Na Szembeka prawie jak w la Boqueria
Pierwszy raz w tym roku wybraliśmy się na bazar Szembeka. Nie byliśmy tam parę miesięcy więc łatwo nam było zauważyć spore zmiany. Ten bazar jest naszym zdaniem najsympatyczniejszy i najlepiej zaopatrzony ze wszystkich stołecznych targowisk. Co prawda tytuł tej relacji jest nieco na wyrost ale za jakiś czas będzie na pewno prawdziwy. Bazar Szembeka bowiem cywilizuje się na potęgę.
Wszystkie świeże ryby są już wypatroszone
Po pierwsze przed bazarem nie ma żadnych śmieci. Po drugie – nic nie śmierdzi. Nawet stoiska rybne i serowarskie są nad wyraz apetyczne i powiedziałbym aromatyczne. Po trzecie – wśród nowości są doskonałe ryby wędzone, w tym np. jesiotry, miętusy czy dorsze a nie wyłącznie pstrągi. Kupione (bo były tak apetyczne) wędzone szprotki zniknęły w naszych brzuchach błyskawicznie, zagryzane też na bazarze kupionym wspaniałym wiejskim chlebem z masłem z tzw. osełki. Tak dobrych szprotek, kupionych nie nad Bałtykiem a w stolicy, jeszcze nie jedliśmy.
Na pierwszym planie wędzone szprotki
Podobne zachwyty mogę powtórzyć na temat bundza i koziego twarożku. W dodatku twarożek jest wyłącznie mój, bo innych odstrasza lekki zapach charakterystyczny dla kozich serków.
W stoiskach owocowo-warzywnych kolorowo. Różne odmiany jabłek i polskich, i z różnych stron świata. Cieszą oczy pomarańcze i mandarynki. Są także stosunkowo mało jeszcze popularne w Polsce pyszne chińskie śliweczki liczi. Kupiliśmy ich trochę ale większą uwagą obdarzaliśmy warzywa: dorodne kalafiory i bardzo lubianą w naszym domu białą rzodkiew. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu była na bazarze także brukiew. O tym dawno zapomnianym warzywie pisałem kiedyś, gdy ogrodnik-amator Marek Przybylik obdarował nas kilkunastoma gigantycznymi bulwami brukwi. Przyrządziliśmy ją na kilka sposobów i wprawiliśmy w stan osłupienia (i zadowolenia także) gości. Po okresie nędzy i głodu (zwłaszcza w czasie II wojny) brukiew traktowano pogardliwie. Całkiem niesłusznie – to pyszne i zdrowe warzywo. No i proszę – wraca na bazarowe stragany czyli, że ktoś ją kupuje. Kupiłem więc i ja, bo zapasy Marka dawno się skończyły.
Nie zatrzymywaliśmy się przy stoiskach mięsnych mimo, że wyglądały nad wyraz kusząco a ceny były znacznie niższe niż u nas czyli za Wisłą, ponieważ mamy w zamrażalniku i jagnięcinę, i gęś z Kołudy, i osso buco, które wkrótce trafią do brytfanny. Uległem dopiero na widok wędzonej piersi kurczaka. Ale był to doprawdy maleńki kawałek.
Wracaliśmy więc przez Most Siekierkowski bardzo zadowoleni z wycieczki. A będziemy jeszcze szczęśliwsi gdy przy którejś następnej wyprawie znajdziemy na bazarze Szembeka maleńką knajpkę (na wzór otwartych lokalików w barcelońskiej La Boqueria), w której z tutejszych produktów będą przyrządzane pyszne, małe dania.
Komentarze
Dzień dobry.
Kocham targowiska wylewające się ze straganów kolory, formy i zapachy. Kiedy jeszcze sprawnie chodziłam, lubiłam co jakiś czas pojechać do hal targowiska hurtowego. Tam to dopiero obfitość. W Poznaniu ani ryb, ani mięsa w takiej formie się nie uświadczy. Zmuszono sprzedawców do pobudowania kiosków z ladami chłodniczymi i potężnymi lodówkami, tudzież bieżącą i pogrzewaną wodą i 3/4 tego handlu z targowisk zniknęło. Cywilizacja zeżarła. W kioskach sprzedawany jest drób i przetwory. Po mięso i ryby trzeba do sklepu pójść. Ceny na ryby też na Szembeka niższe, niż w Pyrlandii.
Przepraszam, że trochę sceptycznie, ale skąd te kalafiory zimą? Cieszy nas różnorodność i dostępność produktów, ale podobnie jak truskawki zimą, tak i większość warzyw, to nadmuchany, chodowane bez użycia ziemi i słońca plastik. Kto spróbował – wie
Chesel, u mnie wlasnie sa zbierane z pol. Mieszkam w Bretanii.
Dzień dobry! Pyro, gdzie w Poznaniu znajduje się ta księgarnia z tanimi książkami, o której kiedyś pisałaś? Zjadłabym kalafior albo moją ulubioną fasolkę szparagową… U nas na targu jest mało warzyw i owoców od lokalnych producentów. Właściciele stoisk zaopatrują się w tych samych hurtowniach co sklepy 🙁
Asiu – na deptaku, mała i po schodkach. To adres aktualny, bo Ania tam kupuje. Kiedyś była też na św.Marcinie (przy Sfinksie) ale chyba już nie ma. Kilka lat temu ja osobiście korzystałam z resztek nakładów na Starym Rynku, przy BWA. Tam kupowałam albumy na prezenty , słowniki itp; a np encyklopedię erotyki kupiłam za 8 zł, natomiast słownik mitów za 11,-.
dziękuję 🙂
Asiu – aktualne – na Starym Rynku BWA – „Arsenał” (uwaga – po drugiej stronie Rynku jest najdroższa księgarnia; nie pomylić. Na deptaku na wprost wyjścia ze Starego Browaru i tuż za Teatrem Nowym w podwórzu „Kapitalka”
28 PLN za kilo szczupaka tez bym chetnie wydal, natomiast zupe z brukwii zrobilem sobie dopiero niedawno i nie musze zaraz znowu. Smakowala, ale tylko mnie i objadlem sie nia troche.
Taka hale targowa mamy jeszcze w centrum, ale dzis najwyzej 30 procent powierzchni oblozonej jest stoiskami w ktorych handluje sie jeszcze zywnoscia. Tam np jest jeszcze to ostatnie miejsce, gdzie pytal bym np o dziczyzne, tam widzialem tez pierwsze egzotyczne ryby i owoce morza. A ceny, to byla zawsze gorna polka. Dzisiaj wiekszosc powierzchni zajmuje mala gastronomia, imbisy najprzerozniejszej prowiniencji, tu pilem pierwsze capuccino. Ceny w tych imbisach sa natomiast niezwykle przystepne. Mozna zjesc roznosci za niewiele euro. To co ze na stojaco. Bywam tam trzy, cztery razy w roku, jak jest jakas narada, albo jakies szkolenie w mojej stolicy, bo pracuje w sasiednim miasteczku.
Kalafiory czy brokuly zima – nie mam nic przeciwko temu. Krzywie sie najwyzej na egipskie, czy cypryjskie ?mlode” ziemniaki. Ale czy to nie lepiej jak wtedy, gdy powstala slynna”piosenka o zachodzacych sloneczkach za zimowy stol? Wtedy w ?Delikatesach? kilogram pomidorow kosztowal 120 zetel, a pol litra – to tylko dla porwnania – 56.
Cieplo i pochmurnie.
trzeby przyznac z cala otwartoscia, ze warszawscy bazarowcy wiedza co robia i trzymaja zdechle ryby koszu.
nie wiem dlaczego u nas dbalosc o zwierzeta przekracza juz wszelkie oczekiwania. nawet zdechle ryby trzymaja na lodzie.
mam nadzieje ze dzisiaj szlag nie trafi byka 🙄 i a cappella nie bedzie wyjasniac 😆 i macham lapka
Maria Schneider utkwila mi bardziej w pamieci z tasmy zawod: reporter. dobre story. kto nie poczul jeszcze tej przyjemnosci, zamiany wlasnego zycia w zupelnie inne 😆
słonecznie i nieco nowego śniegu (cukier-puder, gruba warstwa; już się topi)
o truskawkach tu marzono – te walentynkowe (niech będą z Hiszpanii czy Tunezji) niestety tylko wyglądają… wolę sto razy polskie mrożone, a już z super-pewnego, współ-pielęgnowanego źródła… mniammmm…
i nigdy nie zaszkodzi przypomnieć o eko-kosztach lotniczego transportu tych wątpliwych delicji…
Tak, jak słonecznie witam, tak i składam słoneczne życzenia urodzinowe Krystynie; samych zdrowych, szczęśliwych i słonecznych dni. 😆 😆
U mnie, jak na razie, wiosenne słońce, choć lekko mroźnie, czego i Wam życzę. Lecę teraz się nacieszyć nim – póki jeszcze świeci. 😆
Ryśku, ostatecznie mogę zaśpiewać „zabiłam Byka, cóż to dla mnie byk”… 🙄 — tak profilaktycznie, żeby odczynić uroki, licha i szlagi… 😀
…bo ogólnie mam niezłomną nadzieję, że Byk ma się byczo… 😎
.
Sto lat, sto lat Krystyno!!! 😀 😀 😀
************************
(a ja mam w niedzielę półurodziny… jako ciekawostkę podaję, bo może nikt jeszcze na to nie wpadł 🙄 … i inspirację… gdyby brakowało okazji do toastów — odważni mogą „obchodzić” co pół roku… także by skompensować nieśmiałych, którzy nie obchodzą wcale (albo z daleka i ostrożnie)… — bilans wszak musi wyjść… odpowiednio 😉 😀
milo bylo by sie posmiac jeszcze raz, gdyby tylko mu sie chcialo 😆
Piotrze, liczi to już nawet w Tesco bywa. Takoż różne tam pitaye, naszi, kumkwaty, o banalnym mango nie mówiąc 😀
Najlepsze życzenia dla Krystyny 🙂
Krystyno – toast o stosownej porze, a dobre myś;i nieustająco: jak to między Przyjaciółmi, ode mnie i od Młodszej
La Boceria:
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/BarcelonaWtorek#5403337847822992802
to i kilka następnych. Kupowałam tam cudowne migdały marcona, które rosną tylko bodaj w Katalonii. Widziałam w Polsce w delikatesach Alma; słoiczek wielkości dżemowego kosztował ok. 26 zł 👿
Pyro, Asiu, jeszcze niedawno kupowałam tomiki wierszy w ” Taniej Książce” na Świętym Marcinie, właśnie vis-a-vis Sfinksa,wejście za bramą po schodkach( jest szyld na zewnątrz).Mam nadzieję, że ta księgarnia nadal się tam znajduje, nie słyszałam, żeby ją zlikwidowano.
U nas właśnie zlikwidowano dwa dobre sklepy z tanią książką (koszta najmu: na ulicy gdzie pada deszcz i tej, którą kondukty chadzają 😉 )… za to otwierają (może już otwarli) na Szewskiej, czyli też ścisłe centrum… tylko powierzchnia ma być podobno mniejsza…
Krystyno – wszystkiego najlepszego! Ewo z P. i Pyro – dziękuję za informację
Dla Krystyny – urodzinowe serdeczności i życzenia wszystkiego najlepszego 😀
Krystyno,
słoneczka, uśmiechu, apetytu na życie i zdrowia do ludzi życzy Ci
nemo 🙂
W jakim języku jest ta „La Boceria”? 😯
Nawet Włosi piszą „Il mercato de La Boqueria”…
Jeśli spolszczać to do końca – Bokerija 😉
Urzekła mnie Barcelona w obiektywie Kierowniczki. Dobrze, że remontują, że dbają.Niesłychane bogactwo architektury. Zaskoczenie? Przy przepychu w cegle i kamieniu, wnętrza kościołów dosyć ascetyczne. W sklepach więcej „narracji” (takie modne określenie) niż w świątyni.
Eh, Kierowniczko! Patrzysz okiem ARTYSTY i Bóg Ci zapłać!
Krystynie życzę wszystkiego najlepszego!
Oczywiście, że La Boqueria. Jak widać na pierwszym zdjęciu zresztą. Ale dostosowałam się do pisowni Gospodarza 😉
W Barcelonie zresztą każda dzielnica ma swój targ. Ten jest najdroższy, bo przy Rambli.
Pani Kierowniczko,
to nie było do Pani 😉 Przepraszam, jeśli tak zostało zrozumiane.
Obrazki barcelońskie bardzo ciekawe, pokazują miejsca mi znane, ale także wiele jeszcze do odwiedzenia. Tylko kiedy? 🙄
Krystyno,
wszystkiego najpiekniejszego z tej okazji!
