Dynia służy nie tylko do zabawy
Minęło amerykańskie święto dyni. Na śmietnikach leżą puste złociste skorupy i straszą oczodołami. Jaka szkoda, że tyle wspaniałych dań po prostu zmarnowano.
My też kupiliśmy dynie. Takie małe, wielkości piłki do szczypiorniaka. I zrobiliśmy po raz pierwszy dynię faszerowaną serami. Była pyszna.
Licząc się z tym, że może to być coś dobrego fotografowałem każdy etap produkcji, by pokazać jak to zrobić i zachęcić miłośników (a przede wszystkim tych, którzy na dynie wybrzydzają) do spróbowania nowości.
Najpierw wybrałem sery: twarde – grana padano, bursztyn i westberg; pleśniowe – camembert i gorgonzola. Pokroiłem je w kostkę.
Potem dyni odkroiłem czapeczkę i odłożyłem na bok a z wnętrza wybrałem łyżką pestki i włókna, zostawiając około centymetra ścianki. Wsypałem odrobinę soli i tyleż pieprzu. Dodałem ząbek czosnku. Całą dziuplę wypełniłem wymieszanymi serami. Na koniec wlałem nieduży kieliszek białego wytrawnego wina.
Przykryłem dynię jej własną czapką, zawinąłem w aluminiowa folię i wstawiłem do piekarnika. Tam dynia spędziła dwie godziny w temperaturze 180 st. C.
Po wyjęciu, ostrożnie zdjąłem folię i uniosłem czapeczkę. Aromat roztopionych serów zapowiadał prawdziwą ucztę. I tak też było. Zwłaszcza, że towarzyszyło jej chłodne białe wino. Taka dynia wchodzi na stałe do naszego domowego repertuaru. Zwłaszcza wówczas gdy będziemy podejmować gości „bezmięsnych”.
PS.
Kulinarna Akcja Bezpośrednia!
czyli Warszawskie Convivium Slow Food zaprasza na spotkanie:
Gęsiego po gęsinę
Czy gęsina to nasz zbiorowy, patriotyczny obowiązek? Czy wszystkie gęsi są z Kołudy? Jak się w gęś zaopatrzyć? Świeża, czy mrożona? Gdzie się podziały gęsie pipki? Czy normalny, zdrowy, średniocierpliwy człowiek da radę dobrze upiec gęś?
Przez ten gąszcz pytań przeprowadzą nas:
Dr Halina Bielińska, Zastępca Dyrektora Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki PIB w Kołudzie Wielkiej.
Mariusz Szymkowiak, Prezes firmy Animpol z Gorzowa Wielkopolskiego
Artur Moroz, Szef Kuchni restauracji Bulaj z Sopotu.
Termin: sobota, 5 listopada, godzina 12.00
Miejsce: Restauracja Piąta Ćwiartka
Arkady Kubickiego u podnóża Zamku Królewskiego w Warszawie
wejście od ulicy Grodzkiej lub Bugaj
Wstęp: 10 zł, członkowie Slow Food – 5 zł
Komentarze
Za gęsią, raczej nie za dynią – nie przepadam (tylko kolor śliczny) WłaŚNIE MYŚLĘ na co zamienić dynię w tym przepisie. Mam pomysł – użyję takich wielkich (a kruchych) kalarep albo tych mamucich pieczarek. Nadziewane pieczone pieczarki sprawdzają się niemal zawsze
Bój się Boga, Piotrze, ile to ma kalorii? 😯 🙄
Uwielbiam takie potrawy, już mi ślinka leci … ale … no właśnie … 👿
Czy Ty nic nie słyszałeś o „nie wodzeniu na pokuszenie” ? 😉
Placek pisze:
2011-11-02 o godz. 23:21
Pyro, Alicjo i Jotko ? To nie był toast, ale nadal wierzę, że Was na to stać. Jeśli nie, powtórzcie za mną ? Zdrowie kapitana Wrony.
