Kto wynalazł gin
Po raz kolejny sięgam do książki „Na początku było drzewo”, bo czytając, stale natrafiam na smakowite rozdziały. Gdy dobrnę do końca przytoczę kilka najfajniejszych przepisów, bo jest ich tu multum. Dziś zaś coś na rozgrzewkę:
„Za wynalazcę ginu uważa się Franciscusa Sylviusa, holenderskiego lekarza, naukowca i wykładowcę medycyny w Lejdzie. Sylvius poszukiwał leku na dolegliwości brzuszne związane z nerkami, gdy w 1650 roku postanowił wykorzystać moczopędne właściwości jałowca. Rezultat swoich prac nazwał genever – słowo to wywodzi się od francuskiego genievre – które oznacza jałowcówkę. Już pięć lat później gin był produkowany na sprzedaż i zdobył szczególne uznanie służących na kontynencie angielskich żołnierzy. W późnych latach 80. XVII wieku, holenderski eksport ginu sięgał 10 milionów galonów rocznie (45 milionów litrów).
Dzięki angielskiej polityce podatkowej, z nastaniem XVIII wieku gin stał się najtańszym napojem alkoholowym w Królestwie, zaś datowane na rok 1750 źródła podają, że sami londyńczycy wypijali niemal 50 milionów litrów ginu rocznie. Niedługo później na mocy aktu parlamentu prawo do dystrybucji ginu zostało przyznane wyłącznie dużym destylarniom i kupcom, dzięki czemu wydatnie polepszyła się jego jakość i gin z gorzałki biedoty powoli zaczął przekształcać się w alkohol wyższych warstw społecznych.
Gdy w połowie XIX wieku zaczęto podawać go w klubach dla dżentelmenów, był również znacznie bardziej wytrawny niż jego wcześniejsze, słodkie wcielenia. Wraz z osadnikami, gin zawędrował również do Nowego Świata. Szczególną popularnością cieszył się w czasach Prohibicji, gdyż był alkoholem, który najłatwiej było nielegalnie destylować.
W 1751 roku, William Hogarth opublikował dwa sztychy – Beer Street i Gin Lane, które miały obrazować różnice między spożywaniem piwa a piciem ginu. Artysta chciał okazać poparcie dla przegłosowanego w tym samym roku Gin Act, uchwały parlamentu, która poprzez opłaty i regulacje skutecznie ukróciła szerzące się w Anglii nadużywanie tego wysokoprocentowego alkoholu.
Gin stanowi również podstawę dwóch niezwykle popularnych drinków. Jednym z nich jest martini, czyli połączenie ginu z wytrawnym wermutem. Drink ten został wynaleziony w trzech niezależnych miejscach w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku. Jego popularność osłabła w latach 80., ale już w połowie lat 90. powrócił do łask i dziś stanowi jeden z symboli dekadenckiego stylu życia. Drugi drink to gin z tonikiem, czyli dwa napoje, które oryginalnie pomyślane były jako lekarstwa. Zawierający chininę tonik miał zwalczać malarię wśród brytyjskich żołnierzy; Brytyjczycy z kolonii, jąka były Indie, zaczęli mieszać tonik z ginem, aby zniwelować jego gorzki smak.”
A w moim kredensie zabrakło własnie toniku.
Komentarze
Dzien dobry,
bardzo ladny nawet – wg radia prawdopodobienstwo deszczu rowne zeru.
Za to z rana pierwsze drapanie lodu z szyb. Dobrze, ze wieczoren wycofalem z tarasu co wrazliwsze rosliny.
W moim kredensie tez brak toniku, a nawet ginu. Ale do wieczora jeszcze caly szereg godzin pieknego dnia, jakiego nam wszystkim zycze,
pepegor
Ginu w operze nie podają.We foyer działają w czasie antraktów chyba dwie
kawiarenki i podają oprócz napojów nieprocentowych wina czerwone,białe
zwykłe i musujące.Odnoszę wrażenie,że napoje z procentami cieszą się nawet większym powodzeniem 😉
Wczoraj internet odmówił współpracy,zatem nie mogłam sprawozdać na gorąco.Dzisiaj zatem już na chłodno.Doprawdy nie wiem,czy Puccini przewracał się wczoraj w grobie,czy też nie.Może jakoś przetrwał,bo obsada
i głosy wspaniałe,a jego muzyki też nikt nie popsuł.Natomiast pomysł wystawienia opery we współczesnej scenografii dosyć dyskusyjny.Na scenie mieliśmy młodzieżowy tapczanik w zielono-czarną kratę,stołki barowe obite białym skajem,głównego bohatera w lekko rozchełstanej koszuli,kilka sztuk blond girlasek mocno porozbieranych,jakby rodem z kabaretu lub klubu go-go oraz trzech wesolutkich trawestytów.No cóż,ja jestem zwolenniczką opery w tradycyjnym wydaniu,z całym jej blichtrem i czasem wręcz przepychem,ale są liczni zwolennicy takich eksperymentów i oni byli właśnie głównie obecni na widowni(średnia wieku 25-40 lat)Może reżyser Mariusz Treliński,ostatnio bez pamięci zakochany z młodziutkiej celebrytce Edycie Herbuś,odmładza się i w ten sposób 😉
Aha-bardzo podobał mi się pomysł chóru w wersji stereo.Część wykonawców
śpiewała ze sceny,a drugą cześć chóralnych śpiewaków umieszczono na jaskółkach,zatem muzyka wydobywała się jakby z głębi sali.
Ta opera to była „Turandot”( gdyby ktoś nie doczytał wczorajszych wpisów
i gdyby chciał to jednak wiedzieć 🙂 )
I widzisz Danusko, nikt nie chcial.
Ci intendanci i rezyserzy nie maja lekko jak chca wystawic klasyka. Tu co pare lat sa tzw. jaja, gdy w Beyreuth odbywa sie kolejny festiwal Wagnera, a tamci sa zdani tylko na garstke pozycji, wiec wydziwiaja, ze ho, ho!
Dorzucam zyczenia owocnych prac przedweekendowych lub wszelakiego blogostanu.
Doczytał się, doczytał wczorajszych…
jednym okiem o tej porze jestem, tradycyjnie przechodząc obok.
Ja też tak mam – opera ma być tradycyjna i z przepychem ubiegłowiecznym, tu nawiązuję do Opery Wrocławskiej, której budynek i okoliczności są takie akuratne.
Niestety, ile razy byłam w Polsce, tyle razy zawsze poza sezonem 🙁
Ja to nic, ale dziecko bardzo chciało tam wejść (muzyka poważna go bawi od zawsze), ale zawsze bywał w Polsce w terminach wakacyjnych. Sezon ogórkowy w teatrach i operach.
Wpół do szóstej, +17 tych tam C
No wiecie, co?! Połowa października. I jak tu nie kochać Kanady 🙂
Idę dospać.
Alicjo-od kilku lat w Warszawie sezon ogórkowy nie jest wcale taki ogórkowy. Teatr Wielki wprawdzie nieczynny,ale otwarta Opera Kameralna
i zawsze od połowy czerwca do końca lipca mają festiwal mozartowski.
Działa też zawsze kilka teatrów.Wiadomo,nie wszyscy są na wakacjach,
a poza tym turyści też nie lubia się nudzić wieczorami.
Chyba bym ie pokochała Kanady – to przez te liczne zakazy i nakazy – chyba, że gdzieś na odludziu, gdzie wolnoć Tomku w swoim domku.
Nie miałam pojęcia, że Gospodarz taki pracowity i dzisiaj dał nowy wpis. Danuśka mnie uświadomiła.
Też lubię operę tradycyjną i teatr pudełkowy, jako konwencję. Opera (jak dla mnie) może być w wersji koncertowej – bez scenografii i kostiumów i wtedy każdy może uruchomić wyobraźnię i osadzić spektakl w dowolnym anturażu. Jeżeli jednak wystawia się stare treści w nowej skórze, to wychodzi parodia. Dotyczy to także dramatu – mógł sobie Hanuszkiewicz włazić w Kordianie na drabinę udającą Alpy i jakoś tam przyjmowaliśmy taką konwencję ale już ten sam Hanuszkiewicz w Balladynie jako książę wracający z wyprawy na „junaku” zamiast konno, wzbudzał we mnie niewczesne chichoty; już lepiej było użyć kija od szczotki jako rumaka. Scenografowie też czasem błysną „geniuszem”. Poznańska realizacja „Skrzypka na dachu” zyskała doskonałe recenzje – za scenografię też „bo taka nowoczesna” Lubię tę muzykę i miałam możliwość wielokrotnego oglądania spektaklu. Po pierwszym razie zaparłam się w oślim uporze – nie pójdę i już. A wszystko dzięki szaroburym szalom powiewającym na scenie, szarym, przytłumionym kostiumom zespołu i brudnym bielom pseudo-ekranów. Wiem, że żydowska nędza w carskiej Rosji trudne życie miała, ale żeby takie szaro-bure? A Chagall ?
http://www.youtube.com/watch?v=tDB1dXXA9-E
Witam. Słonecznie, choć zimno 🙂
Grzybami w domu pachnie. Dobre koleżanki/sąsiadki przyniosły. UTW było na grzybach. Ja nie miałam czasu 🙁
Bardzo lubię dżin. Dobrze, że został wynaleziony 😉
Piękne zdjęcia i reportaże, dobre nowiny o szczęśliwych narodzinach – gratulacje 😆
Jesień u mnie dość muzyczna. Dzisiaj koncert zespołu klezmerskiego u nas w GOK. W niedzielę wpadam, jak po ogień, do Warszawy na koncert Michała Urbaniaka do Teatru Wielkiego.
6 listopada do Hali Ludowej we Wrocławiu na koncert legendarnego Sonny’ego Rollina 😆
Udanego weekendu 🙂
Witam.
Jotka zazdroszczę koncertu w listopadzie.
Nie wiem czy wiesz, że w czasie trwania festiwalu będzie nawet wspólne gotowanie z muzykami.
http://www.pandora.com/#!/stations/play/598685889891716466
Danuśko,
ja miałam na myśli Wrocław – do Warszawy mi nie bardzo po drodze…
Pyro,
w Kanadzie wolnoć Tomku w swoim domku jak najbardziej, wcale nie na odludziu 🙄
Nakazy zakazy są jak i wszędzie…
A temperatura wzrosła do +19C 😉
Ja zazdroszczę jotce Urbaniaka…
yurku,
nie wiedziałam. Po prostu, jak chodzi o stary dobry jazz, to ja w ciemno 😆
http://www.youtube.com/watch?v=YYse-9A243c
Alicjo 😆
http://www.youtube.com/watch?v=6v1AzPNe-n4&feature=related
Alicjo, nie zazdrość Urbaniaka nie będzie chyba że mam mylne wiadomości.
DLa fanów jazzu(albo dla fanów dobrej fotografii).
Zdjęcia zrobione przez moją koleżankę,fankę i jazzu i fotografii 🙂
http://okno-w-okno.blogspot.com/2011/09/007.html#more
Na wszelki wypadek zazdraszczam, bo chciałabym być na jego koncercie na żywo, czyli w realu.
Nie jestem wielką fanką jazzu, ale koncerty na żywo uwielbiam, niepowtarzalna atmosfera.
U mnie wbrew prognostykom jest słońce i w tej chwili (rano!) jest 20C.