Wszystkiego wymarzonego!
http://www.playafun.com/barcelona/boqueria/esp/entrance.html
A Krystynie tyle smaków i kolorów na co dzień,ile można znaleźć
na targach w Katalonii,Prowansji,czy na Mazowszu 🙂
Krystynie sukcesów wszelkich, zdrowia, pysznych potraw własnoręcznych i z poczestunku, radości wszelkich do kolejnych urodzin, a potem jeszcze więcej radości.
Oj, tak, też chętnie bym już wróciła do Barcelony. Piękne miejsce na ziemi. Ta seria zdjęć (a jest jeszcze parę) jest ze spaceru z moją dawną koleżanką licealną, która siedzi tam od wielu lat i uczy dzieci muzyki. Poprowadziła mnie w różne piękne zakątki; na niektóre rzeczy pewnie sama bym nie zwróciła uwagi 🙂
Krystyno życzymy Ci odkrywania wielu nowych i wspaniałych smaków!
PS.
I znowu walnąłem niezłą literówkę. Już poprawiłem. A do tego dodam anegdotę z życia dziennikarskiego (przedwojennego).
Szefem „Wiadomości Literackich”, w których pisywał kwiat polskich poetów, był redaktor Mieczysław Grydzewski. Mawiał on swoim podwładnym, że dobrze jest gdy w każdym numerze znaleźć można choć jeden błąd. Nie za duży, nie kompromitujący ze szczętem ale pozwalający czytelnikom wyłapać go, napisać do redakcji i mieć satysfakcję, że redagują pismo. Powodowało to znacznie ściślejszy związek czytelników z redakcją.
Dla mnie Grydzewski to autorytet.
Nawiasem mówiąc nawet blogowi puryści językowi co jakiś czas też sadzą byki. I wówczas satysfakcję mam ja.
Furda tam Grydzewski; nasz Gospodarz to dopiero ma czytelników związanych z tytułem!
Mam jeszcze dwie wiadomości, którymi Łotr już 2 razy dzisiaj pogardził, a zupełnie nie wiem dlaczego.
Otóż tęskniąc do truskawek z krzaczka, zapłaciłam na Allegro za 5 szt sadzonek?, nasion? truskawki templeton. Jeżeli chociażby połowa zalet reklamowanych się spełniła, to warto – można hodować w pojemnikach i doniczkach, wyrastają do 2 m (trzeba podpór) owocują do listopada, a na zimę można do mieszkania, ponoć 100 owoców 1 roślinka dostarcza. Jeżeli to będą sadzonki, to posadzę 5, jeżeli natomiast porcje nasionek, to podzielę się z Rybą i Haneczką, a może nawet Alicji kilka sztuk wyślę.
Druga sprawa, to dotarł do mnie mój komputer via Poznań – Warszawa – Wiedeń – Warszawa – Poznań. Jeszcze nie podłączony, ale na dniach będzie. O. Ja PaOLOre wierzę – anioł przy nim, to drób!
O, w takim razie poczuję się do ściślejszych więzi z SzPRedakcją i ja 😉 : Panie Redaktorze, pytajnik oddzielony od poprzedzającego go słowa spacją wygląda troszkę dziwacznie (ostatnio wtorek i środa mijającego tygodnia) — niby zwykłe typo, ale w dobie półautomatycznej gospodarki materią tekstową może płatać psikusy – np. przerzucić sam pytajnik do następnej linijki..
A że puryści sadzą byki? Godne to i sprawiedliwe 😉 : raz, są tak skoncentrowani na czepianiu się innych, że im energii mentalnej nie starcza na doszlifowanie wypowiedzi własnej; dwa puree ziemniaczane + jajka sadzone to jest to! 😈 😀
…Poczułam się… jestem zawęźlona i usatysfakcjonowana. Teraz tylko jakaś mała albo duża niestandardowość z mojej strony (uwielbiam, zatem banalnie proste)… i dyskusyja będzie się dalej rozwijać… 😀
Miło wrócić do Barcelony. Mercat del Born juz się nie otworzy jako targowisko ze względu na wykopaliska. Ale w pobliżu jest mercat de Santa Caterina, a i hala targowa w Barceloneccie niedaleko. Niesamowicie barokowe miasto. Barokowych budowli nie tak wiele, absolutnie nie dominują, ale żywiołowość i nieokiełzanie architektury tak przebogatej i tetniącej zyciem z barokiem mi się kojarzy.
Obiadowo robię dzisiaj kartofle odsmażane na boczku, jajko posadzone w towarzystwie zielonej cebulki i coś, co jest mizerią z ogórka wzbogaconą o białą rzodkiew (mam pół ogórka i 1 rzodkiewkę typu rzepka)
Wszystko już było, rzekł Ben Akiba 😉
Ale nie szkodzi przypomnieć 😉
Poglądów Grydzewskiego nie podzielam, bo moje związki raczej „odściśla”, błędy mnie irytują, a uważny czytelnik czuje się lekceważony, bo się komuś nawet nie chciało jeszcze raz przeczytać i sprawdzić… 🙁
Wiem, że to mój problem, tak jak Pani Kierowniczki słuch absolutny, więc już od dłuższego czasu trenuję niezauważanie, ale dziś mi się nie udało 🙄
Sorry 😉
Nie poczuwając się do ściślejszych więzi tym i z tamtym typo (oczywiście w dobie półautomatycznej, a nawet cało-automatycznej gospodarki materią tekstową) pozdrawiam pełną energii mentalnej i wynikającej z niej (tej energii, a zresztą dyabli wiedzą z czego) dostateczności realnej w doszlifowaniu wypowiedzi własnej,
zwęźloną i usatysfakcjonowaną – a cappellę.
Teraz już tylko mała, albo duża niestandardowość z mojej strony… czekam na dalsze ekspiacje.
PS
Szczególne życzliwości dla jedynego rozsądnego w Krakowie: Wawelskiego Smoka.
tylko widzisz, Nemo, u nas w chórze się mawiało: „nie wystarczy słuch absolutny, dobrze (byłoby) też mieć absolutny głos…” a i wyczucie tempa nie zaszkodzi… i pokory trochę (refleksu, jak kto woli), by spadać z tonacji równo ze wszystkimi… poza tym są momenty, że ludzie się po prostu bawią, są ze sobą… nie napinając przepon i strun do ponawianego osiem razy a dwukreślnego (880Hz… na ogół… około) 😉 😀
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe życzenia, chociaż okazja aż tak radosna wcale nie jest. Ale gorzej byłoby, gdyby jej wcale nie było.
Bardzo lubię zaglądać na Halę Targową w Gdyni, nawet jeśli niewiele mam do kupienia. Obfitość i różnorodność towarów a także ich świeżość to zasadniczy atut. Mimo że w zasadzie wszystko można kupić w licznych sklepach, to hala ma się dobrze, choć handlowcy jak to handlowcy, zawsze trochę narzekają. Niejednokrotnie podejrzewam też ich o zmowę cenową, ale to już inna sprawa.
Nowy,
nie przypuszczałam, że Ty jesteś taki kapryśny w sprawach kulinarnych. A nie próbowałeś jednak ” nawrócić się” na te naleśniki i sernik ? Jako dziecko nie jadłam flaków, ale to dość typowe. Potem żałowałam, że tyle dobrego mnie ominęło. W każdym razie jestem pod tym względem oryginalny. 🙂
A cappello,
to tak to wygląda? Że napinam przeponę? 😯 I nie potrafię się bawić wraz ze wszystkimi… 🙁
No, nie potrafię 🙁
Ale nie we wszystkich chórach musi się śpiewać 😉
Nemo, odpuść Serdeńko! Ty wiesz jak nudno w otoczeniu ideałów? To podstawowy fakt, dlaczego nie chcę trafić do nieba!
Pyro,
nie wiem wprawdzie, co mam odpuścić, ale niezmiennie dziwią mnie alergiczne reakcje na drobną przecież krytykę i stawianie krytyka w sytuacji wywyższającego siebie do pozycji ideału tylko dlatego, że się wnerwił czyjąś nonszalancją 🙄
Już daję spokój sobie i blogowi, pogoda zbyt piękna na siedzenie przy komputerze 🙄
Nie, to nie tak, Nemo ❗ ❗ ❗ – zupełnie nie tak. chodzi o to, że wszyscy poświęcamy jakieś małe widzimisię, jakiegoś feblika, jakiegoś bzika… dla większej rzeczy – by być z innymi, tworzyć lojalne, radosne towarzystwa… daj PB – trwające przez wiele lat.
Też mam kilka koników poprawnościowych, choć jako doskonale wykształcony filolog ( ❗ – bez fałszywej skromności 😐 ) pamiętam cały czas o umowności norm (a także o ich represyjności… ) — Razi mnie na przykład przemieszczanie znaczeń (bloger zamiast komentator), coraz powszechniejsze niechlujstwo imiesłowowego równoważnika zdania… (idąc do szkoły padał deszcz)… albo nieoddzielanie spacją słów po znakach interpunkcyjnych (jak każdy zaawansowany czytacz, ogarniam większe całostki i zrosty typu „i basia,i kasia,i asia” bardzo mnie męczą… mój wzrok męczą — lecz wyobrażam sobie, ile pracy wymaga wyzbycie się tego typu złych przyzwyczajeń klawiaturowych).
Powstrzymuję się z tymi i wieloma innymi uwagami… – sama kompensuję sobie „zejście z tonacji” wielorakimi eksperymentami (i obserwowaniem fascynującego psycho- i socjolingwistycznego, dynamicznego kompleksu reakcji na nie) — klasyczną, bardziej konserwatywną polszczyznę (zasób słownikowy + erudycję, elokwencję, etc., etc. [ 😆 😉 ] realizuję na innych polach…
Serdecznie Cię pozdrawiam. Zawsze-niezmiennie podziwiam. Lecz przecież nie pójdę tropem różnych gangów i klik wyznających strategię „prowda prowdom, ale wozniejsi som koledzy” … no, może w jakiejś gardłowej sprawie koledzy ważniejsi (znów tischnerowski prymat wartości najbliższej ponad „najwyższą” (czyt. abstrakcyjną)) – ale przecież nie w takim drobiazgu… – tu można z powodzeniem pięknie się poróżnić… ociupinkę 😉 😀
A teraz przepięknie, skrajnie malowniczo się spóźnię w ważne miejsce… dobrze mi tak! 😉 😀
Słuch , a cappello – pal licho! Głos – a niech tam, też bez niego obyć się można.
Oleum, w ilości – co by nie trzeba winka pić (choćby i dobrej jakości) – aby do głowy trafiło! Ot, co! Tego życzę!
A tak poważnie, przepraszam blogowiczów i Szanownego Gospodarza za zgryźliwość, ale niektórych tekstów (co ciekawe, autorka zdaje się być sympatykiem mistrza prostego słowa ks.Tischnera) czytać „nie idzie”.
Nie lubię niepotrzebnie podgrzewać żadnych dyskusji, ale w przypadku
błędów w nazwach własnych przyznaję Nemo rację.
Plusem tej wymiany poglądów jest to, że Ci, którzy do tej pory nie znali nazwy najstarszego targowiska w Barcelonie po dzisiejszej dyskusji zapamiętają tę nazwę bardzo dobrze.
A ja do tych osób też się zaliczam 😉
No, popatrz Mortadelo jakie jesteśmy różne. Ja sobie niezwykle cenię i przewrotną poetykę Placka, i zagadki Sławka, rzetelne informacje Nemo okraszone nieco cierpkim poczuciem humoru. Kocham „cichutkie” napomknięcia Haneczki, w których jest ogrom niedopowiedzianych prawd, ogromne horyzonty Stanisława, Żaby gawędę szlachecką (wręcz podręcznikową) poprawne, aż nieco wstydliwe opinie Krystyny i radosne wierszyki Danuśki i w ogóle – wszystkich naszych Gości. Każdy inny, a razem pięknśą, wyrazista tkanina o skomplikowanym splocie. Kocham to!
O Kanadyjczykach, Jankesach , Berlińczykach i frankolubach też nie zapomniałam; każdy z nas coś wnosi – nawet jeżeli za targanie czupryn się zabieramy.
A zatem dla Pyry 🙂
Na bazarach i na targach,
na straganach i jarmarkach,
życie miasta obserwujesz,
świeży towar tam znajdujesz,
kolorami się radujesz.
I zachęty z lewa ,z prawa
takie różne wysłuchujesz :
Ryby rano wyłowione !
Jaja ledwo co zniesione !
Pomidory żółte i czerwone !
I sałaty piękne, nie skażone !
A te szynki tylko świeże
i jak trzeba przyprawione !
Koszyk pełen, portfel pusty
a sprzedawca serów,
to, jak zwykle,
ulubiony Twój magik złotousty !
dla Danuska zatem tez 🙂
zlotousta magia sera
niedostepna mi grypsera
gdzies garowal?
kto Cie dziargal,
ze tak petasz sie po targach?
