Towarzyskie rozmowy bywają niebezpieczne
Wiemy coś o tym, bo i na naszym blogu co jakiś czas rozmowy towarzyskie przeradzają się w awantury. Bywa, że często bardzo nieprzyjemne (łagodnie je nazywając). Na szczęście bywa to rzadko. Widocznie myśl o jedzeniu temperuje temperamenty, a o piciu łagodzi obyczaje. Dobrze wcześniej pomyśleć o temacie rozmowy. Choć w dzisiejszej mocno rozpolitykowanej dobie trudno o dobór bezpiecznych tematów do rozmów przy kolacji. Nawet bowiem literatura, teatr, film czy medycyna mogą przerodzić się w ostry spór polityczny czy światopoglądowy.
Tu znowu liczy się takt i umiejętności gospodarza kierującego dyskusją przy stole. Widząc, ze rozmowa zmierza w niebezpiecznym kierunku i może doprowadzić do zbyt silnych sporów, zawsze może on przerwać każdy wywód prosząc o głos i wygłaszając ważny, związany z dniem lub wydarzeniem rodzinnym (nawet wymyślnym ad hoc) toast. Nawet chwilowe rozładowanie napięcia powoduje, że emocje opadają i można wówczas rozmowę skierować na bezpieczniejsze tory.
Dobierając właściwie gości można przewidzieć tematy rozmowy ciekawej, bogatej w treści i pasjonującej uczestników. Przy wszystkich powyższych zastrzeżeniach nie należy przez lęk o wywołanie skandalu przy stole nadmiernie ingerować w wypowiedzi. Może to bowiem zniechęcić gości do zabierania głosu. A nic gorszego niż przyjęcie bez rozmowy. Wprawdzie Mickiewicz pisał: „Milczkiem żwawo jedli” ale nie jest to zalecenie, którego należałby się trzymać. Interesująca rozmowa przy stole jest bardzo ważnym elementem udanego przyjęcia.
Przyjęcie, podczas którego żarty i dowcipy opowiadane są przez cały czas, są dla większości gości męczące. A czasem i niebezpieczne. Huragan śmiechu podczas jedzenia ryby stwarza zagrożenie zadławienia się ością. Dobrym momentem na kilka dowcipów jest na ogół deser. Wówczas siedzący przy stole chętnie odprężą się i wysłuchają lub opowiedzą jakiś żart. Gospodarz winien jednak nad tym momentem czuwać. Żarty bowiem nie mogą nikogo urażać, ani być wulgarne. Gdy grozi takie niebezpieczeństwo gospodarz musi delikatnie lecz zdecydowanie interweniować i skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. Zwykle ton żartów nadaje pierwszy opowiedziany dowcip. Może, a raczej winien to zrobić gospodarz znając upodobania gości, stopień ich zażyłości oraz czułe punkty, których nie należałoby urażać. Jeżeli towarzystwo przy stole jest blisko zaprzyjaźnione i dorosłe – możliwe są i żarty pikantne a nawet niezbyt przyzwoite. Te ostatnie muszą jednak być śmieszne. Sama nieprzyzwoitość, bez dowcipu, jest niedopuszczalna. Na koniec ważna uwaga: gość, którego określa się często mianem – „dusza towarzystwa” dowcipkujący od pierwszej do ostatniej chwili przyjęcia, jest uciążliwy, by nie powiedzieć nieznośny. Trzeba to zawsze mieć na względzie dobierając gości na spotkanie.
Komentarze
Jeszcze gprszy jest gość „z misją” wygłaszający oświadczenia i perorujący na ulubiony temat, albo pani komentująca wszystko w myśl powiedzenia „bo ja, to bym…”Od wszelkiej doskonałości broń nas Panie Boże. A swoją drogą dobrze jest zgodnie z wynalazkiem amerykańskim „odśmiać” towarzystwo tak co kwadrans – 20 minut. Byle nie przy zupie.
Gotuję dzisiaj porządny rosół na szpondrze wołowym. A jak rosół na wołowinie, to i sztukamięs z chrzanem i tu przyznam się do ciężkiego grzechu – będę jadła drugie danie razem z jamnikiem – tylko on bez chrzanu. Młodsza nie lubi gotowanego mięsa, a nie jest tego aż tyle, żeby zamrażać na inną okazję. Radzio natomiast przepada za wołowiną – to zje porcję swojej pani. Większą radochę miałby przy mostku, bo chrząstki tam więcej, ale jednak nie wybieram mięsa rosołowego pod kątem upodobań psa.
Łotr odmawia przyjęcia mojego wpisu 👿
No i spełniły się moje najgorsze obawy:
Pyra bedzie jadła jamnika na drugie danie!
Teraz już wiemy dlaczego giną pieski na osiedlu Tysiąclecia.
Jamnik z chrzanem. Nawet Chińczyk by tego nie wymyślił.
Marek – on chyba Ciebie słyszy, bo poszczekuje aprobująco.
W sobotę zapraszamy kilku gości. Zestresowałam się, bo do tej pory sen z powiek spędzało mi menu, a teraz martwię się, o czym będziemy rozmawiać i czy impreza nie zakończy sie awanturą…
Witam serdecznie. 😀 Słonka „ni ma”, na termometrze tylko +3 st.C. 🙁
Pyro, wygląda na to, że jesteśmy (z Radziem) wielbicielami chrząstek, żadnej nie przepuszczę – oczywiście tylko w rodzinnym towarzystwie. 😉 Uwielbiam galaretki, z wyjątkiem słodkich, co przy moich słodkich preferencjach jest dziwne. 😯
Sławku, drugi tekst równie ciekawy jak i pierwszy. 😀
Alicjo, tyle srebra z Twojego nieba leci. 😉 Kuruj się i już nie ganiaj do skrzynki bez ciepłego okrycia.
Miłego dnia życzę Blogowisku a sama lecę na zakupy.
Chesel – z doświadczenia wynika, że dość bezpiecznymi tematami są podróże (byle bez 2000 zdjęć do oglądania) architektura, obyczaje, samo jedzenie jako takie i napitki różne i ciekawostki rodzinne ze zdjęiami i gadżetami związane – coś, co ja nazywam gawędą szlachecką, a czego niedościgłą mistrzynią jest Stara Żaba. Ma ona w zapasie anegdotki o jakichś krewnych w liczbie kilkudziesięciu za ostatnie 200 lat (jak o tej ciotce, której przepis na zupę zaczynał się od „weź dwa papierki od masła”) To są tematy, w które każdy obecny wchodzi natychmiast i dorzuca swoje anegdotki i wspomnienia. Każdego też coś w podróży zachwyciło, zdziwiło, oburzyło i fajnie jest się tym podzielić. Dorzućmy do tego kulturę i już 6 godzin na bankiet to za mało. Pozostaje ostatecznie temat wieczny o 4 literach Maryni.
No to juz mamy pierwsze dowcipy, a na stole dopiero rosol szpondrowy. Dowcipy przynajmniej w temacie.
Melduje moja obecnosc, a przysiade sie w odpowiednim czasie.
Pogoda niezmiennie bombowa,
pepegor
Podczytywałam wczorajsze wpisy i przypomniałam sobie,że chyba mam książeczkę Pożerskiego .Odnalazłam.”Nauka przyrządzania potraw w sześciu lekcjach czyli wstęp do kuchni domowej”.Z setnego wydania francuskiego przetłumaczyły R.P. i C.T”
Mój egzemplarz wydała Książka i Wiedza ” w 1991 r .a cena sprzedaży wpisana ołówkiem to 13 000 zł.
