Pali się moja panno!
To tytuł jednego z moich ulubionych filmów, wykazujących wyższość komedii czeskich nad polskimi. Tym razem tytuł uzyty jest tez do komedii pomyłek, tyle, że kulinarnych.
Czasem zdarzają się takie kuchenne kataklizmy. Lazanie z sosem bolońskim przypalą się, faszerowana ryba zamiast na półmisek trafia na podłogę, pieczony drób nie na stół winien pójść lecz na emeryturę, bo z powodu wieku jest taki twardy. Trzeba to przewidzieć i mieć w spiżarni lub lodówce parę produktów z których da się w kilkanaście minut przyrządzić coś wspaniałego. Np. szpinak lub rukola z rodzynkami, jajami na twardo, truskawkami i sosem winegret, risotto z jarzynami lub owocami morza (produkcja trwa tyle ile gotowanie ryżu czyli ok. 10 minut).
W żadnym wypadku nie należy poświęcać wieczoru na opowiadanie gościom o przykrej przygodzie i zadręczanie siebie (a przede wszystkim ich) jękami upokorzonego kuchmistrza.
Miałem przygodę z tak twardymi dzikimi kaczkami, przeznaczonymi w dodatku dla bardzo starannie dobranych i cenionych gości, których (idzie o kaczki a nie o gości)nawet mój (nie żyjący już od paru lat ukochany Lolek) sznaucer olbrzym nie potrafił pogryźć. Kaczki przy nieudanej próbie krojenia zostały usunięte, a w zamian goście dostali do degustacji, na czas poświęcony robieniu risotta, najlepsze z moich win z najlepszymi serami jakie miałem w spiżarni. Czas im upłynął mile i niemal nie zauważyli zmiany menu.
A ja uniknąłem wstydu. Czego życzę wszystkim zdesperowanym kucharzom.
Komentarze
Dzień dobry, miłego dnia, udanego tygodnia 🙂
O! Czyzbym nie tylko ja pracowala? Jadąc dziś przez miasto takie miałam dziś wrażenie…
A jeśli chodzi o kuchenne wpadki, to najczęściej mam problem z sosami – wychodzą za rzadkie lub za gęste. A już beszamel, to istna loteria…
Słuszne wrażenie 🙂 .
bechamel najlepiej jest zrobic troche za gesty i rozrzedzic
…dobrze jest też zrobić rzadki beszamel i potem go zagęścić.
Ka,
Jednak zawsze się boję, że wyjdzie mi zbyt „mączny”, jesli zrobię za gęsty…
No, jest jeszcze cala masa populacji swiatowej, podejmujacej prace po 1. maja.
Klaniajac sie z tej pozycji, zycze nam wszystkim dalszych pieknych dni w tym miesiacu.
pepegor
Największą wpadkę kulinarną zaliczyłam jeszcze za nieboszki komuny. Trudno wtedy było dostać cokolwiek. Ponadto uważałam wtedy, że prace kuchenne są czymś „poniżej”, czym prawdziwi intelektualiści nie powinni się zajmować. A już w żadnym wypadku o tym rozmawiać. Vide gentelmani o pieniądzach.
Mieliśmy już wtedy dwoje dzieci, w tym nastolatka, czyli młodego człowieka z ogromnym apetytem. Poczucie odpowiedzialności za rodzinę kazało mi jednak zajmować się znienawidzoną prozą życia.
Którejś soboty, po wyjściu z biblioteki, w której pracowałam całe przedpołudnie, poszłam na rynek żeby kupić kurę na niedzielny obiad. Bardzo dokładnie porównywałam ceny i wagi (metodą ręczną). Wreszcie dokonałam bardzo korzystnego zakupu. Za najniższą cenę kupiłam najcięższą kurę. Dumna wróciłam do domu i włożyłam kurę do lodówki.
W niedziele przed południem, kiedy młodzież z Włodkiem ogladała teleranek, poszłam do kuchni przygotować obiad. Wyjmuję kurę, patrzę a ona nie jest wypatroszona 😯
Nigdy w życiu nie patroszyłam kury. W pierwszym odruchu chciałam ją po prostu wyrzucić. Ale przecież coś takiego, jak niedzielne sklepy nie istniało. Rodzinę trzeba było nakarmić. Mnie do upokorzenia, z racji bycia „garkotłukiem”, doszło upokorzenie z racji wykonywania takiej „obrzydliwej” czynności.
Otworzyłam szeroko okno i odwracając głowę od rzeczonej kury zaczęłam ją patroszyć, zalewając się przy tym łzami. Jakim cudem nie pokaleczyłam się? Nie wiem 🙄
Jakoś uporałam sie z tym patroszeniem. Wytarłam zapłakane oczy i zapuchnięty nos. Włożyłam kurę do garnka. Po wariacku zaczęłam czyścić wszystko w kuchni. A potem szorować siebie. Musiało to wyglądać naprawdę komicznie 😆
Dla mnie był to jednak dramat, a moje ego cierpiało straszliwie 😉
Nie pamiętam czy zjadłam tego dnia obiad, czy nasz syn miał podwójną porcję kury 🙄
Można powiedzieć: jaka kucharka, taka wpadka! 😯
Ewo z Poznania,
napisz, proszę, do mnie: nota7@o2.pl
Sławku,
jeżeli będziesz na początku czerwca w okoliczh Poznania, daj znać Moze uda nam sie zorganizowac jakiś mini zjazd 🙂
Wiadomość dnia:
http://wiadomosci.onet.pl/cnn/nie-zyje-bin-laden-nie-wiadomo-kto-oddal-decydujac,1,4259778,wiadomosc.html
jotka,
przednia historia z Twoją wpadką kulinarną! 🙂
jotka, rozumiem doskonale Twoje (ówczesne) łzy i gorycz, identyczne przeżycie miałam gdy mi przyszło dokonać podobnej operacji na rybie. Czułam sie fatalnie, a choć dokonałam tego też przez łzy, do tej pory niemiły dreszczyk na samo wspomnienie!
Taka wpadka, której nie zapomnę przydarzyła mi się z tortem, który miał uświetnić jakąś rodzinną okoliczność. Byłam zupełnie początkująca jako cukiernik, więc dzieło wykonywałam z książką kucharską w ręku, punkt po punkcie. Wiadomo ile z takim tortem ambarasu, a to biszkopt, a to krem… Jak już wszystko było gotowe, łącznie z piękną dekoracją i dumna niosłam to dzieło sztuki cukierniczej do pokoju, rękaw zahaczył o klamkę i gwałtowne szarpnięcie ręki spowodowało, że tort z gracją zsunął się ze szklanej patery i paskudnie klapnął na krześle. Czy można sobie wyobrazić większą klęskę i rozpacz na samym progu „kulinarnego popisu” 🙂
Chesel – trzymam kciuki za Twój ogródek 😀
Jotko, a ciało wrzucili do afgańskiego morza :):):):)
Katastrofa skonczyla sie u mnie w zeszlym roku proba ugniecenia ciasta na tarte – tez wg. ksiazki i tez tu juz opisalem. Zamiast osiagnac jakis stan przerabialny, upiorna masa uporczywie kleila sie do rak, a tu: trzeba bylo dosypac maki, dogladac innych rzeczy na blasze, a to zadzwonil telefon. Zawsze ten sam rytual, odczyscic jako tako obie, dlonie umyc pod kranem, wytrzec do sucha i… Ach, na koniec okulary zsunely mi sie z nosa do tej breji i dalem sobie spokoj. Sprawe na koniec zalatwil krotki wyskok do pobliskiego sklepu, po gotowe ciasto na pizze. I tak stosuje do dzis.
No nie, musze sprostowac, bo nie moglem ciasta na tarte zastapic takim na pizze. Chcialem upiec sobie quiche!
Mnie wpadka zdarzyła się gdy po raz pierwszy trzymałam w ręce paprczkę chili. Potrawy nie pamiętam, ale pamiętam że jej smak był piekielny 😉 .
W czasach PRLu bardzo dzielnie odstalam kilka godzin w kolejce za dwoma kurczakami, a mialam gosci to i stalam. Upieklam jak na tamte czasy umialam, dumna postawilam na stol, a ludziska: noooooo, wyglada jak kurczak a smakuje jak ryba. Potem dowiedzialam sie, ze namietnie karmiono je w duzej ilosci maczka rybna. Zjedli tylko ziemniaki i salate….
