Warto jechać do Radomia…
… ale do Łodzi też. I do Lublina oraz paru innych miast w naszym kraju. Zwłaszcza jeśli ktoś jest miłośnikiem herbaty.
Herbata na plantacji cejlońskiej
Właśnie wróciłem (piszę w nocy) z wielkiej herbacianej gali. A właściwie z gali podniebnej. Miała ona bowiem miejsce w restauracji Moonsfera mieszczącej się na ostatnim piętrze stołecznego Centrum Olimpijskiego. Tam bowiem odbywała ta impreza, która od paru lat organizowana jest przez Tomasza Witomskiego w Warszawie: Dni Herbaty!
Podczas gali wręczano nagrody. Ale zanim to nastąpiło, 10 finalistów ( w tym jedna dziewczyna o bardzo męskim charakterze) prezentowało swoje sommelierskie i barmańskie umiejętności przed międzynarodowym jury (z udziałem Dilhana Fernando – kipera i współwłaściciela firmy Dilmah), któremu miałem zaszczyt przewodniczyć. Przez cztery godziny, my czyli jurorzy, dręczyliśmy młodych kandydatów na mistrzów parzenia herbaty i przyrządzania drinków podchwytliwymi pytaniami a oni w rewanżu podawali nam wspaniale zaparzone herbaty cejlońskie, indyjskie i chińskie. A do tego dobierali drobne przekąski, które harmonizowały ze smakiem naparu lub wprost przeciwnie – swym kontrastowo innym smakiem podkreślały zasadnicze walory herbaty. Była to uczta dla podniebienia ale i dla duszy.
Wśród 10 wybranych w konkursach regionalnych organizowanych w całej Polsce najlepszymi z najlepszych ogłoszeni zostali: Kamil Kowalik z Hotelu Europejskiego w Radomiu (1 miejsce a w nagrodę podróż i praktyka na Sri Lance), Małgorzata Szczurowska (2 miejsce) i Arkadiusz Świątczak (3 miejsce). Przed nimi – jestem tego pewien – duża kariera. A dzięki nim wielu naszych rodaków pozna prawdziwy smak herbaty.
Podczas gali wręczenia nagród wszystkich gości karmili dwaj wybitni kucharze – szef Moonsfery Jarosław Uściński i jego były nauczyciel – szef szefów Kurt Scheller.
Kurt Scheller na cejlońskim warzywniaku
Gości zabawiali także znani dziennikarze: Marek Przybyli i Jerzy Iwaszkiewicz oraz rysownik Henryk Sawka. Dołączyłem do tej ekipy, bo wraz z nimi (oraz nieobecnymi acz usprawiedliwionymi) Tomaszem Tomaszewskim, Włodzimierzem Kalickim i Markiem Kondratem promowaliśmy nowy, przyszłoroczny kalendarz herbaciany Dilmah. Egzemplarz kalendarza trafi oczywiście i w wasze ręce dzięki środowym quizom.
O nowych herbatach będę jeszcze pisał. Teraz zaś muszę choć trochę odpocząć. Czeka mnie bowiem kolejny konkurs kulinarny i jurorowanie. Tym razem będę obserwował zmagania młodzieży kucharskiej, która zapewne już czyha na stanowiska wymienionych tu szefów kuchni.
Komentarze
Właśnie wróciłem (piszę w nocy) z wielkiej herbacianej gali. A właściwie z gali podniebnej
Ha, podniebienne gale podniebne to musi być to! 😀
Życzę sukcesów i radości z jurorowania! 😀
A co do herbaty… Jak wiadomo na świecie żyją teiści i kofeiści. Ja kofeistką jestem, teistką bywam. Dlatego (ostatniego) dobrze być doinformowaną na bieżąco. Przynajmniej… 😎
Tu na razie szaro, lekko mgielnie (i przyziemnie 😉 ). Ale przed południem znów zobaczymy słońce i kolory. Jak codziennie od dwóch tygodni… pięęęęknie jest… … … 😀
„Dopóki Ciebie, Ciebie nam pić
Póty jak w niebie, jak w niebie nam żyć
Herbatko, herbatko, herbatko”
http://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_starszych_panow,herbatka.html
October 14, 2010 – New chapter in my life. My new name is Joseph Conrad.
Jestem nowym człowiekiem. Od teraz moje wpisy będą pełne powagi i głebokich refleksji. Koniec żartów.
Herbata, napój bogów. Radom, perła Mazowsza. Kobieta z charakterem. Sri Lanka. Wchłaniam informacje. Mżawka.
Placku prosze o pomoc, jestem w stolycy i che zamowic ksiazke Z jak Zitalelle, Ty kiedys to znalazles migiem na amazonie, mnie nie wychodzi, popatrz prosze….
Warsiawski dowcip nie zaginal
Wycieczka po Pa?acu Prezydenckim w Warszawie, rok 2020. Wycieczka szkolna uczniów szko?y podstawowej zwiedza stolic?.
– Uwaga, dzieci, dochodzimy do ulicy Lecha Kaczy?skiego, która przez wiele lat by?a nazywana Krakowskim Przedmie?ciem – mówi pani nauczycielka.