Placku,
ja za Tobą, jak za panią matką 😆
Nowy,
witaj na rodzinnych śmieciach 😆
Przecież nie musisz Jotko sama zjadać całości. Podziel się z Włodkiem, zaproś gości. Albo nie ulegaj pokusie i wzmacniaj charakter.
Uważąj też na toasty – są (podobno) bardzo kaloryczne!
Akurat! Podziel się! Jak tylko poczuję smak smażonych serów, to dostaję małpiego rozumu 👿
Niczem alkoholik, który skusił się na „tylko jednego” 😉
Ale zrobić to kiedy przyjdzie więcej osób, to jest myśl 💡
Dzień dobry o mglistym poranku 🙂
A ja dynię – w każdej ilości i w każdej kombinacji. Wymienię nawet gęsinę na dobrze doprawioną dynię. Szkoda tylko, że trzeba ten charakter wzmacniać…
Nowy – miło, że już jesteś 🙂
Niczego nie wzmacniam, charakter mam żelazny – czego nie lubię, tego nie jem (mordka) Lubię sery – wolę jednak pakować je w inne warzywo. Toasty lubię (niezbyt liczne ale częste) Dzisiaj na obiad smażone pieczarki a’la kotlety panierowane i dwie surówki do tego – z czerwonej kapusty na kwaśno i z pomidorów. Wino czerwone do tego mam ale zaoszczędzę, nie otworzę (mordka z tragicznymi ślipkami).
Piotrze, dzięki!
Z Twoją pomocą przekroczyłem Rubikon.
Skromnie, bo nie z głodu tego dokonałem 😉
– carpaccio wołowe na rucoli
– gnocchi alla gorgonzola
– spaghetti z suszonymi pomidorami, świeżym szpinakiem i peccorino
– panna cotta na musie malinowym
– piwo oraz woda mineralna (ja musiałem zachować zdolność prowadzenia)
– espresso (idealnie „skrócone” na życzenie)
– herbata
= 144 pln
Wszystko bardzo smaczne (no, może gnocchi mogły być ciut mniej rozgotowane, ale nie psuło to ogólnie pozytywnego wrażenia), ambiente przedwojennej willi z ogrodem, wysokie, przestronne pomieszczenia, sklep z winem, obsługa dyskretna.
I spokój. Cisza. Lekko złamana przyjemną muzyką absolutnie w moim guście, nie utrudniająca rozmowy półgłosem. Sympatyczne vis-?-vis przy stoliku. Bardzo miło spędzony czas.
Tylko w głowę zachodzę, jak to możliwe, że byliśmy tam jedymi gośćmi?
Zazwyczaj brak klientów nie świadczy najlepiej o lokalu. Ale tam naprawdę nie było się do czego przyczepić. Więc o co chodzi?
Sprawdzę następnym razem 🙂
Dzień dobry!
Cudny przepis! Jak znalazł na nasze lekko spóźnione halloweenowe spotkanie z przyjaciółmi w sobotę. Podoba mi się to dyniowe fondue.
Pyro, to wzmacnianie charakteru nie polega na wciskaniu na siłę potrawy której ktoś nie lubi, ale na odmawianiu sobie (w porę) większej ilości tego, za czym sie przepada 🙂
paOLOre,
„jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze” 😉
Wzmacnianie charakteru wcale nie jest takie trudne, wiele razy już to robiłam 😉
Tylko potem sam mi się jakoś rozłaził 🙁
Dzień dobry Blogu!