Buziaki,
Katastrofą była moja tegoroczna babka wielkanocna, wyrosła jak głupia, wypłynęła, nie dopiekła się, przy wyjmowaniu z foremki rozwaliła się i była bez smaku.
Pyro, czy Ty jestes przy tym mazurku, jezeli tak to czy smacznienki aby?????????
Cytuje:
„Ma prawie 7,5 m długości i 80 cm szerokości. Największy w Europie mazurek w barwach flagi narodowej stanął przed urzędem wojewódzkim w Poznaniu. Okazja nieprzypadkowa, 2 maja obchodzimy Dzień flagi państwowej. ”
Buziaki,
Widziałam ten poznański mazurek wczoraj w telewizji, ale wydawało mi się, że ta „czerwień” miała kolor różowy. Myślę, mi się, że mocny czerwony kolor trudno jest uzyskać . Może Jotka widziała w naturze ten mazurek.
Alicjo,
zrobiłaś solidną dokumentację fotograficzną Islandii. Pogodę rzeczywiście miałaś bardzo urozmaiconą, ale kraj jest bardzo interesujący także przez swoją odmienność. Tylko za mało drzew i za chłodno. Z przyjemnością obejrzałam te zdjęcia.
Ewo,
czy w tym zamku w Sobótce jest także restauracja ? Sugerują to wielkie stoły i stoliki. Swego czasu w podobnych wnętrzach w pałacu w Kurozwękach piłam kawę , siedząc na starej kanapie i patrząc na równie piękne zabytkowe piece.
Pyra tyra i boi się wejść na blog, żeby nie odciągnął od obowiązków 😉
Nie lubię VATu, posiekał mi ceny na drobne 👿 Teraz już nie potrafię przemielić tego w rozumie 🙁
Ja sobie chyba odłączę blog, bo mi strrrrasznie przeszkadza w pracy… Jak kto nie ma silnej woli, to musi łapać się sposobów.
Wielką porażką był mój bożonarodzeniowy piernik. Zrobiłam dokładnie według staropolskiego ponoć przepisu, na miodzie i w ogóle lege artis. Ugniotłam trzy tygodnie przed pieczeniem. Zamienił się w kawałek betonu i już nie odpuścił. W styczniu wywaliłam drania.
Krystyno,
I owszem, w zamku jest restauracja i hotel (obecnie w remoncie, ale 3 pokoje dla gości się znajdą). Co więcej, mają w ofercie miejscowe kasztany jadalne. Witek potwierdził że w okolicy Sobótki rośnie kilka drzew z których sam korzystał jak jeszcze tam mieszkał.
Nisiu,
i to był błąd, nie należało wyrzuć tylko poczekać, on by zmiękł, serio!
Krystyno,
nie widziałam mazurka w naturze. Nie wycgylam nosa ze wsi w czasie tego weekendu.
marudo,
tez tak w pierwszej chwili pomyślałam 😉
ale przecież to nie problem przewieźć ciało helikopterem.
Nisiu, Jotka ma racje.
Ja gdzies czytalam, ze pierniki staropolskie zagniatalo sie po urodzeniu corki, potem zakopywano do ziemi by byl dobry i kruchy na jej wesele.
Buziaki,
Chinczycy tak zakopuja jajka. Maje potem na swieconke jak znalazl na wypadek kury przestana niesc 🙂
Moze jak sie piernik z takich jajek zrobi to juz nie trzeba zakopywac piernika?
Ej YYC,
Nie smieje sie ON, takie madrosci wyczytalam w latach 70 tych i musi w bardzo madrej ksiazce.
Cwiczylam sos hollandaise, roboty po lokcie a do tego wyszly mi jakies krupy, no i ze wstydu nikomu mego „dziela” nie pokazalam. Za Twoja porada znalazlam Knor, zakupilam i chociaz tychze krup nie bedzie.
Buziaki,
YYC,
ZNALAZLAM1
A teraz zakopuj jajka wielkanocne na rok nastepny
Piernik staropolski
Kilka razy M. słyszała historię o staropolskiej tradycji zagniatania ciasta w dniu narodzin dziecka i pieczeniu go w dniu jego ślubu. Wyobraźnia podsuwała różne obrazki, którymi na blogu z dobrym jedzeniem lepiej się nie dzielić. Pod koniec października myśląc już o wypiekach bożonarodzeniowych (bo M. uwielbia te święta tak mocno, że czeka na nie co najmniej 4 miesiące), przeczesywała sieć w poszukiwaniu dobrego piernika. Takiego, który smakowałby jak pierniczki toruńskie, byłby miękki, aromatyczny, sycący i pięknie karmelowy. Na wielu blogach pojawiał się przepis na piernik staropolski, który podobno został opublikowany w jakiejś polskiej książce kucharskiej z XIX wieku. Podobno autor tego przepisu sugerował jak najdłuższe przechowywanie nieupieczonego ciasta. Legenda o „narodzinowym” cieście widocznie nie była wyssana z palca.
Buziaki,
Kobiety, nie załamujcie mnie! Toż on robił za beton trzy tygodnie, a po upieczeniu jeszcze przeszło miesiąc! Zdążył wyschnąć, słonia można byłoby nim zabić…
Witam deszczowo 🙁
Nisiu,
jedyna rada, to radykalna rada – poprosić Gospodarza, żeby Ci dał bana na blog do odwołania 😉
Ja też mam ten problem, chociaż już mniejszy, niz na początku.
Jeśli chodzi o kuchenne wpadki, ja jestem silnie paląca. Tylko w ciągu ostatniego roku spaliłam ziemniaki na węgiel, przy czym jednego garnka o grubym dnie i tak nie udało mi się uratować (takam zdolna 😯 ). Za drugim razem z ziemniaków węgiel, ale garnek odszorowałam – gotuję w nim tylko wodę. Przed wpadką z ziemniakami tak przyspieszałam suszenie jabłek w piekarniku, że całe mieszkanie zadymiłam, zagadawszy się telefonicznie z kumlpem z Danii. Dopiero jak mnie w oczy przyszczypało, połapałam się, w czym rzecz. Więcej grzechów nie pamiętam, ale nie wykluczam, że były.
Nisiu a probowalas namoczyc?
Witam. 🙂
Nisiu, to był przepis na piernik pieczony w foremce ? Twój surowy piernik był twardy, bo miód i cukier twardnieje gdy się schłodzi. Jeśli piekłaś w keksówce, to żeby zmiękł, to trzeba go było upiec co najmniej tydzień wcześniej, włożyć do woreczka nylonowego z kilkoma kromkami zwykłego chleba i codziennie zmieniać chleb. Byłaby szansa, że na święta byłby miękki. Ja wprawdzie piekę pierniki na święta z ciasta świeżo zrobionego i to albo krajankę, albo wyciskane fikuśnymi foremkami i piekę pierniki w 1 lub 2 niedzielę adwentu i też w puszce lub woreczku muszę przekładać chlebem, bo nikt by tych twardzieli nie był w stanie przegryźć. 😉
Hollandaise to duzo zachodu. Moze dla profesjonalisty to nie problem bo robi codziennie ale jak raz kiedys to za duzo zabawy a i efekty rozne. Mnie Knorr wystarcza 🙂
Sprobuj sos Bearnaise, dodaj musztardy w proszku nieco i wtrawnej sherry. Palce lizac a do cheaubriand’a nieodzowny. Kawal dobrej poledwicy + sos. Nic wiecej nie trzeba do szczescia 🙂
Tak sobie teraz mysle, ze jakbys namoczyla w „poltoraku” to na Wielkanoc bylby jak znalazl.
