Bywały targi na Rynku Starówki
Kilkakrotnie dyskutowaliśmy tu o miejskich bazarach. I o tym, że w dzisiejszych czasach władze miejskie bazarów nie lubią i raczej o nie dbają. Wolą na ich miejscu budować drogie apartamentowce. A jak to wyglądało przed laty? Warto znów zajrzeć do ksiązki „Smaki dwudziestolecia”:W Warszawie Rynek Starego Miasta od 1912 roku przestał pełnić funkcje targowe, przekupnie handlowali nadal na Szerokim Dunaju i na Bazarze Orzecha usytuowanym między ulicami Świętojerską i Franciszkańską, na Pradze działał bazar Różyckiego. Jednak największe i najpopularniejsze targowisko międzywojennej Warszawy znajdowało się na Placu Kercelego. Zajmowało półtora hektarowy teren wzdłuż ulicy Okopowej od Chłodnej do Leszna. Cały plac wybrukowany był polnymi kamieniami, czyli tak zwanymi kocimi łbami, przecinały go, wzdłuż i wszerz, chodniki z betonowych płyt z kratkami odwadniającymi. Podobno na Kercelaku można było sprzedać i kupić wszystko. Każda branża zajmowała odrębny rejon placu, więc bez trudu znajdowano to co potrzebne – buty, ubrania, pościel, narzędzia, rowery, artykuły żelazne. Własne rewiry mieli nawet sprzedawcy psów i gołębi. Artykułami spożywczymi handlowano we wschodniej części targowiska. Pola Gojawiczyńska pisała pod koniec lat trzydziestych: „Przemierzam szybkimi krokami halę, gdzie wiezie kiełbas zwisają fantastycznie nad skomplikowaną mozaiką salcesonów, połcie słoniny zalęgają półki, karkowiny przerastałe tłuszczem wabią smakoszów. Błądzę między rzędami warzyw, barwnym dywanem o wyszukanym doborze kolorów; żółtej cebuli, czerwonej kapusty, pomidorów, marchewki, śmietankowych karlików – kalafiorów (po piątce! po piątce!) (…) Woń przedziwnych ulików i szmalcówek ostro dymi z błyszczących beczek. Olbrzymi biały kogut awanturuje się w swej przegrodzie, a gęsi wypuszczone na wolność krzykliwie radzą nad jakimś nowym zwycięstwem”.
Znacznie lepsze warunki do sprzedaży żywności oferowały hale targowe. Hale Mirowskie w Warszawie otwarte na początku 1902 roku były „ostatnim wyrazem wymagań postępu”, jak pisała ówczesna prasa. Zbudowane przy placu Żelaznej Bramy i Placu Mirowskim, gdzie wcześniej działało najpopularniejsze targowisko Warszawy, mieściły ponad pół tysiąca stoisk – do wszystkich doprowadzono wodę i kanalizację. Jatki, w których handlowano mięsem, wyposażono w marmurowe stoły, sklepy rybne – w marmurowe baseny. Podłogę i ściany wyłożono łatwą w utrzymaniu czystości ceramiką. Wewnątrz obu hal umieszczono toalety. Windami zjeżdżało się do obszernych piwnic, gdzie znajdowały się składy i chłodnie. Maszynownia chłodni i fabryka lodu znalazły miejsce w oddzielnym, trzecim budynku. W latach 1929-1930 przeprowadzono gruntowny remont Hal Mirowskich, zmodernizowano także system chłodniczy, wymieniając starą siarkową instalację na nową, działającą na amoniak. Jednak nigdy nie udało się zatrzymać handlu w zamkniętym obrębie hal – stragany z warzywami i owocami wylewały się wprost na otwartą przestrzeń placu Mirowskiego, tworząc, zwłaszcza latem i jesienią, wielobarwną, malowniczą mozaikę. „Rano przed otwarciem sklepów i stoisk, a po świtowym dowiezieniu do nich towaru oraz powtórnie wieczorem po zamknięciu hali ekipy sprzątające zgarniały całe stosy kapuścianych i kalafiorowych liści, marchwianej naci i innych odpadków zalegających warstwą kostkową nawierzchnię” – wspominał Zbigniew Pakalski w Trylogii warszawskiej. Magistrat międzywojennej stolicy starał się, aby w każdej z dzielnic handel odbywał się w cywilizowanych, nadzorowanych przez inspekcje sanitarne, higienicznych warunkach. W drugiej połowie lat trzydziestych milionowemu miastu nie wystarczały już Hale Mirowskie, na Koszykach, na Świętojerskiej, konieczne stało się wznoszenie nowych. Ratusz zabiegał o zagraniczne pożyczki, o prywatnych inwestorów, jednak negocjacje ciągnęły się latami, zmieniano lokalizacje, warunki eksploatacji i na koniec pertraktacje spełzały na niczym. Dopiero w 1938 roku udało się doprowadzić do rozpoczęcia budowy nowoczesnej hali na Marymoncie, która miała służyć mieszkańcom szybko rozwijającego się Żoliborza.”
Jest więc z kogo brać przykład. Byle tylko urzędnicy miejscy wiedzieli co powinni czytać oprócz Faktu i Superexprassu.
Komentarze
Dzień dobry po raz drugi.
Piękne są targowiska szczególnie wczesną jesienią, kiedy to jeszcze wszystkie płody lata i już jesienne obfitości wylegają na sprzedaż. Sądząc zaś po fotografiach Blogowiczów, jarmarki, targowiska i hale są malownicze wszędzie na świecie (Echidny – hala w Australii, Misia – targ w Bolonii, Doroty z S. – targ w Berlinie, Gospodarza – norweski targ rybny, Nemo – targ świąteczny pod Eigerem i targ afrykański) Zawsze oglądamy z przyjemnością. Dzisiejszy numer „Polska ” przynosi dwie ciekawostki: po pierwsze na zorganizowanej w Pekinie „ciemnej degustacji” wina bordoskie, francuskie przegrały z winami tego typu z Chin (?), po drugie – po 66 latach nieprzerwanej obecności w kioskach „Ruchu” „Życia Warszawy”, w sobotę 17.12.2011r ukaże się ostatni, samodzielny numer tej gazety; odtąd będzie tylko lokalnym dodatkiem do Rzepy. Żal, chociaż ja nie z Warszawy.