– Jak to? Przecie? przed chwil? byli?my na ulicy Lecha Kaczy?skiego!
– Oj, Piotrusiu, znowu nie uwa?a?e?. To nie by?a ulica, tylko aleja, i nie Lecha Kaczy?skiego, tylko Prezydenta Kaczy?skiego.
– Psze pani, a co to za budynek?
– To Sanktuarium Lecha Kaczy?skiego Jedynego Prezydenta IV RP, dawniej by? to Pa?ac Prezydencki. Chcia?abym wam zwróci? uwag? na stoj?ce przy bramie krzy?e. Wiecie sk?d si? wzi??y?
– Kogo? tu ukrzy?owali?
– Nie, Wojtusiu. No jak to? Nie wiecie?
– Nie wiemy, psze pani.
– No przecie? macie w tygodniu po 5 lekcji z historii ?ycia Lecha Kaczy?skiego.
– No tak, ale w podstawówce przerabia si? tylko m?odzie?cze lata Kaczy?skiego, ostatnio mieli?my lekcje o Pierwszej Komunii pana prezydenta.
– Jak to m?odzie?cze lata? A reszta?
– Reszt? ?ywota Lecha Kaczy?skiego przerabia si? dopiero w gimnazjum i liceum, psze pani.
– Aaaa, chyba, ?e tak. No wi?c s?uchajcie, drogie dzieci. Ten wielki krzy? postawiono tu po ?mierci pana prezydenta, aby odda? cze?? jego pami?ci i przezd?ugie lata toczono walki, aby móg? tu pozosta?. Na szcz??cie teraz mo?e tu sta? i nikt go nie zabierze.
– Psze pani, a mo?na sobie przy nim zrobi? zdj?cie?
– Mo?na Martynko, ale uwa?aj, aby go nie dotkn??, bo jest na nim metalowa siatka, która jest pod wysokim napi?ciem. To takie zabezpieczenie, gdyby kto? próbowa? zabra? st?d krzy?.
– A ten mniejszy krzy? to sk?d?
– Ten mniejszy postawiono, aby uczci? pami?? tych, którzy bronili tego du?ego krzy?a.
– Psze pani, a wejdziemy do ?rodka pa?acu?
– Niestety, nie mo?emy, bo w?a?nie jest w nim remont. W?oscy malarze maluj? olbrzymi fresk na suficie.
– Psze pani, a co to jest fresk?
– Takie malowid?o na suficie, widzieli?cie przecie? fresk w Kaplicy Syksty?skiej.
– Ja nie widzia?em.
– Jak to, Wojtusiu? Nie by?e? z nami rok temu na wycieczce ?ladami Wielkiego M??a Stanu – misje zagraniczne Lecha Kaczy?skiego?
– Nie, bo by?em wtedy chory.
– A, psze pani, a co b?dzie na tym fresku namalowane?
– Arcydzie?o, moje drogie dzieci. B?dzie na nim przedstawione jak Bóg przekazuje Lechowi Kaczy?skiemu ber?o i koron?, aby zaprowadzi? porz?dek naZiemi.
– Oj, to szkoda, ?e nie mo?na wej?? do ?rodka i zobaczy?.
– Mówi si? trudno, ale mo?emy obejrze? pa?ac, to znaczy sanktuarium z zewn?trz,te? jest co ogl?da?.
– Ooo, a co to s? za tablice?
– To 14 stacji przedstawiaj?cych m?k? Lecha Kaczy?skiego, jak? przeszed? wczasie swojego ?ycia.
– „Stacja 7 – Lech Kaczy?ski k?óci si? z Donaldem Tuskiem o krzes?o w Brukseli po raz drugi” – fajne!
– A patrzcie tu: „Lech Kaczy?ski przez Niemców kartoflem nazwany”!
– No ju? starczy, musimy i?? dalej – mamy jeszcze tyle do zobaczenie wWarszawie.
– O kurcze! Patrzcie to! Co to za wielkie bry?y, psze pani?
– Oj, Piotrusiu, przecie? wida?, ?e to buty.
– A po co kto? postawi? taki wielki pomnik butom?
– To nie jest pomnik butów, tylko pierwszy element budowanego pomnika Lecha Kaczy?skiego. Na razie zrobili mu tylko buty, ale ca?y czas buduj? reszt? postaci.
– Ale psze pani, ten pomnik b?dzie tak wielki, ?e jego g?owy w ogóle nie b?dziewida? z ziemi!
– No, w Warszawie na pewno nie da si? zobaczy? twarzy pana prezydenta, ale zato z Moskwy jego srogie spojrzenie b?dzie widoczne doskonale…
Dziędobry na rubieży.
Zjadło mi wczoraj cały internet z telefonem włącznie, ale dziecko wracając z roboty w nocy widziało telekomunikacjonistów jak naprawiali. Najwidoczniej udało im się.
Przez dwa dni miałam na głowie własnych kolegów telewizyjnych – chciałam napisać „byłych”, ale to nieprawda, wciąż czuję się telewizyjnie przynależna. Tylko operator młody i nie pracowałam z nim nigdy, ale jakiś taki, jakbym go znała od urodzenia. W sumie była niezła zabawa, główną bohaterką filmu została moja Szanta, bo operator psolub. Upiekłam dla nich muffinki z orzechami i żurawinami. Jest taki genialny w swej prostocie przepis Kręglickiej, który zawsze stosuję i one zawsze wychodzą. Żurawiny z orzechami włoskimi pięknie się komponują.