Przykro mi Nisiu, miesiąc to zbyt krótki czas dla tego typu piernika. On potrzebuje paru miesięcy 🙄
Przerabiałam to 😉
Był kiedyś miesięcznik „TY i Ja”, a w nim na temat kuchni pisali Maria Lemnis i Henryk Vitry. Potem wydali książkę: „W staropolskiej kuchni i przy polskim stole”, a w niej przepis na piernik staropolski. Surowe ciasto powinno leżakować co najmniej dwa tygodnie. Mnie zdarzało się przetrzymać je i 6 tygodni. Nie mam córki, więc nie mogłam wypróbować piernika w roli posagu. Robię ten piernik od bardzo wielu już lat i dla wszystkich domowników, a także przyjaciół jest to najważniejsze i najlepsze ciasto. Rzeczywiście jest twarde po wyjęciu z lodówki, ale wystarczy je trochę przetrzymać w kuchni, by bez użycia łomu, czy sił nadprzyrodzonych wsadzić je do foremki. Po upieczeniu wystarczą trzy dni, by jedzenie go nie rodziło trudności, a co najwyżej wyrzuty sumienia z powodu jednego z grzechów głównych.
Nisiu czy to przepis na piernik Lemnis Vitry?
był kiedyś 100lat temu przepis w Twoim Stylu,pyszny ale zostało mi pół przepisu, resztę kartki wciłęło gdzieś…
ma początku małżeństwa rozmroziłam kurczaka ale potem się rozmyśliłam i znowu go zamroziłam, a co… myślenie
wkurzyłam się bo dzisiaj dostałam odpowiedź z MOPRU, że mój syn znowu nie dostał dofinansowania do turnusu rehabilitacyjnego, nie dostał go ani razu bo z każdym rokiem jest na ten cel dla niepełnosprawnych mniej pieniędzy…w 2011 fundusze zostały zmniejszone w stosunku do roku 2010 o 27,1% i aż o 86,9% w stosunku do roku 2008
to jest tylko dofinansowanie a nie pokrycie 100% sumy
posiadanie dziecka niepełnosprawnego naprawdę wiąże się z pewnego rodzaju dramatem finansowym
Jotka,
zerknij do skrzynki,
mogło nie dotrzeć, jak kiedyś.
ewo w tej Sobótce jest bardzo ładny ryneczek ..
Alicjo właśnie skończyłam czytać kryminał islandzkiego autora Arnaldura Indrioasona pt. „Bagno” (wydane przez Politykę) i przez całą akcję książki leje prawie jak z cebra to chyba Wam było lepiej bo tylko wiało .. Jerzor to chyba trochę tam zmarzł w tych kusych kurteczkach .. ja nie znoszę wiatrów to nie pojadę ale pooglądałam z przyjemnością ..
ogonek, ja nie pieprzę sobie dla swoich celów ale poglądowo przedstawiam sytuację osób niepełnosprawnych, nie chcę kasy,nigdy nie „żebrałam” a raczej odwrotnie, to ja płaciłam za szkoły,terapie itp.
w końcu nikomu łachy nie robię bo to moje dziecko tyle, że przykro…sytuacyjnie
ale dzięki za chęci 🙂
Jolinku,
nie było zimno, tylko wiatrowato opropnie. No, ciepło też nie było, bo parę stopni powyzej zera trudno nazwać ciepłe,. ale my Kanadyjczycy zwyczajni takich klimatów, że jak powyżej zera, to krótkie portki, czemu nie 😉
Ja (Jerzor też) kulę się nie z zimna, tylko ten cholerny wiatr, naprawdę silny i zaczepny! Jerzor miał swój ulubiony dresik i nie dał sobie wmówić nic cieplejszego. Ostatecznie…jego d… 😉
Ogonku,
obcesowo do Marzeny się wyraziłeś – ona nie przychodzi tutaj po prośbie, tylko zwyczajnie wyraża swoje frustracje względem tego, jak to funkcjonuje w Polsce. Delikatniej trochę…jeszzce by tego brakowało, żeby Marzena przestała pisać 🙄
Łajza minęli z Marzeną 😉
zapowiadają śnieg .. w nocy przymrozki .. do kitu taka pogoda ..
Alicjo tak mnie się wydało bo Ty rozsądnie ubrana a Jerzor jakiś zawiany strasznie wyglądał .. 😉
moja wpadka to pstrągi w galarecie .. wyszły super i miały być na stół Wielkanocny .. niestety nie mieściły się półmiski do lodówki ale było zimno to wystawiliśmy na balkon i pech chciał, że w nocy zrobiło się ciepło (wtedy jeszcze internetu nie było by sprawdzić jaka pogoda – aż niedowiary jak my wtedy żyliśmy) .. no i pstrągi poszły do śmieci .. na szczęście zapasy w domu były świateczne i przyjecie się udało .. ale żal nam było tych pstrągów okropnie ..
Wbrew tytułowi dzisiejszego wpisu autora – nie pali się nic a nic!
Lokomotywa, Pyra wycofała się na dwa dni, Nemo wiadomo – w Polsce, Alicja nie może pozbierać się po Islandii, Dorotol jeszcze na chójce, oba Sławki na razie powściągliwe, a Placka chyba dziś jeszcze nie było. Coś nam jakoś nie leci – bo na mnie i tak nie ma co liczyć, a Jotka sama nie wyrobi.
Oczywiście moja wyliczanka nie jest kompletna, bo np widze, że jest już wpis yyc, o całej ?reszcie? nie wspomniawszy, ale dużo wyglada inaczej. Przynajmniej na ten blog.
Życzę dobrej nocy!
Marzenko ale podaj konto ogonkowi na rzecz jakiejś organizacji dla osób niepełnosprawnych .. trzeba korzystać jak ktoś ma gest ..
ogonku,
zachowuj się i nie obrażaj Marzeny!!!
Prawie nikt nie wie, że dzisiejszą datę, drugiego maja, wyznaczono nie tylko na Dzień Flagi, ale także Dniem Polonii i Polaków zagranicą.
Chociaż popularność tego Dnia jest znikoma, tym niemniej o swojej ósmej wypiję lampkę wina za 10 milionów naszych, rozsianych po całym świecie.
test
na zadnej chojce pepe
https://picasaweb.google.com/100200631489841242724/WarszawaKwiecien2011?authkey=Gv1
zamiana takich warunkow na szosy prowadzace z gory na dol i z dolu do gory przez 9 godziny byla etwas starpazierbar
Dorotko,
coś nie wychodzi z tym sznureczkiem.
Spokojnie, nie obrażam się…sporo się w swoim życiu nasłuchałam „epitetów” jak nie od starych babek w autobusach to innych „prawdziwych Polaków” co to ich razi czyjaś niepełnosprawność czy odmienność…a niby świat jest dla wszystkich 🙂
tolerancja
Pepe alez prosze
https://picasaweb.google.com/100200631489841242724/WarszawaKwiecien2011?authkey=Gv1sRgCPTYpM-AnsnyjwE#
Dorotko, pójdę spać uspokojony.
Ładne zdjęcie, zrobione chyba przy ostatniej specjalnej okazji.
Marzeno, tak trzymaj!
Nowy,
właśnie spełniliśmy patriotyczny obowiązek i zagłosowaliśmy w naszych federalnych wyborach 😎
Dobrze, ze przypomniałeś o fladze i Polonii – wypijemy za!
Marzeno,
u nas jest bardziej przyjazne środowisko dla ludzi niepełnosprawnych, odmiennych, starych i zniedołężniałych. Nigdzie nie ma wspaniale, zawsze się znajdzie jakaś zaraza…ale myślę, że w Polsce też to szybko się zmieni, bo inaczej nie może być.
Życzę Ci hartu ducha!
Z okazji Dnia Polonii, najlepsze życzenia wszystkim blogowym Polonusom 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KmuA462Cc8E
Wracamy, Jotko, wracamy!
Z powrotem permanentnym jest już inaczej – jak ktoś spędził pół najlepszych, relatywnie młodych, najproduktywniejszych lat swojego życia, dzieci tutaj wyrosły, to do czego wracać? Do Mamy zawsze można 🙂
Tym bardziej, że bez kłopotu można wsiąść do samolotu, z dnia na dzień w razie potrzeby, bez wiz i bez przeszkód.
Już o tym klepałam – ja częściej wpadam do rodziny (raz na rok od lat) niż rodzina w Polsce odwiedza siebie nawzajem 🙄
Dziękuję za życzenia!