Coz, tempora mutantur. Przed laty mieszkalem na Grochowskiej, tuz za placem Szembeka i tenze bazar byl glownym zrodlem zaopatrzenia w jarzyny i owoce. Mieso przynosila baba z cielecina. Chleb kupowalo sie w lokalnych piekarniach. Tak czy inaczej, powiedzenie o zachowaniu sie jak przekupki z bazaru (Szembeka) mialo swoje glebokie uzasadnienie. Paniusie robily laske sprzedajac produkty – zadnego grzebania w towarze, wybierania produktow. Byly tez legendarne napisy ?francuzy bez robakow? (to o czeresniach) itp. Najbardziej liczacym bazarem byl wtedy bazar na Polnej, gdzie zaopatrywal sie korpus (sic). Mieli tam wtedy piekne kwiaty.
Bazar na Polnej pamietam. Z Lwowskiej byly dwa kroki.
W Towoarzystwie Przyjazni Polsko-Chinskiej mozna bylo zjesc chinszczyzne robiona z tego co bylo dostepne a w Sznghaju wolowine z selerami. W „Budapeszcie” (w Lodzi „Peszt”) zupe gulaszowa w kociolku. Czy takie kociolki mozna gdzies kupic?Dobre to wszystko bylo, pamietam. Inne. Nowy by pewnie nie ruszyl 🙂
Witam Szampaństwo.
Mróz na chwilę odpuścił, -2C, niestety, pochmurno, więc nici z opalania 😉
W domu roboty huk, więc mimo różnych pokus oddaję się zajęciom.
Wolałabym na bazar, ale nic takiego w Kingston nie ma w sezonie zimowym, trzeba czekać wiosny.
Na obiad będą ziemniaki tłuczone, do tego znakomicie przyprawiona kaszanka z „Bałtyku”, którą wczoraj Jerzor był zakupił, no i jak na proste, chłopskie jedzenie przystało – mizeria. Maślanka do picia. Chyba pobiegnę Za Róg w ramach rozprostowania nóg (aura sprzyja), dokupię koperek, będzie bardziej wiosennie. U nas te rzeczy albo ze szklarni, albo (pomidory, kalafiory etc.) z nie tak odległej Florydy. Hydroponicznie w szklarniach tutejszych też się uprawia, jasne, ale trzeba wiedzieć, co się kupuje, dotknąć, powąchać…
Krystyno – Zyczę Ci spełnienia wszystkich bez wyjątku marzeń 🙂
Nigdy nie marzyłem o posiadaniu poprawnościowego konika, ale rzewnie wspominam konika na biegunach. Nazywał się Filip. Na całe szczęście nie pochodził z Katalonii. Wielokrotnie z niego spadałem, a on wiernie się przy mnie bujał.
Domyślam się, że rozmowa dotyczyła targu Świętego Józefa, a jeśli Ben Akiba już o tym wspominał, liczę na wyrozumiałość. Nemo przypomniała mi ten wierszyk Gałczyńskiego – Danke Nemo 🙂
Więc grunt to mieć dobre chęci
Nie bądźmy tacy zacięci
Bo świat się wkółko kręci, kręci
Jak gdyby gdyby gdyby gdyby
Jeśli to nie Gałczyński, przeproszę, ale nie przyznam się do:
– braku szacunku do czytających
– braku miłości do ziem ojców i matek
Z góry przyznaję się do tego, że gdybym wielokrotnie sprawdzał swe wpisy przed ich opublikowaniem, spaliłbym się ze wstydu. Z szacunkiem wybieram mniejsze zło.
Tylko nie przy jamniku
Witam serdecznie,
Przyłączając się do życzeń i nawiązując do przewijającego się tutaj wątku taniej księgarni, chciałabym przytoczyć małą anegdotkę. Ostatnio grałam z moim sześcioletnim synkiem w jakąś grę słowną i powiedziałam słowo „antykwariat”. Na to usłyszałam” „Mamo, jak to Antek-wariat?” Po pierwszym ataku śmiechu wytłumaczyłam młodemu co to jest antykwariat….
Krystyno, kobieto nizinna 😀 niech kolejne okazje będą liczne i łaskawe 😀
Agatto – pyszna historia. Trochę potrwa zanim młody zrozumie, że istotnie – część klientów antykwariatów zdrowym rozsądkiem nie grzeszy. Mnie ratuje tylko to, że już nie chodzę po antykwariatach.
Antykwariat???? Zlote gody w malzenstwie – ona antyk a on wariat 😉
Krystyno
wszystkiego dobrego, sto lat i zdrowia dużo!!!
Toast wzniosę o blogowej zwykłej porze, żeby poczuć wspólnotę blogową mimo dzielącej nas Wielkiej Wody 🙂
Z wpisu Alicji domyślam się, że wznosimy toast za Krystynę. Doczytam poźniej.
Krystyno, dużo szczęścia Ci życzę, samych dobrych chwil.
Dzisiaj rano dotarły do mnie ciepłe merveilles , dzieło złotych rączek Żaby, której tą drogą jeszcze raz dziękuję 🙂
Zgago, nie mogłam wczoraj odpowiedzieć na Twoje pytanie ale Nemo na szczęście zaspokoiła Twoją ciekawość i może skusisz się na ten czekoladowy sos 🙂
My dear a cappello…
Nie! Jeszcze pomyślisz sobie, że ja tą WFM-ką…, te biedne dzieci.., sierotki.., do szpitala… w moherowym bereciku….
Och, już łzy mi lecą i jakaś tęsknota się odzywa… „Janko muzykant”, „Sierotka Marysia” … a może i sam „Green Peace”.
Cieszę się megaogromnie, iż znalazłem metafizycznie realną bytność (niebytność?) w Twojej – a cappello, jakże mi bliskiej nadosobowości.
Zafascynowany obserwacją fascynującego psycho (cyt. „to fascynujące jest”, p.Alutka, serial: „Rodzina zastępcza”) i socjolingwistycznego kompleksu reakcji na… no właśnie na co, pozdrawiam uniżenie.
BTW, ciekawe, czy moja pani od polskiego doceni wymianę zdań z „doskonale wykształconym filologiem”?
Pyro, jakże miło jest się różnić sie pięknie.
Całuski dla brata młodszego Radka.
Witam wszystkich serdecznie.
Krystyno, dzisiejsza Jubilatko, z całego serca wszystkiego co najlepsze życzy
krysiade
Serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia. Mały toast domowy wzniesiony został krupnikiem/ oczywiście tym alkoholowym/ – wspólnym dziełem męża i moim. Bardzo nam się udał. A jak rozgrzewa…
Pyro,
myślałam, że nieśmiałość już zupełnie ze mnie wyparowała. Charakter polemiczny ujawniam dość często w życiu codziennym, ale na blogu nie lubię wdawać się w ostre dyskusje.
Niedawno pytałam Cię o galaretę z kulkami chrzanowymi. Otóż zrobiłam tambaliki drobiowe z tymi kulkami, które wprawdzie przestały być kulkami i stały się środkową warstwą tymbalika, ale całość okazała się bardzo dobra i wyrazista w smaku. Nad kształtem kulek chrzanowych jeszcze popracuję, bo pomysł jest świetny. Tymbaliki robię w maleńkich filiżankach do espresso. Służą właśnie do celów galaretkowych.
tymbaliki, a nie tambaliki
Antek-wariat?!
Obecny!!
Witam Agattę!
Pietrek napisał :
Paniusie robily laske sprzedajac produkty – zadnego grzebania w towarze…
Bywałem tam sporadycznie, też przed tamtymi laty, ale nigdy nie widziałem paniuś robiących laski…nawet jak przy okazji coś sprzedawały…cyrkówki jakieś?…..jaszcze to grzebanie w towarze!
Pietruś, panuj nad słowami, miej litość dla mojej wyobraźni.
Konstatacja : Pewnie w tej części bazaru nie bywałem?
Antonino, witaj!, dzięki za definicję!
Piękna jest, powinna być wpisana do słownika blogowego, był kiedyś taki?
ja tam sie ciesze,
jest Agatta i jest Pietrek
Krycho, czerp
Krystyno, najlepsze zyczenia!
– niech świat będzie dla Ciebie takim jakim Ty jesteś dla świata, ciepłym, dobrym, łagodnym i pieknym!
o nozyczki! nie chcialem ruszac, ale sam wdepnal,
z wyobraznia i litoscia, o grzebaniu tez wspomnial,
moge isc na sushi
Nic nie rozumiem
Krysiu, Twoje Zdrowie! Sto Lat!
Rysiek napisał:
trzeby przyznac z cala otwartoscia, ze warszawscy bazarowcy wiedza co robia i trzymaja zdechle ryby koszu.
nie wiem dlaczego u nas dbalosc o zwierzeta przekracza juz wszelkie oczekiwania. nawet zdechle ryby trzymaja na lodzie.
Ryby na lodzie? Przy temperaturze około zera i padającym śniegu … To bazar a nie Auchan.
Można położyć na śnieżnej zaspie tylko po co 😉
Krystyno, życzę Tobie samych jasnych chwil w życiu i nieustającej wiosny w sercu.
Placku, tu wyjaśnienie.
Popatrz, jak w trakcie jeszcze coś sprzedać, czy to jajko, czy marchewkę?
Ruki nie swabodne.
Krystyno,
Wszystkiego dobrego!
z dedykacja dla Alicji
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0402112023?pli=1&gsessionid=ZtiuCj9mYTyxIXWoIAW5Pw#
nie zapominajac o pokladzie:
http://www.youtube.com/watch?v=mQiDs9tKZv4
Sławek,
muszę popatrzeć w większym mieście za tym…
A co do „summer wine”… podoba mi się wersja z naszą rodaczką, Natalią 😉
http://www.youtube.com/watch?v=_8VpOJeUBhY&feature=fvw
ruki, to po szwam, dla precyzji, tak mnie natchlo, bo wlasnie gadalem ze Szwagrem, co w RFeNie dlubie i powiedzial, ze wyjscia nie ma, nic tylko sie poddac,
obiecal dobra kaszanke, wypijemy ja za piec dni, jak sie uda
Hej ho z zasypanego dzis sniegiem Plano. Kilka dni temu Yota wyjechala do biura i sie nie odezwala? Mam nadzieje ze dojechala i wrocila szczesliwie. Dzis na wczorajszy lod nasypalo sniegu wiec jeszcze bardziej zdradliwie. Zima tym razem dlugo trzyma – prawie caly tydzien! 🙂
https://picasaweb.google.com/wincentyb/ZimaGotujSie?authkey=Gv1sRgCNu8sey19d2w9AE#slideshow/5569926439373533314
WandaTX,
malownicza ta zima u Ciebie, ale po prawdzie tyle, że w pięty Cię połaskocze, no wiesz, co – JUŻ prawie tydzień trwa?! 😯 😉
Lód pod świeżym sniegiem u nas zazwyczaj w listopadzie, się najpierw deszczy, podmrozi, a potem śnieży. Z tym, że u nas służby są przygotowane od 15 listopada (w moim grajdołku, na północy pewnie o wiele szybciej, im wyżej, tym szybciej).
U mnie białego leży tak mniej więcej 40cm, co stopnieje kapkę, to za chwilę dopada. U Leny (w ogródkach torontońskich i okolicach) pewnie więcej, bo ode mnie na zachód zawsze więcej śniegu. My zwyczajni takich okoliczności pogody 🙄
Jerzor zapowiedział się wcześniej, kaszanka już się podsmaża lekutko, reszta gotowa, czyli ziemniaki z mizerną mizerią dla mizeroty. Szklarniowy ten ogórek, ale jak nie mam własnych z ogródka, to ten spełnia wszystkie warunki na mizerię.
Tyle, że też nie śpiewa, a mógłby w szklarni ćwiczyć głos 😉
Haha, wiesz nasze sluzby tez sa gotowe ale inaczej 🙂 Mysle, ze rachunek ekonomiczny podpowiada, ze taniej zamknac co sie da na tych kilka dni niz trzymac w pogotowiu sluzby co sie moga przydac albo i nie. Szkoly i lokalne colleges pozamykane od wtorku. I tu ciekawostka – w planie szkol przewidziane tylko 2 dni na „odrabianie” zamkniec zimowych a reszta? podarowana?
I jeszcze jedno – Yota pisala o wylaczeniach pradu, to byly takie wylaczenia kontrolowane, m. in. spowodowane awariami elektrowni. I teraz przyjdzie nam zaplacic za kupowana drogo energie skadinad.
