Obiad rodzinny Agaty Christie… i mój
To bardzo sympatyczna lektura. Niektórzy krytycy twierdzą wręcz, że to najlepsza książka Agaty Christie. Nie posuwał bym się aż tak daleko ale musze przyznać, że to lektura arcyciekawa. Zwłaszcza dla zainteresowanych życiem i obyczajami Anglii z przełomu XIX wieku i lat późniejszych. Książkę tę autorka pisała przez wiele lat przeplatając ją twórczością zarobkową czyli tworzeniem kolejnej powieści sensacyjnej.
Księga jest solidna i grubaśna więc i mnie dostarczy przyjemności lektury przez dłuższy czas. Zwłaszcza, że czytam ją z przerwami, zajmując się paroma innymi rzeczami niemal jednocześnie.
W części dotyczącej dzieciństwa i młodości Agaty Christie natrafiłem na kilka fragmentów pasujących jak ulał do kulinarnego blogu. Np. te:
„Kiedy skończono rachunki i spisano zamówienia na przyszły tydzień, zjeżdżali wujowie. Wuj Ernest pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a wuj Harry jako sekretarz w domu handlowym Army and Navy Stores. Najstarszy z wujów, wuj Fred, był w Indiach ze swoim pułkiem. Nakrywano wtedy stół i podawano niedzielny obiad.
Olbrzymi udziec, tarta z wiśniami i śmietanką, wielki kawał sera i jeszcze deser na najlepszych, świątecznych deserowych talerzykach – były bardzo piękne i są takie nadal, mam je do dziś, zostało chyba osiemnaście z pierwotnych dwóch tuzinów, całkiem nieźle jak na sześćdziesiąt lat służby Nie wiem, czy to porcelana coalportska, czy francuska – brzegi ma jasnozielone ze złotymi ząbkami, a na środku każdego talerzyka inny owoc – moją faworytką i wówczas, i dziś pozostaje figa, fioletowa soczysta figa. Rosalind, moja córka, dostawała zawsze talerzyk z agrestem, nadzwyczaj dużym i słodkim. Była też dorodna brzoskwinia, białe porzeczki, czerwone porzeczki, maliny, truskawki i wiele innych owoców. Szczytowy moment obiadu nadchodził, gdy na stole stawiano talerzyki przykryte małymi koronkowymi serwetkami i miseczki z wodą do mycia palców i każdy po kolei musiał odgadnąć, jaki owoc ma na swoim talerzu. Nie umiem powiedzieć, dlaczego to dostarczało tak wiele satysfakcji, ale był to zawsze moment pełen napięcia, a jeśli się zgadło, miało się uczucie, że dokonało się czegoś godnego uznania.
Po iście gargantuicznym posiłku urządzano sobie drzemkę.”
Jeszcze bardziej bogato prezentowało się menu gdy babcia Agaty Christie podejmowała gości. Autorka wspaniałych powieści kryminalnych tak to opisuje w swojej „Autobiografii”:
„Za to potrawy podawane gościom w naszym domu były wprost niewiarygodnie wyszukane w porównaniu z dzisiejszymi normami – doprawdy należało zatrudniać kucharza i jeszcze pomocnika, żeby je przygotować! Wpadło mi niedawno w rękę menu jednej z naszych wcześniejszych kolacji (dla dziesięciu osób). Zaczynała się od dwu zup do wyboru: podprawianej i czystej, po nich podano gotowanego karpia oraz filety z soli. Po rybie był sorbet. Następnie comber barani. Po czym, dość nieoczekiwanie, homar w majonezie. Jako leguminy: pouding diplomatique i Charlotte russe, po nich owoce. Wszystko to przygotowała Jane, sama jedna.”
Chyba wszyscy po tej porcji lektury ruszą do kuchni by przygotować rodzinny posiłek. W każdym razie ja tak postąpię. Najpierw będzie rosół z prawdziwej kury a do tego tarta ze szpinakiem i serem. Potem zaś spaghetti all’arrabbiata czyli z czosnkiem, natką, pomidorami, tuńczykiem i peperoncino. A do tego argentyńskie wino Alamos Malbec z 2006 r z Mendozy. Na deser resztki faworków i oczywiście cejlońska herbata Uda Watte.
Komentarze
Dzień dobry blogowisku!
Szanowny Autor raczył wspomnieć o spaghetti all?arrabbiata, ja na tę okoliczność mam łakomy kąsek dla miłośników penne all?arrabbiata oraz Star Wars, ale o tym za chwilę.
Jak wspominałem wcześniej, we wtorek ćwiczone było sushi – a dokładnie maki sushi. Przy okazji powstał mały film, oto on:
http://boringpic.wordpress.com/2011/01/13/guerilla-maki-sushi-making/
Mówią, że jeden obraz jest w stanie zastąpić tysiąc słów, ale to nie jest prawda – zatem napiszę też parę słów na ten temat.
Przepis na krewetki – oczywiście również się pojawi, jeszcze dziś.
Dzień dobry! No i proszę – kiedyś Anglicy jedli karpie 🙂
A u nas dzisiaj pomidorowa z ryżem. Mój tata gotuje, bo tak sobie zażyczyły moje siostrzenice. Są chore, nie chodzą do przedszkola i babcia z dziadkiem muszą codziennie wymyślać nowe zabawy. A na obiad jest to co one lubią 🙂
Zawsze mi się wydawało, że pisarka nazywa się Christie, tak jak na okładce książki, a w tekście jest Christi. Niedopatrzenie?
Czytałam, czytałam i zachwycałam się akurat innymi scenkami – jakoś nie zwróciłam uwagi na kulinaria; przynajmniej nie utkwiły mi w pamięci, a szkoda.
