Zgadnij co gotujemy
Dziś nagrodą jest najnowsza książka naszej blogowej koleżanki. Łączy ona w sobie talent reporterski z warsztatem pisarki beletrystycznej. Przedstawia zawiłe losy dwu różnych rodzin i prowadzi czytelnika przez gąszcz wydarzeń często dramatycznych, nawet budzących grozę ale jest też szczypta patriotyzmu, nie brak perypetii sercowych i – jak to u tej autorki – poczucia humoru. W końcu te całkiem różne rodziny spotykają się w zupełnie nieoczekiwany sposób i w nieoczekiwanym miejscu. Wówczas też opowieść można zakończyć. Nie popsuję zwycięzcy przyjemności lektury jeśli dodam, że finał jest optymistyczny. Przy jakiejś okazji usłyszałem, że mimo licznych wysiłków, by któraś z książek kończyła się dramatem, opowieść wymyka się pisarce spod kontroli i samodzielnie zmierza do radosnego zakończenia. Ku – jak sądzę – radości czytelników.
„Matka wszystkich lalek” obfituje też w liczne opisy zastawionego stołu. Prezentowane zaś na nim są – z wielkim znawstwem tematu – potrawy francuskie, polskie, śląskie. Nie będzie zaskoczeniem dla nikogo fakt, że specjalne podziękowania złożyła autorka kanadyjskiej Alicji, która wprowadziła ją w tajniki projektowania i wykonywania na drutach sukni, czapek, płaszczy i innych cudów, które możemy oglądać w katalogu artystki zza oceanu.
A oto pytania, na które trzeba odpowiedzieć by książka trafiła pod wskazany adres:
1.Jak się nazywają i z czego są robione najpopularniejsze placuszki w Bretanii?
2.Co się kryje pod nazwą nudelzupa?
3.Czego (na ogół) brakuje Polakowi jedzącemu klasyczne śniadanie we Francji?
Teraz proszę o szybkie wysłanie odpowiedzi na znany adres czyli internet@polityka.com.pl i dziełko zostanie wyekspediowane pod wskazany adres.
Komentarze
O! Dzisiaj znowu o plackach!
Większość przyjaciół książkę ma albo przynajmniej czytało. Alicja twierdzi, że spuchła z dumy, czytając dedykację. Dedykacja to powód do satysfakcji, a dumą winno napawać Alicję jej rękodzieło, rzadkiej urody. Fajnych ludzi mamy na blogu i mnie napawa dumą sam fakt, że ich znam, rozmawiam, przyjaźnię się. I ani jednego sobka. Nawet kiedy ten czy ów kolega twierdzi, że jest liczykrupą, to nie należy mu wierzyć tak do końca, bo w razie apelu o pomoc uzyskuje się ją natychmiast i bez zbytniego gadania. I Autorka dzisiejszej nagrody dała piękny dowód, że nie tylko dla siebie żyje, obejmując patronatem Blondynę i jej psa. O innych nie trzeba przypominać – pamiętamy.
Grającym życzę powodzenia.
Dzisiaj odpowiedzi na 30 sekund. Ale ja wolałem się rozwinąć.
Jeszce do wczorajszego. Nie pomyślałem o wspólnym przyjacielu, a przecież nic tak dobrze nie pasuje do Stołu. Sami wspólni przyjaciele nawet gdy się obrzucają tortami albo rosołem z makaronem. Sprawa jest poważna. Pies po takiej lekturze, nie bacząc, że jest w nim za ciemno, by czytać, może się przekształcić w psa policyjnego. Zacznie węszyć i biegać różnymi tropami. Czy widac już jakieś objawy?
A z ciemnościami nie ma problemu. Pies i tak nie potrafi czytać. Przyswaja treść samym sobą, dlatego wystarczy karta tytułowa, przecież cała treść jest w niej skondensowana. Dlatego idąc spać nie trzeba pod poduszkę wkładać całej książki, która może być twarda, tylko właśnie stronę tytułową.
