Lepszy melon niż pół melona
Coraz więcej dojrzałych i pięknych melonach znaleźć można w naszych sklepach. A melon to pyszny owoc. Może on też stanowić znakomitą przekąskę. Wystarczy go zawinąć w plasterek suszonej szynki. Choć zwykła polska szynka wilgotna i aromatyczna też do tego się nadaje. Ale przed wiekami, choć melonami nie gardzono, uznawany był on często za owoc wielce szkodliwy. Czytam w książce „Kuchnia Leonarda da Vinci.Sekrety kuchni włoskiej”:
„Leonardo używa ogólnego określenia „owoce”, co mogło oznaczać polecenie kupienia dowolnych owoców, będących w sprzedaży na rynku. Na liście zakupów wymieniony jest melon, co wydaje się nieco paradoksalne, zgodnie z medycyną klasyczną bowiem melony należy jeść wyłącznie na początku posiłku, na pusty żołądek, popijając dobrym winem. Sądzono, że papież Paweł II umarł z powodu zjedzenia latem zimnych jak lód melonów, ale ponieważ melony były jednym z ulubionych rodzajów pożywienia papieża, Martino podał w swojej książce przepis na zupę z melona. Historyk Bruno Laurioux stwierdza: Jako wierny sługa Pawła II nie mógł nie zawrzeć przepisu na menestra di melloni, która mogła nawet przyspieszyć nagłą śmierć jego pana, przypisywaną przez jemu współczesnych ostrej niestrawności po zjedzeniu melonów, które spożywał nałogowo”.
Platina pisał, że melon, jeśli jest podany po usunięciu skóry i pestek, „uspokaja żołądek i łagodnie uspokaja kiszki”. Ze względu na swoją „wilgotność” jest szkodliwy dla nerwów, ale można zniwelować to niekorzystne działanie, wypijając do niego kielich wina, „ponieważ jest to rodzaj
antidotum przeciwko chłodowi i sztywności melona”. Platina zauważa, że „cesarz Albinus był jednakże tak zachwycony tym owocem, że zjadł sto brzoskwiń z Kampanii i dziesięć melonów z Ostii na jeden posiłek”.
Wprawdzie odradzam zjadanie stu owoców naraz ale pół melona polecam. Choć sądzę nawet, że lepszy jest cały melon niż pół melona.
Komentarze
Widzę, że chorzy się kurują, a zdrowi pochłonięci codziennymi zajęciami.
Melony kupuję raczej jesienią i zimą, kiedy nie ma już owoców sezonowych. A że bardzo zimny melon mógł zaszkodzić, w to mogę uwierzyć. Czy aż śmiertelnie to nie wiem, ale wrażliwy żołądek na pewno zareaguje na bardzo zimny napój i owoc – oczywiście w większej ilości.
Baaa – jasne że cały „melon” jest lepszy niż pół. Ale i pół nie do pogardzenia.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Melon w szynce albo polędwicy jest b.dobryl Lubie jeszcze sałatkę owocową z melona w melonie (z owocami jagodowymi) alkoholizowaną i silnie schłodzoną. Ogólnie jednak mogę doskonale funkcjonować bez melonów – jak dla mnie są dosyć mdłe.
Dzień dobry Blogu!
Melony tak, ale tylko w sezonie czyli dobrze dojrzałe, wyraziste, bez posmaku ogórka 🙄
Najlepsze w życiu arbuzy – prosto z targu w Hvarze, w upalne lato, przy wtórze cykad i świerszczy…
Najładniejsze – piramida z perfekcyjnych kulek wyciętych specjalną łyżką z dojrzałych melonów i arbuzów w różnych kolorach, dobrze schłodzona.
Najoryginalniejsze – ruska wódka pita pod arbuza w towarzystwie grotołazów z Krasnojarska 😉
Droga Żabo, czy mogłabyś podać proporcje na Twój dżem malinowy? Ile cukru? Czy rozgniatałaś owoce?
Jolinku,
w maratonie wezmę udział – bierny 😉 Będę kibicować znajomym oraz gościowi z Anglii, który będzie u nas nocować i ma zamiar (nie wiem, na ile poważny) przebiec tę trasę 😯
sycylijski kisiel z arbuza z kwiatami jaśminu i „pestkami” z gorzkiej czekolady
Nemo, czy maratończycy będą biec pod górę???
