Żony jak latarnie morskie
Byłem na kilku latarniach morskich. W tym na dalekiej północy, w Norwegii, na maleńkiej wyspie. Wszystkie latarnie najwyraźniej czuły, że są niepotrzebne. Tylko jedna z nich mogła czuć się dalej kochana i zadbana. Po tych wizytach przeczytałem książkę młodej dziennikarki i podróżniczki Kari Herbert, córki jednego z najsłynniejszych polarników XX wieku sir Wally’ego Herberta. I to ona właśnie użyła tej latarniowej metafory pisząc (Kari Herbert, Żony polarników): „Zarówno moja matka, jak i inne żony polarników były dla swoich mężów niczym latarnie morskie. Nawet tysiące kilometrów od domu zdawali się słyszeć ich głosy, przebijające się przez polarne burze, zachęcające, by szli do przodu, dodające im sił w walce z naturą nawet wtedy, gdy nadzieja na powrót była nikła. Mam nadzieję, że moja opowieść pozwoli wyjść tym nadzwyczajnym kobietom z cienia ich mężów, bohaterskich odkrywców, po to, by mogły opowiedzieć własne historie.”
A są to historie równie pasjonujące jak i opowieści o podbojach Arktyki i Antarktydy dokonywanych przez ich mężczyzn. Z tym większym zainteresowaniem wdałem się w lekturę, że dotąd uważałem polarników za samotnych herosów. Tu zaś ujrzałem zupełnie innych ludzi – załamanych kłopotami, wylewających swe frustracje i wypłakujących nieszczęścia na żoninych piersiach.
Te często nieszczęśliwe i zdesperowane kobiety podnosiły z upadku, otrzepywały ze śniegu i lodu mężów, ukrywając to wszystko przed światem, by nie plamić obrazu bohaterów. Jedne – bywało – podróżowały z nimi w najtrudniejszych warunkach pokazując, że są równie męskie jak i oni, a inne żyły tęskniąc za wiecznie nieobecnymi.
Młoda autorka wczesne dzieciństwo przeżyła w Arktyce poznając realia życia polarników na własnej skórze. A że przy tym ma wybitny talent pisarski, to otwiera przed czytelnikami świat dotąd dla nich całkiem niedostępny, lecz jakże ciekawy.
Spieszę dodać, że są w książce także i elementy kulinarne. Diety polarników jednak nie polecałbym smakoszom. Chyba, że są miłośnikami tranu, suszonych czy mrożonych lecz niezbyt świeżych ryb czyli stałej diety odchudzającej.
Komentarze
nie tylko żony polarników są jak latarnie .. 30 lat temu wiele było takich żon ..
dzisiaj mam smutaski jakieś to do jutra …
Nie uwierzycie, ale ja z ochotą piłam w dzieciństwie tran i nie rozumiałam, dlaczego wszystkie dzieci były tak nieszczęśliwe na okoliczność i po wypiciu straszliwie nimi trzepało z obrzydzenia. W zamrażarce ciągle mam jeszcze islandzki harkl (czyli zgniły wieloryb), dozuję sobie powoli i cieszę się, że nie ma na niego amatorów – więcej dla mnie! Już tylko maluteńka przygarstka została.
Surowa swieża ryba jest znakomita – tu mi się przypomina Rejs z Kapitanem i wizyta u Ewy i Jerzego Tarasiewiczów. Pojechaliśmy do portu ok. godziny 16-tej, bo wtedy rybacy zjeżdżają z połowów, zakupiliśmy
u Kpt.Skipa Bradeena dopiero co złapane ryby, no a potem była uczta. Na surowo, z grilla i różnie inaczej, była to prawdziwa uczta, a sewicze polecam – tylko ryba musi być dzisiaj złowiona. Lekutko podmrożona, żeby można ją było skroić na cieniuteńkie plasterki, do tego sos sojowy. Pasowałby także chrzan, myślę.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Marzec2010FloridaRejs#5456683470090383602
Co ja tu robię o trzeciej nad ranem? Zajrzałam po drodze do wygódki, skończywszy czytać książkę, potem wiadomości…
Idę dospać.
