Rozmowa z samym sobą
Prawdę mówiąc to ten tytuł trochę kłamie. Znalazłem bowiem w komputerowym archiwum wywiad jaki ze mną przeprowadziła jakiś czas temu sympatyczna dziennikarka z „Wróżki”. Kilka pytań (że nie wspomnę o odpowiedziach) wydało mi się sensownych. A że mnie jeszcze nie ma, to udaję iż tu jestem.
Wiem, że z Pana jest wędkarz.
Zgadza się. Nie jestem może takim namiętnym rybakiem, co to musi zarwać noc, żeby o 3 nad ranem – bo niektóre ryby biorą wtedy najlepiej – i biec co tchu nad rozlewisko z wędką. Kiedyś, jak byłem młodszy – owszem, zdarzało mi się, teraz wolę się wyspać. Ale rzeczywiście lubię powędkować. To pozwala poobcować z naturą, wręcz namacalnie. Bardzo mnie to odpręża. Najbardziej lubię wypływać z wnukiem jego łódką. Bo wtedy towarzyszą nam okoliczne ptaki. Na tym odcinku Narwi, gdzie łowimy, jest rezerwat ptactwa wodnego. Widzę zimorodki, łyski, nie mówiąc o łabędziach czy czaplach. Szybko się z nami oswajają. Po chwili przepływają jakby nigdy nic obok nas. To niesamowite.
Podkreśla Pan, że Polska dawniej specjalizowała się w daniach z ryb słodkowodnych. Patrząc dziś na nasz stosunek do ryb, trudno w to uwierzyć.
W XVII wieku żył we Francji kartograf, autor pierwszych map naszego kraju, który przewędrował Europę od Francji po Rosję i spisał z tych podróży dzienniki. Nazywał się Guillaume Beauplan. Napisał, że szczupaki i sandacze po polsku przewyższają smakiem wszystko, co do tej pory jadał. I to stwierdził Francuz! A jak powszechnie wiadomo, Francuzi cenią tylko własną kuchnię. Rzeczywiście dawniej rybne dania były naszą narodową specjalnością.
Ja wolę morskie ryby ze względu na ich bardziej zbite i twardsze mięso, które nie kruszy się tak, jak w przypadku ryb słodkowodnych. Ale liny i karasie uwielbiam. Często smażymy je w śmietanie. Nie pogardzę też wspomnianym sandaczem i szczupakiem. Ale te najbardziej lubię w wersji gotowanej. Gotuje się je w bulionie warzywnym, po wyjęciu z wywaru posypuje się na półmisku drobno posiekanym jajkiem na twardo i polewa roztopionym, gorącym masłem. To stara receptura na sandacza po polsku. Delikates!
Nie ukrywam, że nie przepadam za kuchnią angielską. Ale udało mi się w Wielkiej Brytanii znaleźć coś godnego uwagi. To tak zwane fish&chips, czyli ryba – zwykle dorsz, z chrupkimi frytkami, sprzedawana tam jako uliczna przekąska. Nie przeszkadza mi nawet, że je się taką rybę palcami z torebki papierowej.
Komentarze
Dzień dobry wszystkim.
Udanego dzionka życzę!
Z wczorajszych smaków pistacjowo-waniliowych i z lodowych pucharów,niczym Afrodyta z piany morskiej, wyłoniła nam się Alina 😀
Alino,smakowity moment wybrałaś na swój powrót na blogowe łono.
Ciekawe,kto dzisiaj przypomni nam o swoim istnieniu wyłaniając się z paszczy jakiegoś szczupaka?
Od kiedy los połączył nasze drogi i Osobisty Wędkarz łowi,sprawia oraz przyrządza swoje zdobycze,jem bardzo chętnie i lubię rówież ryby słodkowodne.Ale najlepszy szczupak,jaki trafił na mój talerz był przyrządzony przez naszego kolegę w sosie ze śmietany i jaj na twardo,to była naprawdę delicja.Pamiętam też szczupaka faszerowanego w wykonaniu kucharza z Mrągowa,który to szykował go po części na naszych oczach z prawdziwie profesjonalnym podejściem.