Normalne lato chyba…
Danuśka,
zdjęcia świetne, bo „atmosferyczne” 🙂
Alicjo-też tak uważam. Zdolna bestia z tej mojej koleżanki 🙂
Yurek,
wygląda na to, że jesteś w mylnym błędzie 😉
http://boogiestomp.info/index.php/urbaniak-all-stars-pierwszy-jazzowy-koncert-na-deskach-teatru-wielkiego/
Alicjo,
będę do Ciebie machać „w rozumie” 😉
Danuśka,
dzięki. Operę tez wolę w „starym stylu” 🙂
Zazdraszczam Jotce Wrocławia – Urbaniaka nie; sporo go ostatnio słuchałam. Jak dla mnie to muzyka zbyt intelektualna, nie na prymitywny gust Pyry. Bo ja jazz właśnie taki dawny i nieco prymitywny – z banjo, które starczało za sekcję rytmiczną, skrzypce, klarnet, saks, głos ludzki prowadzony jak instrument. Natomiast lubię większość wokalistek jazzowych, niezależnie od stylu, w jakim śpiewają (no, może prócz stylu nowoczesnego w odmianie cool, to już wolę opery współczesne). Widać, że jestem nie tylko wiekowa ale i zacofana co nie co.
My po obiedzie – wątróbki kurze pod kołderką cebuli, jabłka smażone, ogórek kwaszony ręką Żaby. Nasze dzieciaki pomorskie dotrą dopiero wieczorem i wtedy dostaną tej młodej świniny z pieca, ogórki, pomidory i po bułce.
Jotko,
w ostatnim Dużym Formacie/ czwartkowym dodatku GW/ jest ciekawa rozmowa z Michałem Urbaniakiem pt. Manhattan Man. Dobry dodatek do koncertu. Szukałam tej rozmowy w internetowym wydaniu GW, ale chyba jeszcze jej nie ma.
Co do oper – ogladam od pewnego czasu wszystkie przedstawienia w Operze Bałtyckiej i widzę, że tu także panuje trend nowoczesny. Taka jest chyba ogólna tendencja inscenizacyjna. A już balet klasyczny chyba w ogóle został zapomniany. W grudniu wybieram się na ” Kopciuszka” i pewnie też ten klasyczny balet tańczony będzie nowocześnie. Trochę szkoda.
Nic , tylko napić się dżinu. Ale po pierwsze – nie mam go w domu, a po drugie -pić w pojedynkę nie lubię. Zjem zatem obiad. Ponieważ dziś gotuję tylko dla siebie, ugotowałam sobie pęczak z odrobina masła. Lubię czysty smak kaszy.
Bardzo zdolna fotobestyja z Twojej koleżanki, Danuśko, ja tam się nie znam, ale nawet muzykę słyszałam, oglądając te zdjęcia 🙂
Jotka,
machanko w rozumie odbiorę, nienawistnie nadal zazdraszczając.
No trudno – jak mawiała moja Mama, nie da się być z dupą (tu łotr nie protestuje) na wszystkich kiermaszach 🙄
Dobrze, że są wysłannicy i doniosą 🙂
Jotko masz rację. Myślami jestem we Wrocławiu.
W latach należących do epoki wrażej chodziłam do ogólniaka w mieście powiatowym na głębokiej prowincji. Raz na miesiąc odbywaliśmy wycieczki do Wrocławia, do teatru czy opery. Nie zapomnę nigdy „Jeziora łabędziego” – chociaż balet nigdy mnie nie pociągał jako widowisko telewizyjne (bo jakie inne mogło być).
To jest właśnie coś takiego, że trzeba zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy.
Psiakość…czasu mało, a tyle by się chciało 🙄
Krystyno- trynd tryndem,ale klasyczny „Dziadek do orzechów” zawsze obecny
w reperturze grudniowym w Teatrze Wielkim 🙂
Natomiast wspomniana przeze mnie wyżej Opera Kameralna też trzyma się starych,dobrych tradycji.
Niech żyje złoty środek- dla każdego coś miłego 😀
Lotr zeżarł – nie wykazał błędu, kod uwspółcześniłam i żadnych a-s-s? Głodny, czy jak?
Rzec w tym, jak mi się wydaje, że dramat (dotyczy także libretta operowego) jest częścią literatury i używa narzędzia : języka swojej epoki. (O, już wiem czemu zżarło – przez imię siostry Ifigenii. Żeby ten program pogięło). Historie wielkiej literatury są oparte na uniwersalnych wzorcach zdarzeń. I dziś bywają tacy, co zabijają dla władzy albo za naruszenie tabu, czy zakazu. Tacy, którzy umierają albo tracą rozum z miłości albo rozpaczy. Ktoś to pięknie opisał – językiem właściwym dla swojego kręgu kulturowego i jeżeli przebieramy Kirkora w dżinsy, kurtkę skórzaną i dajemy mu junaka, to chór śpiewający „…Która więcej malin zbierze,/ tę za żonę Pan wybierze”
cd
wzbudza wesołość widowni.
Czy ktoś sobie wyobraża Oniegina w pulowerku i t-shircie, do którego Tatiana wystukuje sms „Kochałam Pana i miłości mojej jeszcze się może iskra w piersi skrzy…”? Każda uniwersalna historia wielkiej literatury może się w każdej chwili znaleźć w rubryce policyjnej, agencyjnym newsie czy powieści obyczajowej ale nie językiem XVI – wiecznej Anglii opisana ani Paryża lat 20-tych. I na tym polega uczucie fałszu i dysonansu – jeżeli zmieniamy sztafaż, musimy też zmienić język.
To jak odbieramy pomysły różnych reżyserów zależy też niewątpliwie od naszego wieku.Jak dzisiaj pamiętam,że sławetna „Balladyna” Hanuszkiewicza z motorami w tle bardzo mi się,swego czasu podobała 😉
Wtedy byłam młodym dziewczęciem….(Boże,to było tak niedawno….)
Dzisiaj opowiadałam o współczesnej „Turandot”mojej koleżance z pracy,
której oczy się śmiały i która powiedziała,że taka inscenizacja to świetny pomysł.I tu poczułam się trochę,jak dinozaur 🙁
Koleżanka ma 33 lata.
zdrowie salvatiusa!
wiecej takich!
tfu,
sylviusa, albo jak mu tam…
franz de le boë…
w kazdym razie: sto lat!
Krystyno,
czytałam. Robi wrażenie.
W tym samym numerze DF Varga wdeptał w ziemię „Bitwę Warszawską”.
Teraz biegnę na koncert tego zespołu
http://www.shalom.gpe.pl/o_nas.htm
Danuśka,
nie daj się wpędzić w kompleksy 😉
jeszcze o smalcu:
gundel karoly pisal, ze chociaz ogolny trend swiatowy
(lata dwudzieste i trzydzieste ubieglego stulecia)
idzie w kierunku lekkich tluszczy(mial kompletna racje),
to jednak trudno sobie wyobrazic bez niego wielu potraw wegierskich;
mysle, ze w polsce jest podobnie…
wlasnie robie töltött kaposzta(po raz setny chyba)
i poszedlem specjalnie do wegierskiego rzeznika po slonine paprykowana
– warto.
Jotko- się nie dałam 😉
Ogólnie lubię z tą dziewczyną rozmawiać,bo to błyskotliwy i otwarty umysł,
Balladynę Hanuszkiewicza oglądałem tylko dla tego, żeby zrobić na złość polonistce. Sławetne co autor chciał powiedzieć? Nigdy nie pytała co ty o tym myślisz od tego byli inni. Danuśka z tym wiekiem to masz rację. Może dla tego jesteśmy jacy jesteśmy. Aida w plenerze to mam w pamięci i do dziś pamiętam. Też niekonwencjonalne.
Ale z nas gapy kompletne! !!!!!
DZISIAJ ŚWIĘTO NAUCZYCIELA !!!
Zgaga albo Jolinek z rana,by przypomniały.
STO LAT DLA NASZEJ BRACI NAUCZYCIELSKIEJ !
Dla Jotki,Pyry Młodszej i Leny.I kto tam jeszcze ?
p.s.
przy okazji kupilem tez kiszone liscie kapusty,
bo wegierskie golabki bez tego sie nie obejda;
acha, polecam jeszcze na nadzienie schab,
a nie 08/15 mielone
– tez warto.
p.s.p.s.
bessen jenever polecam;
raz, kiedy, pilem, w amsterdamie przy, graachten, jesienia..
tuziny rowerow dzwonily sennie w wieczornej mgle
i wszystko bylo
jak na obrazie van gogha
Byku, wegierski rzeznik, kiszone liscie,
ckliwy sie robie zamaszyscie,
wiedensko mi sie odbija,
niektorzy, to maja farta 🙂
a gdzie tu sprawiedliwosc?
w urnach?
a powinna byc w garnkach
Chyba wszyscy po trochu zakosztowaliśmy tego chleba spod tablicy. Wiem, że Nemo – 1 rok, Pyra – 11 lat, Danuśka, Barbara też coś tam robiły, Nisia – z konieczności ale polubiła, A Cappella – aktualnie, Magdalena – cały czas, Krystyna Stanisława – do ub.roku, Stara Żaba i nie wiem kto jeszcze.
van googla chyba, ten ma wszystkie obrazy pod soba i z przerzutka
Pyro. Dwa lata. Lubiłem
Mam ładny tekst z obrazka 5KUR
Ja też robiłam za nauczycielkę rok w rok przez wiele lat tutaj. Co prawda były to weekendy wyjazdowe w plener i o tej porze roku mniej więcej, ale nauczycielkowałam. Zgadnijcie, w jakim temacie.
A o Dniu świtem bladem wyczytałam i chciałam zadzwonic do mojej polonistki – niestety, już tam nie mieszka (a mieszkała jeszcze niedawno co).
Są trzy osoby, do których bym chciała dzisiaj zadzwonić z życzeniami. Pan Józef Ziomek (niestety, telefon na Tę Górkę nie działa z Ziemi), kierownik mojej szkoły podstawowej. Moja polonistka nieuchwytna (przeszła na emeryturę i mieszka od niedawna gdzieś w kieleckim, ale ja ja znajdę!).
Oraz Pan od Fizyki. Z fizyki miałam cienkie (naciagane) tróje, bo tak mi się ten przedmiot podobał, ale raz na półrocze dostałam PIĄTKĘ, i należała mi się, bo akurat przerabialiśmy to, co mnie interesowało. Kosmos i takie przestrzenie. Idę dzwonić do Pana Od Fizyki!
Nauczycielom dużo zdrówka i radości z ciężkiej pracy .. a moja Amelka dzisiaj miała ślubowanie i pasowanie na ucznia … 🙂
po tych zaległościach nie mogę tak jak Paweł nadążyć i czuję się niedoinformowana .. 😉 .. trochę zdjęć obejrzałam i bardzo dziękuje za te podróże blogowe ..
kark mi powoli odpuszcza chyba po tej maści końskiej ze Szwajcarii a kupionej w Biedronce .. 😉
@alicja:
a ile ty takich slawkow mialas?
p.s.
mam nadzieje, ze nie tysiac…
Tradycyjnie bimber pędzi się bedąc skąpanym w poświacie księżyca, ale i ta tradycja ginie.
Cichal, to to?
http://www.crowdreel.com/5kur
Sławka miałam jednego jedynego – młodszego brata.
Miałam…
tak,
czasami jeden wystarczy.
Też dopiero teraz zauważyłem z tymi nauczycielami, aczkolwiek nauczycielkami właściwie, bo występujecie tu w znacznej liczbie i niewsposób Was wszystkie wymienić. Za Wasze wtedy!
Danuśkę jednak spytam z osobna: W kalendarzu zauważyłem też Alana, czy Twój też nie zalicza się do tego szeregu? Dle pewności naleję sobie podwójnego!
Nauczycielom…
Pamięć mam jak sito. Ale kilku nauczycieli na pewno przez te oczka nie przeleci. I wierszy kilka, też nie…
Kiedyś dawałem korepetycje z niemieckiego. Liczy się?
