Szampan z serwatki, placuszki z okruszków
Mam szczęście do ciekawych lektur. „Polityka” objęła patronat medialny nad książką swojego laureata Błażeja Brzostka, który napisał fascynujące tomisko zatytułowane „PRL na widelcu”. Ta wielka księga trafiła i do mnie. Pochłonęła moją uwagę na kilka wieczorów. Ale warto było poświęcić ten czas. I jeszcze wiele razy będę do książki tej powracał. Bo stanowi ona cenne źródło historii kuchni, żywienia ale i obyczaju z lat mojej młodości. Jest równocześnie przestrogą gdy tylko odzywa się tęsknota za czasem słusznie minionym.
Brzostek przytacza we wstępie słowa wielkiego antropologa o roli sztuki kulinarnej oraz smakoszostwie: „Wybitny antropolog francuski, Claude Levi-Strauss pisał, że „sztuka kulinarna nie znajduje się całkowicie po stronie kultury”, jest zawsze zawieszona pomiędzy naturą i kulturą, wyrażając cechy obu dziedzin. Smakoszostwo i delektowanie się jedzeniem, traktowane jako domena „ludzi kultury”, zawiera też w sobie elementy ostentacyjnie naturalne.”
Sięga także autor po zdanie polskiego wybitnego publicysty emigracyjnego, który większość życia przeżył na obczyźnie. Oto Andrzej Bobkowski obserwował w przedziale pociągu jadącego przez Francję lat okupacji: „Podróżni zaczynają jeść. Jest to wystawa zbytku, rozpasanie. Nikt nie je zwykłego chle?ba. Wszyscy wyjmują biały pain brioche, masło, jajka na twardo, kiełbasę, szynkę, zimne mięso, pieczony drób, owoce. Z płaskich flaszeczek z metalowymi nakrętkami leje się aro?matyczny, bursztynowy calvados. Roztopiony w upale prawdziwy Camembert zmienił się w gęsty krem o kłującej woni siarkowodoru i amoniaku. Lśniące od tłuszczu wargi mlaskają, tłuste palce oblizywane są z cmokaniem, za okno lecą papiery i łupki. Resztę rzuca się na podłogę. Jest to jakaś orgia i zarazem nabożne misterium, któremu jedni Francuzi potrafią nadać ten zupełnie specjalny ton i klimat. Nie tylko wyczuwa się smak, z jakim oni jedzą, ale widzi się go. Jedzenie nie jest tu tylko zaspokojeniem głodu. Jest ono zmysłową rozkoszą. Tu żaden kąsek nie przejdzie przez usta niepostrzeżenie, żaden atom pożywienia nie wymknie się krytyce podniebienia. […] Rozróżnianie gatunków ostryg, owoców, mięsa, serów, wina; umiejętność zestawienia menu wymagają takiej samej kultury, jak rozróżnianie dobrych obrazów od złych lub umiejętność zestawienia sobie lektury. Pewien robotnik francuski, pracujący u Niemców, powiedział mi raz: Monsieur, ludzie, którzy „tak” jedzą, nie mogą być panami świata”.”
Te słowa pisane przez Polaka można uznać za przestrogę. Jeśli jesteś za ascezą w kuchni i na stole, to zobacz jak to naprawdę wyglądało w czasach PRL. Błażej Brzostek analizuje m.in. system produkcji i dystrybucji chleba, cukru, kapusty, masła, mięsa, ryb, pasztetowej, wódki i wielu innych strategicznych w polityce minionego ustroju produktów żywnościowych. Prezentuje nie tylko, co Polacy wówczas jedli, lecz także jak (elitarnie, świątecznie, swojsko, nowocześnie) to robili i gdzie (bary, bufety, stołówki, restauracje, mieszkania) się odżywiali.
Książka jest wspaniale zilustrowana. A jeśli ktoś jest eksperymentatorem kulinarnym i jednocześnie ryzykantem, to może też skorzystać z paru zamieszczonych w niej przepisów. Np. „Pasta do pieczywa z żółtego sera zeschniętego” lub „Placuszki z okruszyn chlebowych i bułki” albo p jeśli spragniony – „Szampan z serwatki”!
Miłośnikom książek zaś i naszych zagadek zapowiadam: dzieło Brzostka będzie środową nagrodą!
Komentarze
„Wracam o zmroku, jadąc wśród winnic. Winogrona już dojrzewają. Zsiadłem z roweru i zerwałem ciężką kiść czarnych owoców, pokrytych prześlicznym, sinawym puszkiem. Wgryzłem się w nie spragniony – było mi gorąco i usta miałem wyschnięte. Niebo już pociemniało i tylko nad górami, w stronie słońca, było jeszcze popielatobłękitne. Wiał wiatr. Siedziałem na rozgrzanym kamieniu, patrzyłem w niebo głaskany gorącym wiatrem, a po brodzie ciekł mi purpurowy sok zerwanych z krzaka winogron. Znowu nic nie myślałem – jadłem winogrona. Czułem tylko, jak intensywność życia wzmogła się we mnie do ostateczności. Czułem swoją młodość, przeżyłem ją w tych kilku chwilach tak, że krew powinna była mi trysnąć ze wszystkich por i pomieszać się z sokiem winogron. Złapałem życie, na moment, ale wyraźnie. To było wspaniałe.”
