Półtora kilograma szczęścia
Kuba (na czarno) i Maciek prezentują trofeum
Tyle ważył szczupak wyciągnięty z Narwi przez dwóch młodych wędkarzy. Jeden jest studentem drugiego roku Politechniki a drugi właśnie zdobył indeks na Wydziale Historii UW. I prawdę powiedziawszy wyglądało na to, że głośniejsze objawy radości wywołała piękna ryba niż lista studentów Uniwersytetu. Bo też ze szczupakiem zanim znalazł się na dnie łódki trzeba było ostro się zmagać. A konkurs matur był całkowicie niewidoczny. W dodatku trwał wystarczająco długo, by emocje osłabły. Tylko końcówka tego wyścigu była nieco kłopotliwa ponieważ serwer uczelni zatykał się co chwilę i trzeba było często klikać myszą ponownie, by wreszcie przeczytać to, co i tak wydawało się oczywiste.
Nie obeszło się jednak bez uroczystego obiadu. Tu daniem głównym był oczywiście szczupak. Oskrobany i wypatroszony przez wędkarzy. Nafaszerowany (lecz bez przesady) ziołami rosnącymi w ogrodzie i upieczony w całości. Do ryby ostatnia butelka gruner veltlinera z ubiegłorocznej podróży na południe Europy.
Pierwsze kurki i ostatnie truskawki (poziomki na dodatek)
Drugim rarytasem były świeżo zebrane kurki. Całkiem spora porcja tych wspaniałych grzybów, które coraz obficiej wyłażą z piaszczystej ziemi na skraju najbliższych zagajników. Zrobiłem je najprościej jak można czyli na modłę francuską. Kurki oczyszczone z igliwia i piasku (choć zawsze znajdzie się maleńki kamyczek, który zazgrzyta w zębach i fragment sosnowej igły dodającej daniu leśnego aromatu) rzucone na rozgrzana dobrą oliwę z lekko zarumienionym już czosnkiem i trzymane na ogniu krótko, by tylko lekko je podsmażyć. Kurki bowiem im dłużej trzymane na patelni, tym bardziej stają się twarde lub „gumowe”. W ostatniej fazie grzybki posypuję drobno posiekaną natką pietruszki. I to wszystko.
Na koniec wiadomość dla grzybiarzy: na targu pojawiły się pierwsze podgrzybki. Wiaderko pełne pięknych okazów (ważące chyba ze dwa kilogramy) kosztowało 35 złotych. Nie kupiłem, bo liczę na własne. Pewnie wkrótce też się ukażą i pozwolą zebrać.
Komentarze
Dzień dobry.
Dla mnie najprostsze kurki są na maśle z połowką cebulki, popieprzone dość obficie, posolone i potraktowane szczyptą majeranku. Na wydaniu zielona pietruszka ale niewiele. I smażone krótko – do wygotowania soku, jaki wydały na patelni – wtedy dostają jeszcze porcyjkę masła. Zresztą kurki to ja mogę w każdej postaci z najwyższą przyjemnością. Tu podpowiadam, że jednym z najlepszych obiadów wegetariańskich pory letniej jest zupa ze świeżych kurek (dużo majeranku, dużo pieprzu, pojemnik kremówki i 1,5-2 łyżki soku cytrynowego. Do tego małe młode ziemniaczki z masłem, pietruszką i koperkiem.
Dzień dobry,
Od rana takie smakołyki 🙂 Sprawdzę jutro na targu, czy kurki są w sprzedaży a póki co, może bedziecie mieć ochotę popatrzeć na inny sposób podania kurek, marynowanych, z jajkiem. Mlody szef przygotowuje marynadę z białego wina z dodatkiem białego octu balsamicznego, aromatów i cukru, doprowadzonego do wrzenia. Oczyszczone kurki umieszczone w słoiku zalane są tą gorącą marynadą i po zamknięciu słoika pozostawione do ostygnięcia w ciągu co najmniej 6 godzin. Można je podać jak tutaj z jajkiem lub z wędliną.
http://youtu.be/MiOFNTxj3Yg
Życzę miłego dnia.
Wędkarz z nad Buga śle wędkarskie pozdrowienia wędkarzowi z nad Narwi
i gratuluje taaakiej ryby 🙂
U nas wszystkie szczupaki nadal w rzece,bliskiego spotkania z haczykiem
jeszcze w tym sezonie nie odnotowaliśmy 🙁
Zamiast oglądać defilady i pokazy sztucznych ogni nasz spolonizowany
Francuz ciosał wczoraj ławeczki,by było jak przysiąść przy wiejskim ognisku.
Owe stolarskie dokonania obejrzę,chyba dopiero jutro.
Alain bardzo wzruszony Waszymi życzeniami przekazuje wszystkim blogowiczom grand merci !
Podczas wczorajszego pięknego,aczkolwiek deszczowego wieczoru też wyrosły
nam na talerzu kurki,od razu w śmietanie i z knedlem bawarskim
http://www.adlerrestauracja.pl/menu.html
Na widelcu znalazły się też pierogi ze szpinakiem i cielęciną,przykryte czule pachnącą,rumianą kordełką z cebuli.Nawet rzekłabym pierzynką.
Tylko wątróbka cielęca jakoś kucharzowi nie wyszła.Twardawo-gorzkawa
była i rozczarowała nasze towarzystwo.Wychodziłyśmy do domu
w strugach deszczu,a bohaterka wieczoru o mały włos nie zostawiła przy stoliku swego prezentu.Kelnerka dogoniła nas przytomnie na ulicy i przypomniała o zgubie.Tak to jest z babami,które zaoferowane swoją paplaniną zapominają o całym świecie!
Spotkanie kurkowe z Gospodarzami przewidziane w niedzielę.
Goście z nad Narwi przybywają na nasze nadbużańskie łaki 🙂
Moje dzieci planowały pozostanie w Gdańsku do niedzieli; zostaną do wtorku (jak dobrze pójdzie). Oni będą zwiedzali Gdańsk per pedes apostolarum, a ich stareńki samochód będzie rewitalizowany w serwisie. Na trasie grat jedzie, w korku miejskim, przy niskich obrotach zdycha. Zanim z hotelu dojechali do serwisu, stanął 4 razy. Mieli wymienić go w czerwcu – Matros powiedział, że jeszcze wakacje wytrzyma. Nie wytrzymał. Pytanie, czy w ogóle przyjmą go do naprawy. Ryba dzwoniła z parkingu, gdzie oczekiwała na ślubnego męża.
Alino,
jakich aromatów używa kucharz do marynaty?
Pyro, z opóźnieniem ale serdecznie dziękuję za wczorajsze francuskie życzenia.
Szczupak w sam raz na polmisek.
Wypada mlodziencom pogratulowac ze wszechmiar.
W tym tygodniu obserwowalismy z Laura takiego aby na lokiec. Woda czysta, bliziutko brzegu, piaszczyste dno i roslinki. Wszystko jak na dloni. Widac bylo jak sie ustawia do malenkich plotek i szykuje do uderzenia. Nie, nie mialbym juz sumienia podetknac mu przynete z haczykiem, jak to uwielbialem w chlopiecych latach.
Nie juz na ryby, a na grzyby najwyzej. Chodzilismy w tej sprawie po lesie, ale kurek nie bylo, a tylko garstka maslaczkow. Poszly razem z cebula do jajecznicy.
Za chwile zaczyna sie weekend.
Dobrego wypoczynku.
Już po obiedzie. Radzio jadł {!} pstrąga razem ze mną. Słowo daję – starannie obrane kawałki zjadał z ręki i prosił o więcej. Za sałatę i pomidora podziękował. Pies mi się cywilizuje i tylko patrzeć, jak szczeknie „A deser?”
Dzień Dobry Szampaństwu.
Gratulacje dla wędkarzy, taaaaaaka ryba 🙂
Kurki pod każdą postacią i na każdy sposób. Ubolewam, bo las (lasek właściwie), w którym pojawiały sie różne grzyby, został zdewastowany przez młodzież żądną napitków i różnych innych używek. Przytargali do lasku kanapkę, jakieś materace, rozłożyli to wszystko pod drzewami i stworzyli tak zwaną „metę”. Grzyby tego nie przełknęły i wyniosły się.
Grzybobranie planuję na Pomorzy, wczesnym wrześniem. Nie wyzbierajcie wszystkiego!
*Pomorzu, miało być…
Nie pamiętam, czy już o tym wspominałam, ale najwyżej się powtórzę.
