Deszczowy lipiec sprzyja ciekawym biesiadom
Pada i pada. Temperatura nie przekracza 14 stopni. Ale wcale nie jest nieprzyjemnie. W domu buzuje ogień w piecu. Jest wręcz gorąco więc siedzimy w koszulkach z krótkimi rękawami. Za oknem śpiewają wilgi co znamionuje dalsze deszcze. Jesteśmy trochę śpiący, bo wczoraj na kolacji była piątka bliskich przyjaciół z sąsiedztwa. Pretekstem była matura (wszyscy oglądali dwa świadectwa – jedno z czerwonym paskiem – ukończenia liceum i drugie – dyplom maturalny. Zwłaszcza to drugie wprawiało nas w zdumienie a nawet zakłopotanie, bo nie bardzo rozumieliśmy co znaczą przy różnych przedmiotach liczby i procenty: 100, 98, 99, 80 itp. Ale to podobno bardzo dobre świadectwo. Myślę, że na pewno lepsze niż moje. Na kolację był łosoś gotowany w wywarze warzywnym podany na zimno z majonezem i kurczęta po polsku czyli z farszem z wątróbki, bułki i natki pietruszki. Zieleninę stanowiła rucola z rodzynkami i płatkami parmezanu polane winegretem. Drugi półmisek zajmowały świeże pomidory z czarnymi oliwkami bez pestek i wiejskim twarogiem. No i dwa desery: kruche ciasto z truskawkami w pianie z białek z cukrem pudrem i słynne w rodzinie oraz okolicy rogaliki z kruchego ciasta z konfiturą różaną. Wina białe: delikatne, pachnące owocowo i zmysłowo pecorino z Abruzzo i znacznie ostrzejsze soave z Wenecji Euganejskiej. Rozmowy w dużej mierze dotyczyły kuchni i winnic, bo większość biesiadników bardzo się tymi tematami interesuje. Ale starczyło czasu także na literaturę – omówiliśmy nową książkę angielskiego pisarza Doma Joly’ego, którego „Witamy w piekle” bardzo mnie zaintrygowała (większa recenzja w Czytelni www.polityka.pl). To atrakcyjna relacja z podróży nazwanych tanatoturystyką czyli wędrówek do najniebezpieczniejszych miejsc na kuli ziemskiej. Lektura wzbudzała zarówno dreszcze przerażenia jak i salwy śmiechu. Utalentowany autor bowiem jest słynnym telewizyjnym komikiem i reprezentantem wspaniałego brytyjskiego humoru.
Następnego dnia, już bez gości, spędziliśmy dzień na pracy czyli pisaniu i przygotowywaniu kolejnych audycji radiowych. Obiad też był skromniejszy: lazanie ze szpinakiem i sałata z jajkami na twardo. Natomiast wino z wyższej półki i w dodatku przypominające ubiegłoroczny urlop. Była to butelka, która zapodziała się gdzieś w głębi winiarki i nagle samoistnie wychynęła na wierzch: Rosso di Montepulciano 2004, Pancole Fattoria Torcalvano Gracciano. Żadne słowa nie oddadzą ani bukietu, ani smaku tego płynu. Nadawało się wyśmienicie do obiadu i rozmów o przyszłości całkiem dorosłego, poniekąd nowego, członka naszej rodziny. Po tym posiłku i rozmowie zrozumiałem, że nazwa świadectwo dojrzałości ma pełne uzasadnienie.
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2011-07-04.html
Pogoda jaka jest, każdy widzi. Młodsza brzydko wzruszyła ramionami (Dziecko uczy się latać? pytała m0ja Matka) i oznajmiła, że pora deszczowa w Polsce przypada na lipiec, o czym każdy wie, a przynajmniej wiedzieć powinien, jeżeli uważał na lekcjach geografii. Teraz poleciała do szkoły po raz trzeci w te wakacje, pracować w komisji d/s nowych założeń oceny ze sprawowania – też będzie w procentach (?). To, co się pisze o spadającym poziomie, to prawda. Jeszcze kilka lat temu w LO Anki rekrutację zaczynano od poziomu 140 pkt, a były prestiżowe szkoły, które zaczynały od 160. W tym roku LO Młodej musi się zadowolić poziomem startowym 100 pkt, a renomowane liceum o najwyższym w mieście poziomie mat-fiz jedną klasę (matematyka stosowana) rekrutuje od 80, bo nie ma lepszych.