AB
Obudziłam się jakby jeszcze po letniemu, bo długo przed „nową” ósmą, a tu proszę, jest nowy temat 😉 Może w środę na blogu będzie już czas zimowy, a ja się obudzę sama albo zostawię budzik zaprogramowany na 8:50…
Szampana z serwatki pamiętam, w takich buteleczkach jak kefir był i smakował nawet, jeśli był zimny. Smakiem bardzo przypominał poznaną później szwajcarską Rivellę, wspaniały wynalazek, napój orzeźwiający na bazie serwatki, ulubiony przez rowerzystów i innych sportowców oraz dzieci, a także turystów. Bardzo popularny do dziś.
To już nie tajemnica
Nie ukrywam, że chciałbym przejąć patronat nad „PRL na widelcu” 🙂
Entuzjasta Serwovitu i Bylejadki Czekoladowej.
„Pochwala z 1980 roku: W sklepie jest bardzo uprzejma i szybka obsługa,
aż przyjemnie postać chwile w kolejce – Beata Malaszko.
Dopisek: My, klientela stojącą obecnie w kolejce, dołączamy się do
pochwal (tu następuje 10 podpisów).
Kolejny dopisek: Jako kierownik sklepu dziękuje za słowa uznania –
Wojciechowska.
Skarga z 1984 roku: Mimo iż nie mam kartki zarejestrowanej w tym
sklepie, proszę o sprzedanie mi 30 dkg kiełbasy krakowskiej, ponieważ
bardzo mi zależy – Wajdzik Alina.
Dopisek kierowniczki: Odmawiam ze względu na stany zerowe wędlin.”
wpisalam sie pod wczorajszym:
Placku wczoraj odzegnano mnie od wiary i komputerow, musialam sie udac na antresole i siedziec cicho z ksiazka o wiarze w Najwyzsza Inteligencje i Wszechswiat
Mnie tez interesuje nisamowicie ta ksiazka…
Ewo, na wszelki wypadek, by nie umknęło Twojej uwadze kopiuję wczorajszy wpis Haneczki:
haneczka pisze:
2010-10-31 o godz. 22:11
Ewo, od Bobika ?Haneczko, przekaż proszę, że ta kaletka podkrucza nazywa się bourse sous-acromiale.?
Jak zwykle brużdżą znaki zapytania wypierając cudzysłów. Ale dzieki temu mam okazję (nie zrobiłem tego wcześniej) podziękować Bobikowi za miły i przyjazny gest.
Bobiku pojawiaj się czasem. Nawet pośrednio. Sympatycznych wpisów nigdy nie jest za dużo. Zwłaszcza gdy się wie, ze sympatia szczera. Ściskam więc i dziękuję!
Dorotolu – Schody do antresoli w której będziesz czytała wygraną książkę. Jeśli zechcesz, opowiesz mi najbardziej niesamowite szczegóły, 🙂
Jutro wychodzi najnowsza książka tego Pana od dorszy i soli, może ją spotkam, ona okładką zaszeleści, a ja w zachwyt popadnę.
Panie Piotrze,
już wczoraj zauważyłam, podziękowałam i przesłałam tłumaczenie choremu. Oby mu pomogło.
Ooo, jakie piękne schody! Placku dziękuję 😆 Kocham secesje!
Tez wpisalam sie pod wczorajszym.
A tu prosze siurpryza,jest nowy artykul,wiec przenosze moj wpis.
Zatem ponizej zdjecia z wczorajszego wieczoru :dynia wyciosana
przez Osobistego,duch wyczarowany przez latorosl,a na deser dolozylam
jesien z naszej ulicy sfotografowana dzisiaj o poranku.
To prawda,jadlysmy jeszcze oryginalna salatke Jolinka osmiorniczkowo-
makaronowa.Ciekawy pomysl !
http://picasaweb.google.com/114074952162449807788/MiniZjazd31102010?authkey=Gv1sRgCNXW9rmEgM_XPQ&feat=email#5534485604415330146
Placku na takiej antresoli…to juz nie powiem cooooooooo…
Danusku, swietny ten Wasz Uszatek i Duch, ze jedzenie bylo pyszne to nie watpie. Danuska mieszka przy bardzo romantycznej ulicy jeszcze brukowanej, ktora widac spod lisci. Jest to podobno jedna ze starszych ulic w tej okolicy.
Rzeczywiscie Alina obdarowala drobnymi prezentami wszystkie
uczestniczki zjazdu,ale wyglada na to,ze przynajmniej niektore
z tych prezentow zostaly u nas w domu.Oczywiscie przekaze je
wlasciwym osobom przy najblizszej okazji.A okazja zbliza sie,chyba duzymi krokami,bo Nowy powoli szykuje sie do wyjazdu do Polski 🙂
Osobisty tez otrzymal wspanialy,aromatyczny prezent i DZIEKUJE
SERDECZNIE za ten gest !
Dziędobry na rubieży.
Moim chlebkiem można dzisiaj zabić słonia… jakby się tak przymierzyć i dobrze rąbnąć.
Nic to, życie przed nami. Będziemy się uczyć chlebiarstwa.
Dziewczyny w Warszawie jak cztery dumne sahiby – siedzą i jedzą! Danuśka, świetna fryzura. Jolinku, zawsze chciałam mieć takie grzywkowe ząbki i nigdy mi się to nie udało, zawsze mam cholerne, infantylne loczki na łbie. Masakra.
