chlebowego:
zakwas ( zaczyn) 533 gramy
mąka 400 gr
woda 167 ml
sól 14 gram
i to wszystko wyrobione mikserem, wyszła konsystencja gęstego gipsu, foremka wysmarowana margaryną, wysypana mąką, można nie wysypywać.
Ta porcja na foremkę 12 x 23,5 x 6,5 cm.
Bułki wyjęte z pieca, dwie zjedzone, udane nadzwyczajnie!!
Pyro.
ale Haneczka zalewała spirytusem.
No nie, sprawdziłam 70% alkoholem. To w necie były przepisy ze spirytusem i Stanisław pisał o soku ze spirytusem.
Uwierzę Twojej mądrości i rozcieńczę zalewę.
Do tej pory robiłam tylko nalewkę z malin i to jest boski przepis ze starej Kuchni Polskiej.
tam jest na 1 kg owoców (wiśni, malin, porzeczek, poziomek- ja biorę więcej są bardziej aromatyczne i esencjonalne) 1 l spirytusu i 1/2 l wódki.
Nic się nie ścina i naciąg jest niesamowity.
Poźniej, po 4-6 tygodniach maceracji, zasypuje się 1 kg cukru (wcale nie jest ulepek, ja nie lubię słodkich alkoholi) , pozostawia w ciepłym miejscu do rozpuszczenia cukru, wstrząsa się co parę dni butlą i tak 2-3 tyżnie.
Wytworzony syrop zlewa do nastawu, a pyszne maliny degustuje, aż do przywitania z podłogą.
Niebo w gębie. 🙂
Jedyny problem z tym mam taki, że nie może wytrwać ta nalewka dłużej.
Antku dzięki, myślałam żeby połączyć żytnią z pszenną. Jeśli dostanę jutro tę 720 to skorzystam z Twojej rady. Twój chleb również bardzo ładny 🙂
mt7 – dlatego z roku na rok robimy więcej i różnistych. Maliny z nalewu już zjadłam, wiśnie wydałam, bo miałam jeszcze słój ubiegłorocznych ale najlepsze z nalewu są jeżyny!!! Oj , jaka szkoda – nie „są” tylko „były”
Słowo zucha – trzeźwa jestem zupełnie. Szaleństwo mnie nie dotknęło , w kabarecie dzisiaj nie byłam, a oto co przeczytałam :
„Elity II Komuny to gangi esbecko-nomenklaturowe” No tak, a prawica ma ogromny dylemat wymiany elit, tylko nie wiadomo skąd je wziąć, bo w II Komunie nie ma suwerennej przestrzeni społecznej i nie ma kultury”
To ja się jednak czegoś napiję.
Jednak się sypnęłam; to nie gangi, tylko klany esbecko-nomenklaturowe. Autorów powiedzenia jest kilku : Staniłłko, Ziemkiewicz, Krasnodębski i Nowak (albo cosik wedle tego)
mt7, już sama nie wiem, czym zalewałam, bo różniste robiłam. Wszystko mam oznakowane i w notatkach, w głowie żałosny nul 🙄
Na jutro dojrzewa surowizna na placki kurczacze z bałaganem. Się wróci, się usmaży, się zje 😀
Anteczku, nie powiem, co mi wyszło ze szkockich bułeczek, bo już się w kuchennym zaciszu nawyrażałam i publicznie nie będę. Ręki do pieczywa to ja nigdy nie miałam 🙁
Małgosiu, mąkę żytnią 720 kupisz w Auchan, w Wola Parku.
Bułki, dla przypomnienia, są tu :
http://nalesnikiem-do-nieba.blogspot.com/2010/01/do-szkocji-na-babsy.html#more
Ja użyłem gęsiego smalcu.
Szybko się robi, jeszcze szybciej pewnie zjada,warto spróbować!!
Kursor już mi kursuje, dziwne to było, niezrozumiałe, tajemnicze, straszne, ubezwłasnowolniające – jakie to trudne słowo!