Paolo – pewnie, że się liczy. Ci, co dają korki harują podwójnie. Czas się też liczy podwójnie; jak na wojnie.
Cichal,
to jest Joanna Kurowska- Młynarczyk.
paOlOre – przeczytałem to swoim Nauczycielom. Dzięki.
@paoio:
popieramy we wlasnym interresie.
Potwierdza się – w większości każdy z nas trochę belfrował i wiemy, jak smakuje ten zawód.
Ja już nie mam do kogo zadzwonić z moich nauczycieli prócz chemika, z którym widziałam się w sierpniu. Jednych lubiłam bardziej, innych mniej ale szanowałam wszystkich (trynd był taki) Kilkoro zachowałam w serdecznej pamięci.
kto nauczyciela najwiekszego pamieta prosze podniesc palec…
Ło, to ja dawałam korepetycje z polskiego tutejszym, którzy w delegację do Polski się udawali 🙂
Proszę się nie śmiać, firma (Alcan) płaciła mi 50$ za godzinę, a dodatkowo dostałam jakieś prezenty kryształowo-coś tam srebrne od wdzięcznego ucznia.
Nauka była prosta – siadało się z uczniem przy butelce (lub dwóch) wina i rozmawiało się po polsku. Uczeń był pochodzenia polskiego, ale język zaposiadowywał w ilościach szczątkowych i cokolwiek ubiegłowiecznych.
Nie miałam pojęcia, jak się do tej nauki zabrać, Jerzor wymyślił, że tak będzie najlepiej – i zadziałało 🙂
Herbert jest…
Herbert jest.
bywa,
@alicjo…
Jeśli chodzi o moją generacje, to nauczycieli też się szanowało, nawet jak za plecami robiliśmy sobie z nich tak zwane jaja. Ale tak chyba każda generacja miała (o tej starszej ode mnie mówię – a jestem starsza).
Jeszcze sie nie dodzwoniłam do Pana Od Fizyki, bo numer telefonu zmieniony albo co, w każdym razie wici rozpuszczone i poszukiwania trwają. Moze nawet namierzą moją polonistkę 🙂
@pyra:
trza sie zabrac za chrust!
Alicjo, a czy ta firma Alcan nie ma przypadkiem jakiejś delegatury w Austrii?
Takie korki to ja chętnie i w ogóle very jak najbardziej i już;-)
Wino się znajdzie.
albo faworki…
tylko na smalcu!
jak mawia moj turek?
kismet.
Pokazywać jeszcze? Jeśli nie – to zobaczcie obrazki spoza kampusu Uniw. Yale.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Yale2?authkey=Gv1sRgCM376buappjA5QE#slideshow/5663392027555769490
przywiezli wlasnie skrzynke wedzonych makreli
(troche tak, jak, patrz: placek 19:16),
bo zostalo z jarmarku…
jutro robie salatke.
Byku, ten Turek to wardriver jakiś, ani chybi…
@paolo:
komplet falsch:
tak zdyscyplinowanego narodu jak turcy, to szukac ze swieczka…
Misiu! Gdzie Misia wcięło?
Jest kawa, jest interes.
Niech zapomni o sęku, dupelku i Rosenzweigowej.
Niech pomyśli o dwudziestu trzech milionach filiżanek, które tą kawą można napełnić 🙂
ja tam wole herbate…
Zainstalowałem sobie kiedyś kismet. Od razu świat stanął przede mną otworem. Pełen pokus. Wszystkim się oparłem.
Przeznaczenie, ani chybi. Schicksal. Kismet.
PaOlOre
firma Alcan (ta od aluminium) wszędzie ma wtyki 🙄
W Polsce też – człowiek, któremu przypominaliśmy język polski, jechał naonczas w delegacje od Alcanu, żeby kupić…Pafawag, wyobraźcie sobie 🙄
To nawet nie chodziło o aluminium, bo fabryka wagonów to nieco inna beczka, ale co szkodzi kupić, jak sie ma pieniądz.
Ale juz nie tak się zwie, bo sprzedajna ostatnio dziwka 🙄
@ogonek:
co ty na to powyzsze?
PaOlOre
firma Alcan (ta od aluminium) wszędzie ma wtyki 🙄
W Polsce też – człowiek, któremu przypominaliśmy język polski, jechał naonczas w delegacje od Alcanu, żeby kupić…Pafawag, wyobraźcie sobie 🙄
To nawet nie chodziło o aluminium, bo fabryka wagonów to nieco inna beczka, ale co szkodzi kupić, jak sie ma pieniądz.
Ale juz nie tak się zwie, bo sprzedajna ostatnio dziwka 🙄
Cichal,
te klimaty przypominają mi trochę klimaty naszego Oueens. Nasz młodszy cokolwieczek.
teraz powinien byc link do marylki r.
(„od czita wej do wera krjuz”)
help!
???
Wpisek się nie wykasował, a powtórzył, z dopiskiem.
Mówię – spisek 🙄
Miś do zimy się przygotowuje i z betonowaniem próbuje zdążyć. Domek pomalował , warstat pomalował, podłogę w oranżeri-ganku własnoręcznie ten tego, tynkować skończył… Schodek przed domem mu został i wylewka w piwnicy. Potem to jeszcze łazienka , pokoik na górze z łożem 2 x 2 metra dla gości. i koniec . W tym miesiącu ma się rozumieć
Jutro wylewam beton na tarasie.
Koniec.
Byku – faworki, vel chrust, vel chruściki, to ja corocznie w karnawale (kiedyś i w listopadzie dla Lulka urodzinowo, bo lubił) az kiedyś Poczta Polska doszła do wniosku, ze kartonik po butach, a w nim 60 dkg ciastek, musi kosztować 64 zł ( czterokrotność wartości tych ciastek). I tu juz stwierdziłam, ze nic z tego. Nie dam. Nie, zebym Lulkowi zazdrościła nieco słodyczy – po prostu nie będę karmiła bandytów.
do nieba listy niesiesz @pyra?
@alicja:
bardzo mi przykro,
ale biore strone klawiszy:
to nie my!
Są młodzi (ostatnie 30 km zajęło im 2,5 godziny) bo w ciemności tablic objazdów nie widzieli, a przez miasto tez nie mogli się przebić.
a @staruszek(jak to nietoperz; niedowidzi, niedoslyszy, ale sie czepia) ofuknal mnie kiedys, ze skaldowie to tylko takie pacholki,
a i polowe tekstow agnieszki to on sam napisa i.t.d.l…
i tak zaczynam sie martwic,
co ze mna w wikipedii po smierci(nierychlej ale niechybnej) wyrabiac beda…
pozostaje tylko kandydatura do senatu,
albo, co gorsze, sejmu…
kucharze do wadzy!
ale sie rozgadalem…
znam nawet winnego:
nowe wino.
„Gdy się człowiek robi starszy,
to wszystko w nim powoli parszywieje”
Konkurs – Autor, autor!
Aleśmy sobie z Panem Od Fizyki pogadali 🙂
Faktycznie, numer telefonu się zmienił był, chociaż mieszka, gdzie mieszkał.
Pierwszy raz „po latach” spotkalismy sie na 50 lecie naszej szkoły, w ’95 roku.
Od tamtego czasu spotkaliśmy sie juz parę razy.
Chyba ucieszył go ten telefon 🙂
cicho
sza
co powstalo w wyniku ekstradycji rozurztnych poznaniakow?
szkocja.
Pyro, wiadomo, ze musowo z Krakowa! Angole wołali na niego: chłopak!
Tak, to ulubiony „chłopak” Pyry. 🙂
Gdy się człowiek robi starszy
Gdy się człowiek robi starszy,
Wszystko w nim po trochu parszy-
wieje;
Ceni sobie spokój miły
I czeka, aż całkiem wyły-
sieje.
Wówczas przychodzą nań żale,
Szczęścia swego liczy zale-
głości.
I mimo tak smutne znamię,
Straszne go chwytają namię-
tności…
Z desperacją patrzy czarną
Na swe lata młode zmarno-
wane,
W wspomnień aureolę boską
Pręży myśli swoje rozko-
chane…
Z żalem rozważa w swej nędzy
Każde „nicniebyłomiędzy-
nami”,
Każdy nie dopity puchar,
Każdy flirt młodzieńczy z kuchar-
kami…
Wspomni z jakąś wielką gidią
Swe gruchania, ach jak idio-
tyczne,
I czuje w grzbiecie, wzdłuż szelek,
Jakieś dziwne prądy elek-
tryczne…
Jakąś gęś, z którą do rana
Szukali na mapie Ana-
tolii,
Jakiś powrót łódką z Bielan,
Jakiś wieczór pełen melan-
cholii…
Gdybyż, ach, snów wskrzesła mara,
Dziergana w rozkoszy ara-
beski.
Gdybyż bodaj raz, ach gdyby
Sycić swą CHUĆ jak sam Przyby-
szewski!…
…I wdecha zwiędłe zapachy
Nad swych marzeń trumną nachy-
lony,
I w letnią noc, w smutku szale
Łzami skrapia własne kale-
sony…
Co Ty Pyro podrzucasz takie tam…
Ja jestem coraz starsza i coraz lepiej się czuję – bo juz nic nie muszę, tylko chcę 🙂
Człowiek (nie mówiąc o kobietach!) jak wino – im starszy, tym lepszy 🙂
I tak trzymać.
To było dla Byka
A wygrali konkurs panowie Cichal i Nowy. Nagrody na kolejnym Zjeździe wręczę niezawodnie. Nie wiem tylko, czy Cichalowi mozna powierzyć tez nagrodę dla Nowego (jeszcze, Niecnota, wypije)
„nic po stroju
czlek wor gnoju”:
tez zagadka, ale bez nagrod
Takich nagród ani Cichalowi dla Nowego, ani Nowemu dla Cichala powierzać bym nie radził. Okazało się ostatnio, że oni z podobnej, dobrej gliny ulepieni. 🙂
Nowy – musisz zahaczyć o wiadome osiedle w Pyrlandii, bo stracisz inaczej nagrodę wartą oblizania się.
Wy tu sobie zagadki, a ja do nauczyciela zadzwoniłam i gadaliśmy przez ponad godzinę – nie do przecenienia!
Do Pana Od Fizyki, oczywiście
zaryzykuje:
izrael?
Pyro to do omowienia wkrotce.
takie drogi jak tam tobym sobie u mnie zyczyl…
albo odwrotnie:
gdzie zsylano rozzrzutnych szkotow?
do wielkopolski.
poznaniacy sa tak pazerni,
ze nawet swoich geniuszy kompletnie przemilczaja:
i tak zamiast znanieckigo cytuja
(oczywiscie dla oszczedzenia zdrowego rozsadku)
albo lenina, albo nowego patrona pierwszego maja…
Mnie też nic nie powierzać – przyznaję się bez pytania.
A propos Dnia Nauczyciela i wiadomego telefonu do Pana Od Fizyki, co się naśmialiśmy ze wspomnień, to się żeśmy.
Pan Od Fizyki był naonczas niewiele starszy od nas i niebywale przystojny (jest do dzisiaj!), miał przepiękną małżonkę, oj, nienawidziłyśmy (babska klasa) zarazy za wygląd!
Zmarła na raka w młodym wieku, a Pan Od Fizyki bardzo cierpiał wtedy, przez długie lata. Wiem to teraz, bo od spotkania w ’95 roku utrzymuję kontakty z Panem Od Fizyki.