Normalnie ponoc kosztuje $45/megawatt hour (?) a teraz aby utrzymac dostawy placono po $3,000 / megawatt hour. Bedziemy patrzec na nadchodzace rachunki 🙁
Wando,
u was raz na jakiś czas…a u nas mus, wiadomo! Nie ma zimy bez zawieruchy, a raz na parę lat jest zima cięższa, niż zwykle.
Energetyka też chyba inaczej działa, u nas są zwarci i gotowi. Zawsze coś komuś w plecy – jak nie tornada i takietam, to śnieżyce i zawieje, a nie daj Boże marznącego deszczu, kiedy ileś tam lat temu sparaliżował nas na dobre kilka dni, a Quebec zwłaszcza 🙄
Megawat to milon watów
kilowat to tysiąc watów
megawat to tysiąc kilowatów
1 kilowatogodzina kosztuje mnie 0,550 zł brutto
1 megawatogodzina to więc 550 złote
550 złote to przy dzisiejszym kursie 2,90zł/$ = 189,66 dolara- tyle dzisiaj w Warszawie kosztuje 1 megawatogodzina,
jeśli normalnie płacisz Wando 45$ to masz tanio…..
litr benzyny 98 oktanów, na najtańszej!!! stacji 4,86 zł czyli 1,676$
galon więc 6,34 $, masz też pewnie taniej?
Średnia płaca na Mazowszu, jednocześnie najwyzsza w Polsce 1552 $.
Ot taki przerywnik sobie zrobiłem, gotuję flaki, faza bardzo początkowa, to jeszcze nie gotowa potrawa, to jeszcze dosłownie flaki wołowe.
Ciekawe ile flaki u Ciebie?? 😉
Antek, Antek boj sie Boga! Przeciez Panie czytaja ten blog.
A Ty, tak jak ten moj szef kompanii, sierzant K. ktory mawial „Panowie podchorazowie jak dzieci – tylko im wodka i d…y w glowie”
Benzyna w Ontario jest ok $1.12 / L. Natomiast w NYS i w Michigan ok $1/ L.
kWh w Ontario jest ok $0.09 w godzinach szczytu (Antek bez aluzji tutaj) i $0.05 w nocy. Srednio wychodzi ok. $0.073 / kWh
Teksas na ropie naftowej stoi, pamietacie serial „Dallas”? No właśnie 😉
Kanada tez nie jest biedna w ropę, ale pamiętam z podróży (lata temu, bo lata), rozpiętość między cenami u nas a w Teksasie.
Tam uważaliśmy, że jeździmy „prawie darmo”.
U nas we wsi na dzisiaj średnia 1.15$ CDN za litr. Porównując z europejskimi krajami, jest tanio. Z drugiej strony jak może być drożej, kiedy odległości są tak wielkie (moje miasto – 20km od końca do końca, a małe!), a komunikacja miejska aby-aby (odemnie-do mnie autobus raz na godzinę), i tanie to nie jest, dobrze, że korzystam raz na jakiś czas.
W dobie taniej ropy wszystko zostało postawione na prywatne samochody, po licho miejska komunikacja, każdy ma swoją brykę i dojedzie, gdzie chce.
I tak to się utrwaliło w świadomości mieszkańców.
Znowu wraca do – coś za coś.
Antku to byly ceny jakie placa firmy dostarczajace energie i wzielam z prasy, nie przeliczalam na moj rachunek. Nasz dom ogrzewany jest gazem. Latem placimy za klimatyzacje.
I podalam jako ciekawostke – roznice miedzy cena normalna a awaryjna.
Alicjo: 1 galon benzyny dochodzi do 3$ a kiedy tu przyjechalam (20 lat a moze mniej…) bylo ponizej 1$ za galon
No i publiczna komunikacja troche choc wolno sie rozwija. Mamy kilka odcinkow tzw. DART. Trzeba jedynie zmienic przyzwyczajenia 🙂
Ależ Pietrek, wiem że Panie czytają, ale nie wszystkie Panie
obędą się w przyszłości bez lasek.
Niekiedy będzie konieczność podeprzeć się.
A panowie to już zupełnie bez lasek ani rusz.
Placek i Sławek to pewnie, podejrzewam, jakieś sobie kozikami strugają.
Przepadli gdzieś chłopaki.
Dzisiaj to by sie laska przydala akurat 🙂 ale sie przeczeka do niedalekiej przyszlosci.
W 1975 r, kiedy Kanada formalnie porzucila cale, funty i galony, nasz galon (4.5 L) kosztowal $0.80. Kiedy stacje benzynowe wywiesily ceny $0.20 /L Amerykanie rzucili sie jak szaleni na nasza benzyne (mieszkalem wtedy w Windsor, ON – graniczne miasto z Detroit) nie zauwazajac, ze cena jest za litr i oczywiscie nie majac zielonego pojecia o relacji miedzy litrem i galonem. Nawiasem mowiac wiekszosc Kanadyjczykow tez wtedy nie wiedziala ile im leja benzyny do baku. Smichom i zartom nie bylo konca.
a mnie tutaj cos podeslali z takiego portalu „studentpotrafi.pl”
https://picasaweb.google.com/100200631489841242724/UnbenanntesAlbum02#
Wando,
sto lat temu to było, ’85 rok…i kojarzy mi się suma mniej wiecej 0.16USD za litr w Teksasie (my z przyzwyczajenia przeliczamy wszystko na litry).
To nie jest drastyczny skok na przestrzeni lat, trzeba przyznać. Ale uciążliwe dla ludzi, którzy codziennie pokonują 40-50 km do pracy i z powrotem, a to przecież średnia normalka.
No i właśnie – jak nie kijem, to pałą…bo u nas daje mroźno zima, daje też latem czysty tropik (upały+wilgoć) i bez klimatyzacji (przynajmniej w sypialni!) się nie da. Co dopiero latem w Teksasie!
Kiedy warunki pozwalają (nawet lekki mróz, byle nie śnieg) Jerzor jeździ na rowerze do pracy, 15 km. I to nie chodzi o oszczędności, tylko z rowerem się urodził i nie może bez niego żyć, a po drugie ma satysfakcję, mijając koleżeństwo z pracy, stojących w korkach. Niech mu tam…
A propos laski… 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=ykMPxj_EYJM
Dopiero w domu.
Krystyno,
spełnienia wszystkiego o czym zamarzysz, samych radości, żadnych kłopotów. I niech tak trwa wiele, wiele lat.
Niestety muszę jeszcze odebrać kogoś z lotniska, więc toast będzie później, ale będzie napewno. 🙂
Jestem kapryśny nie tylko w sprawach kulinarnych, a z flakami było u mnie tak samo. Też je teraz czasami jem. Z innymi moimi dziwactwami jakoś mi się żyje, więc pewnie tak pozostanie.
Odpuściłam robocie, piątkowy wieczór. Przy lampie i lampce.
Zwracanie uwagi na gramatykę-ortografię na kulinarnym blogu jest niestosowne. Deprymuje ludzi, którzy przybywają tutaj z całego świata i nie zawsze mają czas, żeby przeczytać, poprawić błędy, sprawdzić na jakichś programach internetowych, nie zawsze znają dobrze język polski, po prostu chcą tu być. Wypowiedzi są spontaniczne, i dobrze, tak powinno być. To nie uniwersytet czy klasówka z ortografii, gramatyki, stylistyki, zdawanie egzaminu z języka polskiego. To jest nasz stół w kuchni Gospodarza i najważniejsze, żebyśmy się porozumiewali, nieprawdaż?
Zwracanie uwagi na nonszalancję… a po co?
Świat się skończy któregoś dnia dla każdego z nas, wszystkich – dokładnych, zabiegających, że według przepisów, spacja… tych średnio dokładnych, i tych mających wszystko w głębokim poważaniu (JA). Wolno mi, mam swoje lata, swoje nałogi i pasje. I swoje wredne wady. Każdy jakieś ma.
Najlepiej wytykać bliźniemu. Ja też to robię w porywach 🙁
Dobranoc…
http://www.youtube.com/watch?v=xoRjh-pf5C0
Tak mi sie przypomnialo, serial Dallas to o rzut beretem stad: W Parker, TX:
https://picasaweb.google.com/wincentyb/SouthforkRanchParkerTX?authkey=Gv1sRgCLqIqIHAwrjZBA#slideshow/5570021040193688610
Nalałem sobie lampkę czerwonego wina i z myślą o Krystyny święcie będę ją sobie powoli sączył.
Krystyno – 100 Lat!!!
Alicjo,
Nie przeszkadza mi jeśli ktoś zwróci mi uwagę, że np. ktury lub dwuch napisałem przez takie właśnie „u” lub na jakikolwiek inny błąd. Będę nawet bardzo zadowolony, że czegoś mogłem jeszcze się nauczyć.
Nic nie mam też przeciw spontaniczności, pisowni bezogonkowej, drobnym i większym błędom, literówkom, przejęzyczeniom itd., ale drażni mnie zwykłe niechlujstwo – zdania lub całe wpisy bez kropek, przecinków, dużych liter. Dostaję czasami takie maile, zdarza sie to w blogowych komentarzach.
Antek napisał , że nie każdemu będzie potrzebna laska.
Czy ja wiem?
Miałem przyjaciela mocno przedwojennego , ułana co to chodził wyprostowany jak strzała. Nawet ożenił się drugi raz mając 82 lata . Pewnego razu mój znajomy spotyka go na ulicy idącego z laską. Panie Juliuszu Pan z laską? -Pyta zdumiony.
A tak Proszę Pana chodzę z nią od tygodnia, bo boję się żeby mnie w poprzek do trumny nie włożyli…
przeliczylem sie
zegnam sie z rana i zycze dobrego bartelu danych
Pochmurno i wieje; w kubeczku imbir z cytryną w charakterze remedium na podziębienia, kaszel i chłód, co to łazi po kościach, chociaż w domu ciepło, a na stole (prócz lektur tak ponurych, jak Warylewskiego „Kara – podstawy filozoficzne”) leży sobie Nisia (Romans na receptę) jako driakiew na smuteczki. Chwała Tobie, Nisiu; lek o wielkiej skuteczności, a wielokrotnego użycia.
Alicjo,
piszesz „Zwracanie uwagi na gramatykę-ortografię na kulinarnym blogu jest niestosowne” – wiec tez nie wytykaj, kiedy ktos uzywa nowych slow, ktore do polszczyzny przylgnely niedawno.
Natomiast po raz kolejny, nie zlicze juz ktory, chyle czola przed Twoja internetowa ksiazka z przepisami i z obrazkami (a wlasciwie praca, ktora w to wlozylas) – co i rusz, kiedy chce sobie cos fajnego zrobic, to klikam. Pomysl z obrazkami naprawde fajny! Bardzo to pomocne jest, ze tak to zebralas i udostepnilas 🙂
Dziekuje 🙂
czarna dziura Was wessala?
http://www.youtube.com/watch?v=P5_Msrdg3Hk&feature=player_embedded
moze Ten Was rozrusza?
http://www.youtube.com/watch?v=0_Whp1kWZ8Y
Dzień dobry z mojego Przedświtu!
Małgosiu,
ja mam taką wadę, że wytykam nie błędy ortograficzne czy jakie tam, ale – moim zdaniem – niepotrzebne zaśmiecanie polszczyzny zapożyczeniami z języków obcych, a najchętniej z języka angielskiego, bo teraz on jest „na topie” (stosowny przykład, proszę bardzo!). Bardzo często zupełnie bezmyślne i niepotrzebne, bo przecież mamy w języku polskim odpowiednie słowa.
Nie mam nic przeciwko zapożyczeniom, bo to jest nieuchronne (makaronizmy kiedyś to sie nazywało), tylko „znaj proporcje, mocium panie”.
Kiedyś prasa trzymała standard, teraz nawet „Polityka” tego standardu nie trzyma, mimo, że Adam Szostkiewicz zasiada w radzie językowej (czy jak tam to się nazywa), która niby powinna pilnować czystości języka.
Skąd ta moja wada? Bo mieszkam 30 lat poza Polską, a we krwi mam – albo rozmawiamy po polsku, albo po angielsku (niemiecku, francusku, chińsku etc.) po prostu z szacunku dla języka. Każdego.
Gdybym tego nie przestrzegała, mój syn nie mówiłby po polsku, tylko przedziwną mieszanką (moja kara stoi na kornerze przy lejku). A mówi czysto po polsku, bez akcentu. I to tak, że nikt (kto go nie zna) się nie połapał w Polsce, że facet 30 lat przeżył tutaj, a w Polsce zaledwie pierwszy rok życia.
Z pisownią mają kłopoty wszyscy, w mniejszym czy większym stopniu i bez względu na język, w którym wyrośli, dlatego to akurat mnie nie razi.
Razi mnie „moda na”, bo to jest „cool”. I „na topie” oczywiście.
Internetową książkę z obrazkami zrobiła i zilustrowała Echidna z Australii (chyba to masz na myśli), ja tylko udostępniłam ją na moim serwerze.