Oczywiście 😎 Na tym ten maraton polega. Nie tylko daleko, ale i wysoko 😎 Niektórzy tylko dopełzają albo zostają gdzieś po drodze 🙄
na 40. kilometrze
Dotychczasowe rekordy:
Panowie: 2:49:02 Jonathan Wyatt z Nowej Zelandii (2003)
Panie: 3:21:04 Marie-Luce Romanens ze Szwajcarii (2001)
O, rety, to dopiero masochiści!
Witam Blogowisko serdecznie, słonecznie (jeszcze) i baardzo wietrznie. 😀
Byłam z rańska w aptece, bo mnie pociągowo-przeciągowe draństwo nie chce opuścić. 🙁 👿
Nemo, nie jest to bardziej polonez (chodzony) niż bieg ? 😉 Nie wyobrażam sobie biegu w takich warunkach a przecież mam nadprodukcję wyobraźni. 😆
Pyro, melon mdły ? 😯 Sok z melonów, które dotychczas jadłam aż spływał po brodzie. 🙄
Małgosiu, trafiłaś w dziesiątkę. 😆 😆
Zgago,
polonez pokonujący w niecałe 3 godziny odległość 42,195 km i różnicę wysokości 1829 m to jest dość szybki polonez, a nawet już mały fiat 😉
Mój ostatni polonez na Mt. Gahinga w górach Virunga (3474 mnpm) trwał z popasami 7 h (tam i z powrotem w sumie 18 km) 🙄
Nemo, co mam powiedzieć, mój „rekordzik” w biegach, był bardzo dawno temu we wbieganiu na 7 piętro po schodach – oczywiście bodźcem był „ptaszek” przy moim nazwisku, na liście obecności. 😉 😆
Melon? Zdecydowanie cały! ❗
Echidno,
na marginesie Twojej wczorajszej uwagi o spojrzeniach Afrykańczyków …
Zadowolony rybak
Bogaty przemysłowiec z Północy poczuł niesmak widząc pewnego rybaka z Południa, spokojnie opartego o swoją łódź i palącego fajkę.
– Dlaczego nie wypłynąłeś łowić? – zapytał przemysłowiec.
– Bo już złowiłem dość na dzisiaj – odpowiedział rybak.
– Dlaczego nie łowisz więcej niż to konieczne? – nalegał przemysłowiec.
– A cóż bym z tym zrobił? – zapytał z kolei rybak.
– Zarobiłbyś więcej pieniędzy – padło w odpowiedzi. – Mógłbyś wtedy założyć motor do twojej łodzi, wypływać na głębsze wody i łowić więcej ryb. Wtedy też zarobiłbyś dość pieniędzy, by kupić sobie nylonową sieć, dzięki czemu miałbyś jeszcze więcej ryb i więcej pieniędzy.
Szybko zarobiłbyś i na drugą łódź… i, być może, całą flotę.
Byłbyś wtedy bogaty tak jak ja.
– I co bym wtedy robił? – zapytał znowu rybak.
– Mógłbyś wtedy usiąść i cieszyć się z życia – odpowiedział przemysłowiec.
– A jak myślisz, co ja właśnie w tej chwili robię? – zapytał zadowolony rybak…
Anthony de Mello
Pozdrowienia 😆
Samo sedno Jotko samo sedno.
Bez przechwałek – najlepszy melon (rock melon) jaki jadłam to ten, co sam wrósł w warzywniku. Przez przypadek lub niedopatrzenie, wrzuciłam pestki melona do kompostownika. Po czym Wombat urzyźnił ziemię kompostem z pestkami melona. Wiosną cosik powyrastało, Wiedziona ciekawością zostawiłam na grządce. Wyrosły dorodne melony. Jaki zapach! Jaki smak!
Jaki kolor! Jaki sok!
E.
Ten maraton tam – nie było by to coś dla a´capelli?
Jak ona wymienia te szlaki tam, na Zawrat lub gdzie indziej, a to jeszcze kawałek dołoży jak dzień długi, a tam jeszcze zaliczy, to mnie przy samym czytaniu w podudziach kurcze łapią.
Tu wiatr chmury goni na wschód, coś mi się wydaje, że się wam tam znowu dostanie. Swoją drogą, już w poniedziałek można było zauważyć, jakie szczęście mieliśmy z tą pogodą na zjeździe – i to kolejny już raz! Nie wiem, czy może niepotrzebnie rozeźlę złe moce pogodowe, ale zjazd rozwija się na coś w rodzaju gwarancji pogodowej.
Nie dało by się coś z tym zrobić?