Pyro-żyjesz ?
Dzień dobry.
Coś musi być w powietrzu, bo od kilku dni (podobnie, jak Gospodarz) najlepiej się czuję we własnym towarzystwie (tu mordka). Kota nie ma, myszy tańczą. Jeżeli umiem liczyć, to jeszcze został nam tydzień tej dzikiej wolności i tekstów z konserwy. Potem nasz świat wróci do normy. Wczoraj, przy kolejnym dołku zdrowotnym wymyśliłam menu na sobotnią kolację urodzinową Młodszej (urodziny – jutro, kolacja w sobotę). Podam, co wymyśliłam w kolejnym wpisie.
Proponuję fish & chips. Może nie z torebki lecz dla odmiany tekturowej tacki. Szybkie do przygotowania, smaczne, konsumowane bez sztućców, paluszkami i suma -sumarum zmywania żadnego. Same korzyści dla schorowanej Pyry. Tu następuje seria roześmianyh twarzyczek.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Z samym soba rozmawiam najlepiej przy tzw. durnych robotach, tzn. stale powtarzajacych sie monotonnych ruchach, przy powtarzajacych sie akcjach i narzuconych sobie cyklach kontrolnych. Przy takich robotach jak np. malowaniu plotu, plenieniu grzadek, a nawet zmywaniu po imprezie. W przeciwienstwie do wielu moich bliznich, potrafie sie wtedy wlaczyc i zatopic we wlasnych myslach. A oczym wtedy mysle? O wszystkim, a w wypadkach skrajnych o naprawie swiata.
Siedzenie nad wedka do takich momentow kiedys tez nalezalo ale, nie ma juz dziewiczych wod, a tylko takie bym zaakceptowal. Musiala by byc choc namiastka tego jak to opisywal kiedys Hemingway, a ja czytalem to stale od nowa, zawsze zima.
A ryby lubie wszystkie, i te widziane z mostu, i te zza szkla i te na polmisku.
Za oknem babie lato i postanowilem jeszcze dzis wyjechac w teren.
Milego dnia dla wszystkich,
pepegor
Dzień dobry Blogu!
wyciąganie wniosku, że „Polska dawniej specjalizowała się w daniach z ryb słodkowodnych” na podstawie opisów znawcy Podola, Wołynia i Ukrainy Naddnieprzańskiej uważam za sporą ekstrapolację, ale niech tam 😉
Natomiast kuchnia angielska i jej tradycje pozostawiły większy ślad na światowych talerzach niż się to na pierwszy rzut oka wydaje, a już na pewno większy niż polska.
Pięknie upieczony udziec jagnięcy, rostbef albo soczyste befsztyki, że o łososiu z grilla nie wspomnę, a do tego „two veg” czyli ziemniaki (np. jacket lub baked potatoes) i gotowane warzywo – taki obiad to jest angielska tradycja popularna w niejednym niebrytyjskim domu.
Angielskie śniadanie też jest nie do pogardzenia, o czym przekonałam się w byłej angielskiej kolonii. Swieże owoce, sok, cerealia, jajka, ew. bekon, a nawet fasola w sosie to dobry początek, gdy ma się przed sobą forsowną wędrówkę po górskim lesie czy rozległych szkockich wrzosowiskach…
Ze sobą rozmawia mi się najlepiej wędrując samotnie po lesie w poszukiwaniu grzybów albo w ogóle wędrując…
o to ja dzisiaj kupie śledzie i sobie usmażę .. a propos ryb .. 🙂
Kryside witanko .. 🙂 … mamy tu Krystynę .. Kryche .. i jeszcze jedna Kry… ale nie chcę pomylić nicku .. Krysie chyba góra tu są … 🙂
ja ciągle ze sobą gadam i lubię te pogaduszki … 😉
O,Pyra na warcie !
Pyro-skoro masz jeszcze siłę obmyślać menu urodzinowe,
to znaczy,że nie jest tragicznie 🙂
Rozmowy ze sobą toczę najczęściej w łóżku o poranku,kiedy to nie muszę natychmiast wstawać i mogę się polenić co nieco pod ciepłą kordełką 😉
A Osobisty w tym czasie… na rybach albo też oddelegowany w innych, niezwykle ważnych celach.