Trzeba lecieć na cmentarz.
Danuśce bardzo ładnie w nowej fryzurce … teraz zaczynam się zastanawiać czy te włosy zapuszczać zwłaszcza jak zobaczyłam na zdjęciach Alicji Przyjaciela Arcadiusa, której też bardzo ładnie w takiej krótszej fryzurce .. 🙂 … dobre żarełko w tym Berlinie dają .. 🙂
Danuśka ja swoje mam … 🙂 .. a te żywe kwiatki bratka na serwetkach to cudeńka były … 🙂
Witam Szampaństwo z mojego chłodnego poranka.
Danuśka, Ty skąpiradło jedne,
czemu tak mało zdjęć?! I gdzie kelner, gdzie kelner, pytam, tak go ładnie opisałaś (fartuszek!!!), a nie pokazałaś! Swoją drogą – co kelner chciał od Twojej fryzury? BARDZO twarzowa!
Jotka,
zaraz wszystko będzie, dopiero doszłam do maszyny i sprawdziłam pocztę.
Jolinku,
szef Arcadius gotuje znakomicie, niejeden raz miałam okazję spożywać to i owo.
A w berlińskich knajpach, przynajmniej tam, gdzie byliśmy (chorwacka, turecka i jeszcze jakaś) też smakowicie karmią.
Se pooglądajcie, moi mili, a ja niech się ogarnę.
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/JesiennyOgrodJotki#
Słońce i 18 gradusów, słowem: cesarska nad Dunajem 🙂
Trudno za Wami nadążyć, zwłaszcza bieżączka nie pozwala na śledzenie blogoskopu. Akcja toczy się wartko, niczym w Hollywood, kanon: max. 7 sekund i zmiana ujęcia. W Panalulkówce też zmiana goni zmianę, w ciągu tygodnia przechodziła z rąk do rąk, po Gruzji przyszły Indie, wyparte z kolei przez Afrykę Południową. Pan Lulek stoi twardo na straży tego, co mu pozostało. To mu pozostało. Ja rozglądam się (w chwilach przerwy, oczywiście) za jakimś następnym pojazdem, żeby wpadać tam czasem na inspekcję. Ważne, żeby było lepiej, bo, że zawsze może gorzej, „to ogólnie znaana rzecz”.
Ze stratą czterech kółek już dawno się oswoiłem, bardziej przeżywam chamstwo i oszustwo hieny z czeskiej pomocy drogowej oraz zniknięcie w samochodzie tejże etui od aparatu, w którym było kilka kart pamięci z ważnymi dokumentami i setkami fotografii. 🙁
Piotrze, czy „PRL na widelcu” jest już do dostania w księgarniach?
Dzień dobry!
Pogoda piękna, przyjątko mini-zjazdowe wygląda bardzo smakowicie i elegancko. Gospodarstwo domowe Pyr wzbogaciło się wczoraj o żliwną patelnię i 3-litrowy saganek z pokrywą. Mlodsza poleciała do Ikei po świece, karnisz i miała obejrzeć poduszki – siedziska do tych nowych krzeseł. Poduch nie oglądała, karnisza nie kupiła, dwa garny miały ciężar słonia i już niczego więcej nie byłaby w stanie przynieść.
Z tym Jotkowym ogrodem to było tak, że mietłą, o której wspominałam wczoraj, doleciałam właśnie tam 😉
Paweł,
cholera jasna! Mnie by krew zalała i zrobiłabym raban po Himalaje!!! Nic się nie da z nich wycisnąć? No właśnie, pies trącał jakieś tam byle co, ale jak słyszę o aparacie i dokumentacji, to aż mnie trzęsie. Chamstwo godne najwyższego potępienia.Przyjmij wyrazy. Cieszę się, że nic Tobie się nie stało, niemniej jednak.. 👿
A propos książek, podaję molom adres, sama już też skorzystałam, chociaż i tak jestem przekonana, że z następnej podróży…wiadomo, 20 kg. na książki. Wraz z zamówioną książką przysyłają kupon rabatowy. Im więcej książek się zakupi, tym taniej. Polecam zerknąć tam, zwłaszcza tym spoza Kraju, bo wiadomo, nie możemy sobie wyskoczyć do księgarni za rogiem…
http://www.bookmaster.pl
e-mail: bok@bookmaster.pl
Przy dzisiejszych,wrzesniowych temperaturach zdecydowanie najlepszym srodkiem lokomocji jest rower ! Sama przyjemnosc !
Alicjo-nasz nadworny kelner byl rowniez odpowiedzialny za serwis
fotograficzny.Zdjec zrobil,ile zrobil. My gapy nie wpadlysmy na to,
by choc raz odebrac mu aparat i go we fartuszku sfotografowac.
Kiedys sie jeszcze nadrobi…
Ogolne dzieki za komplementy dla mojej,nowej fryzury 🙂
Ło matko z córko… PRL na widelcu kosztuje tam 68 zł. 😯
Co on, ten peerel, na czerpanym papierze drukowany, czy kredowym jakimś?!
Paweł,
PRL jest w drodze do Wiednia. I nie da się odwołać, bo poleciał.
