„Józek” gotuje pysznie, poi wspaniale ale kosztuje niemało
Joseph Seeletso urodził się Botswanie. Tam dorastał i zaczynał karierę zawodową jako… bankowiec. Szybko jednak zmienił profesję, odbył stosowne studia i rozpoczął pracę jako kucharz. Najpierw w londyńskich wytwornych i znanych hotelach oraz restauracjach. Tam też startował i wygrywał w wielu kulinarnych konkursach.
W 1998 roku przyjeżdża do Polski. Ląduje w Krakowie, bo stamtąd pochodzi jego żona. Pracuje a potem szefuje kilku krakowskim lokalom. Wszystkie szybko zyskują popularność, bo kuchnia Josepha jest oryginalna i niezwykle smaczna.
W 2002 roku rusza z Krakowa w świat. Najpierw na krótko wraca do Botswany, gdzie szefuje w najbardziej znanym lokalu, potem do Japonii i USA. Po drodze zawadził też o RPA, a tam zaraził się miłością do wina. Swoją wiedzę winiarską pogłębił znacznie podczas pobytu na Florydzie.
W 2006 roku wraca do Polski gdzie zostaje zaangażowany jako szef kuchni w Centrum Wina przy ul. Puławskiej w Warszawie. Ten mały lokal mieszczący się w wielkim sklepie z winami, szybko zyskuje świetną reputację. Aby tam zjeść kolację trzeba znacznie wcześniej rezerwować stolik.
Od kilku miesięcy Joseph jest współwłaścicielem i – co oczywiste – szefem kuchni eleganckiego baru winnego i ekskluzywnego sklepu winiarskiego. Lokal mieści się w lofcie przy ulicy Duchnickiej (w pobliżu Powązek). Nowoczesny (ale bez zadęcia) wystrój, świetnie wyszkolona i sympatyczna załoga, to tylko część zalet baru i sklepu. Jego wielkim plusem jest świetne zaopatrzenie części sklepowej w wina niemal z całego świata. I to wcale nie w astronomicznych cenach, co w Warszawie jest rzadkością. No i dania według przepisów szefa czyli Jospha Seeletso. Zanim jednak Państwo zaprosicie gości do „Józka” (tak mówią o nim przyjaciele i znajomi), zajrzyjcie do swego portfela. Kolację dla dwóch, trzech osób wytrzyma portfel średnio zamożny. Ale gdybyście zechcieli przyjąć tam całą rodzinę lub większą grupę przyjaciół, to najpierw należy poszukać sponsora. Choć prawdę powiedziawszy warto nawet nadwerężyć domowy budżet, by zjeść np. tatara z tuńczyka (21 zł) czy wątróbki ze świeżymi figami (21 zł) albo wielką krewetkę z musem z porów (45 zł). Warto też zamówić cappuccino dnia – pod którą to nazwą kryje się mała filiżaneczka zupy pomidorowo-pomarańczowej z dużą kroplą bitej śmietany (11 zł). Cappuccino może mieć i inne smaki. Wszystko zależy od fantazji i humoru szefa kuchni.
Z dań głównych absolutnie godne są polecenia: red snapper (czyli lucjan czerwony – ryba z ciepłych mórz) (67 zł), gicz jagnięca z selerem (67 zł) oraz gołąb na plastrze ziemniaka w sosie czosnkowym (45 zł).
Wina – to oczywiste – są w wielkim wyborze, co czasem utrudnia podjęcie decyzji. Polecał bym to, które sam najbardziej lubię: primitivo z winnicy Tormaresca w Salento (78 zł na półce w sklepie, plus 15 zł tzw. korkowego czyli narzut restauracji). Odpowiednie zarówno do jagnięciny, jak i do gołębia czy wątróbek. Amatora(rkę) ryby obciążyliśmy obowiązkami kierowcy więc wina nie dostał(a).
