Co komu smakuje?!
Wczorajsza dyskusja o tym co i kto się komu podoba oraz co i jak smakuje nasunął mi się pomysł na dzisiejszy tekst ( a właściwie tekścik, bo to mała rzecz choć problem duży).
Parę razy zdarzało mi się podejmować cudzoziemców polskimi przysmakami (bigos, kiszone ogórki, zsiadłe mleko), które wywierały na nich piorunujące wrażenie ale nie takie na jakie liczyłem. Po prostu odmawiali (czasem ze wstrętem) jedzenia dań uważanych nad Wisłą za przepyszne. Na ogół nie rozumiemy tego wstrętu. Przecież nasze to znaczy pyszne!
Gdy zacząłem więcej podróżować po świecie sam wielokrotnie spotykałem potrawy, na które reagowałem (zwłaszcza w pierwszym odruchu) niechętnie. Nigdy jednak nie odmawiałem ich zjedzenia i często zdarzało się, że prosiłem o dokładkę. Nieznana potrawa stawała się moją ulubioną po bliższym z nią poznaniu.
W dalekiej Azji, w Tajlandii, na Filipinach, podawana jest przekąska o dziwnie brzmiącej nazwie balut. To kacze jajko odebrane przyszłej matce po kilkunastu dniach wysiadywania, gdy pisklę jest już ukształtowane i ma nawet wyrastające upierzenie, ugotowane we wrzątku i podawane jako przysmak. Najpierw wypija się płyn zapełniający skorupkę a potem zjada całą resztę niedoszłej kaczuszki. Próbowałem. Polubiłem bardzo. Innym szokującym wydawało by się daniem są wędzone wielkie dżdżownice, albo pieczona świnka morska szczerząca zęby do konsumenta, a także smażone mrówki, szarańcza bądź tłuste pędraki. I wówczas gdy myślimy ze wstrętem o potrawie podanej nam w najlepszej wierze przez goszczących nas gospodarzy z egzotycznych krain, pomyślmy o naszych przysmakach, które wzbudziłyby dreszcz obrzydzenia gdyby znalazły się na ich talerzu.
Komentarze
Dzień dobry.
Święta prawda, Gospodarzu. Kiedyś jeden z uczestników programu „Europa da się lubić” opowiadał z przerażeniem o „nóżkach w galarecie” i o tym, jak umyślnie zrzucił przysmak na podłogę, a gościnna pani domu z uśmiechem wyciągnęła z lodówki potężną michę tego przysmaku („nie szkodzi , nie szkodzi. Jest dużo, starczy dla wszystkich”). Nie mam w sobie tyle odwagi i tyle ciekawości świata, co nasz Gospodarz. Nie spróbuję baraniego oka ani świerszczy pieczonych. Wierzę na słowo, że dobre i pewnie gdybym była bardzo głodem przyciśnięta – ale nie jestem. Na szczęście żyjąc w miarę sytej Europie, mogę jeść to, co lubię, co mi smakuje i nie odrzuca mnie mentalnie. W końcu i w krajach pobliskich zjadane są potrawy niezbyt trafiające w polski gust (np skandynawskie śledzie na słodko) śródxiemnomorskie wina zaprawiane żywicą, czy niektóre zupy rosyjskie podrobowo – mięsno – rybne. Każdy w kuchni może znaleźć coś dla siebie.
Do polskich specjalnosci dodac flaki, ba, nawet wymienic na pierwszym miejscu. U nas tam nie mam problemow np. z bigosem, ale juz przetlumaczyc co to sa flaki! To juz wystarcza. Laura wnuczka, lubi je nieodmiennie, a szczegolnie w jednym z moteli na trasie Kalisz Pabianice. Zawsze sie z nia tam zatrzymuje, a zabieram dla niej, gdy jej nie ma ze mna. Kucharka chetnie nalewa do pustego sloja po ogorkach. Pomimo roznych fanaberii kulinarnych flaki lubi nieodmiennie. Tylko, ze do dzis nie mialem odwagi jej opisac, co to wlasciwie takiego jest.
A balut – nie, chyba by mi tez nie starczylo odwagi.
Nemo jest wszedzie, jest i dmucha w nas bez ustanku swiezym, jak to eufemistycznie nazywaja w radiu, powietrzem z Atlantyku, bo Nemo to niz ktory panuje niepodzielnie nad nami i dyktuje nam, jak sie mamy ubierac na nastepne dni. Tu jest moda na zamawianie u meteorologow nazw kolejnych wyzow czy nizow. Na czesc oczywiscie. Nie wiem kto zamawial dla Nemo ale zdradze: Nize sa znacznie tansze.
Cieplej ubrany,
pepegor
Słoneczne dzień dobry 🙂
Trudny problem, ale ciekawy i ważny. Szczególnie w okresie wakacyjnych wędrówek.