Otóż udałyśmy się z Moniką do Warpna Nowego na rosół z leszcza – i pierożki do tego.
Wykombinowałam, że to się robi mniej więcej tak – gotuje się leszcza, jak kurczaka na rosół.
Potem klaruje się rosół, a z mięsa leszcza przyrządza się farsz do pierogów. Żaden wielce wymyślny, wydaje mi się, że spartański, z dyżurnymi.
Na talerzu wyglądało to tak.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6942.JPG
Wydaje mi się, że ten sposób można zastosować do każdej ryby. W Warpnie podają właśnie dopiero co złowioną…MNIAMMMM!
http://www.youtube.com/watch?v=oR5G7cy1qmg&feature=related
Witam.
Tu mieszkam.
http://www.vevo.com/watch/bruce-springsteen/streets-of-philadelphia/USSM20100468?recSrc=artA&source=watch
Zebrało mi się na wspominki .
Mewy, białe mewy, wiatrem rzeźbione z pian,
Skrzydlate, białe muzy okrętów odchodzących w dal.
Kto wam szybować każe za horyzontu kres,
W bezmierne oceany, przez sztormów święty gniew?
Żeglarzom wracającym z morza
Na pamięć przywodzicie dom,
Rozbitkom wasze skrzydła niosą
Nadzieję na zbawienny ląd.
Nadzieję na zbawienny….
Ptaki zapamiętane jeszcze z dziecięcych lat,
Drapieżnie spadające ze skał na szary Skagerrak.
Wiatr czesał w grzywy morze, po falach skacząc lekko biegł.
Pamiętam tamte mewy, przestworzy słonych zew.
Żeglarzom wracającym z morza …
http://www.youtube.com/watch?v=ghgPA1pLD-Y&feature=related
yurek,
ja to na okrągło prawie słucham 😉
A to rzadziej, bo trochę boli.
http://www.youtube.com/watch?v=1vWnc-ALSGo
🙂
Kulinarnie…ale nie dla tych jak w zegarku chodzącym, bo może zaszkodzić i trybiki połamać. Plasterek cytryny i ja.
http://www.youtube.com/watch?v=7tfDXH_oF8Y&feature=related
o jej, o jejku, takie rzeczy wyprawiaja ze szczupakiem 😯
nigdy by mi takakie traktowanie szczupaka nie przyszlo do glowy, a na dodatek potraktowany z glowa. w takim razie robie ladne oczka 🙄 do szczupaka.
jak swiat swiatem i od kiedy pamietam faszerowalismy szczupaka za kazdym razem kiszona kapusta i grzybami ( najczesciej suszonymi ) oraz pokrojona w kostke golonka. wypchany szczupak do nieszczupaczych rozmiarow, to bardzo elastyczne mieso a i skora tez jest latwa do naciaganie. takie cudo wiazalismy sznurkiem do snopowiazalek i na piec dni wieszalismy w przeciagu. jesli w tym czasie nadazyla sie pelnia ksiezyca okres peklowania ulegal skroceniu o 24h. tak zabalsamowa rybe wkladam do gotujacej sie maslanki na okres siedmiu minut. po tej kapieli zawijam sz…ka w liscie rabarbaru i zawiazuje dorodnym metrowym koperkiem. robie znak krzyza pastisem i czekam przy kolejnych szklaneczkach cieplego pastisu zmieszanego z lodowata woda az sz..ak ostygnie i calosc bedzie tworzyla zwarta galarete. juz mnie trzesie na sama mysl o galarecie. wleje dwie porcje pastisu i jedna wody, wprawdzie to nie dla ochlody ale trzepac mna moze przestanie 😥
Nauczymy się chyba na pamięć tego plasterka cytryny i zaśpiewamy wieczorem 🙂
Słuchamy dalej?
http://youtu.be/jxD8TlH_5Pc
Alina… 🙂
Byłam na koncercie w Myśliborzu, mam ich wszystkie płyty i słucham na okrągło.
A plasterek cytryny obowiązkowo!
Andrzej i Dominika są doskonali…i pomyśleć, że ja dopiero się teraz o nich dowiedziałam 😯
http://www.youtube.com/watch?v=JOp0n8m4HD0&feature=related
😉
Jeśli lubicie Dr House
http://youtu.be/n3xwd5739hU
Ja mam dzisiaj dzień książkowy (wina – zasługa Haneczki) i jutro sprawozdam co czytałam, o czym czytałam i czego się nauczyłam o ludzkiej kondycji. W kuchni dzień rybny – na obiad opisywane pstrągi, na kolację wędzona, świeżutka makrela, a do wszystkiego pomidory i ogórki. Mam jeszcze konfiturę wiśniową do wpakowania w słoiki , ale nie jestem z niej zadowolona. Sok zupełnie nie galaretuje. Wyśmażyłam już tak, że niemal zaczyna karmelizować, a nie wiąże zupełnie.
Historycznemu wędkarzowi życzę szczęścia – w tonach, kilogramach, funtach 🙂
Da di da di da, da di dam
Pyro dodaj żelatyny wiśnie tak mają.
Jurku – nie dodam żelatyny, bo ja konfiturę używam przede wszystkim do ciast i nie chcę mieć gumy arabskiej w ciasteczkach. Smaże wiśnie 50 lat i dopiero po raz drugi mam taki przypadek. Włożę w słój jako wiśnie do herbaty. Owoce bardzo dobre.
http://www.youtube.com/watch?v=VvrwkNzBz2Q&feature=player_popout
Żelatyna żelatyną, tu się pracowało!!!
Lecę do kuchni, zdaje się, że ta pora :roll:.
http://alicja.homelinux.com/news/8100d572e8.jpg
Pyro, tegoroczne tak mają, pogoda nie sprzyjająca była, wesprzyj się pomocą, co ci szkodzi. Albo rób jak chcesz.
Dobry wieczór Blogu!
Yurek,
żelatyna raczej nie służy do zagęszczania konfitur. Do żelowania przetworów owocowych używa się pektyn zawartych w przetwarzanych owocach lub uzyskanych z cytrusów lub jabłek. Poza tym żelowaniu sprzyja też kwas zawarty naturalnie w owocach lub dodany osobno – sok z cytryny lub kwasek cytrynowy.
Owoce bogate w pektynę
– jeżeli nie są przejrzałe, posiadają odpowiednią ilość pektyny i kwasu aby uformować żel tylko przy dodatku cukru:
* czarne porzeczki
* czerwone porzeczki
* agrest
* żurawina
* śliwki
* mirabelki
* kwaśne jabłka
* pigwa
* rajskie jabłka
* cytryny
* skórki z owoców cytrusowych (zawierają więcej pektyny niż sam owoc)
Owoce średnio bogate w pektynę
– mogą potrzebować dodatku pektyny lub kwasu:
* morele
* maliny
* jeżyny
* borówka amerykańska wczesna
* niedojrzałe renklody
* dojrzałe jabłka
* pomarańcze
Owoce ubogie w pektynę
– zawsze potrzebują dodatku kwasu, pektyny lub obydwu składników:
* wiśnie
* czereśnie
* gruszki
* truskawki
* borówka amerykańska późna
* rabarbar
* bez dziki
* figi
* guawy
* granaty
Nie widziałam nigdy konfitur z wiśni zgalaretowaciałych w sposób naturalny.
Alicjo,
widzę, że Ty jeszcze duchem jesteś na żaglowcu. Moje uznanie za to zdjęcie wykonane z wysokości. Zastanawiałam się, czy mając taką możliwość też bym się wspięła tak wysoko. Widok z góry jest kuszący.
YYC,
ja też czytałam ten felieton pani Ges sler, bo o tej restauracji była chyba mowa na naszym blogu. Irytujaca jest ta emfaza autorki i dlatego kolejny felieton o porach darowałam sobie.
Co do wiśni, to ciekawe dlaczego są takie problemy z galaretowaniem soku. Tegoroczne wiśnie są , moim zdaniem, wyjatkowo słodkie, mimo że pogoda jest taka sobie. Jem je z wielką przyjemnością i wolę od czereśni.
Jutro w planie polędwiczki w sosie śliwkowym, wypróbowane już przez wiele osób. Przepis Gospodarza odnaleziony i zapisany. Wydeje się bardzo prosty.
Gessler można spokojnie pisać łącznie, ta pani nie jest jeszcze wyklęta 😉
Nemo – jest wyklęta. Przeze mnie.
