A mnie jest szkoda lata
Jak co roku, gęsi ogłosiły nam koniec lata. Wieczorem z soboty na niedzielę (w ub. tygodniu) żegnały się z nami gęgając smutno podczas przelotu nad naszą wiejska chałupą.
W niedzielę rozpoczęliśmy więc demontaż różnych letnich urządzeń. Jak koniec, to koniec. Rozebraliśmy więc letnią werandę, pod którą jadaliśmy kolacje w upalne wieczory i noce zostawiając tylko szkielet, by za parę miesięcy łatwiej było ją znowu postawić. Rozebraliśmy także basen przenosząc całe urządzenie na strych. Zwieźliśmy z rzeki łódkę o pięknym, wziętym z mitologii greckiej imieniu „Charon”. Właścicielem łódki i jej kapitanem jest Kuba. Ale czasem i ja mogę dostąpić zaszczytu pływania z nim i łowienia w rozlewiskach Narwi.
Nastrój przygnębienia nie trwał zbyt długo. Rozproszyła go przepiękna pogoda. Słońce świeciło bowiem jak w środku lata. W drodze z nad rzeki spotkaliśmy spore stadko bażantów, w chwilę później pojawiły się kuropatwy, a na sam koniec wielki łoś. Takie widoki chyba każdego dobrze nastrajają. Zwłaszcza, że i ptaki, i zwierzęta pozwalają podejść na tyle blisko, że można je dokładnie obejrzeć.
Dodatkową jesienna przyjemnością było spotkanie z kilkunastoma egzemplarzami sporych kani, które odkryliśmy w naszym ogrodzie pod buczyną. Połowę tych pysznych grzybów usmażyliśmy na miejscu a drugą część zawieźliśmy do Warszawy, by i reszta rodziny mogła uraczyć się tym smakołykiem.
Dzięki temu możemy stwierdzić, że był to weekend smutnawy ale z wesołymi akcentami.
Rudy też się rozmarzył jesiennie
Komentarze
Tych wypraw w rozlewiska coraz bardziej zazdroszczę.
Grzyby niesamowite…
A perspektywa zimy byłaby faktycznie smutnawa, gdyby nie wesołe akcenty narciarskie…
Póki co przed nami kolejny pogodny dzień.
Zimny – to dobrze, lepiej ‚wejść w to’ stopniowo!
😀
Dzien dobry,
Tak, koniec lata nastraja smetnie. Kanie Gospodarza wygladaja wspaniale, zazdroszcze!
Tutaj wciaz jeszcze temperatury prawie ze letnie. Wczoraj jedlismy grilowane kielbaski swiadomi, ze to pewnie ostatnie tego roku.
Dorotol (wcoraj 18:24), nie znam tego ciasta a pomyslalas o mnie widzac podpis pod zdjeciami, czy tak? Nie, to nie ja 🙂
Danusko, chyba mnie przeceniasz z tymi kulinarnymi umiejetnosciami, mam tylko nadzieje, ze sie nie zawiedziesz 🙂
Slawek 22:22 🙂
Dzień dobry.
Teraz zaczynam dzień od czytania naszego blogu z dnia poprzedniego – od punktu, w którym zostałam wyrzucona z maszyny, do końca. Z tego zresztą wynika smutny wniosek, że pożegnam się z blogiem dzisiejszego popołudnia, aż do poniedziałku.
Odleciały gęsi,żurawie i większość łabędzi, ale jakieś ptaki jeszcze wielkimi kluczami przelatują nad nami wieczorami. Być może, nasze odleciały, a na ich miejsce przylatują północni mieszkańcy rozlewisk. Sąsiad natknął się na ogromne stado żerujących na łące nad Maltą kaczek. Kaczki tam są zawsze ale przecież nie taka ilość. Więc te musiały przylecieć. Te stale mieszkające w okolicy wycwaniły się do tego stopnia, że w zimie korzystają z centralnego ogrzewania. Otóż tuż za linią mety i pomostami torów wodnych przechodzi wielka rura z cieplikiem. Omotana jest w materiały izolacyjne i krajobrazu nie zdobi, ale ptaki ją ukochały i siedząna niej z lubością. W Miejscu, gdzie rura wchodzi – schodzi pod ziemię jest betonowa wylewka, na niej trochę ziemi i trawa posiana. W największe zimy nigdy tam śnieg nie zalega i przy tej rurze musi być ciepło dosyć. Placyk jest w zimie opanowany przez rodziny kacze i ani myślą się ludzi bać ; czasem jakiś pies pogoni, to odskoczą kilka metrów i kiedy natręt znika, wracają, bijąc się o dogodniejsze miejsce.
Grzyby u nas wystąpiły bardzo późno i właściwie tylko podgrzybkii opieńki w większej ilości. Za to kań było od metra i już po 2 tygodniach entuzjastycznego zajadania sów panierowanych, zakazałam Młodszej zbierania ich na spacerach z Radkiem. Sowi przesyt.
tego lata mi tak nie szkoda bo było niedorobione jakieś … ale lato bardzo lubię mogłoby dla mnie być cały rok .. 🙂
pepegor to kiedy na te grzyby trzeba iść w październiku? …
Pyro a może Młodsza Cię dopuści o porankach .. 🙂
dziś na bazarek pod Halę Mirowską zaraz idę …
Jolinku zazdroszcze Ci bazarku pod Hala Mirowska tam napewno beda dobre sliwki wegierki, tutaj sa sine, niedojzale bez wegierkowatego smau i koloru, malutkie
Jeszcze o zwierzakach nad Maltą. Jak wiadomo jest tam Nowe ZOO – półwolnościowe. Zebry i antylopy chodzą luzem i pasą się na łąkach, guźce taplają się w błotku nad Cybiną itp. Na trzech zbudowanych stawach stoją ibisy i czerwonaki, są gęsi, kaczki i inne latające i brodzące stworki, co przezabawnie wygląda kiedy spaceruje się po lesie i patrzy kilka metrów w dół, na teren ZOO – dziwne widoki w naszej północnej w końcu krainie. Otóż mieszkające tam „od zawsze” w lasach komunalnych zwierzęta, traktują ZOO jako swoją, należną stołówkę. W porach karmienia skrzydlate towarzystwo aż kłębi się w powietrzu – łapią żer z lotu albo lądują bezczelnie pod dziobami prawowitych mieszkańców. Rybitwy potrafią wykradać rybki, którymi karmi się foki, delfiny i wydry.
Przychodzą zajęcze rodziny i sarny przeskakują płoty do paśników i lisy uważają, że co na stawach, to dla nich, a kilka lat temu młoda wadera z trzema wilczymi podrostkami spowodowała popłoch w okolicy : za wszelką cenę chciała się dostać do środka. Tydzień trwało zanim towarzystwo zostało odłowione i wywiezione gdzieś do dużego lasu. Wrócili po 2 tygodniach i zabawa zaczęła się od nowa. Po wyłapaniu natrętów zawieziono ich do Puszczy Nadnoteckiej. Daleko dosyć. Nie wrócili już.
Gęsi smutne, Pan Lulek smutny, Przyjaciele smutni.
Łódka nie zając, jesień jest urzekająca, mamy co jeść, kaczkom jest ciepło, a niedługo Barbórka 🙂
W „Początku Bajki” Staffa także ani słowa o panierowanych sowach. Przypadek ?
Patrząc na zdjęcie grzybów myślałem, że to ciastka (idealne o tej porze roku). Cookies, coś grzanego, a dla bogaczy wełniane skarpetki.
Wieczór przyjść musi, duszo moja – to daremne.
Patrzysz na mnie z przeczącą niewiarą w uśmiechu?
A jednak przyjdzie, chociaż z wolna, bez pośpiechu,
Pogodny, słodki, złocąc skośne źdźbła przyziemne.
Jeno trzeba, by złoty był, drzew szczyty ciemne
Każąc w pochodnie zmieniać dnia późnemu echu.
Lecz na to żyć musimy słonecznie, bez grzechu
Przeciw własnemu pięknu, co w nas śni – tajemne.
Tak, żyć, by kiedy Charon w swą łódź nas zaprosi,
Patrzeć cicho, jak fala w oddal nas unosi,
A brzeg znika nam z oczu w zachodu ozdobie.
I abym mógł miłosnym uściskiem cię owieść
I, jak najsłodszą bajkę, o życiu opowieść
Rozpocząć od dziecinnych słów: Byłem raz sobie…
Dorotolu – W Zoo nad Maltą pewnie też mają kosze pełne soczystych owoców w kolorze śliwkowym – życie jest takie brutalnie niesprawiedliwe 🙂
luźne skojarzenie…
Stojąc sam…
Stojąc sam na milczenia progu,
Tracę na zawsze twoje imię,
Druga osobo dialogu,
Wiecznej mgławicy pseudonimie.
Leopold Staff, Dziewięć muz. 1958
Tekst też był obwiedziony znacznikami kursywy (niepogrubionej), nie wyłącznie sam tytuł – ty wredny i partacki łordpressie! 😈
😉
WordPress to polityk, twarde życie ma. Staff to rozumiał, wyrozumiały staff z niego był 🙂
Jest świt,
Ale nie jest jasno.
Jestem na pół zbudzony,
A dokoła nieład.
Coś trzeba związać,
Coś trzeba złączyć,
Rozstrzygnąć coś.
Nic nie wiem.
Nie mogę znależć butów,
Nie mogę znależć siebie.
Boli mnie głowa.
Wyjatkowo te pozegnanie lata nie wplywa na mnie smutkowo, zdjecia domku Gospodarza sa dla mnie radosne, piekna jeszcze zielona a juz zlotawa przyroda, rozmarzony pies i slonce, jesien nadchodzi urokliwym krokiem.
Wyobraziłem sobie Maklakiewicza na tej łódce, gawędzącego ze Staffem i też czuję się już lepiej, mimo tego, że wszystko mnie boli. Stopy, kostki, łydki, kolana, uda, włosy, czoło – tak właśnie moja polska sąsiadka opisywała jesień. „Wie pan, jakby mnie ktoś nożem, rozpalonym drutem..”. Były to czasy przed-grillowe, ale teraz ją świetnie rozumiem.
Placku co Ci jest, pojdz poplywac albo na dlugi spacer w zielone albo do wiedenskiego lekarza na zastrzyk
mozesz isc tez i do chinskiego
Placek sonetowo – sonatowy, elegijny, jesienny, cierpi na jestestwo w całej złożoności? Ładnie cierpi, jak w wierszu, który śpiewał Grechuta:
…a ja lubię zapach narkozy, a najbardziej, gdy jest kobieca.” My chyba nigdy nie wyrastamy z jesiennych ciągot, smuteczków, roztkliwień. Jakiś atawizm za jesiennymi wędrówkami na południowe pastwiska nas gnębi, czy co?
Dorotol – jedziesz przez Poznań? I kiedy?
