Potwierdzam: już jesień!

Mam bowiem niezbite dowody. Nad moją chałupą przez trzy dni minionego weekendu przelatywały olbrzymie klucze dzikich gęsi. I tak tęsknie gęgały, że nam aż pękały serca. Ból serca łagodziliśmy przy pomocy barbaresco i lugana. To czerwone i białe wina przywiezione z urlopu.

Drugim dowodem były ostatnie prawdziwki (na zdjęciu) i obfity wysyp maślaków pomarańczowych pod naszymi modrzewiami. Maślaki – trochę w brew zasadom – po obraniu ususzyliśmy. Z prawdziwków zaś zrobiliśmy cudowne carpaccio (oliwa, sok cytrynowy, po szczypcie soli i pieprzu, płatki parmezanu i dwie godziny w lodówce).

A potem już typowe jesienne prace: grabienie liści z trawnika, zrzucanie igieł sosnowych i szyszek z dachu, zwijanie namiotu osłaniającego wielki stół pod sosnami. Słowem szykowanie domu do końca sezonu. Jeszcze dwa – trzy wyjazdy na kilka dni i staniemy się statecznymi mieszczuchami. Poczekamy aż gęsi będą wracać.