A nasze blogowe przepisy wrzucam tutaj:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Alicjo,
mam na imie Magdalena, nie mam syna, z Polski wyjechalam niedawno, skonczylam filologie, wiec moze dlatego mam nieco inny stosunek do polszczyzny 🙂
jezyka nie zatrzymasz – moim zdaniem
chodzilo mi dokladnie o Twoje przepisy, tzn te, ktore Ty zebralas oraz opatrzylas swoimi zdjeciami
Witam,
Tak sobie czytam i czytam… wychodzi mi, ze z ta ortografia i skladnia miedzy wierszami piszecie o mnie podobnych. Ja nigdy dobra w „tem temacie” nie bylam no ale klapac przez telefon moge w duzych ilosciach. Alicja, Pyra, Pan Lulek swiadkami sa. Co do uzdolnien: jedni cudownie gotuja, pisza, maluja, robia przecudowne zdjecia, dziergaja, maja dobre serce, a inni lubia stal i rozniczki. Kocham WAS.
Buziaki,
Hej Leno,
wszystko niby super, a prasować nie ma komu 🙄
Są (co najmniej) dwa rodzaje aktywności domowej której nie lubię: prasowania i mycia okien. O, jeszcze wałkowania ciasta – zamiesić mogę, wycinać pierogi i zlepiać też, ale wałkować, nie za bardzo.Wygląda na to, że męczy mnie wymachiwanie rękami.
Pozdrawiam wszystkich a szczególnie Lenę, ktorej spontaniczność bardzo lubię 🙂
Pyro, myć okien też nie lubię, z resztą jakoś sobie radzę 🙂
Alino, jak muszę, to sobie radzę, ale nastroju mi to nie poprawia. Mój wpis powyżej był sumitacją przed Nemo – dlaczego nie ma kto prasować.
Pyro, tak to też zrozumiałam 🙂
Pyro, a to znasz?
http://www.youtube.com/watch?v=6ef_wJegoyo
Alino – nie znałam, a to takie pyszne, wyraziste typy. Mówiąc nawiasem pan kowboj wyjątkowo nieszczęsliwie nosi broń – może sobie przypadkiem odstrzelić klejnoty rodowe.
O, jaki fajny ten Bourvil 😀
Na deser sałatka owocowa 😉
Nemo, on mnie zawsze wprowadza w dobry nastrój 🙂
A tu fragment z „Wielkiej wlóczęgi”
http://www.youtube.com/watch?v=yLrtkFJ-6-w
prasowanie bardzo lubie 🙂 przyjme kazda ilosc 🙂
Przez chwile zastanawialem sie czy otworzyc paszcze i komentowac wpis ?Zwracanie uwagi na gramatyke-ortografie na kulinarnym blogu jest niestosowne?.Ale odzew jest zywy, dyskusja wartka – niech tam. Dla wyjasnienia sytuacji – jestem nauczycielem, co prawda nie jezykow, ale w kazdym belfrze belferska dusza. W Kanadzie mieszkam od z gora trzydziestu pieciu lat. Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze jezyk jest tworem zywym i nie ma mowy abysmy mowili polszczyzna juz nie tylko Kadlubka czy Reja ale nawet Mickiewicza czy Zeromskiego. Jezyk musi sie rozwijac i zmieniac. To co mnie jednak razi to
1. szerzace sie nieprawdopodobne NIECHLUJSTWO jezykowe.
2. zupelnie koszmarna WULGARYZACJA spoleczenstwa, a co za tym idzie jezyka.
3. nagminne wtracanie MAKARONIZMOW.
Jako nauczyciel zawsze klade w glowy swoim uczniom – chcesz byc wlasciwie zrozumiany i dostac to co chcesz, musisz wyrazac sie jasno i zrozumiale. Odnosi sie to w tej samej mierze do odpowiedzi maturalnych, jak i do podawania przepisow kulinarnych przy naszym kuchennym stole. Dlaczego mamy przymykac oko na bledy jezykowe w przepisach kulinarnych? Stwarza to sytuacje, ze ludzie przywykaja do miernoty ktora staje sie ogolnie przyjeta norma. Gdzie stawia sie kreske – tu mozna pozwolic sobie na bledy jezykowe, ale tu juz absolutnie nie?
Prasa nie trzyma standardu od dawna.
I w koncu – dlaczego uwaza sie, ze w jezyku mozna sobie pozwalac na bledy, a wsztuce medycznej, czy inzynierii to juz nie?
Pyro 😆
Serdecznie dziekuje za zainteresowanie,
do pracy pojechalm taksowka bo wolalam nie ryzykowac baletow na lodzie, w trosce o innych i swoich bezpieczenstwo. Takiej zimy to ja bedac tu nie pamietam, od piatku znow jestesmy unieruchomieni w domach.
Snieg na lodzie – nie widac zdradnych m-c…
Temp. ma sie dzis podniesc – moze cos stopnieje…
Ja mam dosc zimy…, cale szczescie ze sklep spozywczy po drugiej stronie ulicy…
Milego weekendu Wszystkim!
Pietrku – jeżeli mnie pamięć nie zawodzi większość z nas ma za sobą , co najmniej, epizody pedagogiczne. Doskonale rozumiem o czym piszesz. Alicja kiedyś pokazała nam skan zesztów do j.polskiego swojego Maćka. Nie jest zawodowym nauczycielem, ale to, czego dokonała ucząc chłopaka godne jest najwyższego szacunku. A tak ogólnie większość z bywalców blogu szanuje język. I niech tak zostanie.
Pyro, milo, ze nie wspomnialas o mnie 🙂
Sławku – mówisz pięknie i masz autentycznie seksowny głos. Jeszcze Ci mało?
🙂
wez, bo sie zburacze
Sławku – cukrowo, czy pastewnie?
ach, szczupaka mi sie zachcialo, a mam tylko wedzona makrele,
ale tez palce lizac, bo w drewnianej skrzynce do mnie dotarla,
a nie spawana w plastyku;
upieklem dzisiaj pasztet z zajaca, bo ktos z blogowiczow(zapomnialem kto)
mnie zaplodnil i ciesze sie na wieczor z dobra butelka wina,
hej!
W imieniu wszystkich tych których Stwórca nie obdarzył seksownym głosem Sławka, pytam – Ukłujcie nas, czyż nie będziemy krwawić ?
Jedno mnie pociesza – gdybym nie istniał, moi znajomi mieliby jedynie mgliste pojęcie o swej doskonałości, a zatem me niskie, nikczemne czoło i piskliwy głos spełniają ważną funkcję społeczną.
Pocieszam się czym mogę 🙂
Uważam, że grzeczne i życzliwe zwracanie uwagi na błędy, nie powinno nikogo gniewać. W końcu całe życie człowiek się uczy, a każde miejsce jest ku temu dobre.
Pietrek,
podpisuję się pod Twoimi 1,2,3. O to mi biegało.
Ortografia dla wielu jest ciężka do pojęcia i nie zależy to od ilorazu inteligencji czy czego tam, po prostu nie chwytają tego, podobnie jak ja rózniczek czy całek. Pokaż mi ją, to zapamiętam, w mojej wyobraźni zaraza nie istnieje i już 🙄
Nie uczyłam się ortografii (zasady, regułki itd.), tylko dosyć dużo czytam i wpadła mi w oko, jestem wzrokowiec. Zauważ, że tu jest sporo ludzi ze świata i doskonale sobie z językiem radzą. Każdy od czasu do czasu walnie byka (byku nasz blogowy, nie Ciebie mam na myśli!), ale ogólnie – z naszą polszczyzną na blogu nie jest źle, czyż nie?
Nie wiem, gdzie się stawia kreskę – to można, a tego już nie. Dla mnie to… kara na kornerze przy lejku 😉
Eska – święta racja, tylko… jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach , a właściwie w oprawie (jak, kiedy i komu tę uwagę zwracamy).
Nisiu, sama cwikla,
Placek, Pyra mnie kocha ( z wzajemnoscia ) i Jej ucho wyglo,
czolo mam rownie wysokie, co nikczemne, piszcze tylko przy deklaracji podatkowej, a tak w ogole, to najchetniej nie mowie, tylko sprawiam wrazenie
Byku, lutowana makrela, nie wiedzialem nawet, ze tak daja, zawzialem sie i od lat nie kupuje morskich ryb, dane mi bylo sprobowac prawdziwych, nie ze sklepu, jadam je dwa, do trzech razy w roku przez pare dni,
szczupaczek jest b.dobry jednak nieco oscisty
Grzecznie i życzliwie stwierdzam, że nie mam zamiaru porównywać moich błędów i wypaczeń z winami reszty, ale chęć podzielenia się paroma angielskimi idiomami aż mnie ponosi. Niech ponosi – Zdrowie Pań, Panów i Antka 🙂
Jak się nonszalancję w obchodzeniu z mową ojczystą nazwie niechlujstwem, to od razu się znajdą zwolennicy zwalczania 😉 I już nie ma mowy o niestosowności takich uwag 🙄 😉
Dzwonił Brat ze swojej leśnej osady w Przydrożu – po raz pierwszy bał się dzisiejszej nocy o dach na domu. Belki trzeszczały okropnie. Haneczka była dzisiaj bezprądowa; nasz Matros ma wachtę szyperską – póki co stoi na kotwicy. Taka zwariowana pogoda. Wyciągnę polędwiczkę na jutrzejszy obiad, zrobię ją wg przepisu Piotra na warstwie cebuli i śliwek suszonych.
A u mnie gwałtowna odwilż – topnieją śniegi i lody i podtapiają drogi i w mieście , i na wsi. W dodatku od piątku pada deszcz. W dzień nie było też długo prądu, bo wieje bardzo mocny wiatr. Ale to sa tylko drobne niedogodności w porównaniu z tym, co dzieje się w innych rejonach świata.
Wpadła rodzina z życzeniami i prezentem. Zjedli trochę tortu, zabrali też na potem i pojechali na imieniny Agaty. W domu znów spokojnie, tylko wiatr wyje za oknem.
Mimo wszystko poziom naszego blogu/ forma nieprawidłowa, ale prawidłowa nie podoba mi się/ jest niezły, choć zawsze może być lepiej.
nigdy nie moze byc tak zle, zeby nie moglo byc gorzej, oprocz okonia, bo ten, to dopiero ma osci, kicne do wsi, beda grali polski rock, pa ka
Krystynko, jaki tort robiłaś?
Witam,
Nemo, z tym prasowaniem to mam wielkie klopoty. Moja mamcia wszystko namietnie krochmaila, lacznie z majtkami i recznikami. Tatko wracajac z sadu chcial sie rozluznic i prasowal, prasowal, prasowal… Na koniec mialam wykrochmalone majty wyprasowane w kancik! Jak mnie Nemo ulubila to moge sprobowac.
Buziaki,
Pyro,
tort jest bardzo smaczny, ale przy dziełach Żaby nie wart szczegółowego opisu. Biszkopt piekę sama i zawsze się udaje. Trzy warstwy nasączane płynem złożonym z wody, soku z cytryny i czystej wódki. Pierwsza warstwa posmarowana dżemem z czarnej porzeczki/ mojej roboty/, druga i wierzch masą z galaretki i bitej śmietany. Nie ozdabiam go – powiedzmy, że dla czystości formy. 😉 Jest łatwy do wykonania i bardzo lekki, to znaczy ma swoją wagę, ale wyróżnia się delikatnością. Innych tortów nie piekę, bo w tej dziedzinie nie jestem specjalistką.
oscia w gardle stanac czasami trzeba…
bo inaczej, wypluja i zadepcza…
yossarian(catch22) cos na ten temat wie.
Nemo – Gdy zanurzam się w etymologiczną głębię słowa „nonszalancja”, dech mi z zimna zapiera, wolę cieplejszy osąd, na przykład „mój nierozgarnięty, ale pełen dobrych chęci brat Placek” 🙂
zdobylem wreszcie gorzkie pomarancze:
jutro robie jam!
Napisalam do Nemo w kwestii prasowania, ale cenzor nie przepuscil wiadomosci o tym, ze mamcia uwielbiala krochmalic, a tatko prasowac. Tak mialam sztywne majtasy w kancik! Moze teraz Pan Cenzor pusci….
Placku,
miałam kiedyś perfumy „Nonchalance”, nikomu się z zimnem nie kojarzyły 😉
Uważasz, że „nierozgarnięty” brzmi lepiej niż „niedogrzany”? 😉
Co do jezyka, panowie, prosze nie przesadzac! Ja sie ciesze, ze moje dziecie przemawia w naszym jezyku, czasami nieporadnie, ale chce. Jak wydusi z siebie email do dziadkow to mysla dlugo co wnusio chcial przez to powiedziec, ale wszyscy sie cieszymy, ze On chce. Ostatnio widzialam jak uczyl swoje dziecie jeden, dwa, trzy na paluszkach….