Nie wypominam mu tróje na szelkach na tak zwany każdy okres,należały mi sie nawet dwóje, tyle fizyka mnie obchodziła, ale za to przypomniałam piatkę na półrocze w drugiej klasie – temat kosmosu i tych tam miałam opanowany 🙂
tytus, romek i a…: do kosza;
inniciatus do senatu.
Nie ruszać Tytusa i spółki. To jedyny komiks znany mi osobiście; podobnie, jak „Czterej pancerni” są jedynym serialem obejrzanym A-Z
ho,ho…
najwyzszy czas na hofmana i homera szanowna @pyra…
p.s.
a eda, konia, ktory mowi, nikt nie widzial?
Byk,
chyba coś Cię nosi dzisiaj i cały jesteś na „nie”.
Ręce precz od Tytusa, Romka i A’Tomka, moja ulubiona lektura ze „Świata Młodych”!!!
Gradacja była taka – bardzo smarkate czytały Misia, starsze – Świerszczyka, a młodzież – Świat Młodych 🙂
p.s.
Nie zapominajmy o „Płomyczku” (dla młodszych) i „?łomyku” !
@z krainy czarow:
ja wiem jak piekny byl ten swiat,
gdzie jedno serce bilo,
gdzie kazdy chlopiec j-23,
a ty marusia bylas…
*Płomyku
Dobranoc.
Alicjo – wena Byka ma procentowe źródła ani chybi. Stąd to ADHD
podplomyk, @pyra…
na dobranoc moja tuba:
„yes we live in the yellow…”
Jeśli już gin, to ukraiński Beefeater London, a dla miłośników herbaty Beefeater 24. Okazało się, że gin i herbata to Przybora i Wasowski.
W dalszym ciągu jestem z Rockeffelerami na Krymie, omawiamy niebotyczne koszty kształcenia młodzieży i przemyślną pułapkę zgotowaną nam przez Cichala; Yale – Wydz. Architektóry 🙂
Piękne zdjęcia, dewiza „Festina lente” także, a gdy sobie pomyślę, że całą produkcją ginu Beefeater (2.3 miliony skrzynek rocznie) zajmuje się 5 osób, serce mi z dumy rośnie. Gdy myślę o braku miejsc dla młodzieży serce mi zamiera. W obu przypadkach gin jest idealnym lekarstwem.
Najlepsze drożdżowe bułeczki z grzybami piecze litewska starsza pani z warkoczem stąd do Nowogródka.
Nadrobiłem nieco zaległości ale to kropla w morzu mych potrzeb 🙂
Dżin nie dla mnie. Ówielbiam vino, winniczek jestem. Bardzo spieszę się powoli! Aczkolwiek szybko momętami, bo czasu jakby…tego tam…coraz mniej, a tu tyle tego 🙄
(Nieco przestraszony starszy pan to główny alchemik Beefeatera, pan Desmond Payne, a Rockeffeler ma jedno f i dwie litery l , dawniej z dodatkową literą n, a jeszcze wcześniej francuskie nazwisko na R).
W poniedziałek obchodziliśmy Święto Dziękczynnienia, a tu już piątek. Nadal żyję, a tak niedawno Stanisław twierdził, że cudów już nie ma.
…a to feler…
rzekł pan seler 🙁
Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
„Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.”
„Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!”
Rzecze na to kalarepka:
„Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!”
Groch po brzuszku rzepę klepie:
„Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?”
„Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.
Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.”
„A to feler” –
Westchnął seler.
Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:
„Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?”
Burak tylko nos zatyka:
„Niech no pani prędzej zmyka,
Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.”
„A to feler” –
Westchnął seler.
Naraz słychać głos fasoli:
„Gdzie się pani tu gramoli?!”
„Nie bądź dla mnie taka wielka” –
Odpowiada jej brukselka.
„Widzieliście, jaka krewka!” –
Zaperzyła się marchewka.
„Niech rozsądzi nas kapusta!”
„Co, kapusta?! Głowa pusta?!”
A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
„A to feler” –
Westchnął seler.
Żarłoki mają złe zwyczaje,
A kto się na noc zbytnio naje,
Temu żołądek spać nie daje.
Ręce więc złoszczą się z początku:
„Ty nam nie dajesz spać, żołądku,
To jest, żołądku, nie w porządku!”
Niebawem głowa się odzywa:
„Na złych manierach ci nie zbywa,
Przez ciebie jestem nieszczęśliwa.”
Po chwili krzyk podnoszą nogi:
„Chcemy już spać, żołądku drogi,
A ty zakłócasz sen nasz błogi.”
Wątroba kwęka: „Pora nocna,
Już ze snu się wybiłam do cna,
A wszak nie jestem taka mocna.”
Serce się tłucze coraz głośniej:
„Żołądku, miotasz się nieznośnie,
Przez ciebie moich snów nie dośnię!”
Oczy i usta jęczą z cicha,
Zgrzytają zęby, język prycha:
„Żołądku, dość już, dość, u licha!”
No a żołądek, płacząc prawie,
Wzdycha: „Cóż mogę rzec w tej sprawie?
Ja się nie bawię, tylko trawię,
A do strawienia mam, niestety,
Dwie bułki, masło, ser, kotlety,
Jeszcze daleko mi do mety…”
Żarłoki mają złe zwyczaje
I kto się na noc zbytnio naje,
Ten niewyspany potem wstaje.
🙂
Baaardzo łasuchowe (i Tuwimowe, oczywista!)
jasna d… Brzechwa, oczywista! 🙄
Nie mogę sie oprzeć, bo to Brzechwy jest takie kulinarne, że aż:
ĆWIKŁA
Raz buraczek nieboraczek
Zaczerwienił się jak raczek:
„Toż gałgaństwo jest niezwykłe,
Żeby robić ze mnie ćwikłę
I ucierać razem z chrzanem.
Nie, to wprost jest niesłychane!”
Na to chrzan, choć był utarty,
Z gniewu zgorzkniał nie na żarty
I powiedział w irytacji:
„Nie rozumiem, z jakiej racji
Jakiś burak za pięć groszy
Przy mnie tutaj się panoszy!”
Burak swoje, a chrzan swoje,
Zaperzyli się oboje,
Nie wiadomo, kto ma rację,
A tu czas już na kolację,
Więc przy stole goście siedli
I do mięsa ćwikłę zjedli.
Nie ma chrzanu ni buraka.
Ot – i cała bajka taka.
CHRZAN
Płacze chrzan na salaterce,
Aż się wszystkim kraje serce.
„Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
Chudy seler płacze także,
Mówiąc czule: „Panie szwagrze,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
Rozpłakała się włoszczyzna:
„Jak to można? Pan mężczyzna,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
Pochlipuje bochen chleba:
„No, już dosyć! No, nie trzeba!
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
Ścierka łka nad salaterką:
„Niechże pan nie będzie ścierką,
Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
Wszystkich żal ogarnął wielki,
Płaczą rondle i rondelki:
„Panie chrzanie,
Niech pan przestanie!”
A chrzan na to: „Wolne żarty,
Płaczę tak, bo jestem tarty,
Lecz mi nie żal tego stanu,
A łzy wasze są do chrzanu!”JAJKO
Było sobie raz jajko mądrzejsze od kury.
Kura wyłazi ze skóry,
Prosi, błaga, namawia: „Bądź głupsze!”
Lecz co można poradzić, kiedy ktoś się uprze?
Kura martwi się bardzo i nad jajkiem gdacze,
A ono powiada, że jest kacze.
Kura prosi serdecznie i szczerze:
„Nie trzęś się, bo będziesz nieświeże.”
A ono właśnie się trzęsie
I mówi, że jest gęsie.
Kura do niego zwraca się z nauką,
Że jajka łatwo się tłuką,
A ono powiada, że to bajka,
Bo w wapnie trzyma się jajka.
Kura czule namawia: „Chodź, to cię wysiedzę.”
A ono ucieka za miedzę,
Kładzie się na grządkę pustą
I oświadcza, że będzie kapustą.
Kura powiada: „Nie chodź na ulicę,
Bo zrobią z ciebie jajecznicę.”
A jajko na to najbezczelniej:
„Na ulicy nie ma patelni.”
Kura mówi: „Ostrożnie! To gorąca woda!”
A jajko na to: „Zimna woda! Szkoda!”
Wskoczyło do ukropu z miną bardzo hardą
I ugotowało się na twardo.
Nie pieprz, Pietrze, pieprzem wieprza,
Wtedy szynka będzie lepsza.”
„Właśnie po to wieprza pieprzę,
Żeby mięso było lepsze.”
„Ależ będzie gorsze, Pietrze,
Kiedy w wieprza pieprz się wetrze!”
Tak się sprzecza Piotr z Piotrową,
Wreszcie posłał do teściową.
Ta aż w boki się podeprze:
„Wieprza pieprzysz, Pietrze, pieprzem?
Przecież wie to każdy kiep, że
Wieprze są bez pieprzu lepsze!”
Piotr pomyślał: „Też nielepsza!”
No, i dalej pieprzy wieprza.
Poszli wreszcie do starosty,
Który znalazł sposób prosty:
„Wieprza pieprz po prawej stronie,
A tę lewą oddaj żonie.”
Mądry sąd wydała władza,
Lecz Piotrowi nie dogadza.
„Klepać biedę chcesz, to klepże,
A ja chcę sprzedawać wieprze.”
Błaga żona: „Bądź już lepszy,
Nie pieprz wieprza!” A on pieprzy.
To Piotrową tak zgniewało,
Że wylała zupę całą,
Piotr zaś poszedł wprost do Wieprza
I utopił w Wieprzu wieprza.
p.s. Nie wiem, o jakiego tu Pietra chodzi. Słowo! 😉
Należę do mniejszości blogowej, która nigdy nie była nauczycielem. Mało tego, zamiast dawać korepetycje, sam je musiałem brać. W dziesiątej klasie liceum dotarło do mnie, że ja ruskiego to niewiele, bardzo niewiele, no nic (za złe oceny z ruskiego w domu nie groziły mi żadne sankcje, a w mojej ówczesnej świadomości dobra ocena z tego przedmiotu to po prostu dyshonor). A za rok matura….
Znałem osobę, która mogła mi pomóc, poprosiłem, wkrótce zacząłem brać lekcje. Moją korepetytorką była sąsiadka – Pani Helena Jankowska, żona Jednego z Szesnastu. Kobieta wspaniała, moja polszczyzna za uboga, żeby móc Ją okreslić.
Chociaż moje wizyty w Jej mieszkaniu trwały długo – to lekcje bardzo krótko. Zaczynały się od herbatki, jakże eleganckiej i w jakich filiżankach (!), chyba tylko przez przypadek zostawionych im przez bandytów z Mokotowa. Do tego podane na specjalnej porcelanowej, pięknej tacce herbatniczki – najtańsze, jakie były.
Przy herbatce zawsze towarzyszyła nam Siostra Pani Heleny – Zofia, a bywałem tam też, gdy żyła jeszcze najstarsza siostra – Pani Stanisława (zawsze prosiła mnie, żebym pobiegł do kiosku i kupił Jej dwa „Sporty” – paliła nałogowo, a tylko na to Ją było stać, sprzedawali na sztuki).
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że te herbatki były dla Nich przyjemnością, ale czytanie ze mną przez Panią Helenę rosyjskiej wersji „Powieści o prawdziwym człowieku” już chyba katorgą. Oczywiście nie dała po sobie poznać.
Dlatego dzisiaj, gdy wielu Blogowiczów wspominało swoich nauczycieli, ja pomyślałem o Pani Helenie. Dziękując Jej w myślach za to co dla mnie zrobiła dodałem od siebie – jakże warto było być słabym uczniem!
PS Pani Helena nigdy nie wzięła grosza za udzielane mi lekcje.