Desery u „Józka” bywają tyleż szokujące w treści, ile wspaniałe w smaku. Oto suflet z gorzkiej czekolady połączony jest z odrobiną czosnku i nieco większą szczyptą chili (21 zł). Nugat lodowy zaś zmieszany jest ze sporą grudą pleśniowego ostrego sera (21 zł). I tylko pannacotta (21 zł) ma tradycyjny smak i skład.
Wielką zaletą restauracji Josepha są niewielkie porcje. Są one wystarczające, by po trzydaniowym obiedzie człowiek czuł się całkowicie najedzony lecz nie jest – mówiąc wulgarnie – obżarty. Lepiej przecież zjeść kilka dań i lekko wstawać od stołu, niż po jednym lub dwóch, wytaczać się z lokalu z uczuciem wyraźnego przesytu czyli wstrętu do wspomnień z tylko co zakończonej uczty.
Zapomniałem w odpowiednim miejscu wspomnieć o kawie. Tu espresso ma prawdziwy smak.
Komentarze
Józek wszystko wie!
Tu starsza z maszyny Młodszej.
Dobrze, że Gospodarz przestał dzisiaj straszyć egzotyką ponad codzienne zapotrzebowanie. Z zakładu „Józia” z pewnością skorzysta ktoś z warszawiaków, a Józiowi prognozuję majątek wielki : ktoś, kto serwuje małe porcje w wysokich cenach ma wszelkie dane po temu. Koniec złośliwości – dobrze, że w naszej gastronomii dzieją się nowe i ciekawe rzeczy; zawsze coś z nowości do naszej codzienności przeniknie, a czasem nawet w niej pozostanie.
Żegnam się na kilka godzin, bo obowiązki wzywają.
Kucharze wszystkich krajów …
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/opowiesc-polaka-ktory-gotowal-kaddafiemu,1,4202895,wiadomosc.html
jozek nie daruje ci …
Hej, Jotka – może będziesz zdolniejsza ode mnie – w dzisiejszej Gazecie z P-nia jest słowniczek 100 słów gwary poznańskiej. Możesz przekopiować na blog dla Koleżeństwa – mnie ucieka.
Pyro,tylko kopa
Kopa słów
1. ajntopf – jednogarnkowe danie
2. ajzol – metalowy przedmiot
3. ancug – ubranie, garnitur
4. bejm y – pieniądze
5. bimba – tramwaj
6. brachol – brat
7. chabaj – rzeźnik
8. ćmik – papieros
9. dynks – nieokreślone „coś”
10. fafoły – zawiesina, osad, fusy od herbaty
11. galart – galareta mięsna
12. gelejza – osoba nieporządna, niezdarna, powolna
13. gemyla – śmietnik, bałagan
14. gzub – dzieciak
15. juchta – łobuz 16. kalafa – nos; twarz
17. kejter – pies
18. knipa – książka
19. lania – szkoła
20. łożgol – mężczyzna wysokiego wzrostu
21. macoszka – bratek
22. mela – dziewczyna
23. młodzie – drożdże
24. modrak – bławatek, chaber
25. naramki – ramiączka
26. nyga – komar
27. nyrol – skąpiec
28. ogar – łobuz
29. paterak – partacz, niedbały gospodarz
30. peja – wesz 31. pener – menel, lump, żul
32. petronelka – biedronka
33. pipol – piekarz
34. poruta – wstyd
35. purzytki – pośladki
36. rojber – łobuz
37. ryczka – stołek
38. skład – sklep
39. sklep – piwnica
40. smrodyla – czarna porzeczka
41. statory – naczynia kuchenne
42. szabel – strąk fasoli
43. szaranek – mały chłopczyk
44. szczon – chłopak
45. szkieły – policja 46. szneka – drożdżówka
47. szpycka – lufka do papierosów
48. sztynder – trzepak
49. świętojanki – porzeczki
50. trzeszczok – małe krzykliwe dziecko
51. tuleja – niezdara
52. tytka – torebka papierowa
53. uliczka – furtka
54. wajcha – dźwignia
55. wiara – grupa ludzi
56. wuchta – duża ilość czegoś
57. wylynga – ktoś niewydarzony
58. wuja – wujek
59. wymborek – wiadro
60. zynder – łobuz
Więcej… http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,9209857,Wybierz_najpiekniejsze_slowo_gwary_poznanskiej.html#ixzz1Ftpf72sl
Świetny lokal, polecę go mojej mamie (emerytura 800 zł brutto), bo mnie niestety nie stać na dania za 70 zł i wina za 100 zł 😛
Racja, Gostuś i dziękuję
nie ma mojego ulubionego”glajda”.