„Dziecko”, które goszczę u siebie, za niespełna godzinę wsiądzie w taksówkę i pojedzie na lotnisko, skąd już do Burgundii na semestr zajęć uniwersteckich w ramach unijnego Erasmusa. Solidarność matek działa i „córeczką” z Warszawy zajmuję się dokumentnie (czyli – czy włosy dostatecznie wysuszone, czy kanapki na drogę spakowane pojedynczo, w alufolii z serwetką w każdej paczuszce, czy po rannych ablucjach nie pozostanie mi w łazience dodatkowa porcja kosmetyków itp) a ładne to stworzonko. Dzisiaj znowu szykuje się dzień robotny. Oj, chyba trochę za dużo na siebie wzięłam i zaczyam piszczeć. Ja nie taka znowu pracowita, jak Żaba. Instynkt samozachowawcy mam.
Witam serdecznie i życzę ekscytującego acz bardzo miłego dnia. 😀
Przy tak bogatym menu, porcje musiały być (siłą rzeczy) mikroskopijne. Pewnie tak mikroskopijne, jakie pamiętam z dzieciństwa, szczególnie w przypadku najsmaczniejszych ciast i tortów w wykonaniu mojego Taty. 🙂
Ja cierpiałam niemożebnie, bo byłabym w stanie pochłonąć ćwierć tortu a dostawałam kawałek 1,5 centymetrowy. 🙁
Placku, (23:38) nie ma takiej możliwości, żebyś mnie zanudził a spać kazały mi iść moje zamykające się ślepia.
Onufry, bardzo dziękuję, bo moje wariacje krewetkowe są nieprzyzwoicie skromne a chętnie bym spróbowała inaczej.
Asiu, choroba w dzieciństwie, to był dla mnie raj, uwielbiałam chorować, bo tylko wtedy moje zachcianki były spełniane. 😉 Zachcianki były bardzo skromne, jak i czasy, tzn. książeczki z serii „Poczytaj mi Mamo”, wycinanki, kolorowanki. 😯 Znacie w dzisiejszych czasach jakieś dziecko, które by się takimi rzeczami zadowoliło ? Ja nie znam, ale i dzieci znam mało.
Teraz Was opuszczam, bo idę (jadę) cieszyć się z rocznicy urodzin bardzo dobrego człowieka. 😆 😆
Jeszcze muszę Wam stuknąć, że uważam okładkę najnowszej „Polityki” za najpiękniejszą ze wszystkich okładek jakie dotąd widziałam.
Rozanielona wgapiałam się w nią baaaardzo długo. 😆 😆 😆
Już mnie nie ma. 😉
Dzięki Krycho. To była moja nieuwaga lub (wyższy stopień krytyki) niechlujstwo.
Krewetko- baw się dobrze 🙂
Okładka „Polityki” rzeczywiście udana (twarze niemowląt z zachętą do roboty,bo ktoś musi pracować na nasze emerytury)
Żabo- jesteś Wielka ! Piękne te Twoje torty ! Szkoda,że pozostaje nam jedynie oglądanie ich na zdjęciach 🙁
Kolekcję kryminałów Agaty mamy w domu w obu językach,ale kompletna
jest jedynie ta w wersji francuskiej.Przy okazji może zrobię zdjęcie.
Jeden z moich znajomych urodził się we Francji, tam nauczył się chodzić, miotał się po całym świecie, by w końcu wylądować w Kanadzie.
Jego polszczyzna mieni się jak tęcza w słońcu. Rękawiczki to jajeczniczki, jajecznica także, szkiana to ściana, ale szkienny to szklisty, a gdy jego twarz nabiera koloru krwistej pomarańczy, wiem, że pora na „przecież mówię po polsku – wiedziałem, że to rekin, bo z wody płetew wystawał”. Rozmowa z nim to prawdziwa uczta, PWN tylko mi życie komplikuje.
Christiej ? Za żadne skarby. Jeśli Agata, a nie Agatha to dlaczego nie Kristi ? Nie mogę się skupić, myślę o jamniku, a w razie czego pocieszę się myślą, że moje grzechy językowe zostaną mi wybaczone (w tym miejscu znajomy dodałby „jeśli się ukruszysz”) 🙂
Dziędobry na rubieży.
Białego coraz mniej. Co za radość…
Agatę mam chyba całą. Była to wspaniała pani. Panna Marple to też była wspaniała pani. I Poirot – no, może ten nie pani, ale też wspaniała.
Ta pogoda szkodzi mi na inteligencję. Śniadanie sobie lepiej zrobię.
Witam, przyjechali instalatorzy od ogrzewania centralnego (tez sie popsulo) firma nazywa sie NENDZA, ciekawe co z tego wyjdzie?
Krótki zdecydowanie lepiej, apetyt ma, sam już łazi po domu.
Danuśka, orzechowy na pewno zrobię na Zjazd, ale też musze wreszcie zacząć robić moccę (specjalne, kremowe w środku bezu i masa kawowa typy szatan). Do mocci potrzebna będzie Eska, bo moja ciocia Mycha jej szczegółowo pokazała jak robić z uwagą, że mi nie powie, bo ja wszystkim rozgadam 😀
Czytam opisy uczt w domu rodziny Christie i zazdroszczę. Kiedyś, o ile oczywiście portfel na to pozwalał, jadano kilka dań i deserów, biesiadowana godzinami zajadając najlepsze potrawy. I to wszystko bez wyrzutów sumienia! A dzisiaj? Czuję się winna piekąc placek raz w tygodniu i oczami wyobraźni widzę, jak zapychają się nasze aorty… Kiedy żyło się chyba lepiej, a na pewno przyjemniej 🙂
dorotolu, już za dwa miesiące wiosna, zapomnisz o ogrzewaniu i nieszczelnych oknach 😀
Kiedyś żyło się chyba lepiej, a na pewno przyjemniej
juz niby nareperowali ale po 10 min. sie popsulo, gdyz to co ogrzewanie sasiadki wydala (mamy terym gazowe grzejace wode i centralne) jako gazy to moje pobiera jako swieze powietrze, kanaly pozamieniuali fachowcy…
chesel, przy czytaniu Twojego przepisu na makaron z sosem pomidorowym, przypomniało mi się na moje westchnienie, ze nie mam nic w domu do jedzenia, moja bratowa powiedziała: ja jak nic nie mam, to robię jajecznicę na boczku z pieczarkami!