Nisiu, oprocz stron chlebowych, ktore polecalas natknelam sie swego czasu na ksiazeczke 52 Loaves – tu strona autora, sprawdz tam tez krotkie video; bardzo dobrze pokazuje jaka jest struktura ciasta w trakcie wyrabiania.
http://williamalexander.com/bread/kneading.cfm
Powodzenia!
Ja poczekam na przecenę. Przyzwyczaiłam się, że książki kosztują w granicach 20-30 zł. z lekkim plusem czy minusem, a kosztowne są wydania specjalne, ozdobne itd. Jak mi na czymś zależy, nie patrzę na cenę.
PRL mnie zaciekawił, ale jak spojrzałam na cenę, ciekawość znacznie zmalała.
Przeglądam dział biografii w tej internetowej księgarni i już mam odłożone kilka pozycji, na razie do „Poczekalni”, bo muszę się zastanowić, a i przejrzeć dział do końca.
„Jamie Oliver Człowiek Jedzenie Rewolucja”
Smith Gilly, 2010, Vesper (31 zł.)
Historia Jamiego Olivera to historia rewolucji kulinarnej mającej doprowadzić do zastąpienia tanich kurczaków i gotowych obiadów zdrową śródziemnomorską dietą, produktami regionalnymi i świeżymi warzywami wyhodowanymi we własnym ogródku.
—–
To może być ciekawe, zwłaszcza dla tych, co mają własny ogródek, albo zaprzyjaźniony ogródek.
Moje zasoby w „poczekalni” rosną, rosną….ale mam kupon… 5 zł. rabatu 😉
oby nam nie groził los zgryźliwego starca …
http://wyborcza.pl/1,75480,8571128,Ja_bym_sie_starosci_nie_czepial.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f32d71f09bf8848&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Pawełku teraz została Wam radość z wyboru nowych kółek .. 🙂
Panu Lulkowi nic to takie wyzwania byle zdrowie było … 🙂
A ten pan ma 100 lat i bedzie jeszcze zakladal kawiarnie
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1507512,1,rozmowa-z-kordianem-tarasiewiczem-stulatkiem.r
„Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary. Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół. Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy. Użycz mi chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić. Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać. Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy to jedno ze szczytowych osiągnięć szatana”.
Tomasz z Akwinu
My dzisiaj zegnamy sie z zona bylego kanclerza Schmidta, bardzo interesujaca kobieta.
PaOLOre. niestety takie są koszty holowania czy innej „pomocy” Parę lat temu w New Jersey, holowniczy razem z policjantem rąbnęli mi nowego Canona za 802 dol. Jesli Ci to poprawi humor…
mam jeszcze swiezo w pamieci, a co za tym idzie nie nabede prezentowanej pozycji, obrazy jakie malowala tamta rzeczywistosc.
groba swinia, soczysta i chrzakajaca i ludki co jej koniec przygotowuja. zaprzyjazniony rzeznik wali obuchem. kwik. leci krew. swineczka jeszcze z minute miota sie, jesli byla przywiazana. w przeciwnym razie trzeba szukac jej w polu. tak czy siak, ta ostatnia minuta nie wygladala najweselej. gwaltowne wymachiwanie nozkami, cieknaca piana z pyska. mozna to przyjac za odruchy nerwowe.
kubel wrzatku. zaczyna sie mycie i golenie. rozkladanie i polowkowanie. jesienna szaruga. zwilgotniale drewno cholernie dymi zanim powstanie ogien pod kotlem w ktorym gotowane jest mieso. rzeznik i pomocnik ( to ja ) czyszcza wyciagniete z bebecha flaki i jelita ktore wypelnione zostana przemielona masa. w masie sporo roznorodnego zielska by kielbasa swinia nie zalatywala.
zgadza sie. malo apetyczne i malo higeniczne. niewielka roznica miedzy tym co widac na obrazach z przed paru wiekow i tym co dzialo sie niewiele ponad cwierc wieku temu.
z dobrym smakiem nie mialo to nic wspolnego ale taka byla najpierw tradycja a po niej, koniecznosc tamtej rzeczywistosci. w tym przypadku bardzo jaskrawej lecz nie przekolorowanej.
amen
Alicjo,
dziękuję za umieszczenie zdjęć na blogu 🙂
http://w334.wrzuta.pl/audio/1RJhUmLzOQu/jan_pietrzak_-_pamietajcie_o_ogrodach
Piotrze, dzięki stokrotne! 🙂
Teraz w Wiedniu będzie PRL 😀
Chyba przejdę do konspiracji, tam będę sobie po cichu marzył na zasadzie:
„jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się nie ma” 😉
bez obawy, że złota rybka podsłucha i obsypie.
I jak ja teraz wyglądam? Inni muszą kopie kruszyć w środowej zgadywance, a mnie po raz kolejny trafia się bez wysiłku…
Cichalu, jakiś dziwny pewnie jestem, ale nie poprawiło mi to humoru. Teraz szkoda mi również Twojego Canona 😉
Jak sie niema innego koda tylko 7711, to sie pisze jak sie ma.
Pieknego wieczoru na grobach dalekich i bliskich.
Pan Lulek
Rysiek,
ten opis uboju to a propos szampana z serwatki i PRL-u?