…jeszcze tylko zamieszczę bardzo ciekawy wywiad. To dla wszelkich malkontentów (często bywam, przyznaję się bez bicia).
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1521749,1,jak-przezyc-zycie-by-niczego-nie-zalowac.read
Leonard Cohen – Everybody Knows
Każdy wie że kości są fałszywe
Każdy gracz krzyżuje palce swe
Każdy wie że wojna się skończyła
Każdy wie kto wygrał a kto nie
Każdy wie jak skończyć miał się bój
Biedak stracił, bogacz zyskał znów
I tak to już jest
Każdy o tym wie
Każdy wie że nasza łódź przecieka
Że kapitan w żywe oczy łże
Każdy to niemiłe zna uczucie
Jakby ojciec umarł mu lub pies
Każdy daje w łapę acz niechętnie
Każdy chciałby dostać bombonierkę
Lub bukiet róż
Każdy wie to już
Każdy wie że kochasz mnie maleńka
Każdy wie że tak naprawdę jest
Każdy wie że zawsze byłaś wierna
Może oprócz nocy dwóch lub trzech
Każdy zna dyskrecję twą jak grób
Odwiedziłaś nago mężczyzn pułk
A może mniej
I każdy o tym wie
Każdy o tym wie, każdy o tym wie
Tak to już jest, że każdy o tym wie
Każdy o tym wie…
Każdy wie że teraz albo nigdy
Każdy wie że jak nie ja to ty
Każdy wie że zyska wieczną chwalę
Gdy napisze jeden wierszyk zły
Każdy wie że ten interes śmierdzi
Tylko murzyn zbiera kwiat bawełny
Kark pokornie gnie
Każdy o tym wie
Każdy wie że zbliża się zaraza
Każdy wie że czasu coraz mniej
Że mężczyzna nagi i kobieta
Są zabytkiem, który w mroku lśni
Każdy wie że martwy jest nasz świat
Ale ty nad łóżkiem licznik masz
Którym mierzy się, to, o czym każdy wie
Każdy wie że same masz kłopoty
Każdy wie że losem twym jest ból
Od krwawego krzyża na Kalwarii
Aż po plaże w Malibu
Każdy wie że ziemia trzeszczy w szwach
Więc na święte serce spójrz choć raz
Nim pęknie w szerz
Czy już o tym wiesz
Każdy o tym wie.
Yes, we know 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=XW8eahAB68U&feature=related
Jolinku, nie smuć się
? 2:00? 2:00
http://www.youtube.com/watch?v=kkiMU6epe5w
Trzydzieści lat – i kryzys wieku średniego? Blog refleksyjno – nostalgiczny? Smuteczki i „wszyscy o tym wiedzą, każdy wie” To zawsze tak jest – nie dogonimy naszej młodości durnej i chmurnej, pełnej naiwnej pewności, że aby zmienić stado przy korycie, a od jutra będzie raj i cały świat poniesie nas na barkach w kierunku szczęśliwości (za zasługi nasze). Rozczarowania… A przecież to pokolenie (jak i dwa poprzednie zresztą) naprawdę sporo zrobiło i wiele osiągnęło. Ludzie! Głowy do góry! Historia Was zweryfikowała! Przecież tak miało być – a lepiej to już nie na tym świecie.
Jaka piękna postać, doktor Wanda Błeńska.
Tak, Alino. Ja już ze dwa miesiące temu o Niej pisałam, kiedy w Poznaniu obchodzono Jej setne urodziny.