W odróżnieniu od Nowego, ja lubiłam język i podobała mi się ksiązka Polewoja. Już kiedyś pisałam na temat różnicy podejścia do Rosjan byłych obywateli Priwislanskowo kraja i nas, zapadnikow. U nas nie było uprzedzeń, no, może trochę lekceważenia (także w odniesieniu do rodaków z terenów wschodnich). Tak się toczyła historia, że nawet wrogów mieliśmy różnych. Jedną z pierwszych moich książek były opowiadania Turgieniewa (Zapiski ochotnika) i do dzisiaj bardzo je lubię i one jakoś tam pomogły mi zrozumieć ten naród jednocześnie słowiański i europejski, a jednocześnie azjatycko ukształtowany.
A w ogóle to dzień dobry.
Czyli w Grenadzie zaraza? Na Blog nam padło? Oj, niedobrze.
Witam serdecznie i słonecznie. 😯 Tego słoneczka życzę Wam wszystkim. 😀
Pyro, ja dopiero po ….. śniadaniu. 😳 Dorwałam się do płytoteki mojej Siostrzenicy i miałam kino nocne. 😉 Na dzisiaj zostały mi do obejrzenia ; „Rewers”, „Lektor” i „Elizabeth”. 😎
Jotko przyjmij najserdeczniejsze imieninowe życzenia, wszystkiego co najlepsze – od zdrowia po wiele pięknych i smacznych podróży. 😀
„Almanzor wszystkich wzajemnie witał,
Wodza najczulej uścisnął,
Objął za szyję, za ręce chwytał,
Na ustach jego zawisnął”
Nigdy nie byłem nauczycielem, korepetycje to także biała plama w mym bycie, ale podobno nigdy nie jest za późno 🙂
Młodzieży – Pyra Konradem Wallenrodem rzuciła. W balladzie tej bohaterem jest Arab, a wrogiem Hiszpan. Biedny Mickiewicz, jak nie dżuma to cholera.
Poprzedni wpis Pyry także wyjaśnię, ale czas na świeże powietrze.
Historia nie zając.
Nowy, uprzytomniłeś mi, że ja w normalnym trybie nie zdałabym za „Chiny Ludowe” matury, właśnie z powodu „ruskiego”. Znowu moje ulubione powiedzenie ; nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – sprawdziło się.
Pyro, myślę, że masz (znowu) rację, dlatego bojkotowałam naukę jednego i drugiego języka oczywiście w latach szczenięcych. Lektury i słuchanie wspomnień, zbyt mocno działały na moje emocje a wówczas jeszcze rozum spał – jak to u szczeniaka.
Teraz muszę lecieć po „cuś” na obiad.
dzień dobry ..
jotko wszystkiego najlepszego … 🙂
dzisiaj obejrzałam część zdjęć Asi i ewy z tamtego tygodnia .. bardzo poetycko niektóre miejsca pokazujecie .. dzięki wielki … a cichal wczorajszymi zdjęciami mnie prawie przeniósł do Cambridge …
miłej soboty Wam życzę … 🙂
a ja lubiłam język rosyjski .. dziadkowie i tata z Wilna a babcia Białorusinka i z prababcią kłóciły się po rosyjsku i opowiadały bajki .. niestety z pisania byłam prawie noga to zdałam ale nieśpiewająco … 😉
Jotce, mojej pół – imienniczce życzenia zdrowia, (urody, dobrego męża, udanych dzieci i wygranej w totka nie trzeba Jej życzyć) poczucie humoru też nieźle służy, więc co by tu? Acha, wczesnej, spokojnej ale pełnej dobrowolnej pracy emerytury.
Jotce ślę serdeczności imieninowe i życzenia wszystkiego najlepszego!
„Opowieść o prawdziwym człowieku” była oparta na prawdziwych wydarzeniach podobno. Jestem w stanie w to uwierzyć – myśmy mieli naukowca na Antarktydzie, kobietę, która była na placówce badawczej sama – i nie było jak do niej dotrzeć przez kilka miesięcy (warunki atmosferyczne). Odkryła u siebie guz w piersi – a że była lekarzem, postanowiła sama się operować, radykalnie.
Cały czas porozumiewała się za pomocą radiostacji ze swoimi zwierzchnikami. Wszystko się udało – niestety, po paru latach rak wrócił i dosłownie parę dni temu ta dzielna kobieta zmarła. Na pewno przedłużyła sobie życie tym, że wówczas postąpiła tak, a nie inaczej.
Na filmie „Opowieść o prawdziwym człowieku” spłakałam się jak bóbr, oglądałam go gdzieś w okolicach bardzo wczesnych lat 60-tych.
No i witam Szampaństwo sobotnio 🙂
Jotce – NAJLEPSZEGO!
Wzniesiemy o stosownej porze, bo tu dopiero świt blady i pochmurny w dodatku. Ale nie narzekamy, bo swoje mieliśmy i jeszcze będziemy mieć trochę ładnych dni.
Na śniadanie kromucha – tradycyjna pajda żytniego chleba z „Bałtyku”, na to gruyere szwajcarski, na to łycha salsy picante (meksykańska z pochodzenia).
Tylko Kapitanowie jadają na śniadanie owsianę, pierwsi oficerowie muszą być jak salsa picante – hot! (po tutejszemu) 😉
Dzisiaj wyruszę na poszukiwanie halogenowego ustrojstwa do gotowania. Nie wiem, czy znajdę, jeśli nie, to zamówię internetowo, bo jest tego trochę, oferta duża, ale ja bym wolała pomacać i na własne oczka zobaczyć.
Nowy,
jednak daj te swoje zdjęcia z weekendu – kto będzie chciał, to zerknie, a ja z wielką przyjemnością, bo jednak Ty robisz znakomite zdjęcia i masz zdecydowanie lepszą rułę do tego.
Tu odpukiwam, bo to moje maleństwo „dla głupiego” zrobiło ponad 14 tys. zdjęć do tej pory i dobrze mi służy. Canon to canon…
Jotko,
Najlepsze życzenia 🙂 .
Pyro,
Przyznaję się bez bicia: przygodę z nauczycielstwem zakończyłam na etapie praktyk w podstawówce i w liceum. Przez studia udzielałam korepetycji z francuskiego. Najlepszy numer wykręciła mi Mama, kiedy 10 lat po moim dyplomie, (bez mojej wiedzy) zaproponowała synowi przyjaciółki że pomogę mu w opracowaniu tekstu do zaliczenia z… łaciny 😯 . Chłopak zdał. Cóż, czwórka u mgr Miodyńskiej zobowiązuje 😉
Jotko,
życzę Ci dużo zdrowia i nieustającego entuzjazmu w realizacji pożytecznych i ciekawych działań. 🙂
Mnie też zdarzyło się udzielanie korepetycji z języka polskiego synowi sąsiadki. Nie jest łatwo przekazywać wiedzę osobie zupełnie niezainteresowanej tematem. Ale podobno moje trudy pomogły trochę chłopcu.
Co do języka rosyjskiego, to tak naprawdę jest on dość łatwy do nauki. W mojej szkole jeśli ktoś był słaby z rosyjskiego, to jeszcze gorzej szło mu z francuskim. Jak ktoś miał piątkę lub czwórkę to z obu przedmiotów jednocześnie. Ale to była prowincja i tu nikomu nie wpadło do głowy tłumaczyć dwójki czy trójki z rosyjskiego względami politycznymi. Tam nieuk to był po prostu nieuk. Albo mało zdolny.
Najlepsze życzenia i serdeczności dla Jotki!!!
A byk przypomniał mi o słoninie paprykowanej. Dawno jej nie widziałam, a przecież kiedyś łatwo było ją kupić. A ukiszonych liści kapusty w ogóle nie widziałam w sprzedaży. Niby wszystkiego w sklepach jest pełno, ale pewne wyroby gdzieś znikają i ida w zapomnienie. Szkoda.
Słonina paprykowana! Toż ja pamiętam taką jeszcze z czasów niesłusznych!
Krystyno,
nie wszyscy mają zdolności do języków obcych. Niektórzy mają zacięcie i możliwości (Jerzor dla naprzykładu, bo na uniwerku są ludzie z całego świata i można konwersować w tych siedmiu językach, które zna całkiem swobodnie), ale jak przychodzi do pisowni, to polega. Ja nie znając języka potrafię słowo poprawnie napisać, bo mam pamięć wzrokową.
Przez osmozę jestem obsłuchana w tych wszystkich językach…ale nie mam potrzeby na więcej. Poradziłabym sobie bez tłumacza we Francji, Hiszpanii, w Niemczech na pewno, w Rosji.
Pewnie się powtórzę – na co nam język obcy, a wyjedziemy gdzieś kiedyś? Wydawało się to niemożliwe…i tak podchodziliśmy do nauki języków obcych, nieważne, czy rosyjski, czy zachodni jakiś.
Udzielałam korepetycji z matematyki 😀
Co do języków to trafiały mi się w szkole wymagające nauczycielki od rosyjskiego i beznadziejne angielskiego. Dlatego angielski zgłębiałam głównie na kursach i doszłam do naprawdę wysokiego poziomu, a na niemiecki mnie naszło 10 lat temu i zrobiłam nawet Zertifikat Deutsch.
W nocnym wpisie (3:52) mniej chciałem zwrócić uwagę na moje kiepskie wyniki z rosyjskiego, a bardziej na osobę Pani Heleny – należącą do najwyższej przedwojennej klasy. Po wyroku na Jej męża w słynnym procesie szesnastu i późniejszym morderstwie, jakie zapewne miało miejsce, każda Jej niechęć skierowana w tamtą stronę byłaby usprawiedliwiona.
Z dawnego majątku pozostały szczątki w postaci wspomnianych filiżanek, z dwiema siostrami zostały niemal bez środków do życia, a jednak wchodziło się do nich jak do skansenu kultury, uprzejmości i dobrych obyczjów. Nawet tak ogromne przejścia nie były w stanie Ich tego pozbawić.
Alicjo,
Z jakością moich zdjęć spora przesada, ale może dzisiaj w nocy wrzucę więcej.
Nowy – doskonale Ciebie zrozumiałam; po prostu odniosłam się do tematu obocznego, bo cóż komentować o sp Pani Helenie? Też miałam takich nieszkolnych , a znaczących nauczycieli – np śp. ks.dr Tadeusz Malinowski. Też pamiętam, chociaż to zupełnie inny przedmiot (historia kościoła i etyka katolicka) Ks.Tadeusz był żołnierzem zawodowym do 39r, w październiku miał się żenić ale już w końcu września był w oflagu. Narzeczona trafiła do Oświęcimia, nie przeżyła; Tadeusz poszedł do seminarium. Był najbardziej otwartym człowiekiem, jakiego spotkałam w młodości. W sutannie też nie miał łatwego życia (takie mam wrażenie).
Pyro, dzięki.
Zmieniająć nastrój – jest tak piękna pogoda, chociaż chłodno, że szkoda siedzieć w domu. Wybywam, nawet nie wiem dokładnie dokąd. Gdzie oczy poniosą.
Miłej soboty wszystkim życzę i do później!
Jotko, wszystkiego najlepszego z okazji imienin 🙂
Lubiłam się uczyć języków. Rosyjskiego, o którym wspominał Nowy, uczył nas w liceum sympatyczny Bułgar, którego żoną była Polka. Mile wspominam też pania Hojczak, ktora wykładała angielski. Francuskiego zaczęłam się uczyć późno, po studiach. Rok kursów w Osrodku Francuskim okazał się dobrą bazą do dalszej nauki. Zdarzyło mi się dawać korepetycje z angielskiego przez kilka miesięcy, to całe moje nauczycielskie doświadczenie, to znaczy żadne. Moja siostra uczyła rosyjskiego w liceum. Ma doskonały słuch więc uczyła się języków z dużą łatwością.