Czyżby atak jakiegoś terrorysty internetowego?
mt7,
sedes z cedetu* kupić, to było duże szczęście!
Zanotowałem Twój przepis na malinówkę!
* dla zamiejscowych : cedet, to było zjawisko występujące w Warszawie, obecnie znane jako smyk.
http://bryla.gazetadom.pl/bryla/51,85301,5936774.html?i=4
Dobranoc!
Ale plasnąłem, wrzuciłem dwa linki, jak jaki blogowy nowicjusz i czekam na moderację!
– zdziwiony blogicjusz antek.
Haneczko, mogłabyś choć inicjałami przekazać coś nawyrażała?
Dajesz do zrozumienia żeś w tym bardziej utalentowana niż w pieczywie. 😉
Anteczku, więcej w tym było pasji niż inwencji 😆 Zwyzywałam siebie umysłowo, bez zakrętów 😉
Antku – Narzekasz na 1898. Pomyśl o 1902, sprawdź komin, a od konkursowego Stanisława wara. Środy bez Niego to jak obiady czwartkowe bez króla Stasia czy Aleksander bez Byczogłowego.
Faktem jest to, że czy Stanisław śmiga, a Ty piszesz po pijanemu to bardzo krzywdzące spekulacje. Faktem jest, że żadza wygrania książki autorstwa Nisi wyzwala niskie instynkty w nas wszystkich. Faktem jest, że gdy to ja próbowałem sobie w środy pomarudzić, Gospodarz usadził mnie po paru zdaniach. Miałem poczekać na ogłoszenie wyników i już. Trzy fakty 🙂
Oznacza to, że to ja mógłbym się do Zoli porównać, ale on już nie żyje od 110 lat. To dlatego skromnie, ale stanowczo porównuję sie do placka. 533 gramy zakwasu powiadasz? A gdybym tak użył 532 i pół grama? 🙂
Pyro – To nie tyle rada co przepis na to, by wszyscy byli szczęśliwi; przeglądaj prasę na głos, stojąc nad córką próbującą odpocząć po kolejnej morderczej sesji w cyrku szkołą zwanym. Może zerwie się na równe nogi i z niezwykle sympatycznym i inteligentnym pieskiem ucieknie. Rezultat – sami wygrani 🙂
Nie będę marudziła!
Nie będę marudziła!
Nie będę wrrrr marudziła!
Nie…będę…Dobranoc
Marudź Pyro. Wszystko będzie dobrze. Jest dobrze. Oddychamy 🙂
Jolly, a jednak odwołali paryski mecz 😕 W Rzymie grali na przyśnieżonym boisku. Para buchała, Włosi w drugiej połowie zamarzli, jajo (kulinarnie) jednym i drugim wypadało ze zgrabiałych łap. Sędzia prawdopodobnie trafi prosto do szpitala, miał kompletnie purpurowy nos. Poczytałam o tag rugby. Dziękuję, nie wiedziałam, że coś takiego istnieje 🙂
Jeszcze mnie podkusiło…
Tu kącik domowych porad pani Myrtle.
Nasz czytelnik, Pan Placek pyta co będzie jak użyje mniej zakwasu. Należy wówczas, Drogi czytelniku użyć odpowiednio mniej pozostałych składników, tak aby proporcje wyjściowe pozostały niezachwiane.
Przeliczeń dokonać należy na kalkulatorze z dwunastoma miejscami po przecinku.
Kącik domowych porad pani Myrtle życzy udanego wypieku!
Placku, pod takimi faktami gnę kark i obiecuję że już nigdy, może przesadzam z tym nigdy, że czasami już będę się starał nie naskakiwać.
Przekonały mnie te obiady czwartkowe.
Wentylację mam sprawną, śmiga jak trzeba.
Teraz udam się lulu. Pa! 🙂
Obiady powinny być codzienne.
👿
Z dzienniczka telemaniaczki: w telewizyjnym programie dyskusyjnym brała udział pani profesor Magda Środa. Na dole ekranu, na żółtym pasku, co jakiś czas przewijała się informacja, że pogrzeb małej Magdy w środę.