Nadchodzi szaruga z porywistym wiatrem 🙁 Wczorajszy spacer przez złociste winnice Yvorne był pewnie ostatnim przy tak ciepłej listopadowej pogodzie. Mój gość odjechał do Mediolanu, a ja mam chwilę oddechu i jutro znowu w podróż. Tym razem coś dla ducha – wystawa Moneta w fundacji Gianadda w Martigny Wczoraj było dla ciała – polędwiczki z sarny we wspaniałym sosie (z wina, soku pomarańczowego, wywaru z sarnich kości etc.) fioletowe ziemniaki, marchew z imbirem, dobre wina (riesling i jakieś czerwone Montrachet, chyba 🙄 ) Na deser tiramisu z kasztanami i whisky. Dostałam porcję dla Osobistego i… łyżkę, na wypadek gdybym „zapomniała” się przesiąść i zajechała do Bazylei 😉 Trafiłam jakoś w porę, choć późną, do domu. Trasa, którą jechałam do Aigle, prowadzi przez najdłuższy w tej chwili tunel kolejowy w Szwajcarii (34,6 km) i pociągi jeżdżą nim z prędkością ponad 200 kmh. Niespecjalnie lubię jeździć przez takie długie tunele, ale ze „znieczuleniem” jakoś to znoszę 😉 Jutro znowu będę jechać tą trasą, rano i na trzeźwo 🙄 Powrót przez Montreux i Simmental.
Jestem pod wrażeniem orła Wrony, a ten drugi pilot… Tu się rozmarzyłam… Amantów mógłby grywać, w filmach o dzielnych i nieustraszonych 😎
Nemo – on mógłby, tylko my już nie heroiny, co to z białą chusteczką na ziemi zostają, gdy on tam – hen – te bohatery grywa.
Paolo – lepiej się do warszawskich knajp nie przyzwyczajaj zanadto.,
Pyro, to mi nie grozi, póki stołuję się u Mamy 🙂
Dzien dobry,
Jotko a probowalas zupy – kremu z brokolow i stiltona (albo innego serowego smierdziucha) ?
Dla Pawła dedykacja
http://youtu.be/hPl6stsSyI4
ps – dedykacja serdeczna, chociaż wbrew pozorom nie damsko – męska. Idiotką bywam ale nie do tego stopnia.
Dzięki Pyro! Bardzo smaczne. Zalajkowałem 😉
A czy ten fragment „Będę miała kilka spraw, do Ciebie kilka spraw. Nie o różach, nie o bratkach…” mam zinterpretować dosłownie?
Nisia odgrażała się kiedyś, że mi da w dziób (chyba za używanie wyrazów obcych i oglądanie niewłaściwych bajek). Pojutrze stworzę jej do tego okazję 😉
Wiedeń poczeka na mnie jeden dzień dłużej.
Jolly,
nie próbowałam, ale chętnie spróbuję, jak podasz przepis 🙂
Pyra,
(11:24) mów za siebie 😉
Jotka – ja tylko za siebie; w kolektyw przestałam wierzyć w 1989r.
Nie, PaOLOre, nie dosłownie. Kiedy coś od Ciebie potrzebuję, zawracam głowę bezpośrednio, telefonicznie. Tak ogólnie dobrze byłoby pogadać o starych Polakach/ może być przy piosenkach Warskiej, lubiłam te piosneczki/.
Pyra,
😆
Jotko,
2 lyzki oliwy,
1 posiekana nieduza cebula,
2 zabki czosnku,
200g rozyczek brokula
1 1/5 szklanki goracego bulionu warzywnego
100g Stiltona (lub innego niebieskiego, plesniowego sera)
sol, pieprz
Na rozgrzanej oliwie podsmazyc cebule z czosnkiem.
Dodac brokul, zalac bulionem, gotowac okolo 10 minut.
Dodac ser, dyzurne.
Ostudzic lekko, zmiksowac.
Mozna dodac smietany.
Podawac z grzankami.
W Polsce robilam z Lazurem zamiast Stiltona i zupka tez byla pyszna, tyle jako ze lubie konkretne smaki, Lazura dodalam wiecej.
Przepis Jolly Rogers jest bardzo ciekawy. Robię tę zupę podobnie, dodając topiony serek (rodzaj Kiri) ale z serem o mocniejszym smaku koncowy efekt jest na pewno lepszy. W ten sam sposób robię zupę-krem z kabaczków (courgettes).