A teraz zaraz się pozbieram i pojadę do mojego rodzinnego Krobielewka, gdzie mam zamówione półtora kilo suszonych prawdziwków z Puszczy Noteckiej. Kilo dla mnie, pół dla mojej francuskiej Ani. Może gąski będą mieli?…
@dorotol:
umrze? ze ?miechu.
🙂
Tak się czasami Nisiu zastanawiam … Gdyby przyjąć terminologię wojskową Wikipedii jaka podaje: „rubież – pas przygranicznej ziemi … najbardziej wysunięta do przodu rubież to front”, wyszłoby na to, żem gdzieś na tym skrawku ziemi – względem Was w Polszcze.
Zatem WITAJ z mojej rubieży. Strategicznych zamysłów jako i taktycznych pomysłów nie miewam.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidno, moja rubież jest na cześć młodej lekarki…
http://www.youtube.com/watch?v=g2lzM2vfbw0&feature=related
Ona początkowo mówiła właśnie „będąc młodą lekarką na rubieży”…
http://www.youtube.com/watch?v=h6RxlI-AXOU&feature=related
To lubię szczególnie.
Wygląda na to,że nie na żadnej wysunietej rubieży,ale w samej
stolycy będziemy mni zjazdować z Dorotolem 🙂
I bardzo prawdopodobne,że na tę okoliczność przydałby nam się
ów genialny w swej prostocie przepis na mufinki.
Nisiu- zapodaj proszę !
Kilo suszonych prawdziwków to nie w kij dmuchał !
Nisiu, czy to ten przepis?
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53667,881849.html
Muszę jeszcze troche do wczoraj. Placku, ani przez moment nie podejrzewałem, że pijesz do kogoś. A do czegoś to przecież nie grzech.
Ja też się ciesze, że Ewa wygrała. Sam nie miałem szans choćby z tego powodu, że wysłałem odpowiedzi o wiele za późno. Poza tym podpisałem, że zgadzam się z regulaminem, że prawidłowe odpowiedzi ustala Gospodarz i nie muszą one mieć związku z rzeczywistością. To przecież czyni zabawę ciekawszą. A, że lubię pomarudzić, to całkiem inna sprawa.
Ubawiła mnie bajeczka futurologiczna. Mam nadzieję, że się nie spełni, ale ktow wie.
Dorotolu,
Nie zgadza się jeden szczegół – w 2020 w Lechogrodzie… 😉 . Poza tym – cudo 😆
Stanisławie – 🙂
Nisiu,
Kilka dni temu znalazłem to, aż mi się w oku jakby mokro zrobiło.
http://tygodnik.onet.pl/0,53691,list,komentarz.html
Znów dzien nowy pierzynowy. Jesli ktos dysponuje czasem i samochodem o objetosci skrzyni ponad dwa metry szescienne proszony jest o zawitanie w progi i zabranie pierzyn i innej poscieli pochodzacych od Pyry. Znajomi i przyjaciele rozbieraja dobra które nie beda mi juz potrzebne a nie chcialbym na przyklad aby w lózku Jolki tarzala sie austriacka prostytutka z talibanem a Ojciec Marceli jedna nawracal na droge cnoty a drugiego na wiare chrzescijanska.
Kod byl odpowiedni czyli bb3b.
Templariusz.
Pan Lulek
Więcej tlenu ! … zawołał kardiolog do chirurga.
Pan Lulek zamiast wymyślać co tu jeszcze można rozdać powinien przestać się migać i poddać się stosownej operacji. Bo jak nie, to ciemność widzę…
Dzień dobry Szampaństwu.
Ekipa do spraw zieleni miejskiej ścina drzewa od świtu. To uschnięte świerki,
dawno je trzeba było usunąć. Poza tym mży i jest jesiennie, ale świt był przepiękny:
http://alicja.homelinux.com/news/img_4893.jpg
Niestety, budowa naprzeciwko odebrała mi dojście do jeziora 👿
Jeszcze słowo o Krakowie i jakości powietrza.
W roku 1988 odwiedziłam Kraków po 7 latach zamieszkiwania w Kanadzie. Mieszkałam pod Krakowem przy Zakopiance, pojechaliśmy do Grodu Kraka. Byliśmy tam cały dzień, wróciliśmy wieczorem.
Pamiętam to bardzo wyraźnie – moja jasna bluzka miała czarniawą otoczkę przy szyi, w nosie kopalnia sadzy, uczucie, jakbym przesiedziała w zadymionym pokoju cały dzień.
W ’88 roku dymiła jeszcze Skawina, nie licząc całego zadymionego Górnego Śląska, który jest rzut beretem od Krakowa, a że wiatry są zwykle zachodnie, co na Kraków wiało, to wiało.
Byłam potem w roku 1992 – Skawina już była zamknięta, a na Górnym Śląsku zamknięto kilka kominów. Różnica OGROMNA!
