Duch w żupie
W każdej kopalni soli, a zwłaszcza w Wieliczce bywają duchy. Tak przynajmniej twierdzą historycy sięgający po stare zapiski. Owe duchy działały też odstraszająco na potencjalnych złodziei soli. Żupy bowiem to była domena królewska. Sól zaś była wielkim skarbem. Pisze na ten temat historyk Jakub Brodacki z Muzeum Historii Polski:
„Strach często towarzyszył odwiedzającym kopalnie ze względu na niebezpieczeństwo katastrof górniczych. Szczególnie niepokojąca musiała być absolutna cisza: panuje tak głęboka cisza, że gdy ustanie praca, zdaje ci się, że w tym miejscu przebywają duchy – relacjonuje Wadian. Lekarz z Frankfurtu nad Odrą Jodok Willich (1501 – 1552) opowiada w relacji z 1543 roku: W kopalni wielickiej pojawiają się niekiedy widziadła, ale tylko wówczas, gdy w niedługim czasie ma się wydarzyć jakieś nieszczęście […]. Widziadła te, niby Proteusz [bożek morski] lub Wetumnus [bożek przemian], przybierają tak różnorodne postacie, że mógłby ktoś wymienić bądź kota, bądź świnię, człowieka lub coraz to inny rodzaj istoty żywej, biegającej bez przerwy tu i tam […]. Niech każdy jednak zapamięta pewne stare przysłowie, którego i Pliniusz nie wyrzuca z pamięci: „Siły oddziaływania widziadeł są podległe naszej władzy i jak się na nie reaguje, taką posiadają moc”. Nic dziwnego, że przed udaniem się do pracy górnicy wykonywali znak krzyża i odmawiali modlitwę do Boga lub świętych patronów. Każdej napotkanej osobie, nawet obcej, należało mówić „Szczęść Boże” dla sprawdzenia, czy to na pewno człowiek. Miejsca śmierci pod ziemią oznaczano krzyżem, aby nikt ich nie minął bez modlitwy za duszę zmarłego. W kopalni nie wolno hałasować (zwłaszcza gwizdać) i przeklinać, gdyż to może obrazić Skarbnika.
Jednak nie tylko strach, ale i zachwyt towarzyszył przybyszowi wędrującemu po kopalni soli. Jak relacjonuje Wadian, w pozostawionych pokładach soli spotyka się jakieś błyszczące żyły, lśniące niby kryształ. Klejnot soli – jak nazywano ten jej rodzaj – służył jako medykament. Sól pobrana z żyły o kolorze zgaszonego węgla w ilości odpowiadającej wadze jednego złotego denara spożyta z niewielką ilością wina miała mieć właściwości przeczyszczające. W Wieliczce po spuszczeniu nas pierwszym szybem – opowiada Wadian – zostaliśmy zaprowadzeni, różnorakim i skomplikowanym obejściem pokonującym […] labirynty chodników, do niezwykle przestronnych grot. Sarmata nazywa je komorami. Ze ścian za pomocą klinów i młotów odłupywano olbrzymie bloki. Z trudem natomiast można uwierzyć, jak wszystko jaśnieje nader wykwintną czystością soli. […] nierzadko spotyka się komory przypominające wyglądem olbrzymie świątynie o sterczących potężnych kolumnach solnych. Na nich wspierają się położone wyżej pokłady, składające się Z litej soli i przez ta zwarte, jakby jakieś sklepienia utworzone w celu podtrzymywania gór, które utrzymują się w równowadze mimo niezwykłego ciężaru dzięki jakiejś przedziwnej zmyślności robotników.
W wierszu poety Wawrzyńca Korwina (ok. 1470 – 1527) znajdujemy inny pełen fascynacji opis:
W pobliżu miasta w głąb ziemi zapada
Otchłań wykuta ręką śmiertelnika
Której rozległa i straszna posada
Piekieł dotyka.”
A ja nierozważnie i to we wczesnej młodości też tam właziłem.