Wstęp do wydania przedwojennego -profesor UJK we Lwowie -J.K.Parnas
Niestety,książeczka się rozpada na części,bo była fatalnie klejona.
Jest okazja do przewertowania tej książeczki.
W rodzinnym gronie zwłaszcza nieco starszych osób nagminnym tematem są choroby ze szczegółowym ich opisem. Tu następuje często licytacja, czyja choroba jest poważniejsza i kto wydaje więcej na leki. Niektórzy też nie widzą nic niestosownego w omawianiu różnych spraw fizjologicznych. Nie cierpię tego, ale kiedy widzę, że rozmówcy sprawia to przyjemność, wysłuchuję uprzejmie.
Pyra ma rację, pisząc , że dobrym tematem są podróże. I to nie tylko te dalekie, ale także te krajowe z bliskich okolic. Na tematy kulturalne nie zawsze można liczyć, zważywszy ile osób czyta książki lub chodzi do teatru czy opery. Ale zdarza się i takie towarzystwo, a takie spotkania i rozmowy są niezwykle przyjemne.
To, ze dobre jedzenie z popitkiem oraz mila konwersacja wprowadza w dobry nastroj najlepiej jest pokazane w jednym z moich ulubionych filmow: dunskim „Babette’s Feast” (nie wiem pod jakim tytulem wyswietlano go w Polsce). Cudowana byla ta przemiana surowo-bogobojnych skandynawskich protestantow w ludzi szczesliwych, i nadal wierzacych, ale w radosny sposob, a wszystko pod wplywem wspanialej francuskiej kuchni i swietnego jedzenia. Kazdy z blogowiczow powinien obejrzec ten film.
Gostuś, masz więc ciekawą lekturę w perspektywie, zazdroszczę 🙂
Sławek (wczoraj 21:24), ten fragment też interesujący. Tak na wszelki wypadek zadzwoniłam do Librairie Polonaise ale od dawna już nie mają żadnej książki de Pomiane, ani po francusku ani po polsku. „Filozofię smaku” mam w ładnym wydaniu de Bonnot z ilustracjami de Bertall. W 2009 wyszło kolejne wydanie tej książki przez Flammarion.
Co do rozmów przy stole chyba trudno jest przewidzieć tematy. Ważny jest dobór gości a potem nieustająca uwaga gospodarzy, żeby uniknać spięć przy stole czy nieprzyjemnych tematów.
Życzę wszystkim przyjemnego dnia 🙂
Nisiu, przesyłka dotarła, wielkie dzięki 🙂
RoMEk – film w polskiej wersji nazywa się ‚Uczta Babett” i wspaniale wykorzystała ją nasza przyjaciółka blogowa , Nisia, w jednej ze swoich książek.
Alino, cieszę się. Dwa dni! Patrz, jakie te samoloty pożyteczne! I jak tu ich nie kochać…
Z gośćmi jest jeden niezawodny patent: zapraszać tylko tych, których lubimy, którzy lubią nas i siebie nawzajem. Wtedy nie ma problemów dyplomatycznych. Jako leniwiec pospolity trzymam się tej zasady i dobrze na tym wychodzę, bo przyjątka są sympatyczne.
Na takich oficjalnych i sztywnych sama męczę się jak potępieniec, wiec staram się ich unikać.
Dla przyjaciół można zrobić luźniutkiego grilla, a można też zasiadany obiad z bajerami. Wszystko się sprawdza.
Pyro, bo ja też uważam, że każdy powinien to znakomite kino obejrzeć!
A każdy z nas, łasuchów co jakiś czas taką ucztę przygotować… Nie mówię, żeby od razu wydawać na to wszystkie oszczędności, ale miło czasem błysnąć „stołowo” ot tak, bez specjalnego powodu.
przepiorki w sarkofagu, ROMek 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=xvHYGv-Ul18&feature=related
Cuda cudeńka 🙂
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1003111254?pli=1&gsessionid=FvZlwqDlhoZDftAZFYbyAQ#
Kluczem, jeśli chodzi o rozmowy przy stole, jest STOPIEŃ ZAŻYŁOŚCI.
Poza tym zazwyczaj nie zaprasza się Ygreków z Iksińskimi, jeśli wiemy, że oni za sobą nie przepadają.
Jakoś tak minęły czasy wielkich biesiad, przynajmniej u nas – zjechaliśmy tutaj razem, nasze dzieci wychowywały się razem, spotykaliśmy się co rusz, a z okazji świąt urządzało się wielkie biesiady.
Dzieci wyrosły, wyruszyły w świat, teraz jeździ się do dzieci, wnuków i tak dalej. Wszyscy się porozjeżdżali 🙁
No, nie wszyscy, my tu tkwimy prawie 30 lat na naszej rubieży 😉
To już trochę z innej beczki, ale wspomnę, że do naszego domu trafiają osoby polecane przez osoby, które znamy – bywają tacy, co to wpadli na herbatę, a zostali trzy dni 🙂
Bardzo lubię takich gości.
Nisia,
Ty nie gadaj, Ty potrafisz przyjąć gościa wspaniale w środku nocy!
A to jest piękny film, Sławku. Chyba wszyscy oglądali?
Panny! nato szo trzymaycze,
male koszy przed szo kraycze.
Wykraway czosto a malo-
agedz. bylecz szo gedno chczalo.
… albo jak wolicie współcześnie, ale za to w całości:
[G]ospodnie! Da mi to wiedzieć,
Bych mogł o tem czso powiedzieć,
O chlebowem stole.
Zgarnie na się wszytko pole,
Czso w sto[do]le i w tobole,
Czsole sie na niwie zwięże,
To wszytko na stole lęże.
Przetoć stoł wieliki świeboda:
Stanie na nim piwo i woda,
I k temu mięso i chleb,
I wiele jinych potrzeb,
Podług dostatka tego,
Ktole może dostać czego.
Z jutra wiesiół nikt nie będzie –
Aliż gdy za stołem siędzie,
Toż wszego myślenia zbędzie;
A ma z pokojem sieść,
A przytem sie ma najeść.
A mnogi idzie za stoł,
Siędzie za nim jako woł,
Jakoby w ziemię wetknął koł;
Nie ma talerza karmieniu swemu,
Eżby ji ukroił drugiemu,
A grabi się w misę przod,
Iż mu miedźwno jako miod –
Bogdaj mu zaległ usta wrzod!
A je z mnogą twarzą cudną,
A będzie mieć rękę brudną,
Ana też ma k niemu rzecz obłudną.
A pełną misę nadrobi,
Jako on, co motyką robi.
Sięga w misę prze drugiego,
Szukaję kęsa lubego,
Niedostojen nic dobrego.
Panny, na to się trzymajcie,
Małe kęsy przed się krajcie!
Ukrawaj często, a mało,
A jedz, byleć się jedno chciało!
Ano wżdy widzą, gdzie czsny siedzi:
Każdy ji sługa nawiedzi,
Wszytko jego dobre sprawia,
Lepsze misy przedeń stawia.
Mnoszy na tem nic nie dadzą,
Siędzie, gdzie go nie posadzą;
Chce się sam posadzić wyszej,
Potem siędzie wielmi niżej.
Mnogi jeszcze przed dźwirzmi będzie,
Czso na jego miasto siędzie,
An mu ma przez dzięki wstać;
Lepiej by tego niechać.
Jest mnogi ubogi pan,
Czso będzie książętom znan
I za dobrego wezwan;
Ten ma z prawem wyszej sieść,
Ma nań każdy włożyć cześć;
Nie może być panic taki,
Musi ji w tem poczcić wszaki;
Bo czego nie wie doma chowany,
To mu powie jeżdżały.