Dobrej nocy, miłych snów.
Słów.
Sów.
http://archiwum.wiz.pl/images/duze/1997/02/97022208.JPG
Zamowilem i dostali. Po wielu latach prob. Pomyslalem, zachodzi tu dziewcze co to rowniez lubi to sie podziele…. Pogoda nastraja na zamoczenie gardla, na tarasie cieplutko jak na BVI. Dzienniki Cooka w dloni…. Swiezy ananasowy sok, podobnie pomarancze wycisniete i krem kokosowy swiezo z puszki, scieram galke. Juz. Kostki lodu obijaja sie w szklance, sarna patrzy podejrzanie nie wie czy moze. Moze. Marchewke. Kojot tez patrzy. Na sarne. Wiewiory na drzewie. Dzicy kogos dzisiaj beda jedli.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/PusserSRum?authkey=Gv1sRgCJTp0rXVlNuvmgE#slideshow/5708066241921445650
Dzień dobry,
Łatwiej można sobie wyobrazić obiady czwartkowe bez króla Stasia niż takie obiady z samym tylko królem Stasiem, a bez pozostałych uczestników. 😉
yyc – gdzie bywałeś tak długo?
Pojechałem dzisiaj do jednej z wielu okolicznych restauracji położonych nad samą wodą, z pięknym widokiem na zatokę. Było prawie pusto. Siadłem przy barze, a na sali, przy oknie, siedziało dwoje bogato wyglądających staruszków. To wszyscy goście.
Oczywiście, że na wstępie powiedziałem młodej barmance, że jest ślicznej urody i nie wiem czy mam patrzeć na widok zatoki czy na jej dziewczęcą twarz. W uśmiechu błysnęły białe ząbki. Szybko dostałem zamówione wino i pyszną włoską zupę minestrone.
Jeszcze jeść nie zacząłem, gdy spod okna dało się słyszeć bardzo głośny, nieprzyjemny głos staruszki, przechodzący w krzyk. Pani zdenerwowała się, że zbyt długo czeka na zamówione danie. Przybiegła kelnerka, wybiegł szef kuchni, przepraszali, tłumaczyli – nic nie pomogło. Para wstała i wyszła.
Ja, cały czas gadając z barmanką, powoli jadłem swoją zupę. Była tak dobra, że poprosiłem o następną. Po minucie wyszedł do mnie szef kuchni i właściciel w jednej osobie i zaproponował zamiast tego filet mignon, który właśnie został przyrządzony dla tych, którzy wyszli, ale że on włożył w to dzieło wszystkie swoje umiejetności i szkoda, żeby sie zmarnowało, a o zapłacie mowy nie ma.
Zgodziłem się chętnie, zamawiając następna lamkę Cabernet S. Za chwilę barmanka przyniosła talerz. Mięsko leżało na ziemniakach pure i zapieczonych jabłkach pociętych w drobne, długie wiórki. Ludzie, jakie to było dobre!!! Nie wiem czy kiedykolwiek jadłem lepiej przyrządzone mięso. Pyszne!!! Oczywiście, że będę tam teraz chodził często – zostałem złapany na haczyk, na którym właściciel z barmanką umieścili świetną reklamę – pyszne jedzenie i wyjątkowo miłą obsługę. Nie potrzeba lepszej.
Dopiero przeczytałem.
***
http://www.youtube.com/watch?v=MSSGC9frPR8&feature=related
Witam. Nowy chciałbym żeby to nie była prawda.
Kolejna strata i zmarnowany talent przez narkotyki. [*]
Z pierwszego chleba raczej nic nie będzie, bo zaczyn nawet nie drgnął przez noc. Trzeba zacząć od początku z zakwasem.