Pyro na razie siedze z ladowarka do akumulatora pod kanapa
i wstawilam ogloszenie o sprzedazy stolu, ktorego Ty szukasz, no coz jak sie komus cos zaprponuje to wiadomu ze to gielgu a potem larum, iz wyrzucilam
Dorotolu – W życie mnie boli, ale sobie przyrzekłem, że nie połóżę się na skórzanej kanapie by przeze mne ktoś ziewał. Byle do wiosny 🙂
U mnie lato jeszcze nie odleciało do ciepłych krajów, dziś będzie w stanie podgorączkowym, 21 stopni. W poniedziałek dziękczynnienie za to, że tylko raz w roku trzeba dżwigać ogromne dynie. Ciężka rzecz, a cieszy. Indyki także będą zaproszone na uroczystą kolację, słodkie kartofle, borówki. Indianie są tak zajęci produkcją nielegalnych papierosów i kasynami, że mają to święto w nosie. Na wszelki wypadek przygotowałem odpowiedż na wszystkie możliwe pytania które mogą paść przy biesiadnym stole: Hmmm ?
To ciekawe, ze Indianie sa zajeci, tutaj tez spotyka sie takie rzeczy, ktorych by nawet Rumuni, okupujacy wszelkie miejsca do zebrania nie wymyslili, niemieccy tubylcy, podobnoz biedni, odkryli nowa luke, wsiadaja do metra i zebrza nie o pieniadze ale o kanapki od dzieci jadacych do szkoly, to juz jest nie do przebicia a jak sie te dzieci wyedukuja w drodze do szkoly, kiedys sie mowilo „mialem do szkoly pod gorke” a teraz….
Dorotol – bądź rozsądna, kochanie : zrezygnowałam z tego stołu (niebrzydki i tani) z zasadniczego powodu : otóż on dla mnie taki tani wcale by nie był. Cena stołu+ cena transportu+ cena renowacji daje sumkę wcale okrągłą. Kupując na e-Bay czy Allegro mam w granicach tysiąca złotych mebel przywieziony do domu i w stanie nadającym się do natychmiastowego użytku. Wiem, bo kupiłam w ten sposób francuski, XIX-wieczny kredens. Owszem, lekko podniszczony, ale po ponad 100 latach nie musi wyglądać jak panna na wydaniu. A zasadniczą sprawą jest dla mnie transport.
Dorotolu – Hmmm ?
Wczoraj, teraz i zawsze to prawda lub nieprawda, jedni mają kanapki, inni nie. O tym, że masz szczerozłote serce już wiem. Nie żartuję, wiem 🙂
Liu Xiaobo – nagroda Nobla. Na sąsiednim blogu rozmowa o miłości, może nikt nie zauważy.
…i nie miłować często i miłować nędzna pociecha…
…Politykę, rzecz jasna 😀
Wybaczcie Panie, ale były anioł mnie kusi – po ponad 100-tu latach nawet panna ma prawo wyglądać jak francuski kredens. Ktoś musi stanąć w obronie kobiet, ktoś odważny jak Boy.
przekłamianie się wkradło…
A capello – Przyznaję, że pokusa uczestnictwa w tej dyskusji spędza mi sen z oczu, ale wyrażenie tego co myślę mogłoby wszystkich zjednoczyć.
Jesień i zupy. Tęsknię za zupami.
Witajcie,
Widzę że atmosfera zrobiła się melancholijno-jesienna więc dla równowagi podrzucam kolejną partię zdjęć, tym razem z Rumunii.
Przystanek nr 1: Curtea de Argeş. W XIV wieku stolica Wołoszczyzny i siedziba hospodarów. Miasteczko podupadłe, ale swój urok ma.
Na pierwszy ogień wzięliśmy cerkiew książęcą z zewnątrz niespecjalnie pociągającą, za to wewnątrz zdobioną freskami z XIV, XVIII i XIX w. Szczerze mówiąc, nie planowaliśmy spędzić tam zbyt wiele czasu, tym bardziej że przewodnik średnio władał angielskim. Na szczęście, zaraz za nami pojawiła się grupka Francuzów, przewodnik wyjął laserowy wskaźnik i zaczął wszystko pięknie objaśniać w moim ulubionym języku 🙂 . Po odejściu Francuzów pogadaliśmy sobie jeszcze o związkach kościoła / cerkwi z polityką ale to nie temat na blog kulinarny.
Następnie przewodnik skierował nas do Nowej Metropolii, czyli katedry monastyru. Z tą cerkwią wiąże się legenda o jej budowniczym mistrzu Manolo. Mianowicie wobec niepowodzeń podczas budowy miano poświęcić pierwszą osobę spoza budowniczych, która ją ujrzy – była nią żona mistrza Manolo, którą żywcem zamurowano w murach budowanej cerkwi, dzięki czemu jednak budowę ukończono. Z kolei sam mistrz Manolo został uwięziony przez swego mocodawcę, który pragnął, by nie zbudowano drugiej tak pięknej budowli, i zginął podczas próby ucieczki próbując odlecieć z dachu cerkwi na skrzydłach wykonanych na wzór Dedala i Ikara…
Ta cerkiew naprawdę wygląda bajkowo.
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/RumuniaCurteaDeArges#
u mnie jest euforyczno-jesiennie…
/jak zwykle – i bez dopalaczy… żeby nie było… 🙄 /
😀
a capella,
… i niech Ci tak zostanie 🙂
A capello – Zakłamanie ?
U mnie niektóre liście już szeleszczą, niektóre się wahają, ale większość nadal się ociąga, harmonijnie jest.
„przekłamianie”, Placku – tylko i wyłącznie ( 🙄 ) do 11:25… 😀
(=> efekt miania więcej automatycznej chyżości w palcach, niż sfokusowanego skupienia w główce 😀 )
tu błękitnie, ciepło już (choć rześko), złoto-purpurowo, kontrastowo… 😎
P.S. Jednak objaśnię tę 11:25 😉 – lapsus polegał na podmianie ciężko na często w incipicie sonetu Sępa Szarzyńskiego. Dla wielu towarzystw jest to tak obiegowy żeton konwersacyjny, że mogą nie zauważyć ‚fałszerstwa’ (dającego, owszem, bogate możliwości interpretacyjne, ale jednak fałszerstwa)… 🙂
Ewo – Cerkiew rzeczywiście bajkowa, a to na drzewie to dla mnie rumuńska zagadka 🙂
A capello – Twoja wersja przewyższa Sępio-Szarzyńską pod każdym względem, tak czy inaczej to „nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione myśli” , polityczne 🙂
Do polityków na całym świecie: Tak się objaśnia. Szanujcie elektorat.
Dzień dobry Szampaństwu.
Dzisiejszy toast będę wznosić za 28 lat w Kingston, właśnie zerknęłam na datę. Dzień zanosi się podobny, jak 28 lat temu – słoneczny i kolorowy, właśnie świta.
O Alicjo-gratulacje !
To za dwa lata, na okrągłą 30 rocznicę przyjeżdżamy na zjazd
do Ciebie 😉
Danuśka,
zapraszam 🙂
A dzisiaj szykuje się piękny dzień… na razie jest 10C na termometrze, ale ma być powyżej 20C, zapowiedzieli w telewizorni.
U nas też piękne słońce,ale paluszki lekko grabiały,kiedy szron
trzeba było rano skrobać z szyby samochodu !
Witam po krótkiej nieobecności. Pobyt w Zakopanem był w zasadzie udany. Nasyciłam się widokami gór, dotleniłam porządnie, odpoczęłam od gotowania i zajęć domowych. Ale zawsze jest jakieś ale. O łupieniu ceprów na każdym kroku każdy wie i aż się dziwię, że tylu ludzi tam nadal jeździ. Ja mam Zakopanego dość co najmniej na kilka lat. A na dodatek w czasie forsownych wędrówek zgrzałam się, zawiało mnie i dostałam zapalenia korzonków. Sama sobie jestem winna, ale z tego powodu wróciliśmy trochę wcześniej, bo miałam problemy z chodzeniem. W domu zaaplikowałam sobie odpowiednie leki i już jest znacznie lepiej.
Zazdroszczę szczerze takim osobom jak a capella, które mają predyspozycje do chodzenia po górach. Bo trzeba mieć specjalną kondycję górską. Ja, niestety, jej nie mam.
Stołowaliśmy się u pani,u której wynajmowaliśmy pokój. Ceny były naprawdę umiarkowane, może dlatego, że to już po sezonie i byliśmy jedynymi gośćmi. A nasza gospodyni nie oszczędzała na nas, bo tym co podawała na śniadanie nam dwojgu, spokojnie najadłyby się 4 osoby. Obiady także były obfite. A i pokój był dobrze ogrzany. Ponieważ ani razu nie byliśmy w żadnej karczmie czy restauracji, udało się nam nie usłyszeć góralskiej muzyki. To co się tam słyszy to góralskie disco polo.
Dwa razy byliśmy w teatrze. Raz były to wiersze Marii Jasnorzewskiej – Pawlikowskiej , w większości śpiewane – klimaty młodopolskie, ale właśnie dlatego tak się podobały. Drugi spektakl to Witkacy, rzecz zupełnie zwariowanai chyba nikt z widzów nie bardzo wiedział,o co chodzi autorowi i reżyserowi. Ja też nie wiedziałam, w dodatku przez te moje nieszczęsne korzonki wierciłam i trudno mi było wysiedzieć dwie godziny.
Jak wygląda Zakopane, pokazał nam niedawno Cichal i a capella.
Dodam, że pogodę mieliśmy bardzo piękną, słoneczko świeciło i pozwalało cieszyć się widokami gór. Bo samo miasto jest coraz brzydsze. Wjechaliśmy raz wieczorem na Gubałówkę, żeby zobaczyć panoramę gór. Kontrast pomiędzy pięknem gór a tymi wszystkimi budami,budkami, budeczkami był aż bolesny. Estetyka nie jest w ogóle brana pod uwagę.
Dlatego też jak na razie mam dość Zakopanego.
Blog podczytywałam prawie na bieżąco, ale pisać nie miałam sił. Nie nadaję się zupełnie na korespondentkę.
Z wielką przyjemnością przyjęłam wiadomość o nagrodzie dla Pyry. A relacja z restauracji była bardzo ciekawa. Okazuje się kolejny raz, że recenzent kulinarny musi mieć nie tylko wyrafinowany smak, ale także bardzo pojemny żołądek.
W Zakopanem , w kawiarni teatralnej piłam doskonałą herbatę zielono – jaśminową Mhai Diva. Niezwykle aromatyczna i smaczna, zwłaszcza z odrobiną cukru. W zasadzie nie lubię aromatycznych herbat, ale ta bardzo mi smakowała i będę jej szukać w sklepach z herbatą.
Szkoda , że Nemo na urlopie …
Pomogłaby rozwiązać moje wątpliwości związane z istnieniem Zakonu Templariuszy. To ,że został zlikwidowany wiadomo od dawna. Tylko kto obecnie powołuje się w jego imieniu?