Komentarze
Młodsza już ładnych kilkanaście roczników uczniów przez drabiny i chodniki żup w Wieliczce i w Bochni przegoniła. W Bochni można też nocować w kopalni. Najgorzej było corocznie z Francuzami z wymiany. Wieźli ich zawsze do Oświęcimia, Krakowa i Wieliczki, młodzież się ochoczo garnęła, a potem prawie co roku Anka musiała jakąś dziewoję ratowniczo ewakuować na górę – kłopot był już przy drabinach, a na dole zdarzały się ostre ataki klaustrofobii.
Tak, czy owak Wieliczka jest prześliczna, a Gospodarz wcześniej, czy później weźmie udział w jakimś przyjęciu na dole – stół zapełnia tam f-ma Wierzynek.
Dzisiaj wraca Nemo – już czas.
Witam Szampaństwo
z wiadomych terenów Teresy Pomorskiej.
Pogoda jak drut, na jeziorze lekutka zmarszczka, jest pięknie. U Nisi na rubieży jest cisza błoga nocami (nooooo…przesada, cisza to jest, jak Rumor śpi!), ale tutaj, odkąd wojo odeszło, cisza po prostu krzyczy. Obudziłam się o czwartej nad ranem i cisza dawała tak po uszach, że nie udało mi się zasnąć.
Poczytałam do rana, Szwagrostwo udało się do pracy, a ja poszłam nad jezioro wypatrywać łabądków. Na pewno sie pojawią.
Miło słyszeć, że nasi na placówkach wysuniętych są bezpieczni, w wiadomości zerknę później, na razie trzeba by jakies oblucje uskutecznić albo co…
W Wieliczce nigdy nie byłam, a i teraz mi nie po drodze. Ale moje dziecko było, Jerzor też.
Przy takim temacie czuje sie przywolany do tablicy, bo przeciez sam bylem pare ladnych lat gornikiem.
Historie o duchach, zwlaszcza skarbniku znam. Pochodze z dziada, pradziada z terenu o starych tradycjach gorniczych, w ktorym to jeszcze bylo zywe, a ludzie w to czasem naprawde wierzyli. Tu, na Gornym Slasku i tak bardziej, niz gdzie indziej. Mimo racjonalnego raczej ogladu swiata, sam nie potrafilem sie nigdy calkowicie oderwac od tych spraw. Charakter mojej pracy sprawial, ze czesto przemierzalem sam godzinami kilometry chodnikow, w ktorych dawno nic juz nie robiono, a ktore sluzyly jeszcze tylko dla odprowadzania powietrza i ktore jednak trzeba bylo regularnie obchodzic i kontrolowac. Cisza tam i ciemnia calkowita. Za kazdym razem, jak z naprzeciwka blysnelo swiatelko serce podskakiwalo mi do gory. Bo to nie byla od razu widoczna lampka. Na poczatku to byla tylko poswiata, jakies resztki odbitego swiatla. Tam w ciemni doskonalej cos takiego zaraz kole w oczy. Instynktownie wygaszalem wlasna lampe i czekalem w napieciu, czy to sie powtorzy. Kiedy nie bylo watpliwosci, ze z naprzeciwka zbliza sie swiatlo to i ja wlaczalem moje tak, jakbym sie stawial wezwaniu i – ruszalem. Napiecie jednak pozostawalo, bo dla mnie to z naprzeciwka stale jeszcze bylo „cos” a nie „kos”, tak jakby rozsadek nakazywal. Rozsadek nakazywal spodziewac sie znajomej twarzy zwlaszcza, ze znalismy sie tam wtedy wszyscy. Szlismy sobie wtedy naprzeciwko probujac zgadnac kto zacz. Mozliwosc rozpoznania byla dopiero na odleglosc 10 do 15 metrow, a zaswiecic komus w oczy nie uchodzilo. Wiec dopiero z dystansu ok. 5 m mozna bylo sobie pozwolic na krotkie musniecie swiatlem po twarzy tego z naprzeciwka. I wtedy, po rozpoznaniu ulga. Jak byl dobry znajomy to stanelismy na chwilke i pogadalismy, jak byl taki, ze i tak nie wiedzialem co z nim zaczac, musialo wystarczyc krotkie „szczesc Boze”.