Jeszcze Pyra starsza – szalenie podobają mi się pomarańczowe kosze na „psie pozostałości” , na boku których jest napis „kejter też poznaniak”.
Pyro,
nie mam jeszcze dzisiejszej gazety. Wyjdę do sklepu dopiero za 2 – 3 godziny. Muszę się pilnie uporać z pracą. Swojo szychta 👿
Nie widzę mojego ulubionego słowa: frechowna/frechowny 🙄
Opowiem później jak, jako Poznanianka z importu, zapoznałam się z tym słowem 😯
Co z zaginioną psiną?
Nie ma pieska – nie ma go w schronisku, był zaczipowany, nikt nie zgłosił znalezienia.
Nie ma też mojego ulubionego słowa
„niecyrno” – Pani, takom dzisioj niecyrno (niepozbierana, rozkojarzona)
Pogoda rewelacja, to by było na tyle 🙁
Zadzwonił dostawca siana, ze podpalili, zapewne nieznani sprawcy, budynek z sianem (to nie była klasyczna stodoła) i szybko musi wywieźć to, co nie spalone, czyli ja muszę organizować transport i rozładunek.
Poniedziałek.
Powinna być strona, na którą weterynarze wpisują psy znalezione. Ciekawe, czy sporawdzają czipa gdy pojawia się nieznany im pies, np. na szczepienie?
ej,wuja, czemu ta bryka taka zielona?
Pyro, trzymam kciuki i wspieram myślami 🙂
warto napewno sprawdzić przynajmniej okoliczne przychodnie wet. Tam też wisi sporo ogłoszeń o zgubach, a przy okazji zapytać weterynarza czy ktoś z „nowym” psem o takim samym czipie nie zgłaszał sie ostatnio.
Dzień dobry,
Nowy 6:57, śliczne zdjęcia i światło takie ciepłe 🙂
Cohen for ever.
U mnie chłodno ale słonecznie.
Wysokie ceny i małe porcje nie brzmi zachęcająco, ale już opis potraw nęci do odwiedzenia lokalu. Strach tylko, że może byc tam snobistycznie…
Chesel, zajrzałam do Twojego blogu i odkryłam zapiekankę ziemniaczano-szpinakową. Wypróbuje w tym tygodniu. Sympatyczna prezentacja 🙂
Te porcje u „Jozka” wydaja sie w sam raz, bo w Polsce jest tendencja, chyba na wzor niemiecki, do przeladowywania talerzy. Z poznanskiej gwary brak mi na tej liscie slow kulinarnych czyli np. szagowek i szneki. Z kolei pod nazwa pyza kryje sie zupelnie inne danie nie w reszcie kraju. O pyrkach nie wspominam, bo przeciez mamy blogowiczke o tym nicku. W ogole kiedy mysle o nazwach potraw to przypomina mi sie piosenka Mlynarskiego „Kartoflanka”. Ty co nie pamietaja chodzilo o osobe co jadala w stolowce pracowniczej kartoflanke, a potem, bodajze po awansie jedzac z dyrekcja dostala „soupe des pommes de terre”. Kiedy mnie niedawno przesadzono do klasy biznes w Air France to zamiast wyboru „ryba czy kurczak” tez mialem „poulet” lub „poisson” (na normalnym talerzu zamiast plastyku oraz z dodatkiem roznych przymiotnikow w nazwie dania w odroznieniu od klasy ekonomicznej).
Paskudna sprawa z tym kejterem. Bylo to moze cos szczegolnego. Ja bym tam mojej suni przed sklepem nie zostawil, jak to czasem inni robia i z malenkimi pieskami. Ktos wezmie i zabierze z soba, jak uwazam, bo tak male mam zaufanie do bliznich.