Nisia
12 lutego o godz. 3:19
he,he…
Dzień dobry,
Małgosiu, na pewno uda Ci się nastepnym razem. Poszłabym w Twoje ślady ale tuż obok mnie mam bardzo dobrą małą piekarnię a tylko trochę dalej, dwie następne. Ale wiem, że nic nie zastąpi zapachu pieczonego u siebie chleba więc pewnie i ja się skuszę.
yyc, miło, że się odezwałeś. A może dołączysz zdjęcia tej sarenki czy wiewiórki albo przygotowywanych przez Ciebie ostatnio smakołyków?
Czwartkowe obiady 🙂
Małgosiu, to jeszcze raz ja 🙂 A może w międzyczasie, zanim ten zaczyn popracuje, zrobisz włoski chleb, jak poniżej? Nemo też go piecze. Ilości są wskazane, ale gdybys chciała jakieś szczegóły z komentarza piekarza, chętnie podam.
Mój filmik nie przechodzi…
Nowy (4:20) jaka pyszna opowieść. To mięsko leżące na ziemniakach pure i zapieczonych jabłkach pociętych w drobne, długie wiórki. Jak oni zapiekali te jabłka że im się te wiórki nie rozpadły ? Bezpośrednio na patelni ?
Małgosiu, wiem, dlaczego blokuje. Gdybyś chciała zobaczyć ten film, adres:
http://www.ruedes experts.com i dalej faire un pain ciabatta
Znów ten s e x e zabroniony 🙂
Alino, dzięki! Fajnie się patrzy na zawodowych piekarzy jak obchodzą się z ciastem. Moje wysiłki zmierzają jednak w kierunku chleba żytniego, a tam potrzebny jest ten nieszczęsny zakwas 🙁
Tak jak Alina spodziewałam się zdjęć sarny zajadającej marchew, wiewiórki albo chociaż kojota. A YYC uwiecznił samotną butelkę rumu. Znawcy na pewno docenią gatunek.
Jak tu myśleć o samodzielnym wypieku chleba, czytając o perypetiach Małgosi. Ja zaczęłam od kupna mąki żytniej i na tym stanęłam. Niedługo minie rok od tamtego czasu.
Nowy wspomina m.in. o zupie minestrone, zachwycając się jej smakiem. Niedawno miałam okazję jeść zupę o tej samej nazwie, ale niestety, wcale mi nie smakowała. Myślę, że pod jedną nazwą mogą kryć się podobne, ale jednak inne zupy. Zresztą tak jest z każdą inną zupą. Zależy kto gotuje .
A po tej zupie jadłam danie, które nazywało się poliki wołowe w panierce ziołowej. Wcześniej gdzieś słyszałam albo czytałam o tych polikach/ czy też policzkach/ i ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam je w karcie. A wrażenia mieszane. Bo samo mięso było w postaci niedużych kawałków, bardzo delikatne i miękkie, ale ta panierka czy też posypka ziołowa w ogóle mi nie smakowała. A do tego jakaś tajemnicza masa o wyglądzie musztardy, a smaku zupełnie nijakim. Moim zdaniem kucharz przedobrzył w pomysłowości kosztem smaku. To samo mięso z sosem chrzanowym czy musztardowym byłoby znakomite. Ale wtedy opis w karcie byłby banalny. A restauracja jest jedną z lepszych w Gdyni.
I tu przypomniał mi się artykuł, do którego link niedawno zamieściła Zgaga, o warszawskiej restauracji, w której klienci sami oceniają, ile chcą zapłacić za zjedzony posiłek. Intencją właściciela było zachęcenie do odwiedzania restauracji osób, które może by chciały, ale boją się wysokich rachunków. Niestety, te obawy są często słuszne. Rachunek wysoki, a na dodatek obiad nie smakował. Akurat ja byłam wśród zaproszonych gości, więc koszty mnie nie interesowały, ale byłam rozczarowana smakami. I szybko nie wybiorę się tam ponownie.
Na szczeście róznie to bywa, o czym świadczy relacja Nowego. I tego mu zazdroszczę.
Dzien dobry,
Haneczko,
a jednak wykrakalam z tym rugby :(.