Placku, Twoje żale o agenta są chyba na wyrost. Jeśli ktoś otwarcie głosi, że wykłada w CIA, musi się liczyć z takimi posądzeniami. Nawet jeżeli chodzi o czynniki smakowe a nie agentów wywiadu. Wszak czynnik to też agent tu i ówdzie.
Nagle zrobiło mi się pomarańczowo!
Witajcie,
Ja również posiadam książkę Nisi i ze spokojem trzymam kciuki za grających.
Chateaux Peyreau to całkowicie prawidłowo. Z Chateau Peyreau pochodzą wina Chateau Peyreau i Chateau Tour de Peyreau, czyli mamy liczbę mnogą. Do tego graf Stephan von Neipperg uprawia winorośl jeszcze dla innych trunków sygnowanych jego nazwiskiem: Château d’Aiguilhe, Clos de l’Oratoire, La Mondotte, Clos Marsalette oraz wina z „Bessa Valley” w Bułgarii. Mondotte to proste St. Emillon bez żadnego cru, ale kto wie, czy nie najbardziej cenione. We Francji graf występuje jako comte. Stefan Krzysztof, zrodzony w 1957 z ojca Józefa Huberta, oficera Afrikakorps, zarządza francuskimi i bułgarskimi winnicami od roku 1984. Nabył je jego ojciec w 1971. Poprzednio rodzina produkowała wina głównie w Badeni-Wirtembergi. Rodzina mocno spokrewniona z Habsburgami, ale nie znam ich genealogii. Wydaje mi się jednak, że pokrewieństwo z Habsburgami żywieckimi jest bardzo odległe. W sumie mało powodów do szczególnego koncentrowania uwagi na wuinach tej rodziny. Ale 12-13 maja mamy w Bordeaux week-end des grands crus, podczas którego możemy degustować najlepsze wina płacąc za to z góry zaledwie 60 EUR, na miejscu 74. Dla studentów i profesjonalistów (a więc i dla Pana Piotra) 50% zniżki, z akredytacją dziennikarską darmo. Obiad w chateau (3 do wyboru, było 6, ale 3 już wyprzedane) 140 EUR. Party des grands crus 60 EUR. Na stronie stowarzyszenia grand cru możemy też znaleźć połączenia lotnicze z 3 krajów: Chin, Korei i Japoni. Z Polski nie podali. Degustacja w starym porcie Bordeaux.
Są więc wzory – Gospodarzu, Brzucho – do roboty!
Jest piękny teren, historyczne kazamaty – lotnisko Modlin – zorganizujcie degustację polskich szynek i serów na poziomie tych snobistycznych atrakcji. I polskie napitki : miody sycone, nalewki, gorzałki rozmaite.
Dobrze rozpropagowana impreza może się przyjąć. Robią takie w Italii, we Francji, jest Oktoberfest, może być i polańska impreza.
Jeśli ktoś się wybiera na Weekend des grands crus, to uściślam, że degustacja kosztuje 60 EUR przy przedpłacie, a 75, jeżeli się płaci na miejscu. Napisałem tak, że można było zrozumieć, iż obowiązują dwie opłaty.
No proszę, nie miałem pojęcia, kim jest Nisia poza tym, że coś pisze. Odczuwam wielką satysfakcję zgodnie ze wskazówką Pyry.
Jestem za
Jadę w teren, żegnam się do jutra
Czy to nie jest subiektywne – komu czego brakuje do śniadania? Mi we Francji najbardziej brakowało twarogu, ale już ukochany czuł się szczęśliwy, bo lubi śniadania na słodko.
Mnie twarogu do dzisiaj brakuje.
Może jeszcze Stanisław zdąży przeczytać, że jedzie do niego wygrana książka. Po autograf jednak będzie musiał sam się zgłosić przy zjazdowej okazji. Jak znam autorkę to wówczas będzie już gotowe kolejne dzieło. W dodatku wszystkie książki Nisi cieszą się wielkim powodzeniem na czytelniczym rynku. Gratulacje więc są podwójne: dla Stanisława, który nie wiedział o pisarskim fachu koleżanki i dla autorki za to, że zgromadziła takie grono wielbicieli.