Pogoda – nie powiem ze cesarska, na to patent ma kto inny – ale tutejszo krolewska!
pepegor
Z poznańskich kulinariów brakuje jeszcze :
– skopowina (baranina)
– leberka – wątrobianka
– ajsbajna – golonka
– karmonada – schab i kawałek karkówki
– gzik, gzika – twarożek ze szczypiorkiem
– grzyby sowa i zielonka – kania i gąska zielona
i wiele innych – polewka (kwaśna mleczna zupa), białe – kwaśne : żur, biały barszcz i każda zupa zabielana, zakwaszona (białe kwaśne z płucek, białe kwaśne z kurek itd) podobnie, jak każda zupa zielona nazywana bywa jarmużem (również z lebiody i szpinaku albo z liści kalarepy0
Piesio to sznaucer – miniaturka. W naszym bloku są jeszcze 4 takie, a zwiał mi z domu, z korytarza (ktoś musiał zostawić otwarte drzwi na klatkę schodową) Jednego nie rozumiem – żeby wyjść z bloku trzeba pokonać dwoje ciężkich, automatycznie zamykających się drzwi. Pies sobie sam nie otworzy, do czorta.
Z gzika mialem przygode w Lyonie, francuskim centrum kulinarnym, gdzie zachwalano mi lokalna specialnosc „fromage blanc aux ciboulettes”. Kiedy to wreszcie podano ten specjal to zobaczylem, ze to po prostu gzika ze szczypiorkiem (czyli slowami piosenki: kartoflanka, domowa kartoflanka).
Jestem wdzięczny Gospodarzowi za Katmandu, które dotarło już w piątek. Za polecony bar winny nieco mniej, bo opisy potraw kuszą, ale zasady, żeby po trzech daniach nie czuć się obżartym, nie kupuję, jak i paru poprzedników. Jednak wino za 100 zł nie przeraża, bo w wielu restauracjach trzeba zapłacić więcej za wino z supermarketu, które tam kosztuje dwadzieścia parę złotych albo i mniej. Rozważywszy łączną cenę potraw i wina można się wybrać np. na rocznicę ślubu płacąc w sumie za dwie osoby 400 złotych. W tej chwili bym się na to nie zdobył, ale kiedyś może, kto wie.
Pyro, z tych rzeczy wspominam „funt lebery z tej lepszej”, o który prosiło po kolei kilka osób w górniczej osadzie francuskiej, gdzie akurat byłem. Kopalnie już były zamknięte, ale osady egzystowały. Kto widział film „Jeszcze dalej niż Północ”, wie, o jakie osady chodzi, choć w filmie nie widać już pozostałości po dawnej polonii śląsko-wielkopolskiej.
Dzisiaj się tej gweary prawie już nie słyszy – chyba, że w miasteczkach i po wsiach, ale z mojej młodości pamiętam niewiasty plotkujące w maglu o chłopaku z sąsiedniego domu : „Pani, a ożynił się z takom gelejzom, co pazury czerwone, giry w nylonach, a w szafach gemyla”. Moje córki już większości tych słów nie znają, a wyrosły wśród tych samych ludzi.
A szneka z glancem i z krymelkami – to jest to!
szneka z glancem u nas występuje jako przysmak kaszubski. Zdecydowanie polecam wyrób domowy. Również polecam w Szwecji i Finlandii. Także wersję w cieście francuskim.
Rzeczywiście, jak pisze Stanisław, na Kaszubach też wiadomo, co to szneka z glancem, ale nie wiem czy dotyczy to także młodzieży. Inna sprawa, że przed wojną i po wojnie przyjechało na Wybrzeże sporo osób z Poznańskiego. Dziadkowie i mama mojego męża przybyli np. z Mosiny. Mąż nie nazwie inaczej drożdżówki jak właśnie sznaka z glancem , choć młode sprzedawczynie rzadko wiedzą o co chodzi. Mnie bardzo podobają się te regionalne nazwy produktów.