Marek – śliczne te rude porosty na złomach granitu. Jak haft.
ten haft źle się kojarzy Pyro … 😉 ..
leje a Amelka powoli zaczyna się nudzić i chyba nawet w ten deszcz wyjdziemy poskakać po kałużach dla rozrywki .. 🙂
Jolinku – a wynalazki naszych Babć na deszczowe dni? Wycinanie laleczek ze starych żurnali? układanie z nich teatrzyku? Puszczanie baniek mydlanych? Pieczenie kruchych ciasteczek, które dziatwa zdobi lukrem (siebie i kuchnię przy okazji)
jest niesamowicie ciezko rozroznic pore roku, wisza ciezkie chmury, mokre plachty zmieniaja co i rusz cienie swojej szarosci. przez zamoczona szybe dostrzeglem mozliwosc zrobienia zakupow. obok przystanek autobusowy, jedyne miejsce do zaparkowania. wykorzystalem je i zaparkowalem calkiem z przodu i przy krawezniku. mimo wszystko pare osob stukalo sie w czolo. zakupilem paczke kartoflanych slonych obierek i cole. juz mi lepiej. glod zaczyna odchodzic. w zieleniaku byly truskawki w peczniejacych kartonach po butach, poobijane i wyplukane jak ziemniaki, zielone punkciki na jasniejacej czerwieni.
starsza kobiecina oddzielila przestrzen pomiedzy chmurami a glowa zielonym parasolem. w drugiej rece z zielonej plastikowej torby wystaje zielony szczypior i piertuszka, a liscie kalarepy bujaja sie niczym dar na baltyku. obok przerobiony camper na stragan. przed nim obzerajacy sie ludzie w bialych koszulach. mleczne szyby, podobne do klozetowych dopuszczaja jedynie jasnosc do srodka. brezentowy rozciagany dach. niezaleznosc od pogody.
nareszcie znalazlem sie w macdonaldsie. przede mna kloszard zamawia zupe. wysoka dziewczyna z zebami w kratke tlumaczy ze nie ma zupy. on, ze jest klient, ze placi i wymaga. na plecach zlepek zabrudzonych i zniszczonych przez dlugotrwale uzywanie plastikowych toreb.
frytki nazywaja sie french fries, wszystko klimatyzowane. mimo wszystko jest mi duszno. oblewam sie potem. staje przy otwartym oknie. ptaszki swiergola. a ja im i wam mowie dzien dobry.
Pada scierwo caly ranek
dzien je smutny taki
skombinowal bys mi Franek
izotop dla draki?
Tego jeszcze nie zalecam, ale zalecam cos napisac, bo taka pogoda powinna sprzyjac do przegladania netu i zastosowania klawiatury. Ta, co ma najmniej czasu, bo zabawia Amelke tez sie wpisala, a ogonka opis piekielnego lata, kompaktny jak nie wiem i naprawde godny przeczytania, czeka na odzew juz trzy i pol godziny.
Oj, oj, doczekamy sie!
Nie doczekamy się, Pepe. Ja już czekam trzeci dzień, aż napiszesz o niemieckiej służbie konserwatorskiej. No i gdzie ta solidność?
Dzień dobry,
Trudno pocieszyć bo tutaj jest upalnie. Chowam się do chłodu bo od jakiegoś już czasu słońce mnie nie lubi. Na obiad surówki ( tarta marchewka, zielona fasolka i czerwony burak z sosem winegret ). Sezon na melony, dwa duże za 3 euro.
Alino – jak podajesz melony?
Alino- u nas sezon na czereśnie i maliny 🙂
Sezon na kurki i jagody też się w końcu otwarty.