Pyro,
Twoja moc sprawcza nie sięga jednak WordPressu (jeszcze 😎 ) 😉
Rzeczywiście.
W tym roku mam spokój z przetworami, bo jeszcze są ubiegłoroczne zapasy – dżem z aronii, konfitury wiśniowe, powidła, grzybki marynowane i cos tam jeszcze. Moje krzaczki owocowe w ogródku są jeszcze bardzo młode, ale nawet gdy owoców będzie więcej, to na przetwory bedzie ich za mało. Ale brakuje mi tych pięknych zapachów przy robieniu dżemów.
Nemo – czarownice z wiekiem nabierają mocy. (mrużę kaprawe oczko)
Co jakiś czas spotykam tu przekonanie, że WordPress nie akceptuje „ss” 🙄
On nie lubi połączenia „a-ss”
Moje jeżyny pięknie się zapowiadały (wielkie i czarne), ale zanim nabrały słodyczy nastały wichury, burze i ulewne deszcze z gradem 🙁 Muszę jutro sprawdzić, co się uratowało.
Szkody w niektórych okolicach są ogromne, u nas – sporo drzew owocowych (wiele czereśni) leży wyrwanych z korzeniami, Ponuremu Chłopu wielki konar ogromnej lipy spadł na dach stodoły, na szczęście ominęły nas dotąd większe gradobicia. Chwilowo się wypogodziło, ale upałów już nie ma, a od niedzieli znowu deszcze…
Krystyno,
jestem duchem, jestem! Wleźć na wanty to łatwe, tylko przewieszka cokolwiek dokuczliwa, zwłaszcza na morzu kolebiącym, ale to jest do zrobienia, bo pod przewieszką juz sie ubezpieczasz linką i najwyżej zawiśniesz. Wrażenie to robi, satysfakcja niebywała!
I wyobraź sobie, chłopaki biegają po wantach jakby się tam urodzili i pierwsze kroczki robili na, bez żadnego zabezpieczenia.
Na swoje usprawiedliwienie mam, że jestem starsza kobieta i podziwiali moją odwagę 🙂
Albo przynajmniej udawali 😉
Nemo piszemy o soku co do reszty masz rację. Póki co bawmy się przy muzyce, co proponujesz?
No, jeleń na rykowisku normalnie…takie były okoliczności zachodów słońca czasami 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3014.JPG
Szczupaczek na zdjęciu imponujący. Ta szlachetna ryba bywała częstym trofeum mojego ojca – zapalonego wędkarza, ale niezbyt wielkiego amatora ryb. Najczęściej więc szczupak był podawany faszerowany w galarecie, ja preferowałam nadzienie i galaretkę 😉
Alino – Lubię. Lubię Hugh Laurie, lubię jego bluesy, ale przy bluesach wiśnie się nie ścinają 🙂
Yurek,
nie mam czasu na zabawy muzyką, może kiedy indziej, pod jesień 😉
Galaretka wiśniowa na deser to oczywiście zupełnie co innego.
Pyra robi przetwory na zimę.
Pyra już przestała robić przetwory na zimę – nie ma dla kogo, Jedyny wyjątek to 3 słoiki konfitur wiśniowych i garnek kamionkowy kwaszonej kapusty, bo mi ta ze sklepu nie smakuje. Jeszcze grzyby suszone i ze 2 słoiki marynowanych. Vertig. Robiłam paprykę marynowaną, śliwki i gruszki w occie, setki kompotów, dżemów i innych. Do dzisiaj wynoszę z piwnicy. Miałam kiedyś 6 osób do stołu i dzoeco wszystkożerne. Nie mam.
rozbawiło mnie 😉
Na północ Polski wichury na szczęście nie dotarły, tylko ulewne deszcze. Pierwszy raz widziałam podtopiony trawnik przed domem. Ale ziemia jest piaszczysta, więc woda szybko wsiąkła. A wiele pięknych starych drzew w okolicy połamały zimowe wichury.
Alicjo,
chłopcy na pewno szczerze podzwiali Twoją odwagę i sprawność. Takie osoby jak my, to dla nich naprawdę ” starsze kobiety”, więc taki wyczyn musiał znależć uznanie w ich oczach i słusznie.
Nemo, i niech tak zostanie.
Wpadła Eska z Wujkiem i przywiozła dla wyjeżdżających berlinczanek śmietanę, ser i przewspaniałe masło. Ja się przy okazji załapałam na ser i masło.
Dzisiaj po południu odebrałam karę z wars(z)tatu. Jakby bardziej „sprytnie” jeździł. Poprawili przednie zawieszenie i łożysko w tylnym kole. W ramach jazdy próbnej pojechałam do moich baranów. Dobrze, że się pokazałam, bo akurat jedna owca zachorzała i należało się wypowiedzieć. Oczywiście w piątek wieczorem wszyscy pobliscy lekarze wyemigrowali na ksiuty. Pokonferowałam więc z nieco dalej mieszkającym, ale za to najlepszym ze znanych mi specjalistów od owiec (innych czworonogów też) i poleciłam owieczke przerobić na baraninę. Sama czmychnęłam.
Jutro rano odrobaczam świnki, czyli dosypuję im do żarcia stosowne ilości specyfiku.
Prawie już doprowadziłam do porządku sprawy książkowo-rejestrowe. Przynajmniej wiem czego nie ma.
Pogoda ustaliła się na przekropną. Jak to w sianokosy bywa. Pada akurat tyle, zeby ogórki wyschły, a siano zgniło.
Piekne jest życie zootechnika.
Yurek,
co ma tak zostać – „bukowanie”, zabawy z muzyką czy żelowanie soku wiśniowego? 😉 A zresztą, jaka różnica 🙄
Niech zostanie.
Nemo,
mnie też rozbawiło. I ucieszyło,że można coś dowcipnie skomentować, bez jadu, nienawiści , złośliwości.
Żabo,
na pewno na nudę nie masz czasu, ale na rozrywki też nie. Zimą będzie trochę spokojniej.
jako stary rybnik gratuluje Malolatom 🙂 WYCZYNU!
sa takie momenty radosci, ktorych sie nie zapomina i mysle, ze ten do nich nalezy, niezaleznie od zelu,
sciana schnie ja sie zsuwam
Zegnam się do jutra.
Pracowicie doczytuję. Może wreszcie będę miała na to czas, bo wracam do pracy 😉
Dzień dobry,
Jest słonecznie i wybieram sie na targ. Chciałabym kupić bakłażana i zrobić z niego pastę, taki rodzaj kawioru. Może będą też kurki?
Życzę miłego dnia.
U nas pochmurno i lekki wiaterek. Nie mam pomysłu obiadowego; może rozmrożę coś czekającego w zamrażarce? Jest tam m.in gulasz wieprzowy z pieczarkami, spokojnie wystarczy dla nas dwóch na obiad. Dogotuje się ziemniaki albo ryż, kaszę itp, zrobi surówkę i w pół godziny obiad na stole. Teraz jednak trzeba się chwycić za szczotkę, szmaty i inne mopy i trochę ogarnąć mieszkanie. Jest dla mnie niepojętą tajemnicą skąd niezmienna, codzienna piaskownica na podłogach. Przecież z plaży się do domu nie wchodzi, obuwie się zmienia, śmieciami w siebie nie rzucamy, a i tak pół szufelki pyłów wszelakich się nazbiera. Duży jest w tym wkład własny pieska – niby mały taki, krótkowłosy, a sierść jego jest wszędzie. Dobrze, że dawno wyrósł z wełażenia na nasze posłania, przynajmniej na pościelach nie ma jego włosków.
Zara leziemy na wanty…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3142.JPG
Choc p. Gessler czesto mnie denerwuje to akurat wywiad z nia w ostatnim „Wprost” jest ciekawy, tymbardziej ze mnie tez denerwuja te wszystkie polskie kebaby i pizze i niedocenianie dobrej polskiej kuchni, ktora na szczescie staje sie znowu modna. Do tego Gessler jest jeszcze na okladce i ma swoj staly felieton, w ktorym uzala sie nad podrobkami jej bez. Z drugiej strony slynne nalesniki Gundel tez sa podrabiane przez wegierskie restauracje na calym swiecie, ale najlepsze i tak sa w budapesztenskiej restauracji Gundel (choc i tam za drugim razem sie nacialem, kiedy bylem na typowym bufecie lunchowym).