Chociaż ja z Warszawy, to nie wiedziałam, że kończy się gazeta, która jako pierwsza pojawiła się w moim życiu. Wydań codziennych nie pamiętam – ale do dziś widzę sobotnie i czuję jego zapach . Byłam wtedy jeszcze przed epoką czytania „Misia”, a pamiętam, że w sobotę w kiosku „Ruchu” kupowało się „Życie Warszawy” z dodatkiem w sepii (chyba). Tam były zdjęcia, a więc dla małej analfabetki rzecz atrakcyjna. Codzienne, jeśli się nie mylę, kosztowało 50 gr, a sobotnie – 70. Od wielu jednak lat już Życia nie czytam – no po prostu, dzieciństwo się skończyło.
I jeszcze wieść dla zakochanych w żaglach – wczoraj, 14 grudnia, kpt Paszke rozpoczął rejs dookoła świata – samotnie i non stop. Przyjaznych wiatrów, kapitanie.
Oj,”Życia Warszawy”żal.Mój Tata kupował je regularnie,więc wszyscy czytaliśmy.
Dzisiaj do pracy przyszłam spacerem.
Na trawnikach stokrotki !!! Nie wiadomo,czy piec pierniki,czy mazurki 😉
Miłego dnia dla wszystkich ! U nas zapowiada się słoneczny i wiosenny.
Przepraszam – spostponowałam kpt Paszke małą literą w końcówce – winno być Kapitanie.
Nowy – dzięki Twoim zdjęciom mozemy spacerować po tych urokliwych miejscach.
Ewo – gdzie Wy to wszystko zmieściliście? 🙂
W Bydgoszczy do lat sześćdziesiątych istaniała ulica Jatki. Już przed wojną mieściły się tam różne kramy. Potem budynki wyburzono i postawiono niezbyt ciekawy budynek, w którym mieściły się bar i restauracja. W ostatnią sobotę wyburzono „Kaskadę” Były plany, żeby odbudować domy i odtworzyć ul. Jatki. Zobaczymy. http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89303/8e4d7203cc8ceb59c2daddeda541d40d/
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/56,35590,10806905,Kaskada_legla_w_gruzach__Wspominaj_razem_z_nami___galeria_.html?bo=1
A gdzie zniknęła Nemo?
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/11132/14b39f02409dd798bee29f3ab45bb5c0/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89494/14b39f02409dd798bee29f3ab45bb5c0/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93454/14b39f02409dd798bee29f3ab45bb5c0/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93867/14b39f02409dd798bee29f3ab45bb5c0/
Hale Mirowskie przy pl. Żelaznej Bramy w Warszawie – jesiotr na stoisku rybnym w hali targowej: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94292/9a4f4da00155a8f6091834160180a7b4/
ul. Katowska we Wrocławiu, ul.Jatki w Bydgoszczy, a w Poznaniu, tuż przy ratuszu, między dwoma budniczymi domkami z okazałymi wykuszami na piętrze, istniała króciutka uliczka Między Nogami. Istniała do lat 50-tych ub, a przy odbudowie poprawiono ją „wizerunkowo” rozszerzając i na nią nazwę „Różany Targ”. 400 lat nazwa nie szkodziła, a potem stała się nieprzyzwoita?
Asiu – znajdź foto Hali gdyńskiej – była najpiękniejsza architektonicznie z tych, powstałych w XX-leciu.
Hale targowe przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94393/68121976cfb4b26220d8ace525cc367d/
Gdynia: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89345/3d266ec1b127c2fe60b0a9c79e8f3a3c/
Krystyna robi tam zakupy 🙂
Nie znalazłam zdjęć zrobionych w środku
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89344/3d266ec1b127c2fe60b0a9c79e8f3a3c/
A to hala w Katowicach: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89491/68121976cfb4b26220d8ace525cc367d/
Hala w Gdańsku: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/171713/68121976cfb4b26220d8ace525cc367d/
kontrola jakości w Poznaniu 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93835/c837a2a741e4971f34efb87070c9ee96/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93813/cf63583c99a666088ab41acf83e460f7/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93810:1/cf63583c99a666088ab41acf83e460f7/
Dziękuję za wczorajsze gratulacje, które przeczytałem dzisiaj.
Węgry bardzo lubię, choć dawno nie byłem wspomnień mnóstwo.
Prawda, że Tokaj bardziej elegancki, nie tak nachalny turystycznie jak Eger. Ale Tokaj poza samą górą Tokaj dość monotonny krajobrazowy, gdy okolice Egeru bardziej urozmaicone, praktycznie wchodzace w Góry Bukowe. Od Tokaju do górwek Zemplen trzeba przejechac kilkanaście kilometrów. Z Miskolca, gdzie można cudownie zjeść i wykąpać się w grotach, i do Egeru i do Tokaju bliziutko.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93803:1/cf63583c99a666088ab41acf83e460f7/
Nasze bazary coraz mniej ciekawe obecnie. Poza codziennym jadłem głównie prywatny import zza wschodniej granicy. Tanie mierniki, lornetki, narzędzia i tp.
Fantastyczne targi rybne na południu Włoch, suki arabskie i inne północnoafrykańskie – np. w Marokko. Te marokańskie szczególnie mi się podobały, bo sprzedawcy nie byli tak nachalni jak w Egipcie i nie mieli ciagotek do oszukiwania. Ale i tak dla Europejczyków obowiązywały ceny poczwórne. Wystarczyło jednak poprosić o zakup dowolnego pana i nabywało sie po cenie normalnej.
Jedyne miejsce, gdzie zachowania sprzedawców przypominały większość arabskich suków, to Jemaa el-Fna w Marakeszu, choć tu mamy dodatkowe atrakcje taneczne i inne mało handlowe, ale i tak nastawione na turystów.