A melony kojarzą mi się nieodmiennie właśnie z wakacjami we Francji.Kilka lat temu spędzaliśmy je nawet w melonowym zagłębiu-kilka kilometrów od Cavaillon.Uczestniczylismy też w melonowej fecie 😀
http://www.melondecavaillon.com/fete_melon.php
Nawet w Bretanii jest bardzo cieplo ! Siedze w ogrodku i od czasu do czasu wpadam do domu. Rano bylam w pobliskim miasteczku na targu. Obeszlismy maly cypel. Bylo pieknie, wystajace skaly z wody. Znam te widoki, ale za kazdym razem jestem nimi zauroczonai.
Pyro-francuskie melony z Cavaillon najbardziej lubią towarzystwo porto :
http://recettessimples.fr/news/melon-au-porto
Mnie to towarzystwo bardzo odpowiada 🙂
Ale może Alina przyrządza je jeszcze inaczej ?
Elap – długo już mieszkasz w krainie piratów?
W Bretanii od 1986 r. Mieszkam w ladnych okolicach.
wiatr rozpędza chmury, ociepla się.
Sylwia pojechała z dorotolami do lekarza z królikiem, tylko piłowanie zębów, żadna choroba.
Ja siedzę w domu i pilnuję chłopców (pomaturalnych – zdali i to całkiem na wysoki procent – jak nie ma stopni, tylko procenty to jak się mówi?), którzy wylewają posadzkę w paszarni. Etap pierwszy: zalać gruz i tłuczone szkło (antyszczurze) chudym betonem. Jutro mają sprzatać przejazd w hali, potem tynk ma ściany w paszarni, potem dalsze wylewanie podłogi a na koniec płytki – grys. Jeszcze przydałoby się zrobić podbicie dachu. Z paszarni zrobi się szatnio-siodlarnia dla rajdowiczów. Poza sezonem magazynek na widły itp
Wczoraj użyłam resztę gruszkówki Pana Lulka do lodów. Cztery nakrętki się ostały z dwulitrowej butli. Lody robię w maszynerii od paOlOre. Wczoraj waniliowe i czekoladowe.
Wziełam się za zrzucanie kilogramów nabytych od czasu „nastania Sylwii”.
Ciężko będzie 🙁
Pyro, nie wiem kiedy bylas w tym Dreznie (wpis wczorajszy), ale tam trzeba byc czesciej, bo mozna nienadazyc. Tam, jak wiesz, nie bylo prawie nic. Co jako tako jeszcze stalo, to zostalo zabezpieczone jeszcze za czasow NRD, tzn. glownie Zwinger, tarasy Brühla, kosciol Krzyza. Tam zas, gdzie w Dreznie kiedys bylo stare miasto nie utrzymano niczego, a w miejsce tego zbudowano nowe, z paroma publicznymi gmachami i tzw. Prager Stras se, jako glowna os. To mialo byc miasto na miare nowego czlowieka i tak to tez wyglada – okropnie. Teraz, po prawie 100 procentowej rekonstrukcji glownego kosciola Frauenkirche zakonczono wlasciwie odtwarzanie kompleksu zamkowo-palacowego nad Laba, a zaczelo sie tworzenie kulis dla tego zespolu. Widzialem to dwa lata temu i zasada zdaje sie byc taka, ze o ile zespol nadlabski zostal zrekonstruowany dosc skrupulatnie, to kulisy sa juz tylko robione ?a la?. Pierwszy pierscien kulis byl skonczony w 50 procentach i wyglada na to, ze na wzor lupin cebuli (na takim planie byla tez zbudowana starowka) korczyc sie bedzie w kierunku Prager Stras se. Naturalnie slychac liczne glosy, aby to zostawic w spokoju, bo to tez pamiatka.
Istnieje ale jeszcze prawobrzezne Drezno, ktore nie zostalo tak zniszczone i sa tam urocze zakatki, a mieszkania sa poszukiwane. Drezno to tez jeszcze przedmiescia i tarasy z winnicami, az do zamku w Pilnitz i w kazdym wypadku warte jest podrozy i jest alternatywa do Berlina.