Pepegorze, a co miała innego robić „Klarcia”, jak tylko się dowiedziała jak bardzo sympatyczne Towarzystwo się zbiera – nic innego tylko świecić, dopieszczać i doopalać. 😉 😀
Godzinę temu padało, teraz świeci słońce. Na obiad leczo a,la polacca. Rozmroziłam 1 pakunek, nie mam ochoty dzisiaj gotować
pepegor pisałeś o winie białym, które przywiozłeś na Zjazd .. było bardzo dobre a ja piłam tylko białe i nie zabrakło to chyba była wystarczająca ilość .. 😉 .. a pogoda był pięknościowa i niebo czyste nad nami … 🙂
nemo maraton wygląda na „morderczy” ..
zrobiłam ten sosik malinowy .. zamiast cytryny dodałam ocet ryżowy i trochę sojowego .. wyszło pycha ..
malin jest dużo i nawet tanie to może konfiturę jakoś poczynić .. nie jadłam dżemu Żaby ale jak Małgosia pyta o przepis to dobry musiał być .. też czekam może Żaba znajdzie minutkę na wpis ..
Żaba minutkę znalazłaby ale też zdechlakowata – coś wlazło w gardło i siedzi.
a tu rum z malinami .. chyba zrobię bo otwarty rum mam …
http://www.skarbywsloikach.pl/index.php/2011/08/25/malinowka-z-rumem/
U mnie raczej pochmurno, a chciałam wywiesić pranie 🙄
Na maraton zapowiada się jednak piękna pogoda. Kilka lat temu padał tam (u celu) śnieg 😯
A tutaj mój maraton, już na drugi dzień pobytu w Afryce 🙄 Geolog z przyjacielem udali się na Mt. Muhabura (4 127 mnpm), a reszta towarzystwa czyli 4 panie pod opieką dwóch tatusiów, przewodnika i rangera z kałasznikowem – na Mt. Gahinga…
Dodam, że wstaliśmy przed świtem i jeszcze w ciemnościach jechaliśmy po jakichś strasznych wertepach w stronę tych wulkanów 🙄
Myślałam, że przechytrzyłam „Flickra” zakładając nowy album, ale zapomniałam o durnym Łotrze 🙄
http://www.flickr.com/photos/pa-sspartout2011/sets/72157627615325912/show/
Po skopiowaniu powyższego adresu należy usunąć myślnik w „a-s”
Mimo to, nie wychodzi mi z tym sznurkiem.
Pepegorze,
wypróbowałam i wychodzi. W listwie z adresem usunęłam myślnik w słowie „pa-sspartout” i nakliknęłam ponownie „enter”.
nemo niesamowita ta przyroda .. ale mamy fanie, że chcesz nam pokazać te zdjęcia ..
pepegor naciśnij link nemo i wykasuj myślnik z głównego paska i w wciśnij enter ..
Nemo, wspaniała wyprawa. Piękne zdjęcia kwiatów i moje ulubione, kwitnące na niebiesko drzewa. Ale wędrówka dość forsowna 🙂
Barbaro,
O, tak! Dało nam nieźle popalić 🙄
Ja na dodatek nie spałam całą noc i nic nie jadłam (to była noc po tym zwęglonym kurczaku podanym ok. godz. 23 🙄 ), a przed wyruszeniem w trasę poszła mi jeszcze krew z nosa 🙄 Kurczaka na kolację nie jadłam, wystarczył mi sam widok potrawy, widok kuchni i te odgłosy za ścianą… 🙄
Weszłam na ten wulkan o wodzie, jednym bananie i dwóch „krówkach” 😎
Po zejściu i dojechaniu do miejsca spotkania z młodzieńcami zdobywającymi Muhaburę uraczyłam się zimną coca colą i już mi było całkiem dobrze 🙂
Chmury chmurami, pranie wywiesiłam. Nad głową krążyły mi jakieś wielkie chmary jaskółek. Chyba się już zbierają…
…jednym słowem wrażeń nadmiar, ale za to jakie widoki 😀 warto było!
OK, uporałem się z tym sznurkiem jeszcze inaczej.
Zdjęcia dech zapierają.
Nemo, fantastyczne zdjęcia oglądamy je wspólnie z mamą. Dziękujemy za wspaniałe wrażenia. Młodym życzymy dobrego i ciekawego życia.
Esko, jeszcze raz dziękujemy!
A może Ty wiesz jak Żaba robi dżem malinowy?
fantastyczne zdjęcia zarówno z wyprawy na Mt. Gahinga jak i ślubu, Młodej Parze życzę wszystkiego najlepszego!