Jolinku-ucałowałam 🙂 Ale się Chłopak ucieszył !
Nie było jednej kuchni polskiej i nie było takich samych gatunków ryb w różnych jej odmianach. W kuchni plebsu miejskiego niemal całe zapot5rzebowanie na ryby (posty) wypełniał śledź solony i sztokfisz, a w sezonie to, co można było pozyskać samodzielnie w ramach rozrywki świątecznej – raki i drobnicę rybną na kotlety siekane (prawo połowu dużych ryb i ich użytkowanie było rodzajem przywileju opodatkowanego na rzecz miejscowego włodarza czy proboszcza). Inna sprawa to kuchnia dworska i zasobna – mieszczańska i o tej kuchni czytamy w starych książkach kucharskich i w literaturze i tam natykamy się na ciekawostki. Tak np ktoś zamawiając ryby na zasobnym w nie Polesiu, zamawia „do Wiliji” ileś tam sztuk „do stołu” i trochę drobnicy „dla czeladzi” („Czachary”).
A oto, co proponuję na sobotnią kolację (wiele rzeczy można pokroić czy przygotować wcześniej)
przystawki : paszteciki z gotowego ciasta francuskiego z nadzieniem różnym – kurki, brokuły z fetą, kiełbaski piastowskie) i sałata śródziemnomorska (rukola, ser kozi, maliny, dresing malinowy)
dania główne : polędwiczki ze świeżymi śliwkami i kurczak po indonezyjsku
deser – tort orzechowy a’la Żaba do wina marsala
Ponadto dla przyszłej mamy – słoik kompotu jabłkowego i kaszka manna na wodzie z odrobiną masła i malinami.
Pyro,
sama to wszystko przygotujesz?!
Ta biedna przyszła mamusia na diecie bezbiałkowej?
Alino,
przeczytałam Twój wczorajszy komentarz i dziękuję za dobre życzenia pod adresem Młodych. Przekażę, gdy nas odwiedzą w najbliższy weekend 🙂
Te afrykańskie czerwono kwitnące drzewa (było kilka różnych rodzajów) też mi utkwiły w pamięci. Podobno sadzi się je między innymi dla oznakowania granic posiadłości.
Mówię z sobą, z drugimi plączę się w rozmowie,
Serce bije gwałtownie, oddechem nie władnę,
Iskry czuję w źrenicach, a na twarzy bladnę;
Niejeden z obcych głośno pyta o me zdrowie
Albo o mym rozumie cóś na ucho powie.
Tak cały dzień przemęczę; gdy na łoże padnę
W nadziei, że snem chwilę cierpieniom ukradnę,
Serce ogniste mary zapala w mej głowie.
Zrywam się, biegę, składam na pamięć wyrazy,
Którymi mam złorzeczyć okrucieństwu twemu,
Składane, zapomniane po milijon razy.
Ale gdy ciebie ujrzę, nie pojmuję, czemu
Znowu jestem spokojny, zimniejszy nad głazy,
Aby goreć na nowo – milczeć po dawnemu.
Biedny Adaś 🙁
Nemo – sama, sama ale na części – dzisiaj np piekę blaty do tortu, jutro kroje i marynuję obydwa mięsa i parzę ryż brunatny, a wieczorem przygotowuję farsze do pasztecików (po parę łyżek, bo wszystkich razem będzie ok 16-18 szt) i ubijam krem do tortu. W sobotę rano smaruję tort i podsmażam mięsa tudzież gotuję kompot z jabłek (przyszła Matka mimo ok połowy ciąży nadal niemal niczego nie może utrzymać „w sobie”) Ok południa szykuję sałatę i dresing do niej, zawijam paszteciki i ostawiam na blasze, a samo przygotowanie dań głównych nie powinno mi zająć więcej niż 30 minut. Specjalnie je tak dobrałam. Natomiast podawanie i stół ogółem, to nie moja działka
Adaś wcale nie był biedny tylko baaardzo czuły na wdzięki niewieście. Co tu dużo mówić – dziwkarz on był!
