Cru to prestiż ale i pieniądze

Kupiłem ostatnio kilka butelek wina, których dotąd nie znałem. Tym razem było to wino francuskie z regionu Bordeaux (na fot. wyżej) oraz z Doliny Rodanu. Nie chcąc pić byle czego (zwłaszcza, że rzadko znajduję coś lepszego niż moje ulubione z włoskiego południa) pilnie studiowałem teksty nalepek. Wszystkie miały wśród innych napisów także słowo „cru”. I wówczas przypomniało mi się pouczenie Marka Kondrata, by do tych określeń podchodzić z ograniczonym zaufaniem.

Francuski termin „cru” najczęściej tłumaczy się jako wzrost. Upowszechnienie terminu „cru” w odniesieniu do win nastąpiło w połowie XIX w., kiedy podzielono wina bordoskie (głównie z Medoc) na pięć klas jakościowych (Premiers Crus do Cinquiemes Crus). Oczywiście miejsce w hierarchii crus oznaczało nie tylko prestiż, ale również cenę wina.

Śladem Medoc poszły inne regiony winiarskie we Francji, wprowadzając własne klasyfikacje jakościowe. Hermetyczność klasyfikacji z 1855 r. wymusiła także utworzenie odrębnego, nowego podziału w samym Medoc (tzw. cru bourgeois). Obecność na etykiecie terminu „cru” oznacza zwykle ponadprzeciętną jakość, ale i tu należy zachować ostrożność. Na przykład w Saint Emilion napis „cru” występuje prawie na każdej nalepce (należy szukać określenia „grand cru” lub, jeszcze lepiej, „premiers grand cru”), a w Prowansji ma znaczenie wyłącznie historyczne. Poza Francją termin „cru” zwykle oznacza niewiele więcej niż ambicje poszczególnych producentów.

Po tej lekcji nieco zmieniłem zawartość swego koszyka. I teraz będę po kolei sprawdzał zgodność treści etykiety z zawartością butelki.