U wody się poczyna cześć;
Drzewiej niż gdy siędą jeść,
Tedy ją na ręce dają –
Tu się więc starszy poznają,
Przytem się k stołu sadzają.
Za to się ma każdy wziąć,
Otłożywszy jedno swąć;
Mnodzy za to niczs nie dbają,
Iż jim o czci powiedają,
Przytem mnogiego ruszają.
Kogo podle siebie ma,
Tego z rzeczą nagaba,
Nie chce dobrej mowy dbać,
Ni je da drugiemu słuchać.
Panny, na to się trzymajcie,
Małe kęsy przed się krajcie!
Tako panna, jako pani
Ma to wiedzieć, czso się gani;
Lecz rycerz albo panosza
Czci żeńską twarz, toć przysłusza.
Czso masz na stole lepszego przed sobą,
Czci ją, iżby żyła z tobą.
Bo, ktoć je chce sobie zachować,
Będą ji wszytki miłować
I kromie oczu dziękować.
Ja was chwalę, panny, panie,
Iż przed wami niczs lepszego niec.
Boć jest korona czsna pani;
Przepaść by mu, kto ją gani.
Ot Matki Boże tę moc mają,
Iż przeciw jim książęta wstają
I wielką jim chwałę dają.
Boć paniami stoji wiesiele,
Jego jest na świecie wiele –
I ot nich wszytkę dobroć mamy,
Jedno na to sami dbajmy.
I toć są źli, co jim szkodzą,
Bo nas ku wszej czci przywodzą.
Kto nie wie, przecz by to było,
Ja mu powiem, ać mu miło.
Ktokoli czsną matkę ma,
S niej wszytkę cześć otrzyma.
Prze nię mu nikt nie nagani;
Tęć ma moc każda czsna pani,
Przetoż je nam chwalić słusza,
W kiem jeść koli dobra dusza.
Ktokoli czci żeńską twarz,
Matko Boża, ji tym odarz:
Przymi ji za sługę swego,
Schowaj grzecha śmiertnego
I też skończenia nagłego.
Przymicie to powiedanie
Prze waszę część, panny, panie!
Też, miły Gospodnie moj,
Słota, grzeszny sługa twoj,
Prosi za to twej miłości,
Udziel nam wszem swej radości! Amen.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Równie ważna, jak temat rozmowy, jest umiejetność uważnego słuchania 🙂
Alicjo, umiem, ale nie każdego mam ochotę! Sama wiesz jak to jest. Jednym otwierasz ramiona, a innym podajesz adres najbliższego hotelu…
Z tymi przepiórkami jednakowoż węszę szwindel. Zauważyliście, że pani Babette do podpieczonych foremek pakowała surowe przepiórki i dopiero całość piekła. Ptaszek potrzebuje trochę czasu, żeby się upiec. Czy przypadkiem sarkofag nie zdążyłby się zwęglić przez ten czas? Francuskie ciasto jest cienkie i delikatne.
Edouard de Pomiane
Bien Manger pour Bien Vivre ( 1922 )
Kuchnia włoska
Jeśli nawet istnieje włoska unia polityczna, jest ona bardzo daleka od unii etnicznej i w konsekwencji gastronomicznej.
Nie można porównywać kuchni Piemontu, Neapolu czy Sycylii.
W północnych Włoszech sposób odżywiania jest prawie taki, jak w krajach chłodnych ; je się tam tak samo, jak w Rosjii, czy Niemczech wszelkiego rodzaju wędzonki i produkty peklowane i solone. Kasza nie pojawia się wprawdzie na stole, ale jest zastąpiona ryżem, którego się używa i nadużywa.
Kto nie spróbował, przy okazji swojego pobytu w Mediolanie słynnego rizzoto ?
Robi się je białe lub żółte ; zamawiajcie zawsze żółte, jest dużo bardziej oryginalne. Przynoszą wam danie, które wieczorem przy zachodzącym dniu, wyda wam się skomponowane z ziaren złota. Łagodny aromat szafranu upija was powoli i już się zachwycacie, tylko patrząc na sypki ryż o złotych ziarnach.
Bieluteńki parmezan koronuje tę górę złota udając ośnieżone szczyty. Kataklizm sprowokowany waszym widelcem, miesza ryż i ser, snieg i złote ziarna ; zaczynacie jeść i odkrywacie wrażenia nieznane Francuzom. U nas ryż wygląda jak kataplazma składająca się z przegotowanych ziaren pływających w zatłuszczonym sosie ; w przeciwieństwie do Mediolanu, gdzie, bulion, szpik i wołowina nasączyły ziarna do saturacji. Wypiły wszystko, absolutnie wszystko, co im dano, w rizzoto nie ma sosu, są tylko ziarna faszerowane indywidualnie, tłuszczem i aromatycznym wywarem.
Klasyczne Fritto misto uzupełni waszą kolację. Ta potrawa łączy na jednym talerzu wszystko, co trzewia młodych zwierząt są w stanie dostarczyć delikatnego i łagodnego w smaku. Są to : smażone w głebokim oleju móżdżki, wątróbki, nereczki i mięsne filety podane z kabaczkami i karczochami, identycznie smażonymi. Wasz posiłek kończy się serem i owocami. Butelka Chianti, tudzież Barbera pozwoli rozkosznie spędzić kolację, na pierwszy rzut oka w miarę ciężką.
Teraz jedźcie do Neapolu, do dzielnic wyklętych i popatrzcie na tubylców. Są groźnie usadowieni przed talerzem, z mocno czerwieniatym spaghetti, wszyscy mają w rękach łyżkę i widelec. Prawa ręka kłuje widelcem środek kupy makaronu; ramię podnosi się gwałtownie i widzimy spadający warkocz klusek, co najmniej półmetrowych. Widelec opiera się prostopadle o wklęsłość łyżki, trzymanej lewą reką, kręcony wokół swej osi
gromadzi solidną okrągłość makaronu. Neapolitańczyk otwiera usta, sferoidalny kształt zostaje wprowadzony, zęby się zaciskają i widelec wychodzi nagusieńki, Neapolitańczyk przewraca oczami ze szczęścia, uśmiech akompanianiuje zadowoleniu… zkonsumował swoje spagetti.
U nas, ser dodawany do makaronu, topiąc się tworzy nieznośne włókna, nieznane w Neapolu, gdzie używa się tylko parmezanu. W Italii makaron nigdy się nie klei, jest długi z racji sposobu produkcji i jedzenie go wymaga przyuczenia, które jest szybko nagrodzone.
Wenecja jest miastem morskim, je się tam jak w Marsylii, przeróżne muszle i owoce morza. Na ulicy duże garnki z wrzącym olejem skwierczą, jeśli się do nich wrzuci kawałki małych kalamarnic; to calamaretti. Po paru minutach, sprzedawca wyjmuje je złocone i chrupiące, za parę centisimi podaje w papierowym rożku dobrze posolone, podobnie, jak paryskie frytki.
Florencja jest z definicji miastem sztuki, wszystko jest tu poszukiwaniem i zmysłowością; zwykły makaron nie wystarcza, trzeba z niego zrobić dzieło sztuki; robi się więc grubszy i nadziewa delikatnym farszem, rezultat- canelloni. Ten sam farsz owinięty makaronowym ciastem, całość wielkości laskowego orzecha, daje ravioli; je się gotowane w wodzie i zapieczone w sosie.
Południe Italii, to królestwo owoców i warzyw. Kuchnia bardzo przypomina orientalną; te same kabaczki i bakłażany, ta sama papryka nasycona olejem i podawana w pomidorowym sosie. Caponata jest wyborną kombinacją bakłażanów, papryki, selera i pomidorów, gotowanych w oleju, spożywana na ciepło, lub zimno;
Ma się wrażenie być w Konstantynopolu. Liczne zupy, minestra zawsze rozpoczynają pranzo- wieczorny posiłek.