Mnie też się podobają. Uwielbiam na przykład – i to niezależnie od tego, czy je zjem, czy nie – golonko. U nas na nizinach jest to golonka rodzaju żeńskiego. Na Śląsku – golonko.
Kiedyś w Beskidach, na górze Równicy, w Kolibie pod Czarcim Kopytem poprosiłam o golonko, tylko małe. Pan kelner zapewnił, że owszem, są małe, po czym przyniósł mi górę mięcha. Ja do niego: panie, to jest małe golonko! A on z boskim zdziwieniem na obliczu – no, małe…
O, zupa, której nie lubię, ale która nazywa się pysznie : zupa z korbola z kulonkami.
Nisia,
Jak przyniosa mi takowa gore miesa to wcale nie gderam bo tutaj jest zwyczaj pakowania „doggy bag” resztek do domaszku. Wszyscy tak robia i mysle, ze ten zwyczaj powinien byc rozpowrzechniony w kraju nad Wisla.
Kochana Pyro,
Prawde mowiac piesek nie mial tyle sily by otworzyc sam z siebie drzwi…pamietaj: sa ludzie i taborety, czasami jest wiecej taboretow (moje).
Buziaki,
Nie wiem czy Kaszubi przejeli nazwe szneki od Poznaniakow; raczej w obu wypadkach chodzi o niemieckie slowo na slimaka, bo prawdziwa szneka to nia miala ksztaltu obecnej okraglej drozdzowki, tylko byla podluzna, ale zwinieta w srodku, troche jakby splaszczona rolada, czyli zwinieta jak skorupa slimaka.
RoMEk – jeżeli dobrze pamiętam, to między skrętami tego ślimaka była cienka warstwa marmolady. To tak, jakby płat ciasta posmarowano marmeladą, zwinięto, pokrojono w plastry i tak pieczono – potem lukier na to, czyli glanc.
Zgadza sie, przekladano marmolada (a w poznanskiem „marmelada”) albo makiem.
Dokladnie
Tylko zglodnialem…ale mam placek z kruszonka prawie jak w dziecinstwie 🙂
Leno, tak, ale nie wtedy, kiedy jesteśmy w podróży.
ROMku, pamiętam takie zwijane drożdżówki, były lepsze od równo puchatych buł. Dzieciństwo! Glanc i krymelki (choć to określenie poznałam dopiero na studiach będąc w Pyrowie, u nas to były po prostu drożdżówki).
Wiosna chyba już blisko, bo usłyszałam dziś głosy żurawi. W najbliższej okolicy widywałam w ubiegłym roku kilka par tych ptaków, a jedna miała gniazdo gniazdo ze 150 metrów od naszego domu. Niestety, ubiegłoroczny przychówek został pożarty przez lisy. Wczoraj byłam na spacerze i wyglądałam bezskutecznie oznak wiosny. Pola z oziminą jeszcze zaśnieżone; nie wiem co te żurawie będą jeść. Ale chyba wiedzą, co robią, skoro już tu są.
Wczoraj w parku miejskim czyli takim kawale prerii zostawionym w srodku miasta spotkalismy stado 20 (tyle naliczylismy) jeleni. Z tych mniejszych zwanych tutaj mule deer. One nas odserwowaly a my je. I tak przez pol godziny. Indianie nie mieli latwego zycia dopasc takiego jelenia w sniegu po kolana, zmarzniete rece to jak tu z luku strzelac no i podejsc trudno do strzalu. A squaw czeka na mieso na obiad. Wyslala meza na zakupy a jego nie ma i nie ma. Przerabane.
hej Pyro
z jakim sosem zrobilas tego piesa?
byl z rusztu, uduszony 😆 czy w piekarniku pieczony?
W pieciu smakach 🙂
Kapitan Cook opisujac polinezyjskie psy ktorych pokosztowal podczas pierwszej na Tahiti wizyty w 1769r. zachwalal smak i porownywal do dobrego „mutton’a” czyli doroslej owcy. Psy trzeba zaznaczyc byly wegetarianskie.