W kazdym jednak wypadku warty podrozy jest Zgorzelec, bo jak sie jest w Zgorzelcu, to szybko mozna mosten dotrzec do Goerlitz. To jest natomiast przyklad miasta przez wojne co prawda nieruszonego, za to doprowadzonego przez 45 lat socjalizmu na skraj rozsypki. Dzisiaj stare centrun jest odbudowane i mozesz podziwiac najczysciejszy renesans.
Żabo-widzę,że zapadła Ci w pamięć kolekcja sukien z podkreśloną talią,
zaprezentowana przez Jolinka 😉
U mnie chmur sporo, ale od rana nie pada i jest całkiem przyjemnie. A że nie upalnie, to tym lepiej.
Poczytałam sobie wczorajsze uwagi Pepegora i Haneczki o zamku w Bobolicach i wcale nie jest mi miło, bo zwykły turysta taki jak ja, jedzie sobie do Bobolic i zachwyca się odbudowanym zamkiem, nie wiedząc jak naprawdę sprawy się przedstawiają. A dotyczy to pewnie wielu innych miejsc.
Asiu,
byłam w sobotę na koncercie Prince,a / nie mam apostrofu na mojej klawiaturze/ i bardzo mi się podobał. Koncert na żywo robi duże wrażenie. W czwartek zaś zaliczyłam koncert Coldplay, a w piątek Monikę Brodkę, która musiała przerwać koncert z powodu wiatru i deszczu. Posłuchałam jeszcze innych zespołów, bo w sumie na Openerze było 6 czy nawet 7 scen. Oczywiście publiczność to głównie młodzież, ale i starszaków nie brakowało. Z ciekawością obserwowałam też, jak zorganizowane jest miasteczko festiwalowe – to olbrzymie przedsięwzięcie. Przy okazji przemierzyłam też sporo killometrów, co wyszło mi tylko na zdrowie. Na razie przerwa w rozrywkach.
Krystyno,
tez jestem zdania, ze wrazenie na zwiedzajacych to robi wielkie i efekt jest pozytywny, a nikt nie pyta o jakosc odbudowy albo o rzetelnosc rekonstrukcji. W Hildesheimie gdzie pracuje, zrekonstruowano 90 procentach rynek i kazdy zwiedzajacy jest zachwycony, a tylko takie zgredy jak ja widza te mniej lub bardziej tanie kompromisy. W sumie – i w jednym i w drugim przypadku widze jednak walor dla regionu. Nie postuluje tez podobnej odbudowy Mirowa, sugeruje najwyzej absolutna koniecznosc prac zabezpieczajacych, a juz ta ogolna dostepnosc objektu, przy braku jakiegokolwiek nadzoru mnie przeraza. Moje watpliwosci w wypadku Bobolic dotyczyly wylacznie rachunku ekonomicznego i one nadal pozostaja.
Witam.
Krystyno, apostrof znajdziesz w tablicy znaków.
Otwieramy na dole po lewej str. kółeczko Windowsa lewym klawiszem myszy , wszystkie programy, akcesoria, narzędzia systemowe, tablica znaków. Dla wygody możemy umieścić ją na pasku szybkiego uruchamiania.
Powodzenia.
Princ’a
Pyro, odpowiadam trochę późno. Melony podaję albo z porto, tak jak to pokazała Danuśka albo pokrojony na 8 części, jeśli duży, (odkrajam miąższ ale podaję na skórce), z wędzoną szynką pokrojoną bardzo cienko albo tylko sam, dobrze schłodzony.
miodzio,
pytales – przede wszystkim sprzetem 🙂
https://picasaweb.google.com/wincentyb/Smoker?authkey=Gv1sRgCMXep5r25bCTzgE#slideshow/5625494511268006914
poza tym technika: BBQ to glownie (tu u nas w TX a bo ja wiem jak gdzie indziej?) to przyrzadzanie miesa przy pomocy dymu ze zrodla posredniego (palenisko z boku i ten komin).
Grill to grill pod spodem cos do grzania, kratka, klapa i juz – rare, medium lub ostatecznie well done.