Dla takich jak ja, którzy nie znają nalesników Gundel, poniżej jeden z przepisów.
http://www.blogger.com/share-po
A blog ma sympatyczną nazwę: pieprz czy wanilia 🙂
Mój łańcuszek nie działa…
Ja nie lubię pani Gessler przede wszystkim dlatego, że jest wulgarna i rzuca takimi słowami w swoich programach. Niech rzuca – mnie to odrzuca.
Alino, Twój sznureczek jest trochę za krótki
http://pieprzczywanilia.blogspot.com/2009/02/nalesniki-ala-gundel.html
Może ten zadziała
Nie lubię, także za miotanie koafiurą nad kuchnią 👿
Pogadałam z Żabą; Żaba mówi, że położyła się brzuchem do góry i twierdzi, że będzie umierała. To ja pytam, czy długo jej to umieranie zejdzie. Żaba na to, że godzinę, a może i dwie…. Gadamy, gadamy, aż tu Żaba „No, muszę przerwać to umieranie, bo goście do chałupy idą”. Tak więc sprawa wygląda jak zwykle : Żaba ma gości, psy, konie i robotę. Umierać będzie przy pierwszej, wolnej okazji.
Wczoraj robilem nalesniki ale tradycyjnie z serem i zoltkami. Chyba dzisiaj druga porcja tych Gundli 🙂
Alicjo,
Pani Gessler tez nie lubie. Ja tam z rozczapierzonymi kudlami rzucajac na lewo i prawo „miesem” nie szlajam sie po kuchni Tej Pani potrzeba duzo, duzo, duzo wiecej DAMY. Doszlo do mnie poczta pantoflowa, ze jej druga polowica mieszka w Ontario. No tutaj takim jezorem nie „zafika”. Ratuj sie kto moze!
Buziaki,
Ilekroc jestem w Warszawie mam ochote zjesc w ktorejs z jej restauracji i za kazdym razem w ostatniej chwili odrzucaja mnie ceny. Moze jak bede w stolicy w sierpniu to zaryzykuje i zobacze czy warto bylo?
ROMek,
Moze bedziesz potrzebowal jakis kask i bokserski „zgrezoscisk”.
Powodzenia i nie przysylaj rachunkow na moj adres.
Buziaki,
Naleśniki Gundel jadłam niedawno i były całkiem dobre, ale widzę, że jest sporo pracy przy ich przygotowaniu. Dlatego w domu dam sobie z nimi spokój, a jak najdzie mnie przemożna ochota/ w co mocno wątpię/, to wiem , gdzie ich szukać. Natomiast zapisałam sobie przepis na naleśniki podany przez autorkę blogu Pieprz czy wanilia. Pisze ona, że jest to przepis niejakiego Pierra Herme. To chyba jakiś znany kuchmistrz, ale mnie to nazwisko nic nie mówi, ale to może swiadczyć raczej o mnie a nie o nim. 🙂
Na dzisiejszy obiad przygotowałam polędwiczki w sosie śliwkowym.To był mój debiut i choć w miarę udany, to następny raz będzie lepszy. Po pierwsze muszę zrobić więcej sosu, a po drugie po zrumienieniu ich na patelni muszę piec je w piekarniku pod szczelnym przykryciem, a dopiero pod koniec bez przykrycia. Dziś piekłam je przykryte tylko folią aluminiową i trochę za krótko . W rezultacie mogłyby być bardziej miękkie. Ale smakowo były bardzo dobre. Zostały mi jeszcze na jutro, więc je podduszę , do tego ryż i sałata . Mało pracy, a danie bardzo pyszne.
Krystyno.
jak robiłaś sos śliwkowy?
U nas kurki, sezonowe owoce i duzo warzyw.
Małgosiu, dziękuję za sznureczek 🙂
Krystyno, Pierre Herme jest znanym francuskim cukiernikiem. Moze zobaczysz tutaj:
http://www.pierreherme.com/
Ja bylem w Domu Restauracyjnym Gesslerow. Ceny wysokie, kaczka wysuszona obsluga przecietna. Do tego nie poinformowali ze nie przyjmuja kart kredytowych (nalepka przed drzwiami mowila co innego) i musialem biegac do banku po gotowke. Na tym poki co skonczyly sie doswiadczenia z pp. Geslerami.
Jotko,
te polędwiczki przygotowałam wg przepisu Gospodarza. Zrumienione na oliwie mieso układamy na cebuli pokrojonej w piórka i suszonych śliwkach bez pestek/ ok. 10 dag na 2 poledwiczki/ .Posypujemy kminkiem. Pieczemy ok. 40 min albo dłużej, tak aby były miękkie. Aha, zalewany 1/2 szlanki wody. Tak mówi pzepis. Ja dodałam wody trochę więcej. Sos wytworzy się z cebuli i śliwek. Można/ i ja tak zrobiłam/ zagęścić go odrobiną mąki. Konsystencję sosu ustalamy sobie już sami według uznania. Bardzo smaczne danie. Mąż uparł sie przy frytkach, bo ostatnio gustuje w nich, ale zdecydowanie bardziej pasuje tu ryż lub ziemniakl z wody.
Alino,
mogłam się tego domyślać. W każdym razie przepis na ciasto naleśnikowe wydał mi się bardzo ciekawy /z masłem/ i na pewno zastosuję go przy najbliższej okazji.
Konfitura wiśniowa już stygnie w słoiczkach – wyszedł jeden większy, typu „warzywa w słoiku” i 3 małe, typu sosy w słoiku. Bardzo smaczne. Dla nas wystarczy. Teraz tylko zakwasić kapustę – w tym miesiącu na bieżące spożycie, a we wrześniu na potrzeby wigilijne i świąteczne bigosy. Może jeszcze kilka niedużych słoików na surówki.Korzystając z sezonowych kurek mogę podpowiedzieć, że jedną ze smaczniejszych sałatek zimowych jest szatkowana biała kapusta, posolona, wymieszana z kurkami (zblanszowane małe grzybki albo cząstki większych) i zielonym koperkiem, zalana bardzo lekką słono-słodką marynatą (ocet:woda +1: 10). Po trzech dniach jeszcze raz ugnieść warzywa w słoiku, sprawdzić, czy pokryte płynem, słoiki zakręcić i zaparzyć.
nic zlego w tym yyc zes troche pobiegal po jedzeniu. chwala ci ze stawiasz nie tylko na jedzenie ale i na sport. nasi przodkowie jak zeszli z drzew i troche oswoili sie z pozycja pionowa podczas chodzenia to przemierzali dziennie srednio 25km. amerykanie robia dziennie cale a moze nawet z hakiem, ale to nie takie pewne, 400metrow. wydaje mi sie ze to troszeczke za malo. ale niech im tam bedzie. chociaz przyznam sie, ze za kazdym razem widzac amerykanskiego i innego kaszalota ma taka mine 😆
biegaj yyc, biegaj
W odroznieniu od wiekszosci blogowiczow jestem, niestety, glownie teoretykiem. Dlatego z przyjemnoscia czytam przepisy, ale wole chodzic na gotowe. Dla tych co nie wiedza: resturacja Gundel miesci sie w Budapeszcie przy tym wielkim placu z pomnikiem millenium, troche na tylach muzeum sztuk pieknych (Szepmuvesetimuzeum). Raz bylem tam popoludniu wylacznie na nalesnikach z lampka tokaju i bylo wspaniale. Drugi razy bylem z synem w czasie tzw. brunchu i nalesniki byly czescia samoobslugowego bufetu. lezaly podgrzane i okazaly sie nieciekawe. Lokal drogi, ale warto isc by obejrzec restauracje w stylu fin de sieclu. No coz, mam slabosc do Austro-Wegier. Z tej okazji dzisiaj bede mial do obiadu gruener veltliner.
Krystyno,
dziękuję 🙂
ogonek,
chyba wszyscy potrzebujemy ruchu, i trochę dystansu … na 4 trefl odpowiadam 4 bez atu 😉
nie masz kajzerki?
🙂
sciana zle na mnie wplywa
A gdzie szczupak? Gdyby aby w pierożkach i rosole!
Ogonek sobie tu jaja robi jak zawsze i przepisy kolportuje na nadzienie, co do dobrze wyczyszczonego pęcherza świni by się może lepiej nadawało. Skoro można jednak przegrzebki kombinować z kaszanką – czemu nie. W tym sezonie też nie skłoniłem się do tego, aby truskawki potraktowac balzamikiem, jakoś to mi nie pasuje w głowie. Nie wiem z resztą, truskawki można jeszcze dostać.