Znajomy profesor, z pokolenia moich rodziców, chodził głodny w czasie swoich zagranicznych wojaży. Nie dlatego żeby brakowało jedzenia czy gościnności w domach , które odwiedzał. Po prostu, zgodnie z polskim obyczajem, odmawiał przy pierwszym zaproszeniu do jedzenia czy pytaniu o to czy ma ochotę coś zjeść. Powtórki propozycji nie było. I ten uroczy człowiek chodził głodny. Honor nie pozwalał mu samemu poprosić o jedzenie 😉
W Holandii, w latach osiemdziesiątych, przemiła pani domu zapytała o to, co kto będzie pił w nadchodzącym tygodniu. Trunek został zakupiony w sobotę i kto wypił swoje, ten do kolejnej soboty popijał wodę. Pomysł żeby jednego dnia pić wino, drugiego piwo a trzeciego wódkę był nie do zaakceptowania. Serwowane potrawy nic tu nie miały do rzeczy 😉
W Norwegii jadaliśmy posiłki przy wielkim stole w pięknej stylowej kuchni naszych gospodarzy. Kiedy towarzystwo rozmawiało jeszcze po posiłku, pani domu, najspokojniej w świecie, wyjmowała szczoteczkę i pastę do zębów z szafki nad zlewozmywakiem i myła zęby. Pomiędzy kolejnymi splunięciami do zlewu, brała udział w rozmowie 😉
Inny zaprzyjaźniony profesor pojechał w drugiej połowie lat siedemdziesiątych na Żmudź, skąd uciekał w końcówce wojny. Pojechał świeżo nabytym, za dolary zaoszczędzone po rocznym pobycie w Stanach, dużym fiatem. Niestety w wyniku wypadku drogowego znalazł się w szpitalu. Na śniadanie przyniesiono im chleb i miskę smalcu, który pacjenci nabierali łyżkami z miski. Łyżka do miski, łyżka do ust, i tak dalej. Znajomy patrzył na to z przerażeniem. W pewnym momencie jego sąsiad zauważył, że on nie je. Z serdecznym uśmiechem oblizał swoją łyzkę i podał mu ze słowami: nu kuszaj 😉
Te przykłady można mnożyć. Pewnie każdy ma do opowiedzenia co najmniej parę takich historyjek. Dla mnie najtrudniejszym doświadczeniem było jedzenie przez miesiąc, przy wspólnym stole, z Afrykańczykami i Azjatami – bardzo miłymi ludźmi 😆
Niektórzy natomiast przyzwyczajeni są tak bardzo do swojego jedzenia,
że wożą je ze sobą na wakacje.Obserwowaliśmy kiedyś na kempingu we Francji holenderską rodzinę,która jadała swoje sery i piła przywiezione ze sobą piwo.Skoro to sprawiało im przyjemność,to dlaczego nie? Nie wszyscy gustują we francuskich serach i charakterystycznych dla nich zapachach.
Sławku-myślę,że Piotr chcąc sprawić przyjemność kucharzowi nazwał jego
dania owerniackimi,bo z tego rejonu pochodzi Alain.
Tym niemniej Owernia rzeczywiście serami i ziemniakami stoi,a na wsi mazowieckiej zdecydowanie łatwiej kupić camembert niż Saint Nectaire albo Bleu d?Auvergne.Znakomitą,ale tłustą i mocno kaloryczną truffade zrobimy kiedyś w zimowy wieczór już pewnie nie nad Bugiem,ale w Warszawie siedząc przy kominku i spoglądając na padający za okniem śnieg 🙂
Dzień dobry,
Balut nie, zdecydowanie nie.
Danuśko, we Francji turyści holenderscy znani są z tego, że kupują na miejscu jak najmniej, przywożąc ze sobą wiekszość potrzebnych im w czasie pobytu rzeczy (włacznie z papierem toaletowym). Oceniani są jako baaardzo oszczędni.
uwaga! stare!
reagan, breschnew i jaruzelski leca samolotem nad afryka;
nagle silnik wysiada i musza ladowac w zupelnej dziczy,
gdzie wpadaja w lapy tubylcow – hugla, bugla, bumbla, bla…
jednym slowem: biora ich w dyby i wloka ich przed oblicze kacyka;
regan protestuje: i´m the mightest men of the world, the president of
united states of america, i…
kacyk przerywa:
na gulasz!
i reagana wrzucaja do gara…
na to breschnew:
tawariszcz kazik, ja pierwyj siekrietar kompartii sowietskowo sojuza,
ja…
kacyk przerywa:
na paprykarz!
jaruzelski widzac jak po reganie i breschnew laduje w garze: milczy;
wiec kacyk pyta:
a ty skad?
ach, wzdycha j., jestem tylko przedstawicielem malego panstwa…
jakiego panstwa? – pyta kacyk
j. – szepcze nieomal – polski…
och! cieszy sie kacyk – polska! tam studiuja moi synowie!
zapraszam cie na gulasz i paprykarz!
Dzień dobry Blogu!
Broda bykowego dowcipu w sam raz na dzisiejszy chłodny dzień taniego niżu, długa, ciepła i przytulnie znajoma 😉 Ten „Breszniew” tylko taki niemiecki 🙄
U mnie stres, stres, stres… 🙁 Czas się kurczy, spraw przybywa, jak tu jeszcze zaglądać na blog?
Jedzenie i obyczaje z nim związane też mogą być źródłem stresu, zwłaszcza w obcych krajach, ale o tym już tu rozmawialiśmy. Jak znajdę chwilę czasu po południu (ma padać) to może tu znowu zajrzę. Na razie śladem Byka opowiem stary dowcip 😉
Dama do kelnera w restauracji:
– Co pan dziś poleca swoim gościom?
– Mamy znakomite ozorki, madame.
– Nie jadam niczego, co ktoś miał już w ustach 🙄
– To co podać, madame?
– Jajko, proszę.
Flaki były tradycyjnie pożywieniem ludzi biednych, „państwo” jadało mięsko, biednym dawano resztę. Flaki są znane nie tylko w Polsce, ale i na amerykańskim południu, Pepegor 😉
Niekoniecznie tak samo przyrządzane, ale są (pod nzawą tripes).
*nazwą
Flaki jada się chyba w całej Europie, słynne są we Francji ( Tripes a la mode de Caen ) Portugalii (dobrada), Włoszech (trippa a la romana, fiorentina etc.), jadłam też po rumuńsku… Również w Niemczech na południu (Saure Kutteln) i Austrii (Flecksuppe).