Leno,
przez te krochmalone majtasy masz awersję do żelazka? 🙄
Witam.
Bo z pisaniem jak ze śpiewaniem.
http://www.youtube.com/watch?v=ENvAmLuj5ko
Zabrakło blogu Profesora Bralczyka. Chyba uszedł był dlatego, że …no właśnie?
yurek…
🙂
Yurek – TAK. Masz rację, teraz każdy może i wielu to robi.
Jako wydawca wiem coś o tym.
Nisiu, podeprzyj piosenką.
Jak dobre pięć lat temu zacząłem zaglądać na strony POLITYKI podpadło mi, że wielu wpisowiczów, też niekoniecznie z poza Polski, zapomniało polskiego, pisowni i co do tego należy. Dziś mogę stwierdzić, że to się zmieniło wyraźnie na lepsze. Komentatorzy od wtedy, o ile można ich jeszcze rozpoznać – a niektórych można – piszą znacznie lepiej, niż 5 lat temu. To blogowanie zaanimowało najwyraźniej wielu ludzi do podszlifowania ich polskiego. Jest jednak bardzo wielu, którzy nie mają odwagi coś napisać z obawy, by ich nie wyśmiano. Co więc?
Kończę na razie, bo mam udka indycze do obrobienia ? wrócę jednak do tematu jeszcze w ten wieczór.
Pepegorze,
skąd wiesz o tych wielu, co nie mają odwagi? Były jakieś ankiety? 😉
Pasowała by tu piosneczka o Paniie Mani, która pięknie gra na mandolinie, jak to wszyscy cieszą się w rodzinie, że córeczka talent ma…. itd. Innej piochny o szalenie zdolnych nie pamiętam.
Pyro,
chcesz – masz 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=nGCTFfIYNH0
http://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE&feature=related
Chiba oto chodzi.
Yurek – może i o to, ale, przyznasz, że liga nie ta sama, w której bryluje panna Mania. Swoją drogą ciekawe ile by desperat zainkasował, któryby Manię dokumentnie uciszył?
Yurek, tu i opera mogłaby nie wystarczyć.
Przydałby się „Sinobrody”…
Pyro – to też pasuje do panny Mani:
http://www.youtube.com/watch?v=hKjisAbKPKA
To już młodsza z Kossakówien, Magda pisała, że pisarz zanosi do wydawcy, a grafoman pisze do szuflady. Widać Twoi klienci, Nisiu, to jednak literaci (albo mają meble bez szuflad)
Ja na niczym grać nie umiem, poza nerwami 🙄
do tego jamu dodaje tez swiezy imbir,mango i sok z cytryny do smaku,
no i od paru lat, miod, zamiast cukru.
nota bene: semantyka to genialne pole.
@pepegor:
ku chwale ojczyzny!
2:24 PM – Ich bin tres happy.
Wyznaję to bez cienia nonszalancji, z nieoszlifowanym zachwytem 🙂
Nemo – Uważam, że „nierozgarnięty” brzmi lepiej niż „głupi jak but”, ale to nieważne – mam doskonały węch, żadne perfumy mnie nie zwiodą. Być może powinienem pracować na lotnisku. Tam byłbym potrzebny, traktowany z szacunkiem, nie to co tutaj. Może w służbowej czapce byłoby mi do twarzy. Nie wiem 🙂
Placku i „Modlitwa estety” z Zielonego Balonika, co?
„I spraw o Panie nad Pany,
by cnota dziewic niewinnych
miast wszystkich innych
miała zapach esencji różanej”
p.s.
zapomnialem o szklance whisky,
albo cos w tym stylu;
n.p.rocznik 99 zrobilem z calvadosemM,
a 03 z rumem,
tez ciekawe smaki wyszly…
uwaga, obnizam poziom blogu:
przechodzi slepy obok stoiska rybnego:
ho,ho! panienki!
Pyro – Specjalny prezent dla Ciebie:
Otworzyłem szufladę z zeszłorocznym śniegiem
Wdzięczna i bujna zieleń szepnęła –
Kossakówna jestem, Magda
– Życie bym oddała, za szprotkę.
Wysłałbym to dzieło do wydawnictwa Nisi, ale muszę dbać o serce 🙂
Nauczony tym przykrym doświadczeniem, nie ulegnę już nigdy czarowi języka niemieckiego.
Alicja, w stosownym czasie nauczę Cię grać na drumli (o ile ją gdzieś znajdę, bo mi ją wcięło przy ostatnich porządkach). Ale mam jeszcze kastaniety – możemy pokombinować. I kazoo. Na tym na pewno dasz radę!
Placku – piękne.
Rozwiń to na jakieś dwieście pięćdziesiąt stron a 1800 znaków na stronie. Pogadamy!
…dam Ci…
http://www.youtube.com/watch?v=B6v4CMXBTVQ&feature=related
Szczupak
Szczupak nawrocony przez swietego
– powiedzmy to otwarcie- Antoniego
Postanowil wykazac sie moralym czynem
I zostal ? patrzcie, patrzcie ? wegetarianinem.
Od tego czasu jadal on wylacznie
Morska trawe, morska roze i badylki morskie,
Lecz.- kurcze ? od rozy, trawy i badylka
Wyplywalo mu okropnie ? hm?- z tylka.
Cale jezioro zatrul- niech to diabli ? w mig
A zdechlo ponad piecset ryb,
Lecz nasz Antoni: ?Swiety!
Swiety! Swiety? ? wolal wniebowziety.
Z ?Piesni spod szubienicy? Chrystiana Morgensterna
Spolszczyl
byk.
wlazłam w grechutki …oraz niemeny
http://www.youtube.com/watch?v=MCZIHHMsWUE&feature=related
O…
http://www.youtube.com/watch?v=9A8YDlj5Ffs&feature=related
Placku,
pewnie, że lepiej. Toteż użyłam terminu „nonszalancja” zamiast „niechlujstwo”, ale to się nie spodobało 🙁
Co do pracy na lotnisku, to zostało stwierdzone, że personel dbający o bezpieczeństwo w aeroplanach, a więc odbierający podróżnym niebezpieczne przedmioty i groźne środki bojowe (np. zwalczające łupież i nieprzyjemne zapachy cielesne) od jakiegoś czasu znacznie lepiej pachnie i ma świeżo umyte włosy. Zauważono nawet polakierowane męskie paznokcie 😎
Drogi panie Bourvil, melodyjne migdały pani Doroty dla Wszystkich, muszę jechać po kawę 🙂
(Już z siodła)
Nemo – bardzo mi się podobało, ale przyznasz, że Ty masz wybór, a ja nie 🙂
nemo pisze:
2011-02-05 o godz. 20:08
Wiem o tym, bo niektórych znam. Przypuszczam, że nie biorą nawet pod uwagę, bo nie czują się na siłach.
Znam to przedewszystkim z moich zmagań z materią. Mam za sobą trzy lata cieniutkiego technikum o wybitnie technicznym kierunku i z tym muszę tu do ludzi, a moje pochodzenie do tego sprawę właściwie przesądzić powinno. Gdyby nie fakt, że lubiłem utrzymywać kontakty w Polsce, musiałbym właściwie zupełnie zapomnieć polski (w ostatnich 20 latach nastąpiła zmiana, bo ożeniłem się z Polką). Pisząc wtedy, na początku lat siedemdziesiątych (literowe wypisanie to skłon dla Ciebie, bo wiem, że nie lubisz łącznika i końcówki deklinacyjnej). Pisałem więc listy i co ? stwierdzić musiałem, że moi koledzy z tą samą maturą – po krótkim czasie nie byli w stanie napisać sensownego listu. Analfabetyzm wtórny.
Idę na dól, do moich nóżek.
ojczyzna czlowieka jest jezyk
elias canetti
Pepegorze,
jeśli ktoś ma coś interesującego do powiedzenia, to forma wypowiedzi jest drugorzędna.
Progi tolerancji miewają różną wysokość.
Jeśli artysta potrafi zafascynować publikę, to ta nawet nie zauważy jego zakurzonych butów czy dwóch różnych skarpet, choć niezapięty rozporek lub szpinak między zębami to chyba jednak 🙄
Jak się widz, słuchacz, czytelnik, gość nudzi albo irytuje, to zaczyna dostrzegać pajączyny po kątach, plamę na krawacie, metkę od kołnierzyka, krzywo wiszący obraz…
Mój Hiniutek nigdy nie ch0dził do Polskiej szkoły. Podstawówkę i gimnazjum przemysłowe robił po niemiecku. O, nieprawda – podchorążówkę już po polsku. W języku polskim i historii Polski był samoukiem. Nigdy nie robił błędów ortograficznych, natomiast czasem składniowe, a często interpunkcyjne. Pisał pięknym krojem szwabachy, to wynik 6 lat kaligrafii ( 2 lata w podstawówce, 4 w gimnazjum). Moja Mama kończyła polską podstawówkę i pisała nieortograficznie. W szkole handlowej miała już tylko korespondencję handlową, więc jakoś sobie radziła.
Przepraszam – znowu naciskam nie to, co trzeba. Normalnie nie piszę język Polski, Naród itp z dużych liter. To nie nacjonalizm , to gapiostwo.
Informacja dla miłośników biało – niebieskiej porcelany. Na Allegro, w dziale „antyki i sztuka” (?) wystawione są 3 śliczne trojaki łomonosowa – kobalt, biel i złoto. Jedna z wysoką przykrywką.
Są też filiżanki blue china po 25 ze spodeczkami, a na innej stronie identyczne po 9.90
@nisia:
ole´!
Agatto
przed synkiem jeszcze sporo czasu do nauki
mimo wszystko jestem przekonany, ze juz wkrotce wysmienicie poradzi sobie z gra slowek: domki w slupsku
Taka muzyczno obrazkowa ilustracja do silnego nurtu Waszych dzisiejszych rozważań, nie chce mi się ładnie, więc jest tak :
http://www.youtube.com/watch?v=sh2pWhgBQQw
Panie, Panowie i antek??
Hmmm… Placku jest w tym duża prawda, czuję się jak reprezentantem stanu trzeciego.
Twoje zdrowie!!
Bardzo lubię takie różne blogowe qui pro quo!
W tłumaczeniu to mniej więcej : niemy mówił, ze ślepy widział, jak szczerbaty odgryzał włosy łysemu.
Byku, gratuluję próby podejścia do Morgensterna. Wybacz, nie uruchomię w tej chwili całej tu możliwej maszynerii, aby porównać z oryginałem. Coś takiego czytałem kiedyś, a skoro Ty to tak uchwyciłeś to fajnie tak.
Mam nb. przy tym własny interes, jak Cię tu chwalę, bo myśłę, jakby tu ustalić autora takiego początku o imionach, o ich nadawaniu. Zaczynało się to tak:
Kommt ein Knab´ zur Welt auf Rügen
muss ein schlichtes Knut genügen…
To z tamtych klimatów, jak Reuter, Morgenstern i tacy właśnie. Słyszałem to dziesiątki lat temu raz w radiu i tęsknię za resztą, Jak znajdziesz, to podaj.
Pozostawiam Państwa w doskonałym nastroju. Łykam, co mi przepisali i włażę pod kordełkę. Mam nadzieję, że Wandy TX i YOty nie zasypie dokumentnie, że Echidna jest bezpieczna, że wiatr nie zerwie dachu z domu mojego Brata. Nocuje u nas Laurencjusz Żabiny; wie, że w domu zaraza, ale się nie przestraszył, więc pewnie po anginie zawiezie do Żaby zapalenie zatok. Co im będę szczędzić: podzielę się po chrześcijańsku.
Czy to Morgenstern napisał rozmyślania ślimaka, który nie wie, czy wyjść ze skorupki???
Pepegorze – ISBN 3251000411
Jednym z współautorów jest Reinhard Umbach. Zdjęcie pochodzi z niewinnych czasów gdy krawat nie był ważny 🙂
Nie rozumiem z De Kiste von Twiste ani słowa, ale dialekty koją i utrzymują elastyczność komórek.
Wyjść ze skorupki?
Nie wyjść ze skorupki.?
Krok ze skorupki?
Nikrok ze skorupki?
Kroknikrupki.
Krokrubki.
Nie pamiętam co było dalej.
Zaplątał się biedaczek i odłożył decyzję na później.
Na wzajem Antku 🙂
Ślimaczek w każdym razie ten sam.
za wczesnie wrocilem, wiec juz pojde, nierozumienie uwielbiam, slimaki tez, byle z maslem i czosnkiem
Ha ha 🙂
Zajrzałam, poczytałam do tyłu – Pyra mi przypomniała o nauczaniu dziecka języka polskiego. Z mówionym nie było sprawy, bo zawsze rozmawialiśmy tylko i wyłącznie po polsku między sobą, ale z pisanym i owszem. Tym bardziej, że nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, a poza tym jestem niesystematyczna i wszystko, co najgorsze na „nie”.