Brytyjski taniec, brytyjskie ryby, zanurzanie się w brytyjskiej pianie – Alina, Alina nam się wyłoniła, Afryki Płomień 🙂
(Do siebie)
Brytyjskie lokale też są OK, chyba że jest się Niemcem bez poczucia humoru 🙄
Jadłam na Szetlandach fisza z czipsami; raz klasycznie, prawie że z gazety (a tak naprawdę ze styropianu), drugi raz w hotelu Queens, w Lerwick. Oba były przepyszne. W hotelu – sprawdziłam – był to łupacz, który u nas występuje pod mało apetyczną nazwą plamiaka. Taki bliski kumpel dorsza. Ostatnio widziałam mrożonego łupacza w Seamorze.
Doskonały jest dorsz (albo właśnie łupacz) Parmentier – zapiekany w pyrkach. Robiłam kiedyś z książki o kuchni francuskiej. Danuśko, pozdrów Swojego!
Rybolowienie.
Ha, razu jednego znajomi zabrali mnie na ryby, kazali siedziec cichutko na kocu i sie napawac natura. Ja jako gadatliwe babsko przechodzilam istne katusze, skonczylo sie tym, ze nikt nie wiecej podjal tematu „rybolowienia”.
Rybki i wszelakie owoce morza UWIELBIAM.
Buziaki,
Nie ma nudniejszego zajęcia niż bezczynne przyglądanie się łowiącemu ryby 🙄 Co innego, gdy się samemu weźmie wędkę do ręki 😉 Ale tylko na dobrze rokującym, dzikim i czystym akwenie, jak wspomina Pepegor. Na Lofotach jakichś, na przykład, albo tam, gdzie bywa Sławek 🙂
Mnie już nie raz zabierali na ryby.Przy ładnej pogodzie chętnie daję się zabierać 🙂
By się nie nudzić sama zabieram pod pachę jakąś książkę.Jestem jednak głęboko przekonana,że rybom pogawędki z wędkarzem i zabieranie głosu w dowolnych kwestiach absolutnie nie przeszkadza.Gadulstwo może męczyć jedynie wędkarza 😀
Leno,nam nadzieję,że Ci się nie naraziłam 😉
Zobaczcie,czego to ludzie nie wymyślą :
http://www.cooklet.com/pl/przepis/1715/dorsz-marynowany-w-kawie-z-brokulami-na-dwa-sposoby
Nisiu-chłopa pozdrowię.Oby tylko się nam nie zbiesił,bo tu całują,tam pozdrawiają?.Będę miała baczenie.
Dzien dobry,
A propos angielskiej kuchni – jacket or baked potato to jest po prostu ziemniak upieczony w lupinie. Z angielskim niedzielnym obiadem serwowane sa raczej roast potatoes, czyli ziemniaki obrane i pieczone w piekarniku (najlepiej na gesim smalcu). Nie zapomnijmy tez o dla mnie najwazniejszym dodatku, czyli yorkshire pudding – ptysiowe chyba ciasto pieczone w ksztalcie malych miseczek.
Pogladowo:
http://hazenberg.webquestmaker.nl/?service=page/PrintPage&id=2176320
Nemo: Basil rzadzi! Jeden z najlepszych seriali BBC
A naiwna Pyra po raz kolejny poczuła się wykolegowana przez gospodarkę wolnorynkową. Wczoraj sporządzając rejestr zakupów poinformowałam Młodszą, że cukru pudru kupować nie trzeba. W domu jest; Mama kupiła opakowanie. W myśli – krótka WYLICZANKA – BLAT Z 4 JAJEK, TJ 20 DKG CUKRU X 2 + 10 DKG DO KREMU – RAZEM O,5 KG I tyle mam. A guzik – opakowanie ma tylko 400 g (cena jak za poprzednie 0,5 kg). Młoda musi dokupić i oczywiście powarczy : a nie sprawdziłaś, a nie wiesz co kupujesz… No, wiem, co kupuję, tylko nie biorę pod uwagę żądzy zysku i ukrywania cichych podwyżek.