Jolly,
dziękuję 🙂
Byłam w sklepie po zielony pieprz do pasztetu (pasztetówki?). Na dworze halny, w powietrzu wirują suche liście, a służby komunalne montują świąteczne oświetlenie. Teraz tak wcześnie zapada zmierzch…
Z jednej wątroby wieprzowej oraz kawałka boczku i słoniny zrobiłam coś w rodzaju pasztetu przyprawionego majerankiem, tymiankiem, solą, pieprzem i koniakiem. Do połowy masy dodałam zielony pieprz z zalewy, a do drugiej – namoczone i posiekane smardze z wiosennego zbioru. Wszystko to poupychałam w małych słoiczkach i teraz będę je przez godzinę pasteryzować.
Pomysł na małe dynie nadziewane bardzo mi się podoba, zwłaszcza że mam dwie nieduże/ żółtą i pomarańczową/ na razie w charakterze ozdoby. Za jakiś czas, kiedy przyjdzie zima, dekoracja zdezaktualizuje się , a szkoda dynie wyrzucać. Tylko ja wolałbym nadzienie mięsno- warzywne z ewentualnym dodatkiem sera.
Zazdroszczę Nemo pieknej wystawy. Mam do obejrzenia dwie wystawy w Muzeum Narodowym w Gdańsku. ale czekam na brzydką pogodę, bo teraz niedziele wole spędzać na świeżym powietrzu.
Krystyno – chyba się doczekałaś zmiany pogody; na niedzielę zapowiedzieli wiatr, chłód i deszcz.
Ha! Kolejny piękny dzionek u mnie, zupełnie jak wczesny październik, słońce, 13C i prawie bezwietrznie. Skąd tu dostać małą dynię, kiedy u nas same kolosy?! Ale udałam się Za Róg, a nuż coś znajdę, a przepis narobił mi smaku.
Tymczasem żadnej dni, wszystko sprzątnięte 🙁
Czy ktoś może mi wysłać parę nasion dyni polskiej?! Bo te tutaj to giganty, mamuty takie, mam jedną na podorędziu, no ale to maluszek 10kg 🙄
Już widzę ilość sera, którą musiałabym wtrynić takiej dyni – chyba na przyjęcie dla kilkunastu lub nawet więcej osób.
Na miejsce dyni pojawiły się zgrabne worki z marchwią, burakami czerwonymi, cebulą i ziemniakami – po 5 kg. worek, zakupię, bo cena bardzo przystępna, a piwnicę mam.
Szłam Za Róg nie tylko „w sprawie dyni”, ale zamarzyły mi się mielone.
Mielone mielonymi, dojrzałam kurczaczą wątróbkę właśnie wystawianą na półkę chłodni, więc wiadomo, co wygrało. Do tego ziemniaki potłuczone i sałata mieszana z fetą, ogórek kiszony może być także zarówno.
U mnie też będzie lało od soboty…
Tak tu cicho i spokojnie, żadna Marysia nie wrzuca petardy z gazem rozweselającym… 🙄
Kombinuję jakiś obiad na jutro, aby Osobisty mógł szybko odgrzać, jak wpadnie w czasie krótkiej przerwy obiadowej. Zrobię dziś bitki cielęce i marchewkę, a makaron do tego sobie jutro ugotuje.
Zupę krem Jolly wciągnęłam do /Przepisów.
Brokuły mnie nie rajcują, Jerzora i owszem, więc niech będzie i zupa, od razu przyznam, że mnie ten stilton się podoba najbardziej. Wypróbuję na pewno.
Z nasion polskiej dyni urosły mi największe egzemplarze ze wszystkich odmian dyni w ogrodzie. Co najmniej 8-kilowe. Najmniejsze są potimarron i butternut.
Też zazdroszczę Nemo wystawy, no i tych malowniczych krajobrazów, gdzie się nie obrócić. Podróż przez Szwajcarię to wielka przyjemność 🙂
Jolly – zupa brokułowa wg Twojego przepisu juz mi wygląda smacznie. Ja czasami dodaję ostry ser w kostkę, ew. pokruszony, do zupy dyniowej, czy warzywnego kremu w charakterze dekoracji, no i do smaczku oczywiście. Teraz spróbuję zmiksować wszystko razem jak w przepisie.