ja robie sobie na przekanszanie pomiedzy…galarete z nozek tzn. z golonki
Wspaniałe torty Żaby wzbudzają mój zachwyt. Muszę zjeść coś słodkiego 🙂
Agatę mam całą z Autobiografią, moja ci ona i już 🙂
Trochę ostatnio uwięzłam w mało przyjemnych, ale koniecznych lekturach, a pracowo w rozgryzaniu nowego programu (smaczniejszy niż poprzedni, tylko na razie wolniej się gotuje, bo wszystko poprzestawiane i kucharka ciągle czegoś szuka 😉 .
Asi życzę pojemnych półek 🙂
Dzień dobry Szampaństwu.
Nie czytałam Christie daaaaaawno! Ale skoro o książkach i przepisach, wczoraj zaczęłam do poduszki najnowszą powieść Michała Komara „Wtajemniczenia”. Przeczytałam kilkadziesiąt stron, roi się tam od smakowitych przepisów, omlety z ostrygami, zupa rakowa, kurczak po polsku i różne specjały.
Pani E. opowiada różne historyjki niejakiemu Adalbertowi P.,wnioskuję, że stały bywalec domu, poza tym prowadzą dyskusje na tematy literackie – to dopiero początek powieści, zobaczę, co będzie dalej.
Wszystkiemu przysłuchuje się usługujący do stołu i kucharz jednocześnie, i życzliwie donosi czytelnikom, o czym państwo rozmawiają i co im do jedzenia przyrządza. Pojęcia nie miałam, o czym ta książka, i że tyle kulinariów w niej znajdę. Doniosę co ciekawsze, na razie napój, na który trzeba będzie poczekać do lata. Przy czym niestety, w moich stronach nie spotkałam się z pospolitym zielskiem bardzo wartościowym, acz pogardzanym – lebiodą.
Oto przepis na doskonały (wg.autora) aperitif:
Zrobić napar z lebiody, wystudzić.
3 części zimnego naparu zmiksować z 1 częścią martini dry i 1 częścią wódki wyborowej, do tego 2 krople tobasco.
Miłego dnia wszystkim 🙂
Podzielam zachwyt Aliny, na talerzu bez figi.
Po wielu latach nieczytania kryminałów poczułam przemożną chęć na taką właśnie lekturę. Pomyślałam właśnie o Agacie Christie, ale właśnie w tym czasie Polityka zaczęła wydawać swoją serię Lato z kryminałem . I tak zamiast przyjemnej relaksującej lektury wprawdzie z nieboszczykiem w tle, zanurzyłam się w groźnym i brzydkim świecie opisywanym przez Marka Krajewskiego, Aleksandrę Marininę. Potem doszli jeszcze Mankel i Larsson. Na razie mam dość kryminałów, ale autobiografia Agaty Christie pociąga mnie. Ciekawe, czy autorka opisała także swoje tajemnicze zniknięcie na jakiś czas.
Jeszcze mała uwaga na temat bigosu. Na koniec gotowania dobrze jest wstawić garnek z bigosem do piekarnika i zapiekać bez przykrycia w wysokiem temperaturze, wystarczy tylko z góry. Bigos nabiera ładnego brązowego koloru.
Ja też uważam, że w bigosie powinno być dużo mięsa/ w tym Onufrego ja dałabym trochę więcej/, ale ostatnio spotkałam się z ” zarzutem”, że mięsa jest za dużo, a kapusty za mało. Tak więc różnie to bywa z gustami.
Żabo,
czy ta skórka arbuza zdobiąca torty/ to małe zielone w środku? / jest przy gotowywana tak samo jak skórka pomarańczowa ? Bardzo ciekawy pomysł , który można też wykorzystać przy mazurkach.
Alicjo – Lebioda, pod nazwą bathua, jest do nabycia w sklepach z żywnością hinduską, lub w rowie 🙂
(goosefoot)
Krystyno,
zgadzam się – nie ma czegoś takiego, jak „za dużo mięsa w bigosie”. Następnym razem dam więcej, bez wątpienia. Szczególnie wołowiny, za którą przepadam i nad którą to regularnie pastwię się w woku.
Duży, ciężki, żeliwny wok, maszyna do gotowania ryżu i parę rzeczy do wrzucenia, to recepta na przyjemny wieczór.
Tak, Krystyno, to małe zielone to „konfitura z arbuza”. Trzeba obrać łupiny z arbuza (kawona) z wierzchniej zdrewniałej części i to białe naprzód ugotować a poten usmażyć jak konfiturę z plasterkami cytryny. Potem to barwię na zielono i zalewam niebieskim curacao. Można pokroić w kosteczkę i używać do keksów, jest twarde. Do mazurków też:
http://picasaweb.google.com/zabieblota/MazurkiWielkanoc2010#5456188854394428626
Nie tak do końca z tym mięsem w bigosie. Ja ostatni bigos rozcieńczałam dodatkową kapustą, bo jednak było jej za mało. Generalnie uważam, ze tyle mięs ile kapusty.