Ogladalam wczorajszy mecz i mam nadzieje ze dzisiejszy sie odbedzie.
Tag rugby to fanastyczny sport dla dzieci (dorosli tez graja).
Moj szesciolatek zaczal w sierpniu 2011, bawi go to niezmiernie, uczy tez.
Jedyny problem to weekendy zajete od sierpnia do maja – sobota trening, niedziela mecz – a
mecze rozgrywane sa w calym E S S E X (ha! pamietalam o lotrze).
Krystyno, chleb wymaga cierpliwości, wieczorem nastawię nowy zakwas 🙂 Może Ty też spróbuj, będzie nam raźniej we dwójkę!
YYC, powiało ciepłym pasatem w środku zimy… kurza twarz, jak dobrze! Jak miło! Barman Mike ściera gałkę muszkatołową prosto do szklaneczki z Painkillerem… A skąd wytrzasnąłeś tę piękną butelunię??? Przysłali Ci?
Chlapnę wieczorkiem jakiegoś Kapitana Morgana za Twoje zdrowie.To mi przypomina, jak rok temu jechaliśmy na szanty do Krakowa pociągiem i dziwnym trafem (hehe) sypialny był zapchany szantymeństwem. Sytuację, która powstała, ktoś potem tak opisywał: do naszego przedziału najpierw przyszedł Kapitan Morgan, potem Kapitan Cook, a potem przyszedł konduktor i usiłował wywalić kapitana Mendygrała…
Daliśmy odpór, oczywiście i niebawem konduktor też był nasz… za pomocą prostego Bacardi.
Byku, ale troszunię makabrioza…
prosty bacardi, biedny konduktor https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1202121446#5708245192190728978
w takim razie nie czekam do dwudziestej i wznosze za udany powrot YYC_a.
tylko nie ociagaj sie YYC_u z wypiciem. znasz to staro brazylijskie przyslowie:
wzniesienie toastu bez wypicia, to tak jak dwadziescia lat zycia bez seksu
Nisia
12 lutego o godz. 14:24
neptun mnie chrzcił, więc herbatę piję o piatej…
Obiad zjedzony, sernik nadjedzony, kapitan Morgan trzyma wachtę na środkowej szafce, bo to sztormy zimowe – czyli spoko (jak mawiają małoletni). Przedobrzyłam wymarzone buraczki i w efekcie nie wiadomo czy to są buraczki z chrzanem, czy chrzan z buraczkami i tak smakowały bardzo.
YYC leniwy, że strach; tylko butelka po półrocznej nieobecności?
Wydaje mi się, że to dzisiaj Lulkowa rocznica. Jeżeli trafił do swojego nieba, to siedzi teraz w saunie, w towarzystwie prześlicznych pań i popija chłodne, białe wino. Z głośników lecą duety operowe, a w kuchni dochodzi gąska i w garnuszku pyrkocze nadzienie do węgierskich naleśników.
Dostaliśmy fioła na punkcie suma w miodzie! Kolejny raz jutro z okazji wizyty przyjaciół. Za oknem olśniewające słońce i 5C! Południowa Floryda, psiakrew!
Piotrze, zmodyfikowałem krzynę. Zamiast cytryny zaaplikowałem resztującą po tequili – limonkę. Nie dałem też ogórków. Ewa dołożyła sałaty z pomidorami i fetą. Wyszło znakomicie.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/SumWMiodzie#
Byliśmy w muzeum Johna & Mable Ringling w Sarasocie. Piękny ogród z egzotycznymi drzewami. Jeden rodzaj zwraca uwagę. Labirynt pni i „niby korzeni”. Nie mamy pojęcia co to. Ogród jest upstrzony amorkami i innymi „pastereczkami”. Jedną rzeżbę drzewo zaanektowało…
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Drzewa?authkey=Gv1sRgCKHA-ajU1vXiSw#slideshow/5708273643755486242
Dzień dobry Wszystkim,
Grażyna, – jak ten kucharz to zrobił – nie wiem, wyglądało jakby to było z patelni, chociaż mięso było z grilla.