Z najlepszymi życzeniami na Święto Polonii 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=vvnZSDiiAHE&feature=related
Mnie się to rozsianie po świecie podoba. Dzięki temu sama czuję się rozsiana 🙂 Czepliwych korzonków i zdrowych gałązek 🙂
Piernik był Lemnis i Vitry (chyba to o nich Gospodarz pisał kiedyś, że to pojedynczy człowiek, hehe). Staropolski jak jasny gwint. Ciasto zrobiłam jak kazali. Czekało na upieczenie prawie miesiąc. Po upieczeniu czekało drugi miesiąc. I jeszcze miesiąc. Dopiero potem wywaliłam.
Nie będę więcej tego ćwiczyć, zwłaszcza że u nas i tak słodkie nie idzie. Dla zasady chciałam.
Nie warto mieć zasad!
Ha, jak dożyję, to nastukam przed BN przepis na piernik, który dojrzewa tylko 4 dni, a upieczony ok 5 dni – wytrzymuje spokojnie 3 tygodnie, a i tak woę piernik robiony jak murzynek – piaskowy, który też wytrzymuje ok tygodnia bez śąladów starzenia. O!
Dobranoc. Oczy już mnie bolą, więc przeczytać, doczytałam, ale więcej nie piszę.
Odkąd według starego, sprawdzonego przepisu, upiekłam piernik, którym można było zabić, gdyby dało się go swobodnie podnieść, spokorniałam i znam swoje przepisowe miejsce 🙄
Tu prawie ósma, więc za tych rozsianych (też mi się to rozsianie spodobało 🙂 )
Wstyd mi za amerykańską gawiedź, która potrafi radować się, cieszyć i zaśmiewać ze śmierci, nawet jeśli dotyczy to jednego z największych łotrów naszych czasów. Egzekucja XXI wieku się odbyła, czas na zabawę. Niedługo pokażą ślady kul, gdzie dostał. Krew w mieszkaniu już pokazują. Obrzydliwe.
Nowy,
miałam zupełnie takie samo odczucie. Co to jest – obyczaje dzikich?! Bardzo przykre, tym bardziej, że wszystkie stacje telewizyjne z lubością pokazywały co chwila te obrazki…USA! USA! USA!….
I nieważne, że – jak napisałeś – dotyczy to jednego z największych łotrów naszych czasów.
dzień dobry ..
wypije dzisiaj za rodaków w świecie .. 🙂
Alicjo mam kolegę w San Diego, który wyemigrował tak jak Wy .. i liczy miesiące, kiedy będzie miał prawo do emerytury i wraca do Polski .. już tu zainwestował w mieszkania i działki a myśl o powrocie daje mu kopa do życia ..
2 stopnie ciepła .. brry ..
Co za zimnicho! 👿
Zapraszam na gorącą, pachnącą kawe 😆
Alicjo,
ja kocham „wracać” do Paryża, do Antwerpii, do Norwegii i do wielu, wielu miejsc 😉
Też mi się to „rozsianie” bardzo podoba 🙂
W różnych miejscach toczy się dyskusja na temat robienia święta z powodu zabicia Osamy. Dla mnie też to jest barbarzyństwem.
Miłego dnia 😆
Nowy,
poczte odebrałam i odpowiedziałam. Czy gołąb pocztowy zapukał już do okna? 😉
Pozdrowienia
Nie gotowałam, nie gotuję, nie będę (bo nie umiem!!!, a szkoda…), ale się staram (bo muszę). Gdy mój syn miał 7 lat na urodziny zrobiłam tort – czekoladowy biszkopt, bita śmietana, wiśnie, Kirsch – taki trochę Las Szwarcwaldzki. Zrobiłam, ozdobiłam, niosłam z kuchennej wyspy na stół. Dzieciak z tych „latających” biegał od ściany do ściany (prawdopodobnie pilnując matki, czy nie zeżera poczęstunku…). W strategicznym momencie zderzył się z tortem głową, a w/w podskoczył do góry, wdzięcznie obrócił się w powietrzu i cudnie ozdobioną górą upadł na podłogę. Potomek zastygł na chwilę a potem rzucił komentarz: Z podłogi jeść nie będą, więcej dla mnie!
Pobiłam rekord: upiec biszkopt, przełożyć „byle czym”, ozdobić „byle szybciej” i podając na stół nie wspomnieć o jego bracie, który poległ. Udało się do momentu, gdy dziecko zdmuchnąwszy świeczki rzuciło komentarz (jako odpowiedź na zachwyty „jaki ładny tort”): A wiecie, że on upadł na podłogę? Ale mało widać…
Pomniejszych klęsk – zamiana mąki z pszennej na ziemniaczaną, ustawienie złej temperatury, użycie za małej blaszki do pieczenia – było tyle, że szkoda wspominać…
witam świątecznie 🙂
Jolinku, masz jeszcze jedną znajomą, która akurat odwrotnie – marzy by na emeryturze przenieść się właśnie do San Diego. Szkoda tylko, że w tę stronę nieco trudniej 🙂
Witajcie,
Jolinku – Sobótka pięknieje z roku na rok. Kilka lat temu było to małe zaniedbane miasteczko. Teraz coś zaczyna się dziać.
Co do zamku – wyszło na to że niechcący okłamałam Krystynę 😳 (W. mnie naprostował ). Kasztanów nie ma oficjalnie w karcie. Ale jak ktoś wie i umie się upomnieć… się znajdą.
Sam zamek obecnie w remoncie i jednocześnie prowadzone są tam prace archeologiczne (ponoć dokopali się XIIw.), więc właściciel mógł nas oprowadzić po niewielkiej części budynku. Ale restauracja cały czas działa.
Ewo ja to bardzo się cieszę z takich małych niespodzianek, kiedy odwiedzam nieduże miejscowości .. tak mnie kiedyś zaskoczyła Pszczyna ..
Basiu ja kiedyś marzyłam, że jak pójdę na emeryturę to sprzedam wszystko i pojadę do Hiszpanii lub Grecji bo kocham słońce .. .. kupię mały domek nad morzem a w nim zrobię małą kafejkę z naleśnikami i pierogami .. nawet już koleżanki za nocleg zgadzały się lepić te pierogi .. 🙂 .. no ale jak zwykle za dużo ale ..
chesel będę śledzić jak ten Twój ogródek rośnie .. projekt wygląda ciekawie .. 🙂
wczoraj na starociach u pana pod Halą Mirowską kupiłam kilka starych książek między innymi kucharskich .. czytam teraz „Bądź zdrów-smacznego” Ireny Gumowskiej z 1981 r. a wydanej w 1985 r. .. jest to książka o odżywczych i leczniczych właściwościach roślin .. autorka nie propaguje wegetarianizmu tylko wskazuje jak zdrowe jest jedzenie pochodzenia roślinnego czyli jedzmy 1/5 pożywienia zwierzęcego a reszta pochodzenia roślinnego .. przypasowała mi ta książka bo oprócz opisu roślin są również przepisy np. ..
Naleśniki „zdrowotne” ..
1/4 szklanki nasion słonecznika zemleć i wymieszać ze szklanką otrąb pszennych i szklanką maki razowej,
w 1 1/2 szklanki mleka ubić 2 jajka i wyrobić ciasto z mąką i resztą składników – dodać ewentualnie mleka jak za gęste, trochę soli
smażyć na natłuszczonej patelni – wychodzi ok 15-20 sztuk
można podawać na słodko i na słono (wtedy można popieprzyć ciasto i dodać jakieś zioła) .. 🙂
@marzena:
masz babo placek…
coz,ucz sie od @doro:
od czasu do czasu dyskretna reklama strony internetowej
(oczywiscie z numerem konta,he,he…)
Jolinku,
Bo Pszczyna jest piękna 🙂 .
wróciłam z przebieżki po moim opustoszałym Ursynowie, ach, jak ja lubie Warszawę w takie długie dni wolne od pracy, cisza, spokój, wreszcie słychać ptaki, samochody nie tarasują i nie rozjeżdżają człowieka, szkoda tylko, że tak zimno 🙂
Sobótkę (górę) wywołuję ze wspomnień moich podróży do Świdnicy, wycieczek po urokliwej okolicy, wzruszeń ze spotkań rodzinnych i miłych momentów z dzieciństwa…
Barbaro,
Masz na myśli górę Ślężę?
Ewo, tak, ale zapamiętałam ją jako górę Sobótkę 🙂
Czas wiec na pytanie: Gora Sleza, a Gora Sobotka to dwie gory przeciez.