Mam całe mnóstwo kryminałów Agaty Christie, większość po angielsku, część po niemiecku, mogłabym oddać w dobre ręce, ale nie wysyłam pocztą, w każdym razie nie stąd za granicę. Gdyby ktoś miał ochotę, to przy następnej bytności w Polsce lub Niemczech mogę podrzucić…
Dla purystów językowych: mocca po polsku to mokka. Nie ma wtedy problemu z odmianą przez przypadki.
Placku,
jeśli się „ukruszysz”, to Ci wszystko wybaczę, ale proszę, nie pisz już więcej „rok 1843-ci” 😉
Ło Matko- konfitura z białego miąższu arbuza :
-obrać
-ugotować
-usmażyć
-zabarwić
-zalać niebieskim
No mówię,że Żaba Wielka jest i basta ! Ja bym na to nie wpadła 🙁
A nawet,jak bym wpadła,to nie wiem,czy by mi się chciało ją zrobić.
Danuśka,
no właśnie, też myślałam, że to prosta sprawa. I chyba pozostanę przy minimalizmie w zdobieniu ciast. Ale te torty Żaby wyglądają tak apetycznie… Będziemy miały okazję posmakować na zjeździe.
Oczywiście, Nemo, kawa to mokka, ale wedle Disslowej tort „Mocca”.
Kobity! ten arbuz to się szybko robi, naprawdę. Skórki zostają po obgryzieniu, gotuje się to w sumie szybciej niż konfitury z wiśni, czy też mirabelek.
A my Żabo robimy to tak:
Konfitury z arbuzów
1 kg arbuza ? 75 dag cukru ? wanilia
Obranego arbuza pokroić w dużą kostkę. Ułożyć w płaskim rondlu lub na głębokiej patelni, posypać cukrem i odstawić. Po trzech godzinach rozpocząć smażenie na słabym ogniu. W połowie smażenia dodać pokruszoną laskę wanilii. Gdy arbuz stanie się przezroczysty, przełożyć do wymytych spirytusem lub wyparzonych wrzątkiem słoików. Zakręcić szczelnie.
I już. Smacznego!
Żabo,
mimo to powinno się odmieniać jako „tort mocca”, gdzie „mocca” pozostaje nieodmienna. Jeżeli sama „mocca” to się odmienia „mokki”. Nie sądzisz?
Żabo-a czym się barwi na zielono ?
Chyba nie szpinakiem ???
Mocca jak medoc – medoki, medokach, medokami, medokiem, medokom, medokowi, medoków, medoku
Danuśko,
Żaba ma amerykańskie farbki spożywcze 😎
E 143
Danuśko, ja używam takich barwników, lub pochodnych. Wystarczy kilka kropli. Te z USA są bardzo tanie w odróżnieniu cen na Allegro.
http://picasaweb.google.com/zabieblota/OpatkiDlaPyryIKolorkiTezDlaPyry#5457128617334970658
Nemo, dobrze, będę używała wyrażenia „tort …” , żeby nie pomylić z kawą 🙂
Piotrze, tyz piknie 🙂
Ewa Kulak – Kolumbijska kawa4 Mar 2005 … Kawa Mocca: Idealna mieszanka espresso, sosu czekoladowego i ubitego mleka. Czasami podaje się ją z bitą śmietaną. Kawa po turecku …
http://www.kolumbijsko.com/kolumbia/…/kolumbijska_kawa.html – Kopia – Podobne
A skądżesz, skądżesz Żabo to masz?
A teraz poważnie. Mam zagadki prawie przyrodnicze. Upiekłem ciasto drożdżowe i wyszło bardzo ciemne. Użyłem brown sugar. Pytanie. Czy ten cukier jest sztucznie barwiony? Jeśli tak to czym? Jśli nie jest barwiony, to co powoduje taki dość intensywny kolor?
Drugie pytanie. Dołożyłem żurawin a potem coś mnie podkusiło i sypnąłem suszonych śliwek (może analogia do chleba z oliwkami) i proszę sobie wyobrazić, ani śladu po nich! Rozpuściły się, czy cuś…
Czarna Oliwka – kawa mocca??Liczba postów: 10 – Liczba autorów: 10
czy ktos moze wie, co nalezy zrobic z woda podawana w kieliszku lub literatce do kawy mocca???? jedni mowia ze nalezy ja dolewac do flizanki z mocca…a …
f.kuchnia.o2.pl/temat.php?id_p=20692 – Kopia – PodobneWięcej wyników z dyskusji
?
Cichal, ja tam kupowałam w „departamencie” baking goods.
Cukier brązowy jest naturalny,
barwić można też karmelem (rozpuścić cukier na suchej patelni a kiedy zbrązowieje rozpuścić małą ilością wody, można przechowywać)
Żabo,
możesz pisać „mocca”, „mokka” – jak chcesz, przecież nie o to chodzi. Nie pisz tylko „mocci” 😯
Nemo – Użyłaś słowa „proszę” , poza tym masz rację. Przyrzekam, żegnaj roku 1843., ale czy tym razem napisany poprawnie ? 🙂
Bez pełnego wyznania grzechu nie mogę liczyć na prawdziwe wybaczenie.
Gdy pisałem „rok 1943***, myślałem 1943rd i osiemnaścieczterdzieścitrzy.
Rozumiem, że teraz mi wszystko wybaczysz, ale czy mogłabyś podzielić się ze mną całą listą ? Proszę 🙂
Placku,
najpierw zdecyduj się, który rok miałeś na myśli, bo ja widzę różnicę 100 lat, a to nie jest bagatelna sprawa 🙄 😉
To „proszę” było przez roztargnienie 🙄 Chyba nie myślisz, że poprawiły mi się maniery 😉
Dyć nie pisałam
Nemo – Tak, jest ze mną nawet gorzej niż myślałaś, 1843., czas na listę 🙂
to nie do Ciebie, Nemo, bo wychodzi, że mogłoby być
Cichalu – Molasa jest barwnikiem, a jeśli trzcinowa jest użyta z cukrem z buraków, FDA zwie to „naturalnym nienaturalnym” , może cukier pochodzi od innego producenta. Co do śliwek, nie wiem, Agatha Christie z pewnością znała odpowiedż na to pytanie 🙂
mElasa – Być może czas na blog w zupełnie mi nieznanym języku.