Alinko, spróbuję też zupy z kabaczka, robiłam go na różne sposoby, ale zupy kabaczkowej jeszcze nie 🙂
2 godziny dynia w piecu?
pewnie, ze sie nie znam, ale sie dziwie, chyba nawet mniej niz ten ser (y), co cierpialy rownolegle,
dla pocieszenia, tu tez leje 🙂
Jak nie dynią to banią – po śląsku – bo pierwsza wersja jakoś nie ciągnie wpisów.
A propozycja jest ciekawa i można ją rozbudować, jak Krystyna proponuje, ale jak się to je?
Jeśli bania ze skórką to rozkroić i ze skórką, i podawać do czegoś cos oprócz wina? Mam zwykle do wyzywienia rodzine.
Zdjęcie z linku nemo sugeruje, że chodzi o zawartość – to miąsz wydrapywać od wewnątrz?
Jest taka dynia hokkaido, u której można ze skórką, może to ta?
Miłego wieczoru jeszcze życzę.
Myślę nad jutrzejszym obiadem i co wymyślę, to odrzucam: za tłuste, za chude, makaron – był; ziemniaki – coś nie bardzo na pyry apetyt; kasza – była i naleśniki i pierogi i placki ziemniaczane i sos serowy, włoski i sos cytrynowy, francuski i zupa z brukwi, jak na wsi poznańskiej bywało (ryba te była). Jak coś wymyślę, to napiszę.
http://lepalaisdelunye.blogspot.com/2006/11/potimarron-farci.html
chyba niepotrzebnie otwarlem paszcze, tutaj nieco krocej, acz podobnie, ktoby sie spodziewal, ze taka dynka az taki twardziel,
w cytowanym sznurku mowia, ze 30 min na 160°C, potem nafarsic i na godzinke do piecyka na 200, do tego farsz jest z padliny i innych, wiec pytam po co ten ser tak meczyc?
Pyro,
wszystko już było, rzekł Ben Akiba 🙄
Możesz zacząć serię od nowa 😉
Pepegorze,
dynia na moim obrazku to potimarron, bardzo smaczna. Zawartość można wydłubać wraz z upieczonym miąższem.
Jak będzie krótko w piecu, to się miąższ nie upiecze, a ser nie roztopi 🙄
Jak się ma ładną dynię, to można miąższ wydrążyć, ugotować zupę i podać w tej dyni, nawet przykrytej odkrojoną czapeczką.
Pepegorze,
od kiedy to aktualny temat (wpis Gospodarza) jest przeszkodą w zamieszczaniu komentarzy?
Bywało już tak, że dyskusja na Blogu ani słowem nie dotyczyła „meritum” i nikomu to nie przeszkadzało 😉
Jakiś jesienny smętek i listopadowa depresja czy co? Nawet Pyra nie wie, co gotować 😯
U mnie to tylko chwilowy brak czasu 🙂
Pyro,
a co z ryżem, jagłami, soczewicą?
Nemo – juz wiem: pierwsze w sezonie szare kluchy ze skwarkami i kwaśną kapustą zasmazaną. Ryz jemy często, soczewicę od czasu do czasu, jagieł unikam (jak kazdego nijakiego w smaku jedzenia). Jak mi dadzą, to trochę zjem i nawet okiem nie mrugnę; z własnej woli , to tak, jak z dynią.
Szare kluchy? To jednak apetyt na pyry nie całkiem przeszedł 😉 Też bym zjadła.
Pyro, nie zgadzam się co do tego – jak piszesz – nijakiego jedzenia. Wszystko zależy od przyprawienia. Takie szare kluchy bez skwareczek też są raczej nijakie, czyż nie?