Są to wywary z warzyw z ryżem lub makaronem, zawsze doprawione tartym parmezanem; je się w sporych ilościach, zastępują makaron, jadany tylko w południe.
Stufatta, są to opieczone mięsa długo gotowane pod przykryciem ( ? l?étouffée ), skąd ich nazwa, zawsze są nasączone mocno tłustym sosem, który powoduje, że są miękkie mimo zbyt długiego gotowania.
Włosi są smakoszami od urodzenia; nawet prości ludzie nie zadawalają się posiłkiem niedbale podanym.
Są pod tym względem dużo bardziej cywilizowani i wyrafinowani niż Niemcy, czy też Ludy Północy; posiadają tradycje kulinarne i zależy im na ich kultywacji.
Któregoś dnia, w Wenecji, dwóch małych chłopców, od sześciu, do ośmiu lat, dostało od turysty torebkę gorących, smażonych w oleju calamaretti. Potrawa najwyraźniej nie leżała w gustach obcokrajowca, przygladał się więc dzieciom z nadzieją na ich radość. Ta była krótka, chłopcy popatrzyli na siebie z konsternacją, nawet nie probując zawartości torebki, którą włożyli do kieszeni. Wszelako, jeden z nich, ten starszy uzbrojony w całą swoją odwagę zwrócił się do obcego i czerwieniąc się poprosił o dwa centy; Francuz w całej swojej szczodrości dał mu dziesięć. Opisanie radości dwóch malców jest niemożliwe, odlecieli jak dwa trznadle, żeby usiąść przy straganie, gdzie przekupka sprzedawała polenta?ę- papkę z kukurydzy; kupili jej za dwa centy, usiedli na ziemi przy rogu ulicy, równo podzielili polentę i calamaretti i pokazując cudownie białe zęby rozpoczęli ten nieoczekiwany festyn…W Wenecji calamaretti jada się tylko z polentą.
De Pomiane Edouard
Bien Manger pour Bien Vivre ( Dobrze Jeść, żeby Dobrze Żyć)
1922
Kuchnie: niemiecka, angielska, hiszpańska.
Obok kuchni francuskiej i tych, o których była już mowa, istnieją specjalności narodowe, których wpływ na generalne tendencje kulinarne był skromniejszy. Jednym, jak kuchni niemieckiej, zabrakło oryginalności, inne, jak hiszpańska, funkcjonują tylko w lokalnym klimacie i smaku, inne w końcu, jak, angielska nie istnieją z punktu widzenia poszukiwań i subtelności smakowych.
Mimo wszystko, oddajmy jednak cześć Niemcom za ich wedzonki. Niewiele szynek może rywalizować z tymi z Westwalii. Kiełbasy z Frankfurtu eksportują się na cały świat. Biała, aromatyczna kapusta kiszona całkiem naturalnie towarzyszy tym konserwowanym mięsiwom, podczas gdy monachijskie piwa nigdy nie będą miały konkurencji.
Niemcy jedzą wielokrotnie w ciągu dnia; mogą tylko jeść źle. Mięsa są zawsze przegotowane, pławiące się w mocno i źle zagęszczonych sosach. Nie potrafiąc jeść artystycznie, chcieli jeść naukowo, to oni są inicjatorami tych wszystkich skondensowanych preparatów, które za małe pieniądze i w niewielkiej objętości oferują okropny i mało pożywny posiłek.
Klimat Hiszpanii nie służy długim posiłkom; masło jest często sfermentowane, oliwa mało rafinowana, tak więc hiszpańska kuchnia ma zawsze posmak, do którego obcokrajowcowi jest trudno się przyzwyczaić. Jednocześnie pija się w Hiszpanii wyborną czekoladę, je się pyszne i wonne owoce i narodowe dania z ryżu i ryb, Arroz ? la Valenciana i Bacalao ? la Visciana, mogą spodobać się turyście, który szuka nowych wrażen.
Kuchnia angielska jest po prostu prymitywna. Rodzajem angielskiej restauracji jest grill-room. Usadowiwszy się wysoko na taborecie, je się szybko wyśmienity plaster wołowiny, zachwycająco upieczony na ruszcie, z gotowanymi warzywami, popijając piwem, po które posłaliśmy kelnera do piwiarni na przeciwko.
Kuchnia angielska istnieje, nie istnieje tylko angielska gastronomia. Trójnóg angielskiej sztuki kulinarnej stanowią: krwiste mięso, gotowane w wodzie warzywa i ciasto na łoju, gotowane w ręczniku. Niemniej jednak kuchnia angielska ma zasługę narzucenia całemu światu swojego sposobu pieczenia mięs na ruszcie i ogólnie pieczeni. Roostbeaf i beefsteaki zostały daniami klasycznymi.
Mam chwile spokoju to i odniose sie.
„Milczkiem zwawo jedli…” tu mowia na to cos jak: zarloczna cisza.
Owszem, konwersacja w czasie jedzenia jest pozadana, ale jak to pogodzic z zakazem mowienia pelnymi ustami. Zwykle chcialoby sie cos zauwazyc, cos dorzucic, a tu najpierw zjesc trzeba. Nim sie usta oprozni, watek juz zrobil nastepne zakole i nie mu sensu do niego powracac.
Z chorobami to faktycznie choroba, tez z tym walcze wzdychajac glosno: ?? a i najlepsza choroba nic nie warta!?
Goscie z misja tez moga mi zepsuc wieczor. Znam dwoch takich co to uwielbiaja o spiskach. Z natury rzeczy nie sa to ludzie ktorzy wezma do reki kieliszek i widelczyk, zadzwonia, proszac o uwage i zaczynaja prawic
– nie, oni raczej lapia mnie za guzik od marynarki i poltonem jesli nie szeptem tlumacza mi kulisy tego swiata wprost do ucha. Jak ich mam w goscinie (nigdy obu na raz, bo naleza na szczescie do innych zestawow), to jest lepiej, bo jako gospodarz moge sie wykrecic jakims obowiazkiem, ale jak razem jestesmy goscmi, to szkoda gadac.
Niebezpiecznie natomiast bylo dwa lata temu w Podkarpackiem, u dawnego kolegi szkolnego, a wszystko to podczas sniadaniowej sielanki. Znam go dawno i dosc dobrze, bo jest jednym z nielicznych z ktorym utrzymywalem rzadki co prawda, ale jednak ciagly kontakt. Znalem wiec tez jego zapatrywania ktore sa rzecz jasna takie, jak matecznik w ktorym siedzi. I tu zdarzylo mi sie zachowac nieostroznie, bo wjechalem na polityke i pozwolilem sobie mianowicie zadrwic z zaprzeszlej IV RP i owczesnego Prezydenta – a widzielismy sie ostatnio w czasie afery Rywina – dosc dawno wiec. Musialem go dlugo uspokajac, a potem przyrzeklismy sobie, ze my juz nigdy nie bedziemy o polityce.
Przemiany jakich doznal w tym czasie mnie mimo wszystko zaskoczyly.
A zupę Babatte ugotowała z żółwia. Czy ktoś z was jadł tak przygotowane przepiórki , łącznie z główką ?