Ostatni raz mówiłam po rosyjsku w podstawówce czyli ponad 20 lat temu. Gdy pojechaliśmy na Krym, wyjęłam rosyjski z kieszeni, wyprostowałam, otrzepałam z kurzu i znowu zaczęłam mówić. Niewiele sobie przypomniałam, ale Kostia mnie pocieszał że jak już coś mówię to przynajmniej z dobrym akcentem 😉
Krysatyno. niechęć do rosyjskiego wypływała nie tyle z przyczyn politycznych, co genetycznych, jak kiedyś imputował mi Yurek, wyssanych!
Z racji rocznika uczono mnie rosyjskiego od zawsze. Na studiach ratowałem sie randką z panią lektorką w winiarni…
Do dzisiaj bukwy jeno sylabizuję
Mam jeszcze wiele zdjęć z Galerii Malarstwa Angielskiego (m.in. Turner) z Un. Yale. Czy dawać? Nie chce przynudzać.
Nowy! A Ty dawaj, dawaj!
Krysatyna = Krystyna wybacz o Piękna!!!
Ciąg dalszy wakacyjnych wojaży.
Półwysep Kercz tak bardzo nam się spodobał, że postanowiliśmy tam wrócić. Tym razem wzięliśmy na widelec miasto portowe o tej samej nazwie. Kercz został założony przez greckich kolonistów, później popadł w zależność od Rzymu, następnie wszedł w skład Cesarstwa Bizantyjskiego, państwa Chazarów, Rusi Kijowskiej, państwa Turków Osmańskich. W XVIII wieku został opanowany przez Rosjan. Ufff, sporo tego było. W czasie II wojny światowej miasto zostało zniszczone, stąd nie ma wielu zabytków. Po wojnie otrzymało status miasta-bohatera.
Tutaj w pełni widać sentyment mieszkańców Krymu do minionej epoki: ulica Lenina (piękny deptak) prowadzi do placu Lenina (przy porcie) gdzie z daleka rzuca się w oczy pomnik… Lenina ;-). Chyba w każdym krymskim miasteczku można natknąć się na ulice Lenina, Dzierżyńskiego, Róży Luksemburg i Kalinina (więcej towarzyszy nie rozpoznałam, wybaczcie). I są to główne ulice.
Z tego, co wywnioskowaliśmy z rozmów z naszymi Gospodarzami, nie jest to tyle tęsknota za minionym systemem ile za jednym państwem. Mogli objechać olbrzymi obszar od Kaliningradu do Gruzji i wszędzie czuli się „u siebie” .
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Kercz#slideshow/5663053037568863298
Już po spacerze po Kerczu. Ile wyście zwiedzili w 10 dni. Wprost niewiarygodne.
Cichalu – zaproś do galerii, proszę.
Pyro,
Za mało!
Mój chłop trochę się burzył że tylko cztery razy byliśmy na plaży…
Malarstwo Turnera – b.interesujące, ale ty Cichalku (pozwól, na zdrobnienie, bo mentalność masz dziecięcą) przynudzacz tymi Twoimi wtrętami o zabarwieniu , nazwijmy to: quasi-erotycznymi. W kontekście Twoich podobizn, znanych mi z zamieszczonych tu zdjęć – sytuacja prawdziwie komiczna.
Ach to moje wstawanie lewą (niby słuszną) nogą.
Imieninowe całusy od nas obydwojga!
Jotko, najlepszego 🙂 Spełniam roczną pigwówką wg Twojego przepisu wykonaną 🙂
Te imieninowe ucałowania to były dla Jotki. Ale wzruszenie ścisnęło mi nie gardło a palce. Dlatego zabrakło adresatki.
A mnie palce nie zadrżały!
Vivat Jotka! Vivat Jagusia! Vivat wszystkie stany (włącznie ze wskazującym po toastach na cześć)
Pyro, Wielka Damo Mego Serca!
„Do ciebie szłem, przez morza, oceany…”
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Yale3?authkey=Gv1sRgCLL8xeCZkfeiOw#slideshow/5663769961980643826
PS tekst z obrazka: ACT3
Ej, Czarusiu, Cichalku czarujący (kiedy chcesz – pytałam Ewy – tylko oczęta wzniosła ku powale) miejsca w tej galerii sporo ale i tak obrazy z lekka naćpane wiszą. O i Canaletta mają kilka prac i Turnera i Scotta i to jest coś takiego, jak z Siemiradzkim : niby niedzisiejszy i niemodny, a każdy dałby nie wiem co, żeby mieć i patrzeć.
Jotko – Wszystkiego najlepszego 🙂
O, Pyro!
Luzu tu sporo w tej galerii, w porównaniu z obrazami na ścianach u Rockefellerów! Tam nie można było robić zdjęć, więc…w każdym razie było naćpane, a naćpane, jeden koło drugiego oraz nad i pod 🙄
Zwróćcie uwagę na obraz Samuela Scotta z 1749 roku. Obraz w sam raz dla mnie (żaglowce!) – ale teraz spojrzyjcie na misterne ramy i ich zwieńczenie – czyż to nie podobizna naszego Kapitana? 😉
A w ogóle obrazy jak obrazy, ale te ramy!
Jotko – wszystkiego najlepszego!
http://www.youtube.com/watch?v=Wdtz0GRqKng
Alicja – ja nie Marek, ni Haneczka ale coś tam wiem, coś widziałam. Ramy to najczęściej proste deski, na których mocowana jest wykonana oddzielnie snycerka albo rzeźbi się w gipsowej sztukaterii. Specjalna masa gipsowa nakładana jest na deskę i profilowana w elementy zdobnicze, wyzłobienia,, formy wklęsłe i wypukłe. Brzegiem przebiega listwa cokołu albo rzeźbiona albo też pokryta sztukaterią. Całość się lakieruje albo złoci albo nakłada w narożach ażurowe blachy dekoracyjne. Snycerkę nie, ale sztukaterię potrafiłabyś zrobić, gdyby Ci pokazano. Ja lubię inne ramy najbardziej – takie, że obraz jest np w wyciętym owalu, jak w kasetonie, a zewnętrzna deska znacznej zwykle powierzchni jest tylko bejcowana i malowana matowo w kolorze drewna.
Jotko , powodzenia w tym co robisz i dużo zdrowia.
Ja do tych ram nawijam, bo prawie wszystkie te ze zdjęć Cichala są bardzo ciekawe.
Obrazy mnie tak nie zaciekawiły, jak ramy właśnie, i zwłaszcza ramy do wymienionego wyżej przeze mnie obrazu.
Piję zdrowie Jotki czerwonym, a potem udaję się na kanapkę z książką. Szaro, buro i ponuro, pada 🙁
Lubię, gdy ram nie widać. Pogodnie i sucho. Na fotel 🙂
Jotko, nim dzionek minie,
serdeczne uściski od nas obojga.
Zdrowia, a powodzenia we wszystkim co sobie weźmiesz za cel.
Jotko – serdeczności i życzenia wszystkiego najlepszego 🙂
Haneczce – Bez ramy 🙂
Tym razem to Francuzi i Anglicy dali wyraz swym uprzedzeniom, a żeby było ciekawiej uczynili to w pobliży galicyjskiej plaży. Interesują mnie obrazy, ramy, kulisy, konteksty. Paul Mellon, założyciel tej galerii także był amatorem-entuzjastą, ale miał więcej pieniędzy.
(Anglicy wygrali, ale nikomu nie przeszedł apetyt do bitew)
Zaczynam rozumieć nauczycieli – władza nad bezbronnymi ofiarami upaja 🙂
Przegląd prasy. Polecam. Lubię takich facetów.
http://wyborcza.pl/1,75475,10471844,Wieckiewicz__Zaden_facet_nie_jest_monogamista.html
Czuje sie stara,
kiedy mi wiatr,
sukienke podwiewa.
A kiedy wiatru nie ma,
mlodosc na mnie spoglada,
jakby chciala powiedziec,
ach.. a moze nie.
Gin z tonikiem,
do tego trzy kostki lodu,
cytryna do smaku,
a pozniej do grobu.
Uniwersytet Ochotniczy
Chętnie wypiłbym z Turgieniewem, ale z jego matką nie.
Placku, dzięki.
W artykule są spore nieścisłości dotyczące życia i warunków w jakich mieszkała Pani H oraz „domku”, który domkiem nie był. Reszta spraw, najważniejszych, pozostanie na zawsze niewyjaśniona.
Nowy – To ja dziękuję.
Bella i Chagall także byli dla siebie wszystkim – oczyma i duszą.
Alinka (16:49) wspomniała – nie jest tajemnicą, że chodziliśmy do tej samej klasy – o naszym nauczycielu, Bułgarze, nazywał się Sołomko, Iwan Sołomko. Uczył nas tylko rok.
Alinka była uczennicą piątkową, a to tylko dlatego, że wtedy jeszcze szóstek nie stawiali. Ja… no powiedzmy, mało ważne.
Sołomko był osobą ciekawską – bardzo lubił np. brać do ręki i oglądać wszystko, co leżało na naszych uczniowskich ławkach. Długopisy, ołówki, zegarki, dosłownie wszystko musiał zobaczyć „z bliska”. Szybko to zauważyliśmy i jeszcze szybciej na ławkach wylądowały kupowane u „prywaciarzy” monety z ukrytym w śroku kapiszonem, strzelające długopisy i inne tego typu zabawki. I nigdy nie zapomnę min sympatycznego skądinąd Bułgara, gdy mu to w łapkach strzelało i jak te zabawki odrzucał.
Wracając do mojej Koleżanki – przypuszczam, że za nic na świecie takiego „kawału” by nigdy nikomu nie zrobiła, za to ja za nic na świecie bym sobie wówczas tego nie odmówił.
Dobranoc 🙂
Kochani, dziękujępięknie bardzo za życzenia i belferskie i imieninowe 😆 😆 😆
Fajnie, że jesteście 😆
Po raz kolejny okazało się, że faktycznie na świecie najwięcej jest lekarzy i nauczycieli 😉
W Parlamencie też belferstwo górą 🙄 niepotrzebnie 😉
Udaję się biegusiem do Warszawy, posłuchać Urbaniaka 😯
Alicjo, zabieram Cię z sobą w czułem mem serduszku 🙂
Zprawozdam po powrocie. Miłego dnia 🙂
kod wkw2
sprawozdam 😉
Witajcie,
Podrzucam kolejną porcję zdjęć.
Prosto z Kerczu ruszyliśmy obejrzeć błotne wulkany. Bułganacka Grupa Wulkaniczna (tak brzmi oficjalna nazwa) znajduje się kilka kilometrów od Kerczu, koło wsi Bondarenkowo. Z braku drogowskazów jechaliśmy nieco „na czuja”. GPS też nie bardzo chciał współpracować. Na szczęście miejscowi bardzo uprzejmie pokazali nam właściwy kierunek, a nawet jeden z nich biegł na przełaj przez pola by sprawdzić czy aby na pewno wybraliśmy właściwą drogę na „skrzyżowaniu” . Polną drogą praktycznie dojechaliśmy na miejsce. Same wulkany wyglądały jak w parku miniatur a otoczenie prawie jak na księżycu.