W tym sensie
pepegor
Rozumiem Pepegora, bo ja po mieczu jestem z górniczej rodziny. Na przodku, do samiutkiej emerytury fedrował dziadek August, za co zegarek srebrny, kieszonkowy z dedykacją dostał od Prezydenta RP (1937r) górnikami było 4 stryjów – od najstarszego, tego renegata, o którym kiedyś pisałam, do najmłodszego, co to zaginął pod Wiedniem w ostatnich dniach II wojny. Dwóch pozostałych po kilkuletnim stażu na przodku, pokończyli szkoły przemysłowe i przeszli do roboty naziemnej. Także mój brat stryjeczny pracował w kopalni jako elektryk utrzymania ruchu, a dzisiaj jego syn jest informatykiem w jakiejś spółce węglowej. Dwóch moich siostrzeńców pracuje w kopalni miedzi. Uff nafedrowali się Kowalscy – nie ma co. Opowieści nasłuchałam się sporo. Dziadek mówił, że nie należy imienia Skarbka wymawiać, bo się go przywoła. Jak go ktoś na dole spotka, to katastrofa murowana do 3 dni będzie, ale jak się Panią (św.Barbarę) zobaczy, to ten górnik umrze i nie ma dla niego ratunku
jeszcze o szafranie:
Naukowcy z Uniwersytetu Zjednoczonych Emiratów Arabskich odkryli, że zapobiega nowotworom wątroby.
Uczeni opisali wyniki swoich badań na łamach magazynu ?Hepatology?. Podawali przyprawę laboratoryjnym szczurom, którym wcześniej wszczepiali do wątroby komórki rakowe. Jedne gryzonie dostawały większe dawki szafranu, inne mniej. Chodziło o zaobserwowanie efektu działania przyprawy na nowotwór.
Okazało się, że szafran przyspiesza naturalny proces umierania komórek rakowych. Jak tłumaczą naukowcy, zachodzi tu zjawisko apoptozy, czyli coś w rodzaju zaplanowanego samobójstwa komórki. Dzięki temu guzy nowotworowe zmniejszały się.
Jak przekonują naukowcy z arabskiej uczelni, szafran jest idealnym naturalnym środkiem zapobiegającym rozwojowi raka. Szkoda tylko, że jest również najdroższą przyprawą świata
Byku-bardzo ciekawe o tym szafranie.
Poczytałam wpisy weekendowe.Serdeczne uściski dla Naszych zza Kałuży !
A poza tym :
Rymy z rana jak śmietana !
To dla blogu,proszę pana,
ta poezja rozczochrana,
wierszyk,zwrotka zwichrowana.
To nie Norwid i poezja
do westchnienia,czy śpiewania.
To zabawa niesłychana
i niech służy nam do …
chichotania 😀
Ze specjalną dedykacją dla Pyry i Cichala 🙂
Kopalniane wspomnienia ?
Dziadek pracujący kilka lat w kopalniach w Niemczech i we Francji.
Nie zdążyłam wysłuchać bezpośrednio jego opowieści,opowiadała mi trochę na ten temat moja Mama.A mnie zadarzyło się,oprócz miłych,turystycznych wizyt w Wieliczce,być w prawdziwej śląskiej kopalni,a to z racji zawodowych (tłumaczeniowych)obowiązków.Spotkanie z górnikami obsługującymi kombajn węglowy,taśmy z węglem przesuwające się wąskimi, niskimi chodnikami.Hałas,gorąco,wilgotno,ciasno,niezbezpiecznie.Te obrazy zostaną na zawsze w mojej pamięci.Jestem pełna szacunku i podziwu dla ludzi pracujących w takich warunkach.
Danuśka – nie doszukuj się skaz brzydkich na naszych (Cichala i Pyry) charakterach – my naprawdę lubimy Twoje wierszyki – takie, jakie są. I może właśnie dlatego, że takie są!
Zgaga jedzie i za 2 godziny już tu będzie. Młoda odbierze ją z dworca. Na obiad do wyboru duszona, marynowana wołowina albo żeberko pieczone, ziemniaki albo ryż i surówka z kwaszonej kapusty. Żeby zaś koleżanka nam nie schudła, zrobiłam biszkopt kakaowy z różnościami. Jest też gotowa cytryna w rumie do herbaty (Jolinku!(
Też mam przez Babcię po kądzieli związki z górnikami. Dwóch braci Babci pracowało w kopalniach, a jeden z nich był nawet szefem ratownictwa górniczego.