Danuska,
Wszystko jest OK. Wole juz myc okna i prasowac u Nemo niz „rybolowienie”!
W mojej rodzince mam dwoch szalencow. Doszlo do tego, ze moj bratanek jezdzi ze swoim synalkiem nawet w srodku zimy nad ontaryjskie jeziora, rabia przerebel, ustawiaja namiot i lowia. W tamtym roku nawet dostali zloty medal za swoje wyczyny. Ja mam dobrosci w rybkach bo lowienie lowieniem ale ktos musi to zjesc.
U nas już od dawna cukier puder kupuję w opakowaniach po 400 g
Innych nie ma 🙂 I najczęściej ta ilość nie pasuje do przepisu.
Zapomnialam,
Buziaki,
Wylęgarnia ryb 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/79232/214ecf6691221c79f4f8d4dee9a93e98/
Wytwórnia wędlin, a kobiety kroją ryby 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/151438/214ecf6691221c79f4f8d4dee9a93e98/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/90624/214ecf6691221c79f4f8d4dee9a93e98/
Pyro – Czahary? http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/79088/214ecf6691221c79f4f8d4dee9a93e98/
Leno,
Ty będziesz prasować, a ja Cię zabawię rozmową 😀
Jolly,
Yorkshire pudding to takie bardziej ciasto biszkoptowo-naleśnikowe, pieczone w formie pod rostbefem na ruszcie. Tłuszcz i sok z pieczonego mięsa kapią na rosnące pod spodem ciasto… Mmmm…
Z ziemniakami masz rację, w niedzielę „roasted”. Jadałam takie (fantastyczne) w Ugandzie pod nazwą „irish potatoes” dla odróżnienia od słodkich czyli patatów.
Fawlty Towers to też bardzo pociągające miejsce. Gdyby nie warunki higieniczne… 🙄
Taki inspektor jak ten z brytyjskiego Sanepidu pojawia się w różnych helweckich i niemieckich lokalach (prawdziwych jak najbardziej) i potem przed kamerami TV mówi to samo 😯 🙄
Asia- pomóż, ratuj, służ młodym duchem
Próbowałam się z sieci dowiedzieć, co to za impreza
Trzecie Europejskie Spotkania Młodzieży – Poznań 2011.
Link do U.m.P-nia – link do… i pierwszy inserat : „Znajdź sobie kochankę”
Słowo daję. A to jakiś spęd dla młodzieży wczesno gimnazjalnej na koszt UE.
Przyjeżdża m.in ze swoją klasą Dagny naszej Dorotol i co? „Znajdź sobie kochankę? Więc apel, jak wyżej.
Pyro, czy o tym mówisz?
http://www.secs.poznan.pl/eym/
O tym, Basiu. Piękne dzięki. W szkole Dagny nikt nic nie wie, a Dorotol dostaje szału, bo ona „opiekunka społeczna grupy”. UFFF
Pyro – Nazwa spędu nie jest po polsku by Rej i nieco od niego młodsi Polacy i gęsi nie przeszkadzali wczesnej młodzieży w obradach.
Czy koszt znalezienia sobie kochanki także pokrywa UE, a jeśli tak, to czy Berlusconi ma z tym programem coś do czynienia?
Tak tylko pytam, w imieniu kolegi, sam czekam by Alina ponownie siię wynurzyła, tym razem z tartą 🙂
Placku – fundują mszę ekumeniczną, kochankę kolega musi znaleźć sam. Takiego bałaganu w stronach internetowych porządnego miasta się nie spodziewałam. Byłam już gotowa przed rozwścieczonym Dorotolem uciekać choćby na Bermudy.
zaczarowana msza?
zaczarowane miasto?
zaczarowany Kraj?
wedkarz z rybakiem
ma tyle, co bermudy z Bermudami
jednym slowem mozesz uciec blizej
Sławek – jeżeli to Ty będziesz trzymał ten kijek w wodzie, to ja nawet mogę wpatrywać się martwym bykiem w spławik. Lubię z Tobą pomilczeć.
tak trzymaj 🙂
fakt, gadula ze mnie zaden,
Sławek – od gadania to ja miałam Teściową.