Jasne ze sie jada, a w Hiszpanii jakos callos. Jak zamowilem to dziewczyna upewniala sie, czy sie nie pomylilem.
To tylko te smutasy z polnocy takie nieokrzesane.
Jedzenie lub niejedzenie czegoś wiąże się głównie z uwarunkowaniami społeczno-kulturowymi. Zwierzę kieruje się instynktem, człowiek – zwierz wszystkożerny – „instynktownie” je to, czego nauczyli go rodzice i otoczenie. Małe dzieci wkładają do ust wszystko (włącznie z kamieniami i ekskrementami) bez obrzydzenia, dopiero otoczenie uczy je wstrętu i emocjonalnego stosunku do pokarmów, zwłaszcza tych, które objęte są tabu typowym dla danego kręgu kulturowego czy religijnego. Dla nas takim tabu są zarodki ptaków, insekty, dla innych – świnie albo w ogóle zwierzęta 🙄 Polak-kawalerzysta nie będzie jadł wiernego rumaka, ale nie spojrzy także łakomym wzrokiem na pięknie umięśnionego psa czy tłustego kota 😉 W niektórych nawet smakowity winniczek nie pobudzi apetytu 🙄
W Europie najmniej ograniczeni przez tabu są Francuzi, a kto najbardziej?
Do wytwórni pasztetów przyjechała kontrola z sanepidu.
Inspektor pyta:
-Czy ten pasztet jest naprawdę z zająca ?
-No prawdę mówiąc,dodajemy jeszcze koninę.
-A w jakich proporcjach ?
-Pół na pół….jeden zając,jeden koń.
Ja polubilam wloskie flaczki . Bez korzennych przypraw, za to z pomidorami i ziemniakami, pychotka.
Buziaki,
Mimo, ze rano ganilem mlody dzien, slonce wcale nie skapi swej twarzy, a po niebie przesuwaja sie bardzo interesujace figury.
Oby tak dalej!
Nemo,
Czy wiesz, ze w Cinach jest przyslowie : nie jedz kota swojego sasiada bo to przynosi nieszczescie. O psach sasiadow nic nie wiem, moze mozna?
Buziaki,
Flaki jada sie także w Meksyku. Menudo rojo – mocno pikantne lub blanco- nieco mniej ostre. Mój Mąż się zajadał, ale to smakosz rozmaitych dziwnych potraw. Jadłam także, ale zdecydowanie wolę nasze flaki doprawione jak należy majerankiem. Do takich „przysmaków” dodałabym jeszcze chicharrones – skórki wieprzowe marynowane, pływające w wielkich słojach (brrr), ewentualnie wysmażone na cieniutkie płaty, przypominające nieco czipsy.
Danuśko, piękna ta Twoja posiadłość, ja właśnie uciekłam z moich krzaków, wystraszona zapowiadanymi burzami 🙂
Temat rzeka!
Jak to goscie dyskretnie unikali barszczyku, chlodnika czy bigosu (po uslyszeniu jak to sie przyrzadza – z uwagi ze to nieswieze).
Flaki lubie i jadlem w Polsce, Wloszech, Korei i kilku innych panstwach. Ale liczba rdzennie polskich znajomych nie bioracych do ust watrobki, ozorka, flaczkow, sledzika itd jest calkiem pokazna.
Na wyjazdach z zasady probuje wszystko z mniejszym lub wiekszym szczesciem.
Najwiekszym wyczynem byly chyba gotowane larwy jedwabnika (podczas produkcji jedwabiu gotuje sie larwy w kokonie i ciagnie jedwabna niteczke i na koniec zjada sie larwy).
Zaliczylem i wiecej nie probowalem.
Natomiast nie zdobylem sie aby probowac pieczone tarantule – chyba w Kambodzy.
Też stare, ale może ktoś nie zna:
znudzony kelner, w bylejakiej knajpie w małym miasteczku, podaje gościom kartę mówiąc
– ale i tak nic nie ma
– a co jest?
– kawior
– a co to jest kawior?
– rybie jajka
– dwa na miekko proszę
W Chinach dosiadł sie do naszego stolika w hotelowej restauracji pan z Południowej Korei. Miał ze sobą plastikowe torebki z różnymi wodorostami. Bez pytania ponakładał nam je na talerze. Trzeba było zjeść żeby pana nie obrazić.
Takie sobie.
Pracuje ze spora gromadka filipinczykow, dla nich psy, kurze embriony, nietoperze inne takie to jak afrodyzjak! Na lunch jak zwykle ryz, czesciej ryba niz mieso, duuuzo jarzyn, owocow a wszystko jedzone widelcem i lyzka . Codzienne jedzonko jest pyszne a ja osobiscie odpuszczam swiateczne nietoperze i te inne.
Buziaki,
Barbaro 🙂
Dla tych,co planują wakacyjne,i nie tylko wędrówki,po Polsce „Wyborcza”
w wersji papierowej rozpoczęła dzisiaj publikację atlasów kulinarnych:
http://wyborcza.pl/1,96902,9942644,Kulinarny_atlas_drogowy_Polski.html
Jest np.szczecińska restauracja „Na kuncu korytarza”wspominana kiedyś
przez Nisię.