Pyro Kochana-mój dzisiejszy wierszyk i dedykację opatrzyłam śmiejącymi się buźkami. Absolutnie się niczego nie doszukuję !!!
Nawet mię to do głowy nie przyszło !
Wczoraj w Warszawie byłem. Rano. Po południu pojechałem na wycieczkę poplenerową. Zacząłem od Przasnysza , potem do Chorzel przejazdem a następnie do Czarni na Kurpiach . . Zjadłem, , popiłem , pogadałem o sztuce ludowej, nakarmiłem żołędziami dwie dzikie świnie ( całkiem udomowione ) i przed chwilą wróciłem do domu. Kolejne 400 kilometrów na liczniku.
Flaszkę bardzo dobrego dostałem . Do Zjazdu wytrzyma.
Marek – nepotyczna z lekka Pyra się podmawia, OOO! Przed I Zjazdem obiecałeś mi słoiczek chrzanu domowej roboty, a potem zapomniałeś go zabrać… Czy V, jubileuszowy Zjazd nie jest dobrą okazją do spełnienia obietnicy? Z nieśmiałością pewną pytam?,
W Wieliczce nie byłam, ale zwiedzałam kopalnię soli w Bochni. Oczywiście kopalnia – muzeum jest dobrze oświetlona, więc żaden duch nie objawi się, ale świadomość pobytu dość głęboko pod ziemią jest trochę przytłaczająca. Z tamtego pobytu mam w domu kilka bryłek soli kamiennej.
Dziś przygotowuję trochę dżemu brzoskwiniowego z dodatkiem cukru żelującego. W zasadzie nie lubię takich dodatków, ale brzoskwinie mają niewiele pektyn, więc trzeba je zagęścić. Nemo też używa Żelfixu, a do niej można mieć zaufanie w tych sprawach. No właśnie, Nemo lada dzień wraca z goracej Afryki.
Co to znaczy ŻUCH?
Okazuje się, że wszyscyśmy trochę kopalniani. Moje korzenie tkwią w Zagłębiu, ale raczej na kolei, natomiast ukochany kuzynek Jasio-górnik fedrował miedź w Rudnej. Wcale się nie dziwię jego żonie Teresce, że miała wrzody na żądołku.
Byłam kiedyś w Wieliczce z kamerą, bośmy robili film o Polsce i nie pokazać, byłby grzech. No więc powiem Wam, że kiedy operator zapalił tysiącwatowego halogena, to nawet pani przewodniczka stanęła jak słup soli i powiedziała, że takiej tej kopalni jeszcze nie widziała. Myślę, że efektownie było też jak chłopcy robili koncert w wielkiej kaplicy i postawili wielkie światło, ale mój Tomek świecił punktowo i chytrze. Dyjamenty, panie.
hura Polacy super w tyczce …
Jolinku – świetnie! Co chwilę sprawdzam w internecie!
mamy złoto … 🙂
Brawo Paweł! 🙂 Gratulacje dla reszty chłopaków!!!
Nie kibicuję,
dalej rymuję,
ale rzecz jasna
z Wami świętuję
i duszą całą też się raduję 😀
Danuśka 🙂
Cała wczoraj byłam upaprana.Nie,nie węglem,sokiem z aronii.Sąsiedzi udostępnili nam kolejny krzak do zrywania.Cała misa do przerobienia-trochę na konfitury,bo u nas zapotrzebowanie niewielkie i gros na nalewki,bo zapotrzebowanie zdecydowanie większe 😉
Haneczko-jak masz jeszcze jakieś dobre pomysły na nalewki aroniowe,
to łaskawie podrzucaj !