Przed drugimi, samodzielnymi „bez starych” wakacjami w Polsce zaczęłam naukę języka pisanego (będę pisał listy). Trochę za późno się do tego zabrałam, rezultat mniej więcej 2 miesięcy poniżej, 20 minut dziennie. Ile razy na to spojrzę, ogarnia mnie rozczulenie, teraz oczywiście pisze lepiej, szkoda, że nie ma do kogo i nie ma potrzeby właściwie, bo zawsze rozmawiamy.
Gruba książka, o której wspomina w liście (ta ponad tysiąc stron) to Tolkien (nie pamiętam, która powieść, to akurat nie moja półka), pani w samolocie z niedowierzaniem patrzyła na smarkacza, czytajacego „taką grubą książkę” po angielsku, i jednocześnie wyrażającego się bardzo poprawnie po polsku.
Mam gdzieś zeskanowane kilka stron z zeszytu do ćwiczeń w pisaniu (też bardzo zabawne), ale już nie chce mi się teraz szukać.
Nie namawiam nikogo, nie mówię, że trzeba czy należy, ale jedno jest pewne – jak coś wynosisz z domu „za darmo” i bez wysiłku…chyba warto?
A zwróćcie uwagę (koperta) jaki patriota polsko-kanadyjski 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/List/
O, zapomniałam przetłumaczyć P.S.angielski tekst ,
w sumie nieważne, ale…
1.Mam 12 brodawek na dużym palcu (trochę przesadził)
2.Dostałem łuk i strzały od przyjaciela i przywiozę to (guzik, skonfiskowali na lotnisku, i tak dobrze, że 2 lata wcześniej pozwolili mu przewieźć prawdziwą ciupagę góralską (piloci wzięli to do swojej kabiny).
3. Wujek (napisał źle, ale wątpliwości miał, co zaznaczył) Sławek załadował moją hokejową torbę do bagażnika bez problemów! (torba była wielka, nie bez powodów mogłabym występować pod nickiem „Torba”, bo ciągle mi się z torbami coś przydarza, a z tą hokejową to ho-ho… 🙄 )
4.Czytam już drugą część książki (1120 stron)
5. (kupiłem, przywiozę…)
Na końcu:
Pierwszej nocy spałem 16 godzin! Następnej – nie mogłem spać do szóstej rano (spałem do 10 rano). Już się prawie przyzwyczaiłem, nie martwcie się.
Dobranoc (albo dzień dobry).
Za oknem tak, tuz przed naszą północą. Schodki zasypane, pada, pada snieg…Dobranoc wam.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5537.jpg
@pepegor:
dziekuje za komplement i za to, ze nie szukasz wlosa w zupie…
byk
kucharz-okultysta
p.s.
slimaka nie mam jeszcze zdygitalizowanego,
ale dam ci mewe jako nachschlag:
Möwenlied
Die Möwen sehen alle aus,
als ob sie Emma hießen.
Sie tragen einen weißen Flaus
Und sind mit Schrot zu schießen.
Ich schieße keine Möwe tot,
ich laß sie lieber leben ?
und füttere sie mit Roggenbrot
und rötlichen Zibeben.
O Mensch, du wirst nie nebenbei
Der Möwe Flug erreichen.
Wofern du Emma heißest, sei
Zufrieden, ihr zu gleichen
p.s.p.s.
zibeben to rodzaj rodzynki
Jak to pięknie, kiedy można „myśleć” poezją nie tylko we własnym języku. To pomieszanie językowe pod wieżą Babel to był naprawdę brzydki kawał PB.
A ja obejrzałem dzisiaj (wczoraj) piękny film „Seraphine” Marina Provost’a o francuskiej malarce naiwnej Seraphine Louis odkrytej przez Wilhelma Uhde. Świetna rola Yolande Moreau. Jestem pod wrażeniem.
Nie wiem czy film trafił na polskie ekrany, jeśli tak, to większość, z Krystyną na czele, widziała, myślę, że Alinka też.
Ten link warto otworzyć, chociaż trwa ponad 10 minut – dla obrazów i dla muzyki (moim zdaniem).
http://www.youtube.com/watch?v=8wnTwBZ0e74
Dobranoc 🙂
Witam ciepło (+10 st.C) 😀 a tu; ciemno wszędzie, głucho wszędzie, choć dochodzą wspaniałe zapachy z blogowych kuchni. 😉
Sławku, jak Ty „wpadasz” na takie fajne filmiki (czarna dziura) ? Znałeś go wcześniej ? Świetna historyjka z morałem. 😉
Alinko, wprawdzie nie zrozumiałam ani jednego słowa, ale uśmiałam się niczym norka, czyli mówiąc prosto z mostu; jak głupi do sera. 😆 😆
Idę dokończyć obiad, na który będzie pieczeń z nerkówki cielęcej, buraczki i śląskie kluski.
Życzę blogowiczom smacznego ! 😀
Dzisiaj kuchnia jest we władaniu Młodszej, a starsza pielęgnuje swoją zarazę. Gdyby nie to, co powyżej, to ja bym się wprosiła na obiad do Zgagi.
No dziewczyny, dzieciaki z cudowna polszczyzna Wam sie udaly. Ja tego szczescia nie doznalam. Programy komputerowe pisze piekne, a do tego wyprodukowal mi slicznwgo wnusia. Jego „klapajacy” jezyk jest dobry, gorzej z pisaniem….prawde powiedziawszy czekamy jak cos z siebie wypusci, potem tzw. Pani Fama chodzi po rodzinie i mamy ubaw.
Dzisiaj musze wydac obiad, teraz jest 5:45 (sklepy zamkniete) a ja nie chce sie zacharowac, toz to niedziela. Ma ktos pomysl na szybkie a dobre?????
Nemo, jak mi podwieziesz obiadek, to ja Ci te majtasy w kancik wyprodukuje!!!!!!!
Buziaki,
Moje Dziecko zrobiło bitki wieprzowe (z polędwiczki) z warzywami i w ziołach i pieprzach – pikatne, świeże i b.smaczne. Do tego aromatyczna herbata. Finis. Jak to miło, kiedy ktoś podstawi pod nos; a jeszcze kiedy udany eksperyment, to już szczyt szczęścia. No nie, do szczęścia zabrakło butelczyny wina.
U mnie pogoda prawie że wiosenna i wypuszczają pierwsze kwiatki a przecież do wiosny jeszcze daleko.
Nowy, podobał mi się ten film a jeśli będziesz miał okazję, obejrzyj jej filmowy debiut (również jako realizatorki) „Quand la mer monte” z 2004. Jest w nim cały jej absurdalny ale i poetycki świat.
Zgago 🙂
Prawdę mówiąc Pyro, trzeba wielkiego talentu, by danie z polędwiczek wieprzowych”spieprzyć” (termin kulinarny). Brak wina można wytłumaczyć: nieletnim wiekiem latorośli, członkostwem (tejże) w klubie AA, skąpstwem lub brakiem wyobraźni. Tak, czy siak niedosyt pozostaje.
Po wczorajszej wichurze i deszczach, u nas też wiosenna aura, nawet słoneczko dopisało. Także widziałam pierwsze kwiatki – stokrotki nieśmiałe jeszcze, ale widać zadowolone, że pozbyły się śniegu 🙂
w ramach chwalenia sie dziećmi 🙂 wczoraj byliśmy zaproszeni na obiad do młodszej córki, była pyszna kaczka na sposób francuski, oczywiście sery (wonne), no i mus czekoladowy – wszystko wyśmienite, a na tzw. drogę dostaliśmy świeżo upieczoną brioche (briosz?), poczuliśmy się rozpieszczeni 😀
Moi Mili,
Mam klasyczne „reisefieber”, doba za krótka, od jutra czeka mnie „Afryka dzika dawno odkryta”, ale plaża nie w Mombasie a na Zanzibarze!
Pozdrawiam i do zobaczenia za dwa tygodnie! 😀
Małgosiu – Afryki czarnej, roztańczonej i przyjaznej. Dokumentuj dla nas
Małgosiu, szczęśliwej podróży i samych wspaniałych wrażeń!
Małgosiu, wspaniałe wakacje, baw się dobrze!
Gdzie nie gdzie wiosna, a u nas deszcz, pochmurno i wietrznie. Ziemia już jednak pachnie, jak to wczesną wiosną bywa. Pewnie już w tym tygodniu dotrą zamówione truskawki – jestem ciekawa, jak mi balkon ubiorą i czy rzeczywiście zbiory są tak obfite. Będę sprawozdawała. Na naszym balkonie Mąż hodował kiedyś 5 krzaków pomidorów, kilka krzaków ogórków i poziomki. Rosły pięknie, a potem je zawsze jakaś zaraza zżarła – ewidentnie choroby grzybowe. Najlepiej sprawdzały się poziomki w koszu, ale nigdy nie przetrwały zimy; zawsze wyschły.
Małolaty do łopaty! W tym wypadku – do mietły 😉
http://alicja.homelinux.com/news/auto1.jpg
Nowy,
niestety, filmu o Seraphine nie widziałam, a i nie czytałam o nim żadnej wzmianki. To znaczy, że go nie zakupiono. A szkoda, bo lubię tego typu filmy. Kilka lat temu dość dużym powodzeniem widzów i krytyków cieszył się ” Mój Nikifor”.
Obrazy Seraphine są przepiękne. Nawet miałabym dla nich miejsce w domu. 🙂
Dziś nie musiałam gotować,bo byliśmy na obiedzie u teściowej. A że ugotowała wszystkiego więcej, więc i jutro mam wolne w kuchni. Bardzo mi się to podoba, bo zamierzam jutro zająć się kwiatami.
U nas tak, para nie idzie w gwizdek wreszcie 😉
To sprzed godziny… jest okołozerowo, upał wręcz!
http://alicja.homelinux.com/news/img_5545.jpg
Piękne są plaże na Zanzibarze, ale w ciągu najbliższych dni przewidywane są opady deszczu. Mam nadzieję, że przelotne i że nie przeszkodzą Małgosi w poznawaniu uroków tej wyspy.
Alicja – a jak ta budowa nad jeziorem? I co będzie z domem Franka?
Parę lat temu obejrzałam Nikifora, Krystyna Feldman jak zwykle – wspaniała.
Dzisiaj obiad u mnie, przyjaciele zaproszeni, spora polędwica wieprzowa (uuszę po swojemu). Do tego sałata, szpinak, kapucha kiszona własna…ziemniaki ze cztery albo osiem, bo te cztery zje Jerzor.
Ze szpinakiem jeszcze powymyślam, lubię żywy, ale ten nie jest najmłodszy, tylko wyrośnięty raczej. Sparzę go szybciutko, żeby nie zajmował tak dużo miejsca, potraktuję dyżurnymi, czosnkiem…mam migdały (podsmażę płatki),
jajko na twardo walnę…wystarczy, czy ktoś inny pomysł ma?
Mam mniej więcej 4 godziny, zanim udam się do kuchni w wiadomych celach.
Alicjo – solidną polędwicę wieprzową to opędzlowały dzisiaj Pyry we dwie (co prawda bez dodatków, saute, i najadły się po uszy) ale jednak. Więc albo Pyry takie żarte, albo Alicja nie docenia apetytu gości.
Pyro,
budowa nadjeziorna rozwija się, nie pracują tylko wtedy, jak pada śnieg czy inne elementy. Widać na tym zdjęciu…
Co do domu Franka, prawdopodobnie w marcu będzie aukcja (tak mi prawnik z urzędu do spraw Franka powiedział, czyli – kto da więcej. Mamonę z braku spadkobierców weźmie rząd.
Gdybym miała…tobym, ale nas na to na pewno nie będzie stać, poza tym wiem, że tam bardzo dużo trzeba byłoby włożyć na bieżące remonty, bo przez ostatnie parę lat Frank już nie mógł dbać o dom.
A zawsze dbał i to była perełka – sam ten dom wymurował, już klepałam o tym, Frank był fachmanem murarzem europejskim starej daty. To nie stoi na kołkach drewnianych, tylko na solidnej podmurówce i tak dalej. Huragany mogą sobie hasać, ale tego domu łatwo by nie nadgryzły.
Pyro,
o polędwicy doniosę foto 😉
Alinko,
Dzięki za wskazówkę – angielski tytuł to „When the Sea Rises”. Poszukam w bibliotekach.
Przy okazji – warty naśladowania jest system tutejszych bibliotek. Wystarczy zarejestrować sie w jednej, by móc korzystać z kilkudziesieńciu rozsianych po całym hrabstwie, czyli tutejszym powiecie. Suffolk, w którym mieszkam to około 1,5 mln ludzi, a publicznych, ogólnie dostępnych bibliotek jest 68.