Albo sie myle?
…czas na odpowiedź 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Al%C4%99%C5%BCa
…albo jeszcze tu: http://www.sleza.sobotka.net/index.php?go=21
Jolinku, podobnie jak Ty przepadam za naleśnikami, przepis pochwyciłam i zapewne wypróbuję. W swoim zbiorze mam inną książkę p. Gumowskiej jako współautorki z J. Aleksandrowiczem „Kuchnia i medycyna”, dużo ciekawostek, ale bez przepisów, a szkoda 🙂
Dziekuje Barbaro!
Wyczerpujaco wytlumaczone.
Barbaro są nawet zabawne rysuneczki ..
a oto surówka piękności – podobno wg Heleny Rubinstein, która ją zalecała w swoich salonach piękności ..
przepis na 2 porcje ..
3-4 łyżki płatków owsianych zalać 6 łyżkami zimnej przegotowanej wody i zostawić na ok. pół godziny a nawet na całą noc ..
dodać:
łyżkę miodu ..
7-10 posiekanych orzechów laskowych ..
6 łyżek mleka lub śmietanki lub serka – tak by powstała papka ..
sok z połowy cytryny …
jabłko utarte na tarce i inne owoce rozdrobione, świeże lub mrożone lub z kompotu …
wymieszać i podawać ..
popijać szklanką mleka lub koktajlu mleczno-owocowego ..
całość jednej porcji to 298 kcal ..
po kilku tygodniach jedzenia surówki np. na śniadanie poprawia się cera, włosy i paznokcie .. i samo poczucie .. 🙂
a we Wrocławiu śnieżyca .. u nas tylko zimno ..
Młody we Wrocławiu, nie wierzy w to, co widzi za oknem. U nas sucho, buro, wietrznie i lodowato 🙁
samopoczucie też poprawia .. 😉
Dzień dobry,
Witaj Anuśko (8:15) 🙂 Czy wpisujesz się po raz pierwszy? Twoja „wpadka” zabawna a szczególnie reakcja synka 🙂
Tutaj słonecznie i chetnie bym Wam podesłała tego słońca 🙂
Jolinku, specjalistko od naleśników 🙂 Pamiętam, jak Pan Lulek je lubił.
nie wiem jak to sie stało, że przegapiłam Anuśkę i jej przygody kulinarne. Witam serdecznie 😀
Jolinku, kiedyś ta surówka piękności była bardzo popularna, dobrze, że przypominasz, takie wiosenne odnowienie sie przyda 🙂
Alinko, u nas nawet przez chwilę słońce wyjrzało, ale to nic nie pomogło, rozglądam się za rękawiczkami, kilka spacerków z psami przede mną 🙂
Pepegorze 🙂
o Anuśka witaj .. 🙂
Alino byłam dumna z tego bo podobno były lepsze od naleśników Misiowych .. 🙂
teraz czytam o naleśnikach Sarrasin z kuchni bretońskiej ..
Ja tylko na chwilkę. Witaj Anuśko./
Jotka chciała mnie dzisiaj zabrać do kina (dziękuję raz jeszcze) a ja nie mam czasu na nic. Jemy wczorajszy żurek, a potem niech Młodsza ugotuje sobie pierogi z jagodami, które była nabyła i nawet śmietanę do nich Ja nie gotuę, chociaż i strajku nie ogłaszałam. A wpadki? No, nazbierało się, przy czym za najgorszą uważam grzybową u mojej Mamyna letnisku. Najpierw sama, tymi rencami, nazbierałam maciutkich borowików, które rosły tylko na piaszczystych duktach – nigdy w górę, taka 2-złotówka wrośnięta w piasek. No i nazbierałam, płukałam w hektolitrach wody, udusiłam… Mama, gdzie pieprz? Oj, Dziecko zapomniałam kupić. Tam w słoiczku jest ziołowy, to weź. Wzięłam, wsypałam hojnie – i piernikowy zapach rozszedł się po kuchni. Cynamon to był. „Wyprać” się dało i zjeść się nie dało. Poszło w kompost.
Jotka, 7:44,
Gołąb zapukał, odebrałem, a teraz dorzuciłem jeszcze słówko i wysłyłem do Poznania.
Dzien Doberek Wszystkim,
Jak juz mowa o nalesnikach to moze znacie jakies dobre „wsady”, dla dzieci i doroslych. Mam znow sie wykazac przed mloda rodzinka (YYC, pamietam!), a moja maminka robila tylko z serem lub powidlami.
Oj, Pan Lulek bylby pomocny!!!
Buziaki,
I jeszcze wpadka kulinarnie kosmetyczna. Wyczytałam jako dziewczę nieletnie, że najlepiej myć głowę w żółtkach z oliwą dla odżywienia kudełków. Kręciłam te 3 żółtka, aż ukręciłam regularny majonez. Zmyć się z włosiąt nie bardzo dawało, bo tłuste. Zacisnęłam zęby i polewałam łebek gorącą wodą. Nie miałam już majonezu na panieńskich splotach. Miałam jajecznicę.. Dwa dni trwało zanim się powłoki jajecznej szczotką pozbyłam.
Leno,
Uwielbiam naleśniki z nadzieniem jabłkowo-bananowym. Przesmażasz jabłka jak do szarlotki, tyle że razem z posiekanymi bananami. Doprawiasz cynamonem i wcinasz. Pomysł babci koleżanki.
Leno,
nadzienie serowe z powodzeniem można wzbogacić bakaliami (posiekane orzechy, rodzynki, skórka pomarańczowa, śliwki suszone, daktyle, etc.).
Witam deszczowo 🙁
Znowu mokro, co prawda nie sniezyca, jak we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku w ogóle, ale 10C i deszcz to też nie radocha.
Anuśka,
nikt sie nie rodzi z umiejętnością gotowania, tego się trzeba nauczyć 😉
Nie wierzę, żeby nie można było ugotować kilku dań, zup, postępując ścisle według przepisu. Jak wyjdzie – można eksperymentować, i to jest dopiero frajda!
Pyro,
ja tak robię co jakiś czas – żółtko, oliwa i cytryna (majonez!) na włosy, na to folia, na folię ręcznik i paraduję w tym z pół godziny. Potem pod prysznic – i zmywam zwyczajnie szamponem.
Tak sobie ratowałam włosy ostatnio, co to żeśmy się z Małgośką zagadały i „leciutką trwałą” trzymała dłużej, niż mocnej się należało.
W jakimś programie typu rady i porady kosmetyczne usłyszałam, że nie warto się bawić w te żółtka, tylko zwyczajnie użyć majonezu 😯 ,
niby racja, ale w moim majonezie aś dwa żółtka i wszystko świeże 🙂
Mnie natomiast z czasów młodości durnej przypomniało się też poniekąd kulinarne wydarzenie, bo w grę wchodziła nafta, taka do kuchenki.
I tez chodziło o włosy – koleżanka powiedziała, że swe piękne sploty (faktycznie, imponujące) zawdzięcza wcieraniu owej nafty we włosy.
Trzeba sobie było oleju do głowy nalać, a nie naftę we włosy wcierać 🙄 Koleżanka przyznała, że włosy ma jakie ma, ale gdzieś słyszała, że to wspaniale robi.
Ciekawa jestem, ile z nas jej uwierzyło, z pretensjami głośnymi wystapiłam tylko ja 😯
Tylko nikomu tego nie powtarzajcie, bo się wyprę!
Ach zatesknilem za Sleza (Sobotka), na ktorej ostatno bylem 50 lat temu! Tak jak Alicja lubie sobie przylatywac do Polski 2-3 razy w roku, ale chyba na emeryture tam nie wroce, bo poki zdrowie dopisze to chce, tak jak Jotka, „wracac” do roznych innych ulubionych miejsc: Wieden, Wenecja, rozne miejsca we Francji czy na Bliskim Wschodzie. W dzisiejszych czasach tak latwo przenosic sie z miejsca na miejsce (chyba, ze islandzki wulkan przeszkodzi). Co do Dnia Polonii w Kanadzie to wyglada, ze zbiegiem okolicznosci w wyborach 2 maja p. Lizon, poprzedni prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej wygral w swoim okregu (tam chyba mieszka Lena) i bedzie poslem w Ottawie. Niestety polsko-ukrainski posel Wrzesniewskij chyba przegral. Dosyc polityki, bo to blog jedzeniowy. Niestety nie mam zadnego dobrego przepisu do podania wiec na sniadanie bedzie grejpfrut, herbata i jajecznica. Za to za miesiac bede wUstce i najem sie roznych smazonych ryb.