Ha, a Młodsza wyprawy nie chciała oglądać, bo mówi, że jest chora z zazdrości.
Linek, Esko,
dzięki serdeczne 🙂
Pyro,
powiedz Młodszej, że Uganda to też pył, kurz, błoto, kleszcze, wyboiste drogi, cementownie bez filtrów, i dymy, dymy, dymy – z płonących ściernisk, mielerzy, palonych śmieci plastikowych… O miastach na razie nie wspominam, bo to osobny horror 😉
Nemo, a czy tam nie było moskitów?
Małgosiu,
w Ugandzie prawie wszędzie były moskitiery, ale moskitów niemal nie było, bo długo byliśmy na sporej wysokości, między 1600 a 2200 m, dopiero w Mombasie nas dopadły i trochę pokąsały, kiedyśmy już prawie zapomnieli o sprayu 🙄 Ostatnie 4 dni spędziliśmy plażując nad Oceanem Indyjskim (Tiwi Beach) niedaleko Mombasy. Wieczorami siedzieliśmy na tarasie, a te bestie wcale nie brzęczały… 🙄 Pigułki profilaktyczne łykaliśmy jednak regularnie i będziemy ich zażywać jeszcze przez 2 tygodnie. Może dlatego jestem taka przymulona 😉
Na komary europejskie jestem uczulona i mam ślady tygodniami, a po tych afrykańskich prawie nie swędziało i znikło po 3 dniach 😯 Miałam też jednego kleszcza (drugi w życiu) i też już nie ma śladu. Podobno roznoszą jakąś gorączkę plamistą 😯
Mam nareszcie trochę czasu bo korzystam z tego, że leje i jestem zwolniony z codziennego maratonu z kijkami i Ewą. Oglądam zdjęcia Nemo. Jestem oczarowany krajobrazami i ludzmi! Asante sana, ni kubwa Bibi Nemo! Wspominam mój pobyt w tamtych rejonach przed trzydziestosiedmioma laty. Nemo, czy w Mombasie, na początku Kilindini Road, dalej bramę powitalną tworzą gigantyczne „kły słoniowe”?
Aha, mój maraton ma aż dwie mile (ca 3,2 km) a i tak kończę ze spoconym czołem i i nnymi okolicznościami kadłubka. Chcąc pokazać nowoangielską wioskę narobiłem trochę zdjęć na trasie naszego spaceru. Nie opisywałem, bo „jaki koń jest, każdy widzi”.
Po nemowych zdjęciach te pokazuję z taką pewna nieśmiałością…
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/R?authkey=Gv1sRgCLzFi4yT0czG3AE#slideshow/5647405715147686258
Cichalu,
z przyjemnością obejrzałam piękne domy i perfekcyjnie wygolone trawniki oraz ich „fryzjerów” (meksykańskich?) 🙂
To jest wielki kontrast do tego, co oglądałam w mojej podróży.
Kły słoniowe w Mombasie nadal stoją, pokażę przy późniejszej okazji.
cichalu ładnie i luksusowo w tej okolicy …i zielono to dobrze się chodzi ..
nemo ja oglądałam od początku te zdjęcia tj. od samolotu i w pewnym momencie te kły są .. chyba to te kły ..
Ostatnią noc w Afryce spędziliśmy w Mombasie w hotelu „Sapphire” osaczeni ze wszystkich stron minaretami, z których konkurujący o nasz słuch muezzini zawodzili i śpiewali co godzina przez całą noc 😯 Zbliżał się koniec ramadanu i wszyscy grzesznicy musieli swoje wysłuchać 🙄 A wszyscy miuzzini mieli do dyspozycji technikę wzmacniającą 🙄 Przyznam, że chwilami marzyła mi się porządna bazooka…
Jak było w Szwajcarii głosowanie za zabronieniem budowy minaretów, to ja głosowałam przeciwko… 🙄
Jolinku,
Cichal pytał o kły w Mombasie. Te na moich zdjęciach są w Kigali (Rwanda) przy wjeździe na parking restauracji „Chez Robert”, gdzie jedliśmy pierwszy afrykański lunch, a potem udaliśmy się na kawę do słynnego hotelu des Mille Collines w pobliżu. ten hotel zasłynął udzieleniem schronienia bardzo wielu ludziom w czasach ludobójstwa w 1984 roku.