W takim razie tez sie dolacze ze swoimi horrorami. W Sudanie znam dwie dziwne potrawy: turkiin (dlugie „i”) oraz marrara. Turkiin to po prostu swiezo zlowiona ryba, w calosci wepchnieta ciasno do naczynia, ktore zakopywane jest w piasek na ok. 3 tygodnie. Robi sie z tego gesta maz czy tez sos. Podobno pyszne, ale sie nie odwazylem sprobowac; choc moze kiedys? Zdaje sie, ze jest to podobne do „garum” ze starozytnego Rzymu, czyli sosu rybnego, ktory po oliwie i winie byl trzecim glownym obiektem handlu transportowanym w amforach. Marrare jadlem kilka razy. Sa to po prostu rozne wenetrzne narzady swiezo zabitego jagniecia jedzone na surowo: watroba, pluca, nerki. Glownie bralem surowa watrobke, ktora maczalem w pikantnym sosie, dopoki sie nie zorientowalem, ze oprocz ostrej papryki sos sklada sie z sokow wewnetrznych tegoz to jagniecia. Ciekawe, ze flako tam nie jadaja, natomiast znajomi z Ghany twierdza, ze u nich flaki sa b. popularne.
Robakow nie jadam bo nie mam ochoty choc byly okazje. Za to ze znajomym profesorem jadalismy wielblada, emu, krokodyla, grzechotnika, kangura, surowe jezowce morskie a ze znajomym wiceministrem to nawet renifera, morskiego wegorza, surowego lucjana czerwonego i smazonego rekina nie wspominajac o kawiorze z latajacej ryby. Probowalismy tez (tzn wiceminister probowal) robale takie biale w Alice Springs co to Aborygeni zajadaja ze smakiem, ja pozostalem przy plackach z nardoo. Najsmaczniejsze konsumowane na zywo to oczywiscie ostrygi, a na Samoa palolo worms czyli takie morskie dzdzownice ale w koncu zrejterowalem 🙂 Kava napoj polinezyski nie majacy nic wspolnego z kawa pilem choc byla wypluwana przez produkujacych ja mieszkancow wioski. Na Polinezji jeszcze jedna rzecz byla pyszna a to palusami rodzaj pudingu kokosowego zawinietego w lisciach taro, owoc drzewa chlebowego i oka czyli surowa ryba w kokosowym mleczku + przyprawy, ogorek i pomidor tez nie byly zle. W Kandzie u miejscowych indian pemmican (glownie tluszcz bizona plus wysuszopne na sloncu mieso i jagodki saskatoon). Popijajac woda z naczynia zrobionego z pecherza tegoz bizona. W Korei nic nie trafilem oryginalnego za to duzo pysznego jedzenia tylko „normalnego”. A do pieprzowki smakowaly kawaly wedzonej i obsypanej papryka sloniny. Nigdy ani przed ani po nie jadlem czystej sloniny i tyle nie wypilem co wtedy z towarzyszami studentami na obozie w NRD (przyjechala grupa z Ukrainy i na powitanie bylo ochlanstwo). Cala szafa wody (przez u)….bryyy.
Popularny w czasie rode tutaj to preryjny kawior czyli baranie jaja ale tez jeszcze sie nie skusilem. Moze za rok bo sie wlasnie rodeo skonczylo. Golebie ktore nam kucharz pokazal jak ladnie guchaja a za godzinke podal na obiad byly smaczne…
No i chyba starczy tych pysznosci ktoresmy z profesorem i wiceministrem podjedli na paru kontynentach 🙂
YYC – pilnuj się znajomego profesora i wiceministra, a przynajmniej głodny nie będziesz.
Parówki zawinięte w boczek i pasek sera królewskiego, potem w pasek ciasta francuskiego i upieczone w piekarniku na złoto, były pyszne. Pyra przeceniła apetyt Dziecka i własny i nakazała kupić po 4 cienkie kiełbaski – ciasta nie brała pod uwagę. W rezultacie zjadłyśmy po dwie (na wcisk) drugą część zużytkujemy na kolację
Pyro a może coś lżejszego,bez włączania pieca w gorący dzień?Ja robiłam dzisiaj sałatkę nicejską w wersji danie podstawowe z bobem. A na deser mus z tegorocznych papierówek „niepryskanych ” a więc trochę robaczywych ,nazbieranych przy okazji pod drzewem.Na musie bita śmietana +maliny.No i wystarczy na letni obiad.
pomidory na oknie sie nam zaczerwienily. Tez bedzie orginalnie. Wlasne z parapetu 🙂
Gostuś – sałatka była wczoraj jako danie podstawowe. Trudno co dzień. Jutro chłodnik jagodowy z zacierkami i kleksami śmietany.
Siedzimy obydwie zmartwione naszym pieskiem i jego przygodą. Nic mu zresztą nie zagraża, ale i tak nam żal. A było tak : w piątek Młoda najpierw mówi :Mama, patrz, jak on dziwnie siwieje” – miał na tylnej łapce, po wewnętrznej, wysoko, blisko pachwiny, jasną plamę ok 2 cm średnicy. Patrzymy uważnie, a to nie siwizna, tylko goła skóra – bez sierści. Wygryzł sobie włoski. Wzięła wychowańca pod dokładne oględziny – tuż powyżej łysinki, jaż na mięśniu pośladka jakieś 2 krosty. W sobotę poszła z nim do przychodni, było dużo ludzi, nie wyglądał na ciężko chorego, pielęgniarka kazała smarować czymś co jest w domu p/uczuleniom, był fenistil, więc był smarowany. Wzoraj wyglądało to gorzej, więc dzisiaj zgłosiła się z psem w przychodni i ściągnęli mu z pachwiny pół strzykawki krwi z ropą – zapalenie po ugryzieniu owada. Leki, zastrzyki antybiotyku i dostał sztywny, plastykowy kołnierz, żeby nie zlizywał i nie wygryzał skóry. Nieszczęśliwy jest bardzo. Nie może pić w kołnierzu, trzeba mu go zdejmować i pilnować głupola, bo jak tylko wychłepcze wodę to już sięga mordką do łapy. Młoda go wychowuje, wygłasza tyrady „Masz wybór – albo kołnierz, albo łapa” jakby głuptas mógł ją zrozumieć. Trzy dni dodatkowej rozrywki.