Ja wiem, że jestem rozpuszczona przez czyste kanadyjskie powietrze, dlatego tę różnicę zauważyłam bardzo wyraźnie. W roku 1980, jak pisze Basia, było tragicznie, może i gorzej, niż w 1988. Może Basia miała na myśli rok 1990, nie 1980?
Idę zaparzyć kolejny czajniczek yunnana 🙂
Ewo,
gratuluję wczorajszej wygranej 😆
Cichalu,
to wspaniale, że byłeś jednym z współtwórców Festiwalu. Mam nadzieje, że będziesz mógł być na koncercie galowym, czego Ci z całego serca życzę 😆
a cappello,
patrząc na moich studentów, mam mieszane odczucia jeżeli chodzi o tak zwane rozgarnięcie współczesnej młodzieży. Są niewątpliwie „oblatani”, czyli w wielu sprawach się otientują. Niestety jest to w większości orientacja dość powierzchowna. Przeraża mnie, na przykład, ich brak szerszej wiedzy ogólnej. Kiepskie radzenie sobie z tekstem. Ich zdolność do samodzielnego myślenia też pozostawia dużo do życzenia.
Uważam, że zrobiono im dużą krzywdę, dopuszczając do tak poważnych zaniedbań. Będzie jeszcze gorzej, ponieważ system boloński obniża poziom studiów.
Rozmawiałam telefonicznie z Pyrą, która mi doniosła uprzejmie, że Żaba niebawem zamrozi większą ilość bażantów na … kolejny Zjazd Łasuchów 🙄 niezłe Towarzystwo 🙄
Nasze UTW wystartowało we wspaniałym stylu. Inauguracja wypadła znakomicie. Chór został nagrodzony owacją na stojaco. Książki Nisi znikły jak ciepłe bułeczki.
Możemy być dumni z frekwencji. Dzień wcześniej, jak mi mówiła Nisia, na spotkaniu z nią w Poznaniu w Empiku było …. 5, słownie: pięć osób 😯
U nas było około 110 – 120 osób.
Byłam trochę zła na moje koleżanki, że niektóre z zaproszeń zostały wysłane w terminie krótszym niż dwa tygodnie, ale w tej sytuacji, to już nie będę ich ochrzaniać, tylko przypomnę na przyszłość o pilnowaniu terminów. Przed inauguracją we wszystkich ważnych punktach gminy rozwieszone były plakaty, rozłożone ulotki, zamieszczone notatki w lokalnej prasie, na stronach internetowych, wysłane imienne zaproszenia. Każdy miał na krześle przygotowane dwie czterostronicowe ulotki. Jedna kolorowa między innymi z tekstem naszego hymnu i z tekstem Gaudeamus, żeby wszyscy mogli śpiewać. Druga czarno – biała z dokładnymi informacjami na temat poszczególnych sekcji: tematyka, czas, miejsce, odpłatność oraz z bieżącymi komunikatami.
Zupełnie nie rozumiem, co w tak bogatej instytucji jak Empik robią ludzie od promocji? 😯
Po inauguracji spotkaliśmy się z grupą sąsiadów i współorganizatorów na przemiłej kolacji. Dla mnie dzień inauguracji był bardzo stresujący, ponieważ dzień wcześniej zaczęła mnie „brać” infekcja żołądkowa. Leczyli mnie „wszyscy”, byle tylko postawić mnie na nogi. I udało się. 😆
We wtorek odbył się pierwszy wykład: Czy przemijanie musi boleć?
słuchacze byli bardzo zadowolenie. Wczoraj miał miejsce wyjazd integracyjny na grzyby. Ja nie mogłam pojechać, ale ci którzy pojechali byli zachwyceni. Grzybów zbyt dużo nie znaleźli, ale było ognisko na terenie leśniczówki, pieczenie kiełbasek, śpiewy przy gitarze. Od poniedziałku trwają już zajęcia w sekcjach.
W domu pracy pełne ręce. Wczoraj montowali nam w bibliotece szafy typu komandor. Sprzątania i układania co niemiara.
Kulinarnie też jestem bardzo zajęta. Przygotowuję sie do imieninowej trzydniówki. Na ciepło robię nie dużo. Serwuję przede wszystkim stół sałatkowy. Słynne ciasto z kremem orzechowym i budyniowym.
Na szczęście Sokrates dochodzi już do siebie. Jeszcze bierze leki, ale je i jest ożywiony.
I to by było na tyle. Nie wiem kiedy będę miała czas znowu coś napisać.
Alicjo, Jotko (bardzo szybko, w biegu wręcz 😉 😀 )
Zamknięcie huty aluminium w Skawinie 1981 (jedno ze sztandarowych osiągnieć tut. Solidarności).
Nie pisałam, czy czysto w krk, czy nie (bo nie to chodziło w opinii do której się odniosłam), tylko że dramatyczna poprawa jakości powietrza i powolne eliminowanie smogu miały-mają mce od 1980, gdy było najgorzej.