Cichal – pleć, pleciugo…! Świat jest różny, a mimo tego zachwycający, my jesteśmy różni, na szczęście i o ile Młodsza zazdrości Nemo i Agacie wyprawy do Ugandy, ja zazdroszczę (troszeczkę) tym, który mieszkają w wiosce nowoangielskiej. Cichal mówi „wioska”, po czym pokazuje prześliczną enklawę rezydencjalną. Tylko jeden budynek „od pleców” pozwala się domyślać dawnych stajni. Ja chcę w takiej wiosce ( do Żabich Błot nie miałabym sił).
Cichalu, tymi ślicznymi domami, toś mi namącił – teraz już zupełnie nie wiem, który mam sobie kupić. 😉 😉 😉
Zgago, ja też miałem te „dylemata” i w końcu nie kupiłem, chłe, chłe…
Tobie radzę to samo!
Jak wizytujemy wnuki, to zięć zawsze wywiesza polską flagę!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/WrzeUDzieci04?authkey=Gv1sRgCIi_hY6z8ZOr5wE#
Cichalu, to Zięć musi Cię bardzo lubić – bardzo miły gest.
Gratuluję Zięcia 😀
Rozmawialiśmy w ŻB o tym (m.in) że kolejnym MEN udało się to, co nie udało się zaborcom, okupantom, socjalistom i wszelakim innym wrogom tradycji rodzimej – zerwanie łańcucha porozumienia pokoleniowego. M/w od 200 lat kanon wykształcenia ogólnego był wspólny dla kolejnych roczników sztubaków. Dochodziły nowe lektury, wycofywano część dawnych, uczyliśmy się tych samych przysłów i rozumienia kodów kulturowych. W rezultacie Cichal,ja z Panem Lulkiem (dobry, przedwojenny gatunek) i o kilka lat młodszy Gospodarz i całkiem młodsza Magdalena czy Nirrod jednakowo wiemy, kto to był Bogusław Niechcic, gen Sowiński czy Skamandryci. Nie wie tego absolwentka studiów zootechnicznych sprzed 2 lat – p.Sylwia, nie wie Zięć Żaby, nie wiedzą praktykanci – i nie interesuje ich to. Ludzie, którzy nie czytali III cz. „Dziadów”? Ano, nie czytali. Wyjeżdżaliśmy już, kiedy Sylwia z niepokojem mówiła, że deszcze mogą zniszczyć siano. Żaba od niechcenia rzuciła, że jeżeli pogoda będzie taka, jak w 39-tym, to pokosom nie zaszkodzi. Młoda na to, że ona wtedy nie żyła i skąd ma wiedzieć, jaka była pogoda. A my, pozostali, wyrecytowaliśmy spontanicznie „a lato było piękne tego roku i tyle wrzosu było wszędzie na bukiety…” Panienka patrzyła na nas, jak na stworki z rogami. Byliśmy z różnych roczników, z różnych szkół z jednej kultury. My tak – oni już nie.
Pyro, generalnie się z Wami zgadzam, tylko zostaje jeszcze pytanie; dlaczego pokolenie moich dzieci (ten sam kanon lektur), też (o ile same później nie sięgnęły) wielu rzeczy nie pamiętają. Kiedyś się zastanawiałam dlaczego ja z zachwytem pochłaniałam „Pana Tadeusza”,”Dziady”, „Lalkę” a moje dzieci uważały to za udziwnione nudy. 😯 Potem doszłam do wniosku, że ja te wszystkie lektury połykałam z zachwytem; po pierwsze, czytałam je już jako w miarę dorosła (wieczorówka), po drugie miałam wspaniałą, nietuzinkową polonistkę. Nie wiem na czym to polegało, ale do 24 roku życia „sadziłam” takie byki, że moja siostra była załamana a na maturze ani pół byka. Wystarczyły 4 lata a moja siostra ze zdumienia oczy przecierała. Może problem leży bardziej w zaangażowaniu nauczycieli i w nie wsadzaniu w system nauczania, paluchów przez urzędasów z MEN i kuratoriów?
Pyro, a jak Ty, Żaba i Inka się czujecie ?
Jak matki zadżumionych, ale pewnie jutro, pojutrze przejdzie.
To tak jak ja. 🙁 Żeby o tym nie myśleć, przypomniałam sobie o kalendarzu i ze zgrozą zauważyłam, że w tym roku zapomnieliśmy o ….. urodzinach Stanisława. 😳
Stanisławie wprawdzie z tygodniowym opóźnieniem ale przyjmij, nie mniej gorące i szczere życzenia urodzinowe zdrowia, szczęścia i odejścia w niebyt wszelkich kłopotów, które Cię trapią.