A Warszawę mgła spowiła…
…a tu kolejna propozycja na dyniowe szaleństwo:
http://www.kuchnianadatlantykiem.com/
Nemo, no właśnie jakoś.
Nie ma mowy o przeszkodzie, ale marna ilość wpisów dotyczyła przeważnie tematu gospodarza i merytorycznie, a nie jak zwykle, wycieczek w gdziekolwiek, włączyłem więc moją banię.
Było nie było, nawet Sławek włączył się przed 22, nawet na stary czas licząc, rzecz jasna, w trosce o meritum i ze wzmianką, że tam też należą się mięsiwa. Podzielam. Bo tak, to jest serowe fondue.
Nemo, a kotom dajesz mleko?
Od czasu jak moja LP zażywa bezlakotzowo dajamy naszej kotce suche, a ona popija bezlaktozowym mlekiem i nie ma sraczki (przepraszam, że przy stole, ale to o zwierzęciu).
Taka uwaga tylko.
Pepegorze,
moje koty piją tylko wodę. Mleka nie dostają, bo jak wiadomo laktoza kotom nie służy 🙄 Jak ten nasz Neapolitańczyk był jeszcze całkiem mały, kupiliśmy mu specjalne mleko dla kotów, ale on wzgardził 🙁 Normalnie dostają różne kocie żarcie z puszki (mają ulubione), niekiedy Shebę, czasem coś świeżego (dzisiaj np. zmieloną sparzoną wątróbkę), na noc – garść suchego… Woda jest wszędzie do dyspozycji, najchętniej podpijają deszczówkę zebraną dla moich orchidei albo kałużankę na dworze, ale dawno już nie padało… I jakoś sobie żyją (16 i 10 lat) bez żadnych problemów (odpukać) poza zanikiem talii 🙄
Jak Twój kot lubi bezlaktozowe to niech pije na zdrowie 🙂 Ważne, żeby w ogóle coś pił, bo suche żarcie może spowodować problemy z nerkami (piasek, kamienie) jeśli kot je pochłania w dużych ilościach.
http://4.bp.blogspot.com/-AKWgLnZEBIo/Tq8ru1CMAiI/AAAAAAAACB8/_iq7EpYDEgs/s1600/Autumn+glow.JPG
http://2.bp.blogspot.com/-ff93f85IMPA/TqdhOSGXghI/AAAAAAAAAdc/2l_WVcGtJyI/s1600/IMG_1086.JPG
Szał bań – Pepegorowi polecam Cucurbita pepo czyli dynię makaronową, a mój ulubiony przepis na dynię to:
Dynia
Sery
Wino
Wybrać piękną dynię i podarować ją znajomym. Delektować się resztą.
50000 godzin i gotowe
Wczoraj byłem piekłem ciasteczka maslano- kukurydziane. Co się pan jąkasz? Tak, tak, piekłem w szpitalu! Tutaj są dwa rodzaje rehabilitacji. Ruchowa, usprawniająca kolano i zajęciowa, ucząca życia codziennego z niepełnosprawnym kolanem. Np. wchodzenie do wanny i wychodzenie. Pamiętacie przesiadkę wojska w Koluszkach? Albo poruszanie się po kuchni itd itp. Wczoraj tamże, pani uczytielka dała mi torebkę ciastek w proszku, masło i co tam potrzeba i nakazała: do it! Znalazłem odpowiednie foremki, przyrządziłem, przyprawiłem, wsadziłem do piekarnika i poszedłem ćwiczyć po raz dwunasty (sic) wsiadanie do samochodu. Dzisiaj ta sama pani pyta: Dżanus, jak ty to wczoraj zrobiłeś? Myśmy wcześniej to piekli dokładnie wg przepisu i nigdy nie były takie dobre…No cóż, nie uczestniczycie bidaki w Blogu i tu tkwi Wsz błąd!