Jak Alicja zajadałam się surową rybą w czasie rejsu jachtowego ale po Bajkale .Była to endemiczna ryba omul z gatunku łososiowatych. Tylko sól i cebula,na kilka godzin, o ile pamiętam.Bez żadnego sosu jako dodatku. Jedynie wódka do popicia. Na jachcie była też do dyspozycji wędzarnia,gdzie omul był wędzony. Ta wędzarnia to właściwie metalowe pudło,które wynosiło się na brzeg ,źródłem ciepła były jakieś drewienka i po mniej więcej 40 -50 min.ryba była już gotowa.Czyli raczej pieczenie niż wędzenie.
Gostuś – Młodsza nad Amurem też jadała omula – studenci wymieniali 0,5 l wódki na 2 kg ryby. Ktoś przytomny jeszcze w Poznaniu radził kupić każdemu kilka butelek wódki, jako walutę najpewniejszą. Sprawdziło się.
Trąd wydaje się nieobecny od dawna w naszym świecie. Gdzieś tam na krańcach świata są jego resztki. W Opowieściach kołymskich Warłamowa (czyli Warłama Szałamowa) jest opowiadanie o trędowatych. Ponoć w 1941 istniały w ZSRR leprozoria. Ofensywa niemiecka spowodowała rozpierzchniecie się pensionariuszy po całym ZSRR. Podawali się za ofiary wojny. W Europie prawie całkowite znikniecie trądu „zawdzięczamy” epidemiom dżumy, która uśmierciła prawie wszystkich trędowatych.
Podziwiam osoby, które decydują się na opiekę nad trędowatymi i nie mam ich za niespełne rozumu.
Związek pomiędzy polarnikami a tradem jest całkiem spory. Wielu polarników było Norwegami i nieraz wyruszali z Bergen. A w Bergen właśnie mieszkał Armauer Hansen, który odkrył prątka trądu, i tam jest muzeum trądu. Inny związek to fakt, że kończyny po najgorszych odmrożeniach i po trądzie moga wygladac podobnie. Ale to tematy niezbyt pasujące to rozmów o przyrządzaniu ryb.
Kiedyś pisałam, że jest taka stara fotografia – 1,5 roczna Pyra drepcze z Janeczką po mleko, gruntową drogą, która się szumnie ul.Umultowską zwała. Trochę czasu minęło i wzdłuż ulicy wyrosło „profesorskie” osiedle niskich bloków, domki jednorodzinne i coś tam jeszcze i od lat mieszkańcy toczą wojnę o część tej ulicy – mieszkańcy bloków chcą spokoju i zamknięcia ulicy dla ruchu samochodowego – tylko piesi i rowery. Mieszkańcy domków chcą dojazdu do swoich posesji, a jeszcze inni z sąsiednich ulic pragną pełnej przejezdności. Nie mogą się dogadać ale w końcu poszli do rozum do głowy – wybrali 6 osób, mediatorów, nie związanych w żaden sposób z Umultowską, aby to oni, ze świeżym spojrzeniem zadecydowali za nich. Jest wśród tych społecznych sędziów: studentka, emeryt, gospodyni domowa, kierowca zawodowy i prawnik. Nie ma to jak osiedla pracowników naukowych – prędzej, czy później wpadną na rozwiązanie. Tym razem zajęło to kilkanaście lat jałowego gadania.
Chodziliśmy tam na spacery. Kuzyn (dokładnie mąż kuzynki Krystyny)profesor, ale z AR, potem Uniwersytetu Przyrodniczego. Ale nie mieszkał na tym osiedlu, tylko na Osiedlu Stefana Batorego. Bardzo bliskie nam osoby. Spędzaliśmy razem urlopy i przegadywaliśmy całe noce jeszcze rok temu. 10 lat młodszy ode mnie, ale dogadywaliśmy sie świetnie i bardzo sobie ufaliśmy. Góral z Witowa, ale od dziecka w Poznaniu. W piątek pogrzeb w Kiekrzu. Wielkie osiągnięcia w technologii węgla drzewnego do magazynowania wodoru. Patenty, wielkie konferencje naukowe na całym świecie i teraz tylko żal.