O ile swoich gości sami wybieramy/ przeważnie/, o tyle nie mamy nic do powiedzenia jeśli sami idziemy w gości. Wprawdzie niby można się jakoś wykręcić, ale nie zawsze jest to możliwe. Mamy dobrych znajomych, z którymi lubię spotykać się w niewielkim gronie. Zawsze mamy ciekawe tematy. Ale na swoje dość huczne imieniny zapraszają gości, których po godzinie mam dość. Są hałaśliwi, ich humor zupełnie mi nie odpowiada i jeszcze kilka rzeczy. W tym roku postanowiłam nie męczyć się i wykręciłam się. Wiadomo, że łączy się to zawsze z jakimś kłamstwem, czego bardzo nie lubię, no ale trudno. Wykręt nie może też urazić gospodarzy, bo przecież nie powiem im, że inni goście mi nie odpowiadają. W każdym razie niewiniatko wnuczek bardzo przydał sie w tej intrydze.
Slawek:
dziekuje za wklejenie tego linka do kawalka „Uczty Babette”. Na szczescie dzisiaj mam waznego goscia, ktorego musze wziac na lunch. Pod wplywem dziesiejszej dyskusji zdecydowalem sie na francuska restauracje, mimo ze akurat tych przepiorek nie maja.
Pepegorku, czy ten Twoj sie nie sklonowal?
mam analogiczny przypadek,
amen,
pozzdrowionka dla Zwierzatka
Nisia, mnie to tez szwindlem traca, ale zwalilem na karb klamiacej telewizji, chociaz nie calkiem odrzucam mozliwosc jakiegos haka
Dzień dobry! Alino, zajrzyj tutaj: http://gallica.bnf.fr/
Przypomniała mi się historyjka o gościnności. Kiedyś dawno odwiedziłam mojego serdecznego przyjaciela koniarza. Zrobiłam mu tzw. miłą niespodziankę i pojawiłam się znienacka na jego podwórku. Był środek lata. Nie zapomnę Kaziczka idącego ku mnie z oczami na słupkach i dramatycznym pytaniem – zamiast gorących okrzyków powitalnych: Gorzałę masz?!
Nie mam, Kaziu, mówię speszona, ale mogę pojechać i kupić…
Nieee – ryknął Kazio, wyściskał mnie wreszcie i cóż się okazało: biedaczek był ofiarą przyjaźni. Miał wielu przyjaciół, oni korzystając z wakacji przyjeżdżali do niego tłumnie, a każdy miał flaszkę i na dzień dobry wołał: No to nareszcie się napijemy!
Biedny Kaziczek, kiedy go spotkałam, był na skraju wyczerpania. A przecież koniarze dużo mogą w tym zakresie.
Sławku, ja myślę, że filmowcy musieli zastosować skrót myślowy, bo chcieli pokazać i faszerowanie ptaszka i to, jak ona go układa w „sarkofagu”. Żeby zachować prawdę, musieliby pokazać o jedną czynność więcej, a tempo w filmie jakieś być musi.
Ale nas nie nabiorą na takie sztuczki!
Tak się robi naprawdę les cailles en sarcophage
tez niem Bruner 🙂
3 godziny – po półtorej na przygotowanie i wykonanie potrawy 🙄
Echidna wzruszyła mnie do łez przypomnieniem Słoty. Kiedyś umiałam spory kawałek tego tekstu. Jestem ciekawa jak to się wymawiało, z jaką intonacją, jak brzmiał nasz język te 500 lat temu.
Sławek – niezłą robotę zrobiłeś
Nisiu – przecież my, łasuchy tak robimy, czyż nie?
Nemo, zdarlas kurtyne, szwindel szlag trafil, z drugiej strony, kto by ogladal film przes 5 godzin z mala kura w roli glownej, przypomne tylko na marginesie, ze tam tez byl zolw i inne jaja, do tego gadali po dunskiemu, to prawie tak, jak po indyjsku, tylko wolniej, nawet ROMek by nie wytrzymal 🙂
Pyra, buzki,
mam jeszcze kawalek o francuskiej, ale maszyna dalej sie biesi
skad u mnie dzisaj tyle czasu?
Pyro – 😆
Sławku – po prostu jest Ci z nami przyjemnie!
moze teraz?
po kawalku
Edouard de Pomiane
Bien Manger pour Bien Vivre ( Dobrze Jeść, żeby Dobrze Żyć )
szkice gastronomii teoretycznej
wydawca- Albin Michel, Paryż 1922
chyba idzie, bede wiec dalej zanudzal
Nikt nie zaprzeczy, że kuchnia francuska zajmuje pierwsze miejsce na świecie. Właśnie dlatego, że jest bardzo eklektyczna; potrafiła wziąć z obcych kuchni to, czego potrzebowała; zfrancuziła zapożyczone dania i zrobiła z nich prawdziwe cudowności. Oczywiście, nie oznacza to, że brakuje jej oryginalności. Nie tylko istnieje miejscowa, ale wręcz wiele miejscowych kuchni francuzkich. To, co powiedziane było o Italii stosuje się również do Francji. Polityczna unia francuzka istnieje w sposób absolutny, ale z punktu widzenia etnicznego, a tym bardziej kulinarnego jest dużo mniej zwarta. Francja posiada wszystkie klimaty, od wiecznego słońca Riwiery, do deszczowej szarości Dunkierki i Calais. Z etnicznego punktu widzenia jest absolutnie niemożliwe przypisanie tej samej nacji mieszkańcom Marsylii, o greckich korzeniach, galijskim ludom Auverge, północego pochodzenia Normanom, czy flamandzkim mieszkańcom Lille przechodząc przez Beauceron tudzież Tourangeau bardzo francuskim, aż do Basków nie mających z tym nic wspólnego. Wszystkie te regiony mają bardzo oryginalna kuchnię, totalnie różną od sąsiadów.
Zacznijmy naszą wycieczkę po Francji od starogreckiej osady- Marsylii, która oferuje nam delikatną bouillabaisse, wyszukaną mieszankę rzadkich ryb, mięczaków i skorupiaków, pływających w aromatycznej i estetycznej kąpieli bulionu, oleju z oliwek i szafranu.
No to Sławek sprawił nam ucztę 🙂
Asiu (13:37), dziękuję za adres, poszukam 🙂
Ludzie, ja dopiero zaczynam dzien pracy a wy tu o takich przysmakach….
Ide zrobic cappuccino chociaz. Na lunch mam rybe po grecku. Ta ryba to przyklad polskiej kuchni ktora zapozyczyla z innej, zpolszczyla zapozyczone danie i zrobila prawdziwa cudownosc. Pozyczyla rybe, dodala marchewke i zapozyczone pomidory i co nam wyszlo? Ryba po grecku. Delicioso e fantástico.
Kuszenia ciag dalszy. Prince Rupert do Skagway. Tzw Inside Pas_sage, Wrangell, Latarnia morska niedaleko Juneau, Lynn Canal ze statkiem widmo i Skagway, White Pas s i tzw Summit Lake…. czyli goraczka zlota 1898. Nawet w sznureczku nie puszcza a_ss
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/PrinceRupertSkagway?authkey=Gv1sRgCLbno_aZtZC1bw#slideshow/5582324551333280930
yyc, piękna podróż, odejść się nie chce od komputera a trzeba 🙂
Smacznego śniadania i udanego dnia 🙂
q, przepisalem recznie, wprawdzie bez zajadow przy literkach, ale za to mozolnie, ten dalej nie chce, sprawdzilem nawet na okolicznosc dwoch s,
jakiegos fatuma mam chyba na plecach
YYC, fajne malunki dales,
tylko te kontenerowce dla ludziny mnie podpadly, fuj
Moze ta ryba to z Marsylii do nas przyszla? Z Napoleonem? Kto wie. Kiedy krol Westfalii Hieronim napoleonski braciszek wpadl byl do mojego rodzinnego Kalisza to sie miasto przerazilo bo wyzywic dwor to nie lada sztuka i niejedno miasto z torbami poszlo. „… aby uporać się z problemem, sięgnięto do sposobu najprostszego – przymusowego „wypożyczenia” z okolicznych dworów. Każdy z domów musiał dostarczyć jedną kołdrę, dwadzieścia pięć poduszek i dziesięć prześcieradeł! Na potrzeby przybyszy do miasta rozpoczęto też zwożenie z podkaliskich lasów drewna do ogrzania pomieszczeń i upolowanej zwierzyny. Wykwintny królewski stół domagał się przecież najlepszych mięs i potraw…”
A dwor jadl i jadl i sie konca wizyty obywatele doczekac nie mogli. Hieronim nareszcie wyjechal, swita zostala jeszcze jakis czas ale i oni sie w koncu wyniesli. Miasto obliczylo straty i wyszlo, ze wydano 12 496 frankow z czego krol zwrocil 2 400 frankow. Uczta Babette dla Hieronima. Przez nastepnych 30 lat usilowano odebrac straty ale sie dwor wykpiwal a samego krola juz nie bylo….