Mój Mąz lubił zupę mleczno – dyniową z kulankami – czyli małymi kluseczkami okrągłymi z ciasta ziemniaczanego i całe zycie próbował mnie przekonać, ze to dobre, a ja powaznie odpowiadałam „Wiem, ze nie trujące; sama gotowałam”
Cichal – wczoraj dzwoniłam do Zaby , a ona właśnie zsiadła z konia, po 2 godzinach jazdy. To się nazywa usprawnienie (ale po grudach jak połazi, to potem zęby zaciska z bólu). Będziesz tańczył.
Kiedyś dawno kupowałyśmy z siostrą dynie ozdobne do wieszania na płocie i one też się nazywały Cucurbita pepo. Według wikipedii to pepo oznacza po prostu dynię zwyczajną i może mieć różne warianty.
Tego się właśnie spodziewałam, ale przy okazji sprawdzania dostałam szoku, dowiadując się, że dynia jest jagodą.Choć to właściwie też logiczne, skoro jagodami są pomidor i ogórek.
No więc placuszki z jagodami dyni musiałyby być całkiem spore.
Placku.
aż mi się w głowie zakręciło od tego dyniowego szaleństwa 😀
Moja spokojna dynia 10 lat temu…
Cichalu,
mój gość też miał nowe kolano i jeździł ze mną na rowerze, a w autobusie z górskiej wsi jedna babcia (83 lata) pokazała mi swoje – na dowód, że mówi prawdę o niedawno operowanym kolanie. Ustąpiłam jej miejsca w zatłoczonym autobusie, a ona opowiedziała mi o swojej operacji, w naszym, tutejszym szpitalu. Miała blizny po takich samych klamerkach 🙂
Ja w ogrodzie, przy płocie siałam dynie ozdobne – na torebkach z nasionami napis głosił : dynia ozdobna, tykwa. One były bardzo rózne, małe ok 10 cm max. Układałam na stole w koszyku dekorację jesienną, a po miesiącu wyrzucałam, bo albo gniły albo wysychały. Widać miały za ciepło.
Dynie ozdobne są obrzydliwie gorzkie, a na dodatek pszczoły roznoszą ich pyłek na odległość nawet kilometra i zapylają nim „przyzwoite” dynie i kabaczki czyniąc ich owoce również niejadalnymi 🙁 Miałam kilka takich w ogrodzie 👿
Witam. 😀
Moja dynia jeszcze stoi w ciemnym kącie i przechodzę koło niej, jak koło jeża. 🙁
Nie mam odwagi się za nią zabrać, choć jest raczej mniejsza niż większa, ale nie taka malutka jak na zdjęciach Gospodarza.
Do tego piękna pogoda wyciąga mnie z chałupy. 😎
Pyreńko, szare kluchy będę miała w przyszłym tygodniu w towarzystwie rolad i zasmażanej kapusty kiszonej. Dzisiaj odebrałam zamówione wołowe.
Cichalu, ale jesteś dzielny, widzę, że bierzesz przykład z naszej Żaby. 😀
Widziałeś z pewnością Żabę na koniu w czasie Wielkiej Zajączkowskiej.
Na sobotę już mi AccuWeather zapowiada deszcz. 🙁 Czyżby jutro było ostatnim letnio-jesiennym dniem ?
Zachwyciłam się tym stworzonkiem :
http://wyborcza.pl/duzy_kadr/56,97904,10581598,Futrzana_kulka,,6.html
Dobrej i spokojnej nocy życzę wszystkim. 😀
PS. Czy można zamrozić surową dynię (oczywiście w kawałkach) ? Czy trzeba ją najpierw zblanszować, względnie ugotować ? Jeszcze nigdy nie miałam dyni w domu, nie mówiąc już o jej gotowaniu. 😯
Mniammmm…
wątróbki pożarte, ale cwanie zostawilam parę na „na zimno” 😎
Wracając do dyni – nieważne, jak długo ona siedzi w piekle – jeżeli się nie rozpadła i biesiadnikom smakowało, to osochozi?