Krystyno – zupę minestrone jadam dosyć często i nigdy się nie zawiodłem, chociaż sam nigdy też jej nie ugotowałem. Może Gospodarz, jako miłośnik kuchni włoskiej, ma jakiś dobry przepis. Tobie trafiła się pewnie jakaś kiepska podróbka.
Cichal – domyślam się, że to drzewo figowca u którego korzenie pełnią między innymi również funkcję ogromnych, mocnych podpór.
U mnie dzisiaj na późny obiad też będzie sum, ale gotowany. Mam już od bardzo dawna wypróbowany przepis z „Kuchni francuskiej” wydanej jeszcze za komuny. Po wspaniałościach brzuchowo-gospodarzowych i cichalowych aż wstyd byłoby zamieszczać przepis, chociaż jeśli ktoś chciałby coś dietetycznego, to oczywiście służę.
Teraz wybywam na dłużej, będę wieczorem (tutejszym).
Przyjemności wszystkim życzę 🙂
Pyro, rocznica 12 marca.
MałgosiuW – dziękuję; miesiąc mi się pozajączkował.
Cichal – gdzie Ty się ukrywasz? Ładnie to tak zniknąć na 3 miesiące bez słowa?
Alicja w stolicy, Żaba ma komputer w lodówce, Haneczka kibicuje Walijczykom, Danuśka odrabia tygodniowe zaległości towarzyskie, a reszta? Łowi sumy? I co to za porządek, że Jolinek się nie odzywa po powrocie z zimowych wakacji? Znowu sobie kuku zrobiła? To idę sobie poczytać, zajrzę za godzinkę niedużą.
Alicja melduje sie ze stolicy. Wojtek stanął na wysokości – czegos takiego jeszcze nie miałam okazji jeść. Fotosprawozdam potem.
Nisia,
ja Ci to znajdę i zeskanuje. Tyle zapamiętałam, że to jest prawa kartka i dobrze po połowie, nieco rózni sie pisownia Twoja i moja, ale żebym tak zdrowa była, to je to i od razu mi uszy stanęły słupkiem, bo coś znajomego.
Jak się mylę, to odszczekam, ale chyba się nie mylę.
Alino, zdjec jedzeniowych malo robilem ostatnio choc sie co nieco gotowalo i to nawet ciekawie. Plany jak wiesz mam duzo w nowym miejscu wlacznie z piecem ziemnym czyli polinezyjskim „umu”. Piec duzo powiedziane, dziura w ziemi kamienie etc…
Krystyno, zdjecia zalaczam. Sarenke mam. Kojoty na pogol w nocy i porankiem przed switem. Wiemy kiedy sa bo kwila jak male dzieci. Duzo zawsze sladow w sniegu rano.
Nisiu nie ma to jak Karaiby 🙂 Wlasnnie sobie zrobilem painkilera i jest mi karaibsko. Jak nakazuja 4 porcje ananasowego, jedna pomaranczowego, jedna kokosowej smietanki (cream of coconut) i dwie Pusser’s, starta galka muszkatolowa. Rumu nie moge wiecej bo po wczorajszym to bylo by za duzo…..
Zdjecia wschodu dzisiejszego w Calgary, Gor Skalistych w druga strone od nas spod plota (8 rano) i painkillera, ktorego wlasnie pije. I to chyba tyle….))
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/SunriseFeb2012#slideshow/5708272958796611938
Cześć blogowa bando!