Dotarła do nas zima, sądząc przynajmniej wg. gości za oknem.
Ze trzy tuziny jemiołuszek, tych zimowych u nas gości, obrabia ostatnie jarzębiny na drzewach, ku widocznemu ubolewaniu naszych tu zwykle pilnie strzegących rewiru kosów.
Trzy stopnie plus i słoneczko przedzierające sie przez chmury.
Dzisiaj z ogonkami od rana, bo wziąłem sobie wolne do świąt i piszę z domu. Wczoraj nasze doroczne spotkanie świąteczne. Było nas z wydziału budowlannego ok. 20 osób. Przedtem zwiedziliśmy manufakturę farb. Farby wyłącznie na bazie produktów mineralnych i naturalnych, jak olej lnianny. Eksportują do 17 krajów, a najwięcej do Japoni. Ciekawe, nie tylko dla mnie.
Potem do stuletniego hotelu w miasteczku o tak samo długiej tradycji jako kurort.
Połowa z nas zamówiła gęś. Gęś, przyznam , była znakomita. Każdy ptak dzielony hojnie, na całą połowę piersi i dobrze wymierzone udko. Skórka chrupka, choć w miarę tylko zarumieniona, bez tłuszczu, nawet pod pachami – a przy tym soczysta. Pytałem kucharza o tajemnicę i okazało się, że tajemnic nie ma. Ma nowoczesny piekarnik gdzie wchodzi po 12 gęsi na jeden raz i piecze, w zależności od wielkości sztuk, od 9 do 10 godzin przy temperaturach od 90 do 100 stopni. Nie jest stosowane jakiekolwiek przykrycie, bez jakichkolwiek naczyń.Pod koniec, na ostatni kwadrans temperatura zawyżana jest na ponad 250. Wszystko to steruje komputer, którego program dozuje ciepło falami. Ot, cała tajemnica.
Była to moja ostatnia impreza tego rodzaju w tym towarzystwie, więc pierwsza kolejka trunków poszła na mój rachunek. Przezornie byłem bez samochodu i dotarłem do domu środkami przeważnie publicznej lokomocji dopiero dobrze po północy.
A dziś czas mi się zakrzątać w okół pewnych spraw i pytam: Ma ktoś pomysł na krewetki , na jakąś przystawkę na ich bazie. Jutro mam zamiar na kolację podać pieczoną rybę (zobaczę dopiero, co będą mieli), a przystawka ma być na przed.
Na razie,
pepegor
Asiu,
dziękuję za halę gdyńską. Oczywiście rozrosła się przez lata, obok hali głównej jest też rybna i mnóstwo straganów. Te wolne przestrzenie widoczne na fotografii są zajęte.
Pyro,
dziękuję za radę w sprawie orzechów. Że ja sama na to nie wpadłam…
Cztery ciasta wg Pyry to niewiele, ha, ha,ha…/ tort, dwa pierniki i makowiec/ . Ja to jestem minimalistka – tylko makowce, ale za to aż trzy. A gdzie kupuje się ten biały mak, bo nie widziałam go w sklepie.
Są i Jatki w samym centrum Wrocławia, w bok od Kiełbaśniczej, a jakże, a niedaleko Rzeźnicza 😉
http://alicja.homelinux.com/news/HPIM0284.JPG
Witam wszystkich z rana – padało, jest ciepło, no więc właśnie – mazurki czy pierniki?
Ja nie piekę, bo nie miałby tego kto jeść, a po drugie, wypieki już daaaaaawno mi się znudziły. W polskim sklepie są znakomite ciasta, może trochę się zakupi.
Życzenia Świąteczne i Noworoczne dla całego blogu od Wandy Teksańskiej, która jest bardzo zajęta i nawet nie ma czasu podczytywać blog regularnie, a co dopiero pisać. Pozdrawia Was wszystkich serdecznie!
Dzień dobry 🙂
Mam wszystkie składniki (jeszcze raz dziękuję, Jolinku), wieczorem zaleję rumem i brandy. Orzechy i takie tam załatwia pulsacyjnie robot
Wczoraj, nocą, piekłam placek drożdżowy, bo pan mąż się stęsknił. Jadł na gorąco 😆
Mój fartuch nie ma góry, noszę go na szyi i tylko przy pryskających.
Pamiętam halę targową w Jarosławiu. Małej stworce wydawała się przebogata i ogromna 🙂
Pepegor, ja podaję krewetki na zimno (oczywiście wcześniej ugotowane) z dipem prostym – majonez ze śmietaną kwaśną mniej więcej pół na pół, można dosolić i dopieprzyć, do tego ze 3 ząbki czosnku dobrze rozgniecione.
Krewetki powinny być duże i z ogonkami, małe i obrane można zalać tym dipem – ja podaję na malutkich plackach ziemniaczanych prosto z patelni, ale to wymaga stania przy kuchence i smażenia, zeby placuszki były gorace i chrupkie.
Myślę, ze jakieś proste krakersy mogłyby zastąpić placki.
Stanisławie,
Umówiliśmy się wstępnie z moim bratem, że na wiosnę wyskoczymy znów w okolice Egeru, Tokaju i Miskolca – Braciszek będzie korzystał z kąpieli termalnych i robił za kierowcę 😉 .
Asiu,
Jak to gdzie? W samochodzie. Rzecz jasna, skorupy i cebula na wierzchu…
Asiu,
Dzięki za halę w Katowicach. Jej dzisiajszy wygląd nijak nie wskazuje na to, że jest zabytkiem.
http://katowice.naszemiasto.pl/artykul/galeria/666228,hala-targowa-razy-piec-czyli-nowe-oblicze-supersamu,id,t.html
Haneczko – http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89467/53f4178d5b8e8eb102dedda60b25a54e/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/105528/53f4178d5b8e8eb102dedda60b25a54e/
pepegor nie wiem jakie masz te krewetki ale najprościej zrobione są najlepsze np. ..