Na pewno dojdziecie do porozumienia co do dat.
Z połowy XIX wieku jest ten talerz z ważką, o którym pomyslałam, czytając Christie wspominającą zastawę do deserów. Na takich talerzach jak ten poniżej była serwowana kiedyś przez mojego teścia sałata. Jedna z zaproszonych osób usiłowała dyskretnie usunąć z talerza tę ładną ważkę.
http://picasaweb.google.com/lh/photo/O-sG5r1_0q0dffUoTtGiYiC9_bcmMiP7cE2-8ijXKyE?feat=directlink
Okiej, krewetki.
Przepisy są dwa, oto pierwszy:
Jedziemy do azjatów, kupujemy wielkie opakowanie krewetek (chyba, że mamy dostęp do świeżych). Odsypujemy pół kilograma, rozmrażamy, płuczemy, obieramy ze skorupek (ogony zostają), płuczemy ponownie. Na sito, mają zupełnie wyschnąć.
Stawiamy makaron, np tagliatelle, ilość wedle uznania – ja lubię więcej krewetek, mniej makaronu. Makaron twardszy, niż bardziej miękki.
Następnie:
– główkę czosnku (nie chińskiego, bo ten zrobiony jest ze styropianu mieszanego z PVC) gnieciemy i siekamy
– natkę pietruszki siekamy
– rozgrzewamy patelnię, zalewamy parę łyżek oliwy, szczypta soli wrzucamy krewetki, smażymy jakieś cztery minuty.
– gdy już są prawie gotowe, dorzucamy czosnek i mieszamy gość często, tak aby czosnek się nie przypalił, zaraz po tym dorzucamy natkę pietruszki – ale nie całą, trochę zostawiamy
Po około sześciu minutach, wykładamy na makaron na talerze, na to krewetki, zalewamy sosem na którym się smażyły, posypujemy resztką natki – i podajemy zimne, białe wino.
Wygląda to tak (na etapie smażenia):
http://boringpic.wordpress.com/2010/09/10/hungry-dont-look/
Drugi przepis jest równie dobry, nie tak prosty, jak ten powyżej, ale bardzo podobny.
Potrzebujemy:
– pół kilo krewetek tygrysich
– makaron tagliatelle
– oliwę – trzy, cztery łyżki
– masło – trzy łyżki
– małą główkę czosnku (ja lubię dużo czosnku, można dać mniej)
– pół papryki czerwonej
– dobry przecier pomidorowy, 500g
– natkę pietruszki, dwie – trzy łyżki
– śmietanę, dwie łyżki
– kieliszek białego wina wytrawnego
– sól, pieprz
Makaron zaczyna wesoło bulgotać (ma zostać al dente, pamiętamy), patelnia rozgrzana, oliwa wlana, dodajemy dwie – trzy łyżki masła. Po rozpuszczeniu się masła zmniejszamy ogień na minimum, czekamy chwilę i wrzucamy posiekany czosnek – mieszamy intensywnie, bardzo nie chcemy przypalonego czosnku. 15 – 20 sekund później wlewamy przecier pomidorowy, wrzucamy drobno posiekaną paprykę i wlewamy wino. Sól, pieprz, wedle woli i uznania. Podkręcamy ogień, gotujemy dziesięć minut.
Odsączamy makaron, lekko solimy krewetki i wkładamy do lekko gotującego się sosu. Po minucie obracamy krewetki na drugą stronę. Po minucie zmniejszamy ogień na minimum, dodajemy śmietanę, posiekaną natkę pietruszki, mieszamy i gotujemy przez jakieś 15 sekund. Następnie wkładamy na patelnię makaron, mieszamy z sosem z krewetkami i przekładamy na głębokie talerze. Można lekko posypać startym parmezanem. Białe wino obowiązkowe, rzecz jasna.
Może być? 🙂
no 🙂
ps ladne rece
Placku,
w moich okolicach nie ma lebiody, mogę się pobożyć. Nawet jak przestali kosić rowy, to też nie ma. W Polsce na każdym kroku – a w moich okolicach akurat nie ma. Raz kupiłam ziemię od ogrodnika do dużej donicy ogrodowej – patrzę, a tam wśród bazylii wyrosła mi rachityczna nieco pokrzywa. I coś ją zeżarło 😯
Łażę dużo po okolicach – musiałoby mi się w oczy rzucić pokrzywsko lub lebioda, ale jakoś się nie rzuciło, może gleba im nie odpowiada, pojęcia nie mam. Jak sobie przypomnę pokrzywiska w Polsce…ha!
Nie widzę też łopianu i wiele innych roślin, tutejsze łąki (o dzikich mówię) są jednak nieco inne, raczej ubogie w łąkowe „chwasty”.
Brązowy cukier nie jest do końca wyrafinowany, stąd kolor – i podobno przez częściową tylko rafinację zdrowszy.