Hej Anuśka, jak dobre, to mogę i z podłogi, byle nie do dna 😆
Pyro, zdarzyło mi się kiedyś szorować łepetynę proszkiem IXI 😕
Bardzo lubię ze szpinakiem, fetą i czosnkiem 🙂
Kapeć mówi, że już 7MAY 😯
Ewa,
Dzieki, z serem i orzeszkami nie moge, bo malotka ma garnitur zlozony tylko z 4 zebow.
Buziaki,
ROMek.
Lizon wygral???? Bardzo sie ciesze.
Buziaki,
u nas też już leje i wieje, na południu śnieg całkiem spory, zgroza!
Jolinka naleśniczki miałam przyjemność próbować na naszym minizjeździe, delicje prawdziwe 🙂
Piekę chleb, siedzi sobie w piekarniku i pachnie, ciekawa jestem co wyjdzie, bo to różnie bywa…
Jolinku – dla Ciebie, apellation d’origine controlee… diakrytyków mi się nie chce szukać, ale może Ci się przyda jako inspiracja:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/NalesnikiDlaJolinka#
Jolinku, ten pierwszy jest pszenny, reszta gryczana.
Barbara,
Mowisz o tych nalesnikach zdrowotnych, typ Jolinek51?
Buziaki,
Leno, a koniecznie chcesz na słodko te naleśniki?
Fajny jest patent na posiekane i podsmażone z cebulką pieczarki plus również posiekane jajka na twardo. Plus sól i pieprz. Robisz krokiety albo chusteczki i obsmażasz na maśle – ja to robię bez panierki, inni lubią z.
Albo same jajka ze szczypiorkiem.
Same pieczarki są za tłuste, jajko wchłania. Albo tarta buła, ale jajko lepsze.
Jolinku (7:28),
a propos Twojego kolegi z San Diego – ja rozumiem takie podejście, ludzie emigrują z postanowieniem, że popracują, dorobią się, wrócą.
Ma do czego i do kogo do wracać Nowy. Moja ścisła rodzina jest tutaj, dzieci się nie zostawia, to raczej dzieci zostawiają i wyjeżdżają w świat, tak jak ja zrobiłam kiedyś.
Do Polski jadę co roku jak w odwiedziny DO MAMY, w szerszym tego słowa znaczeniu, bo przecież odwiedzam też rodzinę i przyjaciół. A mój dom jest tutaj i tutaj wracam „do domu”. Przemieszkałam w tym mieście prawie całe swoje dorosłe życie, tutaj pracowałam i od zera zbudowałam cały ten mój zgiełk (z Jerzorem, oczywiście, nie pomijam 😎 ). Przyrosłam do tej mojej Górki, do sąsiadów z ulicy, do ludzi tutaj poznanych, krajobrazów i zwyczajów. To jest prawie tak, jakby ktoś, kto z domu rodzinnego w dajmy na to w Katowicach wyprowadził się do Poznania. Tylko odległości i język…
Kiedyś taki wyjazd był wielką niewiadomą, ale teraz wsiadam w samolot i jestem, kiedy istnieje potrzeba, albo wtedy, kiedy planuję urlop.
Prawie każdy kiedyś tam „wychodzi z domu”, mnie wyniosło trochę dalej, więc muszę brać poprawkę na ileś tam godzin telepania się różnymi środkami komunikacji, zanim dotrę, ale…przyzwyczaiłam się.
Jeszcze jedna rzecz – mimo, że rok w rok bywam w Polsce, poranek rozpoczynam od czytania wiadomosci z Polski, znam polskie realia – dla mnie powrót to byłaby następna emigracja. A ja uważam, że jak emigrować, to raz, potem już tylko podróżować 🙂
Nie mam siły na wchodzenie w polską dzisiejszą rzeczywistość, uczenie się wszystkiego od nowa, co gdzie się załatwia i tak dalej – bo to jest całkiem inny kraj, niż był 30 lat temu (i chwała Bogu!).
Jeżdżę na wakacje i tak mi dobrze 😎
W odwrotną stronę gorzej – zapraszam wszystkich, ale dla wielu myśl o długiej podróży jest nie do wyobrażenia, a przecież sam lot to tylko 7-8 godzin. I to nie jest nawet sprawa finansów, tylko właśnie – ależ to daleko!
Australia – to jest daleko, (tu macham do Zwierzątka naszego), i pomyśleć, że na początku azymut wskazywał Australię, potem puknęliśmy się w głowę.
Z rodziny dały się namówić tylko dwie siostry, ale sporo przyjaciół wstąpiło po drodze, niektórzy powtórzyli wizytę, i to cieszy.
Ja jestem włóczykij, zawsze korzystam z okazji, jak mam gdzieś znajomych w jakimś zakątku świata i utrzymuję z nimi kontakt. To najlepszy sposób zwiedzania świata, bo nie dość, ze spotkasz się z ludźmi, których lubisz, to jeszcze pokażą Ci wszystko, co w ich okolicy jest ciekawego. Jak sami nie pokażą, bo nie mają czasu, to na pewno dadzą cenne wskazówki.
Leno, o tych „zdrowotnych” Jolinek dopiero dzisiaj nam nadała, tamte były bardziej finezyjne, cieniutkie, bez otrębów, złożone w chusteczkę, z dodatkami na słodko, wykwintne i pyszne! Może Jolinek albo Małgosia podpowie co to były za dodatki. Danuśka pewnie też pamięta, ale zdaje się, że jeszcze w podróży 🙂
…zajrzałam do archiwum i znalazłam opis tych Jolinkowych naleśników: „naleśniki z jogurtem, jagodami, orzechami, tartą czekolada, migdałami i czekoladką belgijską”
To było słynne party fiołkowe u Danuśki, rok temu z kawałkiem (31.01.2010), ależ to był wieczór!!!
Dzieki Barbaro, po pracy wszystko posprawdzam. Musze konczyc.
Buziaki,
Tu mi się przypomniało o przyjaciołach, umożliwiających poznawanie ich świata – toż Cichal zniknął był od jakiegoś czasu!
Zakomórowałam – ponaprawiał swoją łajbę (ciężka sprawa była, ale dał radę!) i właśnie z Ewą wypływali, nie przeszkadzałam. Sprawdziłam, że żyją, uściskałam, macham od nich do was.
Naleśniki (ciasto zwykłe, najpopularniejsze) uwielbiam z takim nadzieniem (sama wymyśliłam):
-zblanszować młode listki szpinaku (tylko na tyle, żeby lekko padł)
-pieczarki splasteryzowane przesmażyć z dużą skostkowaną cebulą na dowolnym tłuszczu, dobrze jest dodać pokrojoną w kostkę szynkę, proscciutto lub chudego, wędzonego boczku
-powyższe pożenić, do tego dyżurne oraz spora ilość pokruszonej fety
-pokroić czosnek drobniutko, ile kto chce, ja daję całą główkę, bo lubię
-pomięszać wszystko, zawijać lub składać w chusteczkę – i przesmażyć.
To są wytrawne naleśniki, wino wytrawne jak najbardziej, szczególnie czerwone (na mój smak).
Oprócz Anuśki wpisała się wczoraj / 20.35/ także Lena 2 – o pierniku. Obawiam się , że została uznana za Lenę kanadyjską, bo ta dwójka jest mało charakterystyczna. A zatem Leno 2, zrób coś, żeby nam się dwie Leny nie myliły , a o przepis na piernik poproszę bliżej świąt.
Śmiało przyznam się, że piekę piernik ” z torebki”, uszlachetniając go dodatkiem kakao, rodzynek i skórki pomarańczowej, przekładając powidłami lub dżemem z czarnej porzeczki i polewając polewą czekoladową. Chciałam być kiedyś bardziej ambitna i upiekłam piernik dość pracochłonny. Owszem, zmiękł dość szybko, ale smakowo nie zachwycał i wróciłam do wersji uproszczonej.