Kolejnym punktem wycieczki było jezioro Czokrak. Lecznicze właściwosci błota z jeziora były znane już w starożytności. Do tej pory miejscowi i turyści okładają się błotem a potem biegną przez mierzeję na drugą stronę i myją się w morzu. Przyznaję że i my mieliśmy na to ochotę. Na mierzeję dotarliśmy już o zmroku. Po rozbiciu namiotu było już ciemno, tak że zaplanowaliśmy błoto na rano. Bladym świtem obudził nas wrzask mew. Chwilę później namiot sam zaczął się składać. Wyszliśmy na zewnątrz, a tam wiaterek porywający pianę z fal na kilkanaście metrów, ciemne niebo i błyskawice na horyzoncie. W jednej chwili plany nam się zmieniły. Szczególnie, że o poranku obejrzeliśmy to błoto. Błoto jak błoto, ale wokół ‚sadzawki’ chadzają krowy pozostawiając po sobie ślady, nie tylko kopyt ;-). Nie wiemy co w tej mieszaninie jest bardziej lecznicze, czy błotko czy „dodatki”, bo jakoś tak odeszła nas ochota ? chłodno było. Jako że deszczu w zasadzie nie było, pooglądaliśmy jeszcze wieś ? biedną co widać było po wystroju wnętrza cerkwi, cypelek z pięknymi skałami na końcu i wiejskim cmentarzem porozrzucanym po cyplu ? widocznie nie wszędzie dało się kopać. W tych warunkach sformułowanie „kondukt w deszczu pod wiatr” nabrało swoistego znaczenia, szczególnie gdy wokół na skałach siedziały czarne kormorany.
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/WulkanyBOtaICzokrak#slideshow/5663766324417682130
dzień dobry ..
nową porcję zdjęć obejrzałam przyjemnością a ewy komentarz przypomniał mi, że w Zamościu znalazłam dom w którym urodziła się Róża Luksemburg o czym nie wiedziałam .. również „nie posiadałam” wiedzy o kamienicy w której urodził się Marek Grechuta a teraz jest w niej” dom towarowy” …
może ktoś sobie zrobi na zapas …
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/10/13/domowe-bulionetki-do-zup-i-sosow/
a to można zrobić by zadziwić domowników i gości …
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/10/14/pingwinki-i-konkurs/
a tu dieta dla zdrowia .. 🙂
http://kuchcikarek.blox.pl/2011/10/Dieta-jogurtowa-jadlospis.html
Dzień dobry,
Jolinku, jesteś na posterunku, to dobrze 🙂
Nowy, pamięć płata mi figle. Myślałam, że nasz Bułgar uczył nas dłużej niż rok i nie pamiętałam, że był taki ciekawski…
Dobrze, że wspomniałeś Panią Helenę Jankowską a Placek (2:45) uzupełnił, żeby ich obojga nie zapomnieć.
Alicja (23:31), Więckiewicz, mnie też się podoba 🙂
W żadne diety nie wierzę ale ja z definicji jestem niedowiarek. Dzieci moje za pół godziny wyjeżdżają; będą mieli pod górkę – nie dość, że miasto rozkopane, a dojazdy do autostrady nieprzejezdne, to na dodatek bieg maratoński odciął moje osiedle od świata. Jest zostawiony awaryjny przejazd przez „śluzę” czyli pulsacyjnie otwierany wjazd i wyjazd. Skaranie boskie. Wzdłuż trasy biegu stoi młodzi3eż zaopatrzona w pokrywki metalowe i łyżki, łomotem dopingują biegaczy. Wśród tych biegaczy jest 11 członków zwspołów kabaretowych – mistrzostwa maratońskie kabareciarzy ogłosili.
Alino .. 🙂
Pyro wierzysz tylko o tym nie myślisz np. rosołek ma zdrowotne właściwości sama przyznasz a to element diety … 😉
ja ostatnio po jedzeniu dwa razy dziennie piję ocet jabłkowy i sama prawie nie wierzę, że mój brzuszek czuje się lepiej .. 😉
piękne słonko .. pora iść zobaczyć Panią Jesień …
Pojechali. Anka z pieskiem poszli ich odprowadzić. Następna wizyta najprawdopodobniej w drugi dzień świąt zimowych. Dostałam prezent procentowy – będę mogła wyprodukować domową odmianę amaretto (1 rok leżakowania0 i malibu – 4 mies.dojrzewania, a także kilka litrów soku aroniowego z cukrem, liśćmi malinowymi i przyprawami – tylko wlać alkohol. I właśnie nie chcę tego robić, nie mam aż tyle spirytusu ani forsy na dolanie 40% wódki. Moze wykorzystam litr soku, a resztę wypijemy z wodą?
jedna dieta jest:
jedz polowe.
Uzupełniam dietę byka:
Jedz dwa razy mniej, ruszaj się dwa razy więcej 🙂
Witam Szampaństwo.
Jesiennie, pochmurnawo, sporo liści na ziemi, coraz mniej na drzewach…
Miłej niedzieli 🙂
Jadę do City na cały dzień.
Niedzielnych przyjemności dla Wszystkich.
Pogoda piękna 🙂
Ucięłam sobie drzemkę poobiednią, sprzątnęłam ślady kucharzenia i obiadu, doszłam do wniosku, ze jutro jemy kapuśniak (taki, w którym łycha stoi), patrzę przez okno na pięknie słoneczny świat, z błękitnym (acz nieco wyblakłym) niebem i dziwię się, jak to mozliwe, e tak słonecznie i tak zimno.
Ewo, i znów ciekawy reportaż. Dzięki za kolejne zdjecia 🙂
Pyro, a u mnie wczoraj był taki kapuśniak 😀 Na żeberkach zwykłych i wędzonych. Bardzo smaczna jesienno-zimowa zupa.
Właśnie, Małgosiu. Kiedy robi się zimno, a przede wszystkim wietrznie, za człekiem zaczynają „chodzić” zupy. Za mną ju nawet chadza grochówka na ogonach i boczku wędzonym.
U nas wietrzno i chłodno. Na lunch drobiowy rosołek z najlepszymi na świecie lanymi kluskami.
Ewa. Egzotyka rzeczywiście „księżycowa”.
Maraton zdezorganizował i tak kulawy ruch w mieście, ale się skończył., Organizatorzy mieli fajny pomysł – każdy uczestnik dostał medal okolicznościowy z budynkiem naszej palmiarni i stosownymi napisami.
Jedna z moich ulubionych piosenek z tekstem Kofty – w dwóch wykonaniach: Najpierw Łucja Prus, a potem Michał Bajor
http://youtu.be/GvynB0KWLlE
http://youtu.be/MKZI_JVd1AU
A mnie zaniosło dziś do Wejherowa.Dawno tam nie byłam, bo przeważnie odwiedzam Gdynię i Sopot, ale znajoma tam mieszkająca zachwalała nową kawiarnię. Pogoda od rana była przepiękna, a droga do Wejherowa także doskonała i wiodąca przez bukowe lasy – można się zachwycać. Wejherowo jest bardzo ładnym i zadbanym miastem o sporych walorach historycznych. A ostatnim osiągnięciem jest rewitalizacja parku obok Pałacu Przebendowskich. Park jest bardzo rozległy i każdy znajdzie tam coś dla siebie : wspaniały plac zabaw dla dzieci, urządzenia sportowe dla dorosłych, ładnie zagospodarowana przestrzeń parkowa, dużo starych drzew i nowych nasadzeń i wspomniana kawiarnia pod nazwą Oranżeria La Belle, w formie rotundy w stylu” parkowym”. Lokal niezby duży, ale przyjemnie urządzony, prawie cały oszklony, więc każdy ma widok na park. W karcie oprócz menu typowego dla kawiarni są także dania obiadowe. Ale ponieważ byliśmy tam w południe, zamówiliśmy kawę i deser lodowy. I jedno i drugie doskonałe. Bardzo ładnie podane i dobrze przyrządzone.Woda do espresso zimna, co nie zawsze się zdarza, obsługa szybka. Naprawdę , ta kawiarnia ma wysoki poziom. I tak mamy nowe miejsce, które warto odwiedzać. Myślę, że pięknie będzie tam też zimową porą. No, a że dzis niedziela, to i ruch, w przeciwieństwie do Poznania, był znikomy, wręcz sielanka. A po drodze kupilśmy dwie dynie ozdobne. Chcielismy kupić dużą na taras, ale jej kształt wymagałby specjalnego stojaka/ bo była wydłużona/.Są więc dwie nieduże i leżą sobie na stole jako jesienna dekoracja.
Młodzi dojechali już do Świnoujścia i jak zwykle, po drodze zjedli w Szczecinie Dąbiu, w przydrożnej restauracji pod lasem, szaszłyki – jedne z najlepszych w Polsce. Też tam jadłam w ub. r. i potwierdzam – znakomite.
Jak ja dawno nie jadłam szaszłyków, a to dlatego, że robimy je w domu na grillu, a latem nie grilujemy. Tak po prostu wolimy. Oczywiście wszystko odbywa się nie w domu, tylko na tarasie, a moja rola ogranicza się do nakrycia stołu/ bo jemy w domu – na zewnatrz mięso zbyt szybko by wystygło, a czasami zacina wiatr lub śnieg/ i do otwierania i zamykania drzwi. Grilowanie to u nas w domu męskie zajęcie.
Pyro,
jeszcze odnośnie do tych pięknych ram do obrazów. Trochę mi otworzyłaś oczy na te sprawy, bo ja często na wystawach podziwiam ramy, sądząc, że są rzeźbione w litym drewnie. Ale chyba zdarzają się i takie, bo widać na nich ślady po tych stworzeniach drążących korytarze w drewnie. I teraz już nie wiem, czy te ramy mam podzwiać, czy też nie. 😉
Haneczko, co Ty na to ?
Sprawa jest poważna, bo mam do odwiedzenia dwie ciekawe wystawy w Gdańsku – jedna to obrazy Jacka Malczewskiego, a druga malarzy włoskich z kolekcji muzeum w Sibiu. 🙂
Ja podziwiam ramy i obrazy. Te wczorajsze – podobnych nie widziałam, dlatego zwróciłam uwagę na te misterniejsze.
Cichal,
jakiej firmy jest ten Twój halogen?
Midwest Trading Group Inc. Holding, który produkuje i sprzedaje „szwarcmydłoipowidło” a na maszynie jest napis „InfraChef” Produkcja amerykańska, co się rzadko zdarza…
Witam.
Alicjo szukaj takiego co by miał dużo dodatków, foremki silikonowe do ciasta itd. Szukam też od 3 m-c, i $ 120 do wydania na dziś.
http://www.pandora.com/#!/music/song/cream/crossroads+live+1967
Młody, ale bardzo utalentowany…
…Rafał Malczewski
Ten mój ma dwa poziomy rusztów, Silikonową miskę pokrywajacą dno i dwa uchwyty do podnoszenia rusztów. Cena na metce $59,99.
15 quarts pojemności
250-48oF
120V/1200-1400W
15 funtów waga
Szukam właśnie takiego – dwupoziomowego, a pojemność też mniej więcej 15q, nie mniej. Rozglądam się po internecie, bo na wsi nic nie znalazłam.
Stron sporo, oferta spora, a ceny wszędzie inne. Cos wymyślę.
Ten Cichala wydaje mi sie akurat na moje potrzeby, rozglądam się za czymś porównywalnym – ale już się kapkę zmęczyłam.
Może by tak wina się napić? Na obiad był smażony dorsz i sałata grecka. Dorsza było tyle, że odmówiłam kombinowania z wypełniaczami. I tak zostało dorsza, noc nie szkodzi, zje się na zimno.
Zawiało i jest chłodno, jesiennie bardzo. Liście lecą i lecą…
Krystyno – nie było mnie 2 godziny na Blogu, a widzę, że specjaliści To bie nie odpowiedzieli, więc ja spróbuję.