Mnie się zdaje, Placku, że ktokolwiek by to czytał, nie ma wątpliwości, że chodzi o rok tysiąc osiemset czterdziesty trzeci i ta kropka jest zupełnie zbyteczna, bo „rok” implikuje już liczebnik porządkowy, nieprawdaż 🙂
Co innego, gdy pisze się o latach np. osiemdziesiątych czy sześćdziesiątych, co dawniej pisało się 80-ych, 60-ych, a teraz obowiązuje paragraf 340 😎
Jaką listę, Placku? To było tak a priori 😉
mam w plecy, stanalem na dwudziestym drugim, a i tak nie nie pamietam, czy z odstepem
Onufry, a po co w ogole makaron. Same krewetki, na ogniu wystarcza. Moze bagietka do maczania w maselku. Ja robie krocej niz Ty i polewam koniakiem, podpalam i takie flambée na stol. Jak zostawiasz ogonki to z makaronem sie niewygodnie je. Same znacznie wygodniej a z ogonkami niewatpliwie ladniej wygladaja. Zdjecia juz kiedys wstawialem, nie ma co sie powtarzac 🙂
yyc,
bez wątpienia jest to jakiś pomysł. Nawet mam jakiś koniak na podorędziu, z dziesięć albo więcej lat ma – jakiś podły Napoleon, który dostałem kiedyś, już nie pamiętam na jaką to okoliczność. Akurat się nada 🙂
Dokladnie 🙂
Tez takie starocie zuzywam choc przyznam, ze 10 lat to chyba jednak nic nie przetrwalo 🙂
Moze jedna rzecz. Soju. Kupione na lotnisku w Seulu no bo tradycja i trzeba cos na pamiatke przywiezc. Jeden maly kieliszeczek i jak wrocilo na polke to juz z niej nie zeszlo az zawiozlem kolezance ktora twierdzila, ze znajdzie zastosowanie albo jakiegos alkoholika. Nie wiem co sie dalej z tym stalo… 🙂
Tak, też tak kiedyś ouzo z Grecji przywiozłem, bo a nuż lepsze i w ogóle greckie przecież, to po wakacjach jak znalazł. Kieliszeczek i też nie wiem, co się z resztą stało – bo do spryskiwacza reflektorów to jednak strach wlać 🙂
Nemo – Ważki to piękne owady, nie uważasz ? Limoges ? Haviland ?
Powiedz mi proszę, co nas jeszcze obowiązuje ? 🙂
Nadwyżki uzo proszę do mnie – właśnie kieliszeczek dobrze robi przed obiadem, reszta w butelce niech czeka na następny raz 😉
Placku,
proszę, nie wpychaj mnie do narożnika z tabliczką Regulaminy i Przepisy Blogowego BHP 🙄
Zasady pisowni i interpunkcji przydają pewnej klarowności pisanym tekstom, służą lepszemu porozumieniu (jeśli komuś zależy 🙄 ) i świadczą o poszanowaniu interlokutorów. Tyle chyba wystarczy. A każdy może sobie postępować jak chce, choć purystów tu nie brakuje… 😉
Ważki to młode helikoptery 😎
to od purée?
Moja mała siostra pytała jak była bardzo mała „Co to za mucha z ogonem jak helikopter?” 😀
Sławku, 😀
purysta ziemniaczany to wyższy stopień wtajemniczenia (kwalifikacji?) 😉
to taki kartofel, co sie wspial?
🙂
Nie, to tzw „kupiec” czyli osoba odpowiedzialna za skup ziemniaków w markecie lub innej firmie do dalszej obróbki, na przykład McDonald’s 🙂
Onufry poszedl w melancholie?
jesli McD, to firma,
to „kupiec” jest „odpowiedzialny”
Errata.
Jest:
Nie, to tzw ?kupiec? czyli osoba odpowiedzialna za skup ziemniaków w markecie lub innej firmie do dalszej obróbki, na przykład McDonald?s 🙂
Winno być:
Nie, to tzw. „kupiec” czyli osoba odpowiedzialna za skup ziemniaków przeznaczonych do obróbki lub dalszej odsprzedaży. Przykład: market spożywczy, przetwórnia owoców i warzyw lub firmy produkujące frytki, np. McDonald’s.
Lepiej?
Co do melancholii – to zawsze, jak ogon zgubię lub głodny jestem. Po przybiciu na miejsce lub nakarmieniu nastrój wraca do normy.
Żaba nas ubogaciła 😀
Od dzisiaj należymy do Klubu Szczęśliwych Posiadaczy Rękawiczek w Norweski Wzorek 😀 Jeszcze trochę, a sławetne Rękawiczki stana się znakiem rozpoznawczym Blogowej Bandy 😀
Dziękujemy Ci Żabo serdecznie i publicznie 😀
Oprócz tego, Żaba uszczęśliwiła mnie osobiście trzema końskimi książkami. Będę zgłębiała tajniki hodowli koni pełnej krwi, jazdę dla początkujących i postępowanie z trudnymi końmi. Żeby szkolenie było bardziej intensywne i wszechstronne, wszystko po niemiecku 🙄 Jeszcze nie dopytałam, czy potem zrobi mi kartkówkę, czy egzamin ustny 😯 😯 😯
uwilbiam ogony, czuj duch!
byl juz taki jeden, co Go przybili, chcesz sie pchac?
normy nie istnieja obiektywnie, wszystko wraca w koryto po wiosnie, pewnie dlatego kuchnia jest miejscem najwlasciwszym do zycia,
przepraszam, to poksiegowe rozluznienie
Nemo – Postąpiłaś ze mną tak jak chciałaś. Nie pójdę za Twoim przykładem.
Jeśli będziesz miała ochotę ze mną porozmawiać, porozmawiamy 🙂
Haneczko-wiem,że sobie zażartowałaś,bo żartować uwielbiasz,
ale muszę wyznać,że na dźwięk czasownika „ubogacić” dostaję wysypki.
Zaraz staje mi przed oczami jakiś proboszcz,który z wielką żarliwością
wygłasza swoje kazanie i „ubogaca nasze wnętrze”.
Ja już proponowałam zjazd karnawałowo-zimowy,na którym wszyscy Blogowicze-Zjazdowicze wystąpią w rękawiczkach od Żaby.