JEST PIESEK SĄSIADÓW!
Jest ponoć od wczoraj tylko tak zastraszony, że chowa się po kątach i ani razu nie zaszczekał (a jest bestia szczekliwa). Sąsiadka poprosiła jednego z meneli spod „budki z…” o znalezienie psa. Po 2 godzinach wiadomo już było gdzie jest pies, ale nie chciano go wydać. Poszła sąsiadka z ekstra awanturą (potrafi!) zagroziła policją i wzięła psa zamkniętego na dwa zamki w pokoju. Zabrała go kobieta dobrze w bloku znana, bo przychodzi czasem po żywność albo odzież. Mieszka na działkach i znała psa i właścicieli. Krzyczała, że „sobie chodził to go sobie wzięła”. Ja mam tęosobę, która otwarła drzwi. Anka czuje się troszkę winna, bo to seniorce kobita podprowadziła psa i zadeklarowała, że jak trzeba będzie psiaka leczyć, to my zapłacimy.
No, może dzisiaj zasnę bez koszmarów.
Pyro,
bardzo się cieszę 🙂
Pyro, to wspaniale!
za ostatnia bajke przyznaje Pyrze zloty krzyz zaslugi PRL
? – nie trzeba. Mam. Kilka innych też. Możesz ponieść poduszkę za moją trumną.
Pyreńko, to cudowna wiadomość !!!! Nie masz pojęcia, jak się ogromnie cieszę. 😀 😀
zadna to przyjemnosc. no chyba ze na stypie dostane mielonego z mizeria i kasza gryczana. do popicia kompot z suszonych sliwek. pomysle o spacerze
Pyro, bardzo się cieszę i życzę Ci miłego wieczoru.
Dzięki za „podpieranie” Pyry w kłopocie. Obym raczej nie miała okazji do rewanżu. Teraz naleję sobie czegoś dobrego, bo dopiero teraz trzęsie się we mnie każdy mięsień. Dziwny jest ten świat….
Jutro Podkoziołek, czyli Ostatki, czyli Śledzik. Kto tańczy to tańczy, a komu tylko rozkosze stołu pozostały, to zabiera się za patelnię i rondel. Pyra w takiej sytuacji, więc robi małopolską roladę z łopatkie wierzowej, która będzie zjadana z zasmażaną kapustą kwaszoną. barszczyk będzie do popicie i krem czekoladowy na deser
Pyra (19:38)
😆
Pyra,
Bardzo się cieszę. 🙂
Co prawda już w sobotę o 15:55 mówiłem, że psina się znajdzie, ale kto by Nowego słuchał? 🙂
Nowy – słucham Nowego, czytam Nowego, oglądam Nowego, więc się odtenteguj może? Ja Cię przepraszam; piekielnie niegrzecznie mi się napisało, ale już nie zmieniam, bo święta prawda.
Nowy, kto wygra wybory w listopadzie???
Pyro, to najlepsza wiadomość, cieszę się razem z Tobą!!!
Pyro, cieszę się ogromnie, że się zguba znalazła!
Pyro, co za ulga! A historia psa niemal kryminalna (uprowadzenie)! Życzę dziś spokojnych snów.
Witam. Kochana Pyro w Warszawie było słychać wielki huk. Zastanawiałam się co to? A to kamień z Twojego serca spadł. Bardzo się cieszę.
Pyro,
morał z tej historyjki taki – zwierząt, dzieci i mężów niech sąsiadki pilnują sobie same 🙂
Zupa z korbola z kulonkami – proszę o tłumaczenie, podoba mi się nazwa 🙂
Gemyla, ta w szafach?
Gelejza tyż niezła 🙂
Nowy,
u Ciebie śniegu już nie ma? Sądząc po zdjęciach z sarnami, na to wygląda.
U mnie niestety, dziś z rana -11C, chociaż wczoraj śnieg się topił na potęgę.
Słońce, ale mroźno i paskudny wiatr.
Kierunek – kuchnia.