A prawidłowe odpowiedzi są takie:
1. Galette;
2. Śląski rosół;
3. Wędlin, chleba, jajecznicy, twarogu.
Za tydzień kolejna zabawa.
I tym to sposobem Stanisław ma okazję uzupełnić sobie kurs literatury polskiej.
Gratulacje, Stanisławie.
Za chwilkę pewnie będę musiała pójść z psem. Gdyby ta zaraza wiedziała, że ja na to nie mam czasu! Nie wie i nie chce wiedzieć. W takim razie pójdziemy po kupon totka, czyli potencjalny czek na potencjalne miliony; innymi słowy pójdziemy zapłacić podatek od marzeń. Zresztą wcale mi ta cała suma nie jest potrzebna, wystarczy mi potencjalnie 1/3. Jasną jest sprawą, że się nie wygra (na tym bodajże ta zabawa polega) ale co sobie marzyciel przez dobę poplanuje, to jego.
No i powiedziałam w złą godzinę – wstał z koszyka i właśnie się otrzepuje.
Stanisławie, gratuluję wygranej. 😀
Nie pamiętam, czy przyśniła mi się jagnięcina, może i dobrze. Przynajmniej mogę myśleć, że się nią delektowałam, bo mogło mi się śnić, że mi ją ktoś sprzed nosa zabiera i miałabym koszmarny ranek. 😉
Alicjo, tsimam bardzo mocno. 😀
A j bym przegrała ten konkurs… Bo mnie we Francji śniadaniowo nie brakowało niczego. Spokojnie zostawiałam z boku słodkie i tłuste, i zażerałam się bagietką z masłem i serem camembertowatym jakimś. Mamuńciu, takie śniadania mogłabym codziennie.
O nudlach w domu była taka gadka:
– Jorguś, nudel ci wisi u pyska…
– O ty, mamlasie, jak bydziesz na moja gymba pysk godoł, to cie tak pizna w gryzok, że… dalej się nie da zacytować na tak wytwornym blogu… ale coś tam było o zębach, które miały wymaszerować czwórkami odwrotną stroną.
Stanisławie, mam nadzieję, że moja książka Ci się spodoba!
Nisiu – Hiniutek vel Heinryczek groził :Pierunie, jak cie pizgna, bydziesz czorny! Natomiast nigdy nie klął „pojemnymi słowy”. Pewnie ze trzy razy w życiu słyszałam „cholera”. Gwarowo obrugiwał ludzi ku ich wielkiej uciesze aż się kiedyś zorientował, że go specjalnie podpuszczają.
Pyruniu, ale przyznasz, że „bo jak cie pizne w gryzok” jest bardzo milutkie.
Nisia
A kto Ci dal camambert na sniadanie ? Chcialabym zobaczyc mine Francuza jak to jadlas na sniadanie.
Mam wątpliwości, czy galette można nazwać plackiem. Przecież to po prostu naleśnik, tyle że z mąki gryczanej.
A co do śniadań francuskich… moja odpowiedź brzmiałaby: brakowałoby mi muesli z jogurtem. Na pewno nie wędlin i twarogu 😆
Elap, w pensjonacie Kermoor na Pointe du Raz codziennie na śniadanie były croissanty, ciasteczka, kawa, a dla niesłodkich właśnie bagietka, bretońskie masełko i camembert. Patrona była jak najbardziej miejscowa.
Elap, zdaje się, że konkretnie to był ten facet:
http://www.kermoor-audierne.com/Default/14-restaurant/159-le-chef-vu-par-lui-meme-.html
Nisia, nigdy nie mialam podanego sera. Jogurt tak. Znam tamte strony. Moja bratowa mieszka w Douarnenez. Powinnas slyszec o tej miejscowosci. Tam co dwa lata byly organizowane zloty starych lodzi zaglowych. To byl wspanialy widok w zatoce.