OK Antek, nie będziesz – szkoda. Myślałem o jakiejś męskiej nagrodzie. Mam w piwnicy bardziej niż niezłe,wysokoprocentowe, co się z nimi już nawet przeprowadzałem i czas żeby wyszły. To ale nie ma sensu na babiniec chyba, że będzie Cichal, to to wtedy pójdzie wszystko, ale też tylko na dwa gardła. Wychodzi na to, że zrobię coś w białym. My tu dywagujemy przeważnie o czerwonym, a jak ja przyjadę do kraju z moim alibizapasem w białym, to jest zawsze wypity jako pierwszy. Zapewniam więc Antek, że w Twoim imieniu wystawię się na krytykę – na biało.
A dalej: Jak leci!
Pepe – zabierz dla koleżanki jedną butelczynę „męską” co? A na białe, to ja zawsze chętnie.
Pyro, a koleżanka to kto, która? Z którą to chcesz wypić? Nagroda jest wg. Antka całozjazdowa.
Ładnie że jest ROMek, bo mu cos pokażę. Dostałem mejla z taką zawartością i się zaniepopkoiłem:
http://www.hildesheim-tv.de/component/content/article/49-aktuelles/814-der-varus-stein-vom-galgenberg.html
To też jaja. Dla miłośników ogrodów to jest cymes.
Pepe – ja nie chcę w samotności nagrody Antka wysączyć, nawet wcale nie chcę jego nagrody. Ja tylko próbuję od Ciebie wysępić jakąś męską butelczynę – bo moje wszystkie za słodkie. A jeżeli mówisz, że czas, żeby przerzedzić Twoją piwniczkę, to ja zgłaszam akces. Miałam tego roku zrobić wytrawną wiśniówkę i nie wyszło. Na jesieni zrobię wytrawny jarzębiak i gorzką pomarańczową, ale dobre do picia to one będą za rok.A na tzw „picie” to ja się nie nadaję i nie piszę. WEystarczy mi kieliszek ew. dwa toastowo i do kolacji. Jedyny alkohol, który wlewam w siebie bez umiaru (jak mam) to bąbelki wytrawne.
Pyro kochana, ja przecie nie mam na myśli czegoś z kategorii nieodżałowanej pamięci Pana Lulka, co to na III zjazd podał, dla mnie tak samo niedżałowanej pamięci np gruszkówki. Nie mogę zapomniec, bo dopiero co Żaba wspominała, że ten depozyt wykończyła. Żałko mi się zrobiło, bo musiałem pomyśleć i o Panu Lulku, i o całej reszcie tej butelczyny, co ją wypiłem na jekieś pięć palców tej wybujałej butelczyny. Młodsza mi świadkiem, bo mi w miarę sił pomagała.
Ja myślę o moich piwnicznych złogach pierwszej kategorii, o butelkach wysokoprocentowych typu cognac czy whiskey, gdzie zawsze mi się wydawało że dobrze to mieć, jak trafi się ktoś godny. Tak się składa, że jeśli ktoś się taki już przewinie, to o tych kategoriach i nie ma już mowy, bo ludzie wolą najwyżej lekkie wino. Mam ale coć dla Ciebie i przywiozę.
Przepraszam, ale niedopracowałem. Chciałem dać do zrozumienia, ze co raz trudniej o wiarę co by tak piła, jak my ongi.
Dobranoc
Pepe – gdybym kiedykolwiek wypiła 10% tego, co moi szefowie, to bym się utopiła. Od czasu kiedy oglądałam moich pułkowników w akcji, przestałam wierzyć, że alkohol szkodzi, ale oni i tak byli bez szans kiedy przyjeżdżali sojusznicy. Dobrze, że nigdy nie miałam żadnych inklinacji w tym kierunku.
Wiśnie na wiśni, a ja tak jak Sławek zajmuję się ścianą. Dźwi udało się założyć tylko nie bardzo pasowały do futryny. Ze dwie godziny z fachowcem kułem i podcinałem. Ale pasują w końcu do siebie jak ulał. Nawet zdążyłem zrobić zakupy w Biedronce i jestem posiadaczem najpiękniejszej patelni ceramicznej pod słońcem Wczoraj w Warszawie oglądałem kilkakrotnie droższe ale nie były takie ładne. Moje czerwone z zewnątrz i białe w środku cudo kosztowało jedynie 26 złotych z ogonkiem. Rano coś usmażę i sprawdzę jak działa
Chyba polecę z samego rana i kupię kilka na prezenty:
http://www.biedronka.pl/cms/img/u/Non_food/nf_2011.07.11/02/06_b.jpg
Deseczki z bambusa też kupiłem … Sztuk dwie. I kilka scyzoryków I chianti
A co Ty w marynarce sluzylas?
Dzisiaj schabowe z koscia. Takie fanaberie. Mlodziutkie, anorektyczne marchewki, brokula i zielone szparagi. Deser z IKEA’owskich wyzszych polek i wino z BC. Jutro stek sezonowany i nawet marynowany ( New Yorker jak mawia P. Gesslerowa) od wczoraj w czerwonym winie, sojowym sosie i oliwie z oliwek. Marchewka, cebula, 2 zabki czosnku, jalowiec etc oczywiscie siedza w garnku z winem i stekiem. Tyle, ze nie wejdzie na stol w calosci ale pokrojony w cieniutkie plasterki i w wachlarz rozlozony na talezu z innymi pysznosciami. Zielony pieprz swiezy miekki i malaga z szalotkami beda sos tworzyly. Mlode takie maciupkie czerwone kartofelki i borowki. Wino bedzie z BC jakze inaczej a to Inniskillin Petit Verdot, 2007 z Naramaty.
Ide pobiegac z dystansem 🙂
Ja juz w domu, po koncercie.
Mieszkam w polowie wyspy w Brentwood wiec b. blisko.
Nowy, jesli nie byles, nie masz czego zalowac. Impreza zorganizowana „na medal”. Ale… ale koncert poswiecony zolniezom bedacym na roznych wojnach, i repertuar bardzo patriotyczny. Wprawdzie druga czesc troche bardziej dla mojego ucha, ale wrocilam rozczarowana. Pomimo fajrewerkow i innych urozmaicen.
Pozdrawiam tych niespiacych jeszcze. Chcialabym wstawic usmiechnieta buzie, ale nie wiem jak to zrobic… bedzie bez.
wowww „zolnierzom” przeciez
Żeżarło wpis od białego rana; moja wina – zamiast siódemki w kodzie, dojrzałam „z”, a program na dużym kompie mi tekstów nie trzyma, w małej maszynie, owszem (piszę aktualnie na dużej, bo małej musi informatyk coś tam wytłumaaczyć, a przede wszystkim żeby pamiętała, że starsza pani czasem coś naciśnie przypadkiem i nawet nie wie co). Kopiować to cholerstwo też z myszki nie chce. Młodszej o przysługę nie proszę, bo tracę resztki autorytetu, a Dziecko się drze, że małpie brzytwy, a Matce urządzeń mądrych się do ręki nie daje, bo skutek taki sam – sobie albo komuś zrobi się krzywdę.
Kto rano wstaje.
Z tymi maszynami Pyro, też co raz częściej tak mam ale ? co tam, ważne że dzionek nowy, choć dżdżysty.
Co byś zrobiła z agrestem, co go resztki wczoraj zerwałem, a tylko cząstkę przeznaczyłen do kisielu na deser. Myślałem o jakimś cieście.
Idę po bułki, bo gość się wczoraj zjawił i trzeby by cos więcej niż siermiężnego chleba.
Pepegor – najlepiej proste ciasto a’la Nemo : na patelnię łyżka masła, łyżka cukru (albo dwie) po zagotowaniu wrzucić agrest i krótko zasmażyć (można dodać trochę skórki pomarańczowej) na formę tarty włożyć gotowe ciasto francuskie albo kruche, na wierzch wyłożyć podsmażony agrest i do piekarnika. W pół godziny placek gotowy.
Piszesz: Po zagotowaniu?
Z tego co zrozumiałem u nemo, to ona kładzie ćwierci gruszek surowe, już to nawet wypróbowałem. Zagotować znaczy chyba tylko dosłownie, tzn zaraz zdjąć z pieca?