Cichal mnie dobił zdjęciami z „wioski” niczym wampira osikowym kołkiem…
Na milion dolarów w spadku nie mam co liczyć, na meksykańską służbę również
🙁 „Willę Prześwit” trzeba będzie remontować w dalszym ciągu własnym sumptem .
U nas początek jesieni. Na topoli w lesie koło cmentarza po nocy pojawiło się mnóstwo żółtych liści. Rozpaliłem w piecu… Na wycieczkę do ciepłych krajów w tym roku nie mam co liczyć. Chyba naleję sobie wiśniówki.
Podobno pomaga na depresję.
Marku, wypij, wypij za zdrowie swoje, Stanisława i tych które (którzy) usiłują się wykurować.
Dużo dziś masz tych kusztyczków do wypicia – aż Ci zazdroszczę. 😉
Ja już idę spać, życząc Wszystkim; spokojnej, dobrej nocy i tylko miłych snów. 😀
Misiu, z meksykańskich służb to u mnie ino tequilla. zaraz wypiję za nie tylko Twoje zdrowie!
Gwoli zabawności zobacz „mecz’ piłkowy
http://www.youtube.com/watch?v=Igp7L7N7who
A ja się nie piszę na Cichalowe domki. Śliczne, ułożone bardzo i to rozumiem, ale przyjrzałam się lampom. One nieskazitelnie lśnią 😯 To byłoby ponad moje siły. Jutro pójdę i przytulę naszą. Niech wie, że ją lubię, chociaż nie pucuję 😉
Haneczko, aleś-żeś trafiła w sedno z tą lampą!!! Mnie wykończyła moralnie budka lęgowa…
Cichalino, Wasz Zięć banderę wywiesił, nie flagę. Podobno bandery się w ogródkach nie wiesza, tylko na rufach stosownych. Znajomy kapitan wiesza w ogródku i mówi, że on może, bo kapitan. Sprzedaję jak kupiłam.
Nisiu, nie mam budki lęgowej 😆
Zazdroszczę po prostu i trzymam naprzeciw. Tyle naoglądałem się zdjęć z Afryki więc zakontruję tym co mam z tego maja. Tu obrazki znane każdemu (każdej), który (a) był (a) w okolicy Antalii
https://picasaweb.google.com/pegorek/Manavgat?authkey=Gv1sRgCI2-za6s76qzBQ i zagrażam, że to nie koniec. Tak się złożyło, że każdy kto już był w promieniu 50 km od lotniska w Antalii musiał to przebyć. Nic na to nie poradzę.
Życzę dobrej nocy i nie zamierzam ukrywać, że będę się w miarę możliwości starał stawić natłoku zdjęć znacznie dalszych okoliczności.
Dobranoc
Nisiu, zięć nie kiep i wie żem kapitan! A banderę ma odemnie. Jest to paradna bandera, którą wraz z innymi kapitanami Wsch. Wybrzeża dostałem od żaglomistrza Stanisława Sawko z Gdańska. Stanowczo za duża na moją małą łódkę! Emeryturę też mam niewielką…
Dobieranie wielkości bandery do wielkości emerytury… ciekawe, Cichalku nasz! Wygląda na to, że największe emerytury dają w Poludniowej Ameryce – ichnie żaglowce np. Cuauhtemoc z Meksyku albo kolumbijska Gloria… sam zobacz:
http://www.tallshipsraces.com/vessels/vessel.asp?VesID=1423
Jakieś gupoty powychodziły, ale jakby kliknąć na Vessels i Vessel Database, to ta Gloria tam jest w klasie A…
A w ogóle szlag mnie trafi zaraz – poszłam tylko na herbatę, a ten idiota komputer zainstalował sobie nie pytając mnie o zgodę jakieś aktualizacje i przy okazji skasował wszystko, co dziś napisałam! A przecież to się zapisuje automatycznie. I co? I muszę pisać od nowa!
dzień dobry ..
Nisiu bardzo współczuwam … rzadko mi się to zdarzało ale zła wtedy byłam okropnie ..
zimnawo .. noc deszczowa .. ale dzień będzie dobry bo dzisiaj pierwszy raz odbieram Amelkę ze szkoły .. przez to przeziębienie mogłam tylko słuchać wieści, że w szkole jest fajnie .. mają angielski i lekcje komputerowe i połowa grupy z przedszkola jest w jednej klasie a pani jest miła, młoda i śliczna ..
pepegor miła ta wycieczka rzeką do morza .. ja nie była jeszcze w tej okolicy ..