:::
przepraszam, że mnie tu nie było jak się sum sumował
zrobiłem sobie mały objazd – Niechorze, Szczecin, Warszawa
widziałem się z sardyńską wnusią
a teraz leczę kaca po 40tce u Amaro
:::
cieszę się, że przepis przypadł do gustu
i że go twórczo rozwijacie
zwłaszcza jabłka pod suma wydają mi się dobre, a nawet b.dobre
Sie dziwnie jakos wysyla. Zdjecia widze tez sa z gor i krowek ubranych w futerka zimowe sprzed tygodnia moze dwoch….Bylismy z Basia za miastem na przedgorzu (foothills) ladnym swiatecznie nieco na bialo przybielonym i krowki byly…
Byl festiwal zimowy w Cochrane(20 mil na zachod) i psie zaprzegi to jak tu nie pojechac. A propos Yukon Quest juz do mety sie zbliza. Mieli postoj w Dawson City 36 godzin obowiazkowy. Juz niedlugo Iditarod. Ot tyle….
Każdy agent CIA wie, że sewicze i ceviche różnią się jedynie pisownią, ale w książce Nisi nie występują. Alicji pewnie chodzi o rozmowę Jacka z Różą, tę o zaproponowanych przez niego lobsterach. Róża wyraziła swą nieufność pytaniem czy to są jakieś robaki, a Jacek cierpliwie wyjaśnił jej to i owo. Róży to nie zadowoliło, drążyła dalej pytając o mahi-mahi (bardzo dobra dorada) Potem przyszła kolej na grupera (też ryba) i sworfisha. Rezultatem tych dociekań była jedyna prawidłowa konkluzja – swordfish to też ryba, jak wszystkie fisze 🙂
Sewicze i fisze brzmią podobnie, ale nie każda ryba to sewicze, a każda sewicze to ryba, chyba że ktoś używa tej nazwy jako blogowego przydomka.
Podobnie jest ze szpiegami – Graham Green nigdy nim nie był, ale Graham Greene tak 🙂
YYC – Bardzo miło Cię widzieć, nawet bez butelki. Ciebie także Cichalu, nawet bez bengalskich fig 🙂
Jeśli Nisia nie pamięta rozmowy Jacka z Różą, z góry przepraszam, ale ja tego nie zapomnę 🙂
Pyro,
nie patrz. Własnie idę rzeczonego wrzucić do wrzątku. A nawet dwa takie. Nie będzie lobster pluł nam w twarz 👿
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_9040.JPG
Już się nakibicowałam, wygrali 😀
YYC, pyszne są Karaiby (ten grilowany homar na Anegadzie!), ale doszłam do wniosku, że jestem raczej borealna. Mojito na Hebrydach też smakuje, wiem, bo próbowałam. A jakie wielkie te drinki Szkoci robią! Kto ich szkaluje, że skąpi? A jagnięce kotleciki, a właściwie kotleciska, ojojoj… Sama bym żarła tę trawę, którą one jedzą.
Krajobrazowo i klimatycznie też bliższe mi są szarości Zatoki Fińskiej i białe noce w Petrsburgu (59,5 szerokości północnej) albo Szetlandów (60…). O, Bretania też może być, bo bardzo morska i wietrzna.
No i popatrz, mój drogi, jak się pięknie różnimy!
Aczkolwiek Pusser nas zdecydowanie łączy i Painkiller zarówno.
Nasza grupa pozdrawia Waszą grupę!
PLACKU.
POWALIŁEŚ MNIE.
Tu wyobraź sobie mordkę tak uśmiechniętą, że nie ma jej w kompie, bo się nie mieści.
Wyjaśnienie: na Hebrydach trawę żrą owce, nie kotleciska. Kiedy je wspominam (kotleciska, nie owce), tak się rozmarzam, że mi poczucie logiki siada.
Alicjo – nie patrzę ale mięso homarze jadłam bez wydziwiania. Całe stworzenie przekracza wielkość mojego apetytu. Żadnego stworzenia, które oczkiem mruga i wąsem po talerzu wodzi jeść nie będę.
Z żywiną mam ten sam problem co Pyra. Truchło tak, żywe nie. A tak w ogóle, to mięsożerność mi przeszkadza, ale nie potrafię się od niej uwolnić 🙁
Nowy, jak to po takim jedzeniu umysł funkcjonuje, jak słowa składa, aż zazdrość bierze jak Ty dobrze jadasz 🙂 .