Pepe – Nemo robi różne ciasta – agrest jest dosyć kwaśny (nawet dojrzały) Kiedy cukier z masłem się zagotuje, wrzucisz w to agrest i trzymasz na mniejszym płomieniu, żeby on się równo zaparzył i nabrał cukru z tłuszczem jakieś 5-7 minut. Agrest puści sok – trochę się zredukuje, trochę musisz zostawić na patelni.
Możesz dodatkowo przysmaczyć siekanymi migdałami sypanymi pod owoc albo też siekanymi orzechami albo na wierzch dać płatków migdałowych. Do ciepłego placka można podać po kulce lodów, do zimnego jakiś słodki sos – jak kto lubi. Osobiście wolę bez dodatków
Dzień dobry,
Agrest – mniam mniam, dawno nie jadłam.
Pozwólcie, że wrócę do polędwicy w sosie śliwkowym, przygotowanej wczoraj przez Krystynę. Bardzo lubię to połączenie i od czasu do czasu wracam do przepisu, który wielokrotnie już próbowałam. Mięso smaruję oliwą z oliwek, sól, pieprz, Wkładam do naczynia do pieczenia i piekę przez 5 minut w temp. 210°C, dodaję szklankę białego wina i suszone śliwki (bez pestek). Co 10 minut polewam sosem mięso i śliwki. Po pół godzinie mięso jest gotowe a sosu powinno być wystarczająco. Czasami przed pieczeniem posypuję mięso świeżym tymiankiem.
Alino – ja robię b.podobnie, tylko wina daję o,5 szkl. i 0,5 szkl jakiegoś wywaru albo wody. Na spód zawsze tą cebulę w piórkach. Na koniec blenderem rozbijam wszystko w rondlu (po wyciągnięciu mięsa) więc sos, śliwki i cebulę. Smaczne
Zanim za pół godziny przeniosę się do kuchni na następne półtorej godziny (obiad dla nas i dla piesa) opowiem o moich lekturach Haneczkopochodnych. Otóż pomijając lekturę książki J.Child Gotuj z Julią”, o której kilka zdań już napisałam, przeczytałam dwie pozycje : Ludwika Stommy „Historie przecenione” i Atul Gawande (chirurg amerykański pochodzenia hinduskiego) „Lepiej”. Obydwie zrobiły na mnie wielkie wrażenie, chociaż nie chodzi tu o zachwyt literaturą, a o zawartość merytoryczną. Zacznę od pozycji Gawande „Lepiej”, a jest ona poświęcona unikaniu błędów i niedoskonałości w pracy lekarza. Temat dla mnie interesujący, bo w podobnej tematyce tkwiłam nie tak dawno niemal dwa lata. Książkę tę poleciłabym wszystkim młodym lekarzom, a i nam też nie zaszkodzi. Pan Gawande ma sporo doświadczenia, bo pracując intensywnie na oddziale szpitalnym, odbył staż w polu, w Iraku, a także był „chirurgiem wizytującym” w Indiach, w stanie Kaszkawar, skąd pochodzi jego ojciec (pediatra) i gdzie dotąd mieszka jego liczna rodzina I otóż Gawande z najwyższym szacunkiem wypowiada się i o wojskowej, polowej służbie medycznej i o lekarzach hinduskich, ordynujących w skrajnie trudnych warunkach – bez podstawowego sprzętu i leków. Przy czym zwraca uwagę na ten sam absurd, na który się czasem natykamy i w Polsce : znajdują się sponsorzy albo politycy, którzy wyposażają taki prymitywny ośrodek w najnowocześniejszą aparaturę, której albo nie ma gdzie zamontyować albo nie ma jej kto obsługiwać albo wreszcie nie bierze się pod uwagę, że każda procedura diagnostyczna wykonana z pomocą nowoczesnego sprzętu, kosztuje krocie (badanie PET p>WAłęsy) A jest to tylko narzędzie. Lekarze zdani na własne siły, wiedzę i doświadczenie z reguły i bez tych narzędzi radzą sobie z diagnozami, natomiast przydały by się narzędzia proste, dostępność leków, drobnego sprzętu jednorazowego, klimatyzowane sale operacyjne.
cdn
c.d.
Inną sprawą już nie podnoszoną przez autora, ale nie dającą spokoju Pyrze, jest przymus (prawny i moralny) ratowania życia za wszelką cenę. Osobiście jeswtem przeciw – przynajmniej kiedy czytam o „wspaniałym osiągnięciu szpitala polowego) który operował poranionego pilota i uratował go – stracił obydwie nogi, jedną rękę i pół twarzy. I jak ten młody, 25 letni mężczyzna ma żyć następne 50 lat? Takich różnych przypadków jest więcej w tej książce, bo wąską specjalnością autora jest chirurgia onkologiczna gruczołów dokrewnych. Niemniej pracował i na położnictwie i na ratownictwie i wszędzie podkreśla to samo – proste mycie rąk i szczegółowe przestrzeganie procedur w równym stopniu wpływa na końcowy rezultat, jak kompetencje zawodowe lekarza. I jeszcze jedno – obala mit zarobków. Owszem – wybitny specjalista, który łączy praktykę szpitalną, naukę studentów, praktykę prywatną i publikacje, może zarobić siedmiokrotność przeciętnej – przy pracy 18/24. Lekarz, który po studiach robi specjalizację, przez 8 lat zarabia tyle, ile kierowca ciężarówki albo sekretarka. I nie może dorobić, bo nie ma kiedy. Orzą w niego równo. Po ośmiu latach może starać się o etet szpitalny ale musi (razem ze swoim zespołem) opłacać wynajęcie gabinetów, sali operacyjnej, laboratorium itp. A zaczyna pracę od sprawdzenia czy chory jest ubezpieczony, czy ubezpieczenie obejmuje konieczny zabieg i stosowane procedury. Papierów i sprawdzania jest multum. nIC DZIWNEGO, ŻE ZESPOŁY ZATRUDNIAJĄ SPECJALISTÓW OD UBEZPIECZŃ, PRAWNIKÓW DOCHODZĄCYCH I KILKA SEKRETAREK.
Dla lubiących francuską piosenkę
http://youtu.be/hCikgMWFPLk
Pyro, przyjemnej niedzieli 🙂
aLINO – I tOBIE I WSZYSTKIM INNYM też pogodnej, przyjemnej niedzieli.
Dzień dobry Szampaństwu!
Chciałam powrzucać jakieś zdjęcia z rejsu, a tu znowu mi picasa wydziwia. Chyba się na nią obrażę.
U nas niebo bez chmurki i żar z nieba. Termometr wskazuje 28C w cieniu, a to dopiero poranek.
Figi mają się coraz lepiej – dżemu z nich raczej nie zrobię jeszcze, ale jak się rozrosną, to kto wie?
Przyjemnej niedzieli wszystkim życzę!
Pyro, należy Ci się medal za dzisiejsze czuwanie na blogu 🙂
Dawni mistrzowie francuskiej komedii
http://youtu.be/QZris9MIGBs
Kocham Fernandela. Alino – to, że czuwam na blogu, to kwestia doskonałej pogody: dla mnie za ciepło. Dzisiaj z pieskiem byłam tylko rano, o 7.30. Obiad robił się sam omc (piekarnik) dla mnie została surówka i oskrobanie ziemniaków. Ciasto było od wczoraj. Gości dzisiaj nie ma i nie spodziewamy się nikogo. Łażę w wielkim dezabilu i co jakiś czas przecieram twarz i szyję letnią wodą. Jest upalnie, leniwie i syto. Książki przeczytane, tv nie włączam. Pozostaje blog.
http://youtu.be/ujxLb4JsfZ8
Pyro, skoro lubisz…
http://youtu.be/6_5djgKath4
Dziękuję Alino.
Książkę L.Stommy opisałam i zeżarło; to już się nie będę nad Wami znęcała.
Witam.
Pyro, pomóc?
Pomóc? W czym, Jurku? Babkę zjadłam bez pomocy, a jak kto nie umie skopiować kodu z 4 elementów, to mu chyba tylko psychiatra pomoże.