No i mam dzisiaj diete.
@yyc
Rzeczywiscie ilosc sloniny zaliczonej w Korei przez trzy lata przeszla ilosc skonsumowanego bekonu przez cala reszte zycia. Dalem sie zlapac na Czarna wieprzowine na Jeju Island – zwyczajna, biala slonina. Swinia na zywo ma czarna skore, a ja myslalem ze to jakis sposob przyrzadzenia wieprzka .
@jotka
To jest czego mi brak po powrocie z Korei do Torono, choc mieszkam trzy kroki od Koreatown – wodorosty – swieze, marynowane, piklowane, cienkie jak wloski albo duze jak przescieradla! Takze wszystkich innych morskich stworow. Niektore ruszaja sie na talerzu. Pycha!
ROMek,
jadłam w Islandii harkala, zgniłego rekina, tak na pół roku się wrzuca surowego do piachu, aż „dojdzie”. Przywiozłam pudełeczko zamrożonego, w kawałeczkach, ale tylko parę osób dało się skusić, żeby chociaż spróbować.
Odrzucała ich opowieść o tym, jak to powstaje. Dla mnie nic nadzwyczajnego, surowa ryba, pachnie jak ryba i smakuje jak ryba. Wolę smażoną, ale na bezrybiu i surowa ryba. Zresztą, lubię suszi 😉
Zgniły rekin może rzeczywiście wydawać się odstręczający,ale dlaczego dania z buraczków,jarzyny znanej przecież w różnych częściach Europy,wzbudzają na jej zachodnich i południowych
rubieżach sporą konsternację(że już nie wspomnę o mieszkańcach innych kontynentów).Francuzi kupują już ugotowane buraki,by przyrządzić z nich popularną sałatkę:buraki,ziemniaki,jajka na twardo i anchois okraszone winegretem.Natomiast barszcz i ćwikła ich zadziwia,w końcu przełamują pierwsze lody i jedzą te dania w zasadzie dosyć chętnie,chociaż różnie to bywa.
Od pewnego czasu panuje nad Loarą moda na werynki-musy na słono lub słodko robione na bazie różnych warzyw,czy owoców podawane w szklankach lub szklaneczkach.Mus z buraczków i np.koziego sera to bardzo efektowne połączenie,a kolor jaki piękny:
http://www.google.fr/search?hl=pl&biw=1280&bih=685&tbm=isch&sa=1&q=verrine+de+bettraves&oq=verrine+de+bettraves&aq=f&aqi=&aql=&gs_sm=e&gs_upl=187085l189594l0l190585l13l13l0l12l12l0l138l138l0.1l1z
I cóż z tego?Werynki z buraków ładnie wyglądają,ale entuzjazmu na francuskich podniebieniach najczęściej jednak nie wywołują.
Danuśko…
i co im zrobisz? Nic, Pani, nie zrobisz 😉
Niech każdy „se” je, co chce!
Ja mam okrutną ochotę na śledzika marynowanego, rolmopsika takiego, a tu do sklepu daleko, a na dworze sauna.
Trudno. Serek 🙄
Buraki odstręczają niektórych swoim smakiem (ziemno-mydlanym ze względu na dużą zawartość kwasu szczawiowego) albo potencjałem plamiącym 🙄
W menu restauracji AleGloria znajduje się „burak faszerowany własny” 😯
Najlepsze są młodziutkie buraczki z botwinką w chłodniku. Takie buraczki mam w ogrodzie, ale klimat nie sprzyja chłodnikom. Na dworze leje, w wyższych partiach gór pada śnieg…
Moja przyjaciółka z francuskiej części CH jest fanką tych szklaneczek 😉
Danusko, mnie kiedys znajomy powiedzial, ze nie lubi zbyt „krwistego” koloru barszczu. Jada jednak zawsze krwiste steki 🙂 Tatara nie ruszy. Flaki mu smakowaly jak sie przekonal ze nie leca watrobka bo tej nie cierpi. Inne polskosci zjada chetnie. pierogi jak dobre to pochlanial. Z Chilijczykami zesmy sie kiedys umowili, ze oni zrobia te ichnie empanadys etc a my pierogi i byla niezla imprezka. Razem popsioczylismy na Alliende i wypili pisco sour zdrowie Pinocheta 🙂
Udany byl wieczor z potomkami Inkow.
Nemo-fanką może jeszcze nie jestem,ale rok temu nabyłam takie szklaneczki-beczułeczki,by werynki w nich serwować.
I już serwowałam,wprawdzie nie mus z buraczków,ale z awokado oraz z pomidorów,a także z tuńczyka.Gościom smakowało 🙂
Dobre przystawki na upały-lekkie i zimne !
A propos bigosu i kiszonych ogórków i piorunującego wrażenia na cudzoziemcach, to znam przypadki również ich piorunującego działania 🙄 Oraz przypadek masowego „zatrucia” (Polakom nic nie było, choć jedli to samo) zagranicznych gości żurkiem w karczmie „Rzym”. Nasza własna flora bakteryjna chyba też musi „lubić” lub choćby znosić obce potrawy i przyprawy, z którymi eksperymentujemy w podróżach 😉
yyc-z tym przerażeniem w oczach na widok koloru barszczu też się spotkałam.To była impreza,w której uczestniczyli Algierczycy,
Przestałam też podawać Francuzom czerwoną kapustę,też im nie leży 🙁
Jeśli zjadają,to raczej z grzeczności.