Powodzenia w przedzieraniu się przez końskie lektury po niemiecku 🙂
KSPRwNW, Zabo spodziewalas sie?
Haneczka, jesli po niemiecku idz na ustny, zaden Zettel tego nie zastapi 🙂
Ogony górą i w górę, wynalazłem nawet na tę okoliczność jednostkę czasu pt. „machnięcie ogonem” czyli przykładowo – napiszę coś za dwa machnięcia ogonem, bo mam renamęt i poszłam na pocztę!
Co do pchania się – lot na sito stwierdzono u mnie (parę wejść na żywo w radiu ogólnokrajowym, ach ten dreszcz) lot na szkło również (ale od drugiej strony, czyli to ja coś pokazuję, a nie, że ze mnie małpę robią), odnośnie Go – to piękna, acz mało obecnie popularna gra (do meritum zbliżał się nawet nie będę, zbyt gorący to temat).
Normy normami, koryto korytem, a miska czeka!
Bilans musi wyjść na zero, że tak poksięgowo zagaję, wyłącznie dla paddierżiennia gazgawora.
Placku i Nemo, ze tak sobie pozwole, biore Was za ostrygi z perla w srodku, co jedna sie otworzy, to drugiej przeszlo i odwrotnie, moze jakis Nabuchodonosor?
Danuśka, to dlatego, że poczuliśmy się wręcz pobłogosławieni 😉
Sławku, kiedy mnie ciągle łatwiej dogadać się z Zettelem 🙁
gazgawor poddierzennyj, 🙂 ciele trza do pieca, lece
No proszę, coś mnie łączy ze Sławkiem 😀 Na jutrzejszy obiad kupiłam gotowe flaki cielęce 😉
Po raz pierwszy w życiu (musi być ten pierwszy?) schrzaniłam robotę dokumentnie i trzeba było z 22 stronic tekstu wyrzucić 15, bo nie na temat. Odrobiłam się do nocy, a czy znowu nie skiksiłam, to nie wiadomo. Chyba sobie czegoś na wzmocnienie wezmę. Apel:
:Baw mnie! Przytul i zbaw mnie!” Jak myślicie – wypić coś, czy na trzeźwo klęskę łykać?
Sławku, ostrygi znaczy mięczaki? 😉
Przeszłam do kuchni, bo Osobisty ostatnio wynegocjował dla siebie godzinę dostępu do komputera wieczorową porą, przed kolacją 🙄
Placku,
ostatniego nie rozumiem, z tym postępowaniem 😯 Nie wiem, jakie miałeś oczekiwania 🙄 I co muszę zrobić, aby nasz dialog wyglądał na rozmowę 😉
Na kolację była zupa z dyni.
Purysta ziemniaczany to może być specjalista od Purée de pommes de terre we francuskiej restauracji 😉
Pyro,
spojrzyj klęsce odważnie w oczy, a potem spraw sobie jakąś przyjemność 😎
Pyro, Pyreńko, tylko nie na trzeźwo ! 😀
Onufry, jesteś wielki. Bardzo, bardzo dziękuję za przepis „siostrzany”. 😆 😆
Już go sobie wrzuciłam do moich przepisów.
Danuśko, bawiłam się smacznie i wesoło – uwielbiam moich przyjaciół. 😀
Hmmm, ciekawe, że tak bardzo lubię własne przeciwieństwa a jednocześnie niedościgłe ideały. :shock”
😯
Tak Nemo, tak jest. Łyknęłam nieco jeżynówki, ale irytacja jeszcze mnie telepie. Boziu, jak ja nie lubię robić za durnowatą sekretarkę!
Chciałem wskoczyć nie jeden raz, doczytując cały dzień od przodu i od tyłu, ale już chyba nie dam rady ustosunkować się tam, gdzie bym chciał. Wskakuję więc tylko na Cichala i upominam, że brown sugar był w mojej knajpie (1987) powodem, że dałem sobie z próbą tej działalności spokój.
Pod tym określeniem zaczęto sprzedawać w tej knajpie heroinę wątpliwej czystości, żaden śnieg właśnie .
Nemo, wrecz naprzeciw, twardziele, slabo dostepne, mury se pobudowaly i sie chowia, ja wiem, ze slowa, slowniki, PWeNy wspomagaja klarownosc pisania, podparcie sprawdzona wiedza moze byc , no mowie, ta skrzynia na trzy z numerkami, gdzie mistrze stoja, nie piedestal, tylko ten, co go zapomnialem, ot migrant, pamietam koncowke: …odium,
nie jest latwo do nieznanych, chocby tylko kolor oczu, zimny blekit, ciepla czerwien i juz rozumiesz, ze to nie napastnik, nie zeby zaraz dac adres, ale chocby cegle z barbakanu wyjac, cielecy sie robie, bo wlasnie dochodzi,
przepraszam
Obejmuję Pyro i ściskam, roniąc łezkę!
zupelnie nie na temat, chcialem sie z Wami podzielic moja radoscia:
otoz dostalem od Jeffa ksiazke: „Ripaille” Stefana Reynaud’a, dla mnie perla, dokladnie 750 gr perel, foty na szczycie i ten mrug oka, polecam, niby kuchnia, ale nawet o petanque mozna sie dowiedziec
Kochany jesteś, Piotrusiu. Nic to; do jutra przejdzie.
Danuśko, o ile pamiętam, to Ty podrzuciłaś, że pyrki frytczane są w Oszołomie. Dzięki Ci. Byłam i nabyłam. Oprócz tego takie do pieczenia, też francuskie. I bagietkę wiejską, ale średniej urody. Za duży to sklep na moje krótkie nóżki, nie będę tam chodziła, tylko jak mnie najdzie na specjalne kartofelki, to dziecko wyślę z misją. I nie mieli fleur de sel!