Pan Warzecha – jedna ze znaczących postaci prawicowego dziennikarstwa, popełnił tekst wyjaśniający dlaczego „Nie płacze po Szymborskiej”. Z przyczyn różnic światopoglądowych i politycznych przede wszystkim. Nawet J.Szmajdziński miał katolicki pogrzeb, a p.Wisława zastrzegła sobie świecki. Oczywiście p.J.Szmajdziński nie zastrzegł sobie formy pogrzebu , a ponadto zostawił żonę i sam już nie miał nic do gadania w tej sprawie. Ale to drobiazg. Pan L.Warzecha pisze o patriotyzmie poetki per „z aksamitnego krzyża” pamięta jej list otwarty w obronie praw kobiet i podpis wraz z Owsiakiem innego listu otwartego ; pamięta jej wycofanie się w poezję łatwą i przyjemną, pisze o niej per „poetka zbanalizowana” i że czasem te teksty są zabawne ale o niczym…. Gdzie Zmarłej do Herberta albo nawet Miłosza…
No, to teraz już wiadomo dlaczego Pyra była admiratorką p. Wisławy. Lubię poezję zbanalizowaną, o niczym i z aksamitnego krzyża.
Zajrzałem, kto wygrał i się uradowałem. Dziękuję wszystkim za gratulacje, Panu Piotrowi za nagrodę. Ciężki dzień miałem, końcówka miła. Nisiu, mogę zapewniać, że książką będę zachwycony, ale opinia po przeczytaniu pewnie będzie bardziej wiarygodna.
Śniadanie etapowe są na ogół dość skromne, ale jest to sieć, jakby nie było. Accorhotels francuskie, ale hotele Etap chyba głównie niemieckie były na początku, a tam śniadania pożywniejsze. Stąd może camembert. Prawdziwy Francuz często croissanta ani bagietki nawet nie uszczknie, a tylko kawa się zadowala. Czyli na śniadanie prawdziwemu Polakowi brakuje śniadania.
Hm, Szymborska ideologicznie mało mnie interesuje. Mało z ideologii widać w poezji, a to, co widać, jest raczej neutralne, pewnie taki był zamiar. I bardzo dobrze. Ale ci, którzy Jej zarzucają niewłaściwe poglądy i pokazują, jak to nie dorastała do pięt Miłoszowi, zapomnieli już chyba, jak to ich bliscy koledzy odmawiali Miłoszowi wszelkiej wartości i cyrki wokół pogrzebu urządzali. Herbert ideologicznie może im i bliższy, ale też z tekstów bardzo przecież istotnych w sprawach postaw życiowych, też niewiele w sobie mają z ideologii. I to by było na tyle.
Witajcie ludziska!
O, jaka fajna nagroda – i nie musiałam o nia walczyć 😎
Ludzie!!!
Ludzkie pojęcie przechodzi, jak mi skopano lewą rąsię 😯
Nie z buta, a z prąda mi skopano, pod różnym natężeniem, całe moje przedramię aż za łokietek, co chwila to kop, z przerwą na oddechy dwa, nie należało to do przyjemności wcale a wcale! Aż mną rzucało na tym łożu 🙄
Na monitorze wyskakiwały jakieś wykresy i takietam, a kopano mnie, żeby sprawdzić, jak ten nerw łokietkowy się zachowuje. To już nie można przywalić młoteczkiem, tylko się znęcać nad osobą i prądem ją pieścić?!
Jak już zostałam stosownie skopana, pan dr. zapowiedział, że teraz mi wbije igłę w mięsień dłoni, mam wykonywać różne ćwiczenia łapami, a on tego mięśnia będzie *słuchał*. Zapytał, czy się boję igieł (zastrzygłam uszami), czy znoszę dobrze, czy nie mdleję… nic, tylko się zacząć bać! Ale jak trzeba, to trza, bo to jeden zastrzyk w rzyć człowiek w życiu dostał? Igła miała być wbita po zewnętrznej stronie dłoni, w mięsień między kciukiem a palcem wskazujacym.