Mam podobne obrazki w pamięci, świnie też, ale bardziej tąpnęła mnie rzeź młodego byczka, który długo musiał stać na własnych czterech nogach, aż się wykrwawił do wiaderka. Miałem wtedy może sześć lat. Potem bawiłem się na tym weselu, gdzie byczek w różnej postaci znalazł się na talerzach.
Pawełku. Głupio zażartowałem. Wiem przecie, że nie należysz do tych co się rechocą, jak garbus dupą o beton wyrżnie! Canona nie żałuj. Marny on był. Model im nie wyszedł.
kod 1984
Orwell kazał się kłaniać!
Panie Lulku 😀
jak się kod nie podoba, to zawsze można kliknąć „Odśwież” (albo Ctrl+R), klikać tak długo, aż pojawi się kod magiczny, z którego mogą powróżyć wyznawcy spiskowej teorii dziejów 😉
Cichalu 😀
a jednak musiałem zarechotać przy tym garbusie… to było silniejsze ode mnie… przepraszam, jeśli zawiodłeś się na mnie 🙄
Skofundowany nieco zmieniam temat. Parę fotek z wczoraj i dzisiejsza jesień
http://picasaweb.google.com/cichal05/Hall2010?authkey=Gv1sRgCPz3tLSTrJH6cg#
Tak się ucieszyłem z tego, że PaOLOre wykazał jakąś ceche przeciętnego człowieka (dotąd był niezmąconym ideałem bez najmniejszej skazy) żem przypalił claim chowder na który szykowałem się od wczoraj…
paOlOre
prawidlowo skojarzywszy. moglbym jeszcze klepnac jak to ojciec mojego kolegi przyrzadzil w owym czasie niezapomniana kolacje w latach 60tych. zdaje sie byla to druga polowa. mezczyzna ten, w owym czasie w sile wieku, wracajac po pracy do domu zahaczyl do miesnego po zakupy. byl tylko japonski przysmak nagihak. w domu kolacja musiala byc kazdego dnia.
legitymacje nieboszczki, jedynej slusznej w owym czasie rozkartkowal pojedynczo, umoczyl w rozbitym jajku, posypal po obu stronach tarta bulka i polazyl delikatnie na patelni. lewa prawa i na talerz.
ojciec mial posluch w domu.
kolega jak mi to opowiadal dodal jeszcze na koniec, ze zastanawial sie o koniecznosci uzywania nastepnego dnia papieru ….
7711 to całkiem magiczny kod. Co prawda nie wiem, co on znaczy, ale najbliższa wróżka powinna wyjaśnić.
STRASZLIWIE ogołocili mi świerki z gałęzi od strony drogi i tych różnych przewodów wiszących. Na taką wysokość. Wygląda to mi… no, wygląda. Mam widok na jezioro odsłonięty bardzo, widok, którego za chwilę nie będę miała, jak wywala tę chałupę, co to fundamenty i dwa piętra w dół do jeziora już są. Wycięli też topolę. Dla mnie drzewo symbol, a nie ma ich tu wiele, smukłych topoli, na naszej ulicy jedna, i to przed moim domem. Do domu na Bartnikach prowadziła (i nadal prowadzi!) piękna alejka, wysadzana topolami, wieś obok nazywała się Topola. Zasadzę sobie nową. Albo się przyzwyczaję?
Kiedy Nowy wylata do Kraju?
Paweł,
serdeczne gratulacje wygranego PRL-u 😉
Cichalu, to teraz na dodatek jeszcze tych muszli żal…
I wszystkiemu jam winien? 🙄
Do krwi i zabijania można przywyknąć. Ja musiałem . Jako czterolatek widziałem zabijaną świnię. Nic strasznego dla dorosłych. Dla mnie skończyło się wyłączeniem lewego oka.
Na zawsze. Artystą można zostać przez przypadek…
Teraz to już mnie nic nie rusza. Nawet Ryśkowe opowieści. Znam o wiele więcej. Długa rodzinna tradycja.
Zwierzątek już nie mam . Piesków , kotków i innych ptaszków . Ostatniego kanarka zakopałem tydzień temu. Miał 14 lat.
Teraz oglądam sikorki za oknem . Czasem przyleci sójka . Wystarczy.
Pierwszy raz od pięćdziesięciu lat w moim domu nie ma zwierzątka w klatce .
Jakiś zrobiłem się ostatnio gruboskórny. Jak nosorożec.
Trzeba do tego przywyknąć i się oswoić.
Według mnicha buddyjskiego życie zaczyna się w momencie narodzin.
Według księdza w momencie poczęcia.
Według rabina gdy pies zdechnie i dzieci się wyprowadzą.
Dobry wieczór. 😀 Gdyby nie wyłysiałe drzewa, to bym pomyślała, że to wiosna w pełni, tak było słonecznie, że nawet wiatr mnie nie „dżaźnił”. 😀
Misiu, ja kiedyś też tak myślałam jak rabin. Niestety życie dowiodło, że tak się marzy, gdy w chałupie pełno a jak się „żywe” wyniesie z niej, to się marzy, żeby znów było pełno, choć raz w miesiącu. 😉 Ot, zwykła przewrotność ludzkiej natury. 😀
Danuśko, Alinko, Jolinku, Małgosiu i teraz jeszcze bardziej zazdraszczam. 😉 Danuśko, wyglądasz w nowej fryzurze doskonale. 😀
Cichal, ale „procesyja”. Czy dzieciątka w ogóle potem jedzą te nazbierane cukierki ?