Krystyno,
„Mój Nikifor” widziałem, nawet mam tutaj kopię.
Obrazy Seraphine są piękne, ale można je oglądać chyba tylko we francuskich muzeach.
Będąc „przy temacie” malarstwa naiwnego – w Warszawie miałem kiedyś przyjemność poznać Marka Kraussa, byłem na jego wystawach (m.in. Liw), mam kilka jego obrazów, dwa nawet zdobią moje ściany tutaj. Człowiek o niesamowitej wrażliwości i wyobraźni. Kiedyś był w naszym domu, po jakimś czasie uruchomił właśnie swoją wyobraźnię i namalował nasze warszawskie gniazdko na tle nowojorskich wieżowców. Gdy słucha się jego opowieści o oglądanych pracach wszystkie szczegóły łączą się w jedną logiczną całość.
Nie wszystkim jego malarstwo odpowiada, ale, jeśli nadarzyłaby się okazja, zachęcam do zerknięcia w jego prace.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Krauss
Zerknęłam.
Ten pierwszy obrazek kojarzy mi się z egipskimi obrazkami.
Pyra pytała o dom Franka – zaraz potem zadzwoniła Lisa, przesiedziałyśmy na gorącej linii ponad godzinę. Szczegóły potem, bo muszę to i owo ogarnąć i się zająć 🙄
A ten kwitnie….
http://alicja.homelinux.com/news/img_5538.jpg
Ja nie przepadam za prymitywistami. Szanuję tych artystów ogromnie, ale nie chciałabym mieć ich obrazów w swoim otoczeniu prywatnym. W ogóle stwierdzam, że mam jakoś kulejącą wrażliwość plastyczną : rebusy nie dla mnie, komiksy – nie dla mnie, graffitti – nie dla mnie i większość reklam też nie. Widziałam dużo tych prac, organizowałam ich wystawy, kupowałam belgijskie kredki i papier akwarelowy ( w czasach mizerii to była super nagroda) ci twórcy mnie poruszali – ich sztuka, nie. Mówię, że coś ze mną nie tak. Ja nawet dowcipy rysunkowe nie zawsze rozumiem.
Jeśli podabała się zamiejscowym taka forma poznania naszego kulturalnego podwórka, jeśli miło spedziliście czas słuchając i oglądając benefis Janusza Głowackiego w Trójce, to proszę dzisiaj też przyjść na koncert.
http://www.polskieradio.pl/9/29/Artykul/304662,Zobacz-koncert-Aloszy-Awdiejewa-na-stronie-Trojki
Obecność nie jest obowiązkowa!
Miejscowi mogą sobie poprostu włączyć radio.
A teraz sobie poczytam.
MałgosiW :
http://www.youtube.com/watch?v=2efTA0-nNDM
Antek, a mogę później odsłuchać? Bo teraz ani – ani; nie dają.
Pyro, Trójkowe koncerty są w ich archiwum, więc i ten pewnie będzie.
A teraz włącz radio, schowaj się w kąciku i słuchaj , 96,4 FM.
Serafina była już w kinach, nie widziałem, choć czytałem recenzje
i wydawał się ciekawy. Wszystkiego nie dajemy rady zobaczyć…
http://www.youtube.com/watch?v=N5Pu1upv4QY
Teraz sam tu będę, odreaguję wcześniejszą nieobecność?!
Pyro,
Wszystko z Tobą jest „tak”, każdy może mieć swoje co lubi lub nie lubi.
Tutaj wszystko co mam z Polski nabiera szczególnego znaczenia – książki, zdjęcia, filiżanki, pamiątki. Wśród nich mam obraz M.K. – portret Piłsudskiego. Wisi u mnie na ścianie nie z powodu kultu Marszałka, ale dlatego, że według mnie jest bardzo dobry, a poza tym dostałem go w Polsce od bardzo bliskiej osoby. Ma więc dla mnie podwójne znaczenie.
https://picasaweb.google.com/takrzy/PiSidski#slideshow/5454636236141117554
Nowy, moj Dziadek jest nie taki kolorowy ale za to bardziej diaboliczny
https://picasaweb.google.com/dorotadaga/Dziadek#5460087114140266114
Na każdym widać, że właściciel takich oczu i takich wąsów może okazać się bardzo „przewrotny”.
…i „Dziadek typowy” – z Muzeum w Zubrzycy Górnej…
u a cappelli to wrecz subtelnosc, golabek i niewiniatko
Widać, że Dziadek jest wszędzie. 🙂
Antek,
dzięki za link do Aloszy, to również znajduje się na liście „rzeczy o specjalnym tutaj znaczeniu”.
Schodząc na ziemię,
czekam na sprawozdanie Alicji o polędwicy, bo też mam na dzisiaj kawałek. Może podsunie jakiś dobry i prosty sposób.
Po kolorowym, diabolicznym i typowym, Dziadek użytkowy:
https://picasaweb.google.com/antekglina/MojDziadek#5570663512970148386
Mój Dziadek jest po dziadku.
fajny zbior, tez sie bawilam jako dziecko takimi monetami
monumentalny…
…po Oleandrach…
Nowy,
dyżurne na mięcho, obtoczyłam w mące, obsmażyłam szybko na patelni na rumiano, wrzuciłam do woka (bo wiekszego gara nie mam), podlałam rosołkiem wołowym (kostka na 1/2 litra), dosypałam garść (ze 3 łychy) pokruszonych prawdziwków suszonych.
Kilka ziaren ziela angielskiego, mam własny zasuszony jałowiec z lasu, wiec czemu nie ze 3 ziarenka, listek laurowy. Tymianku trochę.
I to teraz się pod przykryciem dusi. Za jakieś 40 minut wrzucę pokrajaną w plasterki sporą cebulę, a na koniec kilka ząbków czosnku.
To wszystko jest nie według przepisu, tylko improwizacja, ale na pewno nikt sie nie otruje 😉
Pyro,
to co widać na moim zdjęciu, to 1.34 kg. mięcha.
Jak myślisz – wystarczy na 4 osoby?
http://alicja.homelinux.com/news/img_5552.jpg
Alicjo,
Dzięki, czekałem na to. Zrobię podobnie, ale zamiast prawdziwków suszonych (nie mam) jakiś grzyby świeże ze sklepu.
Jadę kupić ziemniaki, bo wyszły, a dla mnie obiad bez kartofli, to nie obiad, no i te grzyby.
Takie sobie sniadanko. Grzanka z ugotowanymi na parze na miekko jajkami, posypane utartym provolone, greckie oilwki czarne i miodowy melon. Do tego kalifornijaskie pinot grigio.
https://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Sniadanie?authkey=Gv1sRgCNPNvtvN9qy6Hg#slideshow/5570673920057910898
Czy ktos z Motrealu czyta ten blog tu przyslali mi znajomi szukaja znajomej:
Maciej Ryszard Dab-Mirowski poszukuje swojej serdecznej znajomej, Malgorzaty Balzam, ktora wyjechala z Polski w koncu lat ’60-tych, najprzypuszczalniej do Montrealu. W Polsce mieszkala w Warszawie na ul. Brackiej.
Wszelkie informacje prosze przesylac bezposrednio do Macka na adres [macdab@op.pl]
___________________________________________________________
Alicjo – trzeba było od razu, że ta polędwica z mutanta (nasza miała ok 70 dkg i kitkę na surowo zjadł przychówek). Pewnie, że starczy na 4 osoby, jeszcze z tyloma dodatkami.
Ukochanego Aloszę odsłucham jednak jutro, bo Dziecię ogląda film katastroficzno-geologiczny
Nie wiem, czy się przyznać – w moim domu nie ma Dziadka; u Ojca był Korfanty, u Teściowej Haller. W starej, autentycznej Pyrlandii Dziadek bohaterem narodowym nie był. Za to Pyra 26 lat pracowała w budynku oddanym do użytku w marcu 2939r jako „Dom Żołnierza im J.Piłsudskiego”.
oczywiście był rok 1939; postarzyłam budę o millenium. Drobiazg zupełny.
Moj dziadek wisi u mnie z przekory i z sentymentu do mojego dziadka, jego legionisty, a poza tym to tubylcy i tak mysla, ze mam na scianie batiuszke Stalina
kilo lat przy Stalinie, to pikus
Siemasz Slawek!
Kto Ci we wsi grał?, opowiedz.
Tak powrócę do Alicjowej polędwiczki co ja Pyra okresliła ” z mutanta”.
Fakt, świnki w Kanadzie mają duże polędwiczki, u nas takie mają byczki –
1,34 kg – słuszną linię ma kanadyjskie rolnictwo!!
Niech tam! Juz po pierwszych drinkach 😉
Niech sie wypne (na krytyke smakoszow).
Dzis robie bulgogi, mandoo, gobo, wakame miso, bibimbop, dwenjang. Na przystawki / dostawki gimbop no i kimchi.
PS. Przez trzy lata mieszkalem w Seulu.
Dawno nie zagladalem na blog wiec przejrzalem wszystkie wpisy i mam pytanie do Alicji, albo innych znawcow czeskiego: co to znaczy „nebeska” z tej piosenki Matuski, ktora wstawilas? Wiem, ze „laska” (zadnych aluzji do watku na ten temat) to znaczy milosc.
Ostatnio wyprobowalem zrobienie takiej niby-pizzy z przepisu Alicji sprzed tygodnia lub wiecej, tzn. stary chleb pita co mi sie paletal w lodowce, na tym inne resztki m.in. cheddar, suszone pomidory, oliwki i okazalo sie to czyms wspanialym. Dziekuje, to jest chyba trzeci latwy przepis, ktory znalazlem na tym blogowisku i z przyjemnoscia wprowadzilem w zycie, czyli konsumuje.
Co do polszczyzny to tez zauwazylem, ze mieszkajacy zagranica wiecej zwracaja uwage na poprawne wyrazanie sie, choc jest tez cos przeciwnego czyli makaronizmy. Duza poprawa w Kanadzie nastapila po przybyciu nowej emigracji w latach 80. Z prasy polonijnej np. zniknely prawie zupelnie ogloszenia o „mieszkaniu na drugiej podlodze” (czyli dla nieznajacych angielskiego floor ktore to slowo oznacza i pietro i podloge). Bywa tez i inny problem, majac kiedys wyklady w Polsce lapalem sie na tym, ze nie znalem specjalistycznych zwrotow czy slow polskich. No wiec co to za „laska nebeska”?
ROMek – niebiańska, nie z tej ziemi (tak mi kiedyś wytłumaczono), A w ogóle co Ty tam robisz w zimie w Kanadzie? Wszystkie artefakty Ci wygrzebią w Sudanie i będzie przykro.
ROMku, laska nebeska to miłość niebiańska. 😀
Jesli bedzie w Kairze bedzie niebianski spokoj to za tydzien polece do Egiptu i sie wygrzeje. Zima jednak jest piekna, a odsniezanie z lopata to dobre cwiczenie i pobudza apetyt.
Spokoju w Oriencie życzymy sobie chyba wszyscy.
Dzisiaj już się pożegnam, jutro będę rzadziej zaglądała na blog, bo czeka mnie sporo pracy, wieczorem z ratunkiem medycznym nasza była Koleżanka przychodzi i jak się odgraża, raczej nie pozwoli Pyrze zwiędnąć całkiem.
To na razie.
Alicjo,
Mięso wyszło pyszne! Dzięki.
No to juz mamy za soba pierwszy w Dallas 45 Super Bowl. Komentatorzy tu czesto mowia mistrzostwa swiata, no dla nich swiat na USA sie konczy?
Wygrali Pakckers, jesli komukolwiek to mowi cokolwiek. My sobie ogladalismy grupowo, to znaczy chlopcy ogladali i nawet czasem cos komentowali z sensem. Gospodarze przygotowali jedzenia z zapasem, smaczne, polskie glownie. Ja na deser zrobilam panna cotta i dzieki za przepis co to tu niegdys byl dyskutowany. Nie znali i smakowalo, tylko dietujacy (panowie glownie) nie raczyli polizac boc tam cukier.
Poza tym co poniektore panie dziergaly czapeczki dla noworodkow, nie nie z powodu wysypu wnuczat ale dla tych malenstw co to ponoc marzna w glowki i nie ma im kto czapeczek zrobic albo kupic:
Przyklad
https://picasaweb.google.com/wincentyb/2011Czapeczki?authkey=Gv1sRgCLzM9cDCmIfzsQE#slideshow/5570802926107990674
Ja sie udzielalam zwijajac welne jak za dawnych dobrych lat.
Gdyby ktos chcial takie czapeczki porobic mam link z wyjasnieniami.