Ożesz ty, toż komary bardziej zdecydowanie kłują, niż to-to, a gościu mnie tak wystraszył 😯
Porobiłam te ćwiczenia, coś tam trzeszczało i zapisywało się, a pan dr. słuchał mięśnia 🙄
Wydruki wyśle do mojego chirurga i on postanowi, co z tym dalej.
Teraz powiem wam, drogie Szampaństwo, co powiedział mi pan dr. – łokcie przy sobie!!! A jak już podpierać się, to na MIĘTKIM, bo przez twarde oparcia i tym podobne można sobie nerw łokietkowy uszkodzić. Com uczyniła przez lata, niewiedzący 🙄
Alicjo, biedna skopana przez prąd. 🙁
Dzięki za podzielenie się „przykazaniem” p.doktora – muszę sobie sprawić malutką podusię pod łokieć. 😯 Od 1 klasy szkoły podstawowej podpierałam się lewym łokciem. 🙁
Mam nadzieję, że już nie cierpisz ?
Alicja, coś TY?
Bohaterów – prądem???
Było odkopnąć z trzewika!
Masz już z głowy tych energetyków, czy jeszcze się na Ciebie czają?
Alicjo, nerw łokciowy tylko mrozem
a potem herbata z „prądem” 😎
Witam. Alicjo no co ty, rutynowe badania, niech to będzie ostatnie. Cichocki przepłynął Horn. No i co? Można.
Energetycy już zrobili swoje. Rzecz się odbyła w Klinice Rehabilitacyjnej – jeśli mój chirurg uzna, że kiroterapia będzie lepsza, niż cięcie, to wrócę do kliniki.
Irek,
dzięki za poradę, prąd zakupię na wszelki wypadek 😉
Zgago,
cierpię, bo po tym skopaniu boli, a tak w ogóle to moje cierpienie polega na mrowieniu i drętwieniu lewej ręki. Pan dr. powiedział, ze to nie tylko podpieranie się na łokciu, ale opieranie przedranienia o twarde oparcie. Ja to uskuteczniałam i owszem, bo wygodniej mi było trzymać robotę w dłoni.
A propos tych śniadań we Francyi – czy nie można sobie po prostu zamówić serek, parówę, jajecznicę na bekonie, jajo na miękko albo jeszcze co inszego?
No nie wiem, może by Cię śmiechem zabili…
Ano… ja też zawijam do Brestu, ale gdzieś tak w połowie lipca.
Kapitan chyba będzie wcześniej, nie znam jego spodziewanej daty przybycia do Francji. Się chłopak nażegluje 🙂
http://www.kapitancichocki.pl/lokalizacja
Alicjo – i już wiadomo dlaczego Pyra ma takie właśnie objawy w dłoniach i to mocniej w lewej. Marialka też coś o nerwie łokciowym. A to dlatego, że ja kilka lat wszystko, co w kuchni robiłam, robiłam oparta przedramionami o szafkę, czy stół, bo kręgosłup mnie nie trzymał w pionie. Zobaczymy co Ci zaordynują, to wtedy może i ja się za swój zabiorę, bo zdarzają mi się niebolesne przykurcze – chwytam coś, podnoszę, ale żeby dłoń otworzyć, muszę drugą ręką palce odwodzić.
Pyro,
o właśnie, przykurcze, kurczę blade, dokładnie to samo!
Zobaczymy, co dalej będzie.
Kpt.Cichocki ma jacht jak Cygnet Cichala, tylko nowszy model, no i wyposażenie cacy.
http://www.kapitancichocki.pl/jacht
Jak to mówią miłośnicy tego sportu?
Jakoś tak, że w piłkę grają wszyscy, a i tak wygrywają Niemcy.
Podobnie z cotygodniową zgadywanką, czytający usiłują , ale i tak wygrywa Stanisław.