Co by to bylo gdyby im tak czernine zaserwowac 🙂
Grzybki marynowane tutaj nie do podania miejscowym.
We wrzesniu mamy miejscowych w Kraju wiec bedzie mozna poeksperymentowac 🙂
Zakaska tatar z kieliszkiem schlodzonej wodeczki
Zupa flaki z kieliszkiem schodzonej wodeczki
Golonka z wody grochem puree, mizeria i butelka schlodzonej wodeczki
Kompot z suszu, kieliszek wisniowki
Mysle, ze beda zadowoleni i beda mieli co opowiadac po powrocie. Nastepny dzien zaczniemy od zimnych nozek….. 🙂
@yyc
Albo dutki czyli plucka w smietanie? Albo krowie wymie? (jadlem).
Cynaderek tez unika wiele osob bez wzgledu na pochodzenie.
Tatar idzie bardzo dobrze, choc ma dwa potencjalnie smiercionosne czynniki:
wsciekla wolowine i zoltko z salmonella.
Ale mrozona wodeczka czyni cuda.
PS W Stanach i w Kanadzie nie wolno sprzedawac Zubrowki (oryginalnej) bo zawiera kumaryne.
Wygląda na to,że nasz wieczorny toast należy czym prędzej wznieść zimną wódeczką,a potem tylko czekać na cud 😉
Póki co przy tych upałach na stole zimne piwo.
Za wakacjujących,żeglujących oraz dzielnie pracujących!
Za zdrowie Radka-niech zdrowieje.Piksel go serdecznie pozdrawia,też niedawno brał antybiotyki,ale już jest wszystko ok !
Danuska, swiezo wycisniete slodkie pomarancze. Szklaneczka, cztery kostki lodu i 50tka wodeczki. Wszystko zmieszac. Na upal nic lepszego 🙂
Pietrek, ja tez chcialbym zjesc a przysmaki jak cynaderki, plucka czy ozorki mi nie przechodza 🙂 Wystarczy, ze jem mozdzek, tuk i watrobke.
Witam.
Na upał najlepsza to tylko lód, stary przepis; wkładamy kostkę lodu do szklanki i zalewamy spirytusem, czekamy aż kostka zmieni objętość do połowy i róbcie z tym co chcecie.
Przepraszam, że przepraszam, ale „Żubrówkę” w Kanadzie i owszem, można nabyć za pomocą kupna w sklepach monopolowych. Nie rozumiem pojęcia „oryginalna”, bo w tutejszych sklepach bywa tylko oryginalna – „product of Polmos, Poland”. Innej nie ma.
Z Polski znajomi mi zawsze przywożą rzeczoną, ja sama też. Nikt nigdy mi tego nie zanegował na lotnisku, chociaż oglądali, co wwożę. W przepisach – co wolno a co nie, też chyba nie ma zakazu, zauważyłabym. Kumarynę pies drapał, żubrówka zawiera żdźbło trawy z wiadomych rejonów, na pewno z tym nie przesadzają, a gdyby nawet…to co 😉
Podobno wszystko jest trujące i smiertelnie niebezpieczne, a najbardziej śmiertelne jest życie 😉
Zdrowie, Danuśka,
właśnie sobie nalałam Teacher’s Scotch, godzina 15:00, trochę się już napracowałam dzisiaj i należy mi się w tym upale chwila odpoczynku i łyk dobrego trunku.
Akurat to nie mój ulubiony trunek, ale wino wyszło 🙁
najlepsza, to kostka lodowa
yurek,
w moim kraju spirytusu nie ma w sklepach, więc mam problem z głowy 😉
Ale na takie upały jak przez ostatnie parę dni – cokolwiek z lodem polecam.
Najlepsze flaczki, to bułgarska „szkembe czorba” Flaczki jagnięce gotowane w mleku z czuszką (ostra papryczka) Podawane z olejem i ogromną iloscia czosnku. Pycha!
Jeszczem na oceanie. Noce z pełnym ksieżycem za rufą są nie do zapomnienia…
Buraczki lubię właściwie tylko na gorąco z chrzanem i jeszcze ćwikłę. Zimne sałatki u kogoś zjem, bo trujące nie są, ale bez entuzjazmu. Barszcze wszelakie zjadam chętnie, może z wyjątkiem tych, do których niewprawna kucharka hojnie octu dolała. W odróżnieniu od większości blogowiczów naszych mam niewielki kontakt z cudzoziemcami. Pamiętam tylko tego wietnamskiego, młodego inżyniera, który praktyki odbywał u mojego Jarka i bywał zapraszany do nas na obiady często. Biedny WU skarżył się, że i jadło i kobiety w Polsce są bez smaku, ognia i temperamentu
Cichal,
Ty mi lepiej nie mów o tych nocach i zachodach na rufie 🙄
Nawet na Morzu Północnym jest cudnie…
Cichal – jak długo jeszcze będziesz się kołysał i księżyc podziwiał? Czas wrócić do nas wreszcie.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7199.JPG
Pięknie. Pozdrowienia dla Nisi.
http://kamil123.u.re.pl/blog/czytaj/23986.html
Każdy ma coś w sobie.
Dzisiaj temat przewodni trwa, my tu stale jeszcze o potrawach, a o flaczkach zwłaszcza. A może by co poglądać? Krótki spacer po małym placyku: https://picasaweb.google.com/pegorek/Kirchplatz?authkey=Gv1sRgCNenlJrHiJ6kgQE#
Pepe – domki śliczne. Czytam nazwę „plac kościelny”. Trochę trwało, zanim znalazłam kościół, Widzę, że renowacje trwają. Myślę, że mycie tych szybek 10 cm to wyższa szkoła cierpliwości – chyba ksiądz za pokutę zadaje.