Mieso z BBQ (briskiet np.) jest miekkie mimo dlugiego przyrzadzania, ponoc z tych najlepszych pits to sie ma dac jesc widelcem. Oczywiscie te wszystkie smaczki z przypraw i sosow i specjalnego drewna (np mesquite) dodaja uroku. Ponoc znow w tradycyjnych pits jako dodatki maja byc jedynie fasolka, coleslaw i cos tam trzeciego co zapomnialam. Mieso czesto krojone na papierze i tak serwowane – no co, to w koncu Texas.
a teraz ten kod ? zagadka zaakceptuje czy nie hmm ok skopiowalam
Troche informacji dla tych o pytali mnie o nowa wystawe w Toronto (a wlasciwie nowe galerie). Mam nadzieje, ze ten link zadziala;
http://www.insidetoronto.com/what's%20on/article/1036470–rom-s-new-galleries-show-off-ancient-artifacts-from-rome-byzantium-and-nubia
http://www.insidetoronto.com/what's%20on/article/1036470–rom-s-new-galleries-show-off-ancient-artifacts-from-rome-byzantium-and-nubia
Dzien dobry,
Chcialabym zapytac Blogujacych czy przyrzadzali jarmuz – a jak tak, to czy mozna poprosic o sprawdzone przepisy.
Dziekuje!
Jestem ciekawa co Pan Piotr mysli o polskim menu podczas prezydencji.
„Kuchnia dworska – polskie menu podczas prezydencji
Zupa z raków, mus z wędzonego śledzia i sarna w otoczce z leśnych grzybów…..”
Tak sobie mysle, skad oni wezma te sarny? Wszystkie beda odstrzelone w imie postaw sie?
Buziaki,
Pyro,
Poniżej inny sposób podania melona, tym razem z arbuzem i na słono!
Cienkie plasterki arbuza są posypane sola i pieprzem, bazylia, polane octem balsamicznym,, do tego kulki melona, troche koziego serka i ewentualnie wedzonej szynki. Mam ochotę spróbować 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=opl-Sk6dGsI
Wybaczcie reklamę 🙂
Alino – interesujące; chyba spróbuję w sobotę.
Pepe – w Dreźnie byłam ze 30 lat temu kilka razy. Potem już nie.
Ależ Krystyna prowadzi bogate życie kulturalne. Zazdroszczę troszkę.
Jolly Rogers – jarmuż to warzywo późno jesienne – dobrze mu robi przymrozek. Lubię z uwagi na gorzkawy smak. Jadam w dwóch postaciach – jako zielony krupnik (autentycznie dobrze nagotowany krupnik, do którego przed dorzuceniem ziemniaków wrzucić sporo zblanszowanych wrzątkiem, pozbawionych grubych nerwów i usiekanych liści jarmużu) do takiej zupy obowiązkowa złota zasmażka i pokrojone mięso albo kiełbasa z zupy. Po drugie zrobiony tak, jak szpinak – zblanszowany, zerwany z nerwów, usiekany, zasmażony na wędzonym boczku, doprawiony solą, pieprzem i czosnkiem – do siemniaków albo naleśników, albo pierogów.
Leno nie martw się. Dziczyzna w zdecydowanej większości pochodzi z hodowli. Teraz hodowane są (czasem w warunkach naturalnych tyle, że za ogrodzeniem) i jelenie, i daniele, i dziki. O obcych nam strusiach, bizonach czy jakach nie wspomnę, choć też są hodowane dla lubiących ich mięso.
A menu dworskie było dobrze dobrane. Raki to naprawde polska specjalność, a i śledzie jadali nasi przodkowie (niektórzy aż do przesytu co wyśpiewali wojowie Krzywoustego dochodząc do Bałtyku).
Grzyby też już są świeże (u mnie wylazł drugi prawdziwek) więc myślę, że gościom smakowało.
Yurek,
dzięki serdeczne za podpowiedź. Przy pomocy męża przećwiczyłam zadanie i chyba już umiem. U mnie wprawdzie nie ma kółeczka Windowsa, ale jest” Start” pełniący tę samą funkcję. A zatem mogę już napisać, że byłam na koncercie Prince´a . 🙂
Panie Piotrze,
Ufff, kamien mi z serca spadl byl, myslalam o tych lesnych sarenkach w biale ciapki i chcialam juz isc z kims na bagnety.