Nad brzegiem Morza Srodziemnego jemy aioli, ktore probujemy z duzym uprzedzeniem, ale zawsze poprosimy o dwie dokladki.
Nad brzegiem Morza Sródziemnego jemy aioli, które próbujemy z dużym uprzedzeniem, ale zawsze poprosimy o dwie dokładki. W Castelnaudary znajdziemy legendarny cas soulet, który bulgotał przez trzy dni, zanim pokazał się światu, zapieczony, z obrzmiałą fasolą, rozpływającym się boczkowym tłuszczem i aromatycznym kaczym udkiem, konserwowanym uprzednio w tłuszczu, soli i przyprawach.
Tuluza, antyczna Tuluza, przyjmuje nas swoją łagodną saucis se na białym winie, którą już czuć truflami.
Périgueux, Sarlat: Trufle. Trufla nadaje charakter całej kuchni francuzkiej ; jest aromatyczna, upojna, kapryśna. Jest naturalna, nieznanego pochodzenia i to jest jej szlachectwem.
Wszystkie inne warzywa, wszystkie inne owoce zostały udomowione, zaaklimatyzowane; trufla, prawdziwa trufla, pięknie czarna trufla rośnie tylko we Francji i tylko wtedy, kiedy ma ochotę. Istnieją wprawdzie w Italii trufle szare, ale bez wartości i zapachu.
Trufla perfumuje wszystko, czego dotyka; jaja nabierają dzięki niej nieznanego smaku, drób wydziela łagodną woń i foie gras bez niej jest śpiewem skrzypiec bez akompaniamentu.
Dordonia produkuje foie gras kacze i gęsie; spożywane na całym świecie.
Region Bordeaux, rozległa winnica, ojczyzna wszystkich najlepszych win jest jedynym posiadaczem tajemnicy przygotowywania posiłków waloryzujących ich trunek: uczenie pieczony antrykot na ruszcie i łagodne prawdziwki w oliwie.
Baskowie donoszą od czasu do czasu swoje dziwne przepisy: louquenqua, ostro przyprawiona kiełbasa jedzona z ostrygami, chipiroua, czy septiole gotowane z czarnym sosem, elsekaria, ich wyborna zupa i ich wyjątkowe ciasto: bouroussoukopila.
Idźmy do Vendée, ojczyzny koniaków. Przejdźmy przez antyczną Bretanię z jej prymitywnymi zwyczajami i takąż kuchnią; stare kiełbasy, robione z flaków wędzą się długo w wysokich kominkach, powoli nabierając zmarszczek jak starzejące się kobiety; miseczka jabłecznika pokropi gryczany naleśnik, dobrze nasączony masłem, podczas gdy kleik na kwaśnym mleku was dociąży i rozmarzy.
Jesteśmy w Normandii, ogromny ogród, który eksportuje na cały świat słynny camambert, masło z Isigny i baraninę z solonych pastwisk. Zbliżamy się do regionu Nord, kuchnia staje się ciężka: je się tutaj flaki, tak drogie Rabelais. Sławna stała się receptura na modłe z Caen.
W Calais, w Dunkierce raczymy się już nie wołowymi flakami, robionymi z żoładków, ale tymi prawdziwymi. Sprzedawane są na ulicy z przewoźnych straganów, już ugotowane i z sosem. W Cambrai robi się z nich smaczne andouillettes.
Rybne strumienie ardeńskie dostarczają nam wspaniałego surowca do naszych, kulinarnych laboratoriów. Lotaryngia i Alzacja prezentują się nam z ich słynnymi wędzonkami.
Co by tu jeszcze wymienić ? Lyon ze swoimi kiełbasami i recepturą na flaki, Burgundię z jej znanymi winami i destylatami i słynnymi ogromnymi i białymi ślimakami. Auvergne i jej przetwory peklowane, Turyngię i jej rillons, Mans ze swoimi rillettes, te wszystkie regiony czynią z Francji raj dla Gastronoma.
Co powiedzieć teraz o Paryżu? Miejsce centralne, gdzie wszystko się zbiega, miesza i nabiera kształtów i elegancji. Paryż jest ogniskiem cywilizacji świata. Tylko w Paryżu możecie doznać spełnionej rozkoszy zarówno artystycznej jak i kulinarnej w równym stopniu w prywatnych domach, jak też słynnych restauracjach, których świat nam zazdrości.
Objedźcie Francję, objedźcie Ziemię; wszędzie spotkacie lokalną kuchnię, kulinarną melodię.
Niemniej tylko w Paryżu spotkacie wszystkie kuchnie i doznacie wrażenia wspaniałej symfonii gastronomicznej.
a jednak dwa s, slepy w karty nie gra
i to by bylo na tyle, uff
NAPRAWDĘ to się nie robi nic, a nie TAK, jak każą.
Kuchnia to jest wielka improwizacja. I otochozi. Chyba.
Slawek, czasem ich tam przybywa 5 sztuk plus prom jak moj. Lekko liczac do 15 tys ludziow dziennie. Samo miasteczko liczy w sezonie 1500 a poza 800. Duzo z nich bierze kolejke na gore White Pas s ale dalej juz sie robi cisza i spokoj.
Parenascie km dalej lezy Dyea (w bok przy tym samym fiordzie). Teraz las i maly cmentarzyk. Kiedys miasteczko z ktorego wychodzono na slynny Chilkoot Pas_s. Obecnie cisza i spokoj bo juz tam turysci ze statkow nie docieraja. No ale co zrobic. Kiedys jednak najwieksze wrazenie zrobil na mnie ogromniasty statek w kanale przed bazylika (placem) sw. Marka. Siedze sobie gdzies obok nad woda na pizzy a tu zza rogu takie cos wielgachne sie pokazalo. Ogromne. Tak surrealistycznego obrazka nigdy dotad nie widzialem. Mam nawet na videle. Moze znajde i zaprezentuje 🙂
o Alicja ma ogonki 🙂
Hej Alinko, dzieki i wzajemnie milego dnia czyli tego co z niego jeszcze we Francyji zostalo.. 🙂
Sławku,
ma ogonki, ma, bo o ogonki dba. Chwilkę nie było(straszliwe przemeblowania w komputrze, i jam ci niewinna), ale się naprawiło. To znaczy, naprawić trza było. O!
Sławku, yyc – dziękuję 🙂 Co za uczta, a nawet dwie 🙂
Podziękowałam obydwu Sławkom i Łotr zeżarł. Co mu się nie spodobało? To, że obydwaj na „s”?