Pan Lulek oddał swoje mieszkanie jakimś ludziom , którzy przybyli do szpitala w towarzystwie notariusza i księdza katolickiego – no właśnie komu. Próbowałem znaleźć cokolwiek na temat stowarzyszenia religijnego , zakonu itp, i nic Czarna dziura głęboka jak studnia w zamku Lockenhaus Może ktoś z was jest mądrzejszy ode mnie i potrafi się dowiedzieć czegokolwiek.
Misiu a czym Ty sie martwisz, wola Panalulkowa, pragnienie sensacji a sensacje jeszcze beda jak go na prog wystawia.
Misiu – Chciałbym by każdy miał takich przyjaciół jak Ty.
Ordo Supremus Militaris Templi Hierosolymitani – „Wielka Przeorka” w Austrii
Gospodarza bardzo przepraszam, a Tobie ofiaruję pozablogową już pomoc, znam tylko e-mail Alicji.
Misu jest to niezalezna organizacja humanitarno-charytatywna, wystepujaca w wielu krajach, powlana do zycia przez Napoleona, tu masz mail do szefowej w Austrii, na imie ma Viktoria, nazwisko Huszarek, wszystko mozliwe moze sie znia dogadasz czy jej znany jest przypadek PL, w takiej organizacji beda mieli ludzi znajacych jezyk polski. Powodzenia
huszarek@templerorden.at
Witam, załatwiłam, co było do załatwienia, zjadłam pyszny obiad i mogę wreszcie życzyć Blogowisku, spokojnego popołudnia. 😀
Misiu, serce szczerozłote, nie zamartwiaj się – proszę. Ja mam wrażenie, że ostatnie poczynania Pana Lulka są swoistym wyrazem buntu i żalu, że jest samotny. Najlepsi przyjaciele nie są w stanie zastąpić bliskości dzieci i to nawet nie chodzi o mieszkanie z nimi pod jednym dachem ale o fizyczną obecność choćby raz w miesiącu. Jest wówczas na co czekać a to już jest bodziec do dbania o swoje zdrowie.
Sam wiesz, że są w życiu sprawy, którym nie da się zaradzić, mimo najszczerszych chęci a ta chyba do nich należy.
Może zadam głupie pytanie i zostanę zganiona, zaprawdę pewnie o czymś nie wiem, przeoczyłam ale też nie chcę być postrzegana jako wścibska, ale jeżeli już się o tym temacie wspomina to, dlaczego PL nie „zostawia” swojego mieszkania rodzinie? moje pytanie jest pewnie tak oczywiste jak odpowiedź która w tej chwili mi się sama nasunęła, każdy ma prawo sam decydować o tym co ma.
Marzeno, z tego co kiedyś PL pisał, nikt z rodziny mieszkania nie chciał. Wszyscy mają swoje.
Zgago – Kochana jesteś.
Bo taka Marzena ma kawalerska fantazje i teraz bedzie slynny jako „bezdomny” jak pisze na blogu z poprzedniego dnia
Przepraszam.
Placku – Ty też jesteś kochany i nie będę za to przepraszać. 😀
Misio od początku był zaprzyjaźniony z Panem Lulkiem, potem doszła Jolinek… naturalne, że się martwi, ale moim skromnym zdaniem martwi się ponad miarę.
Pan Lulek nie zginie, da sobie radę, z pomocą przyjaciół…
http://www.youtube.com/watch?v=_wG6Cgmgn5U
Brian May z Queens na gitarze… 🙂
Przy okazji znalazłam ciekawe nagranie – i poniekąd zwiazane z tematem. Powiedzcie sami:
http://www.youtube.com/watch?v=U1eobGf1tBo&feature=related
Love is all you need.
Plus kilka innych rzeczy Alicjo.
Życzę Wam miłego i złoto-jesiennego weekend`u.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
myślę, że już przerabialiśmy takie publiczne rozmowy o Panu Lulku i chyba wystarczy …
dzisiaj sobie podpisałam nową umowę w TP na szybszy internet za połowę ceny … 🙂 ..
Dorotko śliwki są ale już takie sobie a ładne są dwa razy droższe …
Krystyno dobrze, że pogodę mieliście ale szkoda, że ból Ci wlazł nie proszony .. jak będę w przyszłym roku jechała to poproszę o adres u tej gospodyni …
echidno a Tobie pięknego wiosennego weekendu … 🙂
Krystyno, szkoda, ze nie do konca wykorzystalas ten gorski wypad.
Utwierdzilas sie w przekonaniu, z jestes i pozostajesz „kobieta nizinna”. 🙂
Zycze Ci jak najszybszego powrotu do formy.
Zapowiada mi sie urozmaicony i pracowity koniec tygodnia. Wizyta rodziny a w niedziele wieczorem przyjezdza przyjaciolka z Warszawy, z ktora poznalysmy sie w pracy, 30 lat temu! Bedzie mogla pozostac kilka dni. Ciesze sie bo lubimy sie bardzo. Malgosia jest pogodna, przyjazna i ciekawa. Gdybym rzadziej tutaj zagladala, bedziecie wiedziec dlaczego.
Choc to wcale nie jest pewne bo lubie Was czytac wiec postaram sie znalezc czas. Na razie 🙂
Echidna,
te „plus kilka rzeczy” to wedle własnego uznania, ale jednak co najważniejsze, to najważniejsze. Kochać, być kochanym, mieć przyjaciół.
…i dodam, reszta jest do nabycia.
Jak kazali tak zrobię. Miałem nadzieję ,że jak napiszę to coś trafi do Pana Lulka. W rozmowach jestem bezradny. Kolejny raz chciałem pomóc, wytłumaczyć …
Niestety nie mogę jeździć do Austrii co dwa tygodnie.
A na to by ktoś mnie określił mianem przyjaciela po prostu nie zasłużyłem.
Przez ostatnie dwa tygodnie miałem wyciągnięty kabel . Chyba znowu wyciągnę bo czuję ,że znowu zachowałem się jak słoń w sklepie z porcelaną.
Zima idzie, trzeba kupić węgiel i ciepłe buty.
Pa Pa !
Misiu nie wyciągaj kabla!
Czasem trzeba, dla własnego dobra…
http://www.youtube.com/watch?v=ZGwDYBWEDSc&feature=related
Tak, zima idzie. Dzisiejszej nocy znów zapowiadane są przymrozki. A w przyszłym tygodniu można spodziewać się opadów śniegu, przynajmniej na Wybrzeżu. Worki w węglem/ ekogroszkiem/ zostały dziś przywiezione , a kominek miło grzeje. Opony też trzeba już wymieniać na zimowe.
Alino,
z zazdrością oglądałam dziś prognozę pogody dla Francji. Piękna musi być u Ciebie jesień. W czasie mojej wycieczki byłam też w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie są baseny z wodą ze źródeł geotermalnych, także pod gołym niebem. Cieszą się wielkim powodzeniem , zwłaszcza u starszych państwa. Myślałam, że o tej porze roku w górach są już pustki, a wcale nie. Na trudniejszych szlakach pewnie tak, ale na tych łatwych a także nad Morskim Okiem było mnóstwo młodzieży .Może to jakieś ” zielone szkoły” albo lekcje przyrody w terenie. Ale w teatrze też przeważała młodzież licealna.
W domu zastosowałam radykalne środki lecznicze i już czuję się o wiele lepiej. A jutro jadę na ślub i wesele siostrzeńca, więc dobra forma jest niezbędna. Przynajmniej , żeby nie straszyć otoczenia zbolałą miną.
Mi też ręce opadają, co piosenka to inna recepta na życie, a Beatlesi owszem, stwierdzili, że tylko miłości potrzebuję, a jednocześnie dali mi do zrozumienia, że moja miłość fajna jest, ale nie płaci ichnich rachunków. Gotówka i tylko gotówka ich interesuje. Poradzili, ukradli, uciekli. Za co nabyję wiktuały i trunki ? Banki są jak Beatlesi, a ja się uśmiecham do Echidny i Alicji równocześnie bo „najlepsze rzeczy w życiu są za darmo” , a reszta powinna być po przystępnej cenie 🙂
Wcale nie jest mi tak szampańsko, ale komu jest ? Pozdrowienia dla Rudego. All you need is kość. Miłość wiele kształtów ma.
Mimo wszystko:
http://www.youtube.com/watch?v=iZbibv31hXU
http://www.youtube.com/watch?v=1g3YN8qIifM&feature=related
właśnie i mimo wszystko pisz tu i nie grymaś .. 🙂
Jolinku, ja mam coraz mniej cierpliwosci. Świat jest cudowny, wszystkie dzieci nasze, wszystkie stworzenia małe i duże i tylko człowiek dotknięty szaleństwem. A, w diabły tam z wariatami.
ja mam cierpliwość Pyro … i rozumiem wiele .. ale dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane i pamiętam o tym jak mnie ponosi …
tylko te dane wrażliwe… w tym medyczne… i podmiotowość osoby… dyskutowane…
a tu miejsce publiczne – bardziej publiczne, niż wiele innych o podobnym statusie… … …
Placku…
all you need is kość, byle nie kość niezgody 🙂
Ja tam zaczynam być jowialna starszą panią, której wszystko zwisa i powiewa 😉
Tylko uwaga… nie wyciągać zbyt dalekich wniosków według tego zwisania i powiewania! No… właśnie.
A na razie fruwają motyle!I jaśniej… i jaśniej…
Nie znikajmy sobie we mgle, chociaż to tak łatwo jesienną porą.
Doczytałem i wychodzi na to, że faktycznie – koniec lata.
Przyjąłem do wiadomości, mimo to jednak, pójdę jutro na grzyby, tak jakby lato jeszcze trwało. Ja tak mam Haneczko, że mój sezon dopiero teraz się zaczyna i trwa tak długo jak Bóg da, tzn. do mrozów prawdziwych, bo przymrozki nieważne. Mam ambicje coś znależć, bo objecałem wnuczce zupę grzybową. Miała iść ze mną, bo dotychczas jakoś się nie tak składało i patrz – znowu nic z tego. Wczoraj zawieźli ją do szpitala i operowali migdały. Sprawa zaniedbana, bo była niby leczona na normalne zropienie (antybiotyk) ale wróciło i okazało sie, że pozostał jakiś torbiel ropny i groźił prawdziwym problemem. Dzisiaj byłem u niej i myślę, że sprawa jest na dobrej drodze, ale zatrzymali ją na obserwację. Życzyła sobie właśnie zupy grzybowej. Zrobię tęgą, treściwą, ale płynną, aby nie robiła problemów w przełyku.