Pyra,
mało tego, że się nie odczepię, to jeszcze kiedyś na herbatkę mam zamiar się wprosić. 🙂
A z tego, że piesek się znalazł, a Tobie strapienie minęło, naprawdę ogromnie się cieszę. 🙂
Nisiu,
przewiduję tylko do 3 dni 😉
Śniegu już nie ma, ale wiosny też nie widać. 🙁
Wiatr bardzo silny, jeśli tak jest u Cichala to stoją gdzieś w bezpiecznym miejscu.
Pyro Kochaniusienka,
Jestem szczesliwa, ze piesa sie znalazl, a Ty wreszcie bedziesz spala smacznie.
Buziaki,
Idę rozlać jakieś wino.
Cichal gdzieś daleko, według moich obliczeń powinien płynąć wzdłuż krajów Ameryki Srodkowej, planował z Kajmanów wzdłuż Meksyku, Belize, Hondurasy i te rzeczy. Ostatni raz klepał z okolic Kajmanów.
Na tamtych wodach spokojnie raczej…
Kochani jesteście wszyscy razem i każde z osobna (tak mówią obie Pyry i dwa piesy : jamnik i miniaturka sznaucera).
Alicjo – zupa z korbola z kulonkami, to zupa dyniowo – mleczna z kluskami z ziemniaków (małe, okrągłe,wielkości orzecha , kulane na dłoni stąd nazwa). O ile wiem dynię rozgotowuje się w wodzie, przeciera przez sito, zalewa mlekiem i wrzuca kulonki. Są amatorzy tej zupy; ja nie znoszę (chociaż wiem, że trująca nie jest). Gemylę w szafie ma każdy, kto wyciąga coś z samego spodu stosu, a góra mu się wali. Gelejzą bywa Pyra, której z korytarza można rąbnąć cudzego psa.
Dobrej nocy.
Tak było przed godziną, dla mnie pięknie, bo z brzegu.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Ocean3#slideshow/5581485105157791650
Nowy, czy Ty się przypadkiem nie wykrącasz?
U mnie byłoby pięknie, gdyby nie zamróz i wiatr.
Nowy się wykrąca (piękne skręty po d świetlane przez zachodzące słońce), ja skończyłam na dzisiaj robotę, Cichal nie nadaje, za Wielką Wodą po piątej nad ranem i niektórzy bedą już wstawali.
Hipam do wyrka, dobranoc – i dzień dobry 🙂
Za Wodą już 8 marca – wszystkim Blogowiczkom NAJLEPSZE ŻYCZENIA. Samych radości w tym Dniu, a potem niech się to przeciąga jak najdłużej, na cały rok.
🙂 🙂 🙂
https://picasaweb.google.com/takrzy/RozeCzerwiec2010#slideshow/5483971158488824258
Nowy,
😆
szczególne podziekowania za zdjęcia pieknych sarenek 🙂
A ja sobie przy porannej kawie obejrzałem Sierżanta Walczaka z psem Cywilem. Zupełnie identyczny z moim świętej pamięci.. Psem ma się rozumieć a nie Walczakiem.
Wczoraj Pyrze opowiadałem jaką miałem przygodę z psem identycznym jak mój i cywil. Rano idę otworzyć bramkę a przed nią siedzi pies. Ładny zadbany , wypisz wymaluj jak identyczny, tyle tylko , że swojego zakopałem a na nim posadziłem orzech. No to bramkę otwieram , pies nieproszony wchodzi na podwórko . No to się przywitałem poklepując po grzbiecie. Jak by mi było mało przywitania z poklepaniem, to mówię do bydlaka daj łapę. Wyciągam rękę a tu identyczny rzuca się na mnie z kłami, jak by był wściekły jakiś. Tylko dzięki mojemu doświadczeniu z udawanych walk z moim piesem spowodowało , że nie dałem się pogryźć i wyszedłem z walki bez ran szarpanych. Stary chłop i głupi 🙁
Co ciekawe pies siedział potem pod zamkniętą bramką dłuższą chwilę patrząc się w moją stronę.