Nie próbuję sobie wyobrazić Wielkiej Improwizacji na temat „przepiórek w sarkofagu”, nawet (albo zwłaszcza) po obejrzeniu „Uczty Babette” 😉
Jedni płacą za kursy gotowania u dobrych kucharzy francuskich, innym wystarczy improwizacja, ale nie nie tylko, MUSZĄ jeszcze tym „ambitnym” dać do zrozumienia, że nie trzeba niczego umieć NAPRAWDę 🙄 Jak to w sztuce – każdy wypichci jakiś bohomaz 😉
Sławku,
świetne te podróże kulinarne po Europie 🙂 Saucisse się nie przejmuj, Łotr nie lubi raczej d..y po angielsku 😉
Z dobrą kuchnią kojarzy mi się talent+rzemiosło.
Polskie improwizacje miewają różne finały. Rezultatem może być… kaczka w sarkofagu 🙄
a może by się tak dało Everest zdobyć bez kondycji – eksperymentalnie i improwizacyjnie… albo choć koncercik zaśpiewać… mały, najmniejszy, jak ten w następny weekend? 🙄
/ 💡 lecę podsunąć pomysła komu trzeba… ozłocą mnie chyba?… 💡 /
Przez jakiś czas nie mogłam wejść na blog – nasz, ani żaden inny.
Nemo – umiec trzeba jak najwięcej, ale tylko profesjonalistom potrzebna jest umiejętność powtarzalności. My, amatorzy, możemy pozwolić sobie na fantazję, eksperymenty i na to, że placek drożdżowy upieczony dzisiaj, znacznie różni się od tego sprzed tygodnia.
Pyro,
ja nie mam zamiaru nikogo nakłaniać do profesjonalizmu, niech sobie każdy amatorzy na zdrowie. Podałam tylko PRZEPIS na te przepiórki z filmu. Dobrze jest wiedzieć, ile na to potrzeba czasu. I tyle. A jak je sobie ktoś przyrządzi improwizując, to jego sprawa.
Nemo, nie ma mowy, aż tak pracowita nie jestem. Film obejrzałam z przyjemnością. Tam „skrótów jest więcej, ale film świetny.
A Czomolungmie
Z dedykacją
Jak się ma talencik, to improwizacja wychodzi. Jak się go nie ma, zawsze można oprzeć się na dokładnych przepisach i wyuczonych odruchach. Tylko wtedy np. brak jednego składnika sprawi, że ambitny kucharz opuści ręce bezradnie, a żadna muza niczego mu nie podpowie. Talenciarz weźmie zamiast jednego ziółka dwa inne ziółka i efekt będzie miał olśniewający.
no prosze kostka rosolowa z karma,
dzisiaj ugotuje sobie firanke, nie pytajcie dlaczego, nie wiem
Pyro, w filmie skróty muszą być, a ja się czepnęłam tego akurat, bo mało inteligentny. Chyba reżyser miał kiepskie pojęcie o kuchni – nawet jeśli miał znakomite pojęcie o montażu.
Do wszystkiego przydaje się pomyślunek – do filmowych scen kuchennych również. Albo konsultantów brać!
Sławciu, tylko uważaj, bo się wlecze z talerza…
Kuchnia to sztuka, to miłość Petrarki do Laury.
Bracia i Siostry – Sonet nie powinien być bigosem, lecz odwrotnie.
Oto przykład skromnego ad hoc 🙂
Chyba *se* żartujesz, Placku. Ta kobieta szydełkuje, a nie drutuje.
A …no dobra, nic nie powiem.
co sie wywlecze, to nie uciecze
zamiast ad hoca wole haddocka,
znalem kiedys Laure, ale gdzie mi tam do Petrarki, zbigosilem
Alicjo – To ja powiem – to jeszcze nie pora na deser, byłem bardzo poważny.
Sławku – Wspaniały pomysł, firanka wchłania światło lepiej niż chleb. Po uczcie podziel się przepisem, proszę 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=XLgYAHHkPFs&feature=related
Sławku, uważam, że fragment opisujący kuchnię włoską, to istna poezja. Neapolitańczyka z rozkoszą jedzącego makaron, wręcz widziałam. Mam wrażenie, że p. Pomianowi właśnie Włosi sprawili największą przyjemność, bo tylko opis włoskiej kuchni, jest tak szczegółowy – oprócz opisu potraw opisuje reakcje ludzi, którzy je jedzą. Jeszcze raz Ci dziękuję za tę ucztę dla duszy. 😀
Skala moich kulinarnych „improwizacji” jest maciupcia i zdarza się baardzo rzadko. W życiu bym się nie odważyła kogokolwiek jej efektem częstować.
Poprosilem kiedys o zupe zolwiowa na Karaibach w miejscu ktore ponoc slynie z najlepszej w calym basenie ale sie na mnie miejscowi tak spojrzeli jakbym byl agentem FDA i zamienilem na kurczaka. Potem na odchodne spytalem jak daleko do Zwrotnika Raka i szybko poszedlem sobie bo chyba sie cierpliwowsc tubylcza wyczerpala sadzac po spojrzeniach. Usiadlem na zwrotniku wyciagnalem Henry Millera i czytalem „Zwrotnik Raka” na Zwrotniku Raka. Dokladnie rok wczesniej 21 czerwca czytalem na Kole Podbiegunowym Londona przygody o Smoke Bellew czyli Bellew Zawierucha zajadajac sie „Grzeskami” z mojego rodzinnego Kalisza. Kasztany najlepiej smakuja na Placu Pigalle 🙂
No to sobie poczytalem o Nowym Warpnie i urzedzie pocztowym. Za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami Nowe Warpno sobie lezalo…. 🙂
A ja uwielbiam nasza kuchnie teraz juz rodzinna. Mieszanina naszej polskiej, ukrainskiej (tatko), wegierskiej (mamcia), mojej (polska /galicja), wloska (papa John), chorwacka (ciotka Sandra)…i diabli wiedza kto sie jeszcze moze pojawic. Raczej gotuja w domu, dosmaczaja na imprezie i jest cudownie. Podchodzilam kilka razy do anglikanskiej, ale jakos mi nie poszlo. moze mialam zle dni.
Bbuziaki,
Pomiedzy Yentna a Skwentna Rivers, Alaska. Iditarod dzien 5-ty.
http://www.iditarod.com/flashmap/free/video_8F9D8511-03E6-B725-4792129A02ED78AF.html?full=1
Nieco blizej..
http://www.iditarod.com/flashmap/free/video_92F4E556-0D2C-2E99-7D1D08AFB846ED61.html?full=1
Dojechali, wytyczyli działki i znaleźli złoto…
YYC – wszyscy jesteśmy po trosze Kurzawami, Muszkieterami, Kapitanem Bloodem, a nawet tą gęsią Arabellą Bishop…
Czyz nie ladniutkie 🙂
http://www.akphotograph.com/Alaska%20Blog/?p=3801
Albo te dwa ..
http://www.flickr.com/photos/alaska48/5501078033/sizes/l/in/photostream/
Szli sobie tu i tam pluczac od czasu do czasu… az tu raz na patelni sie zazlocilo, zamigotalo i wyplukali iles tam dolarow (normalnie pare centow z patelni) No to siup do strumyka. Potem pojechalem ja 🙂
No mamy w sobie Karmazynowego Pirata jak nic 🙂
Witam wszystkich.
Cudnie się dzisiaj rozgadaliście przy tym stole. Dzięki.