Co do ubogacania (ubogaciłam się w kartofelki) – jestem z Tobą w stu procentach. Precz z ubogaceniem!!!
Szlachetne ubóstwo, ot co.
😆
Pyro, pozwolisz, ze Cie tule (u) w opcji, bo na skipie nie odpowiadasz 🙂
Sławek, umiesz się cieszyć prezentem – to wielka umiejętność. Mówi Ci to Teściowa, które Synowa i Wnuk sztuki tej nie opanowali, nawet w mizernym stopniu. Połowa radochy z dawania przepada nieodwołlnie.
Na skype mnie nie ma, bo moja maszyna uskajpiona tuła się po Wieniach, Warszawach i Bóg wie gdzie jeszcze. Ja siedzę na pożyczonej i niczego na niej nie instaluję. Wczoraj w nocy mnie nawieziłeś komputerowo – nie miałam jak odpowiedzieć.
literówki, połknięte literki, nie ma literek (zacinają się; pewnie tytoń)
spoko, Pyra, jeszcze tej „Polski” nie mialem czasu otworzyc, najgorsze przed Toba, a pierniczki juz zzarlem
Jeszcze „ubogacę” Was historyją zamierzchłą, czerwon i młotkowo sierpową. Słowo daję, Młodzieży, że był tai czas. I na każdej ścianie wisiały hasełka z cytatami z klasyków. Do czerwonego płótna plastyk zakładowy przykładał szablony literowe i mazał pędzlem w białej farbie. Powstawało hasełko metodą Guttenberga wykonane. Najpierw jakieś uczone towarzystwa gmerały w klasykach, aby wyłowić cytat potrzebny „na etapie” (np Polak potrafi)przez tydzień wszystkim się nawet podobało, a potem dziwną rzeczy koleją wisiało wszędzie : na budynkach, w budynkach na wielkich ekranach przy drogach i w okienkach oszkleniowych hal fabrycznych. I powtarzane było i odmieniane i wreszcie śmieszyło wszystkich. Polak potrafi.
Pewnie, że potrafi 😎
Wróciłam, już czas jakiś, z obiadu Krzysiowo-urodzinowego. Teraz odzipuję. Krótki już wskakuje na tapczan, przestałam się o niego martwić.
Hasło, czerwonymi literami na wiacie sąsiada: „Każda wywieziona na pole fura gnoju jest ciosem w amerykański imperializm!”
Tyle, ze to i podobne mu hasła byly wywieszane w okolicach 01.05. przez kilka kolejnych lat, ale po 1989. Do tego było ognisko, pieczony świniak i pieśni robotniczo-rewolucyjne do rana.
Dobrej nocy życzę i gaszę…
Radim, nie rada,
poszłam za dziada, tako młoda dziewczyna.
Z dziada tylko szczyre kości,
żal się, Boże, mej młodości,
co jo będę robiła?
Kupię sobie wózek,
nakłade kamieni, będę z dziadem woziła.
Ciąg ciąg, dziadu,
kiejś sie podął,
niech jo ni mom
pracy z Tobom, tako młodo dziewczyna.
Radam była, oj da, dana
Dobranoc.
no to Wam pokaze, przy okazji instrukcja do flaszek z bablem, a gdyby komus sie zdawalo, ze foty, to lekka fucha, niech spojrzy na ilosc zelastwa potrzebna do http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1301112327?pli=1&gsessionid=dAOmXrq1Jtx0AgaQvTR1lg#
Nabuchodonozor do dwu ostryg? 😯
bouchonnée = ? mieć zaparcie czy smak korka? 😉
Baltazar na podium…
Do 2 ostryg – magnum i chwatit 😎
… byle nie kaliber .357 🙄
smak korka,
widzialas te ostrygi?
ja bym wzial wrecz dwa, to tylko 7 i pol litra gazu na twarz, w taki mroz, to smiech 🙂
co ja gadam?
na perle !
😀
Taki Nabuchodonozor to jak małe działko p-lot.
W rodzinie był kiedyś kot o tym imieniu, wołany przez dziecko – Nozor!
„Jako młoda dziewczyna”… Ewa się uchichrała. Tylko gdzie ja kupię wózek z kamieniami? Pyta… Ej Pyro, Pyro!
w Getzendorfie stala kiedys w pokoju koza, a nad nia wisialo miedzy innymi „pozor”, nie wiem jak kot, ale koza bywala goraca, na niej zreszta podjalem pierwsza probe z winniczkami, co akurat wylazly, bo sezon byl, nikomu nie polecam
Domek.
http://alicja.homelinux.com/news/Dom.png
Dobranoc!
Dzień dobry Wszystkim,
Nie nadążam za Wami, mało tego, popełniam ogromne gafy.
ONUFRY – wybacz, że się jeszcze z Tobą nie przywitałem, chociaż juz podczytuję Twoje wpisy i przepisy od dni kilku, ale sam niewiele się ostatnio wtrącam – a więc grabula, miło, że się dosiadłeś.
Tutaj wczoraj sypało cały dzień, ale za to dzisiaj słońce wydobyło z zimowych pejzaży wszystko co możliwe. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie cyknąć kilka zdjęć, chociaż to wszystko tutaj podobne, nie tak jak u nemo – za każdym zakrętem coś nowego. Pokazuję co u mnie – zima nad oceanem.
http://picasaweb.google.com/takrzy/ZimaStyczen2011?locked=true#slideshow/5561888481790475762
Dobranoc 🙂
Przepraszam, znowu mi się zrobiło to co kiedyś. Teraz chyba dobrze.
http://picasaweb.google.com/takrzy/ZimaStyczen2011#slideshow/5561888481790475762