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/02/24/smazone-krewetki-black-tiger/
w tej gdyńskiej hali bywałam jak się przesiadałam z pociągu warszawskiego na lęborski (i odwrotnie) .. jakie cuda tam można było kupić bo przecież blisko byli „dostawcy” ze statków … i było taniej niż w Warszawie ..
podobno w niedzielę na Mariensztacie można sobie handlować do woli .. nie byłam jeszcze i pewnie dopiero w przyszłym roku sprawdzę ..
pepegor i jeszcze takie krewetki .. ładnie podane i zdrowe … 😉 …
http://smaknawage.blox.pl/2010/04/Krewetki-z-Avocado-porcja-ok-215kcal.html
Dziekuję Wam – kochane jesteście!
Rozważam, że ew. skombinuję jakiś dip na bazie zielonego pesto z awokadem a do tego czosnkowana bagietka.
Muszę pedzić, aby się obrobić. Dziś niestety, oddaje na policji moje prawo jazdy i pozostanę nieruchomy do drugiej połowy stycznia. Co z tego, że mamy w tej chwili nawet trzy dopuszczone samochody, kiedy osoba co to prawko jeszcze ma, każdego prawie dnia pracuje do 18.30.
Tak to jest! Do wieczora.
Czas na śniadanie 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Sniadanie.jpg
Asiu, chodzą słuchy, że mysz przegryzła internetowy kabelek komputera Nemo. Tym samym, pani „mądralińska” nie wie, co pisać, bo jest odcięta od Google. Całuski.
Przeczytalam post pepegora i az mnie zatkalo. Cos na oczy mi sie rzucilo i mi wyszlo, ze on ma zamiar serwowac krewetki z pesto i adwokatem. Jakos sobie tego do konca nie moglam wyobrazic, ale chwala Bogu tekst magicznie nie zniknal i doczytalam, ze z awokado.
Tutaj takim targow pt. „szwarc, mydlo i powidlo” jest sporo i chyba najwiekszym jest Owino. Nakawa za to blizej i tam tez Betty robi dla nas zakupy, bo owoce i warzywa tansze i bardziej swieze. Tylko nie moge z nia na ten targ isc, bo na widok mojej twarzy wszystkie ceny bede 3x wyzsze. A do tego Betty nawet kupujac dla siebie bedzie musiala placic wiecej.
Dzisiaj po raz drugi trafilam na rodaka i po raz kolejny sie przekonalam, ze spotkanie rodaka nie oznacza, ze sobie w ramiona bedziemy padac.
P.S. Alicjo Firefox mi mowi, ze twoja strona mnie atakuje
Rodak rodakowi wilkiem?
Nirrod – nie jesteś sama – mnie też Alicja atakuje i Nisię też. Miał Jerzor wyczyścić i nic.
Na obiad polędwiczka z warzywami i z ryżem na ostro – słodko (chili z ananasem, pół puszki kostek ananasowych z sokiem, różne azjatyckie przyprawy itp. Dobre.
Nirrod, mówi, ale nie robi. Ignoruję i żyję, maszyna też ma się dobrze 🙂 Krewetki z anwaltem brzmią bardzo dobrze 😉
Słucham debaty i mam radochę, bo przy starej gwardii – L.Millerze, L:.Dornie. G.Schetynie, młodzi posłowie wypadają bledziutko. I nie chodzi mi tym razem o meritum tylko o formę i poziom – uczyć się, młodzieży póki czas.
Pyro owszem, ale w tym wypadku, to ja robie za owego wilka.
Choc podziwiam rodaka za odwage, bo jak ktos w drugim zdaniu od razu zaczyna narzekac, jak to tutaj brudno i okropnie i pracownicy to polglowki, to ja sie wewnetrznie najezam.
Nowy pokazał pod wczorajszym wpisem dekoracje świateczne w jego miasteczku. Chyba już większość miast ma odświętną szatę. Tak wygląda Gdynia wieczorem : http://www.gdynia.pl/wydarzenia/70_73084.html
szkoda, że nie zamieszczono zdjęcia udekorowanej ulicy Świetojańskiej.
Jerzor jest zarobiony, na razie nie ma czasu. Problem jest już rozpracowany teoretycznie, ja się na tym nie znam, więc sama nic nie zrobię. Ale nie należy się tym ostrzeżeniem przejmować – jak się dowiedziałam od znawców, jakaś wredota zrobiła mi przysługę, zgłaszając tu i tam, że moja strona jest wraża.
Zagonię do tego chłopa, jak wróci z pracy. Albo poproszę Szweda, jak się pojawi wcześniej. Jest jeszcze Michał, ale w tej chwili na zajęcia poleciał. Orły, sokoły, bażanty, a jak białogłowie trzeba pomóc, to ich nie ma, nie ma, nie ma, nie ma…
No przecież napisałam, że Alicja krzywdy nie robi. Sprawdziłam na sobie 🙂
Alicjo, problem jest w tym, że te komputery są „mądrzejsze” od nas i nie ma możliwości wejścia na Twoją stronę, nawet jakbyś miała nieodpartą chęć zarazić się dżumą. 🙁
http://www.tchibo.pl/Silikonowa-mata-do-pieczenia-p200022884.html
Od jakiegoś czasu używam zamiast stolnicy.Z tej samej strony mam też silikonowy pędzel .W przeciwieństwie do włosianych nie linieje.Mogę polecić.
Pyro, jesteś telefonicznie niedostępna 🙁
Witam. Kolejno.
Nowy, świetne zdjęcia! Lepsze i ciekawsze od Robinsonów (Yurek) Nie narzekaj na swój aparat. Chciałbym mieć taką rurę!
Pyro. Dlaczego masz (na zdjęciu Nowego) zniekształconą aureolę świetlną? Pamiętam, że zawsze miałaś regularne kółeczko!
Pepe! Do krewetek zawsze masełko! Czosnek w ilościach!