Wychodzi ponadto, że w Kingston/Toronto 28 rocznica parapetówy: Wszystkiego najlepszego dla Alicji i Jerzora!
podobno namawiają do kupna „Polityki” bo dołączona jest wspaniała płyta: Anderszewski gra Partity J. S. Bacha a normalnie CD dosyć drogie …
pepegor to ja pytałam o grzyby bo coś pisałeś, że razem z Księżycem w pełni na nie chodzisz .. ale jak wnuczka ukochana ma życzenie i to jeszcze po operacji to musisz iść nazbierać i już … 🙂
Dziękuję, Pepegor 🙂
Na razie dostałam propozycję nie do odrzucenia, że wieczorem do laboratorium, bo analizy trza… 🙄
Nie takie my ze szwagrem… Zrobi się jedno i drugie, a szampan niech się schłodzi 🙂
Zanim co, kaszankę podsmażę dla głodomora. 28 lat temu o kaszance nie mieli pojęcia w Kingston! Teraz mają, i nie tylko o kaszance. O tubylcach mówię, bo wszyscy o polskich korzeniach pojęcie mają. Po cichu ich tutaj kolonizujemy, tubylców 😉
grzybow w tym roku niewiele,
wiec, jak mowila moja babcia,
„w nastepnym roku wiekszej wojny nie bedzie”…
Alicjo, wypijam na czesc tej 28 rocznicy!
U mnie ladnie pachnie czekolada bo piecze sie ciasto. To taki nowy przepis, bez maki (tzn z maczka kukurydziana) i troche Grand Marnier. To druga proba, pierwsza byla niezla. Zainteresowanym podam przepis jesli jutro wypiek okaze sie dobry 🙂
Milego wieczoru dla wszystkich. Badzcie zdrowi!
O, a u niektórych to takie malują obrazki na ścianie…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4123.jpg
To powinno być zabronione! I jeszcze kogut gdzieś se tam z boku, na półce….No wiecie, co?!
To krajowe klimaty, przeglądam zdjęcia, bo Jerzor się domaga czegoś tam z wakacji. Wiem czego. Pan i jego wspaniała maszyna dwukółkówka 🙄
Zrobi się… za chwilę!
Toast wznoszę za zdrowie Alicji i Jerzora, za Krystynę-oby korzonki
przestały Ją nękać,za wnuczkę Pepegora i udaną zupę grzybową
oraz za słoneczną,piękną jesień ! A i jeszcze musimy wznieść toast
za Uniwersytet Jotki,co to jutro rozpoczyna kolejny rok swojej działalności
oraz za Nisię,która wygłosi inauguracyjny wykład.
Właśnie wróciłam ze spaceru z Pikslem-chłodnawo,ale przyjemnie,
bo nie ma wiatru.Drogę przebiegł nam jeż! Cieszyłam się,bo Piksel
zajęty swoimi sprawami go nie zauważył.
Jutro całodzienne kucharzenie,a rano jeszcze Osobisty wyciąga mnie
do sklepu kozę kupować ! To znaczy nie tę kózkę,co skakała,ale kozę
do grzania domu.Ma zostać zainstalowana na włościach,bo ogromniasty
kominek,który odziedziczyliśmy po poprzednich właścicielach pożera
niesłychane ilości drzewa.
Oj koze to ja mam sliczna, stara, przytaszczona z Holandii, Pawel mial gdzies to zdjecie
A pamietacie te piosenke Mlynarskiego o kozie?
Koza u rena,
Krechę ma u rena koza,
Ren ma ranne ramię, koza – guza i nic poza
Guzem ze wzgórz ta koza!
Denna morena,
Drobne skalne z nią precjoza
Spadły na lapońskie ranczo – tam, gdzie amoroso
Prozą szeptał ren z kozą.
Szpera ta koza i szpera ta koza po ranczo,
Szperanie to domena kóz,
Jedyna jodyny w krąg aura jęk rena rozdziera,
A koza wciera ją w swój guz!
Jodynę całą wciera…
Lecz gangrena nie tknie rena,
Bo los o to już sam dba
I kozie reprymendę ren sam da
– że groza…
A póki co, to sporawą krechę ma
Ta koza,
A póki co, to u rena krechę ma
Ta koza,
A póki co, to sporawą krechę ma –
– świnia, nie koza!
A póki co, to ta koza krechę ma!
_________________
A to wam muszę pokazać. Parę dni temu młody chłopak nieznajomy całkiem (u drzwi stanął) pożyczył ode mnie długopis – zapowiedziałam, że mam ich tyle, że nie musi mi zwracać, proszę bardzo…nie zawracać sobie głowy.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4864.jpg
I jak tu nie lubić takiego kraju, powiedzcie sami?
p.s. znalazłam to w skrzynce pocztowej, jak widać na załączonym obrazku.
Dorotol,to liczę na zdjęcie !
Czytam sobie mój ulubiony,piątkowy dodatek do „Wyborczej”-
„Co jest grane”.Lekturę zawsze zaczynam od relacji Macieja Nowaka
z wizyty w kolejnej,warszawskiej restauracji ( chociaż zdarzają się
relacje z innych zakątków Polski lub Europy).Dzisiaj o azjatyckiej kuchni
w „Dzikim Ryżu” na Wspólnej.Na stronach gastronomicznych reklamują się
różne knajpy,a teraz te podające niemiecką kuchnię zapraszają na Oktoberfest.No właśnie Dorotol,Pepegor,czy festujecie ?
I znalazłam jeszcze jedno ciekawe zaproszenie- na Festiwal Ravioli
do włoskich restauracji Magdy Gessler.I to jest właśnie propozycja dla mnie 🙂
Barbaro,Haneczko i inni pierogowcy- ten festiwal trwa do 15 października
do 7 listopada !
Dorotol… 🙂
Niech ja lepiej w stronę kuchni lecę!
Alicjo- znaczy toast za Kanadę i za Kanadyjczyków,co tacy są porządni,
że aż to w polskiej głowie się nie mieści !
Po kolei.
Doroto, takiego Młynarskiego nie znam, to mistyfikacja.
Poza tym,
Jolinku przepraszam, to Twój był wpis. Tlumaczę więc, z tymi grzybami, rybami, zasiewami ect. To nie akurat pełnia księżyca, lecz jego nów. Z tego co obserwowałem jeszcze przedwczoraj, to powinnien być akurat w nowiu. Nb, pytałem onegdaj, jaki jest antonim do nowiu?
Wskoczę na razie na inne strony.
Danusku, moja koza jest raczej do kuchni, zielonkawa, okragla i na gorze ma srebna fajerke, na ktorej mozna postawic czajnik z gotujaca sie woda i wsluchiwac sie w odglosy, czuc sie jak na filmie Davida Griffith´a, gdyz takie jedno jego ujecie przeszlo do historii i teorii filmu, wlasnie odglosy gotujacej sie wody i rozgrzewajacego sie czajnika plus oczywiscie ujecia tego
pepe to jest jak najbardziej Mlynarski z Sopotu, gdzie zostal bardzo zle za ta piosenke przyjety, moje lata szczeniece
Mieści się… (Jerzor zadzwonił, że obiad za godzinę z groszem, to moge plotkować)… tylko trzeba chcieć albo ja wiem, co?
Przez 28 lat tutaj nie spotkałam się nigdy z nieżyczliwością i podejściem typu – a dokopię ci, bo mnie to bawi, i dla zasady i tak dalej. Nawet jeżeli takie coś zaistniało, to nie na tyle, żeby mi sie wbiło w pamięć. To naprawdę przyjazny kraj, czasem wytykam (w dobrym tego słowa znaczeniu) znajomym Kanadyjczykom, że są naiwni i ufni jak dzieci. To jest fantastyczna zaleta 🙂
Ale uwaga… wszelkie biura, instytucje, rządy itd… to inna sprawa! Też do przełamania, jak ktoś się uprze, wiem coś o tym 🙂
a jaka koza?
wolno pytac?
jakis czas temu polecalem toast oliwa. gulne lyka na Krystyny skrzypienie 😆
albo zrobie tak jak to inni proponowali walne se
pepegor, takie rzeczy wypisujesz: koniec lata 😆 i komu sie tym chwalisz?
to ja chce na kanada nie za dwa lata. juz teraz kiedy nie jest jeszcze tak chlodno
koza co ma kreche u rena
To na co czekasz, *?* ?
Wskakuj w cokolwiek i przybywaj 🙂
Doroto, znaczy że, Młynarski to śpiewał jak Ty wyrosłaś akurat z piaskownicy, a ja już sprzątałem na zachodzie po rewolcie 68.
Zgoda?
na koze, na koze i kozim truchtem w w droge
pepe to bylo jeszcze przed szachem i rewolta
Co prawda idzie jesień, ale u Echidny odwrotnie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=W2vAcLn3I_8&feature=related
Młynarski tak pisze o tym utworze:
„Niezbyt dobrze przyjęto niegdyś te piosenkę na festiwalu w Sopocie, choć muzykę napisał mi (nic o tym nie wiedząc) Antonio Carlos Jobim. Ten ciepły żart był wyrazem miłości do bossa novy”
graja w szachy bosa noga
…i o to biega! Nawet jeśli bosą nogą… 😉
w noge to sie wlasnie skonczylo 3 do 0, Niemcy kontra Turcy, na ulicy ci-ch-ut-ko
Uszło mi więc. Krecha na rena.
Dasz sznurka, gdzie to można ew. usłyszeć?
Przelcialy pieczone gesi nad kurpiowskim domem,
jedna spadla do bryfany-ta niedopieczona z ogonem.
Kucharz przedni ges przyprawil,obcial ogon,sola zaprawil.
Podal na tacy ala carte ,a ges zagegala taaakie gotowanie-nic nie warte!
Przecież wszyscy wiedzą, że gęś, kaczka i takietam musi skruszeć, zanim co, Alfonsie 🙄
Cały dzień w ruchu. Jak rano zeszłam z góry to dopiero teraz wczołgałam się z powrotem. Kupiłam dziczyznę na gulasz, świeża była, więc włożyłam do zamrażalnika, w poniedziałek odmrożę. Zglosiła się miła panienka na jazdę, wsadziłam ją na Nobla. Podobno jeździ pięć lat, ale zagalopować poprawnie nie potrafi i jeszcze cięgiem strzemiona gubi. Nobel się w koncu zacząl zniechęcać, wyraźnie pokazywał, ze mu się to przestaje podobać.
Doszłam do wniosku, ze jeżdżenie samochodem z automatyczną skrzynią biegów lagodzi obyczaje.
I to by było na tyle z dzisiejszych przemyśleń.
Dobranoc…
dorotolu, mam dla Ciebie suszone grzyby, Pyra kazała mi się tym zająć, żebyś miała na Święta
Jestem pewnie jedynym na Blogu, któremu nie szkoda lata i jesień nie kojarzy mi się tak smutno, nawet gdy swoimi pastelami zagląda ludziom do okien. Jest przecież pięknie.
Wczoraj wieczorem odwiedziłem jeden z ogrodów – kilka fotek.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/ZachodSOncaSarny#slideshow/5525890476305912322
Wszystkim – przyjemności sobotnio-niedzielnych życzę.