„Stan wojenny ze swoją logiką przemocy, zastraszenia, represji zamordował budzącą się w społeczeństwie nadzieję, zatruł nienawiścią i bezsilną rezygnacją psychikę wybijającego się ku wolności i demokracji narodu. Ostatecznie po siedmiu straconych latach generał powrócił do stołu rokowań, ale w jakże innej sytuacji psychologicznej, społecznej, gospodarczej. Wykopana wówczas w polskim społeczeństwie przepaść dotąd się nie zabliźniła…” Henryk Wujec
30 lat temu, to byly zony, nie to co teraz. Teraz ta dzisiejsza mlodziez zupelnie nie wie jak byc zona 😉
Nyama Choma biega sobie przed oknem i zre co mu pod pysk podejdzie. Niech sobie je, za 1h i tak go zamkna w zagrodzie.
Jako ta zla zona oswiadczylam mezowi, ze nastepnego skopa juz nie bedzie i psa tez sobie moze wybic z glowy. Obrazic sie chyba nie obrazil, ale pojechal sobie na 3 dni do Gulu. Uczciwie dodam, ze do pracy a nie dla rozrywki, ale co tam, pojechal.
Nirrod, nie wierz w to. Noemu kobieta też czasem kołki na głowie ciosała, a on na wszelki wypadek chował się w świątyni. Pan Bóg mógł czasem przebaczyć, żona była bliżej.
NL33 to chyba jakis omen.
Pyro ja sobie zartuje. Zony zawsze byly rozne i 30lat temu i teraz. 100lat temu tylko takiej zonie trudniej sie bylo na meza wypiac jak ja do ostatecznosci doprowadzil. Moznaby za to wysuwac argumenty, ze teraz czasem za latwo sie wypiac…
Z natura ludzka to juz chyba tak jest, ze to co kiedys zawsze bylo lepsze niz to co teraz. Moja mama sie smieje, ze z przyjemnoscia wspomina komune, nie dlatego, ze jej sie system tak podobal, ale dlatego, ze byla mloda.
No, właśnie Nirrodku. Młodość. umiejętność poruszania się w tamtych realiach, tanie książki. I powiedzie czy kupienie potężnej siaty cytrusów dzisiaj może się równać z poczuciem zwycięstwa i komfortu kiedy przed świętami „zdobyło się” 2 cytryny i 3 pomarańcze?
Stanisławie – dopiero teraz przeczytałam. Bardzo mi przykro, czytałam nekrologi. Nie znałam ale zawsze odczuwam stratę, którą ponosi nasza materia społeczna.
Jak stan wojenny wprowadzili, to ja lat mialam 3, wiec zaden tam ze mnie kombatant, wiele z lat 80tych tez nie pamietam, ale to, ze na gwiazdke byly pomarancze, to do konca zycia ze mna zostanie.
I nie Pyro, kupienie poteznej siatki nie moze sie z tym rownac.