Gdzie Nemo? Zapewne w ramach ekspiacji weszła na chójkę, po palniętym (Placek) „dowcipie” koszarowo-latrynowym…
Już jestem dostępna telefonicznie. Miałam nie wyłączony telefon po poprzedniej rozmowie. Te klawiszki do wyłączania są małe i widocznie źle w nie trafiam.
Cichal – wiesz, ta aureola jest na kiepskiej obręczy i się przekrzywia.
A w ogóle – cicho tam! Gwiazdor u mnie był i to już drugi. Pierwszy miał stosunki w kraju marcepanów, a ten dzisiejszy jest książkowy – dostałam książkę Anieli Rubinstain. Jestem w euforii. Zazdraszczajcie. Jeszcze p. Danutę i ostatnią Nisię do przeczytania w święta.
Leje, wieje, ciemnawo, mimo przedpołudnia późnego, ekipy podłączające gaz zawitały, znowu będą ryły. Niech ta.
Udaję się na kanapkę z książką. Mam czekać na posłańca, Jerzor powiedział. Czekam…
http://www.youtube.com/watch?v=5RuMG-fePTo
Pomaleńku stół świąteczny się klaruje. Dzisiaj Młodsza odebrała 0,5 kg wędzonych śliwek z pestką – co to kompot na nich aromatyczny i bigos zyskuje na kolorze i „woni cudnej” i odebrała też w mięsnym zamówione przez Pyrę nogi kacze w ilości sztuk 4. Upieczone nogi zostaną podane z pieczonymi jabłkami (jak to Cichal był pokazał) Bardzo to ładne, a do tego kapusta czerwona z winem i rodzynkami albo buraczki z chrzanem. Nogi są przewidziane na świąteczne obiady. Jeżeli Ryba zdecyduje się przyjechać, to będzie jeden obiad; jeżeli zostanie w domu, to upiekę 4, a zjemy 2 – reszta w inny dzień. Dzisiaj wieczorem mam zamiar zmielić orzechy na tort a’la Żaba. Teraz jestem już na tyle powolna i łamagowata, że lepiej mi pracę rozłożyć na tydzień, niż szarpać się na ostatnią chwilę.
Witam.
Orzechy się sieka nie mieli. Tak robiła moja babcia. Jest różnica!
Superexpra-ssu nikt nie czyta, a to co urzędnicy powinni przeczytać jest już historią. Do bandy „Tasiemki” należał także niejaki Adam Plackowski.
Adam Plackowski jest także dyrektorem generalnym sieci sklepów „Chata Polska”. To się nazywa przypadek , bo Adam Adamowi nierówny.
Cichalu – Nic koszarowo-latrynowego nie miało miejsca. Insynuacje i spekulacje z domieszką błędnej interpretacji czyli plotki godne przekupki z placu Nankiera we Wrocławiu 🙂
Yurek – sieka się na ciastka i mazurki – na tort mieli, bo tam nie ma mąki ani – ani. Coś musi ciasto trzymać i jest to mąka orzechowa albo migdałowa ; nb tortu migdałowego nie piekę, bo mi za drogo wypada przy obecnej cenie migdałów (chyba, że trafimy gdzieś na promocję). Orzechy mam i nie muszę kupić. Oczywiście ciasta tego typu piecze się rzadko i z kosztami nie tak bardzo się liczymy ale za bardzo szarżować też niedobrze.
Tuż obok placu, przy ulicy Piaskowej hala targowa, a z nią związanych 579963423 wspomnień.
Architekt który tę katedrę owoców i warzyw zaprojektował nazywał się „coś po niemiecku, na P”. To dzięki niemu chodziłem do szkoły postawowej z powieści o Harrym P.
Babcia tortów orzechowych nie piekła, tylko z orzechami. Co tam, oby tylko smaczne było.
Placku. Czyli „palnięcia” nie było? Trzymasz się tej wersji, czy dalej handlujesz na tym placu, jak mu tam?…:-)
Placek , chodzilam do szkoly kolo Hali Targowej. Pamietam jeszcze targ na placu Nankiera. Szybko go zlikwidowali. Trzy lata temu odwiedzilam Hale i bylam zaszokowana iloscia i jakoscia towarow. Pamietalam jak bylo w latach 60 tych.
Placku, Ty prowokatorze
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1512111927
Elapku, do Urszulanek? niezle laski byly, tylko jakies takie przygaszne no ale te prawie 60mln wspomnien musi zostawi slad
Cichalu – Trzymam się faktów. „Palnięcie” moje, koszary, latryna i potrzeba ekspiacji Twoje, a to ogromna różnica. Nie zaperzaj się zbytnio, być może palnąłem, ale uznałem to sprostowanie za stosowne. Poza tym przyznałem Nemo rację – palnięcia zdarzają mi się bardzo często 🙂
Nankier, jest mu nadal Nankier – nie inżynier a biskup, Jan Kołda, a to że tam kiedykolwiek handlowałem to także wersja niezgodna z prawdą 🙂
Elap – Szabrowników nie pamiętam, ale późne lata piećdziesiąte już tak, a z liceum było mi tam także bardzo blisko. Chciałem uniknąć zwrotów „miejsce o niepowtarzalnym kolorycie” i „tętniące życiem” – bywałem tam na wagarach, a siostra pani sprzedającej pijawki raczyła mnie pyzami. Odpłatnie 🙂
OK Placku! Kupiłeś. Życzę uśmiechu od ucha do ucha! Uha!
pijawki byly we flaszce po lemoniadzie, zamykanej takim mechanizmem na drucie, a Pani pijawka miala wielki pryszcz, juz nie pamietam na ktorym policzku, o siostrze nic nie wiem, pewnie pyzata?
Slawek, jakie urszulanki ! Ja i urszulanki. Przy ul Janickiego bylo Technikum Lacznosci i tam chodzilam. Placek, pamietam pijawki. Chodzilam ogladac babcie ktora je sprzedawala i te pijawki. Byly tez wrozki.
Slawek, czasami pijawki byly w sloiczku a ta brodawke to tez pamietam. Nie chcialam o niej pisac, ale skoro wspomniales.