Jotko, jako nauczyciele (a jeszcze daj PB, ‚ci z bystrzejszych’ 😉 ) zawsze ‚ich’ będziemy widzieć jako niedojrzałych, niedogłębnych. Trzeba terapeutycznie wyjąć raz za czas archiwalne własne wiersze, pamiętniki, prace roczne, listy ‚do’ skopiować — byśmy sobie mogli uzmysłowić jacy sami wówczas byliśmy… jak niby ‚samodzielni i krytyczni’ 😀 (nie pamięta wół…) – a przecież studia stały się od ‚tamtych czasów’ tak egalitarne!…
Pisząc ‚rozgarnięci’ mam na myśli umiejętność gospodarowania czasem, łączenia kierunków, realistycznego stąpania po ziemi, łączenia studiów z pracą na chleb, odkładania i inwestowania pieniędzy, budowy podwalin pod dobrobyt własny i przyszłej rodziny, ogólnej samodyscypliny (świadomość potrzeby uczenia się tego, posiadania ‚metodologii życia’), dbania o zdrowie i dyscypliny sportowo-czynnej, korzystania z informacji, budowy ‚networków’, cv…
Niechęć do przesadnej erudycji? Owszem, jest problem! Ale w pułapki myślenia, że skoro wszystko jest w sieci, to mniej albo zgoła nic nie musi* być w główce – wpadają też dojrzali a nawet całkiem leciwi 😉
Mam szczęście do doborowych, zmotywowanych młodych… np. podyplomowców wszelkiej maści… – to ułatwia sprawę, podkręca optymizm.
___
*musi i to sporo – nie wiesz – to nie pokojarzysz odległych faktów i zjawisk, nie wpadniesz, na co wpaść powinieneś (pomysł na tekst, rozwiązanie problemu inżynieryjnego, programu, terapii)… – w internecie możesz-musisz sprawdzić, czy dobrze pamiętasz to i owo… i ci to zabierze mniej czasu, niż gdybyś grzebał w papierowych kompendiach 😉
Okazuje się, że nie wszyscy wygrzewają się pod kordełkami i kocykami, ale są i tacy, którzy ostro pracują. Tak jak np.Jotka. Podziwiam za pracowitość i optymizm. UTW chyba wszędzie cieszą się ogromnym powodzeniem. W mniejszych miejscowościach granica wieku jest mocno obniżona i także mniej starsi mogą uczestniczyć w zajęciach. Jedno co mi się zupełnie nie podoba i w czym nie chciałabym uczestniczyć, to jakieś dość infantylne/ moim zdaniem/ zabawy przebierańców. Czasami telewizja pokazuje UTW właśnie od takiej strony, pomijając całkowicie istotę tej instytucji. Myślę zresztą, że te przebieranki z kotylionami to raczej wyjątki i że ludzie chcą dowiedzieć się jeszcze czegoś w życiu. Ale telewizja woli pokazywać rozdokazywanych straszych ludzi bawiących się jak przedszkolaki. Z drugiej strony, jeśli ludzie chcą się bawić w taki sposób, to ich prawo. Póki co mogę się powymądrzać, bo jeszcze nie mogę się zapisać na UTW.
Jak to dobrze ugotować cały garnek zupy gulaszowej. Starczyło i dla gości i dla nas na dzisiejszy obiad, a mąż stwierdził, że resztę zje z chęcią jutro. I tym sposobem nie muszę chwilowo gotować.
A trzydniówka imieninowa, nawet z przewagą sałatek, to spore wyzwanie kulinarne. Na pewno trochę trzeba się napracować. Ale mąż solenizantki na pewno pomoże, bo wiemy, że umie gotować.
Miła wiadomość o bażantach. Tego jeszcze nie jedliśmy w Żabich Błotach.
Małgosiu, Danuśko, tak, to ten przepis. Sprawdziłam wiele razy, niezawodny.
Wróciłam z Puszczy Noteckiej!
Faktycznie kilo suszonych prawdziwków to potęga. A dwa kilo to dopiero…
Na widok grzybów dostaję czegoś w rodzaju gorączki złota. A jak mi się takie Eldorado otwiera, to kompletnie tracę rozum. No więc nabyłam te prawdziwki. Połaziłam też po lesie pół godzinki, zebrałam kilka podgrzybków i jedną dorodną sarnę. A potem stanęłam na znanym mi osobiście przejeździe kolejowym i od tubylców, za ostatnie pieniądze, nabyłam ostatnie prawdziwki i piękne zielonki. Uduszę i zamrożę.
A część zaraz zjem, bo właśnie dzwonił bratanek, że wpadnie do cioci. Muszę nakarmić dziecko (starawe dość) i siebie. Będą grzyby w śmietanie z ziemniaczkami…
Oczywiście potem doczytam…
Do Koleżanek Warszawianek wystosowałam pocztę dotyczącą
mini zjazdu pod hasłem „Dorotol w stolycy” .Spotkanie przewidziane
w niedzielę o 17.00 w wiadomym miejscu.
Jotko-gratuluję udanej inauguracji i życzę dalszych sukcesów !
