Pali się moja panno!

To tytuł jednego z moich ulubionych filmów, wykazujących wyższość komedii czeskich nad polskimi. Tym razem tytuł uzyty jest tez do komedii pomyłek, tyle, że kulinarnych.

Czasem zdarzają się takie kuchenne kataklizmy. Lazanie z sosem bolońskim przypalą się, faszerowana ryba zamiast na półmisek trafia na podłogę, pieczony drób nie na stół winien pójść lecz na emeryturę, bo z powodu wieku jest taki twardy. Trzeba to przewidzieć i mieć w spiżarni lub lodówce parę produktów z których da się w kilkanaście minut przyrządzić coś wspaniałego. Np. szpinak lub rukola z rodzynkami, jajami na twardo, truskawkami i sosem winegret, risotto z jarzynami lub owocami morza (produkcja trwa tyle ile gotowanie ryżu czyli ok. 10 minut).

W żadnym wypadku nie należy poświęcać wieczoru na opowiadanie gościom o przykrej przygodzie i zadręczanie siebie (a przede wszystkim ich) jękami upokorzonego kuchmistrza.

Miałem przygodę z tak twardymi dzikimi kaczkami, przeznaczonymi w dodatku dla bardzo starannie dobranych i cenionych gości, których  (idzie o kaczki a nie o gości)nawet mój (nie żyjący już od paru lat ukochany Lolek) sznaucer olbrzym nie potrafił pogryźć. Kaczki przy nieudanej próbie krojenia zostały usunięte, a w zamian goście dostali do degustacji, na czas poświęcony robieniu risotta, najlepsze z moich win z najlepszymi serami jakie miałem w spiżarni. Czas im upłynął mile i niemal nie zauważyli zmiany menu.

A ja uniknąłem wstydu. Czego życzę wszystkim zdesperowanym kucharzom.