Sławku – Urszulanek i pyzatości nie pamiętam, ale wspomniana przeze mnie niewiasta miała także flaki, a architekt nazywał się Richard Pluddemann, z umlaut, zaprojektował we Wrocławiu wszystko z wyjątkiem okrągłego kiosku Ruchu na placu Kościuszki.
Z późniejszych bazarów pamiętam tylko rosyjską butelkę perfum Poison (chyba galon za grosze) i kran spoczywający na gazecie 🙂
Architekt urodził się w Gąskach.
Silna grupa tych wrocławian nam się zebrała: Sławek, Placek, Elap, Alicja kiedyś jeszcze Alsa, w czasie studiów – Nemo. Chyba druga w liczebności za Warszawą. Był czas, że i Gdańsk był licznie reprezentowany – Pan Lulek (liczył się też wśród warszawiaków) ASzysz, Stanisław, Krystyna i taki chłopak – zapomniałam nicku – astronom chyba, aktualnie w jakimś kraju niemieckim. Pantha rei… Dzwoniła Żaba – nieodmiennie siedzi w dołku i teraz jeszcze zaziębiona, a na Wigilię obejmuje dyżur przy Mamie. Życie nie jest ładną bajką, a chciało by się.
Hauke i Bosak mi się przypomniał. Lubię chałkę. Jaki ten świat jest maleńki. Przenoszę się myślami do Polski.
Ja was zostawiam i mimo zblizajacej sie wichury lece na tance bretonskie. Moze mnie nie wywieje. Pyra ja kocham Wroclaw. Mimo tak dlugiej nieobecnosci jestem do tego miasta bardzo mocno przywiazana.
Na Placu Nankiera handlowało się od XIII w. W 45r wznowił działalność do lat 60, został przeniesiony na Krakowską. Panie z pyzami, pierogami ruskimi, naleśnikami z serem przeniosły się do Hali Targowej, miały powodzenie. Krakowska nie miała już tego klimatu. Trzy oczka przeżyły wszystkie place, przenieśli się na giełdę samochodową.
Na Bosaka szkoła była która mnie wykształciła. Worcella to była dopiero szkoła, tam nie chodziłem ale dziewczyny…?
Alicjo, info.
http://pclab.pl/news47987.html
Wychodziło by na Plüddemann, Placku.
Nie wiem i nie sprawdzę. Sądząc jadnak po śmiałej konstrukcji w betonie, to też i tu wykonawcą była chyba firma Dyckerhoff & Widdmann, jak w wypadku Hali Stulecia (kopuła). Tu u mnie, w mieście średniej wielkości też zaraz zamówiono sobie taką halę (1912-1914), bliźniaka właściwie. http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Stadthalle_Hannover.jpg&filetimestamp=20100401163524
Bliźniak był naturalnie mniejszy, taki średni raczej, jak wszystko tu w tym mieście.
Ale wykonawca ten sam.
A zafrapowany jestem tym tam „koszarowo-latrynowym”. Złoci moi, nie chce mi się wracać by sprawdzić, co to miało być. Podniecają mnie czasem takie rzeczy.
Może ktoś podrzuci?
Mnie latryna nie podnieca, chociaż nie napiszę, jest niezbędna.
Pyro – z Trójmiasta pisał jeszcze Pluszak 🙂
http://www.szukamypolski.com/strona/foto_gap/7244
Z Wrocławia do Poznania 🙂 : http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/85030/f656b980037d694a2d38ff0867665fb2/
Gdzie ta Nemo się podziała? Czy czasem nie chora, bo w podróż się nie wybierała. A sąsiad z niskiego bloku – z zawodu mykolog zresztą pochwalił się, że w ub tygodniu zebrał jeszcze pół siatki malutkich, młodych podgrzybków, 3 rydze i ok kilograma gąsek. Nikt już na grzyby nie wyrusza, bo grudzień , a tu proszę.
Już od dawna mnie zastanawia nieobecność naszym blogu ludzi ze wschodnich rubieży.
Owszem mamy Marka na północnym-wschodzie i…..na tym koniec.
A gdzie Mazury,Podlasie albo Podkarpacie ?
najnowszy adres papieza:
urbi@orbi
Danuśko – ludzi z „tamtych” ziem na naszym blogu można wymienić na palcach w czasie całej historii naszego stołu:
-Teresa Stachurska
Małgosia od ikon,
-Iżyk,
Andrzej Jerzy
jakiś czas Hiena z Hajnówki, Brzucho – aktualnie z Olsztyna, a w ogóle z całej Polski
Na siłe można pod Kraków wpisać Magdaleną i Bobika. No i gdzieś, spod „samiućkich Tater” była Sarenka
@pyra: miler&dorn group to prafcifi menszczyszni,
strasznie mnie sze podobaja
– urodzeni ministranci.
Właśnie pomyślałam, że i Andrzej Jerzy tylko zawodowo ze wschodnią Polską związany, bo urodzony w Puszczykowie k/Poznania, tu chodził do liceum i tu skończył Politechnikę – więc też nie bardzo znad Bugu
Rzeczywiście, z Podkarpacia chyba nikt nie pisze.
Już dawno nie odzywała się Marzena – chyba z Biłgoraja?
Chyba z Lublina, Asiu.
O, Lena kanadyjska jest z Rzeszowa, a i A Cappella gdzieś z południa
Pyro,
Z tego co pamiętam, A Capella jest z Krakowa, nasza Zgaga z Katowic a ja z pogranicza śląsko-małopolskiego.
No cóż, taka gmina.