Marzeno,
ubawiłam się tą połówką przepisu.
Dzięki Krystyno, że mnie zauważyłaś – od razu mi raźniej. A wcześniej to pomyślałam sobie, że słusznie nikt mnie nie widzi, bo bez jednego słowa powitania wdarłam się do stołu. Ale miałam tylko moment, a bardzo chciałam bronić honoru piernika. Przepis podam z przyjemnością, jak tylko nadejdzie czas, a ktoś mi przypomni, a nad nowym imieniem muszę pomyśleć.
Teraz już Leny mi się nie pomylą, będę czujna 🙂 Witaj 🙂
Danuśka, jutro trzymam maturalnie 🙂
Lena 2 – do stołu się nikt nie wdziera, tylko się przysiada, co zrobiłaś z wdziękiem 😉
Przez jakiś czas nikt Cię nie widział, bo wordpressowo siedziałaś w poczekalni kilka godzin, zanim co (no, pierwszy raz!). Dwie Leny to też nie problem, tylko zbliż dwójkę do imienia – Lena2. To tez pewnie odczeka w poczekalni, więc nie wiem, czy warto zawracać sobie głowę, odróżnimy, sie nie martw!
Po czwarte primo – niech ja się „bierę” do roboty!
Witaj Leno 2 🙂
ludzie boje się .. leje równo i mi się powódź z tamtego roku przypomniała .. żeby nie ..
Leno 2 witamy..
nemo to pogodę ma pod psem ..
Nisiu dziękuję .. te z książki to z pokruszonym chlebem razowym ..
Basiu dziękuję za miłe słowa .. ja naleśniki smażę albo bardzo cienie i dużo dodatków albo grubsze smakowe ..
Alicjo ten mój kolega wprawdzie z żona jest ale rodzina tu .. i W San Diego Miło ale w Polsce czuje się u siebie a tam gościem ..
cichal nasz dzielny jest .. 🙂
Jolinku, mąkę gryczaną widziałam w Piotrze i Pawle. Miłego eksperymentowania!
A ja chciałabym choć trochę deszczu. Wy, miastowi tak nie odczuwacie braku deszczu, ale u mnie boczne ulice są nieutwardzone i jak wiatr zawieje, to piach wiruje w powietrzu. Niektórzy kierowcy pędzą swoimi samochodami, aż się kurzy i wtedy lepiej zmykać gdzieś na bok.
Dziś przed południem wybraliśmy się do Gdyni i dzięki temu miałam okazję zobaczyć 3-majową uroczystość. Nie była to żadna parada tylko skromny i mało liczny przemarsz kawałkiem ulicy Świętojańskiej. Większość to bardzo starsi ludzie, niewiele osób w średnim wieku , młodzieży w ogóle i jedno dziecko – córeczka senator Arciszewskiej. No i orkiestra Marynarki Wojennej. W sumie widok nie za wesoły. Przeszli bardzo szybko, bo też zimno i wiatr bardzo doskwierały, choć słońce świeciło przyjemnie. A myśmy siedzieli sobie na piętrze miłej kawiarni. Potem mały spacerek przy gdyńskim Akwarium i powrót do domu.
Anuśko, Leno 2 -witajcie 🙂
Nisiu mam mąkę gryczaną i owsianą i kukurydzaną … jest prawie w każdym supermarkecie .. napisałam, że wg pani Gumowskiej to używają (we Francji) mąki razowej lub pokruszonego chleba razowego .. eksperymentów wiele przede mną .. 🙂
pada .. leje .. dobrze, że jutro do pracy nie muszę iść ..
Alicjo muszę się z którąś z blogowiczek namówić i przyjechać do Ciebie… 🙂
Zapraszam serdecznie!
Co wy na te deszczowe dni?
Stttp://www.youtube.com/watch?v=ggbpUpZt0QU
Co wy na te deszczowe dni?
htttp://www.youtube.com/watch?v=ggbpUpZt0QU
Alicjo dziękuję .. 🙂 .. to kto ze mną jedzie do Alicji? …
Anuśko i Leno Leno – Witajcie 🙂
W Kanadzie szał radości. Od wczoraj cieszymy się nowym jutrem. Mleko i miód z dostawą do domu, nowiuteńkie łodzie podwodne, naleśniki jak delikatna koronka we mgle o zapachu Grand Marnier, wilk wilkowi człowiekiem, a od polskiego posła zapewnienie, że Polacy będą tu witani chlebem i solą i przez Królewką Konną w usta całowani.
Owszem, za oknem nadal szaro, ale dzięki deszczom zeszłoroczne gazety nie szeleszczą, ale tulą się do radosnych krzewów.
Śnieg pada 🙁
Witam Anuśkę i Lenę 2 !
no i u nas pada śnieg ..
http://www.youtube.com/watch?v=eTIZi8Ree98&feature=fvwrel
Małgosiu .. 🙂
Już chyba podawałam kiedyś przepis na piernik na piwie pani Ireny Gumowskiej. Jest u mnie obowiązkowo robiony na Boże Narodzenie. Bardzo prosty przepis, nie wymaga żadnego ‚leżakowania’.
Im bardziej pada śnieg,
Bim-bom
Im bardziej prószy śnieg,
Bim-bom
Tym bardziej sypie śnieg
Bim-bom
Jak biały puch z poduszki.
I nie wie zwierz ni człek,
Bim-bom
Choć żyłby cały wiek,
Bim-bom
Kiedy tak pada śnieg,
Bim-bom
Jak marzną mi paluszki.
Kubuś Puchatek
Haneczko-dzięki na jutrzejsze trzymanie 🙂
Maturzystka w lekkich nerwach.
Melduję się po wojażach majowych.Wygląda na to,że podróż rozpoczęliśmy wiosną,a zakończyliśmy prawie zimą 🙁
Za oknem właśnie deszcze ze śniegiem !!!
Ziemia zamojska potraktowała nas jednak dosyć przyjaźnie i trochę deszczu mieliśmy tylko przez jeden dzień-w niedzielę.Dzisiaj rano wyjeżdżaliśmy z naszego wczasowiska w pełnym słońcu i żal było wracać.Miejscowość,gdzie zatrzymaliśmy się na popas ma wdzięczną nazwę Nawóz i leży nad Zalewem Nieliszewskim, kilkanaście kilometrów od Zamościa.Co oprócz Zamościa zwiedzaliśmy pokażę jutro na zdjęciach,natomiast szczupaków złowionych przez Osobistego Wędkarza nie pokażę,bo nim zdążyłam przybiec z aparatem to ryby
(w liczbie dwóch) zostały oczyszczone i pozbawione łbów i ogonów. Szczupaka numer trzy oddaliśmy na dzisiejszą kolację naszym znajomym.
Ogólnie pobyt udany-turystycznie,towarzysko i wędkarsko 😀
Haneczko, Alicjo, Alino, Jolinku, Ewo, Małgosiu dziękuję ogromnie za przywitanie. A Tobie Placku dodatkowo za zwerbalizowanie mego imienia – to dopiero zabrzmiało. Teraz ośmielona przez Was wszystkich, zamiast jak dotychczas tylko słuchać (czytać), mogę stać się gadatliwa. Zawsze jednak można mnie poskromić.
A patrząc za okno, myślę, że chyba już nastała pora podania Krystynie przepisu na piernik świąteczny. Co prawda w Warszawie nie jest tak malowniczo jak na Dolnym Śląsku, ale wyraźnie pada deszcz ze śniegiem, a nie sam deszcz.
to dzisiaj koniaczek za zdrowie rodaków i maturzystów jutrzejszych .. 🙂
Czyżbyś Leno 2 też była warszawianką?
Naleśniki i martini – Samo zdrowie. Jolinku, za spełnienie Twych marzeń.
Placku cała ja tylko w słonku poproszę .. niesamowity jesteś w trafności ..
Tak Małgosiu. Wiem, że tu przy stole jest spora grupa warszawska.
To może dołączysz Leno? 🙂
Hej moja immienniczko,
Ja tez z Warszawy, ulica Zelazna, niedaleko Hali Mirowskiej, a wiek durny i chmurny spedzilam w Rzeszowie (tzw. bombonierka). Typowa betonowa dziewczyna – tak zwa mnie moi przyjaciele.