Dorotolu – To nieamazońska książka, wydana w 1967 roku. Można ją też wypożyczyć w bibliotece, np na Żoliborzu, ale Ty pewnie już ją nabyłaś, przeczytałaś i strawiłaś 🙂
Stanisławie – Czas na bolesną prawdę – kobiety są szybsze i bardziej inteligentne od nas 🙂
Danuśko, ja też dałem miesiąc temu hasło „Cichal w Krakowie” i dostałem jedno zaproszenie, które się jakoś rozmyło w czasie i przestrzeni. No, jeszcze Koncert Galowy Festiwalu i godzina bankietu bez alkoholu. Prikaz wracza! Będzie to mój pierwszy raz w taki sposób (opowiem Kryszakowi) A potem nach Berlin i do domu, nie, nieprawda, do USA.
ONI mi tu robią straszne rzeczy, ryją pode mną i kopią 😯
Mało tego, poprzycinali niektóre drzewa, a uschnięta topola, jedyna w okolicy, pójdzie pod piłę za chwilę 🙁
No dobra… uschnięta, ale żal, ale była dla mnie symbolem wsi Topola, gdzie chodziłam do szkoły, dziecięciem będąc. Klon wycięli taki śliczny, na szczęście zostawili młodziaka przy nim, ten im nie wadzi, a szybko podrośnie.
Ryją i dołki kopią, bo będą wymieniać rury wodociagowe, coś tam wydziwiać z linią elektryczną przy okazji i takie tam. Tydzień zapowiada się rozrywkowy, że hej, bo dzisiaj i jutro prace przygotowawcze, od poniedziałku wkraczają fachury od rur i co tam jeszcze. Wesoło 🙂
Basiu,
huta w Skawinie owszem, ale tam jakieś elektrownie czy coś, jakieś kominy dymiły. Na szczęście tamte czasy minęły – i można odetchnąć pełną pierwsią 🙂
Alicjo – Rycie to pół biedy, ale jeśli oni kopce zaczną usypywać, to ani chybi Krzyżacy i nielegalna rubież.
Łoooo… Placku, kopiec już jest 😯
Ale nie powiem, zanim co, to przyszedł taki jeden galantny gość (rycierz?) w pomarańczowej kamizelce z żółtym krzyżem (masz rację, Krzyżacy!) i objaśnił, że oni tam na miejskim robią, ale topola moja. Zawadza, a poza tym sucha taka, to co mi zależy…nic mi nie zależało, lepiej niech oni darmo zetną, niż ja ekipę zwoływała kiedyś tam, żeby się tym zajęła, to są koszta rzędu bilet lotniczy do Polski i z powrotem mniej więcej.
Świerki też moje, ale ze względu na linię elektryczną trza było parę gałęzi przyciąć. Mają prawo przyciąć bez pytania, ale kiedyś właściciel drzewa i posiadłości graniczącej z „miejskim” psami ich poszczuł, więc teraz pytają grzecznie i objaśniają.
Oczywiście wszystko po zakończeniu prac będzie posprzatane, mam się kopcem, koparami oraz inną maszynerią niemartwić, a potem mogę sobie topolę nawet zasadzić, nowiutką. Gałęzi się nie przyklei, ale one i tak zawadzają elektryce, kablowi i telefonii.
Udaję się na rubież kuchenną 🙄
Ciąg dalszy wakacyjnych opowieści.
Alba Iulia, niegdysiejsza stolica Siedmiogrodu, to nietypowe miasto: w ogóle nie posiada starówki, za to ma twierdzę wzniesioną wg kanonów fortyfikacji Vaubana. I na tę twierdzę mieliśmy chrapkę, tym bardziej że mury zachowały się w bardzo dobrym stanie. Z przewodnika wynikało że twierdza góruje nad miastem, więc (przynajmniej teoretycznie) powinna być widoczna z daleka. Od samego wjazdu rozglądaliśmy się dokładnie szukając jakichś murów miejskich. Przejechaliśmy miasto po raz pierwszy, drugi, trzeci i… nic 😯 ! Najwyraźniej teoria się na nas wypięła i nie chciała przejść w praktykę 😕 . Wstukaliśmy w GPS nazwę ulicy która wg przewodnika powinna się znajdować tuż przy murach. Podjechaliśmy, rozglądamy się i… nic 😯 ! Wysiedliśmy z samochodu, pytamy się przechodnia a ten palcem pokazał nam drogę do bramy. Brama znajdowała się jakieś 50 m od nas ale droga zakręcała… Same mury były dokładnie zasłonięte wałami ziemnymi a te zupełnie współczesnymi blokami. Kontrast estetyczny trochę szokował. Weszliśmy do twierdzy tuż przed zachodem słońca. Po przekroczeniu bramy mieliśmy wrażenie że cofnęliśmy się w czasie. Dawniej stacjonowały tam wojska habsburskie. Żołnierze nadal są tam obecni, chociaż w dużo mniejszym zakresie i pełnią funkcje reprezentacyjne ? jako wartownicy w historycznych strojach.
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/RumuniaAlbaIulia#
Alicjo – W zeszłym roku podobnie pomarańczowo-alternatywny pan także mnie zapewniał, że wszystko będzie posprzątane. Dotrzymał słowa – wszystko to także kable telefoniczne i telewizyjne, pewnie były suche.
Ewo – Michał Waleczny zaciukał Andrzeja Batorego, a na tym cokole udaje niewiniątko. Szokujące 🙂
Już dawno mnie tu nie było, ale objecuję poprawę.