Pyro, widzę, że Barbara już znalazła. Byłam wtedy w drodze do domu. 🙂
A na stronie UMP znalazłam: http://www.poznan.pl/mim/public/events/events.html?co=print&id=13115
Czy Sławek też chodził do klasy z ojcem Lesława Żurka? 🙂
Ten link wyżej jest o poprzednim spotkaniu 🙂
Pogadałam sobie ze sobą między 18:15 i 19:45 😉 Byłam na grzybach, bo nie tracę nadziei, że wreszcie zaczną rosnąć. Osobisty milczał sobie tradycyjnie przemierzając własne ścieżki, na koniec spotkaliśmy się prezentując zbiory – po kilka prawdziwków, trochę kurek, kołpaków i podgrzybków, w sam raz na dwie kolacje i nawet coś do ususzenia.
Na dzisiejszą kolację były mieszane grzybki (prawdziwki, kołpaki i podgrzybek oraz mleczaj przydymiony usmażone na oliwie z masłem plus czosnek, sól, pieprz. Pycha! Do tego sałata, odsmażone ziemniaki, reszta kaczej piersi. Popite angielskim cidrem. Dobrze mi tak!
U nas na kolację był odsmażany makaron, reszta ryby obiadowej i pomidor. Odwiedziła nas znajoma z psem i pomilczałam…, a co niby miałam robić? Wcześnie dzisiaj zlegnę w łożu, bo co prawda, ganiały psy, ale ja cały czas napinałam mięśnie, jakby czekając na start z lotnego punktu. Czuję każdą kosteczkę.
Ja tam nawet, gdy mógłbym ze sobą pogadać, wolę sobie nie przeszkadzać i milczę sobie ze sobą. Na wszystkie możliwe tematy. I nie muszę w tym celu trzymać kijka w wodzie. Mogę też pomilczeć towarzysko. Zapraszam!
No, ale się nagadałem…
…………………………………………………………………..
Protestuje! Pyra mnie pupe z morda dorabia, ja sie nie wsciekam, to Pyra chciala wiedziec juz od 2 tygodni co i jak, a ja dopiero od wczoraj wiem jaka to impreza ma byc, jutro na dwa dni przed wyjazdem dostarcza plan zajec a czy dzieci naprawde pojada to tez nie wiadomo, bo nie ma nauczyciela odpowiedzialnego, ma raptem gdzie indziej konferencje, pozostaje sie tylko modlic ekumenicznie juz na zapas albo w tany z kochankiem… to bedzie wycieczka stulecia
Gdy odprowadzałem Witka Żurka na Dworzec Świebodzki nie wiedziałem jeszccze, że pewnego dnia Asia spyta Sławka o jego syna. Nie o syna Sławka, o syna Witka. Nie Witka, ale ten dworzec nie jest już dworcem, a być może Witek jest już dziadkiem. Być może wnuczek Witka pojedzie na zjazd, ale nie na zjazd smakoszy…chodzi mi o to, że wspomniane przez Alinę drzewo kojarzy mi się z Brazylią i Flamboyant Hugh Laurie z Flamboyant Sukienką z kwiatów drzewa Flamboyant.
Flamboyant z Brazylii dla Placka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=ry64E6fOZ0M
Asiu – Dziękuję 🙂
Wracając do dzisiejszego wpisu Gospodarza – trochę kłamać to tak jak być trochę w ciąży. Udaję oburzenie bo znam prawdę – tak naprawdę nikogo z nas tutaj nie ma. Od niepamiętnych czasów patelnia z naleśnikiem ani drgnęła, ale już wkrótce firma Apple zmieni ten karygodny stan rzeczy udostępniając technologię podobną do tej już wyśnionej w filmie „Raport Mniejszości”. Staniemy się interaktywnie trójwymiarowi. Sam na to pomysł został już opatentowany. Pomyśleć, że Edison musiał zbudować żarówkę by na nią patent uzyskać, a teraz wystarczy by coś nam w głowach zaświtało i patent w kieszeni.