Dobranoc 🙂
dzień dobry .. 🙂
Nowy ślicznościowo tam w ogrodzie było .. 🙂
a u nas szron na trawnikach i słonko czerwone wstało ..
U nas wspaniala poludniowo-burgenlandzka jesien. Najlepsza pora na rozpoczecie zabiegów czystosci. Zaczyna sie od kuracji metoda doktora Ogino-Knaussa. No to pod prysznic. Sie bylo i ablucjowalo.
Templariusz zwyczajny.
Pan Lulek
Panie Lulku tam w ogródku pewnie pięknie jest .. a ptaszki są karmione? …
miłej soboty … 🙂
Słoneczność ekspanduje na białe dachy (na całej połaci śnieg… 😮 dokładniej szron) i na klon zaokienny, ‚dostający kolorów’ od góry: czarne=>sine=>purpura=>złoto 😀
…cudo-dzień przed nami! 😀
Witam, nie mowcie nic o przymrozkach i zgrabialych raczkach, my tutaj chodzimy w lekkich kurteczkach a drzewa dopiero zaczely troche zolknac, nadchodzaca jesien jest na razie bardzo przyjemna. Nimniej jednak kupilam sobie budrysowke! I to nawet meska, welniana z takiej sfilcowanej, szorstkiej angielskiej welny, moze nawet konkurowac z futrem.
Ciemna, głucha noc, ale tak to widzą szopy pracze i sowy.
Dzien dobry,
Nowy, wdzieczne te sarenki i reszta piekna.
Ranek chlodnawy, jesienny ale moje nasturcje jeszcze w kwiatach.
Pozdrawiam sobotnio i zabieram sie do pracy. 🙂
Tak jest Dorotolu, ani słowa o rączkach, czy ktoś pamięta który to Budrys ?
„Po śnieżystej zamieci do wsi zbrojny mąż leci”
…. i pod burka … cos chowa…
Plack wszyscy trzej nie przywizli z kraju Lachow bogatych lupow tylko…
Trzeci poniósł porażkę i nie Laszkę lecz burkę pełną zdobyczy biedak przywiózł.
o porazce nie pamietalam, utkwil mi w glowie lup kobiet
Dzień dobry 🙂
Czytam wszystko, ale trochę jestem zagrzebana 😕 No i zawzięcie chopkuję, żeby choć trochę odgłuchnąć.
Witam wszystkich słonecznie i taakiego słońca Wam życzę.
Nowy, ogródek piękny – nie dziwię Ci się, że lubisz jesień. Ja lubię wszystkie pory roku, byle słońce się nie „obijało”, tylko świeciło przynajmniej przez 5 dni w tygodniu. 2 dni może odpoczywać. 😉 😆
Nie cierpię tylko ciężkich, szaro – czarnych chmur w dzień i deszczu.
Placku, to co widzą szopy pracze i sowy, też urodziwe a najbardziej podoba mi się „broda” liściasta tego miejskiego molocha. 😀
Nawet Adaś Mickiewicz nie napisał jasno, co faktycznie trzeci syn przywiózł :
„Po śnieżystej zamieci do wsi jedzie mąż trzeci,
Burka pełna, zdobyczy tam wiele,
Lecz nim zdobycz pokazał, stary Budrys już kazał
Prosić gości na trzecie wesele.”
trzy Budrysy; swinki trzy; pieski male dwa i z taka dziecinna nuta ide na podboj miasta
11dd
Przed świtem mi się wstało, jak zwykle.
Budrysówka! Oj, pewnie niedługo się przyda! Miałam taką piękną, w kratę, to znaczy… nie miałam osobiście, tylko podkradałam czasami temu tutaj, co pochrapuje. Czerwona ci ona była z grubej wełny, w czarną kratę bardzo stylową. Kolorowego zdjęcia nie mam, ale jak znajdę jakieś czarno-białe, to wkleję. Naonczas pół Polski chodziło w takich budrysówkach 🙂
idę szukać…
póki co znalazłam takie starocie… to były miłe złego początki, moja prawie pierwsza kreacja druciarska. Tylko sie nie śmiać! Człowiek robił z tego, co miał pod ręką, 50 różnych kłębków, to się kombinowało…
http://alicja.homelinux.com/news/auto.jpg
Też miałam w kratę, z koca uszytą. Stary Łucznik brał wszystko 🙂
Alicjo, jakie śmiać ? Najwyżej można zazdraszczać i talentu, i samozaparcia.
Jak ja zaczynałam swoją „przygodę” z drutami, to tylko raz udało mi się młodszej zrobić sweter na czas, tzn. nie zdążyła wyrosnąć, zanim sweter był gotowy. Zawsze wolałam szydełko, bo lubię natychmiast widzieć efekty swojej roboty a drutki, to bardziej skomplikowane a jeszcze przy braku wprawy, na efekty trzeba długo czekać. 🙁
Teraz idę sobie na spacer, żeby nacieszyć się piękną pogodą. 😀
Alicjo-ja podziwiam 🙂
Marzeno,
to byłosto lat temu!
A dzisiaj… dzisiaj John Lennon obchodziłby 70-tą rocznicę urodzin 😯
http://www.youtube.com/watch?v=I-NRriHlLUk
Awantura ani chybi bedzie na 21 fajerek jak mawiano u nas na Sluzewcu. Tym bardziej, zesmy zuchy a do tego Templariusze.
Zwyczajne.
Pan Lulek
Gospodarz blogu jest z identycznego materialu jak Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Jak Partia powiedziala, ze nie da to niedala. Jak Partia powiedziala, ze da, to tylko powiedziala.
Czlowiek z przeszloscia i doswiadczeniem zyciowym.
Pan Lulek
😯
Panie Lulku kochany, jest Pan przecież doświadczony życiowo, czy Panu się nigdy, nigdy nie zdarzyło, że „coś” wyskoczyło np. losowego albo służbowego i nie mógł Pan spełnić swojej, na przykład, obietnicy ?
Proszę być ciut wyrozumiałym dla ludzi, którzy jeszcze muszą pracować.
Zgago,
mogłabyś do mnie zamailować? Sprawę mam… a nie mam Twojego adresu, się mi zdaje…
mam dzis dzien handlowy, sprzedalam stol za normalne pieniadze, szafke za srednie, na lampe i kanape mam klientow, moze sie tez pozbede mojego biednego autka
trzymajcie kciuki, zapuscila zurawia z balkonu ktos oglada samochod…..
biere akumulator pod pachie i schodze na dol
Trzymam 🙂
A co Ty się tak wyprzedajesz, Dorotolu? 😯
Kciuki trzymam 🙂
Alicjo, gdyz mam za duzo rzeczy jeszcze z krzakow, dzieki za trzymanie kciukow, to byl handlarz, chce kupic i wywiezc do Polski aby go sprzedac, to ja tez sama potrafie, nie lubie handlarzy i mu nie sprzedam
Nareszcie usiadłam na chwilę,goście przychodzą na 18.00.
Wszystko gotowe,a koza rano została kupiona- zwyczajna,
w stalowym kolorze.Waży 130 kg !
…to kawał kozy, Danuśko 😉
to clakiem normalna koza i grzeje caly dom
Wkładam do głowy jednemu takiemu, że u nas w sam raz by się nadała, przecież chałupka niewielka i można by tę kozę wstawić do kominka, tzn. kominek jako dekoracja już wtedy… no ale NIE przetłumaczysz 🙄
…to już nie koza, tylko baran uparty (chociaż baraniną jestem ja, jako znak zodiaku), a mówili mu fachowcy – chłopie, to dobre rozwiązanie.
A drewna do takiej kozy mamy ho-ho!
Dorotol,
powodzenia w sprzedaży!
mam nastepnego klienta, trzeba sie chyba zabrac za handelek, fenicjanie mieli racje
Zgago – Pochopny jak stary Budrys to ja 🙂
Cudowne niejasności – teraz sobie wyobrażam, że pod burką była kanapa, akumulator, koza, ruble, bursztyny i Laszka w zapasową budrysówkę odziana. Budrys 3 to 44, a koza to pyszne mleko i sery. Nieograniczona siła poezji.
Generalska
Alicjo, maila wysłałam.
Placku, piękna willa i całe jej szczęście, że się spodobała „wierchuszce”, dzięki temu jest zadbana.
Coś mi się wydaje, że mogę spokojnie dołączyć do towarzystwa pochopnych. 🙁
Wyprzedaż w Berlinie, wyprzedaż w Burgenlandii. Tam mamy templariusza, a w Berlinie? Urszulankę?
Oznajmiam, że paneuropejska grzybnia drzemie i las pusty. Znalazłem jednak parę podgrzybków tak, że na grzybową dla Laury wystrarczyło i jutro jej dowiozę. Ale to nie koniec z grzybami na ten rok i oczekuję nowego wysypu lada chwila.
A że jesień to oczywiste. Spokojnie jest, ani listek nie zaszeleści, jak tu na blogu.
Aż za chwilę, idę zmagać sie z picasą, bo znowu niechce tego, czego ja bym sobie życzył.
Pepe zadna urszulanka, jednego pogonilam, drugiemu wlasnie sprzedalam moj biedny samochodzik i to jeszcze posrodku Berlina na polskich rejestracjach, hi, hi
– do Mlynarskiego nie ma linku odnosnie koziej bosy novy
– Zabo mam nadzieje, ze te Pyrowe grzyby dla mnie nie sa trujace, nigdy nic nie wiadomo
Chciałem by słoneczko pocałowało mnie w twarz, wyszedłem na ganek, tylko po to by usłyszeć głos niebieski – wrzuć monetę. Być może głos wydobywał się z chmurki, ale jedno jest pewne – bez przerwy ktoś mnie sztorcuje.
Templariusze, ateiści, Fenicjanie – dzień w dzień walą do mnie jak w dym, każdy z receptą na życie i nie tylko. Podziwiam ich zapał, rozumiem intencje, ale gdy i ja okazuję im serce prosząc o bułkę z serem i „coś na łzy”, patrzą na mnie jak na szaleńca i dochodzą do wniosku, że drwię sobie.
Przed chwilą odwiedził mnie Budrys z małym synkiem. Bełkotałem coś o cudownej pogodzie, cudownych dzieciach, cudownym życiu i o tym, że naprawdę cudownie wyglądają w identycznych garniturach i krawatach. Ojciec przestał czytać (z Tymoteusza) a naburmuszony synek uśmiechnął się od ucha do ucha. Tak wespół słoneczni poszli sobie, a ja nadal nie jestem rycerzem, sekretarzem, zakonnikiem. Happy end. Słoneczko może mnie pocałować tam gdzie nie świeci, za darmo.
No to Doroto ? masz pustostan pod kanapą.