U nas już „po kompocie”! Jeszcze wczoraj po południu zastanawialiśmy się, czy zostać w sypialni na poddaszu, czy schodzić do basementu (umeblowana piwnica). W razie powodzi na górze lepiej, ale jak zerwie dach, to można się przeziębić. No i czekaliśmy na uderzenie wichury. Miała przyjść o 18tej. Po paru godzinach czekania zmorzyło nas i… rano obudziło nas prześliczne słoneczko! Strachy na Lachy! Irena przestraszyła się Pyry, która, jak pamiętamy, napisała (gromko) Irena do d o m u ! Co ta potulnie usłuchawszy „paszła w chaliere”
Danusiu Kochana
Dobrze że jesteś
Bo jakby Ciebie nie było
To by się Cię wymysliło!
No, wreszcie ktoś mnie posłuchał. Przyjechała Zgaga i od ręki została zagoniona DO ROBOTY – właśnie zmywa po obiedzie. Dopytywała o Cichala, czy wszystko dobrze, jest Cichal, świat ma właściwe wymiary.
Nie moge sie pochwalic jakims przodkiem ktory fedrowal na przodku, ale, ale w Wieliczce bylam i to kilka razy. Cudo nie miejsce.
Buziaki,
Cichał wiesz dobrze,że my Ciebie
oraz wszystkich żeglarzy kochamy.
dzisiaj z nad talerza dobrej,bo polskiej
kaszanki Cię pozdrawiamy 🙂
A Zgaga niech Poznań dzielnie zdobywa
i kuchni pyrowej sekretne smaki dla nas odkrywa !
Rodzina w liczbie dwa i pół-Osobisty Małżonek,Latorośl oraz Czworonóg
udała się znowu w kierunku dóbr nadużańskich.Zatem teoretycznie mam wolne i nic nie muszę,ale fura prasowania czeka.
A krasnoludki mają wakacje.Skoro Zgaga osobiście urlopuje to z dobrego serca też dała im wolne.
Dzień dobry,
Wczoraj, ostatnimi podmuchami wiatru Irena zepsuła w całej okolicy internet i telefony. Bardzo dużo domów bez prądu, ale to wszystko do przeżycia. Korzystam z uprzejmości znajomych.
Tutaj wiekie sprzątanie, bo przecież bez szkód się nie obyło.
Do później.
Zgaga wita caluśkie Blogowisko. 😆
Życie i Pyry są wspaniałe !!! Najadłam się jak bąk, to trzeba się było ruszyć – szafa daleko a zabrane ciuchy w sam raz. 😉
Radyjko mnie już wylizał, to się nawet myć nie muszę. 😉 😆
Cichal, cieszę się, że tak wspaniale przespaliście „Irenę”. 😆
Teraz idę na podwieczorek z w/w ciastem. Możecie spokojnie zazdrościć. 😆
O, jak to miło, że Irena nie okazała się aż tak wredna!
MalgosiaW,
Mam przyjaciolke Irenke, cudowny czlowiek, a ta sie okazala „wyluzowana”.
Taka zla nie byla, moze napisze cosik do nas????
Buziaki,
Ja na drugie imię mam Irena (serio!) i zanosiłam modły do patronki w wiadomej sprawie 😉
U nas pogoda taka sobie, rano było cudnie, a potem bylejako, nawet padało chwilkę i teraz też się zbiera.
Dzień spędziłam według planu, to znaczy leniwie. Łabądków się nie doczekałam, poszłam do pomidorowiska mojego Szwagrostwa i zrobiłam spustoszenie, pożerając wszelkie dojrzałe pomidory typu cherries, a ja to mogę w ilościach.
Potem udałam się do szopingu, czyli jedynego we wsi maluteńkiego sklepiku, gdzie można zakupić bardzo dużo produktów spożywczych – taki wybór. Zakupiłam tradycyjnie zupę chmielową różnych polskich browarów, zwłaszcza takich, których jeszcze nie próbowałam. Zamkowe jakieś – nie piłam. Szoping malutki, a wybór wielki, wszystkie podstawowe produkty spożywcze są, i to bynajmniej nie żartuję.
W tej chwili popijamy z Tereską (Teresa działa w kuchni, ale kuchnia otwarta na salon) Tyskie. Co Tereska wykombinowała dzisiaj na kolację, pojęcia nie mam, ale zapachy są ho-ho!