Alicjo, dziękuję za stronkę z księgarnią. Szukałam najnowszej książki Teresy Torańskiej i właśnie tam ją znalazłam.
Ostatnio uslyszane ze szpitala w Szczecinie: Zaba jest dzielna, trwa na stanowisku, ktore zostalo nawet przesuniete do sali przedoperacyjnej i jutro o ile znowu sie cos nie wydarzy (oni operuja tam 24 godz. na dobe) odbedzie sie zabieg.
Będę jutro trzymać, żeby jutro naszej Żabie doskonale naprawili to co trzeba.
Na dobranoc :
http://www.youtube.com/watch?v=EE9KT_dU_R8
Stary koń się wzruszył po raz tysięczny:
http://www.youtube.com/watch?v=iz0Oq6ifH-8
Panowie od ścinania drzew zostawili (na moją prośbę) pociętą na zgrabne pniaczki topolę, takie w sam raz dla Naczelnego Drwala tego domostwa, żeby je porąbał w odpowiednie szczapy.
Jak już, to ja chcę ją spalić w moim kominku. Myślałam, że to próchno, ale nie, w środku całkiem żywa, pniaczki muszą odczekać w przewiewnym miejscu ze 2-3 lata. Nie jest to najwspanialsze drewno do kominka, ale to jest MOJA topola! Niech się spali w moim kominku, a nie gdzieś tam zostanie wywieziona na publiczne składowisko…
Zgago,
du bist willkommen*, ja też namierzyłam Torańską. Oprócz sugestii mojej przyjaciółki, dotyczących zazwyczaj najnowszej prozy, czytam różne recenzje i spisuję, co chcę mieć. TORBA tego nie wytrzymuje, a poczta wszystko doniesie 😉
*To moje kopyrajt. Proszęż cię bardzo!
Dorotolu,
przekaż pozdrowienia Żabie – nieustająco trzymamy kciuki, my dwa zza Wielkiej Wody. Niech szybko i sprawnie to pójdzie!
Tak się zastanawiam, czy Żabę nie należałoby potem przywiązać do wyra, żeby nie próbowała skakać za szybko? Wiemy, jaka Żaba jest…
Jejku,
czy ktoś mi powie, którą macie godzinę? Do przodu czy do tyłu?! po 21-szej?
Misiu,
Ty stary koniu 🙂
Zgago, ależ nie jedzą! Wysyłajądo Strasburga, dla karmienia gęsi na wątróbki…
WandoTX, dzięki. Nie zaniedbam żadnej nauki, hehe.
to dlatego te paszteciki takie drogie bo dochodza jeszcze koszta wysylki
Wczoraj miałem dyżur przy drzwiach i okazję do zdjęć. Mają dzieciska wyobrażnię. Tylko motywacja!
W złą godzinę wypowiedziałam 🙁
Przyjechała firma od tej budowli naprzeciwko i już mi zakryła połowę widoku na jezioro 🙁
Skunksy ponure tempo mają 👿
zapomniałem, że trzeba jeszcze sznureczek…
http://picasaweb.google.com/cichal05/Hall2110bis?authkey=Gv1sRgCPj-vIrZ34XBlQE#
Alicjo,
zegarki cofnęliśmy o godzinę do tyłu, czyli teraz jest godzina 20.10.
O, proszę!!! Nie dość, że mnie wodociągi miejskie gnębią, drzewa mi ogolili i topolę wycięli, to ci tam naprzeciwko już zdążyli ustawić to i owo i zamykają mi widok na Collins Bay 😯
2 godziny temu jeszcze ich nie było, a tu masz, siurpryza nieładna taka… myślałam, że podejmą prace na wiosnę, wygląda na to, że oni chcą zdążyć z głównymi sprawami przed zimą. Ja się tak nie bawię 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/img_4961.jpg
Idę do kuchni popłakać, ślozy do owoców morza wylać. W końcu łzy też są słone!
Dzięki, Krystyno.
Ja nigdy nie łapię, co z tymi czasami 🙄
Cichale kostium mi sprawiles rownie swietny jak te u uczestnikow swieta duchow (szczegolnie te uszy), bardzo fajna zabawe mieliscie
Przed chwilą naukowcy odkryli, że w Morzu Sarga s s owym, tuż pod zielskiem, żyją wzruszone morskie nosorożce o skórze jak morski jedwab. Ich ulubioną piosenką jest ballada Sikorskiego:
„A Bóg nakręca zegar wielkim kluczem,
Siedem obrotów nieba ? siedem dni,
I znów nam jakiś tydzień głupio uciekł,
I tak nam się to życie jakoś tli”
Już jutro debiut Jadalnych Opowiadań Marka Kurlanskego, noweli z 16-tu dań. Sądząc po aromatach, będzie to prawdziwa uczta duchowa. Nie wątpię, że gdy głodny i spragniony tłumacz udostępni ją Polakom, wygram tę książkę. Będzie moja, moja, moja 🙂
Ciekaw jestem ile już książek cieszy blogowiczów, i która wygrałaby tytuł nagrody wszechczasów.
Alicjo – bardzo, bardzo Ci współczuję.