Chate Londona znalezl ostatni dostarczyciel poczty na Yukonie za pomoca zaprzegow. Wycial z niej klode z wypalonym napisem samego Londona i poszlo wszystko w zapomnienie nieco. Minelo z parenascie lat jak sie w musem Londona zainteresowali znaleziskiem i wyslali ekipe (lata 60-te XXw.). Wtedy sie oczywiscie Kanada obudzila i tez zainteresowala. No to zrobili tak. Dokumentacja, zdjecia etc bardzo dokladna. Rozebrali wszystko do ostatniej drzazgi i podzielili rowno na pol. Poczem dorobili drugie polowy i postawili od nowa tylko teraz byly juz dwie. Jedna w Dawson City (byla na zdjeciu) a druga zdaje sie w Oakland a moze w museum Londona w Kaliforni (juz nie pamietam). Tak uniknieto wojny amerykansko-kanadyjskiej 🙂
Make Cooking Easier
Kolejny blog kulinarny, tym razem córki premiera Poland, stąd nazwa blogu.
Podoba mi się – jest tam czysto, słonecznie i ładnie pachnie.
Brawo Zosiu i Kasiu 🙂
W momencie gdy znajdę kuchnie PiS, SLD i tę czwartą, dam znać.
Krycha, luz, zamknij oczy i kazden placek stanie otworem, chyba przeglem z tym belgijskim?
niemniej jednak tez pozdawiam, obiecuje niczego juz nie tlumaczyc
Przepraszam za tam tam, nie tylko król może się jąkać.
No to nie wiem, po jaką cholerę stawiano te forty obronne w Kingston „dla naprzykładu” 🙄
Według legendy, Yankesi mieli na nas napaść, a nawet napadnąć, i zjeść nas na śniadanko. Żeśmy się naobudowali, a one nie przyszły, te wrogi 🙁
Na wszelki wypadek zapewniam, że nie miałem niczego złego na myśli.
Krul, tutaj sie pisze tak, sie nie jaka
Sławku – Niczego nie obiecuj, Larousse Gastronomique sama się nie przetłumaczy.
Sławku , Ty mnie każesz zamykać oczy? Ja nie chcę żadnego placka otworem. Zwłaszcza jak staje. Tłumacz, proszę wówczas lepiej rozumiem. Też pozdrawiam.
Placek Ty przestan, niektorzy jeszcze musza jesc i spac
Nic dodać, nic ująć 🙂
P.S. Aussi …Alexandre Dumas – Grand Dictionnaire de cuisine – allez, allez.
U mnie pozostało nastawić ziemniaki na, co zrobiłam.
Reszta gotowa.
Diakrytyki Sławkowi by sie przydały. Jak ja potrafię, to chyba wszyscy?
*się (no, klawiatura odmawia posłuszeństwa, jeśli się w nią nie walnie zdrowo…)
Sławkowi nawet słowa są niepotrzebne, a co dopiero ogonki. głosuję za Sławkiem au naturel.
Vive la liberte, czyli niech żyje nagość. Chyba, nie jestem tłumaczem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=t0Q8NjtwO6w
Nawiasem mówiąc, jeśli wszyscy z łatwością potrafią uczynić z francuskiej klawiatury polską, chętnie posłucham.
Ja tam się nie znam, mam klawiaturę międzynarodową. Nie sądzę, żeby francuska była jakaś tam nie wiadomo, jaka, żeby jej sie nie dało podejść.
Zagadałam się tu, a w kuchni…no właśnie 🙄
Udało mi się przypalić następny garnek 😯
No, dwa razy w życiu mi się zdarzyło, a podobno do trzech razy sztuka 😉
Oczywiście ideałom się nie przydarza, tylko ułomnym takim ignorantom, jak ja 😉
Placku (20:48), Zosia i Kasia atrakcyjne i blog sympatyczny 🙂
Nic dwa razy się nie zdarza…
i dlatego z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez skazy…
i pomrzemy bez rutyny
(i tak dalej)
Uratowałam ziemniaki. Podsmażane będą. Garnek też odzyskam…nie takie my ze szwagrem… 😉
…a bohomazy także zarówno są potrzebne. Choćby po to, żeby znawcy, którzy sami nie malują, mogli powydziwiać, co jest lepsze, a nawet lepsiejsze 🙄
Alino (20:48) – Ty też i ten także 🙂
Alicjo – Skoro tak sądzisz, jest identyczna 🙂
Ja tam się nie znam, i nic nie sądzę.
Od osądzania są ci, co wiedzą lepiej. Ja to mam w głębokim poważaniu 😉
Krytycy często używają słowa bohomaz, a ten obraz Delacroix (z krzyża zdjęty?) jest piękny. Podziwiam. Nieporównywalny.
Pora na kieliszek nalewki, może Pyra nie zaznacza jej poziomu kreską. Wielokrotnie miałem na nie ochotę.
Zdrowie Pana Lulka, dużo zdrowia.
Alicjo – Wiem, klepałaś już o tym wielokrotnie, a ja odwrotnie, biorę sobie Twoje opinie do serca, na zdrowie 🙂
Ręce precz od Sławka (to do tych ryczących żołnierzy z Marsylianki 🙂
Witam.
Placek–>
trzeba otworzyć panel sterowania—>opcje regionalne–>zakładka języki–>szczegóły–>w zainstalowanych usługach kliknij „dodaj”—>język:francuski–>układ klawiatury:francuski(Francja)
Mowiła, żartem… dobry zart jest tynfa wart…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_5705.JPG
*mówiłam
No to Panowie Wasze Zdrowie!
Dzień Mężczyzn
Dzień 19 listopada
Kraje Trynidad i Tobago oraz kraje zaproszone
Polska (10 marca)
Typ święta międzynarodowe
Inne nazwy Międzynarodowy Dzień Mężczyzn
Światowy Dzień Mężczyzn
Podobne święta Dzień Chłopaka, Dzień Ojca
…bilans musi wyjść na zero
http://www.youtube.com/watch?v=PspnSmKwfu4
etam
http://www.youtube.com/watch?v=Qe6mfI-wJvA&feature=related
Placku, teraz pale, wiec nie mam palcy na komentaz o cycatej
Yurku – Rozumiem i dziękuję. On francuską już powinien mieć, na zdjęciach wygląda bardzo młodo, ale dorośle, chyba, że to Ernest H. Odklawiaturzam się bo to przecież i moje święto 🙂
Jeszcze raz dziękuję.
Alicjo – wiem 🙂
kometasz? 🙂
Alicjo, masz racje, Yurkowi czapka, ja jestem leniwy smierdziel, nie zeby zaraz jakis H.
ale czy jestescie w stanie sobie wyobrazic deklaracje podatkowa z ogonkami
co urzedu wyslalem byl?
nie bede przemienial klawiszy co 5 minut, cierpcie, albo zgadujcie, albo w ogole, nadaktywnosc moja dzisiejsza mnie przeraza, przepraszam
Najważniejsze – za 10 dni –wiosna
jaki poeta?
normalny, niezywy
Placek, zrylem parkiet, jakby to bylo tez moje swieto,
nie rob tego czesciej jak codziennie, plz, zdrowie juz nie to i te papierosy
Sławku – jeszcze pomidorek na sen.
Dobrej nocy 🙂
cholera uparta, czerwony za nic nie bedzie i koniec
pospijcie cieplo
„możliwe są i żarty pikantne a nawet niezbyt przyzwoite. TE OSTATNIE MUSZA BYC JEDNAK SMIESZNE.” Podpisuje sie pod tym obiema rekami, albowiem nie lubie nieprzyzwoitych zartow, ktore nie sa smieszne.
Placku, obok pomidorka leżało…
Kto tu brydzysta?
http://www.youtube.com/watch?v=WNDmkVtJoDE&feature=related