Pepe – bywasz w tych domach? Czy urządzenia wewnętrzne, instalacje itd dają się bez problemów uwspółcześniać?
Dzień dobry,
Bardzo gorąco tutaj, ale spirytusu z lodem bym nie tknął.
Na dziesiejszy wieczór kupiłem sobie czerwony vermouth Martini&Rossi – będzie z lodem i sokiem jabłkowym. Spróbujcie, polecam.
Już tutaj nieraz wspominałem o moich uprzedzenieniach do wielu potraw, kaczuszek z kaczej aborcji w skorupkach za nic bym nie skosztował. Za nic!
Różnych naszych rodzimych wynalazków typu cynaderki, móżdżki, jęzorki itp. również do ust nie biorę. Mimo to uważam, że jadłospis mam wystarczający by żyć.
Wczoraj na kolację były nóżki kurczaka w/g przepisu Nowego – świeże, przyprawione ziołami i ostrą papryką nóżki zapiekane z grzybkami, młodymi ziemniakami i cebulką. Ziemniaki posypane „Przyprawą do potraw z ziemniaków” przywiezioną z Polski. Dla mnie bardzo dobre. Palce lizać!
https://picasaweb.google.com/takrzy/KurczakZGrzybami#slideshow/5631077901734359746
Alicjo, pepegor – piękne. Jeśli macie więcej to nie krępujcie się wrzucać.
Nowy – ta przyprawa jest bardzo dobra (najlepiej małe ziemniaki skropić olejem, posypać prayzprawą, zostawić na godzinę pod przykryciem. Równie dobra jest „marynata staropolska” trzeba do niej tylko jeszcze ze dwa ząbki czosnku posiekane albo przez praskę przeciśnięte i szczyptę majeranku dołożyć.
YYC wspominal o grzybach. Kilka lat temu zostalam zaproszona na piekna farme z lasem, konikami i stawami. Pomaszerowalam w gaj i przynioslam pelna bluzke kozakow i prawdziwkow, co tu duzo mowic „zmajstrowalam’ na lunch – grzybki z cebulka w smietanie, do tego ziemnaczki i………….
nikt z kanadyjczykow sie tego nie czepil bo to trujace. Przestalam tych roznych sztuk bo szkoda zdrowia i pieniedzy, a sos zabralam do mojej wsi i rodzinka byla uradowana.
Buziaki,
Pyro, dzięki – ja wczoraj właśnie o czosnku zapomniałem, ale i tak było baaardzo dobre, nawet chyba nie powstydziłbym się poczęstować kogoś z Blogu z Gospodarzem na czele, gdyby była taka możliwość.
Marynaty sptaropolskiej nie znam, ale poznam. Dzięki.
Podziwialiśmy przepiękny zachód słońca siedząc na tarsie. Przy okazji ubawiliśmy się polowaniem naszych kotów na owady. Ruchy jak w balecie. A potem spacer z psem między pachnącymi polami i łąkami. Wspaniałe zapachy, cykady, ptaki. Trwaj chwilo … 😆
W tym upale żaden alkohol mi nie pasuje. Ciekawe, bo na wyjazdach nie mam z tym problemów 🙄
Danuśka,
zachwycajace te musy 🙂
pepegor,
aż Ci zazdroszczę kontaktu z takim pięknem
Pietrek,
te wodorosty były suszone. Słyszałam, że wodorosty to pokarm najbardziej zasobny w minerały
Pyra,
posmyraj Radka po brzuszku. Nasza Sunia też niedomaga, ale to już chyba starość 🙁
Dobrej nocy 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3014.JPG
A ja dzisiaj kulinarne wakacje zaserwowalam sobie.Po wczorajszej restauracyjnej wyzerce z okazji chrzcin rodzinnego potomka. Ugotowalam rano ryz z szafranem. Bedzie na kolacje + salata z dodatkami bez dressingu. Ryz potraktowalam tez soya souce do tego chardoney z licznymi kostkami lodu. Moze to profanacja, ale na dzisiaj, nie ma wyjscia. Alicja i Nowy widza co pisze…Zar z nieba!!!
Nowy, ale te Twoje kartofelki wygladaja smakowice nie baczac na goraczke.
„wiedza co pisze” mialo byc
Żal d… ściska jak się patrzy na to, co Alicja ma do zaproponowania, a wnętrza mieszkań Pyro? Większość mam na serwerze w pracy, ale tu przykład kuchni w 18 wiecznym młynie wodnym.
https://picasaweb.google.com/pegorek/KueFe?authkey=Gv1sRgCOOu_amP2rLvsgE#
Jeśli chodzi o łazienkę, to gospodyni przymrużyła oko tłumacząc, że u niej tam wchodzą przeważnie małe dziewczynki, więc pod ten gust. Pani prowadzi w pomieszczeniach młyńskich szkołe muzyczną dla dzieci.
Mam to szczescie, ze wiekszosc moich tubylczych znajomych jest obyta w swiecie i oni lubia sprobowac co nowego. W zime nawet prosza o bigos! Tylko jeden znajomy Belg raz nie tknal kaszy (byly zrazy zawijane), a gosc z Sudanu nie zjadl tatara (choc u siebie zjada surowa marare).
Alicjo, na wszystkich zdjeciach morze pogodne i romantyczne, to moze dlatego tak Ci sie podobalo? Pewnie wrazenia sa inne gdy sztorm i burza huczy wokolo.