Ze staruszkami to wejdź w jakiś stały układ, oni zamawiają, robią awanturę i wtedy pojawiasz się Ty!!
Chociaż raz w tygodniu.
W czwartki ?
Mnie nie przeszkadza – tak nas ewolucja wyposażyła. Do brze, że już na mamuty nie trzeba…Byle to wszystko było robione z głową i bez okrucieństwa.
Ale tego okrucieństwa dużo, a ja przykładam łakomą, ewolucyjną twarz. Samo życie.
Sparzone, idą do piekarnika z innymi morskimi robakami i takimi tam. Nie wiem, jak kto robi i jak się powinno, ja używam dyżurne, czosnku sporo, zaraz podleję kapkę wody ze sparzenia tych czerwonych, kapkę oliwy, wina białego nie mam, ale czerwone może być, troszkę sosu sojowego i wystarczy. Do tego bagietka.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/09.RYBY_etc/IMG_9042.JPG
Alicjo,
juz mam slinotok, ale czerwone w zadnym razie, na moje musi byc biale…
Nowy,
ci bogaci, bywa ze maja taki sposob na spedzanie czasu. Podjedza pyszne swieze pieczywo z maselkiem i…. nagle rozmyslaja sie. To wcale nie dowodzi. ze za dlugo czekali, bo wiadomo ze skoro gosci nie bylo… Poza tym, oni maja za duzo czasu a sa niesamowicie skapi. Pierwszy glod zaspokojony, wiec spadamy…
Pada i zawiewa. Kiedyś musi.
Ugotowalam dorsza w jarzynach, czyli mialam dorsza z wody (z siekanym gotowanym jajkiem, pietruszką i koperkiem, i polany roztopionym masłem, mniam) i wodę z dorsza. Z wody z dorsza, na zasadzie zupy z gwoździa, wyszła zupa – trochę za słona, więc dodałam kaszki manny, mleka, słodkiej śmietanki, kwaśnej śmietany… jak to do zupy z gwoździa.
Dobre to jest, chociaż do klasycznej zupy rybnej ma się nijak.
Nie powiesiłam grzejnika na zawiasach, bo okazała się, że kupiłam niejednakowe haki – zwracałam uwagę na grubość trzpieni, a one tymczasem różnią się zamocowaniem tychże, jeden jest krótszy. Tak, czy inaczej muszę kupić jeszcze jeden. Nie jestem z siebie zadowolona i tyle.
doBRAnoc!
Stara Zabo, juz wiem, jestes wspaniala, nadzwyczajna i nie moge sie doczekac aby Cie poznac, ale zebys jadla takie MYDlO!
Już pożarte, ale tak wyglądało tuż przed.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_9056.JPG
Moi ulubieni gitarzysci w jednym 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=eBG5PQuW6oo&feature=related
Alicjo,
czy Ty spojrzałaś w oczy temu biednemu stworzeniu zanim wrzuciłaś je do gorącej wody? Na zdjęciu oczy wyglądają tak jakby chciały do Ciebie przemówić.
Straszne, wolałbym połknąć żywą ostrygę. Przynajmniej nie widzi.
Antek 🙂
Tylko w czwartki 😉
Dzień dobry
Nie mogłam spać przez jakąś makabreskę’ to te homary.
pamiętam ten stól,i samochód chlodnię w której przechowaliśmy po zdjęciach wiktuały(jedyne wtedy do zdobycia w Łodzi),nie ugniataliśmy nic palcami,bo mroziło się w takiej postaci (garni) jak ulożono w Grandzie-mrożenie uratowało dekor,bo aktorzy chcieli to pochlonąć przed zdjęciami-wszyscy nagle poczuli straszny głód podjechałem na Łakową i kupiłem w bufecie tacę salatki warzywnej,którą zatkaliśmy umierających z głodu i tą sałatką poczęstowaliśmy Romana,który od rana pilnował (oraz Lilka) żebyśmy nie podali mu mrożonki i ta sałatka zagrała w scenie.