Smak jesieni

Przed naszą werandą

Od tylu dni jesień nas rozpieszcza( a raczej rozpieszczała, bo już minęło i jest deszczowo) słoneczną i nawet dość ciepłą pogodą, że aż strach. Boję się, iż niespodziewanie sypnie śniegiem, skuje drogi lodem i znów się okaże, że zaskoczyła drogowców. A ja w najbliższych dniach musze parę razy pojechać na wieś, gdzie trwa kolejna (wprawdzie nieduża ale…) budowa, dzięki której letnia kuchnia, spiżarnia i winna piwniczka nabiorą więcej szyku a wszelkie rowery, kosiarki, narzędzia, leżaki itp. znajdą właściwe miejsce we właściwym  pomieszczeniu obok czyli podręcznym magazynku.

Krajobraz pod naszym domeme po wizycie bobrów

Mam też w planach dalszą podróż na wschód od Narwi do miasta, które winno być ogłoszone stolicą polskiego serowarstwa. Nie będę jednak uprzedzał wypadków i całą tę eskapadę opiszę w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że będę to robił pogrążony w aromatach serów, które – moim zdaniem – mogą spokojnie konkurować z najlepszymi w Europie.

Równocześnie snując te plany przygotowuję się do kolejnej lekcji gotowania i gawęd sommelierskich. Okazało się bowiem, że pierwsze (opisane i pokazane) spotkanie z miłośnikami gotowania i wina pociągnęło za sobą kolejne. A że i mnie spodobało się wspólne kucharzenie z młodymi entuzjastkami  pitraszenia a potem spożywania wspólnych kolacji, to tym chętniej wymyślam nowe przepisy (trochę już bardziej zaawansowane) i dobieram do dań odpowiednie wina.

Wygląda na to, że jesień i zima  będą  dla mnie atrakcyjne. Oby to samo potem powiedzieli uczestnicy tych wieczornych sesji w starej leśniczówce.