A jak udało się kupić 25 dkg landrynek, to widziałem w oczach moich kobiet takie uznanie jakbym był szefem hordy neandertalskiej po upolowaniu mamuta…
Nirrod – pamiętam, że tata przynosił nam w paczkach z pracy po jednej zielonej kubańskiej pomarańczy. I porzeczki w czekoladzie z Jutrzenki. 🙂
Bo zdobyczne ma się nijak do tego, co kupione 😉
W naszej księgarni był kłopot z zakupem książek. Panie sprzedawały co ciekawsze tytuły „spod lady”. I więcej szczęścia mieli kupujący panowie 🙂 . Jaka była radość, gdy jechalismy z rodzicami do Bydgoszczy i we wspaniałej jak na tamte czasy księgarni „Współczesna” można było wybrać sobie różne książki. Można było każdą dotknąć, obejrzeć – tak jak teraz w Empiku. Stały fotele, na których siadali ludzie i czytali. 🙂
Mnie też w moich rejsach często prowadziły latarnie morskie swoim przyjaznym światłem. W domu też ma taką! Gdy czasem mam ochotę zboczyć z drogi, łagodnie (!?) sprowadza mnie na kurs właściwy…
Jakby napisał Placek: „Ben Akiba – moja morska latarnia biodra w lirę ma wygięte…”
Odwrotnie, kupione nijak do tego, co zdobyczne 😳
Jestem zakręcona, dosłownie. Błędnik mi zwariował 🙄
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/OkoliceSwiatNYC2010?authkey=Gv1sRgCMvpqYy956S7DQ#slideshow/5549226636073882162
Nie jestem pewien czy tego nie pokazywałem, ale jak ktoś ma ochotę zobaczyć NYC przed świętami, to zapraszam
Jako bonus dodaję ściągę winną.
Cichalu,
nie pokazywałeś chyba jeszcze tych zdjęć. Z przyjemnością je obejrzałam. A zimę mamy taką jak w Nowym Jorku.
Pyro,
zapisałam sobie skrzętnie przepis na ciasto bakaliowe. Może je zrobię, ale składniki zmiejszę wagowo o połowę. Mam tylko pytanie. Napisałaś, że bakalie zalewamy brandy i rumem na 48 godz./ 4 dni/. Uścislij proszę te dane.
Krystyno – mea culpa. Już Haneczka dzisiaj zwróciła mi na to uwagę. 48 godzin, to 2 dni. Nie wiem, dlaczego te 4 dni mi się przyczepiły – widać dzieliłam przez 12, nie 24. Haneczka też się przymierza do połowy, a ja poczekam na rezultaty. Upiekę kiedy indziej tyle, że można wcześniej i nie koliduje to z całą robotą świąteczną.
Tam jest ciepło 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6516.JPG
Mnie naszło dzisiaj na ruskie pierogi, akurat mam twaróg, mam ugotowane ziemniaki, ciasto zaraz zrobię i przystąpie do lepienia.
Można kupić w „Baltic Deli”, ale jak człowieka nachodzi na robienie pierogów, to się nie kombinuje, tylko się robi i już. I to nie na jeden obiad na dwoje, a na kilka, inaczej szkoda zakasywać rękawy.
No. Rękawy mam już zakasane, ziemniaki wystygły, mogę przystąpić do działalności. Maślanka w lodówce jest, Jerzoru właśnie powiedziałam, że boczuś by się przydał, ale przypomniał mi o smalcu ze skwarkami, co to był zakupił, no i chyba wystarczy, bo tych skwarek jest wiecej, niż smalcu.
2C i szaro-buro jakoś tak. Grudzień, było nie było…
Alicja – od 3 tygodni ponoć Twoja strona zgłoszona jest, jako atakująca. Przestaję pilnować kalendarza, odwiedzać książkę kucharską itp, bo mnie nie wpuszczają.
Alicjo. Cieplej, to było na rejsie! Dziękuję, że go przypomniałaś. Zrobiło mi się cieplej i na sercu! I to se vrati! czego sobie serdecznie życzę!
A tak na boku, żeby nie zapeszyć. W styczniu szykuje się rejs na British Virgin Island, na obchody pamięci Wagnera, naszego wielkiego żeglarza. Jest wiele przeszkód, ale postaram się je zwalczyć. Najważniejsza pokonana. Ewa (moja Latarnia Morska) z oporami, ale się zgodziła mnie wypuścić!
Alicjo-wpadam na te ruskie !
Róbta,co chceta,ale róbta w ilościach niekontrolowanych 🙂
Ze smalcem i skwarkami absolutnie mogą być.