Placku to zabaw sie w tlumacza i przybliz ja czytelnikom z nad Vistuli
Młoda kobieta nerwy mię wzruszyła na facebooku. Sumienia nie ma
http://www.youtube.com/watch?v=rJWrNJSMdsA
Aż musiałem odreagować:
http://il.youtube.com/watch?v=3ahbE6bcVf8&feature=related
Placku, czy generała Sikorskiego?
Misiu. Zaucha śpiewa „c’est la vie” a zastrzelił Go Francuz. mąż kochanki. Ironia losu…
Dorotolu – Nie chcę tak pięknego stworzenia krzywdzić, zdradzę tylko, że pierwsze opowiadanie nazywa się „Sól Morza Czerwonego”, a na punkcie Kurlanskego mam niesamowicie obłednego fioła 🙂
Cichalu – Jestem pewien, że Nisia wie o Nim wszystko, a ja tylko tyle, że był szeregowcem w Starych Dzwonach i miał na imię Janusz. Być może słyszałeś, że Janusze to ludzie wybitni, a jeśli nie, to teraz już wiesz 🙂
Jestem bardzo zajęty, za parę dni Jamie Oliver z kolegą dokonają oficjalnego otwarcia Świątyni Mięsa. Próbuje się tam dodzwonić (ktoś musi im doradzać), ale bez skutku, sekretarka uparcie pytała czy chcę zarezerwować, i i na ile osób. Na ile osób i na kiedy ? 🙂
Placku! Rzekleś! Howgh! A Wielki Manitou niech ześle Ci niezmierzone stada bizonów i głębokie rzeki wody życia! Howgh!
Czas kończyć opowieści wakacyjne. Ostatnie dwa dni spędziliśmy w Tokaju degustując, a jakże, miejscowe trunki. Skorzystaliśmy z zasobów piwnicy Rakoczych (obecnie należącej do francuskiego inwestora). Tokaje spożywaliśmy w historycznej piwnicy, w której wg legendy Jan Zapolya, mąż Izabeli Jagiellonki miał być wybrany na króla Węgier.
Sama degustacja wzbudziła w nas mieszane uczucia. Pierwsze trzy wina dojrzewały w stalowych kadziach (przewodniczka podkreśliła z dumą że to francuska metoda) i naszym zdaniem była to porażka. W momencie gdy Furmint kompletnie nie ma zapachu a smakuje jak woda lekko zaprawiona spirytusem i kwaskiem cytrynowym, zaczynam się zastanawiać czy mam do czynienia z wytworem marketingowym udającym wino albo czy mam tak mało wyrobiony smak 😕 . Przecież nie jestem enologiem ? mogę się w końcu mylić.
Na szczęście kolejne trzy tokaje podane do stołu dojrzewały w beczkach. I to był miód na nasze kubki smakowe 😀 . Sama przewodniczka miała w stosunku do nas mieszane uczucia, z jednej strony widać było że się cieszy że ktoś szanuje jej pracę (bo w końcu każde wino zostało nie tylko wypite ale i ?obgadane?) ale z drugiej strony przyznała że nasza para zajęła jej więcej czasu niż kilkudziesięcioosobowa grupa turystów. Do kwatery wróciliśmy lekkim tanecznym krokiem 😉 .
Wybaczcie jakość zdjęć, ale w Tokaju zajmowaliśmy się głównie doznaniami organoleptycznymi, przez co ucierpiały doznania wizualno-artystyczne ;-).
http://picasaweb.google.pl/eryniag
Pomyliłam link:
http://picasaweb.google.com/EryniaG/Tokaj#
Placku, istotnie, znałam Sikora.
A tu masz Morze Sarga-s-s-owe:
http://www.youtube.com/watch?v=0LD-EMtS6mc&feature=related
Ale wiesz co, Placku, Sikor nie był szeregowcem w Dzwonach, tylko ich ojcem założycielem, podporą z Siurawą naszą ukochaną wraz, głównym ortodoksem, autorem wielu świetnych tekstów i pilnowaczem tradycji.
Widziałam go na różnych jutubach starych, poszukam.
Znalazłam Sikora na starym festiwalu w Workum – to ten najwyższy całkiem z prawej strony ekranu, wąsy, broda, biały kołnierzyk, ciemny sweter, jasne spodnie.
http://www.youtube.com/watch?v=9-iIXdbUorI
Taki drobiazg – to to Workum z Januszem.
Nisiu! Sluchałem ze wzruszeniem, ale nie dlatego, że chłopaki są znakomite, tylko zazdrościłem reakcji widowni. Często bywałem po tamtej stronie rampy…i…różnie bywało…
http://www.youtube.com/watch?v=OAz1sU3wVTI&feature=related
A tu Sikor śpiewa solówkę w Bijatyce z własnym tekstem. Taki ci on miał głos.
Cichalu – Nawzajem, a jeśli będziesz miał ochotę na bizona z grilla, Adam Perry Lang i Jamie Oliver upolują, zamarynują i upieką to dumne zwierzę w swej nowej londyńskiej restautacji – Barbecoa. Jamie próbował namówić Amerykanów na rewolucję, ale to uparty naród, odmówili, a genialny Brytyjczyk doszedł do wniosku, że nic to, i postanowił namawiać Wyspiarzy na żeberka, woły, świnie pieczone na wolnym ogniu. Tak oto góra przyszła do Londynu.