Stanisławie, nie potrafię tak jak Placek, cudnie omotać aksamitnej krytyki miłą pochwałą, tak że krytykowany traci orientację w terenie i robi dziubek ze zdziwienia, napiszę więc bardziej bezpośrednio, by nie było wątpliwości, w swoim tylko imieniu.
Wiem bardzo dobrze że jesteś inteligentnym, zdolnym, mądrym, sprawnie poruszającym się językowo w rzeczywistej, jaki i wirtualnej przestrzeni, wiem o tym dobrze, ale bardzo Cię proszę, nie musisz mi tego co tydzień udowadniać.
Środa wygląda czasami jak ”one man show”, ósma trzy, Ty już piszesz, łatwe było, trudne, po czym prowadzisz sam ze sobą polemikę na temat zadanych pytań, rozważasz co autor miał na myśli, odpowiadasz na pytania, albo zaperzasz się na informatyków swojego Urzędu że coś spsuli i pozbawili Cię nagrody.
W tym czasie pozostałym, domniemam że tak może być, ręce opadają na klawiaturę i czekają tylko na werdykt.
Daj chłopie szansę innym, czy naprawdę musisz?
Wiem że zabawa jest dla wszystkich, dla Ciebie też, ale dla tych anonimowych podczytujących również, nie dajesz im szansy, mnie już wielokrotnie udowodniłeś swoją wyższość.
Były tu już takie głosy by wielokrotnie nagradzani dali pole tym co wolniej guglają, mają wolniejszy dostęp do sieci ( u Ciebie w Urzędzie pewnie śmiga jak marzenie ), potrzebują więcej czasu na zastanowienie, poszperanie w książce, chyba że masz ambicję wypełnić nagrodami całą półkę.
O hotelach Etap z radości piszesz, wiesz już nawet że będziesz książką zachwycony, ale pamiętaj że nawet Małysz ustąpił!
A może załatwić w Urzędzie, by Cię nie kusiło, byś w środy musiał w teren już o 7:55?
Pozdrawiam! 🙂
Antek,
:). :). :).
Zrobiłam sobie tak:
– usmażyłam filety kurczacze na smalcu, dodając sól, pieprz i maryjanek,
– poddusiłam marchewkę w plasterkach, z cukrem, solą i pieprzem w soku ananasowym,
– zdjęłam z patelni filety, żeby odpoczęły i wrzuciłam na smalec z przyprawami ananasową marchewkę, wymiąchałam,
– do tego kartofelki z wody.
Ja nie wiem, może wywaliłam właśnie jakiś otwarte drzwi, ale pyszne wyszło!
Mam wszystko oprócz smalcu, który każę jutro zakupić w Baltic Deli. Zaeksperymentuję w piątek. Mam ananasa zapuszkowanego w kawałkach, pływajacych w soku.
Nisiu – sok ananasowy i sam ananas doskonale komponują się z mięsem, szczególnie chyba z drobiem. Z marchewką nie próbowałam, bo ja marchewkę lubię średnio (gotowaną) ale dodaję ananas do „krajanki z Indonezji rodem” i do piersi indyczej. Naprawdę te enzymy działają i wielka 2 kg porcja indyka jest mięciutka w niecałą godzinę.
I co – i psińco.
Mogłem Stanisławowi pogratulować do południa i nie było by sprawy, ale teraz przychodzi mi to zrobić mimo wpisu Antka.
Stanisławie, gratuluję, ale Antek jakoś też ma rację.
Wyobraź sobie, jak by to było, gdybym ja jeszcze zagrał (mordka z mrugiem).
Z nudelzupą nie było by z pewnością problemu, ale już z tym, czego mi potrzeba na śniadanie?
Wszystko jedno, bo u nos to godajom:
wielki pysk, a jedyn zomb.
Stanisławie jesteś szczęściarzem. Gratuluję i zazdroszczę.
Ale dzielnie to zniosę i nabędę książkę Nisi wiadomą drogą 🙂
Alicjo, „prąd to będzie nasz ostatni” (i dobrze!)