Przy okazji oświadczam, że w porównaniu z Dorotolem, Dalai Lama jest awanturnikiem, a Pyra musi się czuć o wiele, wiele lepiej. Członkowie opozycji nazwaliby to „znów rozrabia jak pijana norka”, ale nie ja, a zatem twierdzę, że „prowokuje nas do myślenia”.
Dorotolu – Przy Tobie Dalai Lama to awanturnik, ale jest już za późno 🙂
Dzień się skończył.
Lubię Was wszystkich.
Dobranoc.
ps. Jolinku – odmachanko.
Dzień się zaczyna, prawie 😉
Witam Szampaństwo!
Dojechałam, wreszcie w domu!!!
Bo nie ma to, jak się wyspać we własnym łóżku, aczkolwiek wcale nie narzekam na rozliczne łóżka, w których spałam, ze szczególnym wskazaniem na pewien gościnny strych w Żabowej stadninie 🙂
Z ostatnich zajęć – w pioruńskim tempie zwiedziłam Hamburg, z prawdziwą przewodniczką, która mi przykazała, że następną razą mam sobie zarezerwować kilka dni.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam, chyba we Wrocławiu, bo potem nie było czasu – no i chyba z pół godziny w samochodzie w drodze do Hamburga.
Jutro przejrzę zdjęcia i zaległe wpisy, dzisiaj jestem dętka, mam siłę tylko na lampkę wina z Jerzorem, potem pod prysznic i trochę odespać.
Uśmiechy dla Ciebie i postarzałego Jerzora 😀 😀 😀
Wszyscy śpią w milczeniu?
Ale licho nie śpi.
O, i Cichal nie śpi! Cichal czuwa. Niczym ORMO 😉
I milczy chyba na zupełnie inny temat, ale mi to w niczym nie przeszkadza.
Teraz dopiero przeczytałem wpis Gospodarza. Kubki smakowe zaraz zaczęły się domagać sandacza, ale koniecznie takiego jak ten, co to go Sławek mendel lat temu złowił, zrobił co trzeba i na talerze rzucił w chatce pod gniazdem szerszeni.
Dobranocka!
Dzień dobry 🙂
Najpierw wpadłam w wir przygotowań do nowego roku akademickiego. Potem dorwała mnie jakaś paskudna infekcja 👿
A tu w drogę czas. Trzymajcie kciuki. W południe wsiadam do pociągu, wcale nie byle jakiego, ale wypasionego, relacji Berlin – Warszawa. Nacht Warsaw, of course!
Na Kongres Kobiet, który się zaczyna jutro 😆
Dzisiaj umówiłam się z przyjaciółką, że odwiedzimy nasze nauczycielki, schorowane starsze panie. Sama nie wiem czy taka na pół chora powinnam? Jeszcze im choróbsko przytargam. Naradzę się z przyjaciółką 🙄
Na Kongresie panie z Wielkopolski będą siedziały razem, „umundurowane” w szaliki z logo Kongresu i poznańskimi koziołkami.
Sala będzie pełna. Od tygodnia nie ma już miejsc.
Jutro wieczorem koncert Maryli Rodowicz 😆
W niedzielę będę biegiem wracała do domu żeby zdążyć na późną kolację urodzinową z Włodkiem 😆
Niestety nic więcej nie wcisnę tym razem do warszawskiego programu.
Byle tylko infekcja trzymała się z daleka 👿
Pyro,
wszystkiego dobrego dla Twoich latorośli 🙂
dzień dobry ..
samba z rana jak śmietana … 🙂
dla Ani i Leny moc życzeń najlepszych i zdrówka … 🙂
Danuśka .. 🙂
jotko owocnych obrad ku chwale Kobiet i nie tylko …. i zdrówka …
nemo ja bym tego grzyba nigdy nie zebrała .. bo się nie znam .. jutro jedziemy do lasu … i pomilczymy rodzinnie ..
Alicjo śpij i śnij a potem zapodaj nam co tam słychać …. 🙂
<