Kto się chce pośmiać, niech przeczyta nowego Pas – senta
Miodzio,
emotikony/ te wszystkie buźki i inne miny/ znajdziesz np. na stronie Alicji
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria-Budy/samouczek.html
Nie otwiera się, ale możesz spróbować sama wspisać ten adres albo Alicja coś poradzi, albo niezawodny Yurek.
stosunkowo pozno dowiedzialem sie dzis, ze dzis, jest juz dzien niedziela zwany. nie to, bym dal wczoraj w czambul, tym czego niektorym do zalania wisni brakuje. nie nie, to zdecydowanie nie w moim stylu zapijac sie alkoholem nie opodatkowanym.
ale skoro juz dowiedzialem sie, ze jest dzis swieto tygodnia to postanowilem dac temu swietu wyrazy szacunku na jaki zasluguje.
przypomnialo mi sie, z nie tak dawnego dziecinstwa, ze to wlasnie pieczen wieprzowa byla tradycyjnym daniem na poza warszawki stolach.
malo tego, to bylo cos zupelnie szczegolnego, jednorazowego, a i na nastepny dzien zostac moglo co najwyzej wspomnienie, bo i oblizac juz nie bylo co.
przygotowywano to, znaczy kupowano cwiartkowano skromnie posypywano dyzurnymi, jak to Alicja podkresla od czasu do czasu, i krojono na porcje.
na ile porcji krojono?
kazdy kto mieszkal na prowincji wie o tym tak samo dobrze jak i ja, ze po zjedzeniu obiadu glod dalej pukal do zoladka. a w zamrazarce nie bylo picy. nie bylo jeszcze rowniez frytkow a moze i frytek. pies im morde lizal.
i tak sobie mysle, ze to bardzo dobrze, ze te niebezpieczne tluscze nie zapanowaly nad moim cialem w okresie tak bardzo znaczacym w czasie ksztaltowania mojej postawy 😆
do tego co pokrojono na kawalki byla jeszcze salatka z selera z jablkiem skropiona cytryna, a moze i octem, no i jak zwykle durne pieprz i sol.
nastepnego tygodnia dla odmiany salatka z czerowonych buraczkow. komponowaly z nimi cebulki. niekiedy te zupelnie malutkie, innym razem te ogromne wielkie cebule krojone na talarki. calosc pokropiona ponownie octem i traktowana durymi ( sol & pieprz ).
ale i z czasem ta paleta odmiennosci mogla sie znudzic.
dzis juz to wiem, ze wlasnie swinskie w polaczeniu z buraczkami badz z salatka z selera bardzo przyjaznie sie znosi. nie przypuszczam by lat temu ze czterdziesci ktos sie nad tym zastanawial, co i z czym i jak dziala na organizm?
dzisiaj, kiedy ta wiedzy jest juz ogolnie dostepna, moze jedynie zadziwiac fakt nie brania jej na serio. dobrze ze wpojono we mnie jedzenia salatek, zieleninek i ziol w stosunku dwa do jednego ( w stosunku do miesa ).
pomimo tej calej wiedzy, co z czym sie dobrze uklada, badz na bokach wspaniale odklada, dzis tez nie zjadlem pieczeni swinskiej. a to z tej prostej przyczyny ze sie dzis strasznie nalatalem a moze i nabiegalem niczym yyc w poszukiwaniu srodkow platniczych. i przypomnialo mi sie, zanim to wsadzilem zeby w sciane dawno nie pomalowane wyciagnalem z zamrazarki troc. przed odcieciem glowy i oddzieleniem rozowego miesa od kregoslupa miala ryba dwa kg z hakiem. po tym zabiegu pozostalo dwa z ogonkiem 😆
___________
gdybym wiedzial co sasiad z lewej licytuje, rozumialbym i 4bez atu. ale to i tak nie zmienia sytuacji. mam za pasem zawsze jednego asa do specjalnych poruszen
___________
to tyle slowa na niedziele
Ja nie wiem,kto to wymyślił,żeby trzeba było przy pięknej,letniej pogodzie wracać ze wsi do miasta i nie dosyć na tym,że wracać,to jeszcze jutro z rana biec do pracy 🙁
A tak było przyjemnie,bo i mili goście nas odwiedzili,i pierwszy podgrzybek znaleziony,i spacery po rozległych łakach, gdzie żurawie hałasują od rana…
Co do gości-w sobotę rodzinne plotki z kuzynką,która tradycyjnie
wykonała i przytargała stosy pasztecików z farszami rozmaitymi oraz winem do nich odpowiednim.Dzisiaj natomiast Gospodarzostwo zawitało
z fasonem i wielce godziwą butelczyną czerwonego oraz bukietem kwiatów,co duszę raduje.
Towarzystwo podjęliśmy prostym chłopskim jedzeniem:była kapuściana sałatka z dodatkiem czerwonych porzeczek i kartofle w mundurkach,
a do nich sery cammembery,podlane białym winem i upieczone na grilu w szlafrokach z folii aluminiowej.Łyżka lejącego się sera na ziemniaczek pokrojony w dowolny szlaczek i kieliszek wina wspomagającego przełykanie całości 😀 Ech….
A KURKI były oczywiście też-w roli gorącej przekąski,potraktowane masłem, czosnkiem i pietruszką.
Na deser jagody w pestkę zalane(czerwonym winem) i posypane cukrem oraz ciasto porzeczkowo-agrestowe wykonane przez świeżo
upieczoną studentkę,co to od pieczenia ciast absolutnie nie stroni.
A potem do Warszawy trzeba było wracać 🙁
Krystyno – u Alicji nie otwiera się mnóstwo stronic. Jerzor „poprawiał” komputer.
Ogonek słusznie zachęca do zażywania ruchu. Przed godziną ósmą wyszłam sobie na poranny niedzielny marsz. Jeszcze nie było upalnie. Wokół wiejska cisza, to znaczy skowronki śpiewają, jaskółki popiskują, z pola ziemniaków odzywają się żurawie, w oddali poszczekują psy i dzwon koscielny dzwoni na ósmą. Żyto dojrzewa, owies jeszcze zielony, a ja sobie maszeruję najpierw wśród pól, a potem przez las. Rozglą dam się na boki, bo może jakieś grzyby juz wyrosły. No i 4 maślaki się ujawniły. I tak zeszła godzina z kwadransem. Dopiero potem śniadanie. A nad morzem, gdzie się wybraliśmy, wiał silny wiatr i Pyrze też by tam było przyjemnie, gdyby witrualnie mogła się tam przenieść. I nie mówię tu o plaży, ale o letniej teatralnej kawiarence w Gdyni Orłowie, zadaszonej, tuż przy scenie letniej Teatru Miejskiego. Tymczasowość kawiarni i wynikające stąd ograniczenie powodują, że, niestety, wszystkie napoje podawane są w kubkach jednorazowych. Po prostu nie ma odpowiedniego zaplecza.
Pyro – Decyzja o tym jak żyć powinna należeć do pilota, a nie do chirurga, obecnego na polu bitwy generała czy Pentagonu.
Tyle o umieraniu, na początek, a może i w sumie, bo nawet po przeczytaniu wpisu pana Pa-ssenta nie jest mi do śmiechu. Starość.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7586.JPG
Otóż tak, Placku. Pilota nikt nie pytał; mnie czy Ciebie nikt nie pyta, podejmując decyzje, które zaważą na naszym życiu. Gorzka pułapka współczesności – wolność, swoboda, prawa jednostki? Nigdy jeszcze wszystkie aspekty życia nie były tak sztywno regulowane.
Pyro – Polecam Ci Ryszarda Fenigsena „Przysięga Hipokratesa”.
Alino – Fernandel miałby dzisiaj poważne kłopoty – Korsykanie nie są leniwi 🙂
To znaczy niektórzy są, ale nie ci którzy lubią tango.
Placku – zaliczyłam Fenigsena; mówię, że w temacie siedziałam dwa lata.
Danuśka – miło, że spotkanie udane.
moim marzeniem od lat krystyno, wlasnie w lipcu jest wstanie rano i pomaszerowanie po co skoszonym zycie, a raczej po rzysku.
kiedy jest nasiakniete poranna rosa chodzenia po nim noga bosa jest niczym kwiat bazylii dodany do porannego pomidora (kto tego nie probowal nie wie jeszcze ze to jest kulinarny orgazm godny polecenia dla mlodego i starego) ale do rzeczy, poruszanie kopytami po rzysku wydziela wsaniale zapachy.
oj, dawno ich nie bylo w moich nozdrzach.
daj mi namiary gdzie jeszcze nie skoszono. przyjade i bede czekal na ten wspanialy moment by niczym fakir stapac po rzysku i delektowac sie tymi tak rzadkimi osobliwosciami natury.
tym razem rowniez bez jaj, w brew temu co pepegorek wam wciska
U mnie tak goraco, ze kreci mi sie w glowie. Zyc sie nie chce.