Nauczyliśmy się już dawno temu na blogu, ze tak naprawdę, to nie ma sztywnych reguł, jeśli chodzi o gotowanie. Naprzeciwko wręcz, gotowanie najlepiej wychodzi, kiedy się improwizuje po swojemu na bazie sztywnego przepisu.
Zgago,
surową dynię można zamrażać, w kawałkach lub utartą na grubej tarce, ale po rozmrożeniu i tak trzeba ją gotować, a zajmuje w zamrażarce więcej miejsca niż ugotowana. Gotowanie nie trwa długo, po kilku minutach dynia jest miękka i daje się napełniać w woreczki plastikowe lub inne pojemniki, odpowiednio do potrzeb. Jeśli później mamy ochotę np. na zupę, to takiej dyni nie trzeba rozmrażać przed gotowaniem. Wystarczy wrzucić zawartość pojemnika do wrzącego bulionu i po kilku minutach można już przyprawiać do smaku 🙂
Przed zamrażaniem gotować w minimalnej (kilka łyżek) ilości wody, bo dynia sama puści wodnisty sok.
Nemo, wielkie, wielkie dzięki !!!!
Kamień mi spadł z serca, zobaczę po ugotowaniu, ile mi będę w stanie „przerobić” od razu a reszta mi się nie zmarnuje.
Jeszcze raz dziękuję. 😀
O dyni już pisałam w ubiegłym tygodniu. Co mi zostało z nadmiaru na marynowanie, wsadziłam (lekko podgotowane w malutkiej ilości wody) w pojemniki i zamroziłam – trochę je pogniotłam, żeby lepiej upakować, będą na zupy oraz inne sosy.
Niepocieszona jestem, że nie ma juz u nas dyni 🙁
Dlatego chciałabym mieć własną na ogródku, taką normalną, a nie te mamuty 🙄
A ja mam jeszcze dwie kolllosalne dynie. Stoją przed domem i po tym idiotycznym Hallitd pójdą grzecznie do gara
Cichal,
zapodaj, jak tam kolanko. Od naszego przyjaciela Nowego chyba się za wiele nie dowiemy, jak tam w Warszawie życie płynie.
Zajęty, zajęty…;)
Pozdrawiam!
Wstalem o swicie,jak Pan Bog przykazal,oporzadzilem sie przed skromnym posilkiem,a pozniej dzban mleka, chrupiacy chleb i ser.
Posilony i pelen energii zabralem sie do czytania bloga i kontempacji nad nautura czlowieka i jego przewodu pokarmowego ktory jest cudem natury ,
przeciez te wszystkie wysilki kucharskie sa … Pytanie dla blogowiczow po co?
FanFan,
witaj 🙂
Po pierwsze primo, to nie są wysiłki, tylko przyjemność. Kto nie lubi jeść?
W życiu podobno są trzy podstawowe przyjemności – spanie, jedzenie i…
no właśnie 😉
Tu mi się przypomniało, jak lat temu dziesiąt ileś zastanawiano się, jak to będzie po roku dwutysięcznym. Teorie były różne, że w kosmos to jak do cioci na imieniny, że to, że tamto, a co do jedzenia, to gotować nie będzie trzeba, połknie się tabletkę pod nazwą „jajecznica” albo „kotlet schabowy panierowany” – i wystarczy. Do szklanki wody wrzuci się tabletkę „Farnese – Montepulciano D’Abruzzo”, a od wielkiego dzwonu „Dom Perignon”, a co se będziemy żałować!
Są ludzie, którzy nie lubią gotować, ale podejrzewam, że ci są w zdecydowanej mniejszości. Gotowanie to twórczość artystyczna, a nie według przepisu i bez skoków na boki 🙂
My jesteśmy Łasuchami, ale nie dlatego, że lubimy się obżerać do wypęku.
Kuchnia jest najbardziej przyjaznym i integralnym pomieszczeniem w każdym domu.
Ja wiem, że jest już nowy wpis, ale odpisuję tutaj, gdzie zadano pytanie.
Powyższe to tylko moje osobiste zdanie.