Pyro,
pieprzony (kulinarnie!) windows czasem tak ma, na Ciebie padło bo przecież wszyscy wchodzą bez problema. Toż u mnie drzwi jak w saloonie kowbojskim, wiewają wte i z powrotem 🙄
Poproszę Jerzora, jak wróci z pracusi, żeby zajrzał do wątpi, bo być może, że Twój adres internetowy został zapisany na czarną listę z całkiem nieznanych powodów i dlatego Ci zawarł wrota. To się czasem zdarza.
Jakby ktos miał problemy, niech daje cynk, bo raz na jakis czas coś się dzieje i trzeba zrobią przeciąg, pozamiatać i poodkurzać.
Tymczasem jestem cała omączona, wyrwał mnie z kuchni telefon, no to i zerknęłam przy okazji, co w kuchni.
Cichal,
zazdroszczę Ci Virgin Island rejsu, ale jak to mawia moja mama, nie da się być z d… na wszystkich kiermaszach 🙄
Na marzec planowana Grecja, latem wiadomy rejs z St.Malo do Kadyksu na Najpiękniejszym Żaglowcu Świata, we wrześniu tradycyjnie Polska rodzinno-przyjacielska.
Wracam do wałkowania ciasta 😉
Danuśka,
wpadaj, zanim dotrzesz, będą juz gotowe 🙂
Alicjo,
W zeszłym tygodniu też mi gadał, że alicja.homelinux zaraża, ale teraz przestał. Może to Poznań miał szlaban?
Bronka – u mnie trzyma nadal. Szlaban na Pyrę.
Dobry wieczór. 😀
Pyro, mnie też od wczoraj ostrzega o niebezpieczeństwie, ale każę mi iść do diaska. 😉
Alicjo, jeśli byś wkleiła inne zdjęcie, niż dwa ostatnie, to po ukazaniu się komunikatu o wirusie (złośliwym), jak kliknęłam na „pokaż więcej informacji”, to mi się wyświetliło, m.in., że do 09.12.2011 roku Twoja strona nie była czysta ( i niewinna? 😉 ). Tylko ja ćwok zamiast kliknąć Print Screen, kliknęłam na zignoruj i pooglądałam. 😀
Tam były informację z jakiego powodu uznano, że plik jest zawirusowany. Jeśli chcesz przekazać Jerzorowi te informację, to wpisz sznureczek do innego zdjęcia a tym razem się nie zagapię i wyślę Ci Print Screen mailem.
Witam.
Alicjo, nie wiń systemu to wina programu zabezpieczającego na komp. innych, zgłosiłem problem 12.10.11 5:06pm. Nie wiem co poradzić, na Linux e nie znam się.
Znam się troszkę na golonce, robię dzisiaj panierowaną, 2 plastry przedniej już ugotowanej, jajeczko, panierka, patelnia. Ziemniak i fasola jako ozdoba talerza.
Alicjo-Kanada leży w mych życiowych planach.
Może nie dzisiaj,może nie jutro,ale wpadnę!!!
Bądź w pogotowiu….:-)
Dzisiaj rozpusta 😀
Na przekąskę litewski chleb z litewską słoniną.Ło Matko Boska-jakie to dobre!
Nasi przyjaciele udali się na świąteczny jarmark na rynku Starego Miasta,a że też lubią dobrą kuchnię,to nabyli drogą kupna co nieco i podrzucili nam przy okazji.
I co miałam zaproponować na obiad po tej litewskiej słoninie?Oczywiście,że kaszankę
z nad Buga z cebulą.Całe mnóstwo CEBULI,bo Osobisty Nielubiący Cebuli dzisiaj w podróży służbowej!!! Czasem doceniam chwile,kiedy wzywają go obowiązki niecierpiące zwłoki,bo nareszcie można zaszaleć 😀
Ciasto rozwałkowane, wszystko gotowe do lepienia, żem se przysiadła w celach odetchnięcia.