Niedawno na blogu panie narzekały, że mają za dużo sprzętów kuchennych. W 1631 r. zmarła w Poznaniu Dorota Rydtówna, żona kupca Tomasza Smidella. W spisie majątku po niej widnieje też wyposażenie kuchni. Pani Dorota miała: „kocieł wielki 1, panwi wielkich 6, małych 9, patelka 1, panewek śrzednich 6, panewek do tortów 2, wanienek miedzianych 2, garnec 1, patelki 2, panew mosiężna 1, zieleźniczek z fajerką najmniejszy 1, durszlaczek miedziany 1, patelka mosiężna, warząchew miedziana, patelniczki 2, kielnia do wody, garnek miedziany, zieleniaczków miedzianych małych i dużych 8, tygiel do ślimaków, kociołki 2 miedziane, miednica miedziana, misa miedziana, kielnie 2, 1 wielka, 2 mała, bukład miedziany, flasze blaszane 2 do piwa, solniczek miedzianych 2, paneweczka malusia, warząchew miedziana, garnek, kotłów 3, kociołek, faseczka, sikawka, kociołki 2 mosiężne, moździerzyków 2 z tłuczkami, moździerz 1 wielki, lichtarzów 6 stołowych, prawdy różne 4, miednic wielkich i małych 16, miednice 2 osobne obłamane, miedniczka 1 mała, durszlak blaszany, kołowrót do pieczystego, rożnów wielkich 9, drybus żelazny wielki, drugi mniejszy.”
Pepe,
Nie gmina tylko powiat (patriotyzm lokalny się odezwał 😉 ).
Urodziłam się w woj. krakowskim, chodziłam do szkoły w woj. katowickim, mieszkam w woj. małopolskim. A to wszystko w jednym mieście. Dla równowagi pracuję w Katowicach. Pogranicze i już!
Rzadko się odzywam, więc umknęło, że ja też z Gdańska. Dostałam w „spadku” od Stanisława jednego z jego współpracowników od zamówień publicznych. On żałował, a ja się cieszę z tego powodu.
Zastanawiam się do czego służyły te „prawdy” w kuchni? Może ktoś wie?
Dzisiaj w telewizorze oglądaliśmy kolejny program z cyklu podróży po krajach skandynawskich.Wspaniała przyroda, r y b y w ilościach niesłychanych.
Osobisty Wędkarz wzdychał i tęsknił 🙁 A ja znowu z rozrzewnieniem pomyślałam
o ASzyszu.
Natomiast wracając do hal targowych.Ja darzę największym sentymentem tę gdyńską,
bo wakacyjne sentymenty,a poza tym moja kochana rodzina zawsze o niej wspomina
i ciągle robi tam zakupy.Tak,jak nasza Krystyna 🙂
A mój nieżyjący już Wuj miał tam przez długie lata swoje spożywcze stoisko.
W innym poznańskim inwentarzu z 1762 r. widnieją: „dzbanek do kaffy porcelanowy, cztey pary filiżanek, dzbanuszek mniejszy do mleka, imbryczek do herbathe nadtłuczony, flaszeczka do herbathe, do cukru miseczka, waza do umywania filiżanek, 2 dzbanyszki srebrne, 1 do kaffy sporszy, a 2 do mleka mniejszy, z uszkami drwnianemi, czarnemi, łódka srebrna z prętem srebrnym i z obwódką na postumenciku do cukru, z 6 łyżeczkami i bocianikiem do brania cukru, serwety do kaffy.”
Pepegorze – Garść frapujących prawd o bliźniaczych halach tego właśnie Plueddemanna. Dzięki nim handel stał się bardziej koszarowy i mniej latrynowy 🙂
Niesłusznie zapomniane – Marywil i Pociejów. Historia Marymontu byłaby nie na temat 🙂
Asiu – Prawdy to podkładki pod półmiski, stąd cztery prawdy w jednej kuchni. Naprawdę 🙂
O tym jak używano kielni do wody boję się nawet pomyśleć. Co do obłamanych miednic – z biedy tak czy z rozwydrzenia? O tym co to jest bukład wiedzą wszyscy.
Nie było mnie tu z godzinę, a tu takie interesujące sprawy. Inwentarze to kopalnie wiedzy o codzienności. Zachwycałam się kiedyś „przeglądem i inwentarzem” izb kanonika poznańskiego w kamienicy przy farze (XVIIw).Jakiś praszczur naszego Pepegora w fachu określał stan okien, okiennic, „pieca wyporządkowanego z drzwiami żelaznemi” i zalecał naprawę podłogi, bo przez szpary niewygody dla kanonika.
Też zastanawiam się nad „prawdami sztuk 4” i przyszło mi na myśl, czy to nie jakieś formy, bo wszak do butów stosuje się prawidła, więc może do legumin i wetów prawa? Jest tam więcej sprzętów, których nazw nie rozpoznaję, np: co to był drybus żelazny?
Co za wredny, paskudny dzień! Tylko temperatura ciekawa, jak na połowę grudnia, +12C 😯
Zaszyłam się na kanapce z kocykiem i książką i tak mi dzień przeszedł. Powinnam była w kominku rozpalić, ale musiałabym nanieść drew, czyli obrócić parę razy pod daszek, a w tym deszczu nie chciało mi się.
Spece od podłączania gazu też odpuślili, zostawiając ciężki sprzęt pod moimi smrekami.
Ze spisu kuchennego – ciekawi mnie, co to takiego „drybus”, oraz kielnia do wody i te dwie kielnie. Mnie się zawsze wydawało, że to sprzęt murarsko-tynkarski , kielnie 🙄
Yurek,
dzięki za sznureczek.
Biorę wino poobiednie i mykam na kanapkę, piję za Wrocław, który kocham prawie tak samo, jak Bartniki i nigdy w podróżach do Polski nie pomijam, bo i tak jest po drodze do Domu.
Asiu, a co to są „prawdy różne 4” ?
A, prawdy już rozwikłane!
A swoją drogą, może bysmy kiedyś zrobili Dzień Ujawniania Wyposażenia Kuchennego? Byłoby do czego porównać 😉
Danuśko,
Skandynawię bardzo polecam, byłam tylko w Danii i Szwecji, a i to krótko, ale mamy w Sztokholmie rodzinę, więc pewnie się wybierzemy, tym razem na kapkę dłużej.
Taki wielki świat – i tak mało czasu 🙁
A ja nie wiem co to bukład?