Buziaki,
Jakiś czas temu od Żaby dowiedziałam się, że do żurku dobrze jest dodać dla smaku suszone liście selera. I dziś kupiłam seler z ładnie wyrośniętymi liśćmi i będę je suszyć. To jedna z tajemnic pysznego żurku Żaby.
Pyro,
te rozrywki kulturalne są też trochę męczące, bo najważniejsze koncerty rozpoczynały się o godz. 22, kiedy normalnie szykuję się do snu. Ale nie mam prawa narzekać.
Dzień dobry,
Miodzio – okropnie się wstydzę, że nie doczytałem Twojego wpisu i to tak życzliwego dla mnie, wszystko przez pośpiech. Wybacz i witaj, siadaj przy mnie, robię miejsce. 🙂
Wczoraj cały dzień spędziłem w pracy – przyjęcie na 75 osób – Mercedesy, BMW, Lexusy, kucharki, kelnerki, barmani, sprzątaczki, pomywaczki, pomagierki i inne. Taka nowobogacka niby Francja-elegancja.
Ja doglądam swoich kwiatków, ale również jestem w pogotowiu na wypadek gdyby coś się stało. I stało się – pękła rura przy pompach w basenie. Fontanna wysoka na kilka metrów zalewająca to całe bezradne towarzystwo 🙂 Basenowe tsunami, tyle, że niegroźne. Zanim zdążyłem odłaczyć prąd, w basenie ubyło około 25% wody. Telefony, przerywanie ludziom świętowania, wzywanie fachowców, naprawa itd. – cały dzień zleciał.
Przyjęcie oznacza również ogromną wyżerkę dla wszystkich, nie wyróżnia się tutaj gości od pracowników – każdy bierze co chce. Kucharka wyśmienita więc i jedzenie też.
Mała ciekawostka – ja, człowiek z Krainy Ziemniaka spróbowałem kilku potraw, ale oczywiście z serwowanymi młodymi ziemniaczkami. Miały doskonały, nieznany mi dotąd smak, polane były masłem z ziołami. Spytałem kucharki skąd ten subtelny, świetny smak. Zdradziła mi sekret – gotuje je w wodzie z oceanu, po którą jej mąż wypłynął rano nieco dalej od brzegu (z plaży się nie nadaje, bo może zawierać piasek). Nigdy bym nie zgadł, że woda z ocenu może tak udoskonalić zwykłego kartofla.
O właśnie,dopiero teraz mi się przypomniało,że ktoś pytał o specjalności
kulinarne Teneryfy i tak zabierałam się za odpowiedź na to pytanie,że aż
w końcu wyleciało mi to z pamięci.
Tam też gotuje się młode ziemniaki (ze skórką) w morskiej wodzie.
He,he i w ten sposób nie trzeba ich solić,a potem podaje z sosem czerwonym i zielonym czyli papas arrugadas con mojo rojo oraz verde.
Te ziemniaki są rzeczywiście bardzo smaczne 🙂
Krystyno, macie W-XP. Ryż dochodzi pod kołderką, pomidorówka dziś.
EEEE, Nowy,
A skad ja Ci tu ocean wezme, sol morska tak ale nic ponad to.
Buziaki,
Krystyno jestem pod wrażeniem Twojego pobytu na Openerze 🙂
mnie nie było dane ale bywa tam moja córka, w tym roku nie bo po powrocie z Paryża przepakowała walizki i ruszyła do Berlina na sześć tygodni na Humboldt Uniwersytet, ech młodość, studia….
my z synem ruszamy za jakiś czas tu:
http://www.ochotnica.pl/pl
pogoda nieważna, zamierzam odpocząć chociażby nieładnie to pisać na blogu kulinarnym ale od tzw.garów
pozdrawiam gorąco 🙂
Marzeno,
w ładne okolice się wybieracie. A odpoczynek od kuchni każdemu jest potrzebny. Też by mi się już przydał.