Możesz podziwiać piękne ramy, bo niejedna jest dowodem wielkiego kunsztu rzemieślniczego i artystycznego wyczucia. Dobry ramiarz, to bywa całkiem niezły artysta. Tu trzeba wziąć pod uwagę funkcje ramy: musi chronić blejtram przed odkształceniami, a tym samym odpryskom farby , a także nierównymi naprężeniami płótna, deski itd co zapobiega pęknięciom podłoża. Nadto stanowi liniowe wykończenie stylistyczne W sumie obraz + rama musi być dość sztywną ale pozwalającą na „pracę” konstrukcją. Gdyby ramę rzeźbić w litym drewnie, trzeba by brać nie deski, a beleczki, bo wiele drewna odpadnie w czasie obróbki. Niewspółmiernie podniosłoby to ciężar ramy. Zamiast tego bierze się dwie deski z tego samego drewna (np dąb, mahoń) albo spodnią, konstrukcyjną z drewna b.wytrzymałego np dębu, a tę , z której się rzeźbi elementy snycerskie z drewna łatwego w obróbce – np lipy, gruszy itd. Gotowe elementy zdobnicze starannie naklejane są na deskę ramy i bejcowane na ten sam kolor. Kołatki z upodobaniem żrą obydwie deski. Do I wojny wszystko to robiono ręcznie – mozolne rzeźbienie dłutkami powolne polerowanie piaskiem i drobinami drewna, wielokrotne bejcowanie, naklejanie, w końcu lakierowanie albo pokrywanie płatkami złota. Teraz artysta projektuje relief, a obrabiarka numeryczna rzeźbi dokładnie i powtarzalnie w dziesiątkach mb Zdobnictwa gipsowego też nie należy lekceważyć – czy jest nakładane bezpośrednio na ramę, czy część jego jest odlewana i potem naklejana – robili to prawdziwi artyści.
Ktoś pare dni temu lubił Urbaniaka. Mam ciekawy wywiad z GW
http://wyborcza.pl/1,75480,10465817,Manhattan_Man.html
No tak, się okazuje , że na ramach się kompletnie nie znam.
Zakład szklarski i tyle.
Szybka z okna, ramka pogipsowana , gwoździk i tektura falista.
Historycznie rzecz ujmując…
Teraz to tylko numerycznie.
Kupilbym blejtram,
od kobiety,
ktora ma piersi,
na 102.
A pozniej malowalbym,
to co ma,
lub czego niema.
Pejzaze lubie,
malowac,
a w tle,
to czym swiat ,
oddycha,
w noc i dzien.
Niestety, ja się muszę znać. Na szczęście na niezadrogich. Ewa jest płodna a do mnie należy oprawianie…
Cichalu – piszę to tutaj od kilku lat – im większy artysta, tym większy musi być dystans, z którego się go obserwuje. Najlepiej kiedy on jest na scenie, estradzie czy ekranie, a ja na widowni. I lepiej, żebym bliżej nie była. Wśród wielkich nagród – Nobla, Feliksa, nagród konkursowych bardzo brakuje wielkiej nagrody dla „zony artysty”. To jest naprawdę tragiczna rola.
Marek – na ramkach się z pewnością znasz – ja się znam na belfrowaniu. No, jak wytłumaczyć technikę snycerską ram rokokowych? Tak m/w uczono nas poglądowo w pracowniach muzeum Narodowego w Poznaniu (szkolenia dla pracowników działu oświatowego)
Córka Urszuli i Michała.
http://www.vevo.com/watch/mika-urbaniak/in-my-dreams/PLB390900009?source=ap
Coś z matki + ojca.
Jak te dzieci rosną.
Krystyno – Zachwycaj się do woli. Prawdziwy Tycjan=ramy ręcznej roboty 🙂
Gdy obraz błaga mnie o pomoc w ucieczce ram, przekazuję tę informację kustoszowi.
Yurku – Vevo chyba nadal nie działa w Europie.
http://www.youtube.com/watch?v=SHm5rRDRZ0U&feature=related
Szlak mnie trafi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mam dosyć łotra!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wróciłam. Witam z rubieży. Najlepsze życzenia dla Solenizantów i Nauczycieli!
Poczytałam dość pobieżnie, bo późnawo, ale muszę się ująć za Hanuszkiewiczem. Byłam i na Kordianie z drabiną (Kordian nie w moim typie…) i na Balladynie z motocyklami. I bardzo mi się one podobały. Ale nie jeździł na nich KIrkor w dżinsach (miał b. fajny kostium, biały, w odróżnieniu od czarnego Kostryna). Jeździła Dykiel jako Goplana oraz Skierka i ten drugi, chyba mu było Chochlik. Były to trzy hondy, które grzmiały przez środek widowni po specjalnej rampie. Jeszcze większe wrazenie niż hondy zrobiła na mnie bitwa wojsk Kirkora z wojskami Kostryna – obaj panowie, Czarny i Biały, mieli sterowniki, a napierniczały się z dwóch stron sceny armie czołgów zabawek. W kompletnej ciemności błyskały im światełka, a efekty były z prawdziwej bitwy. Serce stawało. Jeśli się pojedyncze sceny pamięta czterdzieści lat – to to BYŁ teatr.
A w Michałowicach też jest teatr, dwuosobowy, przedstawienie w piątek było kabaretowe, obśmiałam się jak norka. Publisią byli nauczyciele, głównie płci żeńskiej, w świetnych humorkach. Po spektaklu tam się idzie do takiego grzybka restauracyjnego, je, pije i gada. Tak się zastanawiałam, że gdyby uczniowie zachowywali się tak jak ci nauczyciele, to nauczyciele nie omieszkaliby zdrowo ich obsobaczyć. Przy kolejnym wykonaniu jakiejś pieśni biesiadnej gdzieś tak o północku, gospodarze nie wytrzymali i zasugerowali nauczycielom delikatnie, że czas kończyć imprezkę.
Poza tym cudnie było, pogoda fantastyczna – ale na górach leży – jeszcze nie śnieg, tylko coś w rodzaju szadzi, szronu, nie wiem, jak to nazwać. Na północnych zboczach też to jest.
Moje psy dręczą kota.
Dobranoc!
SŻ jestem łotrem i wiem co czujesz ale szlaka w to nie mieszaj.
Hm. Stara Żaba się poddała, przesłała komunikat do mnie, żebym się przyjrzała, co łoter ma do tekstu. Jam ślepa albo li co, spróbowałam parę słów wyrzucić, wkleić tekst, i noco – a przecież podejrzanego nie widzę ani zbereźnego słowa 🙄
Wobec tego spróbowałam zrobić inaksiej…może tak przechytrzę skubanego?
Już strach pisać 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Komunikat.jpeg
Chłe chłe chłe 😉
Tu się da otworzyć i przeczytać. Ale niech mi kto madry powie, do czego w tym komunikacie łoter mógł mieć zastrzeżenia?
Na końcu było jeszcze króciutkie pożegnanie (tylko nie zmieściło mi się w okienku do snimki)
„Chwilowo – Bra”.
Bra to u nas w skrócie biustonosz, na wszelki wypadek w którejś próbie wklejania wyrzuciłam, ale to tez nie było wraża słowo, a które reagował łoter.
No to czego?!
Eksperymentuję…podzieliłam tekst na dwie części, pierwszej łotr nie przepuscił, teraz następna część:
W sobotę „dróżki i ścieżki” przez Wilcze Jary, potem łapanie lisa w Żabich Błotach.
W niedzielę, czyli dzisiaj, Wielka Zajączkowska o Puchar Starej Żaby.
Teraz mogę spokojnie ogłosić zakończenie sezonu i przejść w stan spoczynku, czyli hibernacji.
Byle do wiosny!
Chwilowo – Bra!
AHA! Czyli pies jest pogrzebany w pierwszej części tekstu, bo druga się wkleiła.
Ktoś ma jakiś pomysł?
Alicjo, nie mam już siły do łotra, łyka i łyka, może Tobie przejdzie?
Luuuudzie!
Takiego Hubertusa to jeszcze nigdy nie było!
Pogoda przepiękna, gosci sporo, wszystko sie udało (prawie doskonale),
cud, mniód, ul-tra – maryna!
MAM ZARAZĘ!
Widzicie ją? Ta na końcu, porozdzielana myśnlikami! Ale dlaczego niby?! 😯
Czyli do a-s-s, p-o-r-n dochodzi nam jeszcze ul-tra-maryna jako słowo zakazane przez łotra 😯
Kto by pomyślał 🙄
ultra (tak se testuję, może maryna nie ma z tym nic wspólnego…)
ul tramaryna
Też testuję.
maryna
E, jednak ma.
To teraz jeszcze raz w całości komunikat Starej Zaby:
Alicjo, nie mam już siły do łotra, łyka i łyka, może Tobie przejdzie?
Luuuudzie!
Takiego Hubertusa to jeszcze nigdy nie było!
Pogoda przepiękna, gosci sporo, wszystko sie udało (prawie doskonale),
cud, mniód, ult-ram-aryna!
W sobotę „dróżki i ścieżki” przez Wilcze Jary, potem łapanie lisa w Żabich Błotach.
W niedzielę, czyli dzisiaj, Wielka Zajączkowska o Puchar Starej Żaby.
Teraz mogę spokojnie ogłosić zakończenie sezonu i przejść w stan spoczynku, czyli hibernacji.
Byle do wiosny!
Chwilowo – Bra!
ramaryna
amar yna
amaryna
Jakieś jajka.
Ale czego to takie wraże słowo? 😯
Baba żywemu nie przepuści, dobrze, że Żaba nadała taki krótki tekst, bo siedziałabym, testując słowo po słowie.
Ta ultra kojarzy mi się z bela-do-nną, a bela z produkcją jakichś narkotyków. Może otochozi?
A ja wciaz w City – soho i pobliskie. NY ma swoja atmosfere, stad sie wyjechac nie daje.
Phi…pogooglałam, nic mi się nie kojarzy z bellą. Ale pamiętam z zakamarków, że Mama używała tego wrażego słowa jako bielidła. Widocznie coś mi się pozajączkowało z tą ul-tra…Z chemii to ja byłam wróbelkiem, nie orłem.
Nowy,
Ty się nie szlajaj, Ty pamiętaj, że jutro z rana do fabryki!
I jeszcze – witaj Nisiu z Gór moich znajomych i bliskich. Pogoda dopisała? Bo towarzystwo pewnie tak.
Przywiozłaś jakieś kamole? Pewnie tak…
Ja na podorędziu mam kamolek z Bałtyku, granit skandynawski, com to go własnemi ręcami w Międzyzdrojach w sierpniu byłam wyciągnęłam z morza.
Bursztyny się nie pchały do łap 🙄
Gasić lampkę czy co?
Gaszę…najwyżej Nowy sobie potłucze nos, jak będzie turlał sie do Stołu po ciemku 😉
Pozno, ale z tej samej co Alicja Kanady powiem co czytalem o pochodzeniu dzinu.
W 17 wieku proces destylacji alkoholu byl taki felerny, ze aby zabic smak i zapach tego produktu, wlasnie Holendrzy (wowczas poddani krola Hiszpanii) zaczeli dodawac jalowiec aby go nieco przytlumic.
Poza tym, wlasnie Niderlandczykow nalezy chwalic za pomysl produkcji butelki, ktora mniej wiecej w tym samym okresie zaczela wypierac wczesniejsze beczki i beczulki w ktorych sprzedawano wino i piwo.
U-l-t-r-a-m
Silny środek przeciwbólowy, spamerzy używają tej nazwy do reklamowania podejrzanych aptek internetowych. Polska nazwa T-r-a-m-a-l.
Słowo „farbka” powinno przejść bez kłopotów 🙂