Wszystkim zainteresowanym i niezainteresowanym jeszcze raz powtarzam, że windows ŁŻE jak nie powiem co, kiedy gada, ze ja zarażam 🙄
System operacyjny pod tytułem LINUX (a takiego używam) nie roznosi żadnych wirusów, a i przez lata (kilkanaście) nie zdarzyło mi się, żeby mnie jakiś wirus zaatakował. Po prostu – ten system tak ma. Nie potrzeba mi żadnych zabezpieczeń, nie muszę wydziwiać – mam porządny system operacyjny, na dodatek darmowy, bo każdy może sobie ściągnąć z internetu i zainstalować we własnej skrzynce. Ja tak mam od lat nie dzięki własnemu geniuszowi, a trzech takich, co to w komputerach i informatyce siedzą.
Zadzwoniłam do Jerzora w sprawie – zajrzał, powymiatał i powinno działać, spróbuj teraz, Pyro. To jest coś na zasadzie takiego łotra-pressa, coś wpadnie, zablokuje i klops, kulinarnie. Rzadko tak się zdarza, ale zdarza się. Daj mi cynk, jak poszło, sprawdzę za ileś tam pierogów 😉
Danuśko, to miałaś dzisiaj używanie. 😆 😆
Yurku, golonko w plastry? 😯 A co z kością ? Obgryzłeś chociaż ? 😉 Wg mojej zachcianki, golonko może się składać tylko z kości (oczywiście z chrząstką), tłuszczyku i skóry. Niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba. 😎
Haneczko, mnie się też zdarzało coś zdobyć, ale po staniu w kilkugodzinnej kolejce i do domu wracałam tak zmęczona, że nijakiej satysfakcji nie czułam a wręcz przeciwnie – wściekłość. 🙁
Czasem Mama mnie chwaliła, a że ogólnie robiła to bardzo rzadko, to wtedy mnie ciut „łechtało”. 😉
Zgago, moja ma wielkość krojeniową 1,5kg, kostka z boku a ile żelu, ho, ho, ho.
Yurku, mniam, mniam. Chyba „zazdraszczam”, mimo to, życzę smacznego. 😀
Wrócę za 2 godzinki – sąsiedzka wizyta. 😀
Alicjo, to tym razem „google” się buntuje w sprawie Twojego serwera. Pod linkiem znajdziesz zrzut ekranu z informacją:
https://picasaweb.google.com/Malpiszka/Rozne#5685690138982990306
Potwierdzam Alicjo, wpis 17.35,
Twój sznurek na zdjęcie te wywołał u mnie napis ostrzegawczy!
Alicja – dalej stoję za płotem.
Polepiłam pierogi.
W sprawach serwera Jerzor będzie radził, w koncu sam się dumnie nazywa administratorem. Jak mnie wkurzy, to mu jeść nie dam i wyrzucę z posady 👿
Będzie radził, jak wróci z pracusi. I chyba dam mu zjeść trochę pierogów, bo tak na pusty żołądek to się nie godzi.
Młoda godzina, a ciemnawo się robi 🙁
p.s.Tymi ostrzeżeniami się w ogóle nie przejmujcie, ja wbrew pozorom jestem naprawdę niegroźna 🙄
Ciekawe…pierwsze słyszę takie…zaraz napuszczę na to moich komputerowców.
Możliwe, że google wciagnęło z jakichś przyczyn na czarną listę, tylko nie wiem, co za przyczyna.
Alicjo, ja wchodzę na Ciebie bez żadnych kłopotów a mam Windowsa. czytam wszystko, bez żadnych ostrzezeń!
Podpatrzone przed chwilą w telewizji .
Dwie uczennice zapytane na ulicy o PZPR, odpowiedziały :
Polski Związek Piłki Ręcznej ?
Świat jest piękny 🙂
a Chiny daleko…
Wodzu prowadź na Pekin!