Szykuje się minizjazd w Warszawie: Powodzenia!
Ja zajęty jestem różnymi drobnostkami i jakoś rozmieniam się na drobne, nic się jakoś nie składa, ale co tam. Nie to co u Jotki, u Cichala. Zdrowia więcej życzę! Też Pyrze, której tu dotkliwie brak.
W niedzielę wybieram się na targi,, jak co roku o tej porze. Tu pare fotek z zeszłego roku. Chodzi po prostu o podkręcenie konsumpcji http://picasaweb.google.de/pegorek/Infa2009?authkey=Gv1sRgCJKGxIvIyIbbzQE#5527976430878377122. sprawozdam trochę bardziej skoordynowanie.
Tyle na razie.
Placku – Rumuni są mu za to wdzięczni to go wdzięcznie przedstawiają 😉
Objecywałem owszem poprawę, że będę się zgłaszał, więc zgłaszam się.
Ale tu głucho. Nie wiem, czy to długo jeszcze pójdzie na tym blogu.
Witam, tutaj tez ryja tu i owdzie w zwiazku z tym korki ale ale ale jest fajnie, ladne dziewczyny, tanie papierosy, znajomych mozna obejsc na piechote, metro czyste i nowoczesne, nikt w tym metrze nie krzyczy albo mowi do siebie i nie wymaga od ludzi kanapek, trawaje jak zabawki, festiwal filmowy i sklepy z kolorowymi ubiorami, kawiarenki przytulne.
Placku, dzieki, juz skomunikowalam sie z ksiazka via siec.
Krzyżacy weszli na moją rubież z ciężkiem sprzętem 😯
Rozłożyli rułęzanim co, zaprotestowałam, że tu Jerzor do sklepu za rogiem w celu uzupełnienia, to czy się mogą ewentualnie wstrzymać?
A jasne, niech wyjeżdża, za 15 minut jak wróci, będzie mógł wjechać. Faktycznie, akcja trwała niedługo (uwieczniłam to i owo), przytupali koparą, grabkami wyrównali, a Jerzor i tak zaparkował u Franka naprzeciwko, przytomnie zresztą.
Teraz wypijemy za zdrowie wszystkich 🙂
Dorotol,
Ty się za dziewczynami oglądasz? 😯
Pierwsze słyszę 😉
*rozłożyli rułę zanim… miało być
Cała akcja trwała mniej więcej 15 minut – Jerzor wyjechał z garażu Za Róg, za nim wrócił, ruła była położona powierzchownie (zakopywanka po niedzieli) i tymczasowy wjazd zrobiony.
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Akcja#
…o, do garażu teraz, bo musiał sprawdzić organoleptycznie 🙄 , czy samochód się nie uświni (najpierw zaparkował u Franka).
A ze sprzątania sprawozdam… mam nadzieję, że będzie równie sprawne, jak przygotowania frontu robót!
Luuuuuuudzie, jakie to było dobre…
Trzy wielgachne prawdziwki, trochę kurek, kilka podgrzybków, parę gąsek zielonych. Usmażone na smalcu z cebulką i podlane śmietaną kwaśną. Z przypraw tylko sól i pieprz.
Z bratankiem mem poprawiliśmy to kilkoma serkami (wracał z zakupów) na bagietce wiejskiej z kapką masła… herbatka zimowa z sokiem malinowym.
Proste, wiejskie żarcie – jak powiedział kiedyś zaprzyjaźniony krytyk sztuki.
Podjęłam więc decyzję: te wszystkie świeże grzyby, które na mnie czekają, pomieszam i dopiero podduszę do zamrożenia. Takie mięszaneczki lepsze nawet od solowych borowików.
Moje wiekopomne odkrycie: żaden piasek nie jest taki smaczny jak ten, co się zaparł między blaszkami zielonek!
Zapiera się tenciż w blaszkach kani, ale nie takie my ze szwagrem…poza tym kury (te prawdziwe, podwórkowe, na luzie) piaskiem nie gardzą, im nie szkodzi (a nawet pomaga przy trawieniu!), to tym bardziej nam!
Niejedno ziarnko piasku się wtrząchnęło, najważniejsza okładka ziarenek 😉
Nisia,
widzę, że na grzyby jesteś Szanta jak ja 🙄
Byliśmy na Dolnym Śląsku u mojej Bratowej, ona jak co roku – z torebką suszonych dla mnie, a Jerzor – a grzybów już mamy!
Myślałam, że mu głowę ukręcę, ale Mańka i tak wiedziała, że na takich nie należy zważać. Wszystkich grzybowo wykorzystuję i…nie mam najmniejszych wyrzutek na sumieniu, bo jestem krótko, nie ma czasu, nie ma kiedy! Ale mam kanie teraz na własnym tym tam 😎
To znaczy… zeżarliśmy już 🙄
Pustynny piasek w kozim udzcu badz pieczonych golebiach tez jest smaczny.