Inna sprawa, dobrze, że wyzbyłaś się rzęcha, a teraz nabywaj, nabywaj!
owszem pod kanapa troche luzniej
Placku ja z Ciebie nie drwie a na lzy kup sobie worek smiechu
Na Zakrzówek po ostatnie czerwone jabłuszka się przebiegłszy;
do słoików* (dziś ? sześciu litrowych) owe jabłka włożywszy (szarlotkowy prefabrykat, twisty ?chwyciły? ładnie);
na Kopiec Krakusa (i w okolice jego) się wyprawiwszy;
skąd wróciwszy w dobrym czasie, by zdążyć na trzygodzinne szkolenie;
z onego do dom dotarłszy;
com porabiała, wirtualno-realowemu Friendowi się telefonicznie wyspowiadawszy (na wyraźne żądanie onegoż);
urobek fotkowy z grubsza opisawszy…
…mogę wreszcie wszem i wobec obwieścić: padammmmm, padammmm…
Kąpiel, spanko… i niech mi się tu nikt nie krzywi, że dopiero circa horam nonam… 😉 😀
___
*mam 14 litrów ? nie potrwają długo (oby choć do początku grudnia) 😎
Ładnie na tym Zakrzówku, ale nie wiem, czy zachwalać? Nigdy człowiek nie wie, co z tego wyniknie.
Stale nie mogę malarza przekonać do tego, aby wstawił mi plik zdjęć, jakie chciałbym tu pokazać.
Puk, puk.
Jest tam jeszcze kto?
Podzielę się tym co dziś usłyszałem o polityku, pod aspektem: kiedy nie kłamie.
Jak wspiera brodę lewą ręką
Jak drapie się za uchem
Jak ciągnie palcami nosa
Przepraszam, kiedy więc kłamie?!
Jak tylko otworzy usta.
Placek, wal do mnie jak w dym 😀 Albo jeszcze lepiej – zjazdowo do Żaby 😀 Żywy z przejedzenia i wrażeń nie wyjdziesz. Blog wie, jak trzeba napasać 😀
Grzybnia drzemie , stare grzyby również. Las pusty jeszcze z innego powodu . Dziś zdechł ostatni Miś Kurpiowski. Dość było już tego memłania i kultury tzw kurpiowskiej. Zdychał na nieuleczalną chorobę zwaną tęsknicą i melancholią od maja ubiegłego roku aż w końcu wyzionął ducha. Wyrwał ostatnie korzonki z kurpiowskiej gleby. Wyrwał i już do was nie wróci. Pożegnał się wczoraj donośnym pa pa. Kuzyn to był mój daleki ale co to za rodzina jak sieczka w głowie a w portkach słoma a cała reszta w szkocką kratkę. Wstyd się przyznać do takiego kuzyna. Ohyda. Brrry.
Słyszałem dzisiaj że do Tow Templariusza jedzie jutro inspekcja ze stolicy. CK oczywiście. Mam nadzieję że tow. Templariusz będzie czekał w wygodnym fotelu ubrany w piżamę ze wszystkimi medalami w klapie . Jak już, to już. Panie Lulku wyciągaj te medale i glansuj . Niech delegacja ze stolicy, CK oczywiście , widzi wasz wkład i zaangażowanie. Wstydu mi nie przynieś. A najmłodszą caritasówkę proszę uszczypnąć w moim imieniu.
http://www.youtube.com/watch?v=qu7Y-Ww6s0w
Haneczko – Dziękuję i z radością walnę w momencie w którym będę się mógł napaścią za napaść odwdzięczyć 🙂
Pepegorze – Czy to znaczy, że polityk nie może nawet publicznie przekąsić ?
Zmarynowane lata , zmarynowane grzybki:
http://www.youtube.com/watch?v=_QDLXYgvjd0&feature=related
Przechodzony staruszek bez gwarancji do wynajęcia. Powoli lecz dokładnie obierze kartofle, dziatwie szkolnej do lat 3-ch w odrobieniu lekcji pomoże, wysłucha wszystkiego pod słońcem taktownie przytakując, z psem i kotem jak równy z równym porozmawia. Schludny. Pamięta ceny chleba i cytryn z 1964-go roku (4 i 30). Rozpoznaje ważne obiekty na starych zdjęciach (sepia). O…tu była zieleniarnia, a w tym miejscu stał kiosk Ruchu, a w kiosku urzędował pan z fajką. Można tam było nabyć pluszowe misie o zapachu Amfory. Przepada za ludzkością, nóżkami w galarecie i wszystkim co szkodzi czyli dobrem.
Porozlepiam to na okolicznych słupach, wszystko jest możliwe.
Muszę sobie popłakać.
Byłam dzisiaj u Franka z wizytą w tym „domu”. Dom piękny, wszystko fantastyczne, ale serce się kraje. Mentalnie Frank nam odjechał, chwilami wiedział, kim jestem, częściej nie.
Niestety, na alzheimer nie ma rady. Wiem, że następna wizyta będzie „normalniejsza”, ale ta pierwsza była bolesna. Przepraszam za smędzenie.
No tak , chyba pójdę w ślady Placka i się rozwieszę po okolicznych słupach. Sam se fotkę walnę z ręki a potem … photoshop potrafi zrobić cuda. Tylko jak Placek gwarancji dać nie mogę. Na wszystko inne się zgadzam. Moja pamięć niestety zaczyna się od dropsów po złotówce i chlebie po 8. Pamiętam dworzec PKS na Żytniej i jak amerykanie wylądowali na księżycu. Gąskę Balbinkę również.
Idę się wygrzać. Dobranoc.
http://www.youtube.com/watch?v=GODfODfZjoU&feature=related
Smędź Alicjo, nie jesteś sama. My tu w wieku, obznajomieni z panem A. i podobnymi.
Kilka miesięcy temu opisałem wizytę w takim „domu” po odwiedzinach Joe. Wypadło bardzo smutno, więc na tym poprzestałem. Owiedzam go oczywiście, ale już o tym nie wspominam. Żadna następna wizyta nie była dla mnie „normalniejsza”.
Nowy,
wiadomo, że lepiej już nie będzie. Smutno było mnie i Lisie, Frankowi właściwie wszystko jedno, ale momentami był radosny, a że dzień był piękny, wyszłam z nim do ogrodu, podczas gdy Lisa użerała się ze wszystkimi, od pielęgniarek po lekarzy, bo według niej nie opiekują się Frankiem, jak należy. Opiekują się… tylko Lisa zawsze potrafi znaleźć dziurę w całym i lubi się wykłócać o wszystko.
Nie wiedziałam, jak mam się zachować i jak reagować, ale teraz już chyba kapuję. Sąsiadem w pokoju Franka jest Polak, starszy bardzo pan, uroczy, jak to dżentelmen polski starej daty, koniecznie chciał „ucałować moje rączki”. Potem zaczęło mu się coś mylić, pytał, dlaczego nie byłam przedwczoraj, rozmawialiśmy po polsku… ale już wtedy załapałam, że trzeba się uśmiechnąć i podtrzymywać konwersację, to nic nie kosztuje. Cenne wskazówki podała mi pielęgniarka – nie przejmuj się, oni wszyscy myślą, że ty do nich przyjechałaś specjalnie w odwiedziny, myślą, że jesteś ich córka, żona, kochanka, sąsiadka. Po prostu idź tym tropem i mów, co ci serce dyktuje, reszta przyjdzie sama.
„Wszyscy” w sensie dosłownym, bo idąc korytarzem zaczepiali nas wszyscy po drodze, tak, jakby czekali na nas. Trudno przejść obok i nie odpowiedzieć na uśmiechy i zaczepki sympatyczne.
Refleksja taka – a kto wie, gdzie ja będę za 10-20 lat? I w jakim stanie fizycznym czy umysłowym.
O cholera… no cóż, taki dzień.
…a to tak sobie…
http://www.youtube.com/watch?v=okd3hLlvvLw
Alicjo,
Pielęgniarka dobrze Ci poradziła, ja traktuję tam wszystkich jak starych znajomych, a oni tylko na to czekają. Trzeba rozmawiać, żartować, wnosić jak najwięcej życia, które przecież po wyjściu odwiedzających zamienia się tam w ciche oczekiwanie.
Z Joe mam ułtwione zadanie, bo w jego życiu najważniejsze były trzy sprawy – dziewczyny i seks (był wyjatkowo przystojny), konie, na których stracił bardzo duży majątek i konto w banku. Po dokładnym omówieniu tych tematów, co oczywiście trwa, Joe jest wyraźnie zadowolony i pozwala mi iść do domu, oczywiście z obietnicą odwiedzin następnego dnia. Jestem jedynym człowiekiem, którego nigdy nie pomylił, pamięta kim jestem, jak się nazywam itd., pamięta nawet niektóre wypady do barów, często myli natomiast swoją żonę z którą spędził pod jednym dachem ponad 30 lat.
Ktoś kiedyś powiedział, że życie można przeżyć, albo je „przesmaczyć”, Joe wybrał ten drugi wariant, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy… Szkoda.
Dobranoc 🙂
Najglupsza godzina pod sloncem. Nie wiadomo czy wieczór czy juz dzien.
Poczekamy, zobaczymy.
Templariusz czyli.
Pan Lulek
dzień dobry .. 🙂
o Misiek Palikotem blogu chce zostać … 😉 .. dbaj o siebie …
w Dorotę duch sprzedawcy wstąpił .. 🙂
Na Zakrzówek bardzo jesiennie .. 🙂
już dzień Panie Lulku .. 🙂
Alino my w takim wieku, że każdy ma swojego Franka i chociaż wiemy dużo o życiu to zawsze nas to bodzie w serce …
dziś Niedziela – 10.10.10 .. o godz. 10.10 jakieś magiczne wydarzenie? …
Z wyjątkiem dwóch pierwszych ujęć – to nie Zakrzówek, Jolinku (mam go w fotkach i sieci od dawna – najbliższy teren rekreacyjny w końcu! 😀 ) — wczoraj byłam w Podgórzu, dokładniej Rynku P., na Krzemionkach i Płaszowie, też na Kopcu Krakusa i w okolicach dawnego kamieniołomu Bonarka* (getta, obozu Płaszów z II wojny… )
Tu mgła, gęsta mgła, dokoła mgła… 😉 😀
Allllle się wyspałam! 😀
___
*mój Zakrzówek trzy razy ładniejszy! Co najmniej trzy… ;D
Jolinku – Dzień dobry,
Oczywiście 10/10/10 jest datą magiczną, następna zdarzy się dokładnie za 100 lat, jednak na wyjaśnienie magiczności tego wydarzenia musimy poczekać aż Placek wstanie. On nam to wytłumaczy.
O, i a cappella już wstała. Dzień dobry.
Zdjęcia piękne. Ja jestem zauroczony światem, więc wszystkie widoki chłonę jak gąbka wodę, kiedyś na takiego mówiło się, że „ma szmergla”.
Przyjemnej niedzieli 🙂
Dzień dobry 😀 I dobranoc!… 😀
Tak, zauroczenie światem… ‚odkrycia’ wielkich spaktakularności i maleńkich (dostrzeganych tylko przez niektórych) uroków tuż za progiem —- to leczy, to uodparnia…
Palikotem to może bym chciał zostać, tylko jak mam zrobić fryzurę na żel jak w/w podczas swojego zjazdu. Jest jeszcze inny problem mam wszczepioną dożywotnio niechęć do gorzały.