Dawno, dawno temu… szpital wojewódzki, na łożu dziewczę około 16 lat, urody anielskiej, ale z chorym kręgosłupem. Leżymy tak kilka dni i co rano – koszulka do góry, ordynator „łup” ją w kolanko, nóżka podskakuje… Aż tu dziewczę „odpowiedziało” drugą nóżką, b. celnie trafiając w/w w podbródek. Na tym badania się skończyły.
Okazało się, że jak potrzeba, to ja b. dobrze po niemiecku: szafa rozkręcona i złożona w bagażniku. Po rozmowie z ichnim urzędem celnym (chyba kantonu?) mąż stwierdził: wiesz, coś kupiła? No, co? Klamotten…
Bez komentarza.
Ręka Alicji – niech jej dobrze będzie!
Mam od przynajmniej roku taki objaw, że prawa dłoń, ta od myszki, mi drętwieje. Drętwieje mi ten mięsień pod kciukiem, ta wydatna poduszka na dłoni. I dawno zauważyłem, że to od opierania dłoni o kant biurka.
A w ogóle, kwestia postawy, zwłaszcza w pozycji siedząc.
Bardzo wcześnie musiałen w szkoleniu zawodowym i jegopóźniejszym wykonaniu ci ężko pracować, ale też bardzo wcześnie z tym skończyłem, bo wyszlo tego w sumie tylko 10 lat. Ważne zauważyć, że ?siedzę? pieruńsko długo, bo od 40 lat. To drętwienie w prawej dłoni może być sumą siedzącej pracy, bo kto wie, jakie kręgi tam działają w takim wypadku?
Pepe – nam od siedzenia powinien chyba inny mięsień nawalać, nie sądzisz?
Anuśka 66 – przecież mówiłam Ci wczoraj, że pojedyńcze stare meble to „Klamotten” dla celników. Nie próbuj płacić, bo Cię o łapówkarstwo posądzą i jeszcze posadzą.
Wszyscy sobie poszli? Oj, nieładnie.
Zakupiłam wczoraj wątróbki malusie i jutro będę smażyła z cebulką i jabłkiem, a część przeznaczę na wątróbki po żydowsku do pieczywa. Bardzo lubimy taki krem wątróbkowy na zimno. Rzadko mam w domu mleko, bo niemal nie używam ale tym razem mam i wątróbki poleżą sobie namoczone w mleku jakąś godzinę, czy dwie godziny, to im bardzo dobrze wpływa i na wygląd i na smak (tylko odsączać na sicie trzeba też ze 20 minut).
pepegor: A nie jest to tzw. zespół cieśni nadgarstka? Będzie źle, gdy zauważysz zmiany (zaniki) mięśni na dłoni, przykurcze, itp. Wiem, że niezbędna jest wtedy konsultacja ortopedyczna… Ręka drętwieje też w przypadku problemów z kręgosłupem (najczęściej w odcinku szyjnym).
Pozdrawiam wszystkich z ośnieżonych gór i udaję się na (niezbyt zasłużony) odpoczynek. Jutro ostatni dzień i w drogę (do pracy, do pracy…). Ja nie mam siły, najlepiej byłoby iść na urlop odpocząć po urlopie. Chcę na słońce (albo chociaż do ciepłej wody). Zimo, precz!
Klamotten nie klamotten – byle się przydało 🙂
Nie wypadało mi kopać pana dr. , zresztą, musiałabym się obyrtnąć stosownie, bo on siedział z boku z tą maszyną do kopania.
Anuśka,
ja myślałam, ze mam zespół cieśni nadgarstka, ale chirurg powiedział, że to nie to, a dzisiejszy dr. jakoś to nazwał, poszukam potem. Phi…lazaret dzisiaj jakiś 😉
Alicjo – urokliwa to Ty jesteś ale dziewczę anielskiej urody, to raczej nie tego…I Pan dr łapkę oglądał, a pod koszulkę nie miał pretekstu. Więc i kopać nie było powodu.