…trochę w zębach może zazgrzytać, ale to drobnostka 🙂
Alicja! Przyjedź, a dostaniesz: pierogi z grzybami, francuskie babeczki z grzybami, kulebiak grzybowy, grzybki duszone, zupę grzybową, kapustę z grzybami, suszone-smażone, sos grzybowy, bigos i DUŻY GORĄCY GRZYB!!!
Byłabym zapomniała: uorrrra, uorrrra!
Nisia… Ty mnie nie namawiaj, za daleko na ten teraz!
A już się szlajałam w tym roku po, że ho-ho! Ponoć konstytucja tego nie przewiduje 🙄
Łowszem Nisia, Tyżeś też się szlajała….
Lecę poczytać (wyrko) i może pospać potem, jak się da. Pada, to może się da.
Macham do Placka 🙂
Zaraz mnie nagła krew zaleje.
Swoje pensum na dzisiaj odrobiłam z górką i nie wiem co mam teraz robić – iść spać, czy czekać na gości? Z Warszawy dzisiaj wieczorem miał wyjechać Paweł od Oli z niewiadomą ilością pasażerów. Na logikę więcej niz pięcioro do samochodu się nie zmiesci (bez aluzji, bo smutne). Jeszcze rano nie wiedział kto z nim właściwie jedzie, oprócz Marysi z Piaseczna. Na wszelki wypadek Sylwia pościeliła łóżka na strychu i od wczoraj grzejemy tam na trzy grzejniki. Pod kołderki są włożone butelki z ciepłą woda. A gości nie widac i nie słychać – jak długo można jechac z Warszawy?
Przygotowania do Zjazdu to przy Hubertusie mały pikuś, bo tu jeszcze dochodzą konie. Przygotowujemy 16 sprawnych koni z rzędem i z tym jest najwięcej kłopotu, bo nie tylko trzeba dobrac konie do jeźdźców (i odwrotnie), ale tez siodła – do konia to oczywiste, ale też trzeba uwzględnić jeźdźca. Na codzień używa się do jazdy kilka najbardziej „chodliwych” koni i, właściwie z niewielkimi zmianami, przypisane do nich siodła. Teraz okazało się, ze brakuje kilku par puślisk i strzemion. Niektórzy przyjadą ze swoimi siodłami, albo przywioza puśliska i strzemiona, co właściwie pokryje braki, ale na wszelki wypadek jeszcze w sierpniu, trochę w ramach planowej odnowy sprzętu, zamówiłam u rymarza nowe. Właśnie dzisiaj pojechałam je odebrać i przy okazji kupiłam jeszcze dwie pary nieco przechodzonych, ale jeszcze zdatnych.
Poza kilkugodzinnym wyjazdem (zakupy też były), zrobiłam dzisiaj gar zurku (dobry jest, nie chwaląc się), upieklam na dwóch blachach ciasto na tort (przerywając suszenie naci selera w piekarniku – teraz suszy się dalej) i michę galaretki z owocami. Trochę się rozpedziłam z ilością owoców i juz ostania planowana warstwa, wiśniowa z mrożonymi wisniami, nie zmieściła się. Staneło na sześciu. Miska jest z bezbarwnego szkla, więc ładnie to wygląda, od zielonego przez żółty, pomarańczowy do czerwonego, nie będę wyrzucać na talerz, bo nawet nie mam takiego dużego.
Poza planem zrobiłam twarożek z ziołami i piorę. Piorę, suszę, znowu piorę.
A gości nie widać.
Jutro powinniśmy przeprowadzic konie, zeby w sobotę już wszystko było na miejscu, chyba trzeba będzie na trzy raty. Hi, hi, ja nie jadę, robię za rzut kolowy!
Zaziebienie mi trochę przechodzi, ale nie będę chwalić dnia z rana…
Dobranoc, idę na dół poczekać
Ech poszlajalbym sie, poszlajal. Tylko zapomnialem jsk to sie robi.
Pan Lulek
Przyjechali. Sztuk trzy. Paweł od Oli, co naturalne, Marysia z Piaseczna i Paweł kolega mojego syna. On nie jeździ, ale tu bywa, głównie ze względu na kuchnie (nie pochlebiam sobie, jak ktoś się żywi w McDonaldzie to zje wszystko). Poza tym robi zdjęcia, a w ogóle jest przemądrzały, ale mu to wybaczam jak wyjeżdża 🙂
A, zapomniałabym. Jest przepiękne niebo, gwiazda na gwieździe, świtem będzie przymrozek, bo już jest ledwo 3*C. Prognozy na sobotę w zależności od widzimisie prognozujacego: od pelnego słońca po przelotne opady. Jeden zapowiada flautę a drugi rześki wiaterek, trzeci snieg…
Mam nadzieję, że określenie „bardzo męski charakter” miało w zamyśle autora pozytywne znaczenie… 🙂 Trzeba bowiem ( a wiem to z własnego doświadczenia) mieć sporo męskich cech charakteru, by odnaleźć się w zdominowanym przez mężczyzn gastronomicznym świecie. Trzeba jednocześnie kobiecej subtelności, cierpliwości i wrażliwości, by zrozumieć, „o co chodzi” w herbacie. Wszak „herbata jest jak kobieta, potrzebuje delikatności i zrozumienia ? dlatego zbieraczkami są tylko kobiety”.