Jednym słowem -żal.
Ani Palikotem ani bogatym nie zostanę.
Nawet barmanem ze względu na wygląd i odrazę też nie zostanę. Szkoda gadać .
Biedny Miś z hipoteką na głowie. Beee.
Pan Lulek albo spał całą noc albo pucował medale.
Piżama w orderach ?
Dom w kwiatach?
Przygotowania trwają?
bardziej mi Misiek chodziło o chwilową przemianę w celach … i dobrym być … 😉
Stare Dobre Małżeństwo, Dookoła mgła.*
Słowa Edward Stachura…
…jak długo pisana mi jeszcze włóczęga
mimo mgły widać, że mój klon mocno zsiniał-spurpurowiał od wczoraj – już nie tylko wierzchołek…
___
*jest kilka piosenek z motywem (do(o)koła mgła, ważnych dla mojego pokolenia… nie tylko ‚turystycznych’ zresztą… 🙂
a cappella tyle zdjęć mam jeszcze Twoich do zobaczenia .. na wieczory zimowe trzeba też coś mieć … 🙂
Spokojnie, Jolinku… (tego faktycznie jest dużo 🙄 ) – sprostowałam ów „Zakrzówek”, bo gdyby tu jakiś Krakus zajrzał – mógłby mnie oskarżyć o dezinformację… 😉 😀
Panie Lulku,
tę durną godzinę już kiedyś opisał Pilch w „Pod mocnym aniołem” bodaj…
„szósta rano, czy szósta w południe?”.
O wieczornej szóstej nie wspominał ;).
Czytam biografię Kapuścińskiego (Domasławski). Jestem mniej więcej w połowie tej całkiem obszernej książki, znane mi są kontrowersje, jakie wywołała. Dla mnie to fascynująca lektura, przybliża mi postać autora.
Pyra czasami powtarza, że lepiej nie wiedzieć, lepiej nie to i tamto, ale ja nigdy nie stawiam moich bohaterów na piedestale, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a nie aniołami „pod mocnym aniołem”, albo tym słabym raczej.
Dawno, dawno temu, w czasach bardzo szkolnych i kawałek potem, chciałam być dziennikarką. Taką, co to po swiecie się włóczy i tak dalej, jak Kapusta… I wiem, że żeby być tu czy tam, zdobyć informacje takie czy inne, zaprzedałabym duszę diabłu.
Dziennikarz nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego, pisze tak, jak widzi i jak czuje, jest zawsze w środku akcji, pisze raporty, nie ma czasu na nic innego, jego obowiązkiem jest… donosić (jakkolwiek by to brzmiało).
Osobiste refleksje Kapuściński przekazał w książkach – jest to doskonała literatura, u mnie na najwyższej półce.
Jolinek zadała temat. 10.10.10
Faktycznie, interesujące, co z tego wyniknie!
Tymczasem idę dospać 🙂
ale Nowy będzie 11.11.11 i godz. 11.11 .. tylko tak jakoś groźnie te jedynki wyglądają … a i następne takie i śmakie cyferki zobaczymy jak dożyjemy …
z wszystkich cyferek świata najbardziej lubię te na moim koncie… nieoryginalnie…
oryginalnie – numeru konta podawać nie będę… jednak… 🙄
Jolinku,
oczywiście – dożyjemy, tym łatwiej, że a cappella nam cyferek z konta użyczy.
A w ogóle to:
http://www.youtube.com/watch?v=-3aHpiuizrs&feature=related
Na mnie juz najwyższy czas, ale ja jestem nocny marek!
Do później 🙂
cyferki szczęścia nie dają… nawet zdrowia nei zawsze… 🙄 😉 😀
Nowy – 10.10 – Dziecko, Małgosia.
Śpij spokojnie.
najważniejsze to otaczać się przyjaznymi ludźmi .. to na całość da radę pójść .. 😀
Jolinku
na całość to może i da radę (nie mam doświadczenia 😉 ), ale aby przykładowo dać radę na Liptów pójść – cyferki kontowe przyjaznego ludzia powinny (a nawet muszą) się ustawić w przyjazną liczbę 100,00* — absolutne najminimalniejsze minimum, czyli cena benzyny na taniej stacji… 🙄
___
*pisownia polska – jak można dawać przecinek przed wartością dzisiętną – nie wiem… im dłużej używam polskich kont, tym bardziej nie wiem… 😉
a może przyjazny człowiek podwiezie za uśmiech … 😉 .. ja mam z głowy te takie stacjowe problemy .. auta niet .. prawa jazy niet .. ale zdrowe i zgrabne nogi mam na szczęście … 😉
ten przecinek to chyba z Excela bo tam się tak zapisuje liczby z ogonkiem .. 😉
też bardzo dużo i z sukcesem autostopowałam – z krk do Domu, po Polsce i po całej Europie… ale tylko niekiedy jest się podwożoną dokładnie do celu… albo obwożoną cały dzień (jak np. my z koleżanką po rejonie Myken i Epidauros w Grecji)… zazwyczaj stopowanie zabiera jednak wiele czasu, który można spędzić milej… (i nie pozwala na precyzyjniejsze planowanie).
…poza wszystkim driving is much more fun than being driven* – absolutely!!! …a jeśli jeszcze ktoś z równym funem funduje benzynę… 😀
*prowadzenie-wiezienie znacznie przyjemniejsze niż bycie wiezionym — bywa – koryguje B niejaką Margaretę Taczerową
Przecinek przed wartością dziesiętną to zasada pisowni polskiej, angielska jest odwrotna, by nas do szału doprowadzać.
Witam Blogowisko i informuję, że 10.10.10 od godziny 10:10 „Klarcia” świeci tak samo pięknie, jak przed tym „magicznym” zbiorem dziesiątek. 😆 😆
A’Capello, piękne zdjęcia. 😀 A jak np. w UK zaznaczają cyfry dziesiętne?
Jolinku, ja też jestem piechur. 😉 Ale nogi jakoś nie zauważyły tego faktu i nie chcą być zgrabne. 😉 😀
Ostatnim samochodem w naszej rodzince była Tatra i „zniknęła” 3.IX.39r. To jest jeden z wielu przypadków, które mnie nie „ruszają”, w myśl mojej życiowej zasady, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. 😀
Jak patrzę na moich zmotoryzowanych przyjaciół (szczególnie mężczyzn), którzy mają ogromne problemy z krążeniem w nogach, to nawet się cieszę, że nie mam autka. Jak się znam, to pewnikiem bym z niego też nie wysiadała. 😉
Jeszcze w zielone gramy
Przez kolejne grudnie, maje każdy goni jak szalony,
A za nami pozostaje sto okazji przegapionych
Ktoś wytyka nam co chwilę
W mróz czy upał, w zimie, w lecie
Szans niedostrzeżonych tyle
I ktoś rację ma, lecz przecież
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany,
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną,
Jeszcze zimowe śmieci na ogniskach wiosny spłoną,
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze wzrok nam się pali,
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie,
Ale na rozpaczy dnie jeszcze nie
Długo nie
Więc nie martwmy się, bo w końcu nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa:
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany,
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą,
Lecz ta, która w przepaść rwie jeszcze nie
Długo nie
Jeszcze w zielone gramy –
Chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nieraz już w dół runął
„Jakby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął!”
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy
Lecz w tej, co się skończy źle jeszcze nie
Długo nie
http://www.youtube.com/watch?v=QkmR2wB4eVU
Misiek takim Cię lubię … 🙂
podsłuchuje Chopina .. 🙂
Przed chwilą wysłuchałam „Jeszcze w zielone gramy” radiowej jedynce. Śpiewała M. Umer (chociaż ja wolę wykonanie W. Młynarskiego). Stwierdziłam, że powinno się od czasu do czasu tego posłuchać i „nie ulegać przedwczesnym niepokojom”.
Przy okazji, z audycji, dowiedziałam się, że Jeremi Przybora osobiście powierzył M.U. listy od A. Osieckiej, ze wskazaniem, żeby się nimi zaopiekowała jako kawałkiem dobrej literatury (co wg M.U.miało znaczyć, że powinny ujrzeć światło dzienne). Jeżeli rzeczywiście takie było życzenie J.P. to trochę mnie to uspokoiło. Jak się dowiedziałam, że wydana została książka „Listy na wyczerpanym papierze” (jakiś czas temu była o niej mowa na blogu) to odczuwałam niesmak, że takie osobiste rzeczy ujrzały światło dzienne.
Doroto z Poznania,
mnie się wydaje, że osoby publiczne liczą się z tym, że wszystko, co się da o nich opublikować, będzie opublikowane. Mało tego, wydaje mi się, że oni nawet tego pragną. Nikt nikomu nie zostawia bardzo osobistych zapisków, listów i tak dalej bez jakiegoś pomysłu, takie rzeczy zwyczajnie się pali w kominku i trzyma się w pamięci, dla siebie.
Chętnie bym te „Listy na wyczerpanym papierze” przeczytała…
http://www.youtube.com/watch?v=CXdfI8lPmyE&feature=related
Magiczna data: 10.10.2010 (godz. 10:10)
Czekam z wypiekami na twarzy, u mnie dopiero 9:21….
Witajcie,
Osobisty mnie popędza więc dorzucam kolejną część zdjęć i wspomnień.
Szosa Transfogaraska, to druga pod względem wysokości po Transalpinie w Rumunii ? w najwyższym punkcie osiąga ok. 2050m. Jadąc od południa (Wołoszczyzna) niesamowite widoki i… niezłe dziury w drodze. Pod szczytem tunel zamykany na zimę (stalowe wrota). Za tunelem plac targowy przy którym rzecz jasna się zatrzymaliśmy na dłużej i zaopatrzyliśmy w małe co nie co. Postój oczywiście płatny. Droga w dół (w stronę Transylwanii) kojarzy mi się z mgłą, smrodem palonych hamulców (to nie tylko moja sprawka!) i potężną dawką emocji.
Na noc zatrzymaliśmy się w Cartisoarze, pierwszej wiosce po zjeździe z trasy. Sama wioska nie jest malownicza ale widoki na góry Fogaraskie ma. Przed kolacją zaliczyliśmy spacer, tradycyjnie zahaczając o cerkiew (Osobisty nie odpuścił 😉 ). Sam cmentarzyk mógłby stanowić niezłe źródło wiedzy dla etnografów ? zdjęcia nagrobne pokazują postacie w strojach ludowych.
Po powrocie do pensjonatu rzuciliśmy się na mamałygę (Mămăligă cu brânză şi smântână) i mici (rumuński odpowiednik kebabcze 😉 ). O ile sama mamałyga nie zachwyca smakiem, o tyle ten ser i ta śmietana ? mmmm….