A na Openerze byłam dopiero drugi raz/ festiwal obchodził w tym roku dziesięciolecie/. To niedaleko ode mnie/ ok.20 km/ i dzielnie towarzyszyła mi koleżanka.
Yurek,
skoro tak twierdzisz, to na pewno tak jest. Oj, przydałby mi się taki nauczyciel jak Ty, tu na miejscu. 🙂
A jak pomidorowa to albo z makaronem albo z ryżem gotowanym na sypko, nigdy z ryżem gotowanym w zupie, takim rozgotowanym, choć niektórym własnie tak smakuje.
Danuska,
Znalazlam na (w) internecie sosy: papas arrugadas con mojo rojo oraz verde.
Widze, ze trzeba wyprobowac na rodzinie, moze w pierwszej kolejnosci ten verde bo jest mniej ostry.
Buziaki,
ROMek, pochodziłam sobie trochę po Tobie. Jej , ale Ci dobrze 🙂
Krystyno, seler suszę zawzięcie od ubiegłego roku, natkę pietruszki też 🙂
Dzień miałam czarnoporzeczkowy. Jeden krzak zapełnił wiadro 12 l, a w dalszej kolejności, dżemowo, słoiki.
Kupię sól morską i sprawdzę, czy się sprawdzi w ziemniakach 😉
Pyro, dziekuje za podpowiedz, za krupnikiem nie przepadam, ale w postaci ‚szpinakowej’ bedzie mi smakowal.
Żaba twierdzi, że jedno ze źródeł solankowych w Kołobrzegu ma idealną wodę do kwaszenia ogórków. Ludzie jeżdżą z całymi kontenerkami pustych butelek po tę wodę. Prócz soli NaCl są tam mikroelementy ujędrniające ogórki, a zawartość soli w roztworze idealna – nie wymaga żadnych korekt. Kto jadł ogórki u Żaby ten wie, że Żaba się na tym zna. Mogą być ogórki z solanek, mogą być i ziemniaki z morza.
Kto pamieta nalewke Wankowicza czyli trojanke litewska? Moja malzonka zalala dzisiaj ziola wg przepisu Wankowicza dwoma litrami wodki i za dwa miesiace bedzie mozna pic.Ziola zostaly wyslane z Polski,wodka francuska White Goose Vodka podobno nie smierdzi:) kupiona w na miejscu. A dzisiaj swieto 4th of July,bedzie obowiazkowy stejk z grilla pol kilograma jedna sztuka:) do tego salata i dobre towarzystwo.Cheers!
Nie pamiętam, ale tu znalazłam http://pychotka.pl/drinki/nalewki/nastaw-trojanka-%11trejos-devynerios.html Każą spirytus. Nie mam aptekarskiej wagi. Jak mierzyć te gramy?
pomnoz wszystko przez tysiac, to i waga do kartofli wystarczy i picia na dluzej bedzie 🙂
Gramy to gramy, ale jego setne! O niektórych ziółkach w ogóle nie słyszałam 🙁
ziola nie sa na uszy, tylko do gorzaly, sie nie wie, sie bierze szczypte
Twoją czy moją, Sławek 😉 ?
Wszyscy poszli na z góry upatrzone pozycje?? Nalewki to ja robię „na czuja” czyli przepis traktuję jako inspirację i pilnuję zawartości procentów – żeby nie za dużo w finalnym wyrobie; w nalewce 36% o gora. Likiery bywają znacznie mocarniejsze.
dzień dobry ..
przez deszcz i dzięki Amelce wyspałam się aż mało nie zaspałam .. 🙂
poczytam wieczorem co tu napisaliście ..
Fakt kiepska pogoda rozwija wyobraźnię i sprzyja ciekawym posiedzeniom.
Ja od siebie polecam;)
http://pordubitz.org/1/wiadomosci.onet.pl
Fakt kiepska pogoda sprzyja kreatywności i skutkuje ciekawymi spotkaniami.
Ja od siebie polecam ciekawy news.
http://pordubitz.org/1/wiadomosci.onet.pl