Eros lubi siedzieć przy stole

 

Parę razy pisałem o wpływie dobrego jadła na życie erotyczne. Wywoływało to zwykle ciekawą rozmowę z większością blogowiczów. Prym wiódł w tej mierze Pan Lulek. Mam nadzieję, że przy jego ożywieniu w ostatnich dniach i tym razem zabierze głos dzieląc się z nami swymi niebanalnymi spostrzeżeniami. Jako inspirację do wynurzeń przytoczę fragment cytowanej i popularyzowanej ostatnio przeze mnie  książki Eleny Kostioukovitch „Sekrety włoskiej kuchni”:

„Gdziekolwiek spojrzeć, kuchenne słownictwo kipi od erotyzmu. Cały świat zna deser tiramisu, sławne są też baci Perugina. Niewiele osób wie, że w 1922 roku, gdy wynaleziono te czekoladki, poproszono futurystycznego poetę, żeby wymyślił dla nich nazwę – w tamtych czasach zdarzało się to często. Starając się wyłowić jakąś ludową tradycję, futurysta ten natychmiast  znalazł dla nich bardzo agresywne określenie cazzotti („szturchańce”, lale cazzo to wulgarne określenie męskiego członka); dopiero po kilku latach właściciel fabryki, Giovanni Buitoni, przechrzci! je na baci (pocałunki) i zaczął wsuwać do każdego opakowania karteczkę z ckliwym tekstem.

W obrazowej i żywej gwarze toskańskiej nawet bułce przypisuje się zdolność do „zajścia w ciążę” po „zgrzeszeniu” z plasterkiem szynki (przygotowała mu dwie ciężarne bułki, które w krajach pozbawionych seksualnej wyobraźni nazywają sandwiczami).

„Żenią się” smaki lodów w rożku i jarzyny w sałatce.

W kuchni neapolitańskiej obecna jest minestra maritata („ożeniona” zupa), to znaczy zupa jarzynowa z mięsem. Element wegetariański ma charakter pokutny, pełen „bojaźni bożej”, a zupa jarzynowa jest wolna od grzechu. Trafiając do tej postnej zupy, mięso wprowadza zmianę, którą pojmuje się jako utratę dziewictwa, stąd myśl, że zupa „się żeni”. Analogiczne znaczenie ma nazwa maritozzi, słodyczy o zdecydowanie fallicznym kształcie. A o sfałszowanych produktach żywnościowych mówi się, także w oficjalnym słownictwie sądowym, że są adulterati (od adulterare – „fałszować”, ale również „cudzołożyć”).

Nazwy niektórych czynności kuchennych nabierają w języku potocznym podwójnego znaczenia, który odsyła do sfery erotycznej. Według słowników wyraźnie seksualne są aluzje zawarte w zwrotach intingere il biscotto (umoczyć biszkopt) albo menare la polenta (czasownik menare ma wiele znaczeń, m.in. „wodzić za nos”, „poruszać”). Ale także w sensie dosłownym czynności te budzą szczególne skojarzenia. Na obrazie Pietra Longhiego – La polenta (Ca’ Rezzonico, Wenecja) można zobaczyć podniecone pokojówki, które nalewają z garnka płynną polentę na tle białego płótna rozciągniętego na stole. Obraz oddaje zarówno uwodzicielski wdzięk kobiecego ciała, jak i zapał wkładany w owo nalewanie polenty na talerz. Równie dużo żywej zmysłowości kryje się w innym weneckim dziele, tym razem teatralnym: chodzi o dialog Rosaury i Arlekina w komedii Carla Goldoniego La donna di garbo (Układna kobieta, 1743). Rosaura przyrzeka przyrządzić Arlekinowi treściwą polentę:
– Posłuchaj: zaczekamy, aż wszyscy pójdą do łóżka, także ten sprytny Brighella, na którego nie mogę patrzeć. Potem oboje pójdziemy po cichutku do kuchni. […] Kiedy woda zacznie szumieć, wezmę trochę tego proszku ślicznego jak złoto, który nazywają żółtą mąką, i powoli będę jej dosypywała do garnka, a ty będziesz robił w nim kijaszkiem bardzo zręczne kółka i kreski. A gdy zawartość już zgęstnieje, zdejmiemy garnek z ognia i zgodnie, każde z łyżką w dłoni, przelejemy ją z garnka na talerz. I nałożymy na nią mnóstwo świeżego, żółtego i delikatnego masełka, a potem tyle samo tłustego, żółtego i miałko utartego sera…
– Och, bądź cicho, kochana, bo zaraz zemdleję.
Nie przypadkiem słowem polenta zastępuje się w zwrotach wykrzyknikowych Madonnę, której wzywanie „nadaremno” jest zabronione (Santa polenta!).”

I tyle cytatu. Teraz pora na ciekawą rozmowę.