Nie wiem, czy kiedykolwiek opowiem – napiszę o własnym moim 13 grudnia i dniach następnych, czy kogokolwiek będzie to ciekawiło : jak to wyglądało z drugiej strony. Wiem, że w dwa miesiące później, w lutym ruszył przyspieszony i rozszerzony pobór do służby zasadniczej. I wiem, że słyszało się o wcielaniu studentów i chłopaków z hoteli robotniczych – najbardziej mobilnych i najmniej związanych środowiskowo młodzieńców. Był akurat w moim pokoju po jakieś materiały oświatowe oficer pełniący funkcję z-cy d/s polit. z WSW WL. Spytałam, czy nie ma obawy, że masowo wcielana ,zrewoltowana młodzież narobi kłopotów – odmówi wykonania rozkazów, zbojkotuje szkolenia itd. i ten pan ze spokojem wyjaśnił, że Pyra niczego nie rozumie „Wie Pani, jak ten chłopaka do nas przyjdzie, to obojętnie co ma w tej chwili w łepetynie – jak dostanie ten garnek na łeb, jak wyfasuje broń, złoży przysięgę, będzie z niego żołnierz.” Okazało się, że to on mił rację, nie miotana wątpliwościami Pyra : nie było w wojskach lotniczych ani jednego przypadku niesubordynacji wśród żołnierzy młodego rocznika; były natomiast wśród oficerów ale to już inna historia, na inną opowieść.
A mnie tam w sranie wojennym było najlepiej. Za oknem był księżyc nad Kościeliskiem… Śniegu po pachy, woda w wiadrze zamarzała , na obiady chodziłem do Kasprowego…
Poza tym miałem 20 lat 🙂
Teraz muszę się męczyć z dywanami.
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/Dywan?authkey=Gv1sRgCJinjq7Xlpqr-QE#slideshow/5685742368569439858
1 840 000 węzełkow….
Przepraszam bardzo 🙂
To ze ślepoty śnieżnej.
Dobranoc ten tego
Prawda Marku – gdybym zdała sobie na czas sprawę, że skończy się stan wojenny, a ja nagle będę starszą osobą….Nie chcem ale muszem!
Szlag by to trafił. Miałam kod PYR4 i napisałam śmiesznoty, a muł mi nie puścił. Ja się tak nie bawię.
Zgaguniu, zdobywałam książki 🙂
Raz pobeczałam się w kolejce po mięso, bo do mnie nie doszło. Pan mąż kategorycznie i raz na zawsze zakazał stania. Miał rację, dało się przeżyć bez tego.
Kupiłam część bakalii na ciasto Pyry. Nie ma daktyli. Może będą w Piotrze i Pawle. Zabawne, wtedy brakowało wołowego z kością, dziś – daktyli. Życie jest piękne.
Haneczko, u mnie było 6 (3×1 + 3x 0,5 😉 ) osób w rodzinie a wszystkie mięsożerne. 😀 Zakup książek (w tym czasie) ograniczałam do książek dla dzieci, my z Siostrą korzystałyśmy z bibliotek. 🙂
Mareczku, ja „tyż” byłam wtedy duuuużooo młodsza. 😀
Broniu, pamiętam tylko, że nie wolno pisać wyrazów z dwoma „s-s” a i jeszcze łotr zżera wpisy, gdzie jest ciurkiem napisane ż-a-r-o-o-d-p-o-r-n-y. Któreś literki, pisane razem, kojarzą się angielskiemu łotrowi brzydko. 👿
O, Marek, ja też miałam księżyc nad doliną! Tylko nie Kościeliską, a taką jedną w Karkonoszach. Za to nic mi nie zamarzało.
W piątek wracam, pa pa.
dzień dobry ..
a mnie w stanie wojennym było okropnie …
haneczko daktyle są w Biedronce ..
Marek czy to dywan od Pana Lulka czy tylko pomysł ściągnięty …
ja wchodzę do Alicji bez problema ..