Ogromna restauracja, na 270 osób, 120 członków załogi, bezmasztowiec, ale z pięknymi lampami i urządzeniami do pieczenia ze wszystkich kontynentów.
Mam nadzieję, że śmiałkowie odniosą sukces. Jeśli nie, całe imperium legnie w gruzach. 3 miliony funtów i kolejny manifest. Oto parę Myśli które tłumaczę dla Dorotola:
„Szczerze mówiąc, Anglicy nie rozumieją co to jest grillowanie, prawdopodobnie 99% ludności tego nie rozumie. Wiem, że brzmi to protekcjonalnie, ale nic mnie to nie obchodzi. Wierzę, że szybko się nauczą.”
„70 lat temu kobiety zostały zmuszone do gotowania w stalowych pudłach napędzanych gazem i elektrycznością. Ewolucja jest fajna, ale instynktownie czuję, że mieszka w nas duch jaskiniowca który ma w sobie genetyczny kod domagający się mięsa pieczonego na wolnym ogniu, drewna, żarzących się węgli i tak dalej”
Restauracja posiada swój własny sklep rzeźniczy, mięso będzie najwyższej jakości, a ja się martwię o Jamie, jak ten zacofany, ale nie zgorzkniały dziadek. Tęsknię za uśmiechniętym wnukiem, gotującym z uśmiechem na twarzy, a on spięty taki, przytłoczony setkami projektów, a gdzie stres, tam gniew. Policz do dziesięciu Jamie, oddychaj, dosyć restauracji w Dubai, a polityki unikaj jak ognia i elektryczności. Masz piękną żonę, czworo dzieci. Nie krzycz na starszych i młodszych, chudych i otyłych. Peace, Grandson, i trzymaj kciuki za Panią Żabę.
Cichalu, widownie szantowe są takie cały czas. To w nich kocham najbardziej. I z radością myślę o tym, że do Krakowa już tylko cztery miesiące… a wiesz, że my, Stare Dzwonnice, już wisimy na najbliższe Shanties jako wykonawcy? Jeśli nic się nie zmieni będę też współprowadzić koncert kubrykowy na Szantisie. Hura, hura…
Może ktoś chciałby sobie samodzielnie poszancić?
http://www.youtube.com/watch?v=qGyPuey-1Jw
Nisiu – Już obie szancę, a w moim ubogim, leworęcznym słowniku tak czytam:
Szeregowiec – Jenerał, i odwrotnie
Stare Dzwonnice – Młode Dzwonnice
Jestem pijany morskim powietrzem 🙂
Dla mnie ta wersja jest… ach…!
http://www.youtube.com/watch?v=xUAuKf7cofE
Do kolekcji pt. „C’est la vie”:
http://www.youtube.com/watch?v=_HXBJ7acDDU
Placku, to nie przez odwrotność, tylko właśnie przez analogię.
Stare Dzwony – Stare Dzwonnice. Jako pendent.
Nisiu – Rozumiem, Stare Dzwony to Młode Lwy Morskie, pendanty na szyjach Młodych Dzwonnic 🙂
W porównaniu z moimi neuronami, dysleksja to katar.
Czytam i podziwiam, jak mozna się zapętlić. Epatujesz…
Placku! Wiem, że lubisz, ale to wszystko przerabiali chłopcy z okresu Muchy. Byłem w Jego muzeum w Pradze.
Placku! Przyjedź na zjazd proponowany przez Alicję. Pogadamy o życiu i innych głupotach…
Placek może z Toronto przyturlać się do nas, to tylko 250km. a od nas razem możemy w te Apallachy, czy na wieś do Cichalów pod Nju Jork jedną karą.
Placek, przemyśl ten wariant, bo jest rozumny i najlepiej się za długo nie zastanawiaj, tylko przyklaśnij. I przybywaj!
Bo potem będzie żal, że mogło się, a nie skorzystało się…
Ja tam biorę wszystko, co mi w ręce wpadnie 😉 I dobrze na tym wychodzę, zważywszy moją nową, dopiero co odkrytą duszę żeglarza, dzięki Cichalowi, który zaprosił na Rejs, a potem całe lato upłynęło pod żaglami, aż do zamknięcia sezonu z Kpt.Markiem w Kingston.
Żivot je cudo!
Cichalu – Drogi Profesorze Kleksie, „Epater la bourgeoisie” był okrzykiem przedmuchowych chłopców, rezultatem nadużywania absyntu i opium, a dla mnie już nie ma ratunku, nie będę już dorosły i mądry 🙂
Na odległość można Muchę z Munchem pomylić, a chłopców i tak nikt nie słuchał, dlatego i teraz przerabiamy to samo.
Sikorski jest nieśmiertelnym Mistrzem, Nisia jest młoda ? Zapętlenie ?:)
Bardzo Wam dziękuję. Spokojnych snów.
dzień dobry .. 🙂
za Żabę trzymamy … 🙂
Placku snów kolorowych .. 🙂
ewo dzięki Twoim zdjęciom przypomniałam sobie piwniczkę winną, którą odwiedziłam z Panem Lulkiem w tamtym roku mniej więcej o tej porze .. i te miasteczka małe węgierskie .. i Pana Lulka w wyśmienitej formie … aż się nie chce wierzyć, że tylko rok minął ..