Najładniej brzmi paneweczka malusia 🙂
„drybus – ‚beczka na trzech nogach do prania’; ceber – ‚duże, okrągłe naczynie z … wierzchenek – ‚wieko naczynia do robienia masła z otworem w środku, przez który … durślak – ‚blaszane naczynie kuchenne, dziurkowane, w kształcie dużej, …”
…tu sznureczek:
http://www.spgortatowo.republika.pl/strona5.html
Jest tam rozdział „naczynia i narzędzia kuchenne”.
Placku – ciekawa ta opowieść o Marywilu.
Uwaga Alicjo – podali w Gazecie (dod. Poznań) że u nas robią implanty wszczepiane w podniebienie osób chrapiących przez sen. Żony się zachłystują ze szczęścia. Ty napisz do Poznania i umów wizytę na wrzesień i będziesz mogła zasnąć spokojnie obok Twojego tartaku.
A ile macie serwet do kaffy? 🙂
Dobranoc
A czy się różnią serwety do kaffy od tych do herbathy?
Masz sznureczek, Pyro?
Bo Jerzor mi nie uwierzy…i w końcu przyjdzie mu spać na wycieraczce.
Alicjo – coś mi nie wychodzi – http://www.gazeta.pl – a tam gdzie miasta trzeba wpisać Poznań.
MałgosiuW,
tyle znalazłam z współczesności, rzeczywiście są takowe, różnią się wzorkiem 😉
Ale za czasów pradawnych – pojęcia nie mam, co za róznice były. A była już wtedy w Polsce herbata?
http://serwetki.decoupage24.pl/index.php?action=kategoria&sa=wyswietl&kat=14
No cóż, taka gmina.
Ewuniu, to tak było „…tu chałupka, tam krowina – taka gmina”. A taka gmina w tym, że Pyra wyliczała nam , jak z z wesołego miasteczka ta nam pomału wynika. Nic przeciwko gminom, a powiat jest moim żywicielem.
Placku, dziekuję za sznurek, coś niecoś się wyjaśniło, nadal jednak nie wiem co z tą latryną.
„Co wam tu, q…a, lekarz przepisał zmianę powietrza?” – wykrzykiwał zwykle ktoś z ciała pedagogicznego, jak dymiliśmy w ówczesnym odpowiedniku latryny. O tyle yurek ma rację, jest ona bezdyskusyjnie pożyteczna i ma rację bytu.
A ja myślałem, że prawdy są dwie, acz – przypuszczałem – że może ich być więcejI
I masz tu, są cztery.
Żabo! Wynijdź z dołka. Spotkałem dwie Twoje kuzynki. Pozdrawiają. Kumkają, że w przyszłym roku przyjadą!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Zabki?authkey=Gv1sRgCNbJvoqY7rToqgE#
Pepe dla Ciebie
http://www.youtube.com/watch?v=jFJQD0sX7bw
Cichalu – już myślałam, że rzeczywiście, bo to Żaba ma liczną familię i rozgałęzioną w Twojej okolicy (co to jest 500 km?)
Pyro,
znalazłam.
Słucham dziennika, w Toronto dzisiaj było 14C 🙄
Placek na plaży?
Łeeeee….te serwetki to są chyba papierówki 🙄
Alicja, dzieki,
dowiedzialem sie, ze zylc mozna popic fiutem, jesli ktos lubi na slodko 🙂
Dowiedziałam się także, że luksusowy , rosyjski superekspres Moskwa – Paryż, co to zatrzymywać się będzie w Warszawie, polskich pasażerów zabierać nie będzie – dopiero w Poznaniu. Sławek – będziesz miał do Pyry 12 godzin w nowoczesnym Orient-Express
tak. zgadza sie. ja wiem o tym juz od dawna i z cala stanowczoscio uwazam, ze hale – to namiastka nieba na ziemi …
czesto sie to nie zdarza, a zauwaza sie to jeszcze rzadziej w glebokim blekicie tysiace pasacych sie puszystych ….
… tak przynajmniej mi sie wydaje, kiedy uda mi sie zauwazyc pasace sie na hali stado owieczek
to fakt (nie gazetowy), tego nie mozna zobaczyc i zrozumiec, jak sie tego nie czuje
chcialbym jeszcze cos o latarniach wcisnac w klawiature, ale teraz wlasnie jestem oczekiwany w oblokach
Brakuje mi Nemo 🙁
Zalałam bakalie na świąteczny placek. Ludzie, uważajcie! Robię z połowy, wychodzi duża blacha 😯
Ło Jezu, nie nadążam, ale podejmę Pyro:
„…zakówka jest na cztery gwoździe, wedle pieca z dziećmi hameleńskiemi”.
A myśmy tego pieca namiętnie szukali .
Hameleńskie dzieci to te, które wyprowadził szczurołap. Zakładam, że legenda o szczurołapie jest i tu znana. Tam chodziło o znalezienie miejsca kominka który jest wielokrotnie wzmieniany. Jeśli chodzi o ten zamek, to jest to renesansowy zamek w Neustadt am Rübenberge.
Chodziło rzecz jasna o wielki kominek. Tak jak w tych czasach.
No, trochę się zagadaliśmy, a dzisiaj przecież Danuśki i Alaina rocznica ślubu!
STO LAT!!!
Wypijam czerwonym, wreszcie u mnie godna pora na toast 🙂
O godnej okazji powyżej.
Idę spać – chrapać mogę jedynie sobie sama; nikt mnie nie budzi. Oj, joj,joj!
Tanio, szybko, czysto i nowocześnie/a>
O skórko,
to ja jestem jaknajbardziej za tym i przyczepiam się do Alicji:
Danuśko, Alanie, dalszych stu lat, tak trzymajcie!
Sto lat! Sto lat!
Internet ledwie się czołga, a i to z zadyszką 🙁
A ja się chyba w poniedziałek zaziębiłam (byłam w Szczecinie cały dzien) i teraz ledwie zipię. Coś jak ten internet.
cichalu, pojmuję, że kuzynki przywieziecie oboje, znaczy Ewa i Ty 😀