Pepegor,
to jest to, co u mnie w obu dłoniach. Mój chirurg powiedział, że on by tego nie ruszał, jeżeli mi to nie przeszkadza w zajęciach (to nie jest bolesne), bo jeśli się zoperuje, u ponad 50% pacjentów następuje nawrót, i w dodatku jest gorzej, niż poprzednio. To ja póki co nie ruszam…
I na tym koniec, zamykam poradnictwo medyczne 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Przykurcz_Dupuytrena
Dobranoc
Dzien dobry,
Bardzo lubie atmosfere amerykanskich barow. Wlasnie siedze w jednym z nich z lampka Cabernet. Te lokale nie maja nic wspolnego z pijanstwem w naszym rozumieniu tego slowa. Mozna przyjsc, pogadac, wypic co sie lubi, zjesc i pojechac dalej (tolerancja dopuszczalnych promili jest wciaz wysoka
Jestem w slicznym Sag Harbor, p ktorym wspominalem tu kilka razy.
Alicjo, dobrze ze nie pozwolilas im na wiecej. Ja staram sie trzymac od tego bialego towarzystwa jak najdalej, odkad uslyszalem przerobione, ale znane ze zlych czasow powiedzenie – nie ma ludzi zdrowych, sa tylko niedokladnie przebadani. Oni sa w stanie u kazdego cos znalezc.
Nowy,
oni za mną nie ganiają, to ja mam problem 😉
Wieczorem po ciężkim dniu też się napiję czegoś dobrego.
Właśnie skończyłam odgruzowywać moje „biuro”, Jerzor naznosił kamieni i pomagałam mu sortować draństwo i opisywać. Idę po jakieś czerwone.
Ej, Alicja, jakoś podejrzanie się ten Twój przykurcz nazywa. Dziwię się, że Łotr go tu wpuścił!
Obejrzałam po raz kolejny „Dantona” Wajdy. Jest to film genialny. Teraz przyśni mi się gilotyna i Robespierre…
Brrr.
Dobrej nocy!
Wrocilem do domu, to jednak dosyc daleko, prawie godzine trzeba jechac.
Alicjo, oczywiscie wiem, ze to Ty masz problem, tak tylko sobie mowie, bo nic mi na razie nie dolega (odpukac!!!).
A juz bywalo roznie – z kregoslupem mialem okropne problemy, dosyc dlugo cwiczylem czolganie po podlodze i to z wielkim trudem. Jakos przeszlo. Nikomu nie zycze.
Wydaje mi sie, ze najwazniejszy jest tryb zycia. Nigdy nie wysiedzialem dlugo w biurze, jesli redakcje mozna biurem nazwac, to cztery lata. Poza tym, w mlodszych latach zawsze w produkcji, czyli zawsze w ruchu.
Tutaj mi odbilo, zeby przezyc przygode jezdzac ciezarowkami – przezylem, ale zakonczylo sie to chorym kregoslupem. Plus nerwy, nadcisnienie, nadwaga itd. Nigdy wiecej!
Od kilku lat pracuje nad samym oceanem – na zdrowie nie ma nic lepszego. Po papierosach, ktore rzucilem 13 lat temu pozostaly jakies mikroslady, prawie nic. To wplyw krystalicznie czystego powietrza.
Caly dzien widze, a przede wszystkim slysze ocean, przed jego szumem nawet gdybym chcial, to i tak nie mam sie gdzie skryc – stad moje nerwy sa w stanie uspienia, nic nie moze mnie wyprowadzic z wagi rownej.
Troche codziennego ruchu doprowadzilo kregoslup do stanu uzywalnosci. Jakies zaziebienia, grypy, katary prawie sie mnie nie imaja – nie mam sie gdzie zarazic, a poza tym one morskiej bryzy nie znosza.
Ale sie rozpisalem o sobie, koncze z obietnica nie zanudzania w najblizszym czasie swoimi sprawami.
Dzień dobry.
Nowy – nie nudzisz. Twoje nocne wpisy są dla mnie jak szum oceanu.
nad Poznaniem śnieżyca – pierwsza tej zimy.