Buziaki,
Z wielką przyjemnością!!!!!!!
chesel też z Warszawy Małgosiu ..
Piotrze to kiedy na targach przyjmujesz z Basią? ..
Nisiu a Ty będziesz? ..
Hej Leno Pierwsza,
Bliskie mi są Twoje warszawskie rewiry – Hala Mirowska, to był mój sklep, a na Żelaznej rodziłam synka. To ostatnie było całkiem dawno, ale jeszcze pamiętam.
o ja na Żelaznej córcie rodziłam .. na Emilce mieszkałam .. na rondzie ONZ pracowałam .. drogi się krzyżują .. 😉
Alicjo a Ty kiedy w Polsce bo pisałaś, że w tym roku dwa razy planujesz? ..
najlepiej koszule i spodnie pracują faceci .. to udowodnione ..
Hej Dziewczyny,
Widac, ze ja pierwsza jestem narodzona w szpitalu na Zelaznej!
Hurrra, niech zyje Zelazna.
Buziaki,
Da się wysłać?(kilka razy próbowałam)
nie przeczę .. przez grzeczność … 😉
Ogonku,
ożesz te ogonki zechciałbyś… To takie łatwe 🙄
Jolinku,
będę na chwilkę pod koniec czerwca bez rozjazdów (ale z wypływami 😎 ), co się nie liczy, a potem jak zwykle wrzesień, u Tereski Pomorskiej i na południe do Mamy.
To w częściach w takim razie – najgorsza wcieczka do Italii, jaką Ryba prowadziła:
– jedna osoba nie przyszła na wyjazd;
– 2 nastolatki zrezygnowały uż w Szczecinie – trzeba było oddać pod opiekę policji;
– 2 chłopaków zostawiło portfele z paszportami w przymierzalni florenckiego supermarketu (carabinieri, konsulat RP itp)
c.d.n
ogonek nie .. ogonek jest najważniejszy .. 😉
Alicjo tak myślałam rodzinne wojaże ..
Pyro jakieś słowa złe piszesz ..
Z pochlastanego ogonka zawsze jeszcze można ugotować pożywną zupkę.
Jolinku, nie będzie mnie na targach. Mamy niewiele nowych książek, ja nie napisałam nic (oprócz książeczki dla Empiku), siedzieć przy zeszłorocznych książkach nijako.
Chłe chłe chłe… ogonku 😉
Ogonek zostaw, na wszekli zapadek, nie chlastaj 🙂
Jutro napiszę od rana, bo mi znowu zżera. Teraz pewno Monte Cas sino.
Ryba mówi, że ta wycieczka powinna się do emerytury liczyć podwójnie – jak front i partyzantka.
No dobra – na tej trefnej dla Łotra górze w ulewnym deszczu starszy pan z grupy pielgrzymów zgubił się 3 razy
– chłopak nudził się i w domku podpalił kartonik od pap.toalet. Sygnał alarmu p/poż zadziałał prawidłowo;
– 4 chłopców ciemną nocą udało się w tajemnicy do knajpy – mordownia znana w okolicy. Ryba w charakterze komanda ratunkowego;
c.d.n
fakt na ogonie to to dobra zupa .. a na ogonku to nie wiem ..
Nisiu a kiedy będziesz w Warszawie bo dawno Cię nie widziałami tęskno mi ..
c.d.
– młodociany rycerz usiłował zleźć do krateru Wezuwiusza, bo koleżance spadła bransoletka. Wyszarpany w ostatniej chwili miał spore pretensje;
czarę goryczy przelał ksiądz wiozący grupę pielgrzymkową, który mał wejściówkę na plac i potem „szpanował” zdjęciem z Ojcem Dyrektorem. Swoich staruszków podrzucił Rybie, bo „pANI I TAK DO MIASTA JEDZIE”
Ryba z narażeniem życia wykrzesała tych ludzi z tłumu i zaprowadziła na jakiś plac gdzie były telebimy. Tłok i tam był niewqyobrażalny, ale przynajmniej coś słyszei, bo obok byli Polacy z aparatem radiowym. Ryba ich tam zostawiła i poszła fotografować to i owo. Gdyby zostali starsi państwo w ośrodku, to na tv widzieliby wszystko w dobrych warunkach, ale… Tłumaczyli, że to przeżycie duchowe (Ryba twierdzi, że przeżycie było sztuką).
Było tego więcej.
Gospodarzu miły! znalazłam w Księgach dwa ogiery o imieniu Emir, co ciekawe oba są po tej samej matce, tylko tatusiowie różni. Jeden kary ur. 1999, a drugi skarogniady ur.2003 🙂
Nazwa konia Płeć Nr wpisu do księgi Nr paszportu Rok ur. Rasa Maść Nazwa ojca Nazwa matki
EMIR O 1038 G Wr-sztum 616010611012403 2003 z sk.gn. BOSFOR EMILA
EUFRAT O 754 G Lb- sztum 616010610166907 2007 z kara POLOT EMILA P
EMIGRANT O 1641 G Gd-sztum 616010530027301 2001 z kara ZAPŁON EMILA
EMOCJA K 3547 G Gd 616010530035598 1998 z kara AMANT EMILA
EMIR O 1471 G Gd-sztum 616010530057199 1999 z kara AMANT EMILA
EDEN O 487 G Łd-sztum. 616010610110005 2005 z c.gn. POLOT EMILA
ENERGIA K 249 G Sz 616010640005402 2002 z kara ZAPŁON EMILA
o kurcze ..
Jolinku,
będziemy na Targach 14 maja od godz. 15.30 do 16.30 w Instytucie Wydawniczym Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskiego z nasza nową książką, którą wkrótce na blogu zaprezentuję. Będzie też do wygrania w środowym quizie. Właśnie pierwsze egzemplarze jadą do Warszawy.
Czyli do zobaczenia!
Żabo, to ja mu sprawdzę metrykę i doniosę na blogu, który to Emir. Zajrzę mu w papiery mimo, że się boję, bo jest wielki i silny. Ale dokarmiam go chlebem więc może mi powie.
Pyro moja wycieczka do Włoch to też koszmar był .. ale minęło 20 lat i jakby mniej koszmaru a więcej śmiechu .. ale Rybo współczuje …
To ten Emir od Sąsiada?
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd-2008/img_5436.jpg
Piotrze może mi się uda ale na obiad jestem zaproszona na 13 godzinę ..
no to spijcie dobrze ..
http://www.youtube.com/watch?v=d22CiKMPpaY
miło powitać Lenę2 🙂 oraz szczęśliwie powróconą Danuśkę 🙂
Podrzucam jeszcze jednego maturzystę pod kciukotrzymanie, to mój wnuczek 🙂
Pyro, ależ się działo na tej wyprawie, nie do wiary, że można było tyle zmieścić w tak krótkim czasie 🙂
Spijać to można dobrze o każdej porze 😉
Barbaro,
kciuki za wnuki jak najbardziej, one, te wnuki, i tak świetnie sobie dadzą radę! Niedaleko pada jabłko od jabłoni, gruszki i rozmaitego rodzaju śliwek 😉
Lubię mirabelki! Tu nie ma 🙁
Udaję się do zajęć. Znakomitych 😉
Barbara, będę trzymała (obie córki robią jutro za psy łańcuchowe – wiadomo, matura) Danuśki – Ala, Piotra – Kuba i Twój – x. Wszystkie dzieci, wnuki i futrzaste są nasze.
Już trzymam, żeby spokojnie dospały, bo o zdanie jestem spokojna 🙂
…kochane jesteście 🙂 🙂 🙂
Ja też trzymam obie żabie łapy 😀
Dzień dobry 🙂
kciukotrzymanie za blogowych maturzystów zapewnione. 😎
Witam serdecznie Anuskę i Lenę Lenę 😆
Donoszę, że Pyra zamiast dać się zabrać do kina na „Żonę doskonałą” i zdrowo się pośmiać, przedłużała ponad miarę „święto pracy” 👿
Słońce świeci, ale jest zimno. Ale „nic to panie Michale”, trzeba sie brać za swoje obowiązki.
Miłego dnia 🙂