Ja co prawda nie jestem na morzu, ale i tak burza mi właśnie huczy dookoła 😀
ROMek,
kładło nas na burtę dwa dni…przemknęliśmy się między burzami, ale jak widać, bujało nieźle 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7249.JPG
A to zrobiłam łosobiście, jak wlazłam na to, na co wlazłam. Też bujało lekutko…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7316.JPG
ROMek,
Mierząc obycie w świecie miarką próbowania dziwnych potraw jestem tak daleko w tyle, że do końca życia z pewnością tego nie nadrobię. Trudno, pozostanę nieobyty 🙁 i nigdy nie będę tego jadł
https://picasaweb.google.com/takrzy/ZabyIInne?authkey=Gv1sRgCKnpsrWs1sbLzQE#slideshow/5631229526195704418
Natomiast Twoja znajomość świata jest dla mnie imponująca, byłeś w wielu krajach, które są na mojej liście marzeń.
Miodzio, dzięki.
Mam wielu miedzynarodowych znajomych, ale to nie znaczy, ze bylem w wielu krajach. Tak naprawde to znam wzglednie dobrze tylko Bliski Wschod i Europe (no i oczywiscie Kanade i USA). zab, takich jak na zdjeciach, tez bym nie tknal, a nawet te francuskie sprobowalem tylko raz w zyciu. Z drugiej strony dla wielu ludzi w Polsce ostrygi czy slimaki to swinstwo, ktorego by nie tkneli, a mysle ze wiekszosc blogowiczow bardzo je lubi. Ja w kazdym razie juz od 20 lat kupuje pudlo ostryg (ok.75-80 sztuk) na Boze Narodzenie.
Bliski Wschód bardzo chciałbym zobaczyć.
Alicjo, 2:03
Podziwiam, czy Jerzor też to widział?
Tutaj wczoraj przeszła ulewna, groźna burza, ale zaraz po niej wszystko się uspokoiło. Przystanąłem na chwilę.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Labedzie#slideshow/5630888141421632466
W domu puściłem sobie Czajkowskiego.
Dobranoc 🙂
Skonczyłam liczyć barany na dzien dzisiejszy, czyli wczorajszy. Rano z urobkiem jade do Agencji, może coś popchnę,
Zgage uprasza się o trzymanie. Ala w piątek o dziewiątej wjeżdża w szranki (szranki to takie niskie, zwyczajowo białe, ogrodzenie czworoboku) i jak dobrze pójdzie to będą się z Palomą popisywac do niedzieli. W tym roku nieco bliżej, bo w Starej Miłosnej. Jadę na trzy dni.
Wyruszam przez Haneczkę 🙂 w czwartek.
A teraz gaszę, bo świta.
Bra!
Witam Blogowisko serdecznie, choć deszczowo. 😀
Prawie przez 3 tygodnie siedziałam w „krzakach” bez „kabelka” a nawet bez komputera, jakoś to przeżyłam, choć pod koniec pobytu już było ciężko. 😉
Od wczorajszego popołudnia (do ciemnej nocki) czytałam wpisy. 😀
Alicjo, szczerze podziwiam ! Szczególnie wspinaczki – jesteś niesamowita. 😀
Gratulacje dla wszystkich blogowych maturzysto-studentów. 😀
Danuśko, piękne są Wasze włości.
Pepegorze, przy takim ryneczku chciałabym mieszkać. Swoją drogą, im jestem starsza, tym bardziej podobają mi się małe miasteczka.
Nowy, z Twojego zdjęciowego menu wybieram tylko kurczaka z grzybami. 😉 Łabędzie – jednak bezsprzecznie mają w sobie królewską dostojność.
Żabo, wygląda na to, że wróciłam w samą porę – piątkowe „tsimanie” już odnotowane. 😆
Pyreńko, za Radka już od ciemnej nocy „tsimam”. 😀
Miłego i ciepłego (nie gorącego) dnia życzę i idę dalej „ogarniać” stajnię Augiasza. Ciekawe, kto tu przez tych 20 dni z okładem, narobił takiego bałaganu, czyżby krasnoludki ? 😉 😀
Zubrówka in the United States
? Because bison gra-ss contains the toxic compound coumarin, which is prohibited as a food additive by the Food and Drug Administration, importing of Zubrówka into the United States was banned in 1978 by the Bureau of Alcohol, Tobacco and Firearms. When produced according to traditional methods (between one and two kilograms of gra-ss per thousand litres of alcohol), Zubrówka contains approximately 12 milligrams of coumarin per litre. In 1999, distilleries that were not connected with the Polish brand introduced lower quality reformulated versions of the product, sometimes using artificial flavors and colors, with the emblematic blade of gra-ss in every bottle but „neutralised” so as to be coumarin-free. In 2011 the American licensee of the Polish company worked with Rémy Cointreau to introduce a new American formulation, which they called „Zu”. (Zaczerpniete z Wikipedii).
http://www.zubrowka.com/pressroom/com/files/articles/Polmos_shortens_Zubrowka_for_US.pdf
Innymi slowy Zubrówka na eksport do Ameryki Pln wyglada tak samo, smakuje tak samo, pachnie tak samo ale oryginalnej trawki w niej ma. Chemia czyni cuda (w tym i wielu innych przypadkach). Mozna tez dostac Biala Zubrówke i tu i w Warszawie!
Wiele wodek jest modyfikowanych do importu do USA i Kanady. Wszystkie nieomal giny maja 40 %, podczas gdy oryginaly maja 45%, 48% etc. Wodka w Ontario ma miec 40% i juz.
PS Tez przywoze Zubrowke z Warszawy i wcale sie tym celnikom w Kanadzie nie chwale.
PS2 znowu sa klopoty z umieszczeniem wpisu; stad opoznienie 🙁
PS3 Zamieszczam teraz, zeby sprawdzic czy winna jest blada d-u-…. czyli gra-ss