Buziaki,
Gorąco, ale do ogródka z lekko zmrożonym melonem…jak najbardziej. W cieniu drzew, oczywiście.
Leno w którą stronę się kręci? Jak w prawo, to obracaj ciałem w lewo pozycja dowolna. W lewo, to już mały problem.
strzel se lufe lena, to pomaga. tylko nie bierz tego w hemingweyowskim znaczniu 😆
aczkolwiek jest to rozwiazanie problemu na przyszlosc. z lufa ernesta 😆 oczywiscie
Pamiętacie ile to bywało drzewiej zamieszania ze żniwami? Akcje „każdy kłos na wagę złota”; robotnicy pochodzący ze wsi dostawali specjalne urlopy, w prasie szukano co roku sznurka do snopowiązałek, co wieczora dziennik tv nadawaŁ reportaże, jak z frontu, jechały przyczepy wypełnione złotym ziarnem, stali potem chłopi przed punktami skupu w dłuuuugich kolejkach… epopea. A dzisiaj cichutko – Ogonek musi pytać „gdzie jeszcze nie skoszono?”
Droga Pyro umiesz, umiesz tylko nie wiesz o tym. Jak kod jest mało widoczny to przyciśnij kółeczko po prawej stronie aż będzie dopasowany do Twoich wymagań.
Niezapominaj kopiować ,lewym przyciskiem myszy zaznacz na niebiesko, prawym zaznaczasz ?okpiuj , prawym Wklej.
ogonku,
na Pomorzu jeszcze jest przed żniwami, więc można sobie powędrować wśród owsa, żyta i jęczmienia. Pszenicy u nas nie uprawia się, bo ziemie są niskiej klasy. Przyjemności bardziej masochistyczne, czyli chodzenie boso po ściernisku możliwe będa dopiero w sierpniu.
Danuśka,
Ty masz dobrze z tą kuzynką od pasztecików. Niestety, sama muszę je przygotować, bo mam zamówienie domowe na paszteciki z mięsem i nie z ciasta francuskiego. A w sklepach jeśli z mięsem , to własnie z ciasta francuskiego, a drożdżowe z farszem z grzybów i kapusty. Znalazłam proste przepisy i chyba jutro się za to wezmę. Najtrudniejszy pierwszy raz.
Do 17 stej sklepy z lufami sa czynne, co zawiera w sobie lufa Ernesta?
Alicjo, ja mam tylko jedno mlode drzewko, cien jest tylko dla kotka.
Buziaki,
„Za rzekę, w cień drzew”
Pod mirabelkami na naszych trawnikach leży już gruby kożuch owoców. Żółkną, ale daleko im do dojrzałości; więc co jest u jasnej Anielki?
Krystyno-pewno,że mam dobrze 🙂
Część była z kruchego ciasta,a część z francuskiego-własnej roboty !
Nadzienia były różne,ale tylko wegetariańskie.Chrupaliśmy te paszteciki
śniadaniowo,około obiadowo i około kolacyjnie,znaczy na okrągło.Dzisiaj wieczorem nie będę na wszelki wypadek wchodzić na wagę 😉
Po co mam sobie psuć dobry nastrój !
Widze, ze sie nic nie dowiem o „lufie Ernesta” (jeszcze godzina i 5 minut) to kupie sobie zimne piwo.
Buziaki
Lena – lufa pistoletu
Krystyno,
moja rodzinka najbardziej lubi paszteciki mięsne w cieście krucho – drożdżowym. Polecam 🙂
ulubiona strzelba Ernesta byla horyzontalna dwunastka Winchestera, model 21
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1707112203?pli=1
Oj, oj Pyro, z tym bedzie wielki klopot, ale mam takowy na wode, moze zadziala jakos tam.
Buziaki,
Lena – samobójstwo? Pistoletem na wodę? Sławek pokazał kawałek kultowego luksusu, lepiej jednek nie dawać Lenie tego do ręki.
Lena,
Ernest na Kubie pijał najchętniej mojito 😉
Krystyno,
chodzenie po ściernisku to doskonała akupresura 😉
Mam specjalną matę z „kolcami” i codziennie robię sobie po niej przebieżkę.
Ogonek,
licytowałeś do mnie 4 trefl, czyli zapraszałeś do szlema, prosząc o pokazanie ilości asów. Odpowiedziałam 😉
Kończę dzisiejszy dyżur blogowy. Dzisiaj byłam cząstką tego, co kiedyś nazywano :aktywem: ale dosyć tego dobrego. Do jutra.
próba…powinno ddziałać, psiakość….
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Akicjo, bardzo dziekuje za pomoc, bede zaraz probowac.
A wiec teraz na probe 🙂
Super turbo! Dziala. Jestes urocza, caly dzien pamietalas, ze prosilam o pomoc!:), :).:)
Tutaj na wyspie goraco i humid. Nie wiem jak w Canadzie, bo chyba stamtad piszesz….? Niedziela minela przyjemnie.
Pozdrawiam i dziekuje za zyczliwosc.
Musze zrobic sobie sciage…. a moze jest inny sposob – oczywiscie nie wyszukany, taki na moja zdarnosc nie najwyzszych lotow…
Alicjo, ale fajnym imieniem Cie obdarowalam „AKICJA”
– przepraszam
Może być też Akacja 😉
Nic nie szkodzi, miodzik 🙂
Może być też Akacja 😉
Nic nie szkodzi, miodzik 🙂
Ściągę masz zawsze pod tym adresem.
Psiakostka,
u mnie nad jeziorem też gorąco jak cholera, no i jezioro paruje. SAUNA!
Dziwić się przestałam, wszak co roku tak jest 😉
A tutaj woda dookola.Na wytchnienie mozna liczyc dopiero we wrzesniu. Jestem na Long Island kolo NY. Piekne miejsce, ale latem bardzo dokuczliwe. Wiesz sama na czym polega, na przemykaniu z auta do innego pomieszczenia.
Biale mewy,porzeczki czerwone,borowki i wodka ze sloika,to sie nazywa zdrowa zywnosc Polska.Gdyby ktos mial watpliwosci,prosze kochani zajrzec do slownika.Strona 744 wers siodmy od gory.Jaki z tego moral ? Jesc i pic ale ,nie bez kultury!
Dzień dobry,
Miodzio,
widzę, że jeszcze jesteś – na koncercie nie byłem, bo, wstyd się przyznać, ale cytując pana J. Kobuszewskeigo – „wyszło mnie ze łba”.
Tak jak wspomniałem kiedyś wieści z Islip trudno docierają do nadętego Manhattanem i Greenwich Hamptons.
Chociaż piszesz, że nie ma czego żałować, to żałuję, bo rzadko gdzieś chodzę. Piątkowy wieczór spędziłem za to w miłym towarzystwie w małej, skromnej restauracji azjatyckiej, która ma ogromną zaletę – wino lub inne alkohole przynosi się ze sobą, a personel sewuje jedynie kieliszki i lód. Czyż może być taniej? A do tego dobre jedzenie.
Pogoda sprzyja bogaczom, którzy zjechali tu licznie i, jak wścibskie robactwo, zajęli niemal każdą wolną przestrzeń. Na szczęście nie bywają w restauracjach, gdzie trzeba mieć swój alkohol.
Alicjo,
Wciąż mam za mało rejsu w Blogu.
Miodzio,
Alicja wie troszkę o LI, bo na początku czerwca odwiedzili mnie z Cichalami. Mam nadzieję, że na następnym minizjaździe poznamy nową Blogowiczkę w Twojej osobie.
I to jest swietny pomysl!
A koncertu nie zaluj. Wprawdzie poswiecony slusznej i wznioslej sprawie i powinnismy tylko przyklasnac, ale ja idac na koncert obiecuje sobie inne wzruszenia…
Dobrej nocy dla tych, ktorzy jeszcze trwaja 🙂
Dobranoc 🙂 jeśli jeszcze ktoś tu zajrzy.
http://www.youtube.com/watch?v=6rIG4Ry_MxY
Miodzio, otwierasz stronę i ściągasz ją prawym klawiszem myszy pokaże się taki malutki trójkącik z długą cieniutką kreseczką sru na dolny pasek u góry.
Sru tzn przeciągamy.
Dzień dobry.
Jurek – jak już przestaniesz się śmiać, to wpisz to „sru” w punktach, dobrze? To wtedy ja też „sru”
Było mglisto, jest pochmurnie, ale na dwoje babka wróżyła – albo się wypogodzi, albo rozpada.