Na śniadanie gospodyni przygotowała nam omlet z kaszkawałem i dodatkiem pasty z papryki domowej roboty.
Pensiunea Casa Duse – ja tam jeszcze wrócę !
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/TrasaTransfogaraska#
Pilnuję „magicznej godziny”…z mojej strony Wielkiej Kałuży.
I smażę konfitury żurawinowe.
Żurawie już odleciały stąd…poszukać ciepłych stron, powrócą z wiosną na jeziora (zaszczepanikowało mi się, kormorany też odleciały).
Jest piękny, słoneczny dzień, kolory jak w bajce, na termometrze w cieniu 13C.
Konfitury na malutkim ogniu, żurawina w mocniejszych temperaturach lubi pękać z hukiem i rozpryskiem, więc na początku traktuję bardzo łagodnie.
Zdaje mi się, że mi się udało, ale z lekkim poślizgiem (też „10”), bo jednak natychmiastowo i w tej sekundzie nie da sie wysłać.
No ale jednak…
Rozmawiałem przed chwilą ze specjalnym wysłannikiem z CK stolicy do lazaretu na zachodnich rubieżach imperium otomańskiego lub jak kto woli na granicy silnych wpływów Cesarstwa Austriackiego. Rozmowy trwały. Templariusze górą 🙁
Emisariusz wraca do stolicy.
Alicjo u nas też piękny dzień .. słonko bez wiatru i czuje się na plecach oddech lata ..
ewa tam mnie nie było a tych placów targowych to Wam zazdroszczę trochę bo też lubię buszować wśród straganów ..
Misiek takie życie ..
podczytuje sobie starą Agatę Ch. .. .. jakoś teraz „Rande-vous ze śmiercią” fajniej mi się czyta, kiedy akcja się toczy w Jerozolimie i w Petrze gdzie sama też byłam ..
jutro lub wieczorem będzie trochę sprawozdań bo parę imprez u naszych blogowiczów ..
Alicjo też czarowałam o tej godzinie … 😉
Jolinku,
Ja już kombinuję jak by tam wrócić w przyszłym roku i zobaczyć nieco więcej… ;-).
faktycznie u nas drogo i ciuchy i kosmetyki .. 🙁
http://forum.gazeta.pl/forum/w,567,117357285,117357285,Ceny_w_Polsce_czyli_kto_tu_oszalal_.html
a ja o tej magicznej godzinie jeszcze spalam, wstyd sie przyznac…
dzien caly magiczny i mocno refleksyjny dla mnie jednak jest, bo kolejny rok odhaczylam…
i dlatego moze refleksyjnie gotowalam sobie rosol, zeby sily na kolejne dni zebrac…
Magdaleno dużo kasy i zdrowia na te urodzinki w tym magicznym dniu … 😀
Ewo – z przyjemnością podróżuję z Wami po miejscach w których nie byłem.
Magdaleno , oznacza to toast o właściwej porze!
Po zapowiedzi Placka ja też czekałem na magiczną godzinę, ale jakoś Małgośki nie ma, ani dziecka. Teraz już nic nie rozumiem. 🙁
Magdaleno!
Czyżbyś była dzisiejszą jubilatką, a my o tym nic nie wiemy?! 😯
Jakiś toast trzeba w takim razie!
Nic się nie martw, jak Jolinek i ja czarowałyśmy o magicznej godzinie, to pewnie coś wyczarowałyśmy, a kto musi sie przespać, to musi 🙂
(Jolinek, w razie gdyby wyszło na złe, idziemy w zaparte, to Horpyna, nie my czarowałyśmy!).
Byl Pawel z Wiednia. Podal adres wysylkowy. Juz skonsumowany a ja moge zaliczyc sie do grona Templariuszy rzeczywistych. Podalem mysl wywieszenia przy wejsciu do budynku tabliczki, ze tutaj jest kolejna stacja.
Propozycja zostala przyjeta ze zrozumieniem. Brat Templariusz.
Pan Lulek
tak jest Alicjo .. 🙂
Muszę się poskarżyć, że od paru dni internet mi chodzi jak, z przeproszeniem, krowa na ocieleniu, noooooga za nooogą…. zaczyna mnie to lekuchno podkurzać, bo jakim prawem?!
Zacznę się chyba jutro awanturować, albo co…przy niedzieli dam spokój.
No, czasami mam ludzkie odruchy.
Alicja juz się przyznała, teraz zwala na Horpynę.
Tutaj też piękna pogoda. Szkoda dnia. Jadę.
Panie lulku!
Skonsumował Pan Pawła?! Toż to kanibalizm!!!
dzisiaj zabawne zdania słyszałam w babskim programie … jedna o „ciąży spożywczej” u panów i że, podobno wystarczy by facet miał poczucie humoru i kasę .. 😉
Z dużej litery miało być – Panie Lulku.
Pora na wymianę klawiatury, albo sobie paluchy nadwyrężę, toż w to trzeba walić jak w fortepian przy ognistym kawałku, jak choćby to…
http://www.youtube.com/watch?v=ElXTywiTam8&feature=related
Zagladam tutaj bo to przyjemnosc 🙂
Jstem po jednej wizycie i tuz przed druga. Malgosia (czyzby Placek wiedzial??) juz jest w pociagu i wkrotce przyjedzie. Bedzie milo bo jest przyjazna ( Jolinek 9:26, zgadzam sie z Toba).
Misiowi2 dzieki za zielone.
Alicjo (14:49), tez mysle, ze ludzie znani, zostawiajac osobiste zapiski, licza sie z mozliwoscia, ze beda obublikowane. Wychodza teraz we Francji „Fragmenty (albo zapiski)” Marilyn Monroe. Zawieraja jej listy, zapiski, komentarze na temat lektur (duzo czytala!), wiersze. Zdecydowala sie na te publikacje wdowa po Strasbergu, wykladowcy Marilyn w Actor’s Studio. Laczyla ich przyjazn i jego wyznaczyla jako spadkobierce.
Magdalenie najlepsze urodzinowe zyczenia!
Czy ktos wie jak sie czuje nisia? Wyjezdzala z domu oslabiona a tydzien miala wypelniony spotkaniami, wykladami.
Nowy,
Zawsze do usług 🙂
Alicjo, popatrz (i posluchaj) jak ten mlodzieniec paluchami po gitarze…
http://www.youtube.com/watch?v=S_LN1jaRXYw&p=0A06E531F33F2CB7&playnext=1&index=45
Alino,
to był jeden z wspaniałych kanadyjskich gitarzystów, niewidomy, nie udało mu się dożyć lat średnich. Pięknie grał, byłam na jego koncertach, z gitarą wyprawiał cuda. Nie jest to najlepszy kawałek, ale tylko to mi sie udało znaleźć na youtubie. A koncert na żywo, w niewielkim klubie – nie do wyobrażenia, jeśli ktoś lubi gitarę, oczywiście. Grywał ze Stevie Ray Vaughnem i Claptonem, to już o czymś świadczy 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=MJh3KaIKDAw&feature=related
Santany oczywiście nie wpisuję… osobna kategoria 😉
http://www.youtube.com/watch?v=q5a0OAtzrXE
Wróciłam właśnie z działki i patrzę co na blogu przybyło.
Alicjo (14.49) masz rację. A dowiedziałam się też, że mają być wydane dzienniki AO i jej korespondencja z innymi jeszcze osobami.
Natomiast M. Umer przytoczyła w programie (i też u siebie na blogu) taką, nie wiem jak to nazwać, anegdotę z życia wziętą:
Rzecz działa się w Empiku.
„- Dzień dobry, czy są „Listy na wyczerpanym papierze”?
– Nie mam pojęcia, zaraz sprawdzę.A jaki autor?
– Osiecka … Przybora …
– Podwójne nazwisko, tak?” 😯
Magdaleno urodzinowa (wszystkiego, wszystkiego najlepszego). Jeżeli mieszkasz w Polsce to magiczna godzina będzie jeszcze wieczorem (10.10 i 10 sekund). Tak dzisiaj pocieszał w radio, tych co przespali, pan spiker. Rację miał.
Alicjo, dzieki, szczegolnie za „why my guitar gently weeps”, dawno nie slyszalam. A teraz wybywam na dworzec.
Milego wieczoru!
Magdalenko nasza przeurocza, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, szczescia, milosci i powodzenia!
za zdrowie wszystkich … 😀
dziekuje najpiekniej 🙂
Magdaleno,
Serdeczności 🙂
Magdaleno, wszystkiego dobrego! Sto lat!
Jolinek,byłaś w Petrze? bo ja też 🙂 z Selctoursem który dopiero co zbankrutował, a takie dobre biuro było…
podobało mi się,wogóle lubię Jordanię, mają ładną królową 🙂
Magdaleno-wszystkiego dobrego
Czego?!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4547.jpg
(Henryków 2010)
marzeno byłam .. też mi Jordania bardzo się podobała .. bardzo mili ludzie .. 🙂 .. ja byłam z Triadą ale półsłużbowo tzn. na zamówienie mojej dawnej firmy zrobili wyjazd na miarę .. do Egiptu, Izraela i Jordanii ..
Szczęśliwych urodzin Magdaleno.
Nowy – Małgosia to moja córka, 10.10 to data jej urodzin.
Alicjo – Twój smutek, mój smutek.
Pogoda jest tak piękna, że niedługo białe niedżwiedzie będą drzemały w cieniu rozłożystych palm. Thanksgiving Day wigilia.
u Doroty nowy sklep otwarto ..
http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/kochhaus-czyli-zdrowy-apetyt-na-martwa-nature,1541507,6806
Placek to szczęścia worek dla córci … 🙂
a u nas trzeba otworzyć restaurację dla tych na Dukanie … 🙂
do jutra .. dobrych snów .. 🙂
Magdaleno, szczęścia i radości!
Placku,
nie załapałem, przepraszam.
Ale za to teraz dla Twojej Małgosi i Magdaleny – spełnienia wszystkiego czego sobie tylko życzą!
Smakowitych snów Jolinku.
Nowy – To moja wina. Frog in my throat.
Za Wasze zdrowie.
Wasze zdrowie!
Zgarniam konfitury do słoiczków, przy okazji otworzyłam butelkę wina. Przecież nie będę pić zdrowia wodą bąbelkową 🙄
Obiecałam niegdyś relację ze spotkania z piwnymi pierożkami. Nie sama co prawda, ale mój dzielny wysłannik Basia spróbował i opisał jednym słowem: gross!
http://picasaweb.google.com/WandaTX/PiwnePierozki?authkey=Gv1sRgCMbD1aLnkse6iQE#slideshow/5526627596978167890
Łoj!
A co to?! Idę spać, środek nocy podobno 🙄
dzień dobry .. 🙂
Alicjo miłych snów … wczoraj wszyscy balowali to w nocy dobrze spali …
bardzo dobrego tygodnia .. 😀
Zlapalem oddech i nie popuszcze.
Pan Lulek