Na lunch była pomidorówka do wyboru z ryżem lub makaronem, podgrzewanie samemu, bo szefowa kuchni w pracy, pielęgniarką ci ona jest. Szkoda, że nigdy nie ma czasu, bo nadawała by się tutaj, gotuje świetnie i mogłaby się podzielić sekretami kuchni…
wołają do stołu!
Pozdrowienia dla Tereski Pomorskiej, fajne babidło. Zgaga robi sobie herbatę, ja wypiłam piwo karmelowe, teraz zajrzałam na blog, a za chwilę pójdę do obowiązków.
http://www.youtube.com/watch?v=-F_9fgtEKYg&feature=relmfu
Nisiu,
pojęcia nie mam co to może być ŻUCH ale potykam się stale o tytuł dzisiejszego wpisu i zawsze wychodzi mi: Zuch w ….
Chyba dziś gwizdałem na skarbka.
Oj, dopiero teraz.
Danuśka, można poeksperymentować i dodać przyprawowo imbir albo goździki i cynamon. Można też zrobić aroniowego wisielca.
Do zakręcanego, litrowego słoja wlać 1/4l spirytusu. Woreczek z gazy, napełniony czystą, ale nie mytą aronią zawiesić 2 cm nad spirytusem. Zakręcić dociskając gazę, odstawić na 3 tygodnie. Potem worek won, wlać 1/4 l zbożowej wódki 45%, dodać 1 łyżką miodu. Wymieszać, wlać do butelek, po tygodniu można już w siebie 🙂
Alicjo, my tu mamy taki malutki, wiejski sklepik prawie ze wszystkim. Piwo w dużym wyborze 🙂 Spróbuj Kasztelana. Teresce Pomorskiej ukłony 🙂
Zgago, gotujesz się 😉 ?
Oh, pousypialiście tu znowu.
Dobranoc.
Nie śpię 😯
Jestesmy! Za kaluza pora obiadowa, wiec gotujemy. Ja wiecej, bo musze zagospodarowac rozmrozone….
Niebo sie rahabilituje, jest piekny sloneczny dzien.
W piekarniku golabki,a w planie jakies gulasze albo sama nie wiem co?
Jest pieknie, albo blogowym zawolaniem, ktory szalenie mi sie spodobal, choc nie wiem czyjego jest autorstwa: zywot je cudne!/ mam nadzieje, ze nie przekrecilam, a jesli to prosze o korekte/.
Raportuję, że pierwsza sesja obrad na szczycie została owocnie zakończona. Zgaga nie dostała kolacji – co tam będę kobitkę tuczyła? Pójdzie głodna spać, to chętniej rano wstanie.
Miodzio, żiwot je Alicji 😀
Żivot je cudo! copyrajt Alicja
Dobranoc
Wyjazdy i przyjazdy. Ala ze swoim tatą pojechali rano do Warszawy.
„Krojanty” dotarły, już po ciemku, w dobrych humorach. Musialam wyjechac do krzyżówki, bo nie byli pewni, czy to własciwa.
Miało ich być pięcioro, ale ostatecznie jeden koń przyszedł bez jeźdźca, który (chwilowo?) odpadł i załatwia sprawy niecierpiące zezwłoka.
Zjedli żurek i pierogi ruskie, i poszli spać.
A ja jutro zaczynam od świtu, jakies kontrole weterynaryjne. Mam nadzieję, ze zdążę wrócić nim konni wyjadą. Wydrukowałam im opisy szlaku konnego, może im się przydadzą, bo teraz nim pojadą. Od innych jeżdżacych tym szlakiem wiem, ze na jednym leśnym odcinku nie ma oznaczeń, bo wycięto drzewa wraz ze znakami szlaku. Pewnie znowu się zgubią 🙂
Szafran u nas nie przejdzie, bo to srodek silnie poronny
dzień dobry ..
jestem ciągle niedospana a tu świtem się muszę zrywać …
Asiu tak .. gratulacje dla Pawła i dla kolegów .. pozdrów tatę Pawła i pogratuluj mu syna .. 🙂 .. dzisiaj też mamy przed sobą emocje ..
a ja nigdy w Wieliczce nie byłam … 🙁